Naprawdę prosty sposób na wyjście z dołka

Wiem, jesteś w dołku. Wszystko jest bez sensu. Nie tak miało być. Nie w tym miejscu miałeś się znaleźć.

To boli. To dezorientuje. Nie wiesz co możesz zrobić, nie wiesz jak się odnaleźć. Najchętniej zamknąłbyś się w czterech ścianach, schowałbyś się przed całym światem. Zasłonił okna, zamknął drzwi.

Jak mówi pewne piosenka, którą pamiętam z czasów zamierzchłej młodości: Chce być sam, chcę być sam, zostawcie mnie, odczepcie się.

Być może twój dołek wygląda nieco inaczej. Może zamiast chować się w czterech dobrze znanych ścianach wybierasz inne skrytki: alkohol, prochy, chętne dziewczyny / chłopcy, codzienną pracę do północy, niekończące się rozgrywki komputerowe… Na jedno wychodzi: jesteś w dołku.

Wszystko jest nie tak. nie czujesz się w swoim życiu jak u siebie. Nie czujesz radości, spokoju, bezpieczeństwa,  przynależności, samorealizacji… Wolisz się schować, odciąć, odseparować.

Czy jest jakaś prosta rada na wyjście z dołka?

Jeżeli jesteś w dołku - porozmawiaj z kimś

Wyjdź do ludzi. Nie mam na myśli czegoś metaforycznego.

Mówię o czynności fizycznej.

Idź tam, gdzie przebywają ludzie. Najlepiej ludzie, których jeszcze nie znasz (albo nie znasz ich wszystkich). To może być kawiarnia, jakieś szkolenie, konferencja, spotkanie. Chodzi o miejsce, w którym ludzie rozmawiają ze sobą i w którym możesz się do rozmowy przyłączyć.

Znajdź się w tym miejscu i obserwuj. Jeżeli jesteś śmiały zagadaj lub dołącz do rozmowy. Jeżeli nie jesteś, na początku tylko obserwuj. Gdy poczujesz się nieco pewniej odezwij się. Być może będziesz się czuł nieporadnie. Być może będziesz to musiał zrobić wbrew sobie.

Nie przejmuj się. Nic nie szkodzi. Możesz być nieporadny, drętwy i niemodny. Nie szkodzi, tak długo póki nie będziesz ciągle o tym myślał.

Najważniejsze, żebyś słuchał. Patrz na ludzi, słuchaj, zadawaj pytania.

Pytaj o rzeczy, które cię interesują. Pytaj o to, jak widzą świat, kim są, jakie mają marzenia i plany. Nie bój się pytać o ważne rzeczy.

Pamiętam, rozmawiałem kiedyś z nowo poznaną nauczycielką. Po kilku słowach zapytałem ją:

— Naprawdę lubisz to, co robisz?

— No wiesz – roześmiała się – od razu takie pytanie, bez żadnej gry wstępnej? A potem opowiedziała wyczerpująco co daje jej energię a co ją doprowadza do szewskiej pasji.

Oczywiście nie musisz zadawać tylko fundamentalnych pytań. Nie da się rozmawiać z ludźmi, gdy nie umiesz zadawać banalnych pytanek w rodzaju: Ile filiżanek kawy codziennie wypijasz? albo Straszny był tłok na drodze? Chodzi mi o to, by nie wycofywać się z ważnych pytań, by mieć odwagę je zadawać, np.:

— Co chcesz robić za parę lat?

— Co jest twoją mocną stroną?

— Co sprawia, że wciąż tu pracujesz?

Nie, nie napiszę ci listy pytań, jakie możesz zadać podczas rozmowy. Po pierwsze to nie tego rodzaju poradnik, po drugie to niepotrzebne.

Kieruj się nie scenariuszem, ale tym, co pojawia się w twoim wnętrzu. Ważne pytania pojawią się same. Jest tylko jeden warunek: że skupisz swoją uwagę na rozmówcy, że dasz mu szansę na to, by cię zainteresował. Jeżeli będziesz ciągle zajmować się sobą (jaki jestem nieszczęśliwy; jaki jestem sztuczny; jak drętwo prowadzę rozmowę; to i tak mi w niczym nie pomoże) żadne pytanie się nie pojawi.

Gdy będziesz rozmawiać skupiając się na drugiej osobie odkryjesz parę prostych rzeczy.

Po pierwsze świat jest znacznie większy niż twoje zmartwienia. Gdy siedzisz w czterech kątach i przeżuwasz zgryzoty może ci się wydawać, że wszystko kręci się wokół twoich problemów. To takie strasznie straszne, że sobie nie radzę, że podjąłem złą decyzję, że mi nie wyszło, że zmarnowałem okazję… Nie ma innej, równie strasznej, przerażającej rzeczy. Moje problemy są tak ciężkie, że zakrzywiają grawitację i cały wszechświat obraca się wokół nich. Albo nawet wydaje ci się, że wszyscy od razu widzą, że jestem do niczego, Cały świat krytykuje moje niedostatki.

Ale gdy zaczynasz rozmawiać, dostrzegasz, że to nie tak. Każdy z nas ma swój układ słoneczny. Każda planeta obraca się wokół swojego słońca. Czasem to słońce jest czarne i przytłaczające, czasem  złote i promienne. Czasem szare i nudne. Nikt nie kręci się wokół twojego słońca. Nawet ty sam nie musisz tego robić.

Po drugie Nie tylko ty masz niemożliwe do rozwiązania (ponoć) problemy. Nie tylko ty musisz sobie jakoś radzić. Nie tylko tobie jest trudno. Słuchaj ludzi a zobaczysz, że nie jesteś sam na świecie. Że nie jesteś jedynym, który musi się z czymś mierzyć.

Gdybyśmy zebrali grupę ludzi i poprosili by każdy kto ma jakiś problem położył go na środku, nie sądzę by ktoś tego nie zrobił. Nagle pojawiła by się góra problemów. A co by się stało, gdybyśmy potem powiedzieli:  „ A teraz każdy bierze z powrotem jeden problem i może wybrać jaki chce”?. Obawiam się, że każdy pobiegłby do swojego problemu, modląc się by przypadkiem nie dostać tych naprawdę wielkich, przyniesionych przez innych.

Nie sądzę by łatwo ci było znaleźć kogoś z kim chciałbyś się zamienić na problemy.

 

Po trzecie, każdy ma inny obraz świata. Niektórzy tak odmienny od twojego, że aż masz ochotę uznać ich za idiotów.

Ale moment, moment… Kto powiedział, że masz oceniać obrazy świata? To, że ktoś wierzy w kosmitów albo sztuczną mgłę, nie znaczy, że jest gorszy. Z jego perspektywy to twoja wizja świata jest poroniona.

– Nie, nie, nie – masz ochotę powiedzieć — przecież to ja jestem mądry, wykształcony i postępowy. Owszem, jesteś. Ale to nie znaczy, że twój umysł nie posługuje się arbitralnymi obrazami.

Popatrz na to, co ludzie mówią, jak na opowieść o ich obrazie świata – opowieść o sztucznej konstrukcji poznawczej, którą nakładamy na dane i fakty, po to by mieć jakieś poczucie sensu czy kontroli nad rzeczywistością.

To trochę tak jak z patrzeniem na chmury:

— O tam, tamta chmura to domek Baby Jagi cały ze słodyczy!

— Coś ty, przecież to smok, który atakuje rycerza w srebrnej zbroi!

— Nie, przecież to łąka pełna kwiatów!

Nasz umysł nie potrafi kontaktować się z rzeczywistością bez nakładania na nią obrazów. Funkcją tych obrazów jest redukcja chaosu i złożoności (przypadkowo rozmieszczonych chmur) w jeden prosty wzorzec (domek Baby Jagi, smoka, łąki).  To, jaki to będzie obraz jest efektem naszych doświadczeń, potrzeb czy emocji. Obrazy wypływają z nas, ale nie są ani rzeczywistością, ani nami.

Ile razy słyszysz jakąś szokującą cię brakiem logiki opowieść (powiedzmy jedną z tych o sztucznej mgle, ataku uzbrojonych kosmitów czy samolotach zrzucających zarazki) zamiast próbować zmieniać czyjąś wizję świata (masz na to niewielkie szanse) przypomnij sobie, że tak właśnie działa mózg: nakłada obrazy na rzeczywistość.

To, jaki obraz wybierze mózg w niewielkim stopniu zależy od rzeczywistości, w ogromnym od przyzwyczajeń jakie ma umysł.

Pomyśl, w jaki sposób sam nakładasz swoje obrazy. „Jestem porażką” – to obraz a nie rzeczywistość.

„Nic mi się nie udało. Jestem za stary. Jestem za młody. Nigdy mi nic nie wychodzi. Nie mam ręki do pieniędzy. Jestem beznadziejny. Nie sprawdziłem się. Zmarnowałem okazję Jestem złym synem / ojcem / mężem” – to obrazy w rodzaju sztucznej mgły czy ataku kosmitów. Te obrazy wydają ci się prawdziwe, bo jesteś do nich przyzwyczajony. Ale nie jesteś na nie skazany.

Co by było, gdybyś złożył wszystko w inny obraz? Gdybyś zamiast Baby Jagi postarał się jednak zobaczyć smoka ?

Czy ktoś inny (z inną  historią i innymi przyzwyczajeniami) mógłby opowiedzieć o wszystkim w inny sposób?

Skąd w ogóle wziął się ten obraz? Czy to efekt twoich obecnych emocji? Może to wpływ myślenia innych ludzi? Może to efekt potrzeb jakie masz w tej chwili?

Co jeszcze możesz odkryć w trakcie takich szczerych rozmów? To po czwarte: masz w sobie znacznie więcej niż myślałeś. Być może odkryjesz, że twoja rozmowa była czymś potrzebnym, a przynajmniej miłym dla kogoś.

Pomogłeś komuś słuchając go uważnie. Pomogłeś kiwając głową, uśmiechając się i chwaląc (np. proste: Podoba mi się jak o tym mówisz). Pomogłeś zadając pytania i słuchając uważnie odpowiedzi. Czasem pomogłeś dając jakąś radę (choć tego raczej unikaj, ludzie rzadko potrzebują rad, częściej chcą być po prostu wysłuchani).

Słowem, może odkryjesz, że twoja obecność jest darem.

I może wtedy przyjdzie ci do głowy, co warto zrobić by przerwać złą passę, w jakiej się znalazłeś. W jaki sposób powiększyć ten dar, jakim jesteś dla innych.

Nie, nie musisz być od razu zbawcą, uzdrowicielem, przełomowym wynalazcą czy rewolucjonistą. W zupełności wystarczy być kimś, kto wywołuje uśmiech czy poczucie ulgi.

Jeżeli napisałem to w sposób nieco niekonkretny: gdy jesteś w dołku, porozmawiaj z kimś. Idź gdzieś, gdzie można spotkać ludzi. Patrz komuś w oczy, zadawaj pytania, słuchaj odpowiedzi, staraj się zrozumieć obraz świata rozmówcy. Nie dawaj rad, nie pozuj na nikogo, nie przejmuj się tym czy jesteś taktowny, efektowny i gustowny, nie próbuj wywierać wrażenia.  Przez chwilę przestań krążyć wokół samego siebie. Reszta powinna przyjść sama.

16 komentarzy

  1. To prawda, często ludzie pogrążeni w samotności mają problem z wyjściem z dołka. A jednak warto się z kimś spotkać, kogoś poznać, porozmawiać. Wtedy problem jakby dzielił się na pół i znikał 😉

  2. Będąc z innymi, zaczynamy być dla nich- a przecież to główna przyczyna wszelakich dołków: poczucie bycia niepotrzebnym, zawadzającym, niewystarczającym.
    Przyjemnie się Ciebie czyta. Od razu zwiększył mi się poziom endorfin w organizmie 😉

  3. Witaj Zbyszku 🙂
    Czuję, jakbyś napisał ten tekst specjalnie dla mnie, dokładnie tych słów potrzebowałam.
    Siedzę zamknięta w domu, ze złamanym sercem i myślę: znów się nie udało, co ze mną nie tak..
    Dość! Szkoda życia, wyjdę do ludzi..
    Dziękuję i pozdrawiam 🙂

  4. Fajne podejście do problemu, zresztą nie pierwszy raz pokazujesz, że otwarcie na świat i drugiego człowieka to prawdziwe lekarstwo na nasze rozterki.
    Ja stosuję już nawykowo:) tzw. dietę wdzięczności. Kiedy wieczorem dziękuję, za… i za… i za…:) to uświadomienie sobie faktu, że wiele osób na świecie ma znacznie poważniejsze problemy na pewno nie pociesza, ale uczy szacunku i pokory.
    No i już tak bardzo na luzie, jak widzę co niektórzy wymyślają to na usta pcha się tylko jeden wywód, że niektórym od tego dobrobytu to się w dupach poprzewracało. Sorry za kolokwializm ale wielu ludzi naprawdę wymyśla sobie problemy:)

  5. Cyt.:”Co by było, gdybyś złożył wszystko w inny obraz? Gdybyś zamiast Baby Jagi postarał się jednak zobaczyć smoka ?”

    Myślę, że tak się rzeczywiście da, włączając się w życie, wsłuchując w innych, krótko mówiąc – będąc „obserwatorem”.
    Słuchałam ostatnio opowieści pań u fryzjera, niektóre opowiadały historie, które nie mieściły mi się w głowie , pojawiła się wówczas chęć skorygowania ich słów , wygłoszenia własnych mądrości…
    Nie o to jednak przecież chodzi, samo wysłuchanie (nawet niezgodnych ze mną spraw) , zrozumienie i wczucie się w sytuację tych osób -włączenie „lampki empatii” pozwala … zobaczyć smoki :), widzieć obrazy inne niż dotychczas, otworzyć umysł i chłonąć energię …

  6. Potwierdzam, że jest to najskuteczniejsza metoda, wyjście chociaż na godzinę ze swojego świata a rozejrzenie się dookoła potrafi zdziałać cuda i pomaga nabrać dystansu!

  7. Trafiłam tu nieprzypadkowo. Szukałam porad jak znaleźć siłę wewnętrzna . Pracuje w dobrej firmie handlowej. Jestem najmłodsza zatrudniona osoba w całej korporacji. Na początku sobie nie radziłam ze sprzedażą , zawalalam zadania dodatkowe . Bardzo mnie to gniotlo, szef dopiekal. Byłam wciąż zestresowana na zebraniach i kiedy tylko byłam o coś pytana publicznie ze stresu niemalże zawsze mówiłam coś głupiego i widać po mnie było niewyobrażalny stres. Szef to fajny człowiek i zastosował inna metodę – chwalenia. Faktycznie podziało. DzIS nie mam problemu z planami czy zadaniami . Zdyscyplinowalam się , żeby robić wiele rzeczy terminowo. Niby juz przeszłam to co najgorsze ale. .. w głowie wciąż jestem tą przerazona dziewczynka z przeświadczeniem, że wszystko robie źle. I wciąż szukam sposobu jak to zwalczyc. Jak przestać się przejmować tym co sądzę , że myślą o mnie inni ?

    • Bo o to chodzi by trafić na odpowiednich ludzi. Chciałabym by pochwały u mnie też podziałały. Ale u mnie niestety jest niemożliwe by przestać przejmować się tym co inni pomyślą tak samo jak niemożliwe jest pozbyć się niskiej samooceny, która raz wyrobiona nie zniknęła nigdy. Dało się ją zamrozić… na miesiąc, rok, pięć lat, nawet dłużej, ale i tak zawsze przychodzi taki moment, że pojawia się problem, nawet całkiem mały ale uderzający w najbardziej czułe punkty, który wszystko budzi i od nowa muszę wykopywać się z dołka, ale poprzednie sposoby już nie działają. Syzyfowa praca. Muszę uciekać od ludzi by bronić się przed sobą samą a jednocześnie lubię przebywać wśród nich, słuchać ich, obserwować, najlepiej stojąc z boku, jakby z ukrycia. Szukam chyba w ten sposób inspiracji, może siły, bo czasem zaświta mi w głowie nowy sposób na pokonanie dołka i zamrożenie niskiej samooceny i lęku przed oceną. Ale nigdy nie udało mi się tego zrobić na stałe. A gdy słyszę pochwały pod swoim adresem rodzi się we mnie wewnętrzny bunt.

  8. Chciałbym to móc zastosować w życiu. Problem jest taki, że od 12 lat mieszkamy z rodziną za granicą. Nie mam gdzie I do kogo pójść. Obcy język, mimo, że rozumię to nie to. Natomiast wakacje w Polsce to za krótko. Jak to rozwiącać. Jestem w takim wielkim dołku bez wyjścia.
    Przez te lata nie znalazłam żadnych przyjaciół I ludzi z którymi mogłabym porozmawiać. Proszę o pomoc.

Skomentuj SamorozwijalniaAnuluj odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *