Nie musisz się aż tak bardzo starać

Ten tekst jest inny. Nie jest przepracowany, przemyślany, kilkukrotnie zredagowany. Zapewne jest w nim sporo błędów. Zapewne znowu dostanę dobre rady od stroskanych czystością języka naszego ojczystego („Twoje teksty potrzebują redakcji, z chęcią się tego podejmę, jedynie sto złotych za akapit. Podaję numer konta…). Ujmijmy to tak. To nie są teksty / artykuły / publikacje ani nic w tym rodzaju. To mój list do ciebie. Może cię kiedyś spotkałem. Może wiem jak wyglądasz, jak się ruszasz, jaki masz ton głosu; ale może nigdy się nie widzieliśmy. Nie ważne. Tak, czy inaczej to mój list do ciebie. Mój szczery list, który piszę z przyjemnością.  

Siedzę w kawiarni. No dobra, nie do końca to kawiarnia. McDonalad. Deszczowy, mglisty poranek za oknem, na uszach jazz z Afryki (pianista Abdullah Ibrahim). Stukam w klawiaturę. Cała przyjemność kosztuje mnie 3,5 zł (kawa + zwinięta w coś jajecznica). Tyle co nic.

Żaden wysiłek, żadnego zmęczenia, żadnego napięcia.

Całe dorosłe życie starałem się. Starałem się bardzo, bardzo i jeszcze bardziej. Naszym  życiem rządza reguły czy prawa psychologiczne. Rzadko jesteśmy ich świadomi, jednak to one decydują o tym, co robimy. One decydują o tym, co spostrzegamy, one decydują o tym, gdzie się znajdujemy. To one konstruują nasz świat.

Jeżeli chcesz zmienić swoje życie, jedną z bardziej przydatnych rzeczy jest poznanie swoich reguł.  Te reguły czy prawa nie maja postaci słów, nie są nigdzie zapisane. Są głębsze niż słowa. Możemy jednak wyrazić je za pomocą słów. To nie jest to samo, ale lepsze to niż nic.

Moja reguła brzmiała: Jeżeli się będę bardzo, bardzo starał, jeżeli będę starał się do zmęczenia i wyczerpania, ludzie mnie zaakceptują i będą szczęśliwi.

Długo by opowiadać skąd ta reguła się wzięła. Można by było sięgnąć do dzieciństwa, gdzie zabawa i lekkość była prawie zawsze przeciwstawiana nauce i pracy (Przestań się bawić, zacznij odrabiać lekcje!). Można by sięgnąć do nasze kultury: „Bez pracy (czytaj: znoju wysiłku, zmagania) nie ma kołaczy” , „Tylko dzięki ciężkiej pracy można gdzieś dojść” albo, z innej bajki, cytat który przyczepił się mojej głowy wiele lat temu: Rzeczy napisane bez wysiłku czyta się bez przyjemności. Ale mniejsza o genezę, to niewiele daje.

Najważniejsze jest to, że to reguła fałszywa. To czy ludzie cię zaakceptują nie zależy od tego, ile wysiłku włożysz w życie. Wysiłek jest w porządku. Zdolność do niego jest czymś cennym. Zgadza się, często jest tak, że rzeczy napisane  lekko i bez męki mówią o niczym i nie dają czytającemu żadnej przyjemności ani nie wnoszą w jego życie żadnej wartości. Ale wniosek: mój wysiłek, daje twoje zadowolenie, jest nielogicznym skrótem. Przecież ciebie wcale, ale to wcale nie obchodzi mój wysiłek. Gdy wypruję sobie żyły ciężko się starając, co najwyżej ze współczuciem pokiwasz głową: Biedy facet. Ale wcale, nie będziesz mnie przez to bardziej cenił, a na pewno nie będziesz z tego powodu bardziej szczęśliwy.

Nie jest ważne czy tekst, który ci dam będzie pisany z potem na czole, z samozaparciem, czy poprzedzę go drobiazgowymi przygotowaniami i czy zrobię dwadzieścia korekt. Nic z tego. Takie łatwe to nie jest. Wysiłek wcale nie jest gwarancją. Rzeczy napisanie z wysiłkiem czyta się często także bez przyjemności (podobnie jak te napisane bez wysiłku). Wysiłek nie jest tajną bronią. Nie jest sekretnym sposobem.

Nie chodzi o mój wysiłek. Chodzi o twoją korzyść.

Zaakceptujesz mnie, gdy dostaniesz ode mnie coś cennego. Gdy to, co napiszę pozwoli ci coś zrozumieć, coś zmienić, coś przestawić w swoim zyicu. Mój wysiłek czasem pomaga, czasem przeszkadza.

Nie chodzi o wysiłek. Chodzi o to, by dawać ludziom to, co im jest potrzebne.

Tak jest z pisanie, ale tak samo jest z każdą inną sprawą. Jeżeli będziesz się bardzo, bardzo starał, jeżeli będziesz dawał z siebie wszystko, jeżeli wyprujesz z siebie żyły… będziesz zmęczony i wyczerpany. I tylko to jest gwarantowane.

Lepiej przestać wierzyć w tą regułę i zacząć myśleć o ludziach i ich potrzebach.

Zacznij zadawać sobie pytanie:

– Co jest dla ludzie ważne?

– Co jest im naprawdę potrzebne?

– Jak mogę im pomóc?

–Czym mogę zmienić ich życie?

Gdy zaczniesz myśleć w ten sposób, gdy przestaniesz stosować skróty i uproszczenia (wysiłek -> jestem w porzo), zobaczysz, że wśród tego, co potrzebują inni są różne rzeczy.

Owszem, są takie, które całkiem sporo by cię kosztowały. Ale jest też wiele rzeczy, które nie kosztują cię wiele, albo nawet są dla ciebie przyjemnością, wytchnieniem i regeneracją. Możesz wybierać.

Kawa wystygła, akumulator się rozładowuje (następnym razem wezmę zasilacz).

Nie muszę się aż tak starać. Być może ta myśl będzie cenna także dla ciebie.

Pozdrawiam cię serdecznie,

Zbyszek

 

 

16 komentarzy

  1. Bardzo, bardzo, baaaardzo dziękuję za ten tekst.
    Dał mi dużo spokoju, a przyznaję, że czasem mi go brakuje – zwłaszcza, że przede mną ślub, kupno mieszkania, (pewnie też) zostanie rodzicem… 🙂
    Dobrze wiedzieć, że nie muszę wypruwać sobie flaków, żeby przez to wszystko przejść z uniesionym czołem. Serdeczne dzięki.

    • Mario, bardzo dziękuję za twój komentarz i bardzo się cieszę, że wniósł trochę spokoju.
      Same wspaniałe rzeczy przed tobą. Gratuluję 🙂 Masz rację, bardzo ważne jest by przez to wszystko przejść ze spokojem. Myślę, że to problem większości z nas. Gdy stajemy przed tymi wszystkimi wspaniałościami, jakie niesie nasze życie, spinamy się, staramy, dajemy z siebie wszystko, staramy się by wszystko się najlepiej udało… tymczasem najlepszą rzeczą jaką możemy zrobić jest cieszyć tym, smakować i pozwolić sobie na lekką spontaniczność. I właśnie wtedy gdy to robimy, wszystko, bez wysiłku wypada najlepiej. Trzymam kciuki by tak było u ciebie 🙂

    • A ja czegoś tutaj nie rozumiem. Czy ślub, potencjalne zostanie rodzicem, to są rzeczy, przez które „trzeba przejść z uniesionym czołem”? Czy to jest stresujący egzamin, czy coś, czego naprawdę chcesz? Może ty tego tak naprawdę nie chcesz, skoro podchodzisz do tego w taki sposób, a wmówiłaś sobie, że „tak trzeba” i to właśnie da ci szczęście?.. Bo ja mam wrażenie, że ślub – to jest już ukoronowanie tego szczęścia, posiadanie dziecka – zwielokrotnianie – ale NIE TWORZENIE…

  2. Dajesz do myślenia. 🙂 Sama trochę utożsamiam się z tym tekstem… Stoję przed wyborem dalszej drogi kształcenia. Z jednej strony wiem że prywatna uczelnia zapewni mi duży rozwój- mnóstwo praktyk, bogata biblioteka, specjalistyczny sprzęt na zajęciach, wiele wiedzy praktycznej i teorecznej która mogłabym przekazywać innym o wiele szybciej studiując zaocznie… Jednak z drugiej strony mgr po państwowej dziennej uczelni medycznej ( nie ważne że z barrrdzo ubogą pracownią, nie fajna atmosfera wśród pracowników, ubogim cv i kolejnymi 2 latami życia na rachunek rodziców) to dla wielu już ” coś”. Przynajmniej dyplomu sobie nie kupil… 😉 Coraz bardziej się zastanawiam czy naprawdę chciałabym pracować u kogoś dla kogo liczy się tylko panstwowy indeks i nic wiecej.

    • Agnieszko dziękuję za komentarz.
      Trudny dylemat. Dużo zależy od tego jaka jest rzeczywista różnica w możliwościach po jednej i drugiej ścieżce. Jeżeli po państwowej rzeczywiście masz więcej możliwości, czasem warto się dla nich pomęczyć.

      Ale ogólnie, moim zdaniem kluczowi są ludzie i atmosfera. Jeżeli masz pasję, jeżeli coś cię naprawdę interesuje, jeżeli nie chcesz się tym zajmować tylko dla pieniędzy (choć oczywiście pieniądze, jako jeden z dodatkowych celów to rzecz całkiem w porządku) to szukaj ludzi takich jak ty – z pasją, energią, rozmachem i odwagą działania. Państwowe uczelnie, mam takie wrażenie, to często ludzie wypaleni, ostrożni i kunktatorscy (przepraszam za generalizację).

      Nie sztuka pójść na medycynę (czy jakikolwiek inny kierunek). Nie sztuka nawet ją skończyć. Sztuka ją skończyć z większą pasją do tego kierunku niż miało się na początku. Niektóre uczelnie zamieniają pełnych zapału młodych studentów w znudzonych zawodowców. Ja bym Ci proponował przyjrzeć się na każdej z tych uczelni temu kto mógłby na niej zostać twoim mentorem. Czy jest tam wśród staffu jakaś osoba, która cię pasjonuje? Ktoś, kto osiągnął coś, co ty byś chciała? Może uda ci się z tą osobą jakoś skontaktować i porozmawiać? Jak nie, może uda ci się skontaktować z jego / jej studentami?
      Uczelnia jest ważna, ale jeszcze ważniejsze jest by mieć na niej jakiegoś mentora, kogoś do kogo można pójść, zadać pytanie czy porozmawiać. Czyli pytać się: na tej czy na tamtej uczelni, warto zadać sobie pytanie: u tego czy u tamtego profesora. To czego nauczysz się z podręczników jest ważne, ale najważniejsze jest to czego uczysz się w bezpośrednim kontakcie z mistrzem /mentorem.
      Trzymam kciuki za dobre wybory i pozdrawiam serdecznie 🙂

  3. Dzięki za ten tekst, taki od… podstaw.
    Wiele lat żyłem z podobnymi przekonaniami. Dziś wydaje mi się, że jasno widzę, iż „kopałem się z koniem”.
    Nie mogę zadziwić, że te proste zasady, które sprowadziłeś do czterech pytań są fundamentalne, a tak… jakby nie znane, być może zatarte przez to co się wokół dzieje. Przecież to „nic nowego”, prawda?

  4. Zamiast ciągłego starania się dobrze jest więcej eksperymentować i szybko porzucać eksperyment, gdy się nie udaje. Gdy chodzi o aktywność człowieka to mózg działa nadzwyczaj przewidywalnie: jeżeli robimy coś co mu się podoba to nagradza nas dopaminą. Na dłuższą metę jakakolwiek aktywność bez dopaminowych nagród jest udręką. Ci którzy pomagają innym robią to za szoty dopaminy. To brutalne, ale taka jest prawda. Kasa dopaminowa musi się zgadzać. PLNy oczywiście też muszą się zgadzać 🙂

  5. Jakie to niesamowite i ciekawe czasy kiedy można pisac listy do nieznajomych a ci nieznajomi mogą na nie odpowiadac. Może to jakaś nowa forma przyjaźni, kiedy o prawdziwą w „realu” tak trudno.
    Jak dobrze, że jest.
    Mogę także powiedziec: całe życie starałam się, starałam i starałam, musiałam kiedy inni mogli, pozornie dla swoich korzyści. Niestety nie potrafię poznac swoich regół. Nie wiem jak można je poznac, nazwac. Wiele lat temu nawet zaczęłam chodzic na terapię z psychologiem, chciałam żeby ktoś obiektywnie i fachowo mnie ocenił, nazwał moje reguły. Niestety jednak Pani psycholog nie wykazywała żadnej ochoty na interakcję ze mną. Moje pytania i rozczarowanie skomentowała mniej więcej stwierdzeniem, że jest wyłącznie po to aby pacjenta wysłuchac.
    Moi zdyscyplinowani rodzice często powtarzali mi tę mantrę o ciężkiej pracy, staraniu, itp. Choc w naszym domu nie brakowało humoru i radości to właśnie ciężka praca, staranie i cały ten mozół stanowiły o wszystkim co ważne. Jakiś czas temu przekonałam się, że nie muszę byc lubiana przez wszystkich a „nieodpowiednie” reakcje typu zbyt głośny śmiech dają uczucie dziecięcej frajdy i wolności na przekór wszystkim i wszystkiemu. Może nie odkrywam przysłowiowej ameryki ale myślę, że człowiek powinien byc prawdziwy i to jest najważniejsze. Wiadomo, że dotyczyc nas powinny zasady dobrego społecznego zachowania ale bycie autentycznym czyni nas kreatywnymi i daje poczucie szczęścia i wolności.
    „Harcerskie” zasady w których zostałam wychowana doprowadziły do tego, że opanowałam do perfekcji wychodzenie na przeciw potrzebom innych, obcych i bliskich. To niewątpliwie był i wciąż jest mój sposób na akceptację ze strony innych ludzi. To piękne i bardzo satysfakcjonujące pomagac, ja jednak na tej drodze zgubiłam siebie. Chciałabym teraz zrobic coś tylko dla siebie, przyjżec się bliżej kim jestem tu i teraz, co powinnam zmienic, w którym kierunku powinnam iśc. Trzy ostatnie listy przeczytane na egergiiwewnętrzej uświadomiły mi jak ogromą wagę przywiązujemy do opinii innych, jak bardzo zależy nam na akceptacji. Zaryzykuję stwierdzenie, że ludzie, dla których ważne jest osiągnięcie własnego celu za wszelką cenę stanowią większośc. Nie obchodzą ich inni i co się na ich temat myśli. Ważne jest to co chcą i sięgają po to bez względu na resztę. Dlaczego tylko ci, którzy
    borykają się poczuciem braku własnej wartości, bardziej wrażliwi tak bardzo zabiegają o ich akceptację. Czyżby w całej swojej subtelności nie potrafili ocenic prawidłowo rzeczywistości?
    Życzę sobie i wszystkim autentyczności. Bardzo dziękuję za list Panie Zbyszku, czekam na kolejny.

  6. Wszystko jasne, zrozumiałe i przejrzyste. Jest jedno ” ale”…..człowiek się ugruntuje, postanowi zakoduje, przekoduje czy jak kto woli to nazwać. Już wie, że nie musi się tak starać, nie musi czuć inaczej niż czuje, nikt mu nie mówi co ma czuć a nawet jak mówi to da radę czuć i myśleć nadal swoje…Wszystko idealnie. Można tak nawet kilka miesięcy, lat. Mózg ludzki jednak ma tą tendencję do powtarzania schematów. ( inaczej zapomnielibyśmy jak np. wiąże się buty. Na początku ciężko było się nauczyć, trzeba było zapamiętywać ruchy i te pętelki i przewiązywanki itp. a teraz? wskakujemy w buty raz dwa i jest. Zapominamy że wiązaliśmy buty i nie czujemy dumy z tego powodu ) Odnośnie do tego tematu opisanego przez Pana Zbyszka- można się ”przekodować” ale gdy nagle po latach nawet, wyjdzie sytuacja dobrze nam znana np. palacz może nie palić lata a nagle np. wyjeżdżał w góry, gdzie lubił zapalić na tarasie i nawet po latach zapali ( nie zawsze ale chęć przychodzi nagle) , ponieważ ma w mózgu schemat- góry- taras- fajki. Można walczyć , ale to jak wiemy wzmaga tylko siłę tego z czym chcemy walczyć. Co Pan myśli na temat schematów utartych w mózgu na bazie kodów? czy je też można usunąć i zastąpić nowymi?? czy jednak jest to niemożliwe???

    • Witaj Zbyszku,

      poruszasz kwestę akceptacji przez innych ludzi. No to…ludzie zaakceptują nas gdy będziemy spełniali ICH OCZEKIWANIA, żyli tak jak oni a najlepiej gorzej. Zaakceptują nas gdy będziemy myśleli tak jak oni, gdy będziemy im przyklaskiwać.
      Co jest dla ludzi ważne? Władza, kasa i seks – odwieczne namiętności żądzące ludźmi i światem.

  7. Bardzo ciekawe . Nie musisz się tak starać ??? Owszem zastosuję to u siebie ,zobaczymy . Bez przerwy się staram ale postrzegają to inaczej [pracodawca] , wciąż za mało ,pot czoło zalewa a im jest za mało , mam ”eldorado” podobno ,choć mnie samej nic o tym nie wiadomo , a dlaczego ?? Powiem tak , zdaniem tych ”większych” jestem sprzątaczką a ja uważam że wykonuję prace sprzątaczki ,to tak samo jak zapytać kogoś – jesteś autem ? No cóż nie przystoi sprzątaczce ”myśleć”.Marysiu ,ty nie myśl ty sprzątaj ,od myślenia to my jesteśmy .Pod wpływem takiego myślenia , Marysi prostują się szare komórki ,a może to z powodu ”zmurszałego już peselu?.

  8. Za sukcesem idzie najczęściej ciężki, długotrwały wysiłek lub przypadek. Jednego i drugiego nie widać w końcowym efekcie.

    Czym jest ten sukces, szczęście? Myślę, że tylko utopijną ideą. Ale będę tego szukał do końca moich dni.

  9. Miałam możliwość przekonania się o tym, że mój wysiłek nie przysparza wartości (efektów pracy, zadowolenia ludzi, mojego zadowolenia), jeżeli idę w niewłaściwym dla siebie (niezgodnym z moimi zdolnościami i zamiłowaniem) kierunku. Taki mój wysiłek przysparza jedynie irytacji, wyczerpania, złej atmosfery pracy i dodatkowej pracy innych (pomaganie mi, sprawdzanie, poprawianie). Ugh! Przysparzanie korzyści ludziom zależy nie tylko od tego, czy biorę się za pożyteczne czynności, ale także (może nawet głównie) od tego, czy te czynności mnie pasjonują i czy jestem w nich dobra. Czyli kwestia rozpoznania swoich umiejętności i zainteresowań – świadomość tego musi iść przed analizą potrzeb innych.

Skomentuj Zbyszek RyżakAnuluj odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *