Samodyscyplina – sztuka osiągania tego co najcenniejsze

Samodyscyplina jest podstawowym warunkiem osiągania ważnych dla ciebie celów. Jeżeli ci jej brakuje twoje talenty i zalety niewiele znaczą. Jeżeli ją masz – wystarczą przeciętne uzdolnienia by osiągnąć wszystko co ważne.

Pomyśl na czym ci zależy.

Może na doskonałej figurze (lub idealnie wyrzeźbionych mięśniach)? Może na dobrych relacjach z bliskimi, kochającej się rodzinie i grupie oddanych przyjaciół? Może na szacunku ze strony innych? Może na pracy, w której dobrze zarabiasz i jesteś uważany za cenionego specjalistę? Może na pieniądzach – chcesz być naprawdę bogaty i nie martwić się o to, co przyniesie kolejny dzień? Może na stworzeniu dzieła, które zachwyci ludzi i zmieni ich sposób myślenia? Może na tym by mieć wiedzę i lepiej rozumieć mechanizmy rządzące światem?

Czegokolwiek byś nie chciał, samodyscyplina jest niezbędnym warunkiem by to osiągnąć.

Tajemnica została odkryta? Nic podobnego. Każdy o tym wie. Często jednak nam się wydaje, że braki w samodyscyplinie uda się jakoś zatuszować.

Przecież mam w sobie tyle pozytywnych cech, przecież wystarczy mi inteligencja, spryt, charyzma czy pewność siebie. Może nie jestem mistrzem wytrwałości i samozaparcia, ale przecież jestem inteligentny, uzdolniony i pełen uroku!

Mamroczemy sobie coś takiego pod nosem i liczymy, że jakoś się uda zatuszować braki.

To pułapka. Nie jesteś w stanie nadrobić  braków w samodyscyplinie —  ani motywacją, ani sprytem, ani inteligencją, ani pewnością siebie, ani śmiałością.

Szczególnie szkodliwym nieporozumieniem jest przekonanie jakoby kluczem do sukcesu było mocne przekonanie o własnej wielkości.

Czy nie wystarczy wierzyć w siebie?

Obudź w sobie olbrzyma! — twierdzi Tony Robbins. Niestety, olbrzymia ilość badań przeprowadzonych w ciągu ostatnich kilkunastu lat pokazała ponad wszelką wątpliwość, że wysokie mniemanie na temat siebie samego i poczucie, że jest się olbrzymem, nie ma większego związku z prawdziwym sukcesem.

W jednych z międzynarodowych badań porównano na przykład wyniki testów matematycznych przeprowadzonych wśród uczniów szkół amerykańskich i azjatyckich. Amerykanie, jak można się było spodziewać, wygrali pod kątem wysokiej samooceny i wiary w siebie (odrobili zadanie obudzenia w sobie olbrzyma). Koreańczycy i Japończycy byli zdecydowanie mniej pewni siebie. Problem jednak w tym, że ich wyniki były zdecydowanie lepsze niż uczniów amerykańskich.

Okazało się, że być przekonanym o własnej wielkości wcale nie znaczy być wielkim.

To nie znaczy, że samoocena nie ma znaczenia. To nie znaczy, że nauczyciele, jeżeli chcą by ich uczniowie osiągnęli sukces, powinni podważać ich pewność siebie. Wysoka samoocena jest cenna (choć najlepiej by była także adekwatna). Jednak samoocena, bez samodyscypliny jest szkodliwa.

Inteligencja, spryt, charyzma, pewność siebie, talent… cokolwiek wymyślisz, nie ma znaczenia, jeżeli brakuje ci samodyscypliny. Bez samodyscypliny twoje zalety, choćby największe, nie liczą się.

Jeżeli masz samodyscyplinę, nie potrzebujesz być geniuszem, by osiągnąć to, na czym ci zależy. Wystarczy ci przeciętny, zwyczajny mózg. Charles M. Schwab, szef drugiego co do wielkości amerykańskiej firmy produkującej stal, człowiek który doskonale znał się na ludziach i potrafił nimi zarządzać, twierdził:

Większość tego co mówi się o super-geniuszach to nonsens. Odkryłem, że gdy gwiazdy odchodzą, pod ręką są zazwyczaj następcy, którymi można zapełnić ich miejsce. Są to zwyczajni ludzie, którzy nauczyli się przez upór i samodyscyplinę uzyskiwać pełną wydajność ze swojego przeciętnego, normalnego mózgu.

Samodyscyplina jest niezbędna nie tylko po to by osiągać sukcesy, ale także po to by przetrwać.

Kontrola siebie w mrocznym sercu dżungli

Samodyscyplina - H M Stanley
Henry Morton Stanley to dziewiętnastowieczny podróżnik, który znany był między innymi z odnalezienia zaginionego w środku Afryki doktora Livingstone’a (Doktor Livingstone jak sądzę? – to jego słynna kwestia przywitania).

Stanley odbył kilka wypraw, wszystkie były ekstremalnie trudne. Afryka były Czarnym Lądem, nie tylko ze względu na kolor jej mieszkańców, ale ze względu na brak wiedzy na temat jej geografii i panujące tam warunki.

Stanley i jego ludzie miesiącami przedzierali się przez gęstą dżunglę, brnęli przez błoto sięgające do pasa, byli kąsani przez muchy, mrówki i komary, cierpiąc głód, żywili się larwami, gąsienicami i mrówkami, cierpieli na wrzody, mieli ustawiczną dyzenterię, trzęśli się z zimna od malarycznej gorączki i byli atakowani zatrutymi strzałami przez tubylców. Stanley jednak szedł wytrwale do przodu. Tubylcy nadali mu przydomek Bula Matari (Kruszyciel Skał).

Pisał:

Komuś, kto nie przeszedł tego samego co my, trudno zrozumieć, jak intensywnie należy przestrzegać samokontroli, przez piętnaście godzin dziennie, żeby wytrwać w takim otoczeniu. Związane z nieustającym zagrożeniem napięcie nauczyło mnie przede wszystkim, że samokontrola jest bardziej niezbędna niż proch strzelniczy.

Stanley widział co działo się z angielskimi dżentelmenami — ułożonymi, eleganckimi i grzecznymi w ojczystym kraju, którym jednak brakowało samozaparcia.

Pozbawieni ram społecznych (herbatki o piątej, lampki wina czy szklaneczki whisky, książek, spotkań z przyjaciółmi, równo przystrzyżonych trawników itd.), zmieniali się w bestie porywające, gwałcące, odcinające głowy i zatykające je na pale i w końcu goniące w swoim szaleństwie.

Uratować się z tego piekła pozwalała jedynie samokontrola — pamiętanie o celu, trzymanie się w niezachwiany sposób swoich zasad, przestrzeganie własnych zwyczajów. Proch strzelniczy był oczywiście ważny, gdyby nie on, podróżnicy wiele razy padliby ofiarą ludożerców czy handlarzy niewolnikami. Ale samodyscyplina liczyła się jeszcze najbardziej.

To było jednak w XIX wieku, w środku Afryki. Czy dziś, w środku Europy ciągle jej potrzebujemy?

Samodyscyplina dzisiaj

Samodyscyplina w szalonych czasach

Wielu psychologów uważa, że samoregulacja (fikuśne słowo na samodyscyplinę) potrzebna jest dziś w niewiele mniejszym stopniu niż dwa wieki temu w środku Afryki.

Tak wiele osób przecież narzeka, że nasze czasy to chaos, zabójcze tempo, brak drogowskazów i niepewność. Gubimy się w napływającym zewsząd potoku informacji, zmieniającej się technologii, tempie życia, coraz to nowych rozrywkach, coraz to nowych obietnicach łatwego sukcesu. Brakuje nam przewidywalności, poczucia pewności, autorytetów którym możemy naprawdę zaufać. Może nie jest to mroczny środek Afryki, ale dość łatwo stracić swój kierunek i swoje zasady.

Znałem kiedyś bardzo zdolnego człowieka, pochodzącego z małego miasta w południowo-wschodniej Polsce. W jego mieście wszyscy się nim zachwycali. Miał tam troskliwych i prowadzących go za rękę rodziców i nauczycieli.

Dostał się na studia i wyjechał do dużego miasta. I tu zaczęły się problemy. Nie żeby mu nie zależało. Bardzo nie chciał nikogo zawieść, ale w tym nowym, wielkim mieście tyle było pokus, atrakcji i możliwości. Nikt cię nie rozliczał o której idziesz spać, nikt nie sprawdzał czy zajrzałeś do książek, nikt ci nie przypominał co masz robić i nikt nie przypominał co się dla ciebie naprawdę liczy.

Czas mijał szybko, przyszła sesja egzaminacyjna. Orzeł szybujący nad innymi zmienił się w zaskrońca, który ledwie, ledwie się przeczołgał.

— Co się stało? — zapytali ci, którzy znali jego wcześniejsze osiągnięcia.

— To jest za trudne… Tu jest znacznie większy poziom, nie za bardzo jestem w stanie sobie poradzić, chyba nie jestem aż tak zdolny…

Oczywiście kłopoty nie miały nic wspólnego ze zdolnościami, był to jedynie efekt braku umiejętności radzenia sobie z pokusami i samodzielnego kierowania sobą.

Jeżeli nasz zdolny uczeń opanuje sztukę samodyscypliny, jego umiejętności i zdolności poznawcze znowu zaczną się liczyć i znowu będzie mógł wzlatywać jak orzeł.

Jeszcze dwadzieścia, trzydzieści lat temu świat był przewidywalny i ułożony. Był jak małe miasto, w którym ktoś prowadzi cię za rękę i przypomina co masz robić, w co masz wierzyć i jak masz się zachowywać. Może te wszystkie wskazówki momentami były dokuczliwe, ale dzięki nim łatwiej było radzić sobie z impulsami.

Dzisiejsze czasy fundują nam przeprowadzkę do wielkiego miasta, w którym nikt nie prowadzi cię za rękę, każdy natomiast stara się do czegoś cię skusić albo na coś podpuścić.

Te straszne czasy? Nie, te wspaniałe czasy!

Czy, w takim razie, dziś jest gorzej niż kiedyś?

Tylko wtedy, gdy brakuje ci wewnętrznej samodyscypliny.  Bez niej twoje umiejętności, talenty, uzdolnienia czy nadzwyczajna wrażliwość się marnują.

Jeżeli jedyne czym dysponujesz to inteligencja i talent, dołączysz do tych, którzy narzekają, że przyszło im żyć w tak trudnych warunkach.

To nie inteligencja jest nam dziś najbardziej potrzebna, nie pewność siebie, nie charyzma, przebojowość czy umiejętności przywódcze. Wszystko to cenne rzeczy, ale im bardziej ci zależy na tym by ich nie zmarnować, tym więcej samodyscypliny potrzebujesz.

Zapotrzebowanie na samodyscyplinę rośnie z roku na rok. Jest coraz więcej pokus, rozrywek, rozpraszaczy i gadżetów. Coraz łatwiej zgubić się w natłoku rad, informacji i propozycji. Coraz łatwiej  pomylić nasze prawdziwe cele i wartości z nachalnymi zachętami sprzedawców, polityków, kaznodziejów, coachów i guru od rozwoju osobistego.

Jeżeli jednak masz w sobie samodyscyplinę, dzisiejsze czasy są wymarzone. Dzięki temu, że coraz mniej jest sztywnych, wytyczonych przez innych szlaków, łatwo jest znaleźć swoją własną, naprawdę odpowiadającą ci drogę.

Samodyscypliny brakuje

Niestety większości z nas samodyscypliny brakuje. Jeżeli czujesz, że nie jest to twoja najmocniejsza strona, nie jesteś osamotniony.

Gdy naukowcy poprosili ludzi o wybór spośród listy 24 cech (takich jak uczciwość, odwaga, skromność, optymizm, poczucie humoru, kreatywność, życzliwość itp.) tych, które stanowią ich mocną stronę, samokontrola znalazła się na szarym końcu.

Czy to nie jest moralizowanie?

Pewnie tak często słyszałeś, że samodyscyplina jest ważna, że na brzmienie tych słów ramiona same unoszą ci się do góry.

Wbrew takim odczuciom, to nie jest kolejne stwierdzenie moralisty, który poucza cały świat jak życie ma wyglądać. Nie obchodzą mnie pouczenia dla samych pouczeń.

Samodyscyplina jest ważna nie dlatego, że jest moralna, że pomaga społeczeństwu ani nic z tych rzeczy. Jest ważna z twoich własnych, egoistycznych powodów. Skąd to wiem? Z wyników badań prowadzonych przez psychologów.

Weźmy dwa badania z brzegu. Pierwsze z nich to słynny test Marshmallow.

Jak długo uda ci się nie zjeść tego cukierka?

Test Marshmallows

Marshmallow to popularny w Stanach cukierek piankowy –słodki kawał cukru i żelatyny, z wyglądu przypominający białą gąbkę. W latach sześćdziesiątych Walter Mischel, psycholog z Uniwersytetu Stanforda użył go jako narzędzie do badania poziomu samokontroli dzieci (rekonstrukcję tego eksperymentu można zobaczyć tutaj).

W tym celu zapraszał do swojego gabinetu czteroletnie dzieci (sam miał córki w tym wieku) kładł przed nimi dużego białego cukierka i wyjaśniał:

— Cukierek jest dla ciebie, możesz go zjeść w każdej chwili. Jeżeli jednak poczekasz chwilę aż wrócę dam ci jeszcze jednego, takiego samego.

Następnie dziecko zostawało sam na sam ze słodyczą cukierkiem. Trudna sytuacja. Przed tobą piękny, słodki cukierek, który aż prosi się by go zjeść. Uwaga sama na nim się skupia, poziom cukru we krwi automatycznie się obniża przez co ochota by go zjeść staje się jeszcze mocniejsza. Ale zaraz, zaraz, jeżeli wytrzymam chwilę, dostanę dwa cukierki! Przecież powiedział, że za chwilę wróci…

Tymczasem eksperymentator uważnie obserwował malucha przez lustro weneckie i mierzył czas.

Niektóre dzieci nie czekały długo i wpychały piankę do ust od razu, gdy badacz opuszczał pomieszczenie. Inne walczyły przez jakiś czas z pokusą by jej ulec po kilku minutach. Niektóre wytrzymywały całą wieczność (tzn. 15 minut, ale w tym wieku to nawet więcej niż wieczność), po której psycholog wracał z obiecanym drugim cukierkiem.

Badania same w sobie były ciekawe. Czas przez jaki dzieci opierały się pokusie okazał się świetną miarą poziomu samokontroli. Najciekawsze było jednak to, co stało się kilkanaście lat później.

Mischel na jakiś czas zapomniał o swoich badaniach. Jednak ponieważ w eksperymencie brali udział przedszkolni koledzy i koleżanki jego córek, słyszał co jakiś czas o tym, jak toczyły się ich losy. W którymś momencie zaczął podejrzewać ich związek z długością czasu oczekiwania na drugiego cukierka. Sprawdził swoje podejrzenia i okazało się, że miał rację.

Dzieci, które czekały długo (miały wysoki poziom samokontroli) kilka lat później miały lepsze oceny, osiągały lepsze wyniki na egzaminach, częściej dostawały się na studia, zdobywały lepsze wykształcenie i więcej zarabiały.

Dzieci przejawiające większą siłę woli lepiej radziły sobie także w kwestiach interpersonalnych — były bardziej popularne zarówno wśród rówieśników jak i nauczycieli. Rzadziej miały problemy z narkotykami. Miały niższy wskaźnik BMI (były mniej podatne na nadwagę).

Okazało się, że poziom samokontroli jest praktycznie jedynym czynnikiem, który pozwala prognozować losy dzieci. Jak pisze Roy Baumeister (profesor psychologii, od lat zajmujący się badaniem samoregulacji) relacjonuje te badania w swojej książce Siła Woli. Okryjmy to, co w człowieku najpotężniejsze:

…samokontrola okazała się jedyną cechą, dzięki której dało się przewidzieć średnią ocen studenta college’u w stopniu większym niż przypadkowy. Samokontrola była także lepszym prognostykiem ocen w college’u niż iloraz inteligencji studenta czy też wyniki egzaminu SAT. Chociaż inteligencja jako taka jest niewątpliwie korzystna, to jednak badania wykazały, że samokontrola ma większe znaczenie.

Ale czy naprawdę samodyscyplina jest tak ważna dla zwykłych ludzi?

Mischel prowadził swoje badania na kampusie uniwersyteckim. Może, gdyby zrobił je w innym miejscu, związek samokontroli z sukcesem nie byłby taki mocny? Często przecież okazuje się, że rewelacje psychologów są jednorazowym wynikiem otrzymanym w specyficznym środowisku. By się o tym przekonać potrzebujemy mocniejszych dowodów. Są takie.

W 2010 roku opublikowane zostały wyniki badań opierające się na dokładnej obserwacji tysiąca nowozelandzkich dzieci, przeprowadzonej od ich urodzenia do 32 roku życia. Poziom samokontroli każdego dziecka określono na podstawie kilkudziesięciu minutowych obserwacji dziecka oraz informacji od rodziców, nauczycieli oraz samych dzieci. Po drodze sprawdzano takie czynniki jak stan zdrowia, stan uzębienia, nałogi, otyłość, choroby przenoszone drogą płciową, wykształcenie, pracę czy sytuację finansową.

Okazało się, że poziom samokontroli ma ogromne znaczenie. Dzieci o jej niższym poziomie częściej wyrastały na osoby otyłe, pracujące na gorszych stanowiskach, uzależnione od tytoniu, alkoholu i narkotyków, mające problemy z prawem oraz nie pozostające w stabilnych związkach.

Podczas badań uzupełniających porównywano także losy rodzeństwa. I znowu okazało się, że to z rodzeństwa, które miało w dzieciństwie niższą samodyscyplinę, radziło sobie gorzej.

Roy  Baumeister tak to podsumowuje:

Wyniki nie mogły być bardziej jednoznaczne: samokontrola daje człowiekowi istotną przewagę i jest przepustką do życiowego sukcesu.

Jak rozumiesz samodyscyplinę?

To nie jest tekst na temat teorii i niekoniecznie chciałbym się tu zajmować definicjami. Warto jednak dobrze zrozumieć czym jest samodyscyplina i czym różni się od innych podobnych zjawisk. Może nas to ochronić od nieskutecznych prób jej rozwijania.

Zacznijmy od częstego nieporozumienia. Samodyscyplina nie jest tym samym co samozaparcie.

Samozaparcie

sila_woli

Brian Tracy (popularny mówca motywacyjny, m.in. autor książki Samodyscyplina – fundament efektywności i ponadprzeciętnych osiągnięć) twierdzi w swojej książce, że samodyscyplina to wstrzymanie się z deserem, aż do zjedzenia obiadu.

Wspomina radę, jaką kiedyś dostał na początku swojej kariery od człowieka sukcesu:

Brian, najważniejsza jest samodyscyplina. Czy potrafisz się zmusić do zrobienia tego, co powinieneś, wtedy kiedy powinieneś, czy ci się chce, czy nie – oto jest klucz do sukcesu.

To, o czym mówi Tracy to ważna rzecz, ale to nie jest samodyscyplina. Tak samo jak samochód nie jest tym samym co jego silnik, komputer nie jest tym samym co zasilacz a człowiek tym samym co mięśnie.

To jeden ze składników samodyscypliny (jak się przekonamy wcale nie najważniejszy) który przez psychologów nazywany jest najczęściej samokontrolą, a potocznie samozaparciem, silną wolą czy siłą charakteru.

– Postanowiłem rzucić palenie, ale wypadłem ze znajomymi do pubu i taka straszna chętka mnie naszła na dymka!

– Zależy mi na dobrej figurze, ale przechodząc obok cukierni zobaczyłam na wystawie takie niesamowite ciasteczko!

– Postanowiłem biegać dwa razy w tygodniu, ale taka mnie naszła niemoc, wszystko mi mówi, dziś nie da rady!

Jeżeli dysponuję samokontrolą, będę umiał powiedzieć do siebie:

— Nie! Nie ulegnę! Nie pozwolę by chwilowa przyjemność zepchnęła mnie ze szlaku, nie pozwolę by pokusa odebrała mi szansę na osiągnięcie tego, co dla mnie naprawdę ważne!

Jeżeli mam samokontrolę, będę umiał odwrócić się i pójść swoją drogą.

Tego rodzaju decyzji towarzyszy wysiłek niemal tak wielki jak przepchnięcie skrzyni pełnej kamieni. Nierzadko muszę napierać i walczyć ze sobą. Ale jeżeli mam tę moc, uda mi się!

Samokontrola to ważny element samodyscypliny. Warto poświęcić mu uwagę i rozwijać go za pomocą odpowiednich ćwiczeń (zajmiemy się tym w jednym z kolejnych tekstów).

Ograniczenia silnej woli

ograniczenia_sily_woli

Problem jednak polega na tym, że silna wola, pozwalająca nam zmusić się do wyboru właściwego działania jest znacznie słabsza niż byśmy tego potrzebowali. Czy naprawdę jesteśmy w stanie odmówić sobie każdego deseru? Czy jesteśmy w stanie przeciwstawić się każdej z pokus?

Po drugie, biada ludziom sukcesu, jeżeli jedyna droga do niego polega na ustawicznym zmuszani się do czegoś.

Czy naprawdę ludzie obdarzeni samodyscypliną ciągle muszą z sobą walczyć? Ciągle muszą się zmuszać do robienia tego i nie robienia tamtego? Czy takie osoby to herosi posiadający mięśnie woli o rozmiarze co najmniej dorównującym muskulaturze Arnolda Schwarzeneggera z okresu Conana Barbarzyńcy?

Naukowcy postanowili to sprawdzić. Gruntownie przeanalizowali wyniki ponad stu badań poświęconych samoregulacji (w sumie wzięło w udział więcej niż 30 000 osób). Oczekiwano, że ludzie o wysokiej samodyscyplinie częściej niż inni w świadomy i celowy sposób ją wykorzystują (np. zmuszając się do czegoś czy nie pozwalając sobie na coś).

Ku zdziwieniu badaczy wcale tak nie było. Osoby te wcale nie musiały ustawicznie zmuszać się do robienia, tego co ma zostać zrobione. Sorki Brian, wieczna walka z chęcią zjedzenia deseru nie jest tajemnicą sukcesu. Ktoś dał ci niekompletną radę.

Okazało się natomiast, że osoby te wyróżniały się wieloma zachowaniami automatycznymi. Miały różnego rodzaju strategie, dzięki którym w ich życiu było mniej pokus. Istota ich samodyscypliny opierała się na tym, że budowały one dobre nawyki i zwyczaje, dzięki którym ich życie toczyło się w miarę gładko, bez potrzeby ciągłego zmagania.

Ich samodyscyplina nie opierała się na sile woli, ale raczej sprycie woli. Jak mówi łacińska dewiza uczelni na której skończyłem psychologię: Plus ratio quam vis  (bardziej rozumem niż siłą).

Po co tracić energię na walkę z pokusą zjedzenia deseru przed obiadem? Czy nie lepiej poprosić kelnera o podanie deseru po obiedzie?

Po co walczyć z pokusą zapalenia papierosa w pubie, skoro można pójść do miejsca, w którym palenie jest zakazane?

Po co toczyć każdego tygodnia walkę o ćwiczenia, skoro można uczynić to nawykiem albo poprosić kogoś o wspólne wyprawy na siłownię?

Oczywiście nie zawsze da się zastosować spryt woli (czy, jak mówią psycholodzy bezwysiłkową strategię samoregulacji). Istnieje jednak wiele różnych strategii, które pozwalają osłabiać impulsy odciągające nas od naszych wartości, celów i zasad (będziemy się nimi zajmować w kolejnych tekstach).

Definicja samodyscypliny

samodyscyplina_definicja

Do tej pory powiedzieliśmy czym nie jest samodyscyplina. Ale czym jest?

Samodyscyplina (nazywana przez naukowców samoregulacją) jest zestawem procesów psychicznych, które służą osiąganiu ważnych dla nas celów, dbaniu o nasze długoterminowe interesy i życiu spójnym z naszymi głębokimi wartościami. Składa się na nią zarówno siła woli jak (świadome zmuszanie się do działania wbrew impulsom, pokusom czy tendencjom) jak i spryt woli (nawyki, zwyczaje i automatyzmy, z których nawet nie zdajemy sobie sprawy, gdy uda nam się je zbudować).

Nigdzie nie znalazłem informacji o optymalnej proporcji tych dwóch elementów, ale zaryzykuję:

Samodyscyplina = 30% siły woli + 70% sprytu woli

Jeżeli chcesz ją rozwinąć, w 70% skup się na tym, co nie wymaga zmagania się. Zazwyczaj łatwiej jest nie dopuścić do pojawienia się pokusy niż z nią zwyciężyć.

Dyscyplina

Dlaczego wolę mówić o samodyscyplinie niż samoregulacji? Po pierwsze dlatego, że więcej osób używa tego słowa.

Po drugie podoba mi się słowo dyscyplina. Wiem, że jedno z jego znaczeń to skórzany rzemień do wymierzania kar, ale nie o to znaczenie mi chodzi. Dyscyplina pochodzi od łacińskiego discipulus oznaczającego ucznia.

Uczeń podporządkowuje się regułom i zasadom wprowadzonym przez nauczyciela. Dyscyplina to postawa ucznia, który słucha zaleceń mistrza i podporządkowuje się jego poleceniom, by dzięki temu osiągnąć swój cel (jakim jest np. opanowanie umiejętności, skończenie szkoły, otrzymanie tytułu itp.).

Samodyscyplina to mniej więcej to samo, tyle, że podporządkowujemy się nie stojącemu nam nad głową nauczycielowi, ale sobie samemu, a dokładnie tej części nas, która ma długoterminowe cele, wartości czy interesy.

Można na te dwie części patrzeć jak na ucznia i nauczyciela, ale bliższy prawdy jest obraz huśtawki – równoważni.

Huśtawka

czesc_krotkowzroczna

Z jednej strony huśtawki siedzi ta część mnie, która umie patrzeć daleko (powiedzmy ktoś ze wzrokiem orła). To część, która stara się żyć spójnie ze swoimi wartościami i celami. Umie myśleć abstrakcyjnie, długoterminowo, potrafi wybiec poza obecną chwilę, doskonale rozumie, że lepiej jest poczekać i zjeść dwa cukierki, niż bez czekania rzucić się na to, co leży przed nosem.

Zależy jej na tym by mieć dobrą figurę, zdrowo się odżywiać, by dobrze zdać egzamin, dobrze opanować język obcy, wstawać wcześnie rano, regularnie ćwiczyć jogę, rozsądnie wydawać pieniądze (a nie tracić je na rzeczy, z którymi nie wiadomo co potem zrobić) itp.

Po drugiej stronie huśtawki siedzi istota bardzo krótkowzroczna (nosorożec?). Nie potrafi myśleć abstrakcyjnie (co to niby znaczy zdrowie, wolność czy zasady?). Myśli konkretnie (kolory ciastko, uspokajający dym z papierosa, poczucie ulgi). Ta część jest ślepa dla wszystkiego co będzie potem. Widzi tylko to, co tu, teraz, w tym momencie. Dwa cukierki za jakiś czas? Jeżeli ich nie widzę przed sobą, nie istnieją. Pójść na łatwiznę, odpuścić sobie, poczuć ulgę – to podstawowe motywy tej części.

Ta część, mimo, że wydawałoby się, prosta i nieskomplikowana  ma swoje przebiegłe metody działania. Umie produkować różnego rodzaju wytłumaczenia (jutro się za to zabiorę, tylko raz spróbuję, tylko rzucę okiem) i pozory rozsądku (no przecież tylko popatrzę, nic się nie stanie).

W tym starciu nosorożca z orłem (kto przepchnie swoją część na dół wgrywa) wydaje się, że orzeł jest na straconej pozycji. Krótkowzroczny, ciężki nosorożec raz za razem pokonuje długowzrocznego, ale lekkiego orła. I tak rzeczywiście często jest.

Ale tutaj pojawia się supermen zwany samodyscypliną. To dzięki jego pomocy orzeł nie przegrywa każdego ze starć.

Obojętna moralnie

Samodyscyplina sama w sobie nie jest ani pozytywna, ani negatywna. Wszystko zależy od celów i wartości jakie masz.

Na świecie jest niestety mnóstwo do gruntu złych osób, obdarzonych wysoką samodyscypliną. Wystarczy pomyśleć o tych wszystkich zamachowcach i terrorystach, którzy z żelazną samodyscypliną wprowadzają swoje diabelskie zamiary w życie. O ile lepiej by było, gdyby nie byli aż tak zdyscyplinowani i bardziej podatni na  lenistwo, prokrastynację czy pokusy.

Ale nawet wtedy, gdy ktoś ma dobre i szlachetne cele, samodyscyplina nie zawsze jest samym dobrem.

Można mieć zbyt dużo samodyscypliny, można zamienić swoje życie w koszary. Zbyt dużo samodyscypliny tłumi spontaniczność i twórczość. Dla niektórych ludzi popuszczenie sobie, może być rozwiązaniem, które podniesie jakość ich życia. Jednak dla zdecydowanej większości to nie nadmiar, ale niedomiar samodyscypliny jest problemem.

Czy z samodyscypliną trzeba się urodzić?

rozwoj_samodyscypliny

Czy nie jest niepokojące to, że możemy przewidywać losy człowieka dorosłego na podstawie obserwacji trzylatka? Jeżeli jako dziecko trzyletnie nie miałem w sobie tyle samozaparcia by wytrzymać z cukierkiem dłużej niż pięć minut, czy jest dla mnie jakaś szansa by nie skończyć w kiepskiej pracy z otyłością, uzależnieniem czy problemami z prawem?

To, że jakaś cecha naszej psychiki utrzymuje się przez całe życie nie oznacza, że jest wrodzona i nie podlega zmianom. Najczęściej albo nie podjęliśmy próby jej zmiany (bo nie uświadamialiśmy sobie jej obecności) albo metody, jakie stosowaliśmy nie były skuteczne.

Są ludzie, którym łatwiej się kontrolować, taki mają układ nerwowy. Ale wiele osób rozwija swoją zdolność panowania nad sobą w trakcie życia.

Kimś takim był wspomniany wcześniej Stanley. Urodził się jako John Rowlands. Był nieślubnym dzieckiem  osiemnastoletniej Walijki, która porzuciła go zaraz po urodzeniu. Nigdy nie poznał ojca. Wychowywany początkowo przez dziadków, w wieku kilku lat  został oddany do przytułku.

Samokontrola nie była mocną stroną Johna. Mając kilkanaście lat poturbował sadystycznego nauczyciela i uciekł z przytułku. Włóczył się przez jakiś czas po Wielkiej Brytanii, porzucając jedno zajęcie po drugim. W końcu zaciągnął się na statek płynący do Ameryki. Ze statku również uciekł. W porcie spotkał kupca Henryka Mortona Stanleya dla którego zaczął pracować, który go w końcu usynowił i którego imię oraz nazwisko przyjął. Jako John nie miał samokontroli. Samodyscypliny zaczęli go uczyć przybrani rodzice.

Samodyscyplina jest umiejętnością i możemy ją zacząć rozwijać w każdym wieku. Jeżeli rozejrzysz się wokół siebie znajdziesz wiele osób, które całkowicie zmieniły życie ucząc się jej od zera.

Samodyscyplina to sztuka, w której ty jesteś tworzywem

sztuka

Samodyscyplina jest wiedzą, umiejętnością oraz zestawem technik, ale jest także sztuką (szczególnie wtedy, gdy już opanujesz podstawy).

Sztuką, w której tworzywem nie są farby, płótno, kamienie, drewno, dźwięki czy słowa, tylko ty sam — twoje zachowania, twój sposób myślenia, twój sposób reagowania, odczuwania i patrzenia na świat.

Podejmując ją przekształcasz siebie samego. Samodyscyplina to sztuka robienia ze swoim życiem czegoś ważnego, cennego i pięknego. Samodyscyplina to sztuka stawania się tym, kim naprawdę chcesz być.

Prawdziwa samodyscyplina wypływa z ciebie samego

Samodyscyplina, w której ktoś najpierw ci określa do czego masz dążyć i jakie masz mieć wartości jest indoktrynacją i praniem mózgu.

Prawdziwa samodyscyplina zaczyna się od odkrycia tego, co jest dla ciebie naprawdę cenne. Nie ustawienia, ale właśnie odkrycia. W środku dobrze wiesz co jest dla ciebie naprawdę cenne i naprawdę ważne. Może jeszcze nie zdajesz sobie z tego sprawy, może jeszcze tego w pełni nie czujesz, ale to nie powód by ktokolwiek ci mówił kim masz być i co masz cenić. Ktoś inny może ci najwyżej pomóc w odkryciu tego.

W tekstach, które pojawią się w tym cyklu będziemy mówić o podstawach — elementarnych (choć nie zawsze oczywistych) sposobach, dzięki którym praca nad sobą będzie nieco łatwiejsza.

Wiele rzeczy będziesz musiał odkrywać po drodze sam. Wiele sposobów będziesz musiał wypracowywać samodzielnie  — tak jak każdy artysta musi sam szukać sposobów i metod.

Kolejne teksty

To pierwszy artykuł z serii. Kolejne będą krótsze i będą mówić o elementarnych technikach rozwijania samodyscypliny.

34 komentarze

  1. Samodyscyplina to coś co zdecydowanie powinienem poprawić. U mnie jest tak, że zwykle zapalam się do czegoś i zawzięcie się tym zajmuję np. przez kilka miesięcy. Potem „ogień” przygasa i temat przestaje być dla mnie tak interesujący. Trudności, a co za tym idzie niespełnione oczekiwania sprawiają, że czar przedsięwzięcia blednie. Może poprawienie samodyscypliny pomogłoby pociągnąć konie dłużej i wtedy zobaczyłbym światełko w tunelu (czytaj: szansę spełnienia oczekiwań). Ciekawy temat Zbyszku, dzięki.

    • Dziękuję za komentarz Macieju 🙂

      Myślę, że to, co opisałeś to normalny proces dla wielu z nas: zapalenie się -> stygnięcie -> rezygnacja. Mnie w każdym razie jest to znane. Na razie najlepszym sposobem jaki na to znalazłem jest sprawienie, by jak najszybciej pojawiało się jakieś sprzężenie zwrotne – tzn. jakieś wymierne efekty, które mogę na bieżąco śledzić (niekonieczne pieniądze, czasem wystarcza nawet wskaźnik zaawansowania pracy – np. zrobiłem już 80% tego, co planowałem).

      Na pewno samodyscyplina ma z tym coś wspólnego. Nie w następnym , ale w jeszcze kolejnym tekście napiszę o czymś na ten temat. Pozdrawiam serdecznie 🙂

  2. Dodatkiem do calej serii moze byc ksiazka: „Siła nawyku”, autor Charles Duhigg. Ksiazka fajnie i w latwy sposób przedstawia wyniki różnych badań naukowych związanych z nawykami. Pokazuje historie z życia ludzi i korporacji. Oczywiscie podejmuje też temat silnej woli która jest niezbędna w procesie kształtowania nawyku. Polecam

  3. Dzięki za ten tekst, był mi potrzebny. Po raz kolejny ktoś demaskuje moje słodkie oszustwa, które robię raz po raz tłumacząc sobie w głowie, że talentem/inteligencją/przebojowością (wstaw cokolwiek) można jakoś skompensować brak samodyscypliny. Ten problem to mój życiowy krzyż, próbowałem od lat sobie z tym poradzić, także z pomocą psychologów i efekty są ale baaardzo mozolne. Cieszę się, że planujesz całą serię na ten temat, zawsze będzie okazja jakoś się zainspirować. Pozdrawiam

    • Mam nadzieję, że coś tym cyklu pomoże 🙂
      Ale jeżeli efekty są mozolne, wygląda na to, że jesteś na właściwej ścieżce 🙂 Mozół to chyba drugie imię samodyscypliny 😉

  4. Dziękuję za ten tekst! Wreszcie ktoś mnie oświecił jaki naprawdę mam problem, który przeszkadza mi w osiągnięciu celów.. Jestem maturzystą i właśnie przed maturą starałam się jak najbardziej skupić na nauce, co może wiązało się z samodyscypliną(ponieważ rezygnowałam z wielu wydarzeń, wyjść itp.), jednak nie wiem czy to całe 'poświęcenie’ dotknęło chociaż trochę pojęcia samodyscypliny. Cóż wyjeżdżam do nowego miasta na studia, więc czekam z niecierpliwością na kolejne teksty, jestem bardzo ciekawa!
    Pozdrawiam!

    • Dziękuję i cieszę się. Tak, badanie dają inną perspektywę i są bardzo cenne. Ale nauczyłem się, że też trzeba je brać, jak mówią po angielsku „with a grain of salt”. Zdarzają się afery, że po paru latach potwierdzania jakiegoś rodzaju wyników, okazuje się, że to nie tak. Ostatnio tak było np. z tzw. ego depletion i jego związkiem z poziomem glukozy we krwi. Redakcje po prostu publikowały tylko to, co powierdzało tezę a całe mnóstwo przeciwnych wyników leżało spokojnie w komputerach badaczy.

  5. Super tekst! Zgadzam się w stu procentach. Jeśli nie czytałeś to polecem książkę Gretchen Rubin „Lepiej”. Ciekawie przedstawia to jak świadomie tworzyć sobie takie nawyki, które pasują do naszej osobowości i pozwalają nam osiągnąć cel niezależnie od niej.

    • Dziękuję Kasiu 🙂 Jeszcze nie czytałem (znam tylko jej 'Projekt szczęście’). Jak mówisz, że warto, to chyba zapakuję do walizki na najbliższą podróż (a będę miał w jej trakcie mnóstwo czasu).

  6. Dziękuję za bardzo interesujący artykuł z mnóstwem przykładów. Jestem pod wrażeniem ponieważ temat został opracowany bardzo obszernie biorąc pod uwagę standardy blogosfery (wyłączając Michała Szafrańskego) 🙂
    Odniosłam wrażenie, że używasz wymiennie terminów samoregulacja i samokontrola (popraw mnie, jeśli się mylę), podczas gdy są to odrębne procesy. Samoregulacja = proces osiągania i podtrzymywania dobrego samopoczucia, samokontrola = proces nastawiony na realizację celów.

    • Dziękuję za miłe słowa. Z terminami jest nieco inaczej.
      Dla większości psychologów self-regualtion jest bardziej ogólnym pojęciem. Właśnie w niej mieści się realizacja celów (ale także ustalanie celów, budowanie nawyków czy nawet selektywna perscepcja) — to logiczne bo, 'regulacja’ jest szerszym pojęciem niż kontrola. Kontrola wiąże się z wkładaniem świadomego wysiłku (słowo kontrola, zakłada użycie jakiegoś rodzaju siły czy wpływu). Czyli odwrotnie – to samokontrola jest próbą wpływania na swoje emocje, impulsu czy zachowania. Ogólnie samoregulacja = samokontrola + kilka innych rzeczy. Domyślam się, że w Polskiej literaturze może być inaczej, ale w ciągu kilku ostatnich lat jest tak duży wysyp doskonałych, pierwszoligowych artykułów, że nie czuję potrzeby sięganią w tą stronę. Ale to wszystko teoria. Nie mam najmniejszego zamiaru się nią zajmować. Wystarczy mi poczucie, że dobrze rozumiem o czym mowa. Pozdrawiam 🙂

  7. Nie mogę się doczekać kolejnych tekstów jak ćwiczyć samodyscyplinę! Bardzo ciekawy i przydatny tekst.

    Pozdrawiam

  8. Wiele mi uświadomił ten tekst. Jako dziecko przejawiałam ogromną samodyscyplinę w przypadku czekania na ulubiony posiłek, ale nie przekładało się to na dobre oceny w szkole. Długo nie miałam wyznaczonych celów, żyłam z dnia na dzień, rozwijając swoje dziecięce zainteresowania i moje życie nie było zbyt.. porywcze. 😀 Wszystko się zmieniło, kiedy poszłam na studia, a wybrany kierunek okazał się dla mnie koszmarem, do tego doszło jeszcze kilka innych mocniejszych przeżyć. Kiedy wszystko się skończyło, a ja nieco przypadkiem dostałam się na inny kierunek, który mi bardzo odpowiadał, moje życie zaczęło się zmieniać. Odkryłam w jakimś stopniu (choć ten proces wciąż trwa i sprawia mi on wiele radości!), co jest dla mnie ważne, w czym jestem dobra i sama przed sobą przyznałam się do wielu rzeczy, które kłóciły się z pewnymi społecznymi schematami. Wróciła moja dyscyplina, która ujawniła się w wieku przedszkolnym, a której na długo nie miałam gdzie wykorzystać, przez co spadła mi wiara we własne siły. Teraz robię raczej to, co lubię. Wsłuchuję się w swój gust, co nie zawsze jest takie oczywiste, bo wiele osób go ignoruje, przez co spędza czas na aktywnościach, nie dających satysfakcji. Osobiście jestem przerażona wizją robienia czegoś, do czego musiałabym się nieustannie zmuszać. Także przełomowym momentem w moim życiu było to, jak stwierdziłam, że ja nie muszę być bogata (co nie było aż tak oczywiste), że jestem w stanie mieć mniej, bylebym w przeważającej części robiła to, co sprawia mi przyjemność. Do tego zauważyłam, jak ważnym elementem całego tego mechanizmu jest posiadanie obok siebie odpowiednich osób, które mnie inspirują, a kiedy mogę je obserwować, uczę się 300% szybciej niż bym robiła to sama lub jedynie o tym czytała. Sama przekonałam się o tym, jak ważne jest wsłuchanie się w samego siebie, bo tylko tak można się zdyscyplinować, a nie non-stop walcząc ze sobą i ze swoim charakterem, karząc się za każde „wykroczenie”.

  9. Wspaniały tekst, wiele uświadamia. Zauważyłam, że kiedyś dzięki samodyscyplinie miałam świetne oceny i byłam bardziej zadowolona z siebie, ciągle dążyłam do udoskonalania. Teraz, na studiach, kiedy moja samodyscyplina niestety zaczęła szwankować, siedzę i czekam aż coś mnie zainspiruje, nie mam już tyle chęci i trudno mi się zabrać do czegokolwiek. Przynajmniej dotarło do mnie, że czas nad sobą popracować, dziękuję 😉

  10. Bardzo interesujący tekst, daje do myślenia. Bardzo cieszę się, że nie uciekasz do tłumaczenia samodyscypliny jako kolejnego cudu „rozwojowego świata”, którą da sie zbudować jedynie przez powtarzanie codziennie „jestem zwycięscą” oraz, że odnosisz się do psychologicznych nowinek w tworzeniu tekstu. Łatwo się czyta i wiele można wyciągnąć. Sama chyba jestem jednym z tych licznych osób, którym brakuje siły samozaparcia w dążeniu do celu, więc zerkam na kolejne wpisy!

  11. Dziękuję Zbyszku za twoje szczere i bardzo przydatne dla mnie wskazówki. Bardzo chętnie dzielę się twoimi tekstami z moimi dorosłymi synami. W tych czasach szczególnie należy oddzielać ziarno od plew.Od wielu lat korzystam z Twoich porad i zawsze mam dobre „zbiory” 🙂 Pozdrawiam serdecznie :))

  12. Bardzo mądry i interesujący artykuł. Odkąd jestem na studiach też mam problem z samodyscypliną, odkładam trudną pracę na ostatni moment, a potem siedzę po nocach. Praca nad samym sobą, to ciężka i mozolna praca ale może przynieść efekty. Zgadzam się, że powinno się obserwować siebie, znać swoje mocne strony i słabości. Ostatnio trafiłam na świetne, darmowe szkolenia. Warszawa pod tym względem ma ich dużo do zaoferowania. Poznałam ciekawe ćwiczenia dzięki, którym wiem jak pracować nad organizacją swojego czasu i jak wykorzystywać wiedzę, którą posiadam. Mam nadzieję, że pomoże mi to w życiu zawodowym. Pozdrawiam 🙂

Skomentuj Zbyszek RyżakAnuluj odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *