Wchodzisz między półki pełne kolorowych towarów. O, to na pewno jest świetne, na pewno warto to wziąć. Wkładasz produkt do koszyka. Przechodzisz dwa kroki i znowu się zatrzymujesz. Znowu coś przyciągnęło twoją uwagę. Koszyk jest obszerny. Znowu trzeba to mieć.
– Nie ma problemu – słyszysz – możesz wszystko. Nie ograniczaj się, zasługujesz na to i na tamto. Jeżeli tylko coś ci się podoba, dlaczego miałbyś sobie odmawiać? Świat jest wielką przygodą. Wszystko możesz, można być przedsiębiorcą, muzykiem, pisarzem, programistą, aktorem, podróżnikiem… Możesz wszystko, co zechcesz.
Tak, rzeczywiście, można wiele. Rzeczywiście, czasem ludzie niepotrzebnie się ograniczają. Niepotrzebnie powtarzają sobie, że coś nie jest dla nich. Niepotrzebnie obchodzą z daleka półki, na których jest to, co dobre.
Tyle tylko, że musisz pamiętać o jednej rzeczy. Oprócz półek pełnych wspaniałych, kolorowych towarów, jest jeszcze kasa. To, że możesz mieć wszystko, nie znaczy, że wszystko jest za darmo. Możesz wszystko, ale wszystko kosztuje.
Złudzenie niskich cen
– No ale przecież ceny są tak niskie, przecież nie ma nawet o czym mówić, to tylko 9,99!
Żyjemy w czasach niskich cen. Nie trzeba się starać, wysilać, walczyć – pomiędzy chcesz a masz jest tak niewiele. Czasem tylko naciśnięcie guzika (naciśnij tutaj, a dostaniesz ebook, który rozwiąże wszystkie twoje problemy). Czasem łyknięcie tabletki albo wypicie płynu (byłem nieludzko przeziębiony, ale zażyłem jedną tabletkę i proszę, jestem zdrowy jak ryba; nie miałem siły, ale wystarczył łyk słodkiego napoju, a jestem wulkanem). Czasem logo na produkcie (jabłuszko na klapie komputera i jestem twórcą pełną gębą; niebiesko – biała szachownica i jestem kierowcą rajdowym).
To złudzenie, że ceny są niskie. Pomiędzy chcesz a masz jest znacznie więcej niż wydaje się ludziom wychowanym w czasach reklam.
Chcesz napisać książkę? Oto cena: kilkaset godzin siedzenia za komputerem i zmagania się z myślami. To nie oznacza, że te godziny muszą być męką, ale to znaczy, że nie wykorzystasz ich w inny sposób — nie pójdziesz do kina, nie obejrzysz wszystkich odcinków serialu, nie spędzisz tego czasu z dziećmi. Być może twoja książka będzie się wiązać z jeszcze innymi, trudnymi do przewidzenia opłatami – może będzie to ból w kolanach, pogorszenie wzroku, bóle w nadgarstku. Może pojawiające się co rusz poczucie, że nie dajesz rady, że niepotrzebnie się na to porwałeś, że nie ogarniasz tematu. Pomiędzy chcesz a masz jest sporo rzeczy. Wysiłek, frustracje, porażki, zmęczenie, poczucie zagubienia – to nie coś, co pechowo się przydarza, to element regularnej, z góry określonej ceny.
Kasa
Gdy podjeżdżam z wypakowanym wózkiem do wyjścia, na mojej drodze staje kasjer. Niestety, na karcie nie ma aż tylu środków, by zapłacić za wszystko. Nie mam tyle czasu, energii, nie mam aż tylu umiejętności, uporu, cierpliwości czy odporności. Nie stać mnie na wszystko, co włożyłem do koszyka.
Powinienem wyrzucić wszystkie błyskotki i wziąć, tylko to, co naprawdę cenne, ale zamiast tego zaczynam się spierać z kasjerem – próbuję negocjować, przemknąć niezauważony, gdy się odwróci czy zepchnąć do z drogi. Nic to nie daje. W końcu, ponieważ próbuję zapłacić za wszystko, zostaję z niczym. Wychodzę ze sklepu z pustymi rękoma.
Jakie są efekty porzucenia wózka?
To, co naprawdę istotne utonęło w natłoku rzeczy nieistotnych, choć błyszczących. W próbie schwycenia wszystkiego, co fajne i pociągające, rozproszyłeś energię, która pozwoliłaby ci zrobić naprawdę cenne przedsięwzięcia. Gdy próbujesz ciągle zrealizować coś, co nie jest istotne, brakuje ci energii i czasu na rzeczy, które są naprawdę ważne.
I druga konsekwencja: każde nieudane przedsięwzięcie, nawet jeżeli nie było istotne, zostawia ślad. Jakiś czas temu postanowiłem nauczyć się chińskiego. Nie mam pojęcia dlaczego. Uczyłem się przez miesiąc czy dwa, w końcu, gdy zapał i powiew nowości minął, samouczki trafiły na półkę. Nic strasznego, nie potrzebuję tego języka, jednak ile razy patrzę na porzucone książki, czuję jakiś rodzaj poczucia winy. Gdy porzucasz przedsięwzięcie, nawet gdy nie jest ono szczególnie ważne, spada twoja wiara w siebie oraz związana z nią skuteczność działania.
Jak sobie radzić?
– Zobaczyłem gdzieś ofertę pracy dla programistów Androida. Wiem, że mógłbym się tego nauczyć. Wszedłem na stronę jednej ze szkół internetowych programowania. Obejrzałem reklamę ścieżki Androida. Zachęcająca. Koszty nie są wielkie. W wersji najprostszej wystarczy 25$ za miesiąc nauki. Świetnie. Dlaczego nie miałbym spróbować? Zapisuję się i zaczynam naukę. To nic, że jestem zaangażowany w sto innych projektów. Java i Android wydają się dobrym kierunkiem. Nie ma co myśleć, jedziemy!
To przykład pochopnego działania pozbawionego namysłu i świadomej decyzji. Jeden ze starych (we większej części nieaktualnych) podręczników psychologii mówi:
Są charaktery opanowane gorączką czynu, przerzucające się z jednej dziedziny pracy w drugą, potrzebujące zmiany, zawsze znajdujące się w „drodze”, ustawicznie czegoś poszukujące i opanowane jakimś mirażem aktywności, kryjącej często niezdolność do głębszego przemyślenia sytuacji. Taki człowiek przeżywa głód czynności, bo to jest przyjemne, ale ustawicznie zmienia jej podmiot. (Józef Pastuszka Charakter człowieka)
To głębsze przemyślenie własnych działań, w terminologii tego podręcznika to…
…podejmowanie postanowień
Podejmowanie postanowień wydaje się dziś passe. Rzecz traktowana sto lat temu z niesłychaną powagą, jako jeden z kluczowych elementów psychiki, dziś jest raczej wyśmiewana. Na przykład takie postanowienia noworoczne. Sam, dość długo traktowałem zwyczaj ich podejmowania jak coś z pogranicza folkloru i zabobonu. Przecież tyle razy nic z tego nie wychodzi, czy nie lepiej oszczędzić sobie szarpaniny?
Ostatnio poznałem jednak wyniki kilku badań, które sprawiły, że musiałem popatrzeć na postanowienia inaczej. Owszem, wiele z naszych postanowień znika bez śladu już na początku stycznia – w ciągu pierwszym tygodniu roku złamanych zostaje około 30% postanowień (jedno ze źródeł mówi, że jest to 27%, drugie 23%, przyjmijmy jednak jeszcze bardziej ostrożne szacunki). Zapewne to jest źródłem złej sławy postanowień – jedna trzecia z nich nie utrzymuje się nawet przez siedem dni. Ale popatrzmy dalej. Przez cały miesiąc wytrzymuje 55% postanowień. Po sześciu miesiącach, aktualnych jest 40% postanowień. Po dwóch latach – około 19%. Można narzekać, że tylko niecała piąta część postanowień okazała się skuteczna, ale nawet jeżeli są to zawyżone statystyki, sprawa nie jest tak beznadziejna, jak by się wydawało, patrząc na wyniki po pierwszym tygodniu.
Psycholodzy prowadzący te badania piszą:
Na współczynnik skuteczności postanowień noworocznych trzeba patrzeć w kontekście porównawczym – zestawiając go z czymś. W tym przypadku współczynnik skuteczności postanowień jest w przybliżeniu dziesięć razy wyższy niż współczynnik sukcesu osób pragnących zmienić swoje zachowanie, które nie podejmują postanowień[i].
Mówiąc inaczej, ludzie, którzy podejmowali postanowienia, zmieniali swoje życie dziesięć razy częściej, niż ludzie, którzy tylko chcieli coś zmienić, ale nie podejmowali żadnych postanowień. Podejmowanie postanowień, okazuje się bardzo przydatnym narzędziem.
Jak podejmować postanowienia?
Czy chodzi o to, by coś uroczyście wypowiedzieć, zapisać na pergaminie i podpisać własną krwią? Czy trzeba przygotować plakat z celami i przylepić go na lodówce? Można, ale zupełnie nie o to chodzi. Podejmowanie postanowień nie jest ani zaklęciem, ani trikiem.
Jego istotą jest namysł i decyzja. Namysł jest przede wszystkim mierzeniem się z sobą i swoimi wartościami. To szukanie odpowiedzi na pytanie o to, czy powody, dla których chcemy coś rozpocząć, wiążą się z ważnymi dla nas wartościami.
Z perspektywy osoby, która ma tendencję do słomianego ognia, postanowienie składa się z trzech kroków:
– Schłodzenia,
– Zbadania,
– Podjęcia decyzji.
Moment, moment… – zatrzymaj się i ochłódź zapał
Jeżeli masz tendencję do łatwego (i jak się potem okazuje pochopnego) zapalania się, pierwszą rzeczą, o której warto pamiętać, jest zatrzymanie się przed rozpoczęciem działania.
Moment, moment… – mówię do siebie – zanim w to wejdę, muszę zrobić kilka głębokich oddechów, zatrzymać się, zrobić krótki spacer, czasem przespać się z pomysłem do jutra. Czasem warto komuś opowiedzieć o pomyśle (Jak myślisz, czy warto się w to zaangażować?). Czasem, gdy nie ma kogoś takiego pod ręką, dobrze jest opowiedzieć o pomyśle na głos sobie samemu.
Nie chodzi o to, by zniechęcać się do wszystkiego, albo wszystko kalkulować. Chodzi o schłodzenie emocji na tyle, by możliwe było rzetelne przyjrzenie się własnym pomysłom.
Taka umiejętność zatrzymywania się jest szczególnie ważna dla osób, które mają tendencję do prokrastynacji. Na pierwszy rzut oka to może się wydawać dziwne – przecież prokrastynacja, tak wydaje się wielu osobom, polega na wiecznym czekaniu. Tak nam się tylko wydaje. Prokrastynacja nie polega na czekaniu, ale na natychmiastowym, bezrefleksyjnym podejmowaniu niewłaściwych działań. Wchodzę do pokoju z zamiarem nauki do egzaminu, ale przez moją głowę przybiega myśl:
– Straszne dziś kurze na półce.
Natychmiast łapię za ścierkę i zaczynam sprzątać. Potem przychodzi myśl, że trzeba niezwłocznie sprawdzić maile, potem okazuje się, że miałem gdzieś zadzwonić… wieczór minął, a ja nawet nie zajrzałem do podręcznika. Gdy prokrastynujemy, nie siedzimy bezczynnie, ale bez chwili refleksji robimy rzeczy, które można było zrobić kiedy indziej.
By pozbyć się prokrastynacji, warto zbudować nawyk brania kilku głębokich oddechów, gdy przychodzi ci do głowy myśl, że musisz się niezwłocznie za to zabrać!
Zbadaj powody
Gdy się zatrzymałeś, możesz zadać sobie kilka pytań. Dalej znajdziesz kilka propozycji, ale nie musisz stosować wszystkich, wybierz to, co ci najbardziej pasuje.
Jakie będą konsekwencje (za parę minut – parę miesięcy – parę lat)?
To banalna rada, ale często rzucamy się w coś, nie dlatego, że spodziewamy się efektów, ale dlatego, że samo działanie wydaje się czymś przyjemnym.
Możesz „przewinąć” czas do przodu i zobaczyć co takiego się stanie. Pomocna jest prosta technika 10 – 10 – 10, którą opisała w swojej książce Suzy Welch. Radzi ona, by przed podjęciem decyzji o jakimś działaniu, popatrzeć na nie z trzech perspektyw:
– natychmiastowej: jakie będą konsekwencje mojego wyboru za kilka minut (pierwsza dziesiątka w nazwie techniki to 10 minut)?
– średnioterminowej: jakie będą konsekwencje za kilka miesięcy (powiedzmy 10)?
– długoterminowej: jakie będą konsekwencje za kilka lat (np. 10 lat, choć ja wolę zdecydowanie myśleć o krótszym okresie, np. 5 latach).
Dlaczego chcę to zrobić?
Zapał jest cenną rzeczą, ale ważne skąd pochodzi.
Może być efektem wagi działania, ale może pochodzić także z innych źródeł. Np. mogę czuć do czegoś zapał bo to zajęcie pozwoli mi nie myśleć o moich prawdziwych problemach (np. czuję straszny zapał by przez cały wolny czas przygotowywać się do maratonu, bo podczas tych przygotowań nie mam czasu myśleć o tym, że moja praca jest bez sensu).
Potrzeba działania może pochodzić także od innych ludzi, a nie ode mnie samego. Zdarza się, że zapał jest efektem nieznajomości własnych potrzeb i mylenia ich z pomysłami innych. Czasem zarażamy się tym, co modne, czasem staramy się z zapałem spełnić oczekiwania pod naszym adresem.
Dlaczego mi na tym zależy? Dlaczego chcę się za to zabrać? Czy efektem mojego wysiłku będzie coś, co mnie przybliży do moich wartości?
Pytanie Dlaczego? warto zadać kilka z rzędu – tak długo, aż odpowiedzią będzie Dlatego!
Załóżmy, że chcę założyć bloga.
– Dlaczego chcę to zrobić? Co takiego ważnego w ten sposób osiągnę?
Niech odpowiedź brzmi:
— Bo zależy mi na tym, żeby regularnie pisać.
Kolejne dlaczego:
— Dlaczego zależy ci na tym, żeby regularnie pisać? Co takiego cennego się wydarzy, gdy będziesz to robić?
— Ludzie będą czytać to, co napisałem.
— Dlaczego, ważne jest to, że ludzie będą cię czytać? Co jest w tym takiego cennego?
— Będą mnie szanować i uważać za autorytet.
— Dlaczego to jest ważne?
— Będę mógł czuć dumę z samego siebie.
— Dlaczego duma z siebie samego jest ważna?
— Dlatego! Jest ważna sama z siebie.
Jeżeli nie jesteś w stanie odpowiedzieć na pytanie dlaczego, to znak, że dotarłeś do wartości.
Jakie są koszty i alternatywne możliwości działania?
To, że wiesz, dlaczego chcesz się za coś zabrać, nie oznacza, że na pewno twój pomysł jest dobry. Może tą samą wartość (np. poczucie dumy z samego siebie) można osiągnąć łatwiej? Może ten inny sposób będzie cię mniej kosztował?
Zadaj sobie pytania o koszty:
– Ile to mnie będzie kosztować?
– Ile będę musiał poświęcić?
– Czy jestem gotowy ponieść te koszty?
Jednym ze sposobów, który może być tu pomocny jest sprawdzenie czegoś, co nazywa się w negocjacjach, najlepszą alternatywną możliwością (tzw. BATNA). Gdyby nagle okazało się, że nie możesz, z jakiegoś powodu zrobić tego, co chcesz zrobić, co najlepszego mógłbyś zrobić z czasem, energią czy kosztami, jakie pochłonie to, za co chcesz się zabrać?
Być może lepiej te zasoby ulokować w czymś innym?
Podejmij decyzję i idź dalej
Tendencja do pochopnego angażowania się sprawia, że zaczynamy wszystko i nie kończymy niczego. Ale rozwiązaniem nie jest długie zadawanie sobie pytań. Żadna ze skrajności nie jest dobra. Chodzi o to, by zadać sobie kilka pytań, które badają motywację, odpowiedzieć na nie i szybko podjąć decyzję: tak, robię to lub nie, nie robię tego.
W księdze Hagakure (będącej zestawem rad dla XVIII wiecznych samurajów) można przeczytać:
Nie podejmiesz rozsądnej decyzji, gdy twój umysł będzie skakał z tematu na temat, na niczym dłużej się nie zatrzymując. Jeśli jednak będziesz działał szybko, pełen zapału i energii, siedem oddechów starczy, by osądzić sprawę. (Hagakure, tłumaczenie Marek Mydel)
Siedem oddechów to nie jest aż tak mało. Biorąc pod uwagę styl buddyjskiej medytacji, siedem oddechów może trwać i dwie minuty.
Badaj sprawę, ale po paru minutach przerwij rozważania, podejmując decyzję.
A co zrobić, jeżeli po tym czasie wciąż nie wiem, jaka decyzja jest właściwa? Zrób coś na próbę – np. umów się z sobą, że działasz przez tydzień, a potem sprawdzasz efekty.
Drugi składnik motywacji
Warto zabierać się za rzeczy, do których mamy motywację. Jeżeli ci jej brakuje, istnieje duży ryzyko, że nie doprowadzisz przedsięwzięcia do końca. Jednak motywacja to nie to samo co ochota do działania, zapał czy entuzjazm. Znacznie bardziej istotny jest związek działania z wartościami, do jakich prowadzi. Jeżeli spodziewam się, że mój wysiłek doprowadzi mnie do wartościowych dla mnie konsekwencji – mam motywację.
Jednak to nie wszystko. Mogę na przykład wpaść na pomysł zostania aktorem – ważna jest dla mnie sztuka, twórczość, ekspresja, kocham sławę, a dodatkowo wiem, że aktorzy (powiedzmy taki DeNiro) zarabiają niezłe pieniądze. Nie ma sprawy, chciałoby się stać drugim DeNiro. Związek z moimi wartościami jest mocny. Ale to nie znaczy, że od razu będę mieć motywację do, powiedzmy, złożenia podania o przyjęcie do szkoły aktorskiej. Wiele zależy od tego, jak oceniam swoje możliwości: czy mam szanse być taki, jak DeNiro? Czy mam szansę powtórzyć jego drogę? Ponieważ moja odpowiedź brzmi „Nie, nie mam szans” – także moja motywacja do tego, by stać się aktorem jest zerowa.
Motywacja zależy nie tylko od tego, czy spodziewam się wartościowych dla mnie konsekwencji, ale także tego, czy wierzę we własne możliwości (co jest fachowo nazywane poczuciem własnej skuteczności). Poczucie własnej skuteczności jest mnożnikiem atrakcyjności konsekwencji, jeżeli jest zerowe – motywacja także jest zerowa.
Dlatego drugie pytanie, jakie warto sobie zadać, zanim zabiorę się za projekt, brzmi:
– Czy jestem w stanie to zrobić? Czy jestem w takim stopniu dobry, w jakim jest to potrzebne?
Jeżeli zupełnie brakuje ci wiary w siebie, zrezygnujesz, gdy pojawią się najmniejsze trudności.
Lepiej zabrać się za coś, co jest w zakresie twojej wiary. Coś, w odniesieniu do czego myślisz „Dam radę” albo przynajmniej „Raczej dam radę” czy „To jest w zasięgu osoby, takiej jak ja”.
Czy to znaczy, że gdy nie czuję do końca wiary w swoje siły, powinienem sobie odpuścić? Nie zawsze. Czasem wystarczy obniżyć poziom oczekiwań. Przecież nie muszę być Robertem deNiro, może wystarczy zostać aktorem lokalnego, albo nawet amatorskiego teatru (przynajmniej na początek)? Czasem trzeba popracować na swoją wiarą w siebie.
Osoby cierpiące na słomiany ogień zazwyczaj mają wielkie, wygórowane oczekiwania. Chcą tak wiele, że brakuje im siły na cokolwiek. Umiejętnościom obniżania oczekiwań przyjrzymy się w następnym odcinku. Wcześniej jednak krótkie podsumowanie obecnego tematu.
Podsumowanie
Jak mówi afrykańskie przysłowie: orto. Narzekasz, że nie potrafisz doprowadzać do końca swoich przedsięwzięć? Nie zaczynaj ich tak wiele. Prosta metoda radzenie sobie ze słomiany ogniem, o której mowa w tytule, polega na powstrzymywaniu się od przedsięwzięcia: tego, za co się nie zabierzesz, nie porzucisz.
Bądź selektywny w podnoszeniu błyskotek, jakie znajdujesz na półkach. Jeżeli załadujesz zbyt wiele rzeczy, które „są cool / warto by było / może się to kiedyś przyda / co jest przyjemne / to się ludziom spodoba” zabraknie ci miejsca na to, co niezbędne.
By częściej kończyć to, za co się zabierasz, częściej mów „nie”. Mów „tak” w wyjątkowych przypadkach, nie wtedy gdy coś jedynie błyszczy, pociąga, gdy czujesz zapał i gdy wszyscy inni cię zachęcają. To cenne rzeczy, ale pod warunkiem, że oprócz nich, masz w środku prawdziwą motywację. To znaczy, twój pomysł na działanie wiąże się z wartościami, jakie masz w swoim sercu.
Bądź selektywny podczas angażowania się w kolejne przedsięwzięcia, to znaczy podejmuj świadome postanowienia. Podejmowanie postanowień to między innymi umiejętność zatrzymywania się i zadawania sobie pytania o to, dlaczego chcę się czymś zająć.
Ważne jest także pytanie o to, czy wierzę, że jestem w stanie to osiągnąć.
[i] Norcross, J. C., Mrykalo, M. S., & Blagys, M. D. (2002). Auld lang syne: Success predictors, change processes, and self-reported outcomes of New Year’s resolvers and nonresolvers. Journal of Clinical Psychology, 58(4), 397–405. https://doi.org/10.1002/jclp.1151
Gdy przeczytałem o schłodzeniu, zbadaniu i podjęciu decyzji to przypomniała mi się moja ulubiona gra Dark Souls. W tej grze nie będziesz robił postępów bez schłodzenia myśli, bez przemyślenia, bez spojrzenia trzeźwo co tu robisz i jaki jest cel. Ta gra sromotnie karze graczy, którzy próbują na wariata pokonać jakąś lokację. Pozornie wydaje się, że zaszli dalej, ale po chwili orientują się, że zaszli za daleko i nie mają umiejętności, by poradzić sobie w nowej lokacji. Zupełnie jak w życiu.
Nie znam niestety gry 🙁 ale opis zachęcający. Muszę kiedyś spróbować. Dziękuję za komentarz.
Zbyszku. Zbyt wiele rzeczy rozprasza, jest dokooła wiele zobowiązań, ciężko poświęcić czas na realizację tego, czego naprawdę się chce. Jedyna opcja to mówić częściej „nie”,aby nie wytracać energii tylko na poboczne sprawy, bo potem na realizację marzenia nr 1 nie ma siły i czasu, jest za to frustracja, że robi się nie to co powinno.
Dokładnie tak Nataszo. Częściej mówić „nie” – i proste i trudne. Dziękuję za komentarz 🙂
Dziękuję Zbyszku za bardzo „schładzający ” i pouczający artykuł 🙂 Pozdrawiam serdecznie 🙂 Wierna czytelniczka od wielu lat 🙂
Korekta, czyli po uwzględnieniu nie publikować tego wpisu.
Jest: „Jeżeli nie jesteś w stanie odpowiedzieć na pytanie dlaczego, to znak, że dotarłeś do wartości.”; powinno być: Jeżeli jesteś…
Pozdrawiam
Korekta własnego komentarza. Oczywiście w tekście nie ma błędu.