Pomyśl, jak wyglądałoby twoje życie, gdybyś umiał nieco bardziej akceptować siebie samego.
Co by się stało, gdybyś przyjął siebie takiego jakiem jesteś?
Co by było gdybyś przestał gorączkowo walczyć z tym wszystkim, co teraz w sobie odrzucasz? Tym, co budzi twoją niechęć, o co się oskarżasz, czego się wstydzisz, co chowasz przed ludźmi, z czym starasz się brutalnie rozprawiać?
Chór krytycznych głosów, które w sobie słyszymy, od razu chce odpowiedzieć:
– To by była tragedia, marnie byś skończył, leżałbyś w najlepszym razie na kanapie przed telewizorem (póki komornik by ci nie zabrał telewizora i kanapy)…
Naprawdę by tak było?
Czy rzeczywiście musimy słuchać tych wszystkich poganiaczy, którzy wmawiają nam, że mamy być inni niż jesteśmy?
Czy musimy wierzyć tym wszystkim, którzy wciąż nam mówią, że będziemy sobą, dopiero wtedy, gdy będziemy kimś zupełnie innym?
Brian Tracy mówi: „Zjedz tą żabę”. Chodzi mu o to, by brutalnie zmusić się do zrobienia tego, na co nie mamy ochoty, by stłumić w sobie niechęć do działania i trzymając się krótko za mordę, robić, co trzeba zrobić.
Nawet nie wiesz Brian ile żab zjadłem. Nie ma francuza, który by miał ich więcej na sumieniu. Zżerałem je niczym wściekły bocian, który dopiero co przyleciał z Egiptu bez międzylądowań. Zżerałem nie tylko małe żabki, ale także oślizłe ropuchy, które piekły w przełyku i długo podskakiwały w brzuchu.
I wiesz, co Brian? Bycie wobec siebie agresywnym nie pomaga.
Co by było, gdybyś umiał bardziej siebie zaakceptować? Może nie w 100%, ale choćby o 10% bardziej niż to teraz?
Być może umiałbyś powiedzieć do siebie:
– Tak, boję się…tak jestem zagubiony…tak nie czuję się pewnie.…
Być może umiałbyś dostrzec, że osób takich jak ty jest znacznie więcej. Dostrzegłbyś, że nie jesteś wybrakowanym egzemplarzem, który lada chwila kontrola, jakości wyrzuci z taśmy i odeśle do magazynu braków. Może byś dostrzegł, że życie w ogóle nie jest jakąś cholerną fabryką, w której są wysoko wyśrubowane standardy. Może byś wreszcie przestał godzić się na tą całą indoktrynację zwaną „rozwojem osobistym”. Może byś wreszcie dostrzegł pełnię, która nie jest możliwa bez niedoskonałości, lęku i cierpienia.
Gdybyś umiał przyjąć bez walki, to co teraz odrzucasz, być może umiałbyś być łagodny i współczujący dla siebie. Może miałbyś odwagę powiedzieć sobie:
– Przyjacielu, masz ciężko… bardzo ci współczuję, moje serce cierpi, gdy widzi twoje cierpienie, przyjacielu, jestem z tobą…
To żadna odwaga Brian, powiedzieć do siebie: Żryj tą żabę, zabierz się cholera gnoju do tej roboty…to nie odwaga, to tchórzostwo. Prawdziwa odwaga to być dla siebie przyjacielem, łagodnym, współczującym, delikatnym. Prawdziwa odwaga polega na tym by nie uciekać przed swoją niedoskonałością.
I myślisz, że czując współczucie do siebie samego, przemawiając do siebie łagodnie, siedziałbyś bez ruchu jak ostatnia ofiara? Że padłbyś w bezczynność i apatię?
A może okazało by się, że gdybyś przerwał całe to zmaganie z sobą samym, miałbyś więcej energii do tego by robić to, co dla ciebie ważne?
– Tak, oto moment cierpienia; oto chwila, w której jestem tylko człowiekiem – istotą pełną niedoskonałości, lęków i wad; mogę otworzyć dla siebie samego serce, mogę otoczyć to wszystko co mam w sobie łagodnym współczuciem, nie muszę walczyć, karać i zmagać się z sobą.
Gdy dajesz sobie tego rodzaju wsparcie, twoje prawdziwe pragnienia i marzenia wcale nie giną. Przeciwnie, dostają więcej miejsca. Znacznie łatwiej jest w takiej sytuacji odpowiedzieć sobie na pytanie:
– Przyjacielu, co jest dla ciebie ważne? Co się dla ciebie naprawdę liczy? Co by uczyniło twoje życie lepszym?
I łatwiej jest odpowiedzieć na kolejne:
Co małego mogę teraz zrobić by przybliżyć się w stronę tego, co najbardziej istotne? Jaki mały krok mogę teraz zrobić?
Pomyśl jak by wyglądało twoje życie, gdybyś zaakceptował siebie o jakieś 10% więcej.
witaj Zbayszku,
co by..bylo..gdybym napisala Ci o tym z wlasnej perspektywy ( terapeuty tancem), i Twoj tekst potraktowala, jak inspiracje???:
nie pierwsza czesc Twojego tekstu mnie poruszyla, jedynie prawie koncowka….Slowo: „wiecej miejsca”….ja tu sie zatrzymalam, tym razem…z tym daniem sobie miejsca, przyzwolenie na brak autoagresji: w postaci krytycznych wewnetrznych glosow, porownan ze swiatem zewnetrznym…perfekcyjnych oczekiwan……wyrzutow sumienia…hmmm..itp., z tym nazwijmy to „goscinnym gestem” we wlasnym kierunku, zauwazylam niejakie trudnosci. I zastanawiam sie, jak moglabym to „miejsce”, ta przestrzen wydobyc z siebie w postaci ruchu, jak przebrnac ten stan pomiedzy „zmaganiem sie” a „daniem sobie wsparcia”, w postaci przestrzeni w sobie i przestrzeni na zewnatrz siebie. Mam od poczatku taki odruch, przekazania tego stanu za pomoca ruchu, ruchu ciala, dlatego nazwalam go „gestem”….moglabym to zatanczyc, i zaobserwowac, np., w jaki sposob sie poruszam, jakich uzywam ruchow, jakosci, kierunkow, gdzie jest slabiej , gdzie jest mocniej, co przyciaga moja uwage? Zatanczyc te dwie jakosci, i poszukac nowej wlasnej na ten czas. Dac nie tylko glowie przestrzen, ale takze cialu, i na poziomie ciala poszukac, odnalezc i utrwalic gesty wspierajace, na poziomie ciala zintegrowac to, co w glowie i to, co w ciele. Co Ty na to?
Witaj Izo 🙂 Taniec jest tu doskonale na miejscu. Zaakceptować siebie to w pierwszym rzędzie zaakceptować swoje ciało. Ciekawe jest to, że większość zaburzeń psychicznych wiąże się z odrzuceniem swojego ciała – ludzie go nie lubią, nie akceptują, nie potrafią ani czuć, to co ciało czuje, ani wyrażać tego. Taniec jest doskonałym sposobem by się otworzyć.
Co do gestów, czytałem ostatnio książkę o zachowaniach zwierzą i tam przeczytałem różne ciekawy rzeczy o zachowaniach wiążących się z poszukiwaniem schronienia.Za długo by to opisywać, ale są tam też takie słowa „Przestraszona małpka, pozostawiona samotnie, obejmuje samą siebie”. Zawsze myślałem, że takie sposoby są nieco wydumane, ale wygląda na to, że to jeden z najprostszych sposobów, nadanych biologicznie sposobów na to by znaleźć schronienia w sobie samym: objąć siebie samego 🙂
Dziękuję za Twój komentarz.
o tak:) ! tulenie samego siebie, bardzo pokazuje, jak mi ze soba jest.Nie wszyscy jednak to potrafia, przytulic , ukolysac, poglaskac…samego siebie, sama siebie. to dobre cwiczenie na kazdy poranek i na dobranoc, w radosci i w smutku. to daje poczucie bliskosc ze soba samym a takze uniezaleznia:)pozdrawiam serdecznie
Witaj
Tak się zastanawiam, dlaczego jest tutaj tylko jeden komentarz i myślę, że niewielu jest w stanie utożsamić się z tym co napisałeś. To jest taki „level expert” kogoś, kto pół życia próbuje naprawić się przy pomocy literatury self help i dochodzi do wniosku, że tylko Syzyf byłby z niego dumny.
Szkoda tylko, że takie wnioski zdarzają się nam co jakiś czas i o nich zapominamy. Założę się, że niedługo zapomnisz o self acceptance i ruszysz z nową energią w kolejny ciekawy sposób na „poprawianie siebie”. I tak w koło… Macieju 🙂 Been there done that…
Próba przytulenia samego siebie udana i działa :-).
Również popadłem w błędne koło ulepszania samego siebie. Choć dzięki temu zdarzają mi się coraz częściej chwile spokoju, w których jest więcej przestrzeni. To niesamowite przeżycie móc cieszyć się tą przestrzenią i wypełniać ją swobodnie realizacją marzeń. A potem znów przychodził dzień kiedy przestrzeni brakowało i wracałem walki o lepszego siebie. Chyba zapomniałem o tej akceptacji. Dziękuję za ten tekst, przypomniał mi o akceptacji, która pozwala zakończyć walkę i działać spokojnie z uśmiechem i radością. Ciekawy jestem, czy znasz/znacie jakiś trick, który pozwoli uniknąć wpadania znów w koleiny starych nawyków?
Pozdrawiam Serdecznie
Michał
Uwielbiam wracać na Twoją stronę. Każde wejście na nią niesie za sobą coś dobrego dla mnie, również w złych chwilach. Dziękuję Zbyszku za Twoje teksty 🙂 Banalnie dziękuję.
Zbyszku, za pomoc, wsparcie, inspirację, wiedzę, życzliwość dla ludzi, tj. to co znajduję na blogu, jestem Ci ogromnie wdzięczna. Z tęsknotą wyglądam kolejnych wpisów, bo dzięki nim posuwam się do przodu i uczę się szczęśliwiej żyć. Dziękuję Ci z całego serca. Barbara
Panie Zbyszku, pragnę Panu bardzo podziękować. Trafiłam na Pana stronę przypadkiem, gdy byłam w ciężkim momencie. Przeczytałam ebooka, chętnie czytam Pana artykuły… Dzięki Panu czuję się teraz wyjątkowo dobrze. Przeanalizowałam całą moją sytuację, rozmawiałam ze sobą jak z przyjacielem i jednocześnie sobie współczułam, oraz dałam sobie energetycznego kopniaka do działania 😉
Bardzo dziękuję Panu za tą stronę, za pańską pomoc i wsparcie. Robi pan naprawdę kawał dobrej roboty i mam nadzieję, że będzie Pan robił to dalej, bo naprawdę wielu ludziom Pan pomaga. Z całego serca dziękuję i pozdrawiam,
Martyna.
Ciekawe, leżałem na łóżku po przyjściu do domu, po napadzie lękowym i czułem, że nie dam rady pociągnąć tego życia dalej, po prostu nie mam siły, chęci, boje się.
I kiedy powiedziałem to sobie, że tak jest to coś jakby się odmieniło. Wcześniej też wiedziałem, że się boję, ale teraz jakby szczerzej się do tego przyznałem. I od razu zły stan minął i miałem więcej chęci do zrobienia czegokolwiek.
Od razu więc zacząłem szukać u Zbyszka, którego czytuję od kilku dni o co chodzi z tą akceptacją 🙂
Czytałem książki Briana. I w moim przypadku jego rada samodyscypliny „za mordę” się nie sprawdzała również. To jak samookaleczanie. Na dłuższą metę prowadzi do śmierci psychicznej. Bo człowiek nie jest w stanie cały czas walczyć ze samym sobą. Tak jak to mówią w cytatach „Najważniejszym zwycięstwem jest zwycięstwo nad samym sobą”, „Ty sam jesteś swoim wrogiem”. To prowadzi do jeszcze większego konfliktu wewnętrznego i drenażu energii. I po tym małym doświadczeniu stwierdzam, że zamiast mówienia sobie „Pokonaj siebie”, postaram sobie mówić „Zaakceptuj siebie”.
pozdrawiam
Właśnie o to chodzi Lukas 🙂
Zaakceptuj siebie… ale też nie bądź w tym zbyt brutalny, zaakceptuj siebie, nawet, gdy nie do końca siebie akceptujesz 🙂
Fajny artykuł 🙂 Daje do myślenia…