Autentycznie nie wiem jak to zatytułować

Wczoraj dostałem z Amazona książkę „Autehenticity What consumer really want” (nie było wersji na kindle, musiałem poczekać na papier). Książka zaczyna się od motta:

Autentyczność będzie słowem – kluczem dwudziestego pierwszego wieku…

Poprzedni wiek zostawił nas w świecie podróbek i sztuczności. W takim świecie autentyczność ma cenę złota. Wczoraj ktoś wcisnął mi do ręki ulotkę „Smak prawdziwego chleba”. Na ulotce nikt nie reklamuje niskiej ceny czy jakości produktu, są za to słowa:

…wykorzystując stary oryginalny piec piekarski wypiekam chleb na zakwasie i drożdżach… korzystam z tradycyjnych, przedwojennych receptur mojego taty.

Gdybym położył przed tobą z jednej strony „prawdziwy chleb mojego taty”, a z drugiej wyrób zapakowany w folię, masowo produkowany, nafaszerowany polepszaczami i spulchniaczami, co byś wybrał? Czy byłby ktoś, kto by nie wybrał prawdziwego chleba? Coraz więcej osób z chęcią dopłaci, nawet sporo, by móc spróbować prawdziwego chleba. Niska cena, dostępność, szeroki wybór, dostawa, spełnianie kryteriów jakości ISO ileśtam itp. – to wszystko jest coraz mniej ważne wobec autentyczności. Chcemy kupować rzeczy, które wydają nam się prawdziwe.

Jeżeli już marketing zajmuje się autentycznością (książka, którą dostałem jest właśnie z tego zakresu) to o ile bardziej autentyczność jest ważna dla kogoś, kto chce się rozwijać zawodowo! Dwudziesty pierwszy wiek, będzie także wiekiem ludzi autentycznych. Albo mówiąc dokładniej będzie czasem z jednej strony ludzi autentycznych, odnoszących sukcesy i zmieniających świat, a z drugiej nisko opłacanej siły roboczej, która wykonuje rutynowe prace, zostawiając tworzenie, inicjowanie i nadawanie tonu tym drugim. Ale mniejsza o prognozy.

Komuś może się wydawać, że bycie autentycznym to prosta sprawa. Wystarczy tylko podjąć decyzję i już się jest. W rzeczywistości to duża umiejętność. Autentyczność zawsze była dla mnie jednym z najwyżej notowanych punktów w mojej hierarchii wartości. Ale mimo to, ciągle się uczę jak być autentycznym i ciągle mam wrażenie, ze jestem na początku drogi.

Oto przykład lekcji sprzed kilku dni.

Tydzień temu zostałem zaproszony do udziału w programie telewizyjnym dla młodzieży (o nazwie poziom 2.0). Na początku wahałem się, ale ciekawość zwyciężyła. Jak już się zgodziłem pomyślałem: Ale w czym ja pójdę? Szkolenia prowadziłem zazwyczaj w garniturach. Ale po pierwsze już mi się nie chce występować w garniturach, a po drugie to program dla młodzieży.

Poszedłem do sklepu. Była niedziela. W centrum handlowym kłębił się tłum ludzi. Byłem zły, że muszę robić zakupy zamiast bawić się z dziećmi, przeszkadzał mu tłum i huk czegoś, co pewnie było muzyką, zanim nie dotarło do kiepskich głośników. Czasem lubię robić zakupy, ale naprawdę nie tym razem. Niestety w poniedziałek rano miałem pojechać do Warszawy. Czułem się bliski tego by usiąść gdzieś na ławce i jak dziecko obrazić się na świat. Ale powiedziałem sobie:

– Nie masz wyboru, nie poddawaj się, wytrzymaj!

Łatwo powiedzieć. Nie mogłem przecież kupić byle czego. Po pierwsze nie lubię wydawać pieniędzy na coś, co będzie leżało nieużywane w szafie, po drugie szukałem czegoś, co będzie jakoś korespondowało ze mną. Mówiąc po ludzki – w czym będę robił dobre wrażenie.

Po dwóch godzinach błąkania się po sklepach zmusiłem się by coś kupić. Wróciłem do domu z reklamówką w ręce oraz złością i zmęczeniem w sercu. Następnego dnia rano ubrałem to, co kupiłem. Dosyć wąskie spodnie i szara bluza z nadrukiem (stara książka, trupia czaszka i kwiaty). To nie wyglądało najgorzej. Ale… to nie byłem ja. To nie było autentyczne. To był kostium na moje trzy minuty w telewizji.

-Kurcze… może zdążę jeszcze coś kupić w Warszawie?

Ale tym razem, może dlatego, że byłem po śniadaniu podszedłem do tego inaczej. Uświadomiłem sobie, że przecież nie muszę nic udawać.

To była ulga. Wyciągnąłem stare rzeczy i ubrałem się w nie. Świetnie się sprawdziły. Wygodne w pociągu, nie przekombinowane na ekranie. Co więcej wyglądałem po swojemu. Gdybym ubrał to, co kupiłem wyglądałbym tak jak wszyscy w wokół. Z tą różnicą, że oni mieli po 20 lat, a ja dwa razy tyle.

Ta banalna historyjka ma morał. Czasem wiele siły wkładamy w to, by znaleźć coś, co nas wyrazi, co wydobędzie naszą indywidualność albo pokaże, że nie jesteśmy kimś tuzinkowym. Kosztuje nas to wiele czasu, wysiłku i napięcia. Korzystając z tych zasobów moglibyśmy zrobić coś cennego. My jednak walczymy i z uporem szukamy czegoś wyjątkowego w kolejnych modnych sklepach.

Zapominamy, że wystarczy zajrzeć do własnej szafy. Zapominamy, że jesteśmy unikalni wcale nie wtedy, gdy bardzo staramy się tacy być. Wcale nie wtedym, gdy stroimy się w piórka intelektualistów, obrazoburców, przedsiębiorców, pisarzy czy ludzi twórczych. By być unikalnym wystarczy nie udawać kogoś, kim się nie jest. Być tą samą osobą, którą się jest na co dzień.

Być autentycznym oznacza nie poświęcać zbytniej energii na kreowanie samego siebie – dobór ubioru, słów czy imagu. Człowiek, który zaczyna zbytnio planować siebie (jak mówią spece od wizerunku, dba o swój personal brand) traci świeżość i prawdziwość. Staje się jak chleb z polepszaczami.

Tego samego dnia, gdy występowałem w telewizji spotkałem człowieka, który na pierwszy rzut oka wydał mi się oryginałem. Mniejsza o okulary, wisiorki, pierścionki, pas, marynarkę czy buty – dla mnie trochę za „telewizyjnie” ale być może taki miał styl. Ważniejszy był kontrast w tym, co mówił i jak się zachowywał. Z jednej strony, mówiąc o literaturze rzucał dupami i kurwami a z drugiej jego ciało zdradzało oznaki napięcia (żeby nie zwariować od tematów motywacyjnych, zajmuję się od wielu lat mową ciała). Gdy mu się uważnie przyjrzałem i uważnie go posłuchałem zrozumiałem, że ta cała maska jest po to, by ukryć obawę przed demaskacją. Miał coś do powiedzenia, ale kurcze… za dużo polepszaczy.

Coś w jego środku pewnie mówiło:

– Stary musisz panować nad tym, co ludzie widzą, tak by im nawet do głowy nie przyszło, że się na tym nie znasz, a twoja wiedza jest tylko teorią wyczytaną z książek.

Aby być autentycznym trzeba mieć przynajmniej jedną z tych rzeczy:

  • odwagę (nie przeraża mnie to, że ktoś uzna mnie za głupca)
  • pokorę (niby kim takim jestem? przecież jestem normalnym zjadaczem chleba)
  • rezygnację (najwyżej mnie wyśmieją, trudno…)
  • poczucie humoru (no to najwyżej pośmiejemy się ze mnie razem)
  • sklerozę (już zapomniałem…. ale o co chodzi?)

To pocieszające, że jest tyle możliwych źródeł autentyczności. Choć tej osobie zabrakło akurat wszystkich.

Jeszcze jedna uwaga. Zanim przywiążesz się do autentyczności: nie próbuj tego, póki nie masz jeszcze jednej rzeczy: życzliwości i szacunku do innych. Ci, którzy stawiają jedynie na autentyczność, nie mając w sobie życzliwości kończą zazwyczaj jako stare, złośliwe zrzędy, którym wydaje się, ze są pępkiem świata.

22 komentarze

  1. nowy czy nie, ale za to swietny artykul, ktory daje bardzo duzo do myslenia…. i chyba cos w tym jest- np. odwaga- zauwazylam,ze im mniej sie przejmuje opinia innych (nawet ta, ktora jest tylko hipotetyczna i moglaby istniec lub nie) tym z wieksza wiara i przekonaniem dzialam i to chyba wlasnie stanowi o autentycznosci 🙂

  2. Autentyczność będzie słowem – kluczem dwudziestego pierwszego wieku…
    Dobrze powiedziane. Ale nie jestem pewien, czy nie będzie to aby autentyczność taka, jak tego „oryginalnie” ubranego faceta spotkanego w telewizji. Po prostu stylizacja na autentyczność. Albo jak ci górale z telewizyjnych reklam. Taka autentyczność z cepelii…
    Bo jak spece od marketingu się za tą autentyczność zabiorą, to strach pomyśleć.

    Btw. skoro napomknąłeś o mowie ciała – czy podzielasz moją obserwację, że politycy chyba uczą się gestykulacji – uczą się (trenują ? pod okiem speca od pi-aru?) przyporządkowywać określone gesty do określonych treści i „niby” emocji. Dla mnie wygląda to komicznie – ale w gruncie rzeczy optymizmem nie nastraja

    • Dziękuję za komentarz. Mimo wszystko myślę, że nie chodzi o cepelię i górali. Własnie na tym polega problem tych reklam są, jak to niektórzy mówią sfejkowane i czuć to na kilometr. Dobry marketing to nie jest zła rzecz. Problem polega na tym, że zbyt wielu klientów/ firm/ korpotacji ma zbyt wiele kasy i opłaca naprawdę byle jaki agencje, które kręcą takie bzdety jak te z góralami. Nie tylko z góralmi. Dla mnie absolutnym mistrzostwem fajku/ fałszu i zarazem głupoty są reklamy w stylu cistek Delicji – jak np. ta: http://www.youtube.com/watch?v=Dsy3NriFSck&feature=related. Jedyne pocieszenie, że kasę traci Phillip Morris (o sorki, zmienili nazwę na Altria). Problem jednak polega na tym, że większość z nas wypracowała sobie radar ostrzegawczy i po prostu nie kupuje tego. Ale myślę, że można robić reklamy uczciwe. Wystarczy porównać reklamę Delicji z rekamą Verizon. Wysatrczy (http://www.youtube.com/watch?v=d36wUmJGzvA), Tina Fay mówi na końcu: czy możemy dostać teraz pieniądze (w domyśle za rekamę). Nikt nie udaje. Reklama jest reklamą.
      A co do mowy ciała – masz rację co do mowy ciała. Mowę ciała musi być spontaniczna. Jeżeli zaczynasz o niej myśleć – zaczyna zalatywać fałszem. I dlatego nie tak łatwo się jej nauczyć. Politycy padają często ofiarą „speców”, którzy mówią im np. : gestykuluj otwartą dłonią, albo patrz w oczy. Można zmienić mowę ciała człowieka, ale trzeba do tego nieco więcej zachodu.

  3. witam:) Ja prawie zawsze chce dobrze się prezentować, to takie ludzkie.jednak ubieram to w czym dobrze się czuje i w miarę adekwatnie do sytuacji.Również dotyczy to moich poglądów i
    zasad.One definiują moja osobę.Ilekroć wychyle się z czymś do czego nie jestem przekonana
    ,natychmiast czuje skrepowanie a ci co są uważni wiedza że to fałsz.To jest jak zgaga po sztucznym jedzeniu 😉 Pozdrawiam i przyłączam się do fanów prawdziwków-są pyszne ;)))

  4. Pięknie napisane Zbyszku. Nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo swoja autentycznością i przemyśleniami czynisz życie wielu ludzi lepszym 😉
    Czy mogę cytaty – fragmenty dodać na Facebooka, oczywiście z podaniem autora? 😉

  5. Zbyszku, to jakby dopełnienie Twojego wcześniejszego wpisu „Być przeciętnym jak biało- czarna krowa” . Mieć w sobie zgodę na samego siebie bez ozdobników i polepszaczy czyli mieć odwagę bycia sobą. Dziękuję i pozdrawiam.

  6. 🙂 rzeczywiście, i dla mnie autentyczność zaraz za miłością jest jedną z najważniejszych wartości.Kiedyś nie była taka ważna. Teraz jest cenna.Choć..dziwne,ale nieraz obawiam się być sobą,autentycznie sobą.Bardzo żałuję tych momentów. Faktycznie,w tych chwilach brakuje mi odwagi.Szkoda,bardzo.Myślę,że dobrze też wiedzieć,kiedy to jesteśmy sobą naprawdę.Ja miałam takie doświadczenie teraz w weekend.Suuuper,nie ma lepszej sprawy. Być sobą i czuć pokój:)

    • Cieszę się Mileno. Będę jeszcze o tym pisał, ale pierwszym krokiem do bycia autetycznym jest przyznanie się do samooszukiwania. Największym oszustem jest ten, kto twierdzi, że zawsze, w 100% jest autetyczny. Taki paradoks.

  7. Jestem właśnie takim „specem” od wizerunku. I choć robię szkolenia wizerunkowe dla firm, to najbardziej lubię pracę indywidualną z tzw. szarym człowiekiem. W grupie nie mam szans poznać dobrze mojego klienta, a pracując sam na sam tak. Zawsze staram się doradzić, pokazać, podpowiedzieć jak na nowo korzystać ze swojej szafy, tak by całość była spójna z tym co taka osoba ma w sobie. Bo szata zdobi człowieka, ale i człowiek potrafi ozdobić szatę. Lubię ludzi ubierać, a nie przebierać. Cenię sobie, jeśli ktoś sam dojrzewa do zmian, bo nie zna się na kolorach, bo chowa się w ubraniach i choć sam sobie je kupuje, to nie czuje się w nich dobrze. Jeśli tylko mogę pomóc, to robię to. Nie zawsze za tzw. kasę. Czasem ludzie mają potrzebę zmiany, zrobienia kroku do przodu, trochę na przekór sobie, a często na przekór innym. Często trafiam na ludzi, którzy wcześniej się „przebierali” i w końcu tupią nogą. Zmiana wizerunku, czy praca na nim, zawsze powinna iść łeb w łeb ze zmianami w nas. I nic na siłę 🙂 Trochę chaotyczny ten mój komentarz, ale trochę już padam na twarz 😉 Tyle godzin na blogu, nawet własnym już dawno nie spędziłam! Ale jakże cenny to czas! Pozdrawiam ciepło 🙂

    • Bardzo dziękuję Magdaleno. To cenne uzupełnienie tego, co napisałem. Nie chodzi o to, by tkwić w tym samym miejscu. Zmiana, wychodzenie do przodu też jest ważna. Czasem, gdy ktoś ubierze coś zupełnie nowego, pozwala mu to odkryć w sobie coś nowego. Nowy image jest formą eksperymentu. Nie wiesz, czy to będzie ci pasowało, póki się w tym nie przejdziesz. Pozdrawiam 🙂

  8. Witam serdczenie,
    (wybaczcie brak polskich znakow, pisze z komputera bez mozliwosci zainstalowania poslkiej czcionki).

    Temat bardzo ciekawy, bardzo mi sie podoba artykul i styl. Musze przyznac, ze z ta autentycznoscia mam klopot. Z jednej strony mysle, ze kazdy chyba marzy o mozliwosci bycia autentycznym – daje to komfort i poczucie wygody w byciu samym soba. Ale moje watpliwosci dotycza tej kwesti: czy mozna byc rzeczywiscie autentycznym w sytuacji gdy otoczenie tej naszej autentycznosci nie przyjmuje. Przeciez jedna z podstawowych potrzeb czlowieka jest potrzeba akceptacji. Znam wiele przykladow z zycia wzietych – ludzie rzadko kiedy potrafia pogodzic autentycznosc z oczekiwaniami otoczenia. To raz.
    A dwa – Codziennosc nauczyla mnie, ze do bycia autentycznym nalezy podchodzic ostroznie, nawet majac w sobie zyczliwosc i szacunek. Dlaczego? Bo czasami autentycznosc wiaze sie z pokazaniem agresji lub slabosci, ktorych okazanie w niektorych sytuacjach owocuje poniesieniem porazki (nie osiagnieciem celu). W zwiazku z czym bywam nieautentyczny, bo czasem musze wybierac np. czy mam szczerze powiedziec szefowi co mysle o jego pomysle czy raczej zmilczec i wykonac, bo wiem, ze facet tego nie przyjmie dobrze bez wzgledu na forme w jakiej go skrytykuje. To nie kwestia odwagi, lecz rozsadku.

    Jak tu pogodzic autentycznosc z codziennymi upierdliwosciami?

Skomentuj Zbyszek RyżakAnuluj odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *