Co zrobić z lękiem i tremą?

Nie nadaję się do prowadzenia szkoleń

Za miesiąc masz wygłosić prezentację na konferencji. Cieszysz się z tego. Wiesz, co chcesz powiedzieć i wiesz, co dzięki temu osiągniesz. Spokojnie przygotowujesz slajdy i treść wystąpienia.

Na dwa tygodnie wcześniej, gdy prawie wszystko jest już gotowe, zaczynasz jednak czuć się niewyraźnie. Wolisz nie myśleć o momencie, w którym staniesz przed grupą.

Na dzień przed, gdy myślisz o tym co będzie jutro, żołądek ci podchodzi do gardła a serce zaczyna szybciej bić. Zastanawiasz się, jak w ogóle mogłeś się na to zgodzić. Po co ci była ta konferencja?

Powtarzasz sobie jeszcze resztą sił, że dasz sobie radę, jednak na wiele to nie pomaga.

Gdy wychodzisz na środek, twoje pole uwagi zawęża się do wycinka wielkości długopisu, ręce robią się wilgotne, oddech staje się płytki, a nogi sztywne. Masz dość. Dochodzisz do wniosku, że to nie jest coś, co lubisz. Nie nadajesz się do tego. Nie masz odpowiedniej osobowości. Za dużo cię to kosztuje. Jakoś wytrzymujesz tą godzinę i obiecujesz sobie, że nigdy więcej. Przemawianie przed ludźmi? Nie, to nie dla mnie.

To nie jest teoretyczny opis. To moje własne przeżycia.

Przez kilka lat nie prowadziłem szkoleń, bo doszedłem do wniosku, że zbyt dużo mnie kosztują. Byłem (albo przynajmniej bywałem) dobrym trenerem. Jednak stopniowo czułem coraz większe napiecie. W końcu przestałem prowadzić szkolenia.

Gdy się czegoś boisz jesteś w tym coraz gorszy

Być może masz podobne przeżycia. Może w innej dziedzinie. Masz coś, z czego się wycofujesz, bo napięcie i lęk, jaki przy tym czujesz odbiera ci przyjemność.

Nasze odczucia somatyczne i emocjonalne – takie jak napięcie, lęk, zmęczenie, spadek nastroju czy bóle, są źródłem poczucia własnej skuteczności. Łatwo je zinterpretować jako sygnał, że sobie z czymś nie radzimy. Gdy drżą mi ręce, dochodzę do wniosku, że się do tego nie nadaję. Czuję wtedy jeszcze mocniejszy lęk. Zaczynam unikać tego typu sytuacji. Przestaję się rozwijać i rzeczywiście staję się coraz gorszy.

Wiele osób w ten sposób nabawiło się całkiem solidnych fobii – np. lęku przed wystąpieniami publicznymi.

Lekka i szybka metoda

Znów prowadzę szkolenia. Znów sprawiają mi przyjemność.

Chciałbym napisać, że znalazłem szybką i łatwą metodę poradzenia sobie z lękiem. Że pomogła mi jakaś prosta technika. Jakiś prosty trik. Chciałbym opisać kilka prostych kroków, dać kilka eleganckich rad i obiecać,  że twój lęk nigdy nie powróci.

Ale to byłoby oszustwo.

Nie ma szybkich, lekkich i skutecznych metod radzenia sobie z lękiem. Możesz się dać zahipnotyzować, ale efekt nie będzie trwał długo, możesz zacząć brak leki, ale one cię ogłupią, możesz zapisać się do jakiejś sekty, w której piorą mózgi, ale nie masz na to ochoty.

No to, co że czuję tremę?

Czy to znaczy, że nie da się zdrowymi sposobami pozbyć mojego lęku przed szkoleniami? Niestety tak. Czy to znaczy, że nie mogę prowadzić więcej szkoleń? Nic podobnego.

Jakiś czas temu prowadziłem szkolenie z profesorem psychologii. To człowiek, który ma olbrzymie osiągnięcia, gruntownie zna się na temacie, a co więcej potrafi bardzo ciekawie mówić i jest za to kochany przez uczestników szkoleń (zarówno pracowników firm jak i studentów). Słowem wyga, guru i … w ogóle. Zawsze go podziwiałem. Trudno sobie wyobrazić, by ktoś miał lepszy punkt wyjścia do zajęć.

Spotkaliśmy się na godzinę przed zajęciami. Profesor był stremowany! Bardziej niż ja. Byłem tym naprawdę zdziwiony. Potem wyszedł na środek i był rozluźniony tak samo jak zwykle.

Czym różnił ten człowiek ode mnie sprzed paru lat? I on i ja czuliśmy napięcie. A jednak on pracował, a ja się wycofywałem.

Profesor traktował swój lęk (tremę, napięcie, czy jakkolwiek to nazwać), jako coś naturalnego. Po prostu tak jest. Gdy złapiesz katar cieknie ci z nosa, ale nie boisz się, że wyzioniesz ducha. To w końcu tylko katar. Gdy wypijesz za dużo wina kręci ci się w głowie, ale nie krzyczysz, że świat się przewraca. To tylko alkohol. Gdy wyjdziesz na dwór zbyt lekko ubrany przebiegną cię dreszcze, ale nie boisz się, że coś cię gryzie. To tylko chłodne powietrze.

Gdy czekasz na początek szkolenia, czujesz napięcie i mobilizację organizmu.

No i co z tego? Czy to takie straszne?

Jesteś w stanie znieść trwającą cały dzień migrenę, ból zęba, rozstanie z ukochaną osobą, która wyjeżdża na dwa tygodnie, jesteś w stanie znieść kaca po spotkaniu z przyjacielem, ale nie jesteś w stanie znieść kilku godzin lęku?

Oczywiście, ze potrafisz. Lęk, póki nie jest to lęk przed lękiem, jest czymś całkiem możliwym do zniesienia.

Jest czymś, co trudno polubić. Kto mówi, że trzeba?

Jest czymś niewygodnym. A dlaczego ma nie być?

Ale jest czymś, co można znieść.

Jak mówi tytuł książki Susan Jeffers (której nie musisz czytać, bo tytuł wszystko mówi):

Feel the fear and do it anyway”. Czuj lęk i mimo wszystko zrób to.

Gdy doświadczasz lęku przed czymś możesz przestać to robić, poddać się, uciec i tym samym pozwolić by twoje możliwości pozostały okrojone. Albo możesz zrobisz to, czego się boisz. Tylko w ten sposób możesz pokonać lęk.

Gdy czujesz tremę, nie tragizuj. Po prosu rób swoje.

Pułapka wygody

Naszym największym problemem nie jest to, że czujemy lęk. Problemem jest to, że rozhartowaliśmy się. Nasza psychika stała się delikatna jak pupa niemowlaka. Przeraża nas wizja każdego lęku, smutku, trudności czy wysiłku. Siedzimy wygodnie rozparci przed telewizorem, oglądamy reklamy i oczekujemy, że wszystko, co dobre musi być lekkie, łatwe i przychodzić bez wysiłku.

Najlepsze są wygodne samochody, błyskawiczne w przygotowaniu dania, kawa z proszku i proste do zrozumienia książki. Gdybyś przypadkiem poczuł lęk, smutek lub złość, na pewno ktoś ci zaoferuje tabletki.

– Po co się męczyć, kupisz je bez recepty i życie znowu będzie piękne. Są ziołowe, bardzo zdrowe.

– Próbowałem i nie działają…

– To może coś mocniejszego. Jakiś dopalacz może? Można by odwiedzić psychiatrę, to w końcu nic wstydliwego… Po co się męczyć?

Nie wierz firmom farmaceutycznym. Być może wygodne krzesła są lepsze od niewygodnych a kawa instant lepsza od świeżo mielonej. Ale spokój osiągnięty chemicznie nie ma nic wspólnego ze spokojem.

Są oczywiście sytuacje, gdy leki są potrzebne. Gdy ktoś siedzi przez dwa dni bez ruchu i patrzy w sufit, trzeba go jakoś z tego wyciągnąć, by w ogóle zacząć z nim pracować. Ale to nie jest ani twój, ani mój przypadek.

Lęk przed lękiem

Czymś znacznie gorszym od lęku jest lęk przed lękiem. Nie tylko zresztą przed lękiem. Przed jakimkolwiek negatywnym uczuciem.

– To straszne, czuć lęk! Nie zniosę tego, nie wytrzymam tego. Musze się z tego wycofać.

– To straszne czuć smutek. Nie zniosę tego, nie wytrzymam.

– To straszne czuć złość. Nie jestem w stanie tego znieść.

Gdy człowiek czuje lęk, złość czy smutek, czas uruchamia w nas automatyczne, psychologiczne mechanizmy regeneracyjne. Lęk słabnie, złość opada a smutek przechodzi.

Chyba, że ciągle, podtrzymujesz te uczucia, podgrzewasz je strając się ich natychmiast pozbyć.

Prosta rada: nie bój się swojego własnego lęku.

Odwaga

Jest coś, co się nazywa odwagą, dzielnością czy hartem ducha. Rzecz mało popularna, ale ważna jak nigdy. To umiejętność stawiania czoła wewnętrznym przeciwnościom. To umiejętność znoszenia niewygody, trudu i lęku w imię ważniejszych korzyści.

Odwaga to nie jest brak strachu. W sytuacji zagrożenia strachu nie czuje głupiec. Człowiek odważny boi się (bo ma wyobraźnię) ale mimo tego umie podjąć odpowiednie działania.

Myśl o czymś więcej

Warunkiem odwagi jest mieć na względzie coś więcej niż tylko siebie. Gdy myślisz tylko o sobie, gdy skupiasz się jedynie na swojej własnej wygodzie, trudno jest znieść choćby średnią dawkę lęku.

By mieć w sobie odwagę warto mieć jakiś cele. Jakąś misję i wartości, w które wierzymy.

Gdy prowadzisz szkolenie, tylko po to by dobrze wypaść na środku czy dobrze się bawić, trudno cię będzie przejść do porządku dziennego nad strachem.

Ale pomyśl, że na sali siedzą ludzie, na których bardzo ci zależy. Masz im coś bardzo ważnego do powiedzenia. Coś, od czego wiele zależy. Czy będziesz zwracać uwagę na tremę?

Albo pomyśl sobie, że są to ludzie, których lubisz i szanujesz i z którymi chcesz się podzielić czymś bardzo cennym. Chcesz im dać, coś bardzo ważnego. Czy trema cię powstrzyma?

Gdy masz coś do dania, gdy twoim celem jest dzielenie się, chwila lęku przestaje być problemem.

Stopniowe hartowanie

Oczywiście są sytuacje, które wydają się zbyt trudne. Gdy do tej pory chodziłeś w grubej puchowej kurtce nie skacz od razu do przerębla.

Zacznij od sytuacji, które rodzą umiarkowane obawy. Oswajaj się z nimi. Przyzwyczajaj się do tego, ze czujesz lęk i mimo tego działasz.

Przyzwyczajaj się do tego, że lęk to twój kumpel. Trochę uciążliwy, ale nie masz innego wyjścia, jak go znieść. To, że go masz obok siebie nie znaczy, że do czegoś się nie nadajesz. To znaczy tylko tyle, że jesteś człowiekiem.

W tajemnicy powiem ci, że gdy przestaniesz nim się tak zajmować, ten kumpel się znudzi i pójdzie sobie. Ale nie myśl teraz o tym. To przyjdzie samo. Dziś, teraz, trzeba po prostu pozwolić mu być.

7 komentarzy

  1. Przyznaję się: to stary tekst. Z tej racji, że byłem mocno zajęty przez kilka ostatnich dni, nie małem okazji napisać niczego nowego. Co prawda tekst pokrywa się z tym, co pisałem ostatnio, ale być może komuś się przyda…

  2. Gratuluję tekstu, Zbyszku. Bardzo dobrze ująłeś kwestię obchodzenia się z lękiem.
    Emocje egzystują tylko w sferze naszych uczuć. Jeżeli nie będą odczuwane, przestają egzystować. Wygląda na to, że wszystko w naszym (wszech)świecie pragnie istnienia. Również emocje najwyraźniej chcą istnieć i szukają miejsca, gdzie byłyby w stanie sobie trochę pobyć – szukają tego kogoś, kto chciałby je odczuwać. I wpadają od czasu do czasu. Do każdego. Nie trzeba ich za to ganić. Taka ich natura. Istnienie każdej emocji jest uzasadnione. Gdyby nie było, nie istniałaby. Również strach ma swoje uzasadnienie. Również trema. Tak więc fakt, że zawita do mnie jakaś emocja, jakieś uczucie – słabe, średnie lub bardzo impulsywne – nie jest wynikiem żadnego błędu z mojej strony. Tak więc nie muszę się jej wstydzić ani siebie za nią ganić. Po prostu jest i już. A ode mnie zależy już tylko, jak się do niej ustosunkuję. Chodzi o moją postawę w obec uczucia, które odczuwam.

    Najczęściej utożsamiamy się z naszymi uczuciami. Nie traktujemy ich jako coś odrębnego i niezależnego od nas. Co po prostu nam, ludziom, towarzyszy w naszym codziennym życiu. Lecz traktujemy emocje jako coś, co nas w danym momencie definiuje jako osobę. Mówimy: „jestem zły“, w momencie, gdy odczuwam złość; „jestem głodny“, gdy odczuwam głód. To potoczne nazewnictwo. I nic w nim złego, pod warunkiem, że zdaję sobie sprawę z tego, że nie oddaje ono poprawnie charakteru emocji. Mogę odczuwać złość ale wcale nie muszę być z tego powodu złym (np. w sensie „złym człowiekiem“). Emocja nie definiuje mnie i popełniam błąd, definiując się z nią. Wtedy emocja zaczyna mną rządzić. Utożsamianie się z emocjami jest powszechnym zjawiskiem zatruwającym nam życie na każdym kroku.

    Można mówić, jestem strasznie zły na tego pana, albo tamtą panią za to albo za siamto.
    Tak samo mówimy: „słońce zachodzi“ lub „ słońce wędruje po nieboskłonie“ wiedząc, że to nie do końca jest „astronomicznie“ poprawne.
    Tak samo, jak jesteśmy świadomi faktu, że Słońce – wbrew temu, co widzimy – nie krąży wokół Ziemi, bądźmy świadomi, że nie muszę być zły w momencie, gdy odczuwam złość – niezależnie od tego, czy jest ona uzasadniona, czy też nie.

    A tak na marginesie: równie dobrze jest nieuutożsamiać się z pozytywnymi emocjami. Choć, w przeciwieństwie do negatywnych, warto poświęcać im trochę więcej uwagi. Bo emocje mogą być tylko odczuwane. To jedyna forma ich egzystencji. Odczuwając radość, przyczyniamy się do tego, że jest jej więcej.
    Nie mogę w sobie radości sztucznie wzbudzić (odrębna i niezależna…). Ale gdy się pojawi, mogę poświęcić jej uwagę. Co zresztą zwykle nie jest zbyt trudne. Zwykle trudniejsze jest niepoświęcanie zbytniej uwagi negatywnym uczuciom.

  3. Ja uwazam, ze kazde uczucie informuje nas o czyms, a czy te negatywne przyjmowac z bogactwem inwentarza czyli reakcja fizyczna ciala bez dociekania dlaczego sie pojawily? Niekoniecznie. Ja wolalam spojrzec im w twarz, bo reakcje lekowe bardzo mnie meczyly. Rozwijalam klebek leku, az doszlam do szpulki na ktora byl nawiniety. Szlam dalej i dalej, np. lek przed wystapieniami publicznymi, dlaczego, co sie takiego stanie jak zabiore glos, dlaczego sie trzese? Ze strachu przed ocena? A nawet jesli ktos oceni moje wystapienie negatywnie, co z tego? Ma prawo. I tak dalej i tak dalej. Dlugotrwalych lekow mozna pozbyc sie w ten sposob w kilka dni, majac jednak determinacje i stosujac jednoczesnie wizualizacje siebie wolnego od tych przykrych doznan. Wzmacniajac swoja samoocene. Nie pozostawialam tez innych uczuc, ktore nagle naplywaly, takich jak zlosc bez, wydawaloby sie uchwytnej przyczyny bez zbadania skad pochodza – na jaka to szpulke sa nawiniete, by od czasu do czasu rozkrecac sie jak sprezyna. Informowaly mnie o czyms, o czyms, co musialam w sobie uzdrowic. A gdy juz uwolnilam sie od uczuc rzutujacych negatywnie na moje cialo, ktore w koncu zaczelo szwankowac, stalam sie naprawde wolna, zyczliwa, zadowolona i szczesliwa – czego zycze wszystkim.
    Pozdrawiam serdecznie

  4. @Aniu. Masz rację, każda emocja o czymś nas informuje. Zgadzam się, że trzeba im spojrzeć w twarz i zrozumieć.

    Ze wszystkim co napisała się zgadzam oprócz słów „dociekania dlaczego”. Dla mnie jest ważne „co się dzieje” a nie „dlaczego”. Co mi z tego, gdy dowiem się, że moja zazdrość jest efektem uwiedzenia mnie przez matkę w dzieciństwie, albo nieśmiałość jest efektem urazów w okresie przedszkolnym. To ciekawa wiedza, ale nieprzydatna. Liczy się to, co się dzieje tu i teraz. Tak naprawdę człowiek uwalnia się z negatywnych emocji nie dlatego, że jest zaczyna rozumieć, ale dlatego że przestaje przed nimi uciekać i spinać się. Są ludzie, którzy doskonale rozumieją swoje objawy i symptomy, ale to nic nie zmienia w ich życiu (np. chorzy psychicznie psychiatrzy czy terapeuci).

    Dziękuję za bardzo ciekawy komentarz i pozdrawiam.

  5. Byc moze kazdy czlowiek do tego, jak piszesz Zbyszku, by przestac sie, ,,spinac,, potrzebuje czegos innego. Dla mnie odpowiedz na pytanie dlaczego i skad sie te emocje wziely byla punktem w ktorym moglam podjac dzialanie majac wiedze z o tym z czym sie zmierzam.
    I tu gdybym dowiedziala sie, ze moja zazdrosc jest efektem uwiedzenia mnie, przez rodzica, rozpoczelabym dzialanie. Po co mi meczyc siebie i innych moja zazdroscia? Co moge zrobic teraz z ta wiedza o moim rodzicu, ktory mnie uwiodl i wyciszyc ta emocje? Czasu cofnac nie umiem, wiec co pozostaje? Wybaczenie tej osobie i wybaczenie sobie, ze nie rozumiejac przyczyn meczylam sie z ta emocja sama, a i innych najpewniej rowniez, zrozumienie nieadekwatnosci dzisiejszej mojej zazdrosci ( jesli np. chodzi o zwiazek dwojga osob)i przeanalizowanie jaki sens ma zazdrosc procz swojego toksycznego dzialania na mnie i moj zwiazek dzis. Partner jest wolnym czlowiekiem i gdy bedzie chcial odejsc lub zwiazac sie z kims innym, zrobi to. Wiec po coz ,,spinac,, mi sie z zazdrosci?
    A niesmialosc jako efekt urazow w wieku przedszkolnym? (jes
    t mi blizsza niz zazdrosc :-)) – ta wiedza bylaby dla mnie bezcenna! Sprobuje cofnac sie w wyobrazni do tamtych czasow. Tak, nie bylam zbyt silna, nie mialam czym zaimponowac innym dzieciom, nosilam niemodne ubrania, a wiec smialy sie ze mnie, obawialam sie ich smiechu, smiech byl ocena. Ale teraz jestem dorosla, co mi da dzis patrzenie oczami dziecka? Moje wartosci sie zmienily. Jesli ktos chce sie smiac z nas, obgadywac, krytykowac – zrobi to i nie mamy na to wplywu. Nasza ocena nas samych, juz nie musi byc lustrzanym odbiciem w oczach innych. Teraz jestem dorosla, kocham siebie i szanuje, moge na sobie polegac, Dobrze mi ze soba i staram sie by moim najblizszym bylo dobrze ze mna. Ale to jest moje ,,dociekanie dlaczego,,, a kazdy ma wybor co z ta wiedza zrobi :-))
    Pozdrawiam raz jeszcze i czekam na Twoje Zbyszku nowe, arcyciekawe wpisy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *