Ptak smukleje gdy śpiewa, człowiek rośnie, gdy tworzy

Zacznijmy od tego, że są dwie postawy (niektórzy nazywają je nawet archetypami).

Pierwsza to ktoś, kto szuka ulgi, komfortu, wyciszenia czy życiowej harmonii. Jeżeli taka osoba szuka czegoś w psychologii, to przede wszystkim ulgi od różnego rodzaju dyskomfortu psychicznego (możemy go nazwać poszukiwaczem ulgi / raju).

Jeżeli dyskomfort jest niewielki, problemy są skromne: Chciałbym się mniej przejmować; lepiej wysypiać; być bardziej śmiałym; mniej stresować… aha i jeszcze rzadziej wkurzać na tego wrednego kierownika! Wystarczy, przeczytać post na blogu, obejrzeć nagranie czy przejrzeć książkę, a komfort psychiczny się podniesie (tego w każdym razie oczekuję).

Czasem dyskomfort jest znacznie, znacznie większy: nerwice, depresje, lęki i innego rodzaju poważne problemy psychiczne, które wymagają udania się do terapeuty czy psychiatry. Mimo, że natężenie dyskomfortu jest zupełnie inne, cel jest mniej więcej taki sam: znaleźć ulgę, na powrót poczuć harmonię, poczuć przyjemność z życia.  

Dość często zajmuję się różnego rodzaju niedogodnościami psychicznymi, takimi jak obawy, wahania, wątpliwości czy lęki i z tego względu zdarza się, że takie osoby trafiają także na tą stronę. Trafiają ludzie, którzy chcą sobie poradzić z małymi problemami, ale także ci, którzy stoją przed poważnymi —np. depresją. Jakiś czas temu ktoś, kto chorował na depresję, napisał komentarz:

Przeczytałem ten tekst i stwierdzam totalną ignorancję. Ciekawe jakby się [autor] poczuł gdyby się dowiedział że chory na depresję zrobił sobie krzywdę, bo przeczytał tekst i pomyślał, po co chodzić do lekarza zacznę budować sobie „dom”.

Po pierwsze: nie znam się na depresji i na jej leczeniu, nie zajmuję się tym, ani nie chcę zajmować (Beatą Pawlikowską naprawdę nie jestem).

Po drugie: nie tylko nie zajmuję się depresją, nie zajmuje się jakimkolwiek łagodzeniem czy polepszaniem komfortu psychicznego. Gdyby chodziło o sedację, o to jak pozbawić życie napięcia, stresu i cierpienia — nie chciałoby mi się pisać i dawno już bym sobie dał spokój.

Jest wiele innych osób i wiele innych stron, które pomagają uczynić życie mniej spiętym, bardziej wyluzowanym, weselszym i ogólnie bardziej komfortowym. Niektóre lepsze, niektóre gorsze, ale to nie jest moja pasja. Pewnie dałbym ostrzeżenie: „Uwaga, to nie jest strona dla osób z depresją” gdyby nie to, że nie za bardzo sobie wyobrażam, jak osoba z depresją buduje dom (jeżeli jesteś w stanie budować dom, to niekoniecznie jest to depresja).

Druga postawa

Dlaczego, w takim razie tak często zajmuję się lękami, problemami i bólami?

Dlatego, że oprócz poszukiwaczy ulgi, trafiają tu także ludzie, którym nie chodzi głównie o komfort i ulgę. Komfort, oczywiście zawsze się będzie jakość liczyć, bo zawsze jest ból i niewygoda i zawsze mamy ochotę się tego pozbyć.

Ale dla tego rodzaju osoby, ważniejsze jest coś innego: potrzeba zrealizowania czegoś cennego, sprostania swoim prawdziwym wyzwaniom, zrealizowania swojego potencjału czy zostawienia za sobą czegoś, co się liczy.

Taka osoba mówi: Nie tyle szukam ulgi, komfortu i rozluźnienia, ile pomocy w pokonaniu przeszkód.

Czy osoby, które mają tego rodzaju postawę zawsze są wesołe, uśmiechnięte, pełne wiary w siebie i energii? Czy, jak mi ktoś zarzucił, to akwizytorzy, którzy wciąż sobie powtarzają „Jesteś zwycięzcą”?

Nie do końca. Często bywają skuleni nie mniej niż inni. Ich ból czasem jest nawet większy niż ból poszukiwaczy raju. Czasem jeszcze większy (weźmy takiego Alberto Giacomettiego).

Zasadnicza różnice jest jednak w tym, co pozwala im podnieść się z tego stanu. To nie są leki uśmierzające, sesje terapeutyczne, psychotropy, herbatki ziołowe, masaże, aromatoterapie czy bieganie na bosaka po ziemi.

Tym, co ich podnosi do pionu, co sprawia, że ze skulonego, przerażonego stworzenia stają się smukłą osobą, jest ich własny śpiew.

Co się dzieje, gdy tworzysz?

Marianna Moore, w miarę współczesna poetka amerykańska, pisze we wierszu What Are Years (w trochę zmodyfikowanym tłumaczeniu Ewy Hornowskiej):

Kto mocno czuje,
działa. Ptak
smukleje gdy śpiewa, hartuje
swój kształt wyprężony, Choć pojmany,
swym mocnym śpiewem
głosi, iż zadowolenie jest niską
rzeczą, a rzeczą czystą jest radość.

Ptak smukleje gdy śpiewa. Człowiek jest jak ptak: smukleje gdy tworzy.

Intencja stworzenia czegoś napręża nas. Słowo intencja dosłownie oznacza naciągnięcie się (in+tendere; tension). Im cenniejszą i bardziej oryginalną rzecz chcesz zrobić, tym bardziej musisz się wyprężyć.

Gdy coś tworzysz, twoja psychika przyjmuje inny kształt niż wtedy gdy na odczepnego robisz swoje, gdy się nie wychylasz, gdy jedynie szukasz zadowolenia.

Tworzenie nie daje zadowolenia (satysfakcji, sedacji, sytości), ale coś lepszego: radość.

Męki

Jeżeli piszę o lękach, dołach czy cierpieniu psychicznym, to tylko dlatego, że są one nieodłącznym elementem tworzenia.

Czasem mówi się z lekceważeniem o mękach twórczych. Poeta siedzi wśród sterty zmiętych kartek, malarz drze płótno, a muzyk rozwala gitarę. Komiksowe wyobrażenia. Gdyby to było tylko to, męki twórcze byłyby czymś bardzo rzadkim. W rzeczywistości są czymś znacznie bardziej powszechnym.

Męki twórcze przeżywasz gdy niepokoisz się, czy twój startup przetrwa jeszcze miesiąc; gdy wystawiasz na etsy swoje makatki i boisz się usłyszeć „upadłaś chyba na głowę”; gdy pisząc raport, docierasz do trudnego miejsca i zaczynasz się zastanawiać czy to nie jest dla ciebie zdecydowanie za trudny temat.

Można być najzdrowszym, najbardziej optymistycznym człowiekiem na świecie, ale gdy zabierasz się za tworzenie, nagle pojawia się lęk, obawy i cały zestaw mało przyjemnych odczuć.

Tego rodzaju męki nie są opcją. To jeden ze stałych elementów tworzenia. Rollo May, który przebadał wiele osób zajmujących się tworzeniem, pisał:

Artysta musi stawić czoła lękowi, jeśli chce (a wraz z nim my, którzy później mamy odnieść z jego pracy jakąś korzyść) doświadczyć radości pracy twórczej.

Jeżeli masz coś ważnego do zrobienia, także jesteś Artystą (nawet bez pędzla ani gitary). A jako Artysta musisz stawić czoła lękowi.

To dlatego tak dużo jest na tej stronie tekstów o lękach, zniechęceniu, dołach i innych negatywnych odczuciach.

Jako osoba tworząca, stale pakujesz się w miejsca budzące lęk, jesteś od tego specjalistą. Rollo May pisze:

Osoby twórcze wyróżniają się wśród innych tym, że umieją żyć ogarnięte lękiem, choć płacą za to wysoką cenę: cenę braku poczucia bezpieczeństwa, cenę wrażliwości i bezbronności.

Osoba, która chce coś stworzyć, nie różni się zatem od —przechodzone, nieco sfatygowane słowo — wojownika. Tak samo musi stawić czoła lękowi, tak samo na własne życzenie pakuje się w kłopoty, tak samo ściąga na siebie dyskomfort i tak samo dąży do radości, która jest nagrodą za sprostanie wyzwaniom.

Kim jesteś?

Jeżeli w swoim życiu masz do czynienia z lękiem oraz wszystkimi jego mniejszymi i większymi pochodnymi (niepewnością, prokrastynacją, brakiem pewności, depresją, zamartwianiem się, nerwicą, perfekcjonizmem itp.) zadaj sobie pytanie: Kim jestem?

Czy jestem poszukiwaczem ulgi, który potrzebuje ukojenia i łagodnej pomocy (czyli pacjentem) czy wojownikiem, który spanikował i zapomniał co ma do zrobienia?

Bycie wojownikiem nie jest lepsze od bycia pacjentem (i na odwrót).  Jest po prostu inne.

Jeżeli nie jesteś wojownikiem, nie udawaj go. Nie próbuj poradzić sobie z lękiem narzucając kolejne, coraz trudniejsze cele. Wojownik nie narzuca sobie celów i wyzwań, tak samo jak nie pozwala tego zrobić komuś innemu. Wojownik jest odnajdywany przez cele. Któregoś dnia odkrywa, że ma coś do zrobienia i po prostu, cholera jasna, nie za bardzo ma wybór.

Bycie wojownikiem nie polega na tym, że jest się sprawnym realizatorem celów i wyzwań. To zadaniem sługi jest być sprawnym. Bycie wojownikiem opiera się na umiejętności usłyszenia i odczytania swojego prawdziwego powołania, swojego prawdziwego „co mam do zrobienia”. Wojownik to nie jest ktoś ambitny, ale ktoś prawdziwy.

Ale jeżeli jesteś wojownikiem, nie udawaj pacjenta. Nie chowaj się przed działaniem. Nie szukaj sedacji. Zamiast tego przypomnij sobie gdzie chcesz dotrzeć i poszukaj pomocy w swojej drodze — nie takiej, która polega na tłumieniu lęków, ale takiej, dzięki której twój śpiew mocniej zabrzmi.

Jeżeli jesteś tworzącym wojownikiem, świetnie, że trafiłeś tutaj. Nie dlatego bym miał ci strasznie pomóc. Dlatego, że mnie samemu jest raźniej.

Nie jest łatwo być wojownikiem. Może i nie wiem, jak to jest być pacjentem, ale wiem jak mieć poczucie, że poświęciło się pięć, dziesięć lat ciężkiej pracy a efekty żadne. Wiem jak to jest budzić się w nocy i myśleć gorączkowo: Do cholery, co mi strzeliło do głowy? Dlaczego nie wziąłem tej wygodnej pracy? Dlaczego skazałem się na taką walkę? Wiem jak to jest latami odwlekać zabranie się za coś ważnego, bo się nie czujesz na siłach. Wiem jak to jest myśleć: Cholera, dlaczego, ci którzy wybrali wygodne stanowiska w korpo, dziś mogą podróżować po całym świecie i jeździć dziesięć razy droższymi samochodami…

Nie chcę porównywać, ale to też ból. Na pewno nie kliniczna depresja, ale czy to takie lżejsze?

Czasem od tego bólu człowiek się zwija w kłębek. Chowa się. Staje się nadmiernie wrażliwy na wszystkie symptomy. Zapada się w sobie, ma tygodniowe migreny, robi się. A najgorsze, traci pomysłowość, energię i chęć podniesienia się z łóżka.

Tak łatwo się wtedy szuka wyciszenia, rozluźnienia i ukojenia. — Może ktoś by się mną zajął — myśli człowiek — może pójść kurcze do jakiegoś lekarza, dostać zwolnienie od życia i garść tabletek na drogę?

Ale wtedy na oknie siada ptak i zaczyna śpiewać. Smukleje. Hartuje swój kształt wyprężony. I patrząc na niego, zaczyna się szukać w sobie własnej pieśni. Na początku jest cicha, chrapliwa, porwana. Ale od jej śpiewania człowiek zaczyna się prostować.

Czy twój ból jest bólem pacjenta czy wojownika? Nie wiem. Spróbuj zaśpiewać i zobacz co się z tobą dzieje.

Ale konkretnie

Łatwo się mówi: Zacznij śpiewać. Zacznij tworzyć. Staw czoła lękowi. Bądź twórczym wojownikiem.

Ale w praktyce tworzenie – nawet gdy się zgodzimy, że tak samo chodzi o sztuki niepiękne jak i piękne — jest cholernie trudne.

Jest mnóstwo pytań i problemów do rozwiązania.

Gdy w rozmowach zachęcam ludzi, by tworzyli swoje rzeczy, słyszę mnóstwo wątpliwości. Na przykład takie:

— Ale jak mam znaleźć dobry pomysł czy inspirację? Skąd mam wziąć natchnienie?

— Mam pomysł, ale boję się, że nie jest dość dobry. Jak mam się upewnić?

— Nie wiem jak zacząć. Nie umiem się zabrać.

— Nie mam czasu. Mam za mało siły. Nie mam wolnych mocy.

— To chyba za trudne, nie wiem czy sobie poradzę.

— Nie stać mnie, muszę zarabiać pieniądze!

— Ale tyle osób już się tym zajmuje. Jak mam się przebić? Jak nie być odtwórczym? Jak mam znaleźć swój głos?

— Ale dziś nie jest najlepszy moment, muszę przeczekać jakiś czas. Na wakacjach, za rok, jak zbiorę dość pieniędzy, jak przejdę na emeryturę…

— Potrzebuję kogoś, z kim bym to robił, ale nie mam nikogo.

— Próbowałem, ale wymiękłem, nie wiem jak być konsekwentny, jak sobie radzić z przeszkodami.

— Ktoś mnie już ubiegł

— Za mało umiem.

— Nie mam odpowiedniej osobowości. Nie wyobrażam sobie siebie w tej roli.

Mnóstwo problemów do rozwiązania.

Myślę, że właśnie nimi chciałbym się zająć w najbliższym czasie. W końcu o to chodzi w energii wewnętrznej: pomagać ludziom (i sobie samemu) tworzyć cenne rzeczy, pomagać robić to, co pochodzi ze środka i jest darem dla innych.

Ten tekst wyszedł trochę melodramatycznie i chaotycznie. Nie będę się wypierał. Taki jestem i co pewien czas tak piszę.

Mam jednak nadzieję, że z czasem pojawią się także rzeczy bardziej praktyczne, które pozwolą poradzić sobie z tymi wszystkimi problemami, o których wyżej. Mam nawet nadzieję, że uda się z czasem stworzyć coś w rodzaju plemienia tworzących wojowników, dzięki czemu wszystkim będzie łatwiej.

Co o tym myślisz?

10 komentarzy

  1. Nie jest melodramatyczny. Jest bardzo, bardzo prawdziwy. Ten tekst sobie wydrukuje i powiesze nad łóżkiem. DZIĘKUJĘ. Tyle lat Cię czytam, kocham Cię, Zbyszku, za te wszystkie olśnienia, podziwiam, że zawsze wstrzelasz się w moment w moim życiu (i nie tylko moim, jak widać po komentarzach) ale tym razem ten tekst jest dla mnie przełomowy. Wreszcie zrozumiałam dlaczego jestem jaka jestem, lol. Chyba wreszcie poczuję się z tym dobrze! Pozdrawiam, Jagoda xx

    • Bardzo się cieszę. Miałem sporo wątpliwości przed wysłaniem tego tekstu, a tu taka wspaniała reakcja. Dziękuję Jagodo i bardzo się cieszę, że tak dzieje jak piszesz. Nie mam pojęcia w jaki sposób to się dziej, ale to wspaniałe. Pozdrawiam serdecznie 🙂

  2. Co mysle? Mysle, ze masz calkwita racje. Ze czasami zapominmy kim jestesmy, czujemy sie „przygnieceni” zbyt wieloma rzeczami, a przede wszystkim naszym wlasny unikaniem tego, do czego zostalismy stworzeni i powolani.
    Dziekuje Ci za ten tekst.
    Magdalena

  3. Cóż, oczywiście że będę czekał. Nie wiem czy wyjdzie plemię wojowników, ale na moją obecność z pewnością możesz liczyć. Zmagam się z tym lękiem nieustannie. Zdecydowanie za często jednak prowadzę te zmagania wyłącznie w swojej głowie. Chciałbym więcej próbować. Mimo wszystko.

    • Cieszę się Rafale. Może przynajmniej małe „plemionko ” się zgromadzi. Zobaczymy. Tak, próbowanie jest ważne. Ja też muszę znacznie więcej rzeczy robić niż obmyślać 🙂

  4. A ja skupiłbym się na jednej przyczynie: ” nie wiem jak być konsekwentny”. Osiągnięcie sukcesu w jakimkolwiek projekcie sprowadza się w gruncie rzeczy do wykonania szeregu czynności z których niektóre są żmudne i nudne. Wielu wizjonerów-wojowników zawala właśnie w tych sprawach. Np. marketing, szukanie klientów – tego im się nie chce robić, a potem są zdziwieni, że znów nie wyszło. Rozmawiałem kilka dni temu z twórcą nowej usługi w internecie (gość jest z USA, branża rozwoju osobistego). Powiedział, że 60% jego czasu zajmuje mu marketing i zdobywanie klientów.

    • Całkowicie się zgadzam. Mieć wizję to za mało, konsekwencja jest jednym z tematów, a ja sam wielokrotnie zawaliłem sprawę lekceważąc post-produkcję (marketing i doskonalenie produktu). To jest ważne. Choć z drugiej strony różni są ludzie. Są tacy, których głównym problemem jest to, że nie zaczynają; tacy, którzy nie kończą i tacy, którzy nie dostrzegają potrzeby zmian.

  5. Tekst porywający! Spontaniczny i „od serca”! Brawo! Właśnie dotarło do mnie,że jestem wojownikiem. Jak się na coś uprę, to próbuję różnymi drogami aż do skutku. I co dziwne ,drogi wybieram te bardzej pokręcone. Problem w tym,że to dotyczy rzeczy mniej ważnych. Przy tych ważniejszych wymiękam. Może dlatego,że są ważne i się spinam? A może gdyby, potraktować te „ważne sprawy” na zasadzie „a co mi tam, co będzie to będzie”, trochę odpuścić i nie traktować jakby moje życie od tego zależało? Łatwo powiedzieć . Strach nie pozwala, bo co będzie jak się nie uda? A może boję się tego prawdziwego sukcesu? Pomimo wszystko, chętnie przyłączę się do plemienia tworzących wojowników. Pozdrawiam Ciebie Zbyszku i wszystkich komentujących.

  6. Czytam Twoje teksty od dawna i – o ile pamiętam – nigdy się nie odezwałam, ale skoro zadałeś pytanie, to odpowiadam: byłoby super, gdyby się udało; a czy się uda, to się przekonamy, kiedy spróbujemy… 😉

    Czytałeś „Do roboty!” Stevena Pressfielda? – czasem mi pomaga (aczkolwiek teraz – kiedy m.in. muszę napisać pracę końcową na studiach podyplomowych – jakoś, cholera, zawodzi ;))

Skomentuj Zbyszek RyżakAnuluj odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *