Czy gdy tworzysz musisz głodować?

Elitą średniowiecznych Katarów (zwanych też Albigensami) byli Perfecti (Doskonali). Najwyższy stopień wtajemniczenia, ktoś w rodzaju duchowieństwa. Bycie doskonałym zawsze jest trudne, tutaj jednak stopień trudności był wyższy niż Mount Olympus (najwyższy szczyt w naszym układzie planetarnym, na który można się wspiąć w ramach wolnego czasu na pobliskim Marsie). Praktycznie wszystko było grzechem (nawet dotknięcie dłoni osoby płci przeciwnej). Ponieważ poprzeczka była aż tak wysoka, większość doskonałych, by nie stracić swojej perfekcji, wybierała endurę. Co to jest endura? Samobójcza śmierć z głodu. Perfecti woleli się zagłodzić niż zejść do poziomu tego niedoskonałego świata. Chore.

Dlaczego o tym piszę? Poprzednio pisałem o konformizmie. Kto chciałby być konformistą? Kto chciałby być kopią innych ludzi? Kto by chciał pozwolić marketingowcom manipulować swoimi pragnieniami?

Nie będę zatem konformistą.

Jest tylko jeden malutki problem. Głód. Może nie dosłowny. Gdy jednak pragnienie doskonałości popycha cię do ubóstwa, mam skojarzenie z endurą.

Autorka zbioru ambitnych tekstów wydanych własnym sumptem

Dostałem kiedyś od znajomej książeczkę. W środku zbiór esejów, jeżeli dobrze pamiętam o wychowywaniu dzieci i  rodzinie. Na okładce jej nazwisko.

— Wow, to twoje? Kto ci wydał?

— Sama wydałam, to zbyt ambitne dla większości wydawnictw.

Nie dopytywałem, w jakim nakładzie wydrukowała książkę, wątpię jednak, by udało jej się rozprowadzić więcej niż pięćdziesiąt sztuk. A i to pod warunkiem, że rozdawała je za darmo. Sprzedaż stu egzemplarzy to dla większości osób wydających książkę własnym sumptem ilość niemożliwa do osiągnięcia. Dwa tysiące (w jakich mój wydawca sprzedał moją pierwszą książkę) to abstrakcja.

Poprzedni tekst zacząłem od marudzenia, że nie stać mnie na pisanie bez dochodów. To, że rzuciłem się w objęcia Google’a i próbowałem zostać copywriterem, było pomysłem na to, jak sobie poradzić z „głodem”. Potem jednak doszedłem do wniosku, że taki konformizm pozbawia mnie energii i że nie chcę się za żadną cenę podporządkować.

I teraz, po tych wszystkich rozważaniach, wychodzi jednak, że mimo wszystko postanowiłem głodować ze względu na swoją doskonałość? Czyli jednak skoczę z rozmachem i energią twórczą, wprost w przepaść?

Przynajmniej będę miał poczucie, razem z moją znajomą, że co prawda nie zarabiam, ale jestem doskonały, jak jakiś Van Gogh, który przekroczył swoje czasy i tylko dlatego był biedny.

Mit Van Gogha

„Van Gogh przymierał głodem, bo był zbyt wielki na swoje czasy. Mogły się na nim poznać dopiero przyszłe pokolenia. Tak to w życiu bywa. Jeżeli robisz coś, co wykracza poza wyobraźnię przeciętnego odbiorcy, musisz przymierać głodem”.

Nie wydaje mi się, żeby to było prawdą. Gdy Van Gogh zginął (bo wersja samobójstwa raczej nie przekonuje), zaczynał zyskiwać uznanie. Gdyby żył jeszcze z dwadzieścia lat, w wieku 57 lat doczekałby się uznania. Może nie tak wielkiego, jak po śmierci, ale byłby dobrze odżywionym (a nie głodnym) artystą.

Jednak nawet jeżeli Vincent biedował, bo przekraczał swoją wyobraźnią świat, nie można przestawiać tych dwóch zmiennych. Z tego, że nie możesz niczego sprzedać i przymierasz, jako twórca głodem, nie znaczy, że jesteś jak Van Gogh. Z biedy i małej popularności nie wynika to, że przekraczasz swoje czasy i jesteś zbyt ambitna (jak stwierdziła moja znajoma).

Próbowałem czytać to, co mi z taką dumą dała. Dla mnie pretensjonalne, momentami żenujące teksty. Oczywiście nie powiedziałem jej tego. W końcu może to nie ja byłem jej publicznością. Gdy zapytała mnie później, co sądzę, winę zrzuciłem na brak czasu:

— Wiesz, nie miałem jeszcze okazji dokładnie przeczytać, mam urwanie głowy ostatnio… ale z tego, co rzuciłem okiem, to owszem, owszem, ciekawe…

Gdy nikt nie chce kupić tego, co piszesz, zazwyczaj dzieje się tak nie dlatego, że jesteś drugim Van Goghiem, znacznie częściej nie jesteś prawdziwym twórcą.

Prawdziwy twórca nie głoduje (przynajmniej w 98% przypadków).

Moja znajoma była w takim samym stopniu twórcą, jak anonimowy autor strony www.pewnoscsiebiew7sekund.pl (nie wiem, czy jest taka strona). Z innych powodów, ale to wciąż nie jest tworzenie.

Nie ma tworzenia bez publiczności

Picasso, którego słowa cytowałem, nie powiedział, że artysta to człowiek  malujący, co mu się tylko podoba bez zwracania uwagi, czy kogoś to obchodzi. Powiedział: „Malarz to człowiek, który maluje to, co sprzedaje. Artysta to człowiek, który sprzedaje to, co maluje”. Artysta wciąż sprzedaje. Sprzedaje, to znaczy, dociera do ludzi z tym, co zrobił, nie jest im obojętny. Daje im jakąś wartość.

Nie chodzi o to, że gdy jesteś pisarzem, to masz gdzieś ludzi i popularność. Człowiek, którego tekstów nikt nie wydaje i nie kupuje, nie jest pisarzem (tak samo, jak ten, któremu zależy głównie na tym, by czytelnik jak najwięcej reklam),

Aby mówić o byciu twórcą, musisz mieć jakiegoś rodzaju „impact” — wpływ na innych ludzi. Wpływ większy niż przekartkowanie broszurki i słowa: „Nie miałem jeszcze czasu, ale wydaje się ciekawe”.

Jeżeli chcesz tworzyć, musisz od siebie zacząć, ale nie możesz na sobie skończyć. Jak to ujął Martin Buber:

Odważne poszukiwanie we własnym sercu to początek drogi. Trzeba zacząć od siebie samego. Zacząć, lecz na sobie samym nie skończyć. Trzeba zająć się światem.

Martin Buber

Tworzenie to nie ucieczka od świata, ale spotkanie ze światem. Tworzyć nie znaczy dłubać, co tylko mi się podoba. Tworzyć znaczy robić prawdziwe rzeczy cenne dla innych.

Robienie „ambitnych książek wydawanych własnym sumptem” to nie spotkanie ze światem, ale ucieczka od świata, jakiś rodzaj eskapizmu.

Nie ma artysty bez publiczności. Tak samo, jak nie ma biznesu bez klientów. Aplikacji bez użytkowników. Wynalazku, bez używających go ludzi.

Trzy możliwości

Jeżeli nikt nie dostrzega twoich dzieł i przymierasz głodem (albo dostrzega, bo wciskasz mu wydawane własnym sumptem „zbyt ambitne” książeczki, ty jednak głodujesz), możliwości są trzy.

Pierwsza: Coś jest nie tak z tym, jak tworzysz (masz w sobie za mało – a nie za dużo – Van Gogha):

  • może nie do końca działasz ze środka;
  • może nie jesteś zbyt skupiony;
  • może nie dotarłeś do tego, co w tobie najbardziej istotne;
  • może jesteś zbyt wygodny, by w pełni opanować swoje rzemiosło;
  • może za bardzo przejmujesz się ocenami i opinią innych;
  • może w głębi masz w sobie sporo z tchórzliwego konformisty.

Powodów może być znacznie więcej, bo robienie czegoś w autentyczny i uczciwy sposób zawsze jest trudne.

Druga możliwość: Coś jest nie tak z tym, jak rozmawiasz ze światem (masz w sobie za mało Picassa):

  • może nie jesteś zbyt odważny, by wysyłać w świat to, co robiłeś;
  • może za mało doceniasz to, co robisz;
  • może nie umiesz brać tego, co ludzie są gotowi ci dać;
  • może nie umiesz z nimi budować relacji;
  • może nie umiesz wykorzystywać współczesnych narzędzi komunikacji, by odnaleźć swoją prawdziwą publiczność.

Tu również możliwych jest wiele innych przyczyn. Dzielenie się tym, co zrobiłeś, jest co najmniej tak samo trudne, jak samo zrobienie tego.

Trzecia możliwość: Jesteś zbyt niecierpliwy. Czasem trzeba po prostu jeszcze trochę poczekać. Jeszcze kilka lat konsekwentnego doskonalenia się. Rzadko kiedy sukces przychodzi z dnia na dzień. Niezwykle ostatnio popularny Beeple (Mike Winkelmann)potrzebował 5000 dni codziennego tworzenia (ponad 13 lat), by sprzedać swoje dzieło za 6,6 miliona dolarów. Za ile pójdzie jego The First 5000 Days, wystawione w domu aukcyjnym Christies’s, nie wiadomo, na razie cena wynosi 3,75 miliona.

Czy którąś z tych możliwości wylosowano dla ciebie?

W moim przypadku wylosowano numery: jeden, dwa i trzy. Jeżeli chcę przetrwać (nie podejmując ścieżki konformisty), potrzebuję zarówno nauczyć się mocniej i lepiej tworzyć, odważniej dzielić się tym, co robię, oraz nauczyć większej cierpliwości i konsekwencji. Zastanawiając się na swoją drogą, spisałem wiele wniosków i zaplanowałem kilka zmian. Nie będę się jednak rozwodzić nad moim własnym rachunkiem sumienia. Nie do końca o to w tych tekstach chodzi. Chcę pokazać raczej pewną drogę – na moim przykładzie, ale drogę, którą może pokonać każdy.

energiawewnetrzna.pl jest blogiem dla ludzi, którzy tworzą, pisanym po to, by im ułatwić robieni i wysyłanie w świat swoich dzieł

Właśnie tymi tematami będę się zajmował na tym blogu. Nie pozytywną psychologią, nie radzeniem sobie ze zmartwieniami, nie depresją, nie siłą psychiczną, nie motywowaniem siebie, nie własną produktywnością.

Będę zajmować się tym, jak znajdować w sobie odwagę do tworzenia, jak pokonywać opory, jak wychodzić w świat z tym niedoskonałym dziadostwem, które wymaga jeszcze tyle roboty, jak budować wierną publiczność, jak szczodrze się z nią dzielić i od niej brać (także pieniądze).

Niekoniecznie dlatego, że się na tym znam i mogę, jako autorytet, kogoś nauczyć. To będzie raczej sprawozdanie z mojej własnej podróży – dzielenie się tym, czego się dowiedziałem, jakie narzędzia odkryłem, tym co mi wyszło, co nie wyszło (tego drugiego zawsze jest więcej).

To moja decyzja, nie mniej jednak jestem ciekaw, co o tym myślisz. Czy Ci się podoba ten kierunek?

Czy jesteś kimś, kto czuję tęsknotę za mocniejszym, bardziej aktywnym tworzeniem? (czy w ogóle za tworzeniem)?

Czy uważasz się za twórcę (niekoniecznie Twórcę, niekoniecznie Sztuki)? Czy uważasz się za kogoś, kto ma w sobie potencjał do tworzenia (w jakiejkolwiek dziedzinie: pisaniu, rysowaniu, szkoleniu, programowaniu, zarządzaniu, uczeniu, szyciu, wyplataniu, muzyce itp.)?

Jeżeli tak, jakie są twoje twórcze wyzwania? Czy twoje moce twórcze potrzebują w jakimś zakresie wzmocnienia? Co jest Twoim największym problemem, czy wyzwaniem związanym z tworzeniem? Czy masz jakieś pytania związane z tworzeniem?

Jeżeli masz ochotę, możesz napisać o tym w komentarzu poniżej albo (w sposób jeszcze bardziej anonimowy) skorzystać z tego formularza.

Za tydzień kolejny tekst na temat tworzenia. Tym razem na temat wysyłania swojego badziewia (to tak pieszczotliwie) w świat.

4 komentarze

  1. Bardzo mi się podoba ten kierunek i czekam z niecierpliwoscia na to co napiszesz! Tak, lubie tworzyc, szczegolnie ilustracje, i, probowalam rozkrecic na tej podstawie wlasny biznes, ale mialam na to tylko rok, a to jest za malo czasu. W tej chwili zawodowo musze zajmowac sie czyms innym i moim najwiekszym wyzwaniem jest brak czasu na wlasna tworczosc. Staram sie znalezc choc 5 minut dziennie. Wciaz mam nadzieje, ze z czasem uda mi sie przejsc na wlasna dzialalnosc i pocieszam sie, ze z uplywem tego czasu moj talent przeciez sie rozwija, bo nie zagrzebalam go do emerytury. 🙂

    • Dziękuję Jagodo za odpowiedź. Uda się i na pewno się rozwija 🙂
      Tak na marginesie, ilustracje – to jest coś co mnie ostatnio pasjonuje. Nie tworzenie (to mam za mało umiejętności), ale obserwowanie tego, co się dzieje. A dzieją się rzeczy szokujące. Ilustracje Beeple, októrym wspomniałem w tekście (dokładnie NFT) osiągnęły właśnie cenę 9,75 mln dolarów. A było zostać artystą 😉

  2. Super. Twoje teksty poruszaja mnie do glebi. Tak przy okazji- na poczatku jest zdanie z bledem: Samobójcza śmieć z głodu.( Powinno byc smierc).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *