Gdy słuchasz porad „wielkich”, dajesz się programować. Ludzie dzielą się na tych, którzy żyją sami i tych, którzy odtwarzają programy innych. Wyrwij się z kręgu bycia programowanym. Zacznij słuchać samego siebie. Tylko ty sam możesz dać sobie sensowne rady. Tylko ty sam możesz być swoim nauczycielem. Guru – szczególnie ci, z którymi masz kontakt przez internet lub przez książki –częściej ci zaszkodzą niż pomogą.
Kocham ludzi, którzy dają rady na podstawie swoich doświadczeń. Nic tak nie pomaga w życiu, tak, jak wiarus, który wie, potrafi i któremu już się udało. Kiedyś przeczytałem doskonałą opowieść na ten temat:
Facet przychodzi do doktora z migreną. Bóle głowy męczą go od dawna. Lekarz rozmawia z nim i okazuje się, że człowiek był leczony na wszystkie znane ludzkości sposoby. Bez żadnego efektu.
– Panie doktorze, niech pan coś poradzi, już nie mogę – mówi wymęczony pacjent.
– Wie pan co – odpowiada lekarz – też miewałem kiedyś migreny i rada jaką panu dam nie ma wiele wspólnego z tym, czego nauczyłem się na studiach medycznych. To rada z mojego własnego doświadczenia. Gdy mam migrenę, idę do domu, napuszczam ciepłej wody do wanny, zanurzam się i proszę moją żonę by przemyła mi czoło gorącą gąbką. Najgorętszą, jaką jestem w stanie znieść. To trochę pomaga. Potem wychodzę z wanny i nawet, gdy ból mnie zabija, zmuszam się do tego by się z nią kochać. Prawie zawsze ból głowy przechodzi. Niech pan tego spróbuje, wróci do mnie za sześć tygodni i opowie jak poszło.Po sześciu tygodniach pacjent wraca z uśmiechem na twarzy. Panie doktorze! To naprawdę działa! Spróbowałem pana rady i rewelacja. Miałem migreny od 17 lat, i po raz pierwszy coś mi pomogło! To niesamowite. Dziękuję panu!
– Świetnie – mówi lekarz – bardzo się cieszę, że mogłem pomóc.
– Tak przy okazji, panie doktorze – dodaje pacjent – ma pana naprawdę ładny dom.
Teraz poważnie. Nie, nie cenię i nie słucham rad wiarusów, którzy osiągnęli sukces. Kiedyś tak. Miałem wielu idoli. Dziś rady „doświadczonych” mnie śmieszą, nudzą, drażnią czasem tylko zaciekawiają. Wielki, wspaniały pan X, który odniósł sukces dzieli się z młodzieżą swoim doświadczeniem i złotymi myślami. Tak… Mam na półce książkę pt. „Moja droga do sukcesu” Autor pisze w pierwszym rozdziale:
Rozmowy z młodymi ludźmi sprawiają mi wielką przyjemność, dodają energii i ożywczo wpływają na mój sposób myślenia. Lubię się dzielić z nimi własnym doświadczeniem. Niepokoi mnie, że dzisiejsza młodzież niechętnie słucha, co mówią starsi. Bardzo niepokoi mnie, że dorośli, którzy posiadają wiele doświadczeń, niechętnie opowiadają młodemu pokoleniu o rezultatach swych działań i trudnościach, z jakimi borykali się w życiu… Pojawia się wprawdzie mnóstwo wydawnictw i książek, ale mało, kto dzieli się z młodymi ludźmi bogactwem swej wiedzy.
I tak dalej… Autorem, który heroicznie podzielił się bogactwem swojej wiedzy jest wspaniały, bezinteresowny i doświadczony Kim Woo-Choong. Były szef firmy Daewoo, człowiek, który po pierwsze nieudolnie zarządzał firmą i doprowadził do jej upadku, po drugie był nieuczciwy (sąd skazał go za malwersacje finansowe o wartości 70 mld dolarów). Po trzecie był tchórzem – nie miał odwagi odsiedzieć kary i uciekł za granicę. Ten człowiek, miał jednak wcześniej odwagę uznać się za wzór do naśladowania dla młodzieży i dzielić się z nią swoimi doświadczeniami. Książkę kupiłem wiele lat temu, gdy Kim był w cenie. Nie wyrzuciłem jej, by pamiętać o złotej zasadzie: Nie słuchaj rad, tylko dlatego, że ktoś kto ich udziela twierdzi, że jest człowiekiem sukcesu.
Patrz jak działają ludzie sukcesu, ucz się od nich, ale nie wierz bezkrytycznie w to, co mówią. To podstawowy trik marketingowy: słuchaj mnie, bo jestem taki skuteczny. Bo zarobiłem miliony. Bo pracuję z wielkimi, bo napisałem książkę, bo mam doktorat, itp. Ludzie słuchają z zapartym tchem, książka się sprzedaje, szkolenia się rozchodzą, licznik tyka.
Ktoś osiągnął sukces. No i dobrze. Ja też się cieszę. Ale osiągnął go ze swoją konstrukcją psychiczną, ze swoimi zasobami, ze swoimi umiejętnościami. Jesteś pewny, że jego metody sprawdzą się także i w twoim przypadku? A może potrzebujesz czegoś zupełnie innego?
Gdy słuchasz porad „wielkich”, dajesz się programować. Ludzie dzielą się na tych, którzy żyją sami i tych, którzy odtwarzają programy innych. Wyrwij się z kręgu bycia programowanym. Zacznij słuchać samego siebie. Tylko ty sam możesz dać sobie sensowne rady. Tylko ty sam możesz być swoim nauczycielem. Guru – szczególnie ci, z którymi masz kontakt przez internet lub przez książki –częściej ci zaszkodzą niż pomogą. Nie oszukuj się. Nie wystarczy ich słuchać i spełniać ich złote rady, by bogactwo przypłynęło do ciebie szerokim strumieniem.
To nie oznacza, że nie należy słuchać czy czytać innych. Po prostu nie dawaj się programować. Gdy słuchasz rad zwykłego człowieka, takiego jak ty sam, kłócisz się z nim, przekonujesz go do swojego, czasem coś wybierasz z jego podejścia. Gdy słuchasz guru, mdlejesz przed nim i zakładasz, że zawsze ma rację. Daj spokój. To tylko człowiek. A często niedowartościowany, który z udzielania rad czerpie chore poczucie własnej boskości.
[ratings]
Trudno się nie zgodzić z tym co tu zostało napisane.
Ponieważ temat tego wpisu jest w formie pytającej to odpowiadam: mam.
Mam grupę postaci, która składa się na jednego dużego guru, podobnie jak u Mrożka słoń w polskim ZOO zastąpiony został przez grupę zajęcy.
Jeżeli jest taka możliwość (jeszcze żyją) staram się sprawdzać ich na żywo, co nie znaczy, że w kontakcie osobistym, bo rozumiem przez to także każdą transmisję , dyskusję czy spotkanie na żywo w elektronicznych przekaziorach. Miałem już (rzadkie) przypadki eliminowania z zespołu. Ci którzy zakończyli już ziemską tułaczkę trzymają się najmocniej. Dostać się tu bardzo trudno ale otrzymuje się duży kredyt zaufania. Dwa najważniejsze wyznaczniki to (razem lub osobno) odwaga i pokora. W zastraszającym tempie rośnie natomiast lista tych, którzy nigdy do tego grona nie trafią z powodu nachalnego kłamstwa, mijania się z własnymi poglądami lub ich zmiany.
W temacie guru nie mogę się powstrzymać przed zacytowaniem jednej z sentencji przypowieści zebranych przez de Mello dotyczącej tego zjawiska. Brzmi następująco:
GURU I KROKODYLE
Człowiek poszukujący Mistrza, który by go poprowadził ku świętości, przyszedł do aszramu, gdzie mieszkał guru. Guru oprócz tego, że cieszył się opinią świętego, był również oszustem. Ale poszukujący tego nie wiedział. „Zanim przyjmę cię jako mojego ucznia – rzekł guru – muszę sprawdzić twoje posłuszeństwo. Tuż obok aszramu płynie rzeka, w której mieszkają krokodyle. Chcę, abyś przeszedł ją w bród.” Tak wielka była wiara młodego ucznia, że uczynił to – przeszedł rzekę, wołając: „Niech wszystko wychwala potęgę mego Przewodnika.” Ku zdumieniu tego ostatniego młodzieniec nietknięty przedostał się na drugi brzeg. To przekonało guru, że był bardziej święty, niż sobie wyobrażał, postanowił więc pokazać uczniom swą moc i tym samym potwierdzić swą reputację świętego. Wkroczył do rzeki, wołając: „Niechaj wszystko mnie wychwala. Niechaj wszystko mnie wychwala.” Krokodyle natychmiast złapały go i pożarły.
Dziękuję za świetną historię. Tak, De Mello jest mistrzem w zmuszaniu do samodzielności.
Właśnie… mistrzem. Uświadomiłem sobie, że dla mnie te dwa słowa (guru i mistrz) znaczą różne rzeczy. Guru, to człowiek, który myśli za ciebie. Łatwo go poznać po gronie przytakujących i nie dyskutujących z nim wyznawców. Mistrz, nauczyciel czy przewodnik, to człowiek, który cię inspiruje i popycha. Nie zawsze się z nim zgadzasz, czasem się z nim kłócisz, czasem chcesz go nawet prześcignąć i pokonać.
W tym sensie, myślę, że twoja „zbiorowa grupa postaci” to nie guru. Guru jest zawsze tylko jeden. Wkurzyłby się, gdyby się dowiedział, że uczysz się także od kogoś innego. W życiu by ci na to nie pozwolił. Po prostu guru musi cię kontrolować.
Bardzo ciekawe i prawdziwe. Nic nie zastąpi samodzielności myślenia. Swoją drogą, chętnie bym spojrzała na listę obecności w “drużynie” von Locha 😉