Czym jest pewność siebie?

– Jak mogę stać się bardziej pewny siebie?

– Jak zwalczyć brak pewności siebie?

– Czy możesz mi powiedzieć jak rozwinąć pewność siebie?

– Gdybym tylko była bardziej pewna siebie, moje życie byłoby wspaniałe, powiedz mi jak ją zdobyć!

To pytania, które bardzo często słyszę. Ze wszystkich próśb, chyba te powtarzają się najczęściej. Mam wrażenie, że żyjemy w czasach niepewności siebie.

Dobra, mogę pomóc. Ale najpierw uściślimy, czym ta pewność siebie jest.

Jeżeli myślisz, że pewność siebie jest brakiem jakichkolwiek lęków, obaw czy wątpliwości, jeżeli wyobrażasz sobie, że ktoś, kto ją ma zawsze czuje się pełny siły i nieomylności, to pomyliłeś ją z otępieniem, głupotą i brakiem wyobraźni.

Są ludzie, którzy nigdy nie mają wątpliwości i zawsze są przekonani o swojej wartości, wielkości i nieomylności. To jednak osoby, które albo nie mają żadnych aspiracji, wykraczających poza to, czym dysponują obecnie, albo osoby, których psychika funkcjonuje w sposób alternatywny względem tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni (mówiąc wprost – psychopaci, osoby chore psychicznie albo niedorozwinięte społecznie).

Jeżeli do tego dążysz, są lepsze metody osiągnięcia takiego stanu niż czytanie blogów i książek (ściana, rozbieg, głowa nisko… załatwione).

Wszystkim pozostały, nawet tym funkcjonującym na wysokich obrotach, zdarza się mdleć ze strachu, obaw i wątpliwości.

Jezusa oblewał krwawy pot.

Matka Teresa z Kalkuty czuła przeraźliwą pustkę połączoną z wątpliwościami.

Barbra Streisand podczas każdego koncertu wypatruje niezadowolonych twarzy i niezawodnie je znajduje.

Aktorowi Henremu Fondzie zdarzało się ponoć wymiotować przed występami.

To nie jest Dita, ale podobne klimaty - czy warunkiem burleski jest pewność siebie?

Jeżeli te przykłady są nieco stresujące, weźmy coś bliższego ziemi. Dita von Teese zarabia rozbierając się przed widownią. Kiedyś była striptizerką, dziś jest artystką burleskową.

Dobrze wiem, ile człowieka kosztuje wyjście przed widownię. Zdarza mi się czasem prowadzić szkolenia dla kilkudziesięcioosobowych grup i doskonale wiem jak blokujący jest obraz krytyki i lekceważenia ze strony słuchaczy. Mogę się domyślać co bym czuł, gdyby był kobietą i miał się rozbierać przed widownią, na której jest mnóstwo facetów (to, że w burlesce zostawia się nakładki na sutki i stringi i że mimo wszystko jest to forma sztuki, to niewielkie pocieszenie). Dita von Teese jest jednak na tyle pewna i przebojowa w tym co robi, że mimo tak, wydawałoby się pretensjonalnego rodzaju sztuki, jest uważana za jedną z najbardziej oryginalnych kobiet w show biznesie.

Czy Dita ma pewność siebie?

Wszystko zależy od tego, jak będziemy rozumieć to pojęcie. Jeżeli pewność siebie ma być nieobecnością jakichkolwiek wątpliwości na swój temat i pławieniem się w sferze wiecznego zadowolenia – nie ma.  Mówi w udzielonym niedawno wywiadzie:

Nie jestem zawsze pewna siebie. Mam takie same wątpliwości na swój temat, jak inni i myślę, że to bardzo ważne dla kobiet by wiedziały, że wszystkie mamy podobne odczucia. Każdy ma w sobie coś, co chciałby zmienić, każdy, kogo znam, i wszystko sprowadza się do tego by nauczyć się kochać w sobie, także i te rzeczy.

Wiele osób traci okazję zbudowania pewności siebie, bo wyobraża ją sobie nie tak jak trzeba. To trochę tak, jakbyśmy przyjechali do jakiejś miejscowości na wakacje i poszli szukać muzeum, wyobrażając sobie, że jest ono wielkim zamkiem z murami, blankami, złotym dachem i fosą, podczas gdy w rzeczywistości muzeum mieści się w małym, niepozornym domku z zielonym dachem.

Choćbyśmy nie wiem jak wytrwale czegoś szukali, jeżeli to nie istnieje, nic nie znajdziemy. Pewność siebie nie jest stanem emocjonalnej pewności i zaufania we własne siły i talenty. Nawet te najbardziej przebojowe osoby czegoś takiego nie mają.

Możemy albo dać sobie spokój z tym pojęciem – powiedzieć: Pewność siebie to bzdura i nie zawracajmy sobie tym głowy, albo nauczyć się rozumieć go w zupełnie inny sposób, bardziej odpowiadający rzeczywistości i naszym potrzebom.

Przez pewien czas próbowałem się pozbyć tego pojęcia. Ale mimo wszystko, każdy z nas posługuje się nim na co dzień. Dowodem są pytania, jakie przytoczyłem. Ale przecież nie chodzi w nich o stan emocjonalny. Ludziom, którzy zadają pytania o to, jak stać się bardziej pewnym siebie chodzi o coś bardziej trwałego i zasadniczego. Powiedzmy o prawdziwą pewność siebie.

Ta prawdziwa pewność siebie, nie jest:

  • Brakiem wątpliwości pod własnym adresem (gdyby była, równałaby się ślepocie i brakowi świadomości)
  • Ślepą pewnością, że na pewno mi się uda i brakiem jakiegokolwiek krytycznego podejścia do siebie (bez krytycznego spojrzenia na siebie nie jesteśmy w stanie uczyć się nowych rzeczy i rozwijać);
  • Wiecznym nabuzowaniem i trwającym bez przerwy pozytywnym stanem emocjonalnym (to by było dopiero męczące, kiedy by człowiek spał?)
  • Brakiem strachu przed niepowodzeniem (ludzie bez strachu potrafią wiele niesamowitych rzeczy, jak np. pewna amerykanka, opisana w księdze nagród  Darwina, która mimo przerażenia tubylców kąpała się w rojącej się od krokodyli rzece Limpopo. Nie raz zresztą i nie dwa. Gdyby wreszcie krokodyle nie otrząsnęły się z podziwu nad jej nieustraszonością i poczuły nieco głodne, pewnie kąpałaby się i z piętnaście razy).

Czym w takim razie jest ta prawdziwa pewność siebie? Według mnie jest to gotowość do działania zgodnie z tym, co uważamy za istotne, niezależnie od przeszkód zewnętrznych czy wewnętrznych (czyli także niezależnie od naszych wewnętrznych stanów emocjonalnych i nastrojów). To umiejętność kroczenia swoją ścieżką, bez względu na to, jak przerażeni, zagubieni, zamieszani czy wątpiący jesteśmy.

Jeżeli jest w niej jakaś pewność, to nie jest to pewność ani sukcesu, ani powodzenia, ani tego jak się będę czuć. Żadnej z tych rzeczy, człowiek przy zdrowych zmysłach nie może być pewny – ani sukcesu, ani osiągnięcia celów, ani tego, że zawsze będzie czuł śmiałość i nigdy nie poczuję się osamotniony czy zagubiony. Nie możemy sobie tego obiecywać, bo to nie zależy od nas (tak, emocje także nie zależą od naszej woli, ale od naszego układu limbicznego).

Być pewnym siebie, to móc sobie coś obiecać i wierzyć w tą obietnicę. Skoro żadnej z tych rzeczy nie możemy sobie obiecać, co nam zostaje? Co możemy?

 

Pewność siebie, jest pewnością tego, że zawsze mogę wstać

Jedyne, co możemy sobie obiecać to podejmowanie kolejnych prób i podnoszenie się z kolejnych niepowodzeń i upadków.

Pewność siebie, jest obietnicą daną sobie, że niezależnie od wszystkich zewnętrznych i wewnętrznych problemów (lęków, wątpliwości, obaw, wahań, poczucia zagubienia itp.) zawsze będę próbować się podnieść i robić, co będę mógł.

Tylko tyle. Wydaje się niewiele. Ale myślę, że w rzeczywistości to znacznie, znacznie więcej niż obiecywanie sobie gruszek na wierzbie typu: zarobię milion, zawszę będę myślał pozytywnie czy zadziwię wszystkich.

Ile zarobisz nie zależy tylko od ciebie i twoich wysiłków. Tak samo reakcje ludzi – może zrobisz wrażenie, a może nie. A pozytywne emocje?  Duża część twojego mózgu nie różni się od mózgów zwierząt. Reakcje i mechanizmy, z jakimi mamy tam do czynienia funkcjonują od milionów lat. To nie jest komputer, który możesz o tak sobie, upgradować, wgrywając mu zupełnie nową wersję software’u.

Nie kontrolujesz emocji, ale możesz kontrolować działania. Obietnica podejmowania prób, oznacza wzięcie odpowiedzialności za to, za co możesz ją wziąć. Przestajesz czekać, aż poczujesz nastrój, pewność i odwagę i po prostu próbujesz zrobić to, co się da, choćby to było (a zazwyczaj jest) śmiesznie mało.

Raj Persaud, brytyjski psychiatra i autor wielu książek pisze:

Niska pewność siebie bierze się z głębokiej, wewnętrznej wątpliwości, że nie robisz wszystkiego, co mogłoby ci naprawdę pomóc. Nie możesz, zatem polegać na sobie. Prawdziwa pewność siebie bierze się z wiedzy, że cokolwiek się zdarzy, dobrego lub złego, przynajmniej będziesz próbował sobie poradzić, nawet gdyby miało się to skończyć niepowodzeniem.

Sekretem do pewności siebie jest zmiana typowego podejścia, które polega na czekaniu aż poczuję się lepiej w odniesienie do siebie i będę mógł zabrać się za to, z czym zwlekam. Zamiast tego zacznij czuć się zadowolony z siebie, dlatego, że podjąłeś próbę, mimo tego, że nie byłeś wypełniony pewnością siebie. (Motivated Mind, str. 294 – 295)

To brzmi dosyć prosto, ale sprawa nie jest ani prosta ani łatwa.

 

Wiesz jak szybko się podnoszę?

Jest wiele postaw i barier, które blokują rozwój tej umiejętności. Najbardziej blokujące nawyki to to:

– Tłumienie i unikanie swoich emocji

– Izolowania się od innych (to straszne tak się czuć, muszę się schować przed ludźmi)

– Agresywne przemawianie do siebie (natychmiast masz się pozbierać)

– Brak kontaktu ze swoimi prawdziwymi potrzebami

– Niechęć do podejmowania małych działań i ciągłe czekanie na rewolucję.

To jednak nawyki na inną opowieść i kiedyś się jeszcze nimi zajmiemy.

Co myślisz o takim postawieniu sprawy?

Czy jest choć trochę pomocne?

Czy to nie jest zbytnie kombinowanie i komplikowanie?

Będę wdzięczny za wszystkie uwagi i komentarze. 

 

[hr]
Autorzy zdjęć (w kolejności): Terence Lim; _Wiedz;Tambako The Jaguar

27 komentarzy

    • Mariuszu, a jak to rozumiesz? Jako wolność wyboru rekcji? Np. tracę pracę i mówię sobie: będę czuł radość. Albo opuszcza cię ktoś, kogo kochasz, a ty: wybieram spokój. Albo poznajesz kobietę, która mam dużo kasy i cię kocha, a tym akurat nie pałasz uczuciem, ale mówisz sobie: ech, wybieram romantyczną miłość!

      Jeżeli tak, to sam sobie odpowiedz – czy można wybierać dowolnie emocje, tylko dlatego, że tak chcemy?

  1. Częściowo się zgadzam, ale chyba jednak nie do końca. Najbardziej kontrowersyjne jest to, że pewność siebie to „umiejętność kroczenia swoją ścieżką, bez względu na to, jak przerażeni, zagubieni, zamieszani czy wątpiący jesteśmy”.

    Próbuję wziąć to do siebie. A ze mną jest tak, że robię to, co uważam za słuszne, bez względu na wątpliwości i niepowodzenia. Często przynosi to pozytywne efekty, więc miewam powody do satysfakcji. Staram się celebrować nawet drobne sukcesy, doceniać, jeśli coś mi się udaje.

    Ale jednocześnie wiem, że to jeszcze nie to samo, co pewność siebie. Pewność siebie to brak niepotrzebnego lęku w codziennych sytuacjach (nie chodzi o brak tremy przed wyjściem na scenę).

    Jest ogromna przepaść między toksycznym poczuciem nadmocy, a brakiem stabilnej pewności siebie. A właśnie „stabilność” wydaje mi się tutaj słowem-kluczem, którego w tym tekście być może zabrakło…

    • „Staram się celebrować nawet drobne sukcesy, doceniać, jeśli coś mi się udaje.”

      Ja myślę, że jesteś trochę niesprawiedliwy wobec siebie. A jak nie ma nawet drobnego sukcesu to nie warto celebrować. Każdy akt heroizmu, nieważne czy prowadzi do zwycięstwa czy nie, jest warty docenienia. Nie czcimy przecież rocznic tylko wygranych bitw. To, co opisujesz jest aktem codziennego heroizmu. Udaje się, nie udaje — mój szacunek i uznanie. Efekty są ważne, ale próby — także.

      „Pewność siebie to brak niepotrzebnego lęku w codziennych sytuacjach ” Czy ja wiem? Nie zawsze łatwo odkryć, który lęk jest potrzebny, a który nie. Teraz boję się, że piszę głupoty i nie mam dobrze wszystkiego ułożonego i że zniechęcam ludzi niedopracowanymi tekstami. Ale jestem na tyle… czy jak wiem jaki? może pewny siebie? że nie przyjmuję się moim lękami. Mówię im: — Tak, ta, zjedzą mnie żywcem i będę się śmiali, do rozpuku…

      Co to ostatniego akapitu – całkowicie się zgadzam.

      Dziękuję za cenny komentarz!

  2. Lubię czytać Twoje teksty – często opisują moje faktyczne przeżycia i stany emocjonalne.

    Ostatni rok był okresem w którym moja „pewność siebie” była wystawiana na próbę raz za razem. Skończyło się na tym, że w na przełomie lutego i marca przeszedłem załamanie nerwowe, popadłem w depresję i właśnie kończę brać escitalopram. Nie pomagało „pozytywne myślenie” ani próby zaklinania siebie, tudzież rzeczywistości – w pewnym momencie, żeby ciągnąć dalej trzeba było sięgnąć po antydepresanty.

    Wiele razy myślałem, że to już koniec, że nie dam rady, że jestem za słaby, za głupi, że wszyscy dookoła są bardziej przebojowi ode mnie, wiedzą coś czego ja nie wiem. Były momenty gdy rano, tuż po przebudzeniu nie byłem w stanie wstać z łóżka i zaczynałem płakać ni z tego, ni z owego.

    Ale jak z perspektywy czasu sięgam wstecz pamięcią i próbuję dokonać oceny tego co się wydarzyło w ciągu minionych 12 miesięcy do głowy przychodzi mi tylko jedno – „było warto, dałem radę”

    pozdrawiam

    • Art, masz mój wielki, wielki szacunek. Człowiek, który potrafi się podnieść nawet, gdy wszystko zawodzi, nawet własne emocje, jest prawdziwym Wojownikiem.
      Szacunek!
      I rzeczywiście, teraz możesz być pewny siebie 🙂 I to nie z powodu ulotnych sukcesów, a czegoś głębszego: swoich wyborów.
      Dziękuję za podzielenie się swoją historią.
      To bardzo cenne!

  3. Ja przeczytalam to jednym tchem. W nastepnym tygodniu mam rozmowe wstepna,zaprosili mnie juz na druga. Niby powinna mnie rozpierac pewnosc siebie,ale tak nie jest.
    Jest ze mna w ten dzien pozastaych 30 kandytatow ktorzy przeszli dalej tak jak ja. I bede musiala zebrac w sobie wszystkie moje poklady odwagi zeby dac z siebie wszystko,tez pewnosc siebie. I moich 29 konkuretow zrobi to samo…..Pewnie bede godzine przed rozmowa wymiotowac jak ten aktor Henry Fond 😉

    • Kasiu, nie jesteś pewna siebie, bo boisz się, że nie dasz sobie rady, że nie masz odpowiednich zasobów, że nie jesteś dość dobrze przygotowana, dość spokojna i nie dość panujesz nad sobą.

      Widzisz to i to cię przeraża. Starasz się więc odpowiednio nastawić. Im mocniej próbujesz się nastawić, tym mocniej skupiasz się na swoich obawach i tym bardziej je wzmacniasz. Im bardziej je wzmacniasz, tym to wszystko cię przeraża…. W końcu zaczyna się paraliż i wymioty.

      A gdybyś tak powiedziała: Pieprzę to, najwyżej nie dostanę się. I już. Ich problem. Dam z siebie co będę mogła i nic więcej. Będę przytomna, aktywna i uważna — co mogę więcej? A efekty? To nie jest moja para kaloszy

      Pomyśl, co najgorszego może się stać?
      Czymś co nas popycha do wiecznego zamartwiania się jest lęk przed porażką.
      Wyobraź sobie możliwy najgorszy scenariusz i zastanów się — czy będzie mogłaś wtedy coś zrobić?

      Jeżeli się okaże, że możesz coś zrobić, nawet wobec najgorszego scenariusza – możesz poczuć, coś co być może da się nazwać prawdziwą pewnością siebie: jestem pewna tego, że zawsze będę mogła coś zrobić.

      Próba upewnienia się, że jestem dobrze przygotowana nie ma nic wspólnego z pewnością siebie. Ktoś, kto jest pewny tego, że jest dobrze przygotowany, jest pewny, że jest dobrze przygotowania, nie jest jednak pewny siebie.

      Jezus mówił do swoich uczniów: „Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić, gdyż nie wy będziecie mówić….” Przepraszam, że trochę to sprofanuję, ale można by powiedzieć też „Nie martw się teraz co masz mówić podczas rozmowy wstępnej, bo w tej godzinie będziesz najlepiej wiedzieć co powiedzieć. Będzie ci podane, co masz mówić, bo nie twoje martwiące, ruminujące ja będzie mówić, ale to spontaniczne, mające kontakt z rzeczywistością, (o ile tylko przestaniesz wreszcie przestaniesz zawracać sobie głowę tym, jak bardzo spokojna i opanowana masz być).

  4. Wg mnie pewność siebie bierze się z pozytywnych doświadczeń. Jeżeli w danej sferze udowodniłem sobie, że potrafię sobie poradzić to jest to budulcem pewności siebie. Jakość, czy też trwałość pewności siebie zależy od ilości pozytywnych doświadczeń danej sfery.

    Np. jeżeli udowodniłem sobie, że w kontaktach z klientami dobrze mi idzie to w przyszłych tego typu aktywnościach będę pewny siebie.

    Jeżeli robię coś i mam lęki, wątpliwości, obawy, wahania, poczucia zagubienia to nie jestem pewny siebie w tej sferze. Nie ma sensu zakłamywać rzeczywistości, wykręcać i przekręcać pojęcie pewności siebie. I tak w głębi serca nie uwierzymy w takie kombinacje. Lepiej już zapamiętać, że da się osiągać pozytywne rezultaty działań mimo braku pewności siebie. Tyle tylko, że z pewnością siebie jest znacznie łatwiej.

    • „Jeżeli robię coś i mam lęki, wątpliwości, obawy, wahania, poczucia zagubienia to nie jestem pewny siebie w tej sferze. Nie ma sensu zakłamywać rzeczywistości, wykręcać i przekręcać pojęcie pewności siebie. ”

      Mocne słowa. Muszę przemyśleć jak dalej o tym mówić. Może rzeczywiście dać sobie spokój z tym „przestawionym rozumieniem”

      Choć nie zgadzam się z twoim określeniem „pewności siebie”, To co opisujesz to raczej pozytywne uwarunkowanie. Bodziec – reakcja. Wiele razy to robiłem, byłem nagradzany, teraz oczekuję nagrody. „trwałość pewności siebie zależy od ilości pozytywnych doświadczeń danej sfery.” Tak, siła reakcji, zależy od tego, jak często reakcja była pozytywnie nagradzana. Klasyczna warunkowanie.

      Dla mnie warunkiem jakiejkolwiek rozmowy o pewności siebie jest znalezienie się w sytuacji, w której nie mam żadnych pozytywnych doświadczeń.

      Dzięki za głos. Jest dla mnie bardzo cenny i daje mi możliwość, popatrzenie na swoją pracę z innej perspektywy.

    • Właśnie poszperałem ciut w omawianym temacie. To o czym pisałem to była bardziej samoskuteczność (self-efficacy)
      Swoją drogą temat samoskuteczności jest bardzo ciekawy.

      http://goo.gl/cF8oH
      http://goo.gl/0Lq63
      http://goo.gl/Ctduu

      Wychodzi na to, że samoskuteczność ma fundamentalne znaczenie w osiąganiu sukcesów w jakiejś dziedzinie. Bez odpowiedniego poziomu samoskuteczności łatwo się poddajemy, trapią nas lęki. Gdy nasza samoskuteczność jest na odpowiednim poziomie to trudności są nie tyle przeszkodą, co wyzwaniem. Byłoby świetnie gdybyś Zbyszku poświęcił temu artykuł, ba! kurs by się przydał.

    • Macieju, dziękuję bardzo za to uszczegółowienie i linki.

      Self-efficacy to jeden z bliskich mi tematów (ogólnie cały model uczenia się i motywacji wiążący się z pracami Alberta Bandury). Rzeczywiście, warto by było kiedyś tym się szerzej zająć. I szczerze mówiąc zastanawiam się jak to ugryźć. Samoskuteczność jest pojęciem bardzo związanym z uczeniem się. Bez nabywania nowych kompetencji, trudno sprawnie działać.

      Mam pomysł na taki cykl tematów: jak wychodzić z zapętlenia emocjonalnego (tym mniej więcej zajmuję się taraz); jak się uczyć, tego co potrzebne (jak upgrejdować swoje umiejętności) oraz jak być skutecznym (jak nie tracić niepotrzebnie energii). Zobaczymy jak mi się uda to wszystko rozpracować.

      Tylko jedno dopowiedzenie: W jednym z linków, które podałeś jest taka definicja: „Bycie samoskutecznym oznacza wiarę we własne zdolności.” to sugeruje coś ogólnego, wiarę w jakieś ogólne zdolności. Bandura (twórca tego pojęcia) uważał, że poczucie własnej skuteczności odnosi się do konkretnego zadania. Np. mogę mieć poczucie skuteczności w odniesieniu do mycia garów, a nie mieć do jeżdżenia samochodem. Związki poczucia skuteczności z bardziej ogólnymi pojęciami (pewność siebie, samooocena itp) są nieco skomplikowane.

      Jeszcze raz dziękuję za ten komentarz!

  5. Wygląda na to, że większość osób mówi mi: stary odleciałeś trochę, to nie jest zbyt praktyczne i pomocne. Albo musisz to ująć bardziej klarownie, albo musisz to zmienić.

    To bardzo cenne reakcje. Nie obawiam się w żadnym razie pomyłek. Zbyt często już pisałem o, rzeczach, które miałem aż za dobrze przemyślanym. Stąd też tek tekst, który jest takim sprawdzaniem oddźwięku. Bardzo dziękuję za wszystkie reakcje. Bez nich nie jestem w stanie stworzyć nic sensownego.

    Zanim wyciągnę wnioski mam jeszcze pytanie: Czy ktoś ma może inne zdanie? Czy komuś coś się ułożyło, albo coś mu pomogło po takim przedstawieniu sprawy?

    Będę bardzo wdzięczny za opinie!

  6. Trudny temat. Kiedyś długo spędzał czas w moich myślach. Kilka dobrych lat temu miałem mylne pojęcie w tej kwestii, znałem bowiem mnóstwo, nawet życzliwych mi osób które nieustannie powtarzały coś takiego: bądź twardy, przebojowy, nie bój się, na pewno dasz sobie radę. Nawet sam zacząłem uznawać to za słuszne. Próbowałem być właśnie kimś takim i trochę to trwało. Jednak zamiast być lepiej zaczęło mnie to doprowadzać do destrukcji. Zamiast radzić sobie z przeciwnościami uciekałem od nich. Zamiast być wrażliwy na problemy bliskich obejmowała mnie znieczulica. Gdyby nie kilka przykrych wydarzeń oraz to że dałem sobie szanse być takim jakim jestem (już nie supermanem) to dzisiaj byłoby źle…
    To jak postrzegamy bycie pewnym siebie jest bardzo ważne. Bo jeżeli rozumiemy to tak jak ja kiedyś – nie spodziewałbym się pozytywnych skutków. Uważam tak bo tego doświadczyłem.
    Odnośnie tekstu to zgadzam się z tym co napisałeś Zbyszku. Tym bardziej, że pokrywa się z tym co myślę na ten temat. Więcej, ująłeś to znacznie szerzej niż ja to sobie wyobrażałem. Co do barier które wymieniłeś to mam wrażenie, że niektóre ciągle mnie dotyczą i mam ochotę się ich pozbyć .
    Dziękuję Ci Zbyszku za to że podjąłeś ten ważny również dla mnie temat.
    PS: Co do Henry’ego Fondy 🙂 to polecam „12 Gniewnych ludzi ”

    • Dziękuję Janku,
      Pięknie to podsumowałeś.
      „Zamiast radzić sobie z przeciwnościami uciekałem od nich. ” — bardzo dobrze to rozumiem, także z własnego doświadczenia.
      A film muszę sobie odświeżyć. Może mi się uda w czasie wakacji 🙂

  7. Również uważam tekst za wiarygodny, wchodzę w to! 🙂
    Na przestrzeni ostatniego roku zaszły w moim życiu duże zmiany. Między innymi przestałam czerpać siłę z używek -nawet jak takie wyrażenie wydaje się oksymoronem, to w pewnym sensie używki (alkohol głównie i papierosy) pomagały mi żyć w iluzji, że tak nie jest.
    Rozpoczęłam swój rozwój osobowościowy i emocjonalny tam, gdzie się zatrzymał, czyli z jakieś pewnie 15 lat wstecz 🙂
    Zaczęłam robić rzeczy kiedyś pozostające poza moją strefą komfortu tylko dlatego że były nowe a ja od razu nie mogłam być w nich najlepsza lub dobra. Zaczęłam zauważać, że wchodzę w nowy obszar z lękiem, obawami że mnie wyśmieją Ci bardziej zaawansowani, wstydem, wątpliwościami czy nie jestem czasem gorsza od innych i dzieje się tak:
    nie uciekam ani panikuję lecz jeśli faktycznie zauważam, że w pierwszych próbach odstaję od innych „zawodników”, nadchodzi moment, w którym należy spotkać się ze swoją niedoskonałością. Dla narcyzów to cios poniżej pasa, uciekają od razu gdzie pieprz rośnie. Perfekcjonista również będzie omijał takie sytuacje, bo on musi wykazać swoją nieskazitelną wizję w kreacji. Więc dla tych części narcystyczno-perfekcyjnych w nas, to niebezpieczna sytuacja. Często narcyz i perfekcjonista pewnie zastosuje zaprzeczanie lub wypieranie – że tak naprawdę mu nie zależało, że to głupie było, albo nieopłacalne, albo skłamią o jakiś okolicznościach nie do przejścia. Zazwyczaj od nich nie usłyszycie, że się pomylili lub nie dali rady.
    Najtrudniejszy dla mnie osobiście to właśnie ten moment. Myśli: oho, jest gorzej niż myślałam, nie daję rady, jestem na samym końcu. Nie wychodzi mi, rany! Co oni sobie o mnie myślą?

    Lub gorszy kaliber: myślałam, że jestem urodzona do tego działania i mam predyspozycje nawet powyżej średniej, wrodzony talent – tak myślę już 15 lat, że mam, ale nigdy nie spróbowałam, bo wolałam iluzję niczym nie porysowanej tafli doskonałości. A tu proszę, chwila prawdy. Auu, boli”

    Niedawno dopiero ucieszyła mnie obserwacja, że trzymam się po etapie „gorszego kalibru” wcale nieźle.
    O tym, co myślą inni, staram się nie myśleć – najczęściej nie jesteśmy w stanie i tak tego trafnie rozpoznać, co myślą. Lepiej machnąć ręką i robić swoje, zwłaszcza jeśli chodzi o naukę w czymś i doskonalenie w nowych rzeczach. Zresztą jak się bardzo boimy, zwykły czyjś grymas czy spojrzenie a nawet wyraźny komunikat, może odbijać się w naszych neuronach niczym w krzywym zwierciadle, bo silniej odbieramy własne emocje niż otoczenia.

    Natomiast „gorszy kaliber” jest bardziej bolesny, ale po uświadomieniu sobie własnych trudności w tym temacie, braku wrodzonego talentu czy nawet niezdolności do złapania o co chodzi, przychodzi PRAWDA do człowieka i mówi: nie bój się mnie, to tylko ja, PRAWDA. Jeśli mnie przyjmiesz do siebie, pozyskasz nowe obszary, rozszerzysz swoją świadomość, a wszystko co zrobisz, żeby poprawić obecny na ten moment problem, będzie dla Ciebie korzyścią. Zawsze przecież można coś robić lepiej – może nie dobrze i doskonale, a nawet średnio, ale zawsze jest możliwość progresu.
    Jeśli zamkniesz się przede mną, uciekniesz – stracisz szansę na własny rozwój, na satysfakcję z wysiłku, i zostawisz w sobie „otwartą pętlę”, która niedomknięta będzie przeszkadzać, choćby przez to, że w słabszych momentach będzie wracała do tego momentu PRAWDY, którą będziesz chciał zagłuszyć.
    Przecież ludzie do sukcesu dochodzą ciężką pracą – to może wcale nie znaczyć tylko mnóstwa czasu, spędzonego na doskonaleniu swoich talentów czy produktów, ale na, jeśli nie przede wszystkim, przekraczaniu własnych granic, w tym psychicznych barier, zachwiań i wątpliwości.

    bardzo w sumie szeroki temat!

    • Nic dodać nic ująć 🙂 Gratuluję czerpania siły z używek a jeszcze bardziej wychodzenia poza strefę komfortu.

      „Jeśli zamkniesz się przede mną, uciekniesz – stracisz szansę na własny rozwój, na satysfakcję z wysiłku” — tak jest! To jest sztuka. Wziąć to wszystko bez uników.

      Romano, jestem bardzo wdzięczny za twoje wypowiedzi. Dodają dużo dobrych rzeczy do tego bloga 🙂

  8. „Pewność siebie jest dobrym określeniem tego, co zwykle wyrażamy przez termin 'bezpośredniość’. Prawdziwa pewność siebie nie może przybierać postaci bezczelności, 'buty’. Nie należy również mylić z nią tego, co ktoś myśli albo sądzi o swoim podejściu. Pewność siebie to otwartość, z jaką człowiek podchodzi do tego, co ma robić. Nie oznacza świadomego zaufania swoim możliwościom i zdolnościom, ale nieświadomą wiarę w to, że w danej sytuacji wszystko jest możliwe. Człowiek pewny siebie po prostu robi to, czego wymaga od niego sytuacja”. (John Dewey)

  9. Bardzo pozytywny tekst 🙂 Udostępniamy go właśnie na naszym kanale http://www.facebook.com/ekolokalnie natomiast od siebie możemy dodać potwierdzenie w działaniu tu i teraz. Pomimo tego co się dzieje w naszych głowach, najlepiej działać w trybie teraz i wykorzystać np. metodę tysiąca małych kroków do celu. Nie bać się porażek, których wizja potrafi paraliżować. Myśli wzmocnione powodują emocje, one natomiast potrafią blokować nasze organizmy, które są niczym innym jak chemiczno-elektrycznymi pojazdami. Za ich pomocą oglądamy ten piękny świat, tak więc musimy dbać o dobry stan techniczny naszego ziemskiego samochodu 🙂 Mentalnie i biologicznie. Dieta mentalna jest tak samo ważna jak odpowiednia dieta biologiczna. Nasze pojazdy potrzebują jak najlepszego żywego i zdrowego paliwa.

  10. Może minęło już nieco czasu od ukazania się tego tekstu, ale czuję, że muszę skomentować. Bardzo się z tym tekstem, a i niektórymi komentarzami zgadzam. Wydaje mi się, że moja mapa rzeczywistości zrobiła się bardziej spójna.

    Kiedy sam siebie potraktowałem sześcianem – testem psychologicznym lub rutyną do podrywania kobiet, wyszło, że moja bryła jest duża, a nawet ogromna, ale jednak czułem, że nie dość ogromna. Ta moja mi nie wystarcza, mogłaby być jeszcze większa. Teraz to mi się zgadza z tym:

    „Kasiu, nie jesteś pewna siebie, bo boisz się, że nie dasz sobie rady, że nie masz odpowiednich zasobów, że nie jesteś dość dobrze przygotowana, dość spokojna i nie dość panujesz nad sobą.”

    Generalnie chodzi o „nie dość”. Poza tym mocno mi się wydaje, że miałem mylne wrażenie o właśnie opisywanej pewności siebie. Teraz już wiem, jak zmienić moje myślenie i przekonania. Wrzuciłem nawet część cytatu z książki w ulubione cytaty na facebook’u.

    A swoją drogą przecież poradzę sobie z każdym kryzysem. Lub przynajmniej podejmę rękawicę. Już kiedyś, to znaczy prawie półtora roku temu pewna sprawa biła mnie po twarzy długo i bardzo boleśnie. Był moment, w którym czułem się kompletnie wyczerpany i myślałem, że nie mogę dłużej. Trzymałem wtedy nóż na ręce. Ale w końcu odłożyłem go i po czasie się pozbierałem. A startowałem z poziomu dużo niższego niż zerowy. Teraz za to mam poziom dużo, dużo wyższy i właśnie dzięki temu wszystkiemu wiem, że dam radę. Oczywiście boję się tamtego stanu, boję się czuć tak jak wtedy, ale przecież dam radę. Już raz dałem. A inne problemy w porównaniu do tamtego to pestka. Biblia mówi, że nie spotka nas nic z czym nie dalibyśmy sobie psychicznie rady i myślę, że jest w tym sporo prawdy. W ogóle zaczynam myśleć, że z Biblii, gdyby ją całą przeczytać i zrozumieć, nauczyłbym się o życiu, psychologii, pewności siebie, etc., etc. więcej niż z reszty, chociaż mocno wartościowych, książek o samorozwoju.

  11. Moim zdaniem pewność siebie to stan umysłu, w którym jesteśmy sobą z całym pakietem wad i zalet. Nie boimy się być sobą i jak mamy ochotę coś zrobić to działamy i jesteśmy gotowi pokazać swoje oblicze. Nie wstydzimy się siebie i nie musimy nakładać maski. Przestajemy grać i udawać kogoś kim nie jesteśmy. Nie ulegamy presji otoczenia i poszukujemy własnej drogi.

    • Doskonała definicja Magdaleno. Bardzo mi się podoba. Pewność siebie, to stan, w którym jesteśmy sobą. Dokładnie. Brak pewności siebie wiąże się z obawy, czy ja – taki jaki jestem w ogóle jestem w stanie cokolwiek znaczyć. Ujęłaś w tym, co napisałaś wiele rzeczy ustalanych przez lata przez wielu badaczy i psychologów 🙂

Skomentuj marcinAnuluj odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *