Dlaczego ludzie nie pozwalają mi realizować mojej pasji?

Historia Oli

– Świat jest ciasny. Tak trudno znaleźć miejsce, w którym można robić coś, co się lubi – tak w każdym razie mówi Ola (to nie jest prawdziwe imię).

Ola zawsze chciała robić w życiu coś ważnego. Nie mogła uwierzyć, gdy jej szkolna przyjaciółka Monika, wybrała stomatologię. To było dla niej nie do pojęcia jak można przez kilka lat się uczyć, a później poświęcić pół życia, czemuś co cię nie interesuje, tylko dlatego, że dobrze za to płacą. Wbrew radom rodziców i praktycznej części znajomych (co ty będziesz po tym robić?) wybrała psychologię. Była szczęśliwa, gdy się na nią dostała. Czuła, że od tej pory jej życie już zawsze będzie pełne sensu i głębi. Koniec z nudami! Wreszcie, tylko to, co człowieka interesuje.

Gdy kończyła studia ciągle była pełna optymizmu. Wiedziała, że chce pomagać ludziom uczyć się porozumiewać. Od razu wiedziała, na czym jej zależy, ale na wszelki wypadek skorzystała z pomocy specjalisty od planowania kariery. Rozmowa tylko ją upewniła: tak, chcę prowadzić szkolenia. Napisała cv i rozesłała do wielu firm. Kilka odpowiedziało. W jednej rozpoczęła praktykę. Przez pierwsze dni kserowała materiały szkoleniowe i przygotowywała raporty.

– Na pewno się mną jeszcze zajmą – myślała.

Oczekiwała – pełna wyobrażeń o tym, jak wygląda praca w profesjonalnej firmie – że ktoś ustali z nią cele, zaplanuje rozwój czy choćby pomoże jej się rozwijać.

Minęło kilka miesięcy, a jej praca ciągle składała się głównie z kserowania, redagowania czy innych nie wymagających niczego specjalnego zajęć.

Oczywiście próbowała to zmienić. Rozmawiała z przełożonymi. Słyszała:

– Spokojnie, popracujemy nad tobą, ale wiesz, teraz jest młyn.

Skończył się staż i nie przedłużono z nią umowy.

Postanowiła spróbować w innej firmie. Nie było łatwo, ale się udało. Niestety, ta firma była jeszcze gorsza. Na pierwszy rzut oka niesamowita i twórcza, ale jak się dobrze przyjrzeć, całkowity bałagan. Ona – zdolna studentka, elitarnego kierunku musiała odbierać telefony i prowadzić rozmowy handlowe. Jej cierpliwość się skończyła. Skoro tak, zabiorę się za to sama.

Zarejestrowała działalność, założyła stronę internetową, przygotowała propozycje szkoleń. Zainwestowała i przygotowała ulotki. Można było na nich m.in. przeczytać:

Warsztaty edukacyjno-rozwojowe dla osób, które chcą zmienić swoje relacje z bliskimi. W trakcie trwania warsztatów rozwiniesz skuteczną komunikację, zrozumiesz mechanizmy powstawania konfliktów…

Niestety nikt się nie zapisał.

Ola czuje się coraz bardziej przybita. Czuje jak trudno znaleźć swoje miejsce. Jak trudno robić coś, do czego jest stworzona.

Od pewnego czasu zazdrości Monice, swojej przyjaciółce ze szkoły, która została dentystką. Nawet, jeżeli Monika nie ma idealnej sytuacji, to przynajmniej wie, że jest potrzebna. Ludziom przecież zawsze będą psuć się zęby i zawsze będą czuć ulgę, gdy się je naprawi. Poza tym, Monika może mieć poczucie, że coś umie, że ma jakiś „fach w rękach”.

Wygląda na to, jakby to Monika wygrała. Ola, ze swoimi umiejętnościami i pasjami czuje się coraz bardziej niepotrzebna i coraz bardziej zagubiona. Co gorsze, jej znajomi ze studiów mają podobne odczucia. Rynek jest ciężki. Trudno znaleźć coś sensownego. Znajomi, jeden po drugim wsiąkają w jakieś bzdurne zajęcia. Byle tylko płacili i dawali coś do roboty (mniejsza o to drugie). Owszem starają się polubić swoją pracę. Wiele rzeczy można polubić. Na przykład szpinak. Ale czy to wspaniałe warzywo trzeba wcinać przez pięć dni w tygodniu?

Gdzieś w środku Oli rośnie gorycz, poczucie niedocenienia i niesprawiedliwości.

Walcz albo giń

Ola wraca do domu swoim małym samochodem. Jedzie lewym pasem, bo na kolejnym skrzyżowaniu skręca. Nagle widzi jak wielkie czarne BMW prawie wjeżdża w jej tylny zderzak. Byczek siedzący za kierownicą wieje się nie mogąc trzykrotnie przekroczyć dozwolonej prędkości. Mruga kierunkowskazem, dając znak spadaj mała z tego pasa, jedzie mistrz życia! To nie dla ciebie nic nie znacząca stokrotko. Dłonie Oli zaciśnięte na kierownicy niemal bieleją. BMW nie czekając na reakcję Oli zmienia pas i chce ją wyminąć z prawej. Ola redukuje bieg i wciska gaz. Silnik jej samochodu wydaje ryk, którego Ola jeszcze nie miała okazji usłyszeć, mimo, że używa go od dobrych kilku lat. Przez chwilę czuje się jak Robert Kubica, ale i tak kretyn z BMW jest szybszy. Wskakuje na jej pas i już go nie ma.

Przez cały ten pościg Ola przejeżdża swoje skrzyżowanie i musi teraz zawrócić. Gdy wysiada z samochodu, złość opada, ale pojawia się przerażenie.

– Co mnie naszło? Mogłam przecież spowodować wypadek!

– Nie martw się – powiedziałem jej – mnie coś takiego zdarza się z pięć razy na miesiąc. Chociaż szczerze mówiąc (tego jej nie powiedziałem) nigdy nie przypuszczałem, że kobiecie też coś takiego może się przydarzyć.

– Pamiętam co sobie pomyślałam. Pomyślałam, że tylko tacy ludzie jak ten z BMW osiągają sukces. Całe życie byłam zbyt łagodna. Nie miałam w sobie za nic agresji. Jeżeli nie chcę spędzić życia, jako dodatek do kasy w jakimś markecie, albo suchy bukiet w gabinecie psychologa szkolnego, muszę nauczyć się czegoś od tego byczka z BMW. Świat to nie jest miejsce dla meduz. Trzeba mieć szkielet, twardy pancerz i dużo mięśni. Trzema gryźć, walczyć i kopać.

To przerażający wiosek. Nie wiadomo, co gorsze: zrezygnować ze swoich marzeń czy zrezygnować z siebie? Pytanie czy robienie tego, co lubisz ciągle będzie miało jakąś wartość, gdy będziesz skurczybykiem, który nie ma żadnych skrupułów by wycisnąć z ludzi, wszystko co się da.

W książce jednego z guru od marketingu (Joe Vitale) znalazłem taki cytat:

W biznesie wciąż trzeba walczyć. Tu nie ma miejsca na przegranych. Trzeba wyryć swoje imię w umysłach potencjalnych klientów. Jak uda nam się włamać do ich świadomości, łatwo o nas nie zapomną.

Walczyć, włamać się do świadomości, nie brać jeńców, nie oglądać się za przegranymi.… Maszeruj albo giń, jak głosi motto legi cudzoziemskiej.

Kurcze, jak trudno łagodnemu człowiekowi, który nie chce się „włamywać do świadomości innych” znaleźć swoje miejsce w tym świecie.

Naprawdę?

Łatwo współczuć Oli. Rzeczywiście dostała wycisk, rzeczywiście nie wszyscy są chętni by pomóc.

Ale to nie tak. Wnioski, do jakich doszła nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. To nie świat jest niesprawiedliwy, ale to ona raz po raz nie wykorzystuje okazji.

Gdy posłuchać uważnie tego, co mówi, można odkryć, o kim najwięcej mówi. O sobie samej:

Nie mogę znaleźć zajęcia.

Nie poświęcono mi dość uwagi.

Nikt się mną nie interesował.

Nie dostałam wsparcia.

Nie mogę znaleźć sensownego zajęcia

Muszę być bardziej twarda.

Kopalnia diamentów

Antoine de Saint-Exupery w Twierdzy pisze:

– Ja – mówią – ja…

I klepią się po brzuchu…

Tak samo ludzie, których skazałem na pracę w kopalniach diamentów. Ich pot, wysiłki, otępienie zmieniały się w diament i w blask. Istnieli dzięki diamentowi, który nadawał ich życiu sens. Ale pewnego dnia zbuntowali się. Zaczęli mówić „Ja, ja, ja!”. Nie chcieli dłużej poddawać się władzy diamentu. Nie chcieli się stawać. Chcieli natomiast sami siebie czcić.

Ci ludzie zaczęli uważać się za ostateczny cel. Przestali się odtąd interesować tym, co im służyło i tym, co wyższe od nich i czemu oni sami służyli.

Czczenie siebie może przybierać różne formy. Może być pełnym zadowolenia klepaniem się po brzuchu, ale może być pełnym bólu trzymaniem się za głowę lub serce. Może być pełnym wyższości deklamowaniem głupot, alemoże być pełnym pokory rozliczaniem siebie z tego, co się jeszcze nie udało.

Tak czy inaczej, krążenie wokół siebie sprawia, że tracimy diament, że przestajemy się stawać.

Jeden z najbardziej znaczących psychologów XX wieku, Gordon W. Allport w książce Becoming z 1955 roku pisze:

Szczęście to gorące uczucie towarzyszące integracji osoby pochłoniętej dążeniem do celu lub jego kontemplacją. Stan szczęścia sam w sobie nigdy nie jest siłą motywującą, lecz ubocznym produktem aktywności motywowanej czymś innym.

To nie są jakieś niesamowicie odkrywcze myśli. Gdybym miał więcej czasu mógłbym znaleźć dziesiątki podobnych cytatów. Tyle, że ani jeden by nie pochodził z popularnych poradników psychologicznych. Te, przynajmniej od kilkudziesięciu lat mówią, że jest zupełnie odwrotnie – że można osiągnąć trwałe szczęście analizując siebie, badając siebie, dbając o siebie, poznając siebie, rozpracowując siebie i skupiając się na sobie.

Jesteśmy jak wielka kolonia pingwinów stłoczona na jakimś skrawku arktycznego, niegościnnego lądu, w której każdy powtarza: Ja, ja, ja!

Nie chodzi o to, że nie jesteś ważny. Nie chodzi o to, że zupełnie nie należy zajmować się sobą i swoimi potrzebami.

Chodzi o to, że wielu z nas próbując się leczyć, okalecza się coraz bardziej. Saint-Exupery pisze dalej:

Nie ma czegoś takiego jak egoizm – jest tylko okaleczenie. Człowiek, który idzie sam, powtarzając „Ja, ja, ja…” jest jakby nieobecny…

Problemem Oli nie jest zbyt mało agresji, ale zbyt duże zaaferowanie sobą. Gdy zabierasz się za jakąkolwiek pracę – nie ważne czy pracujesz na swój, czy na czyjś rachunek, musisz dbać o swoją obecność. A dokładniej mówiąc obecność twojego oka i ucha, wyczulonego na potrzeby innych.

Jeżeli zajmujesz się głównie tym czego oni mnie tu mogą nauczyć, co mogę od nich dostać prawdopodobnie możesz nie dostrzec tego, co możesz wnieść. Możesz nawet nie dostrzec, czym się ci ludzie zajmują, jakie mają problemy i obawy.

Zainteresowanie innymi

Nigdy nie byłem fanem Tony Robbinsa (i dalej nie jestem, choć kocham jego uśmiech i żywiołowość). Ostatnio przypadkiem obejrzałem jeden z odcinków telewizyjnego programu Breakthrough. Sam program wart był obejrzenia (to coś w rodzaju reality show, w którym Robbins pomaga jakiejś rodzinie będącej w poważnym, kryzysie, stawiając przed nimi serię szalonych zadań), ale rzeczą dla mnie najcenniejszą było obserwować jak Tony słuchał ludzi. Ten człowiek był w pełni pochłonięty tym, co do niego mówili. Z tego, co było widać na ekranie, odnosiło się wrażenie, jakby pochłaniał każde słowo. Jakby był wygłodzony tego, co ludzie mogą powiedzieć.

Kilka razy osobiście spotkałem takich ludzi. Jest w nich coś specyficznego. Gdyby nie to, że niektórzy byli daleko od jakichkolwiek instytucji religijnych miałbym ochotę nazwać to świętością. Nie ważne. Na pewno każda z tych osób miała mnóstwo ofert pracy i mnóstwo zajęć. Niektórzy z nich musieli się wprost opędzać od ludzi, którzy chcieli ich za wszelką cenę zatrudnić czy współpracować z nimi.

Tony Robbins jest mówcą, czy trenerem – takim, jakim chciałaby być kiedyś Ola. Czy jeżeli kupi sobie podobny mikrofon, ubierze się w podobnym stylu czy nawet będzie mówić do ludzi podobne rzeczy, uda jej się osiągnąć taki sam sukces?

Kiedyś widziałem zdjęcie Indian, którzy po pierwszym kontakcie z białym człowiekiem wymalowali sobie na twarzy kształt okularów. Naśladowanie sposobu poruszania się Robbinsa czy jego tekstów jest tak samo śmieszne.

Nie naśladuj zewnętrznej formy. Naśladuj to, co najbardziej istotne. A tym czymś jest szczere zainteresowanie drugim człowiekiem.

Zasada zakładania maski

W samolotach, stewardesy instruują pasażerów, że gdy wypadną maski tlenowe, najpierw należy założyć je sobie a dopiero później dziecku. Całkiem mądre. Nieżywy rodzic jest stosunkowo bezużyteczny.

Ale to nie jest zasada, którą należy się kierować w codziennym życiu. My niestety się kierujemy. Potrafimy wykłócać się, że nasza maska nie dość dobrze przylega, podczas gdy nasz rozmówca dusi się z braku tlenu.

Boże, jak mi ciężko! Nie mam nawet czasu iść do kosmetyczki! Ciągle tylko dom i dzieci, dom i dzieci! A co czuje twoje dziecko, gdy to mówisz?

Jak mi jest ciężko, ciągle ci sami klienci z tymi samymi problemami! A co czują twoi klienci, gdy widzą znudzonego, sfrustrowanego pracownika, jakim jesteś?

W kilku miejscach opowiadałem już historię o młodym chirurgu. Muszę ją jeszcze raz przypomnieć:

Młody chirurg ma po raz pierwszy dyżur na oddziale nagłych przypadków. Przywożą okropnie poparzonego pacjenta. Chirurg chodzi i powtarza, że na pewno da sobie radę. To go nie uspokaja. Postanawia zadzwonić do przyjaciela i poprosić go o wsparcie.

– Nie czujesz się najlepiej? – mówi przyjaciel – pomyśl jak czuje się ten człowiek!

Leży przed tobą cierpiący człowiek, a dla ciebie najważniejsze jest to, że nie czujesz pełnego komfortu i opanowania.

Takich ludzi jak ten chirurg jest całkiem dużo.

Na przykład matka, która zamartwia się przez cały dzień tym, czy jest dobrą matką. Czy to takie ważne? Pomyśl jak się czują dzieci. Czego one najbardziej potrzebują? Gdy skupisz się na nich, pytanie o to, czy jesteś dobrą czy złą matką traci na aktualności.

Przedsiębiorca, który stresuje się tym, czy jego produkt będzie dość nowatorski, a on sam dość przedsiębiorczy. Czy to takie istotne? A może powinien skupić się na tym, czego obawiają się jego klienci?

Mówca, którego niepokoi to, co pomyślą sobie o nim słuchacze. A co ze słuchaczami? Czego oni się obawiają? Gdy skupiasz się na ludziach, do których mówisz, pytanie o to jak, zostaniesz oceniony, przestaje być takie ważne.

Dlaczego ciągle nie odnosisz sukcesu?

Dyrektor firmy produkującej pokarm dla psów spotyka się z zespołem sprzedawców. Pyta ich:

– Jak wam się podoba nasza akcja reklamowa?

– Wspaniała! Reklamy i ulotki są doskonałe! Najlepsze w branży.

– A jak wam się podoba nowe opakowanie karmy?

– Nadzwyczajne, nie do pokonania.

– A jak oceniacie sprzedawców?

– Mamy najlepszych!

– OK. Mamy doskonałą reklamę, najlepsze opakowanie, towar nie do pokonania i najzdolniejszą ekipę sprzedawców. Chciałbym się w takim razie dowiedzieć, dlaczego zajmujemy trzydzieste siódme miejsce w branży?

Chwila ciszy. Nagle ktoś mówi:

– To te cholerne psy, które nie chcą żreć naszej karmy!

Dlaczego twoja firma szkoleniowa nie odniosła sukcesów? Bo ci cholerni klienci nie zrozumieli, że to dla nich dobre!

Dlaczego twoja książką nie stała się bestselerem? Bo ci tępi czytelnicy nie wiedzieli, że muszą ją przeczytać!

Dlaczego nie dostałaś wymarzonej pracy? Bo ci głupi szefowie firmy nie poznali się na mnie!

A może to nie tak? Może firma produkująca karmę jest na trzydziestym siódmym miejscu, bo nie interesują jej psy? Może twoja firma nie odniosła sukcesu, bo nie interesowały cię prawdziwe potrzeby uczestników? Bardziej obchodziło cię to, o czym ty chcesz im mówić niż to, czego im brakuje. Może twoja książka nie stała się bestselerem, bo twoi czytelnicy nic cię nie interesowali? Nie dostałeś wymarzonej pracy, bo nie umiałeś odczytać potrzeb szefów firmy?

Świat jest pełen możliwości realizacji twojej pasji

Można patrzeć na świat, jak na miejsce, w którym trzeba mieć twarde łokcie i wolę walki. Jak na miejsce, w którym musimy walczyć z innymi o prawo robienia tego, co sprawia nam przyjemność. Jak na miejsce, w którym inni chcąc nie chcąc pragną pozbawić nas okazji do robienia tego, co kochamy.

Chcesz pisać książki? A wiesz człowieku ile osób dziś pisze? Naprawdę, konkurencja jest tak potworna, że łatwiej jest wygrać w totka niż się przebić.

Chcesz zostać aktorem? A zdajesz sobie sprawę jak wielu aktorów jest bez grosza przy duszy? Ilu aktorów nie może znaleźć żadnej pracy w zawodzie?

Ola powiedziała:

– Mieliście dobrze, gdy kończyliście studia. Piętnaście lat temu nie było trenerów, nie było menedżerów personalnych, nie było biznesmenów. Można było być kim się chciało. Dziś konkurencja jest tak wielka, że nawet naprawdę uzdolnieni nie mogą się załapać do sensownej pracy.

Owszem, gdy zakładaliśmy firmę, w Polsce było nie więcej niż trzydzieści firm szkoleniowych. W dodatku Gazety Wyborczej co tydzień pojawiała się prezentacja jednaj z nich. Wycinaliśmy każdy odcinek i wpinaliśmy do segregatora. Nie wiem ile dziś jest firm szkoleniowych. Trzy tysiące? Pewnie więcej. Obstawiałbym raczej trzydzieści tysięcy.

Ale czy to znaczy, że wszyscy już nauczyli się wszystkiego, czego chcieli? Że wszystkie ważne potrzeby szkoleniowe zostały zaspokojone?

Bez żartów. Może wtedy i było mniej trenerów, ale dziś jest sto tysięcy razy więcej potrzeb szkoleniowych.

Zamiast patrzeć na świat jak na pole walki, spróbuj popatrzeć z perspektywy potrzeb, jakie mają ludzie.

Pomyśl o swojej branży (lub o firmie, w której pracujesz) i zadaj sobie kilka prostych pytań:

– Czy naprawdę wszystkie potrzeby ludzi są już zaspokojone?

– Czy zniknął już cały ból, jaki ludzie w tym zakresie odczuwali?

– Czy załatwiono już wszystkie problemy, tak, że jedyne, co zostało to odpoczynek?

– Czy oferta, jaką dostarcza rynek jest tak kompletna, że nikt nie ma żadnej niezrealizowanej potrzeby?

Przecież świat jest głodny twojej pomocy. Przeraźliwie głodny, tylko ty jesteś ślepy.

Przecież wokół jest tyle potrzeb, że i pięćset tysięcy firm takich jak twoja może działać na pełną parę a i tak nie uda im się zaspokoić wszystkich potrzeb.

Jak się skończyła historia z Olą? Jeszcze się nie skończyła i nie mam pojęcia jak się skończy. Wszystko zależy od tego czy Ola nauczy się większego wyczulenia na potrzeby innych. Jak się tego uczyć od nieco bardziej praktycznej strony, tym zajmiemy się w drugiej części tego tekstu (który niestety się tak rozrósł, że trzeba go było podzielić).

32 komentarze

  1. Obsłużyć wtorek było mi dziś bardzo ciężko. Nie zawsze i nie każdy temat jest łatwy. Ale aby trzymać nasz rytm zdecydowałem się dać ten tekst teraz. Jutro przejrzę i pewnie go skrócę i przystrzygę. Ale póki co, można go czytać. Pozdrawiam serdecznie.

  2. Hmm, jakby na wszystko spojrzeć z tej perspektywy, to świat zupełnie inaczej wygląda:)
    Czasem tylko ciężko w ogólnej frustracji na około, kiedy samemu też jest się sfrustrowanym i traci nadzieję, zobaczyć potrzeby innych. Sparafrazuję Twój przykład z maską, myślę, że ciężko jest ratować kogoś innego, kiedy samemu się człowiek dusi. Ale może warto spróbować.
    Tekst dobry i zamierzam go sobie jeszcze kilka razy przeczytać i przemyśleć.

    Sama idea mi się podoba, skupić się na potrzebach i to w nich zobaczyć szansę również dla siebie.

    Pozdrawiam serdecznie

    • Aniu, właśnie to mnie zaskakuje, że gdy najpierw nakładasz maskę komuś innemu, tlen w tej samej chwili dopływa do ciebie.

      Dziękuję za pochwałę tekstu. Czasem jak wysyłam teksty to zamykam oczy i wolę nie patrzeć co będzie. Mam cykora, że tym razem to naprawdę kiepsko wyszło. I takie pozytywne reakcje jak Twoja uczą mnie dystansu do zrzędy w środku mnie.

  3. Zbyszku, fajny artykuł. Opowiem o wydarzeniu, które dziś mnie spotkało, choć to nie jest dokładne o tym samym, ale „w okolicach”. Stoję więc dziś w kolejce do kasy w supermarkecie. Przede mną parę osób. Obsługa idzie wolno. Ja się raczej śpieszę. W koszyku mam jedno jedyne pudełko czekoladek i nic więcej. Wolno, wszystko za wolno!… Rzucam okiem na pełne koszyki dwóch osób przede mną. W duchu głośno i z przekąsem wzdycham – Oczywiście, w Danii to by mi zaproponowali, że mnie wpuszczą przed siebie, ale nie w Polsce. Co za kraj, każdy myśli tylko o sobie. Muszę tu stać, bo nie ma kasy „najwyżej 5 artykułów” itd. Nagle myśl – A gdybym poprosiła, żeby mnie wpuścili przed siebie? Przypominają mi się słowa głęboko wierzącej koleżanki – że byłoby to być może odrzucenie pychy (zauważcie moje potrzeby, kochani bliźni! one są takie ważne te moje potrzeby!), a jednocześnie danie tym przede mną szansy wyświadczenia mi przysługi, dobrego uczynku, podarowania mi czegoś, jak zwał, tak zwał. Że przyznałabym się, że czegoś potrzebuję od nich.
    I poprosiłam. I wpuścili. I po minucie wychodziłam ze sklepu w świetnym humorze. A tamtym przede mną, a potem za mną, tak miło i szczerze podziękowałam, że też na pewno humory im się poprawiły.
    To było łatwe. Ale wcale nie oczywiste, zapewniam Was – w każdym razie nie dla mnie. O tyle jestem mądrzejsza. Pozdrowienia!

    • Dziękuję Olu 🙂
      Doskonała historia. Dla mnie bardzo na temat. Uświadomiłaś mi, że jak też tak mam i to w kilku bardzo poważnych sprawach. Zamiast poprosić ludzi o to, co je mi potrzebne, tracę czas na zadręczanie się. Masz rację, trzeba umieć prosić. Warto się uwrażliwić na potrzeby, ale warto też w otwarty sposób prosić. Dziękuję, pomogło im to. Dziś jeszcze poproszę o coś ważnego 🙂

    • ja niestety jak raz usłyszałam od jednej pani baaardzo nieprzyjemną odpowiedź a raczej warknięcie „nie! ja też stoję w kolejce i wcale nie mam dłuższej doby od pani” to się zraziłam do proszenia do wpuszczania w kolejkach w sklepie.. na szczęście zdarza się że ludzie sami proponują, więc jednak ta Polska nie jest taka zła i straszna;)

      a tekst daje bardzo dużo do myślenia
      i wrażenie jak najbardziej pozytywne..

      niesamowite jest dla mnie, że każdy nowy tekst pojawia się zawsze podpasywany pod moją potrzebę i akurat w okresie kiedy „coś nie gra” 😉 przeczytam taki artykuł, przemyślę i od razu czuję się mądrzejsza i naładowana wewnętrznie;))
      do wielu tekstów też wracam i czytam kilka razy.
      Dziękuję:) i pozdrawiam
      Kasia

    • Ewo, jak marzą ci się pieniądze, to zostań numizmatykiem.
      Jeżeli z kolei marzy ci się stabilność i wygoda, to poszukaj pracy w dobrej, stabilnej firmie. Biznesem zajmij się wtedy, gdy masz poczucie, że chcesz coś dać ludziom. Inaczej za dużo cię to będzie kosztować. Pozdrawiam 🙂

    • Aha, ale nie bierze tego za zniechęcanie. Biznesem warto się zajmować i zachęcam cię do tego. To bardzo rozwija człowieka. Ale jak to powiedział jakiś multimilioner (chyba Rotszyld) jeżeli ktoś zajmuje się biznesem tylko dla pieniędzy nie ma szans czegokolwiek w nim osiągnąć. W prawdziwym biznesie pieniądze są ważną rzeczą, ale wtórną – są tylko sygnałem, że wszystko jest ok i środkiem do tego by spełniać potrzeby ludzi na jeszcze szerszą skalę.

  4. @ewa Badanie rynku chyba właśnie ma służyć zbadaniu potrzeb (tak z definicji). W momencie, gdy znajdziesz niszę, pieniądze przyjdą same.
    Ten wpis przypomniał mi historię z moich studiów, aczkolwiek dotyczy banalnej sprawy. Zostałam starostą roku. Na początku, oczywiście zachłysnęłam się możliwością dopasowania grafika do siebie. Tak byłoby najłatwiej. Ale kiedy ludzie zaczęli marudzić, nie przyjęłam postawy „nie można wszystkim dogodzić, ważne żeby mi pasowało”, tylko zaczęliśmy dyskutować o tym, jak znaleźć wspólne rozwiązanie. Do tej pory moi koledzy ze studiów wspominają, że często brałam dobro grupy ponad swoje. I dawało mi to mnóstwo satysfakcji 🙂

    • Masz rację Agnieszko. Badanie rynku to słuchanie potrzeb. Choć jeżeli naprawdę chcesz w czymś pomóc ludziom to często nie potrzeba ci żadnych badań. Wiele razy zdarzyło mi się badać rynek i zawsze byłem wściekły, że po serii ankiet i wywiadów okazywało się, coś o czym wiedziałem wcześniej. I zawsze się wtedy zastanawiałem czy nie badałem rynku po to by odwlec to, co miałem do zrobienia.

      Fajna historia. Tak, gdy słuchasz ludzi i bierzesz ich pod uwagę, to zawsze procentuje. Nawet, gdy wydaje ci się, że tracisz, to i tak zyskujesz.

      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz 🙂

  5. Moim zdaniem najlepszy jest zdrowy umiar między uważnością na własne potrzeby i potrzeby innych. Kobieta, dbająca w odpowiednim stopniu o własne potrzeby, może lepiej zaspokajać potrzeby dziecka niż kobieta, która się bez końca poświęca. Wypalony sprzedawca, lekarz, nauczyciel też niewiele może dawać innym.
    Ileś lat temu, wychowywana byłam w religijnym duchu wyższości bycia dla innych od moich potrzeb.
    Aktualnie, kiedy tak promowane jest odnoszenie sukcesów, kariera, bycie „kimś”, faktycznie koncentracja przesunęła się na „ja”.
    Praktykowałam już obie opcje. Za koncentrację tylko na innych lub mocno na sobie czymś zapłaciłam. Teraz uczę się złotego środka. Bo jeśli mam realizować jakąś moją pasję – to jakoś tam skoncentrować się na sobie muszę, żeby ją odkrywać, czy rozwijać. A jeśli mam ją dawać światu – ze skupieniem na sobie może wyjść z tego albo porażka albo pycha, która też jest dobrą drogą do porażki. Faktycznie, bez zobaczenia, gdzie świat jest głodny tego, co mogę dać, może być trudno zrealizować pasję.
    Dzięki, Zbyszku, za kolejny tekst 🙂
    Rozpoczynam właśnie opracowanie scenariusza zamówionego szkolenia. Zaraz wypiszę sobie pytania: Jak ci ludzie mogą się czuć w tej sytuacji? Czego mogą potrzebować? i powieszę przy komputerze 🙂

    • Dzięki Marzeno! Dobrze, że przypominasz o drugiej stronie- tak nie chodzi o to by przestać istnieć, ale samemu również dobrze się czuć.

      Dobrze pamiętać o tych pytaniach. Jeszcze lepiej mieć okazje zadać je przed szkoleniem 🙂
      Trzymam kciuki za projekt – żeby dla ciebie i dla nich szkolenie było cennym czasem.

    • Na marginesie twojej refleksji Marzeno mogłabym dopisać tylko, że jeśli głęboko wsłuchamy się w potrzeby drugiego człowieka nie jest potrzebne nieustanne balansowanie pomiędzy „ja” a byciem dla innych w obawie utraty tego pierwszego. Przykładowa matka wsłuchując się uważnie może zauważyć między innymi potrzebę samodzielności własnego dziecka…, nie będzie wtedy mowy o nadmiernym poświęcaniu się że szkoda dla niej. Dla mnie znaczący jest nie tyle umiar, co sztuka empatii.

    • Zbyszku, pytań przed szkoleniem nie mogę zadać, bo to szkolenie otwarte, ale zamierzam je zadać na początku szkolenia. Dzięki za kciuki 🙂
      Alicjo, faktycznie, bez empatii trudno odczytywać czyjeś potrzeby. I pewnie, gdy jej nie mamy, możemy też przesadzać w zarzucaniu kogoś dawaniem, nie domyślając się, że czasem lepiej tego nie robić dla czyjegoś dobra – żeby chociażby rozwijać jego samodzielność. Pozdrawiam 🙂

  6. Rzadko bywam w Kościele ale gdybyś pisał Zbyszku kazania, byłbyś najbardziej charyzmatycznym lekarzem ludzkich dusz. 😉 Pozdrawiam
    Słowo na wtorek przeczytane i do przemyślenia…. 🙂

    • Wiesz, myślałam ostatnio o tym filmiku, widziałam go kiedyś i chciałam go znów zobaczyć, ale nie bardzo mi się chciało przekopywać archiwum, a tu czytam notkę ze strony głównej, przeglądam komentarze i… tak! objawiła się. Dzięki Ci za to, Zbyszku:)

      To chyba mój pierwszy komentarz na Twojej stronie, cóż mogę powiedzieć… Dobrze, że jesteś, dobrze, że się dzielisz, że wnosisz wkład:) Pozdrawiam:)

  7. Witam Zbyszku !
    Od jakiegoś czasu czytam twoje teksty. Twoje przekazy są bardzo proste i jednocześnie głębokie.
    Ja sam przeszedłem już drogę przez różne warsztaty od POP do NLP i czuje mniej więcej co chcesz przekazać jednak wiem ze swojego doświadczenia jak bardzo nie łatwa to sztuka.
    Jeżeli chodzi o ten artykuł, podzielam całkowicie zdanie Marzeny. Oczywiście skupienie się na potrzebach i uczuciach innych jest bardzo ważne ,ale najpierw trzeba zastanowić się co mamy zamiar im przekazać i nie chodzi mi tutaj o zewnętrzne czynniki. Kiedy jesteśmy w harmonii ze sobą, mamy dobrą samoocenę i wytwarzamy w sobie bardzo pozytywne emocje, wtedy z taką jakością możemy skupić się na innych, wtedy dajemy im coś więcej niż rzeczy i usługi. Z drugiej strony jest to koło zamknięte, jeżeli świat zewnętrzny nie daje nam poczucia wartości ciężko jest we wnętrzu siebie to utrzymać, zaczynają się pytania które stawia Ola. Myślę, że trzeba właśnie bardzo uważnie balansować pomiędzy tymi dwiema przestrzeniami, bo tak naprawdę świat zewnętrzny jest lustrem naszego wnętrza , i jeżeli wpływa na nie zbyt bardzo wtedy uruchamia się błędna spirala z której trzeba jakoś wyskoczyć. Ola musi zacząć od siebie, czyli od zmiany kierunku postrzegania i tak naprawdę to jest praca wewnętrzna nad światem zewnętrznym. To jest bardzo dobre zbalansowanie pracy nad sobą.
    Pozdrawiam i dziękuję wszystkim, którzy piszą komentarze, to naprawdę ważne.

    • Dotknąłeś istotnej kwestii – błędne koło. Celem wewnętrznej przemiany potrzebny jest „impuls rozruchowy” który ciężko wygenerować gdy „świat zewnętrzny” nie daje nam nic pozytywnego (bynajmniej tak to postrzegamy), a „świat zewnętrzny” nie uśmiechnie się do nas jeśli to my nie uśmiechniemy się do niego pierwsi.
      Miejmy nadzieję że „Brat Zbyszek” wyłoży to nam ze swojej „e-ambony” podczas jednego z kolejnych wtorkowych kazań – rekolekcji 🙂

    • Dziękuję Tomku,
      Masz wiele racji. Ja bym tylko dodał, że czasem najlepszym sposobem do uzyskania harmonii ze sobą jest zrobić coś dla innych. Dla mnie najlepszym sposobem osiągania harmonii jest porzucić nadzieję na harmonię i skupić się na działaniu. Harmonia przychodzi sama nie wiadomo skąd i nie wiadomo kiedy. I to jest największa magia naszej uwagi. Uwaga dośrodkowa, skupiona na sobie blokuje wewnętrzne, uzdrawiające procesy. Uwaga odśrodkowa, skupiona na świecie zewnętrznym uruchamia je. Teoretycznie to brzmi może skomplikowanie, ale w praktyce jest to proste. Gdy czujesz stres i brak harmonii, spróbuj z tym nie walczyć, nie szukać żadnej poprawy a zamiast tego zadać sobie pytanie: czy jest coś, co mogę zrobić dla świata / ludzi mimo tego, że czuję jak shit?

      Dziękuję Adamie za tą uwagę. „Impuls rozruchowy” – podoba mi się to określenie. Czasem impulsem rozuruchowym jest dar, jaki dostajemy od świata. Ktoś się do nas uśmiecha, ktoś nas chwali, ktoś nam coś daje. Ale to od nas nie zależy. Czekanie na dary to najczęściej własnoręczne zamknięcie się w kajdankach. Lepiej coś dać. To możemy zrobić prawie zawsze, a impuls jest jeszcze mocniejszy.

    • Masz racje Zbyszku. Może to jest właśnie „magiczne brakujące ogniwo”, z którego wykastrowano psychologię behawioralną.. Być świadomym siebie, ale nie popadać analizofobię, składając nieświadomie kwiaty na ołtarzyku egocentryzmu, który blokuje „magiczną przemianę” transformacji autofocusu z „in” na „out”.
      I tak stałeś się jednym z moich kluczowych mentorów. Pozdrawiam

  8. Jako osoba raczkująca w prowadzeniu audytów wewnetrznych w moim miejscu pracy, jakże łatwiej było mi pełnić tę funkcję ze świadomoscią, że najważniejsi w czasie spotkania audytowego są jego uczestnicy i ich potrzeby, a nie ja jako osoba prowadząca. Obawa o to, jak zostanę odebrana przez innych, czy stanę na wysokości zadania, zeszła na drugi plan :).
    Bardzo dziękuję Zbyszku za tekst, dzięki któremu odkurzyłam w pamięci ten istotny incydent w moim życiu.
    Serdecznie wszystkich pozdrawiam:)

  9. Znalazłam Twoją stronę, ponieważ zaczynam własnie pisać swój własny post na ten temat (będzie to w ogóle pierwszy tego typu post w moim życiu, więc jeszcze nie mam się czym chwalić). Pomysł na niego wziął się z moich ostatnich przeżyć – założyłam bloga w którym opisałam mniej więcej swoją osobę i poświęciłam kolejne wpisy na opisywanie jak mi minął dzień (ponieważ znajomi chcą być z moim życiem na bieżąco a jako, że wyjechałam na 3 miesiące do Hiszpanii do pracy i na wakacje to nie mam czasu do każdego z nich się odezwać). Nie spodziewałam się, że tak prywatna strona w której opisuję swoje przygody i przemyślenia wywoła trochę kontrowersji. Niektórzy mają mi za złe, że napisałam coś, czego napisać nie wypada, ale większość prawdziwych przyjaciół uważa to za bardzo cenne. Dlatego pragnę wyjaśnić innym moje podejście – dlaczego nie przestanę realizować tej pasji mimo, że niektórzy odbierają to jako przesadę.
    Poza tym muszę Ci napisać, że Twój wpis bardzo mi pomógł uporządkować moje spostrzeżenia, ale też wzbogacił mnie o Twoje. Dziękuję Ci za to bardzo!
    PS Oczywiście dołączam do grona stałych czytelników 😉

Skomentuj AnnaAnuluj odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *