Dostrzec własne słabości

Dwie kieszenie

Jeden z cadyków, rabbi Bunam, powiedział do swoich uczniów:

– Każdy z was powinien mieć dwie kieszenie i w razie potrzeby sięgać do jednej albo do drugiej. W prawej kieszeni leżą słowa Dla mnie stworzono świat, a w lewej Jestem pyłem i prochem. (Martin Buber, Opowieści chasydów).

Dziś wielu osobom wydaje się, że rozwój polega wyłącznie na korzystaniu z prawej kieszeni. Za pomocą różnych technik uczymy się jak najczęściej tam zaglądać.

I dobrze, bo często jest nam to bardzo potrzebne. Ale szybko stajemy się karykaturą, gdy nasza lewa kieszeń pozostaje całkiem nieużywana.

Sięganie do lewej kieszeni, dostrzeganie swoich słabości oraz zła, jakie w sobie mamy nie jest pozostałością jakiegoś przestarzałego systemu religijnego. Nie jest wymysłem kaznodziei straszących piekłem. Jest jednym z warunków rozwoju i samorealizacji.

Warunek samorealizacji

Kiedyś już cytowałem Abrahama Maslowa (znanego z piramidy potrzeb). Maslow przeprowadził badania ludzi będących prawdziwymi okazami zdrowia psychicznego, których nazywał ludźmi samorealizującymi się. Pisał o nich:

Są to ludzie zdolni ze stoicyzmem akceptować własną ludzką naturę z jej wszystkimi brakami, z tym wszystkim, co odbiega od obrazu idealnego, bez prawdziwego zakłopotania.

Powiedzenie, że są to osoby zadowolone z siebie, sugerowałoby błędne wrażenie. Należy raczej powiedzieć, że są one zdolne przyjmować niedoskonałości i grzechy, słabości oraz zło ludzkiej natury, w tym samum, niekwestionującym duchu, w jakim przyjmuje się właściwości przyrody.

Ludzie realizujący się, to nie ci, którzy nie mają wad. Przeciwnie, to ci, którzy są w stanie dostrzec to, co w nich jest nie takie jak powinno.

To nie jest łatwe

Sięgnąć do lewej kieszeni nie jest łatwo. Nie ma w niej abstrakcyjnego posypania głowy popiołem, rozważań nad kruchością ludzkiego życia czy niepewną kondycją człowieka we wszechświecie. Są w niej konkretne słabości, braki, niedociągnięcia i błędy. Jest zło, jakie wyrządzamy innym.

To boli. Nic dziwnego, że wolimy się tym nie zajmować. Nasza psychika najeżona jest mechanizmami obronnymi, które pozwalają nam uciec od lewej kieszeni.

Przypisujemy innym nasze wady, wymyślamy dla nich miłe nazwy, pokrętnie je tłumaczymy. To inni są obłudni, my jesteśmy tylko przezorni. To inni są nieczuli i nieludzcy, my tylko musimy z czegoś żyć. To inni są rozbabrani i niezdecydowani, my tylko podejmujemy decyzję. Inni są beznadziejni i sobie nie radzą, my mamy od czasu do czasu słaby dzień.

C.S. Lewis pisze:

Zakładamy, często wierzymy w to, że nasze notoryczne wady są wyjątkowymi, pojedynczymi aktami. Odwrotną pomyłkę robimy, co do naszych zalet – podobnie jak kiepski tenisista, który swoją normalną formę nazywa „złymi dniami” a swoje rzadkie sukcesy uznaje za normę.

Gdyby wierzyć popularnej psychologii, przed takim tenisistą lada dzień otworzy się prawdziwa kariera. Każdy jednak wie, że tak nie będzie. Ten człowiek jest zbyt ślepy na to, by czegoś nowego się nauczyć czy coś w sobie zmienić.

Rozwój zaczyna się dopiero wtedy, gdy umiesz wziąć odpowiedzialność za swoje słabości. Gdy przestajesz zwalać winę na innych, gdy przestajesz nazywać swoje porażki przypadkami a swoje zwycięstwa potwierdzeniem normy.

Iść do przodu możesz dopiero wtedy, gdy masz odwagę popatrzeć uczciwie na swoje życie i dostrzec w nim swoje słabości, błędy i głupotę.

Świadomość słabości otwiera drogę

Ciarki mi przechodzą po grzebiecie, gdy słyszę jak ktoś cytuje słowa „prawda was wyzwoli”. Różne zakłamane typy upodobały sobie ten zwrot by uzasadniać nim niszczenie innych ludzi.

Tak, prawda wyzwala i otwiera drogę. Ale prawda dotycząca twojego własnego zła i słabości. Prawda dotycząca słabości innych ludzi, nigdy nikogo nie wyzwoliła.

Łatwo jest mówić, jaka jest prawda o innych. Znacznie trudniej szukać prawdy o sobie.

Jaka jest prawda na mój temat? To nie jest łatwe pytanie. Ale warto przynajmniej spróbować.

Oczywiście są w nas nie tylko słabości. Mamy wiele mocnych i dobrych stron. Ale bez słabości nasza odpowiedź jest niepełna.

Tak długo, póki cię nie zasmuci, nie przerazi czy nie rozczaruje to, co masz w sobie, znasz tylko pół prawdy.

Refleksja Naikan

Swoich słabości można szukać na różne sposoby. Jednym z nich jest japońska praktyka refleksji Naikan.

Jest banalnie prosta i nie wymaga żadnych szczególnych przygotowań. Potrzebujesz jedynie trochę czasu i jakiegoś spokojnego miejsca. Wystarczy nawet piętnaście minut. Oczywiście lepiej, gdy masz go więcej (w centrach Naikan ludzie siedzą i praktykują przez czternaście godzin dziennie przez tydzień).

Nie jest to żadna skomplikowana medytacja i nie chodzi w niej o wyciszanie czy kontrolowanie umysłu. W Naikan chodzi o otwarcie oczu na samego siebie.

Wybierz jakąś osobę obecną w twoim życiu. To może być któreś z rodziców, rodzeństwo, mąż, żona, partner czy partnerka, dziecko, nauczyciel, ktoś bliski czy ktoś, komu wiele zawdzięczasz.

Następnie poświęć minimum po dziesięć minut, na to by sobie odpowiedzieć na trzy kolejne pytania:

Co dostałem od tej osoby?

–  Co dałem tej osobie?

Jakie kłopoty i trudności sprawiłem tej osobie?

Możesz, szczególnie, gdy przeprowadzasz Naikan w odniesieniu do swojego ojca czy matki, potrzebować więcej czasu.

Gdy już wiesz, o co chodzi możesz zrobić listę osób, które spotkałeś w swoim życiu. Po kolei, w odniesieniu do każdej z nich odpowiadaj sobie na te trzy pytania.

Możesz także zastosować te pytania w nieco inny sposób. Poświęć wieczorem jakieś 15 minut na to by odpowiedzieć:

– Co dziś dostałem od innych?

– Co dałem dziś innym?

– Jakie kłopoty i trudności sprawiłem dziś innym?

Bądź konkretny i nie pomijaj żadnego pytania. Szczególnie trzeciego.

Twórca tej praktyki, buddysta i przedsiębiorca Ishin Yoshimoto radzi by poświęcać na ostatnie pytanie najwięcej czasu. Nie zadawalaj się odpowiedziami typu nic takiego nie było. Gdy czujesz, że trudno ci znaleźć odpowiedzi na trzecie pytania, poświęcaj na nie przynajmniej 60% czasu całego naikan.

Bez tego trzeciego pytania jakakolwiek refleksja na swój temat będzie niepełna.

Każdy z nas jest źródłem bólu, cierpienia i kłopotów dla innych ludzi. To nie jest ani łatwe, ani przyjemne.

Ale nie chodzi o samopoczucie. Wytrzymaj wszystkie negatywne uczucia. Dzięki temu łatwiej ci będzie zminimalizować ilość cierpień, jakie zadajesz innym.

14 komentarzy

  1. W zasadzie źle to zatytułowałem. Ale nie mogę tak co chwilę zmieniać tytułów 🙂

    Co myślisz o tych pytaniach? Czy masz ochotę się z nimi zmierzyć? A może już ci się to udało?
    Jakieś wrażenia?

  2. Zbyszku, piszesz: „Ale nie chodzi o samopoczucie. Wytrzymaj wszystkie negatywne uczucia. Dzięki temu łatwiej ci będzie zminimalizować ilość cierpień, jakie zadajesz innym”. Kontrowersyjna wypowiedź na tle innych, częstych opinii psychologów, terapeutów: złe samopoczucie jest sygnałem, że trzeba coś z tym zrobić, poprawić. Dlaczego radzisz, aby wytrzymać (i jak???)wszystkie negatywne uczucia? Chodzi Ci o to konkretne ćwiczenie, tak?

    • Gdy człowiek myśli o tym, jakie sprawił ludziom trudności i kłopoty czuje poczucie winy, żal albo złość na siebie. Mamy nieświadoma tendencję by się takich odczuć natychmiast pozbywać. Na przykład wchodząc w racjonalizację. Psycholodzy społeczni opisują mechanizm deprecjonowania naszych ofiar. Ludzie myślą: „skrzywdziłem cię, to znaczy, że….. należało ci się, sam się prosiłeś, to ty mnie podpuściłeś, itp. „. By poradzić sobie z poczuciem winy zaczynamy patrzeć na swoje ofiary jako na winnych wszystkiego.

      Wszystko dlatego, że uciekamy od negatywnych odczuć. Jest wiele okrutnych krzywdzących wszystkich osób, które nigdy nie czują poczucia winy ani wyrzutów sumienia. Czasem niestety idziemy ich tropem i wrzucamy poczucie winy do kosza z etykietą „niezdrowe uczucia”. Owszem poczucie winy może być niezdrowe – jak każde inne uczucie zresztą.

      Funkcją zdrowego poczucia winy jest naprawienie krzywd. Jeżeli mamy odwagę przeżyć je otwarcie, poczucie winy pozytywnie zmienia życia. Ponieważ ludzie czują się winni, godzą się, przepraszają, spowiadają się, robią coś dla innych, zmieniają swoje życie.

      Chodziło mi o to by nie tłumić takich niewygodnych odczuć. Bo dopiero, gdy go wytrzymasz przez chwilę może ci dać kopa do tego by coś zrobić. Nie osłabić go, ale coś zrobić. Pozwolić by te negatywne uczucia przełożyły się na konkretne działania. Nie zawsze da się wszystko naprawić, ale zawsze można coś zrobić. Choćby zrobić coś dobrego dla innych.
      Czy odpowiedziałem Romano na twoje pytanie?

      Bardzo dziękuję, za komentarz 🙂

    • Tak, dziękuję Zbyszku za odpowiedź.
      Myślę, że jest też wiele trudnych sytuacji. W momencie kiedy rozpada się lub zmienia relacja, a jedna ze stron nie chce przyjąć zmian i uważa, że są dla niej krzywdzące, raniące – bo miejsce tej osoby wypełni ktoś inny..Mimo rozmów, taka osoba chyba zawsze będzie miała poczucie „zranienia”, kryjące się pod podstawowym odczuciem porażki i odrzucenia.

  3. Świetna praktyka dla ludzi w miarę normalnych z rodzin wystarczająco dobrych.
    Gorzej, jeśli zacznie te pytania zadawać sobie ktoś, kto w całym swoim życiu odbierał komunikaty od matki/ojca/brata czy kogokolwiek najbliższego, że był i jest źródłem kłopotów… Wtedy odpowiedź na pytanie „co dałem dziś innym?” będzie brzmiała: „same kłopoty”. 🙂
    Myślę wciąż o znajomej która jest DDA, fantastycznej kobiecie, naprawdę kochanej i bardzo mądrej, która mimo całej wiedzy o sobie i przyczynach różnych mechanizmów, wciąż widzi się gorszą, mniejszą i bardzo przeszkadzającą innym. Stąd moja uwaga do skądinąd naprawdę świetnego tekstu Autora. Bo się powstrzymać nie mogłam (skoro Autor prosi o komentarze…, he, he).
    Jak z każdą praktyką bywa – potrzebny jest w niej mentor, który przez takie labirynty przeprowadzi ku byciu lepszym człowiekiem, co też celem tej praktyki ma być.

    • Masz rację Agato, przy takiej osobie rzeczywiści przydałby się ktoś, kto by nie pozwolił jej zadowolić się powierzchownymi odpowiedziami. I rzeczywiście myślałem o ludziach mnie obciążonych.

      Ale myślę, że szczególnie dla takiej osoby przejście przez te trzy punkty byłoby cenne. Tym bardziej, że koncentruje się na ogólnikowym mówieniu o ostatnim punkcie.

      Po pierwsze po przejściu przez dwa pierwsze pytania zyskuje się pewien dystans. Człowiek zaczyna widzieć, że nie jest na świecie zupełnie od czapy, ale bierze udział w jakiejś wymianie. Nawet jeżeli rodzina była dość zaburzona, jakaś przynajmniej szczątkowa, pozytywna wymiana była. Choćby to, ze człowiek dostał życie i od czasu do czasu dawali mu jedzenie.

      Po drugie, gdy ktoś mówi „sprawiłem same kłopoty” po prostu ucieka od odpowiedzi. Ja bym takiej osobie dał kartkę, długopis i kazał przez 15 minut zrobić konkretną listę z konkretnymi sytuacjami. A później kazałbym się przyjrzeć.
      Problemem takich ludzie jest często to, że żyją z Bóg wie jakim ciężarem na plecach. W rzeczywistości są to ich wyobrażenia. Mogą się z nich uwolnić albo po kilku latach terapii, albo podejmując odwagę sprawdzenia co jest w tym worku na placach.

      Dziękuję za bardzo cenny komentarz. To dobrze, że się nie mogłaś powstrzymać 🙂

  4. Ja chętnie wyryłabym sobie na wewnętrznych stronach dłoni ten cytat. Tak mi się spodobał. Spoglądałabym na niego często. Na prawej, że to „dla mnie stworzono świat” ( jakie to cudowne i już niemal latam wysoko po niebie bardzo szczęśliwa), a na lewej, że „jestem tylko pyłem i prochem” ( i latam dalej bardzo szczęśliwa, ale uważnie, żeby nie uszkodzić w tym lataniu najmniejszej nawet muszki).

    Kilka dni przemyśleń nad artykułem i taka sobie fajna refleksja. Dzięki. Kasia

  5. Za pomoca trzech pytan znalazlam mozliwosc przezycia przeszlosci, a w niej siebie z nietypowej perspektywy. Brakuje bowiem czwartego pytania:
    Jakie klopoty, trudnosci sprawiala mi ta druga osoba? Nie stawiamy tego pytania, bo odpowiedz na nie praktykujemy na codzien. W Naikan spojzalam na siebie oczami innych.
    Teoria teoria, podobnie jak z medytacja, zeby dowiedziec sie czegos o Naikan najlepsza jest praktyka. I wbrew obawom Agaty, malo komu nie zalecalabym doswiadczenia z Naikan. A z pewnoscia „trudne dziecinstwo” nie jest przeciwskazaniem. Naikan praktykuje sie z duzym powodzeniem w wiezieniach, w klinikach odwykowych, w szkolach itd. To poszukiwaniem skarbow w sobie, w swoim wnetrzu. Nie zawsze latwe, ale nie znam nikogo, kto zalowalby tego doswiadczenia. Dla kazdego jest ono troche inne. Po tygodniowym Naikan-Retreat slyszalam dosc czesto to podsumowujace zdanie: Jestem bardzo hojnie obdarowany przez zycie.

  6. Co do tych pytań to nie niestey ale ja jeszcze bradziej się pogrązam w wyrzutach do siebie samej i nienawiści do siebie czy innych osób.
    – Co dostałem od tej osoby?-lęk

    – Co dałem tej osobie?-strach

    – Jakie kłopoty i trudności sprawiłem tej osobie? smutek , rozczarowanie, brak wsparcia z mojej strony.

  7. Sprobuj byc bardziej konkretna, szczegolowa w okreslaniu sytuacji i daru, jaki otrzymalas, jakim obdarzylas druga osobe i jakie trudnosci jej sprawilas. Najkan to rodzaj medytacji to proces ktory potrzebuje czasu. To nieprawda, ze przezylas tylko „negatywne” momenty. Choc czesto tak nam sie wydaje. W Najkan z czasem przerabiamy obje strony medalu. I dowiadujemy sie, ze i traumatyczne przezycia maja w sobie czasteczke dobra i odwrotnie. Ale potrzebujesz troche wiecej cierpliwosci i konsekwencji w procesie Najkan. Np. taki Najkan-Retreat trwa 7 dni, ktore spedzasz konsekwentnie siedzac w odosobnienieniu ca.14 godzin dziennie zadajac sobie te trzy pytania. A biora w tym udzial zwykli ludzie, jak ja i Ty, wiezniowie w zakladach karnych, uzaleznieni w klinikach odwykowych etc. To o czym piszezsz to tylko kropelka w morzu Twojego Najkan. Jak masz ochote to idz dalej. Jestes na dobrej drodze.

  8. Sprobuj byc bardziej konkretna, szczegolowa w okreslaniu sytuacji i daru, jaki otrzymalas, jakim obdarzylas druga osobe i jakie trudnosci jej sprawilas. Naikan to rodzaj medytacji to proces ktory potrzebuje czasu. To nieprawda, ze przezylas tylko „negatywne” momenty. Choc czesto tak nam sie wydaje. W Naikan z czasem przerabiamy obje strony medalu. I dowiadujemy sie, ze i traumatyczne przezycia maja w sobie czasteczke dobra i odwrotnie. Ale potrzebujesz troche wiecej cierpliwosci i konsekwencji w procesie Naikan. Np. taki Naikan-Retreat trwa 7 dni, ktore spedzasz konsekwentnie siedzac w odosobnienieniu ca.14 godzin dziennie zadajac sobie te trzy pytania. A biora w tym udzial zwykli ludzie, jak ja i Ty, wiezniowie w zakladach karnych, uzaleznieni w klinikach odwykowych etc. To o czym piszezsz to tylko kropelka w morzu Twojego Naikan. Jak masz ochote to idz dalej. Jestes na dobrej drodze.

Skomentuj ZbyszekAnuluj odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *