Dwie pierwsze zasady trafnej odpowiedzi na pytanie o to „co w życiu robić”?

Zanim poznasz zasady, mała uwaga. U niektórych osób pytanie co w życiu robić wzbudza skojarzenia metafizyczno-duchowe i odpowiedzi w stylu porzuć złudę tego świata i skontaktuj się ze swoim prawdziwym ja. Niewątpliwie słuszne jest by wychodzić poza pozory, sięgać w obszary ducha i tak dalej… Jeżeli masz taką potrzebę – w porządku. Ale ja nie o tym.
Te cztery zasady są nie po to, by osiągnąć harmonię czy głębię, ale po to by przybliżyć sukces na jakim nam zależy. Gdy zapomnisz o nich, twój sukces będzie trudniejszy do osiągnięcia. O im większej ilości z tych zasad nie będziesz pamiętać, tym trudniej ci będzie go osiągnąć.

W skrócie zasady mówią:

  1. Wybieraj to, co lubisz robić, to co bez względu na efekty daje ci przyjemność. Dzięki takiej wewnętrznej motywacji będziesz mieć znacznie więcej energii i wytrwałości – a to jest ci bardzo potrzebne, by cokolwiek osiągnąć.
  2. Nie rób czegoś, czego nikt na świcie oprócz ciebie nie potrzebuje. Wybieraj takie działania, które odpowiadają na jakąś formę głodu odczuwanego przez ludzi (choćby nawet był to głód rozrywki). Jeżeli ktoś zaspokaja tylko własne potrzeby, nie tylko nie osiąga sukcesu, ale także, prędzej czy później czuje się jak jałowe drzewo (ja też w zasadzie nie wiem jak to jest być drzewem).
  3. Pomysłów na siebie i to, czego potrzeba innym nigdy nie traktuj jak pewników, ale jak hipotezy. Choćby nawet wydawało ci się, że wpadłeś na coś genialnego, nie daj się uwieść temu odczuciu. Wiesz kto jest najczęściej przekonany, że ma same bezapelacyjnie genialne pomysły? Ludzie ograniczeni intelektualnie. Rób inaczej – każdy pomysł traktuj jak hipotezę, póki w praktyce go nie sprawdzisz.
  4. Wybieraj to, w czym jesteś w stanie się rozwijać i w czym możesz podnosić swoje umiejętności. Ludzie pozbawieni talentu, rzadko osiągają sukces. Musisz się czymś wyróżniać. Co jednak wcale nie znaczy, że musisz być do czegoś urodzony.

Zasada pierwsza – nie bierz się za coś, czego nie lubisz

Ta zasada wymaga sięgnięcia do środka i próby znalezienia odpowiedzi:

  • Co kochasz robić?
  • Co jest dla ciebie przyjemnością?
  • O czym zawsze marzyłeś?
  • Co możesz robić bez poczucia utraty energii?
  • Jakie zajęcie sprawia, że czujesz jakby energia raczej cię napełniała niż cię opuszczała?

Górnolotnie, można by powiedzieć: unikaj ścieżek pozbawionych serca.  Mniej górnolotnie: nie utrudniaj życia sobie i innym, zmuszając się do codziennego łykania nielubionego tranu.

Niby z jakiego powodu masz się męczyć? Nie ma żadnej wartości w zajmowaniu się czymś, czego się nie znosi. Niektórzy mówią:

– Ale gdy ja tego nie zrobię, nikt się tym nie zajmie, ktoś to musi robić!

I myślisz, że inni będą cię za to błogosławić? Wyobraź sobie, że jakiś chirurg mówi: nie cierpię operacji, nie znoszę widoku krwi i całego tego lepko – wilgotnego ciała ludzkiego… no ale ktoś musi to robić… Czy nie wolałbyś raczej pójść do kogoś, kto w poplamionych krwią okularach wychodzi z sali operacyjnej i gołym okiem widać, że ten człowiek lubi ciąć (i zszywać oczywiście)?  

Są ludzie, którzy na początku, zabierając się za coś, nie cierpieli tego. Mimo tego potem to pokochali. Takich osób jest jednak znacznie mniej niż się wydaje. Zdecydowana większość ludzi odnoszących sukces, przy swoich decyzjach kieruje się miłością, albo przynajmniej sympatią, lub choćby fascynacją.

To tak jak z małżeństwem. Jak wiele par, które pobrały się z wyrachowania jest szczęśliwych po kilku latach? Znam kilka małżeństw na początku których był jakiś tam interes (np. dziecko było w drodze, albo ojciec pani młodej imponował przyszłemu małżonkowi pieniędzmi i dorobkiem naukowym). Niektóre z tych par mają całkiem długi staż. Trudno jednak nazwać atmosferę tych związków lekką. Mimo, że to zapewne możliwe, pokochać kogoś po ślubie, znacznie lepiej jednak wyjść za kogoś, kogo się przynajmniej trochę kocha.

Podobnie jest z rozwojem zawodowym. Zabierz się za to, co cię rusza. Jeżeli poszedłeś na medycynę, dlatego, że lekarze mają dobrze albo, dlatego, że oczekiwali tego rodzice – małe szanse, byś kiedyś poczuł satysfakcję ze swojego zawodu. Poszukaj raczej czegoś, co sprawia, że lżej oddychasz. Tak jest z informatyką, pisaniem książek, naprawianiem samochodów, podróżowaniem, prowadzeniem kawiarni czy czymkolwiek innym. Jeżeli zabierasz się za coś z jakiegoś rodzaju względów utylitarnych (bo inni podziwiają to zajęcie, bo to wygodne życie, bo nie trzeba się wysilać, bo to łatwe, bo masz dużo możliwości itp.) nie osiągniesz sukcesu (albo będzie cię kosztował więcej niż innych).

Wybieraj to, co samo w sobie jest dla ciebie radością. Zostań lekarzem wtedy, gdy kochasz pomagać ludziom w ich problemach z ciałem (a nie dlatego, że „panie doktorze” to brzmi dumnie). Zostań programistą, gdy kochasz kodowanie (a nie dlatego, że na rynku jest wiele ofert). Zostań pisarzem, gdy kochasz opowiadać (a nie dlatego, że chciałbyś zobaczyć swoją książkę w księgarni albo pokazać ją swojej sympatii).

Jeżeli chcesz na jakiejś drodze odnieść sukces, samo podążanie drogą musi wiązać się z satysfakcją. Niezależnie od tego, gdzie ta droga prowadzi. Niezależnie od tego czy ludzie będą bili brawo czy też nie. Czy będzie ci łatwo czy trudno. Czy będziesz lepszy od innych czy gorszy. Zajęcie samo w sobie musi być nagradzające. Psycholodzy nazywają to motywacją wewnętrzną – motywacją, która pochodzi z robienia czegoś a nie z nagród do jakich działanie prowadzi.

Szukanie w sobie tego rodzaju motywacji nie wypływa z jakiegoś hedonizmu. Wypływa raczej z pokory. Jesteśmy zbyt słabi by bez takiej rodzaju motywacji zajmować się czymś w sposób twórczy, z pełnym zaangażowaniem i z wytrwałością. Bez motywacji wewnętrznej ludzie szybko się zniechęcają. Zbyt trudno im zmobilizować się do kolejnego wysiłku. Zbyt łatwo zabierają się za coś innego, gdy tylko zabraknie bata nad głową.

Oczywiście nie chodzi o to, by znaleźć coś przyjemnego w stu procentach. Nawet ludzie, którzy absolutnie kochają swoje zajęcie, mają całkiem spory obszary, które napawają ich niechęcią. Mogę być informatykiem, który kocha programować, ale ciarki mi przechodzą po grzbiecie, gdy trzeba się z kimś spotkać. Wiem jednak, że bez tego nie stworzę dobrego programu. Czymś innym jest akceptować niedogodności a czymś innym godzić się na zajęcie w którym jedynym jasnym punktem jest chwila w której można wyjść do domu albo wypłata. Jeżeli twoja praca nie ma centrum, w którym jest coś, co kochasz, nie osiągniesz w niej sukcesu. Braknie ci wytrwałości, cierpliwości i twórczości.

Masz takie zajęcia? Coś oprócz jedzenia i uprawiania seksu? Na pewno tak. Masz wiele takich rzeczy. Być może tylko dawno nie przyglądałeś się sobie pod tym kątem. Warto to jednak zrobić. To, co lubimy i kochamy jest czymś w rodzaju unikalnego odcisku palca. Każdy ma nieco inny układ. O ile jednak linie papilarne nie mają zbytniego znaczenia, tutaj mamy do czynienia ze skarbem – albo raczej kluczem do miejsca w którym jest on ukryty.

Spróbuj zrobić listę tego rodzaju czynności. Czy jesteś w stanie wymienić przynajmniej dziesięć tego rodzaju zajęć?

Zasada druga – nie bierz się za coś czego by ktoś usilnie nie potrzebował

Gdybyśmy poprzestali na pierwszej zasadzie, byłby to tekst w stylu poradnika „Poznaj siebie i zrób wielką karierą” Ble…

To ważne znać swoją motywację wewnętrzną. Ważne wiedzieć, co ci przynosi przyjemność, co możesz robić bez względu na konsekwencje i co daje dodatkowe pokłady energii. Jeżeli jednak tylko na tym poprzestaniesz, prawie na pewno odniesiesz porażkę. To za mało. Potrzebujesz jeszcze czegoś. Potrzebujesz rozejrzeć się wokół używając światła dwóch reflektorów.

W trakcie drugiej wojny światowej brytyjskie lotnictwo dostało za zadanie zburzenie kilku tam na zaporach elektrowni zaopatrujących faszystowskie fabryki. W tym celu wymyślono bomby, które po wyrzuceniu z samolotu odbijały się po powierzchni wody jak puszczone kamieniem kaczki. Dzięki temu bomby docierały do tamy i wybuchały przy niej. Każdy, kto puszczał kaczki, wie, że kluczowy jest kąt pod jakim rzucamy kamień. Samoloty musiały zatem znaleźć się na dokładnie określonej wysokości. Ani wyżej, ani niżej. Nie można było tego określić za pomocą dostępnych wtedy przyrządów. Wymyślono zatem bardzo proste, ale i skuteczne rozwiązanie. Na przodzie i na ogonie bombowca zamocowano dwa reflektory. Były one skierowane pod takim kątem, że ich światło krzyżowało się na potrzebnej wysokości. Gdy pilot widział jedną, zlewającą się plamę światła, mógł być pewny, że jest na odpowiedniej wysokości. Dwa okręgi światła znaczyły, że musi manewrować dalej.

W naszej psychice mamy coś w rodzaju takich dwóch reflektorów. Jednym jest wewnętrzna motywacja. Gdy mówisz co lubisz robić, używasz właśnie tego światła.

Drugim reflektorem jest empatia. Coś, co pozwala nam dostrzec przeżycia, potrzeby i interesy innych. Gdybyśmy, podejmując decyzje o tym, co robić w życiu, posługiwali się tylko tym reflektorem, robilibyśmy tylko te rzeczy, których chcą inni. Być może w krótkim czasie osiągnęlibyśmy sukces, szybko jednak byśmy się wypalili. Sztuka polega na tym, by szukać obszarów w jednakowym stopniu oświetlonych z obydwu źródeł.

Gdy znajdziesz coś, co równocześnie sprawia ci przyjemność i jest potrzebne innym – możesz być pewny, że trafiłeś na swoje powołanie – na to, czym powinieneś się zająć, jeżeli chcesz osiągnąć sukces.

Zasada jest prosta, ale to czy uda nam się ją wykorzystać zależy od tego jak sprawnie posługujemy się reflektorami. W dzisiejszych czasach, większość ludzi lepiej posługuje się pierwszym z reflektorów. Zdecydowanie łatwiej jest nam odpowiedzieć na pytanie o to, co lubimy robić. Większość z nas jest tak bardzo skupiona na sobie – na swoich przyjemnościach, problemach i wahaniach, uzdolnieniach czy pomysłach – że nie potrafi dostrzec tego jak świat wygląda z innej perspektywy.

Empatia wydaje się czymś przydatnym wyłącznie w pracy terapeutów albo pracowników socjalnych. W rzeczywistości ta umiejętność jest tak samo ważna w dziesiątkach innych dziedzin– np. w kierowaniu przedsiębiorstwem, budowie dróg, czy nawet w prowadzeniu wojen. Prowadzeniu wojen? Pułkownik (dziś chyba Generał Brygady) H.R. McMaster mówił stacjonując w Tal Afar w Iraku:

Gdy znaleźliśmy się tutaj, zrobiliśmy wiele błędów. Byliśmy jak ślepiec starający się robić dobre rzeczy, ale rozbijający wszystko wokół. Musisz przyjść z otwartymi uszami. Nie możesz wejść i zacząć mówić. Musisz naprawdę słuchać ludzi. (Artykuł z New Yorkera)

Efekty braku empatii wcale nie sprowadzają się tylko do nieporozumień, konfliktów czy niedelikatności. Jednym z takich efektów może być np. brak pracy.

Ponoć już w kilku województwach największy odsetek bezrobotnych stanowią młodzi, wykształceni ludzie. Tak jest np. w małopolskim. Ci ludzie mają umiejętności (inaczej nie byłoby tu tyle centrów do których outsoursingowana jest praca z innych krajów) i doskonale wiedzą, co lubią robić. Co im przeszkadza, by oprócz przeglądania ogłoszeń i wysłania kolejnych wersji cv, założyć jakąś nową firmę? Kiedyś by coś takiego zrobić trzeba było mieć co najmniej jakiś lokal (my mieliśmy na trzy osoby pięć metrów kwadratowych) jakiś telefon (czekaliśmy rok aż się tepsa zlituje). Dziś w niemal każdym mieście jest po dwadzieścia firm oferujących wirtualne biura (ostatni miesiąc spędziłem pracując w takim wirtualnym biurze, za godzinę przy biurku płaciłem 4 zł). Koszt założenia i utrzymania firmy to mniej niż ci ludzie wydają na kawę i alkohol, albo parę niepotrzebnych gadżetów. Dlaczego? Bo to takie trudne wpaść na pomysł dobrego biznesu. W zasadzie nie ma już wolego miejsca na rynku. Jest przecież tyle sklepów, salonów fryzjerskich czy fitnessów.

Naprawdę? Wszystkie możliwe usługi i produkty zostały już wymyślone?  Wszyscy ludzi żyją w szczęściu i beztrosce i nie ma już żadnych potrzeb jakie by można było zaspokoić za pomocą nowych usług czy produktów? Nikt już nie ma problemów za rozwiązanie których z chęcią by zapłacił?

Myślę że problemem nie jest brak potrzeb, ani nawet brak twórczego myślenia. Problemem są raczej słabe umiejętności empatii. Stawiam na to (świadomy, że to tylko hipoteza) że większości z tych osób nikt nie nauczył rozglądania się wokół i dostrzegania jakie problemy mają inni. Nikt ich nie nauczył słuchać i obserwować. Nauczono ich głównie przemawiać, robić prezentacje i pisać eleganckie cv. W sam raz tyle, by – jak dobrze pójdzie – spędzić życie w boxie biurowym. Ale zdecydowanie za mało by stworzyć coś swojego.

Wyżywam się na młodych bezrobotnych, ale czterdziestolatkowie wcale nie są lepsi. Ze swoich własnych doświadczeń mógłbym dać kilkanaście przykładów przedsięwzięć, które utopiłem bo bardziej skupiałem się na tym, jak według mnie coś powinno wyglądać, zamiast posłuchać tych, którzy mieli z danego produktu czy usługi korzystać. Strasznie trudno przestawić się na empatię. Mamy w sobie jakąś ustawiczną potrzebę by wiedzieć więcej i lepiej. By pełnić rolę boga, który daje innym, to, czego najbardziej potrzebują. W ten sposób niewiele można w życiu osiągnąć.

Warto uczyć się empatii. Ta umiejętność, oprócz tego, że jest szlachetna dobra i w ogóle, ma wysoką wartość finansową. Gdybyś miał swoją firmę i stanął przed wyborem: zatrudnić kogoś, kto skończył dobrą szkołę i ma mnóstwo podręcznikowej wiedzy o tym jak się prowadzi biznes czy też kogoś, kto wie znacznie mniej, ale potrafi słuchać i rozumieć klientów –kogo byś wybrał?

To żadna sztuka być mądralą, który wie jak być powinno. Sztuka zrozumieć jakie problemy i potrzeby mają inni. Sztuką jest wstrzymać się z generowaniem pomysłów i rozwiązań (oczywiście genialnych) dopóki nie posłucha się tego, na czym polega czyjś problem.

Jak rozwijać tą umiejętność? Proponuję proste ćwiczenie.

Przez jeden dzień zapisuj w podręcznym notesie wszystkie potrzeby i problemy jakie mają ludzie, których spotykasz a które nie są zaspokojone. Zapisuj czego im brakuje, co chcieliby zrobić, ale mnie mogą sobie z tym poradzić. Jakie mają bóle, co im przeszkadza? Zapisuj wielkie rzeczy i małe, bardziej i mniej dokuczliwe. Nie edytuj. Słuchaj ludzi po kątem ich problemów. Porozmawiaj z kimś i zapytaj go o to. Jeżeli nie uda ci się zrobić listy zawierającej co najmniej pięćdziesiąt pozycji, przedłuż ćwiczenie na następny dzień.

Nie zajmuj się rozwiązaniami, tym jak mógłbyś im pomóc. Zbyt przejście do tego blokuje empatię.

Dopiero gdy skończysz, przejrzyj listę i porównaj z listą rzeczy które lubisz robić. Teraz możesz się zastanowić: jaką potrzebę ludzi mógłbyś zaspokoić równocześnie robiąc to, co kochasz?

W przyszłym tygodniu dwie, równie ważne zasady: zasada eksperymentowania oraz zasada rozwijania talentu.

21 komentarzy

  1. Dziękuję ten cykl „Co mam w swoim życiu robić?” – to pytanie ostatnio mocno zaprzątało mi głowę, dziś już powoli coś tam się krystalizuje.

    W pełni zgadzam się z tym, że trzeba działać nie tyle z potrzeby własnej, a po prostu dla ludzi. Oczywiście, miło będzie jeśli sami działając właśnie w takim kierunku, będzie odczuwali dużą satysfakcje 😉 Jednak dziś chyba dużo osób zapomniało, że w gruncie rzeczy, człowiek na Ziemi jest po to, by coś zmienić, a przynajmniej działać w kierunku zmiany tego świata na lepsze, może nie koniecznie całego wszechświata, ale prywatnych przestrzeni choć małej grupy ludzi. Bo chodzi o to, aby coś dawać, a nie ciągle tylko brać, olśniło mnie jakiś czas temu 😉

    PS Nowy layout jest ładny, jednak czcionkę trochę utrudnia czytanie. Szkoda, że kanał RSS jest wciąż niepełny. Jednak treść wynagradza wszystko 😉 Jeszcze raz dziękuję za te teksty i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy 😉

    • Dziękuję Olgo. Zgadza się. Choć ważna jest równowaga. Gdy skupiamy się tylko na dawaniu, często wpadamy w pułapkę pozornego altruizmu.
      Czcionkę utrudniającą czytanie zmieniłem. A co do rss – usiłowałem to zmienić, ale pojawiają się problemy. Na razie muszę zostawić to tak, jak jest teraz. Pozdrawiam 🙂

  2. Motyla noga! – kolejny dzień i kolejny tekst idealnie przystający do mojej obecnej sytuacji 🙂 Zaczynam właśnie działać na polu które mnie uskrzydla i wiem, że to, co robię podoba się wielu ludziom. Wprawdzie nie jest to działalność, którą dałoby się pociągnąć w wirtualnym biurze, ale od czego głowa 🙂

    Zacieram ręce czekając na kolejne teksty.

  3. Witaj Zbyszku.Pięknie że wracasz w przedwiosenny czas.Czuje się już w ludziach przypływ energii do życia,do działania.Wielkie podziękowania,za dar inspirowania.Świetna czcionka,przypomina dawne czasy,zapach farby drukarskiej.Czasy się zmieniają,narzędzia pamięci się zmieniają.Zmieniajmy się i my,żeby nam się ciekawiej żyło.Powodzenia.

    • Dziękuję Anulko. Wiosna się chyba na chwilę oddaliła, ale mam nadzieję, że tylko na chwilę. Tak, czcionka jest świetna. Jest zrobiona przez firmę Paratype i jakoś dziwnie, większość z tego co robią bardzo mi się podobna. Zastanawiam się czy to ma coś wspólnego z tym, że to Rosjanie? 😉

  4. dziekuje za konkrety. bardzo mi sie podoba Twoj tekst i propozycje ruszenia z miejsca…:)
    pozdrawiam i do dziela:)

  5. Ja to wciąż nie wiem co robić. Tyle w życiu robiłem i wszystko bez efektów. Po lekturze na blogu wiem, że zbyt dużo myśli neurotyka posiadam. Mam 24 lata i jestem białą kartką, która próbuje zapełnić kolejnymi pomysłami, ale hamują mnie kompleksy i bieda. Największym problemem u mnie jest planowanie. Tylko planuje i planuje, a później stwierdzam że to na nic. Nie wiem jak zaczynać. Koniec przynudzania. Dobry wpis i czekam na kolejny

    • Dziękuję Michale za ten komentarz. Z własnego doświadczenia wiem jakim problemem jest planowanie. Człowiek ma coraz to nowe, wspaniałe ale papierowe pomysły. A z drugiej strony bez planów trudno działać. W kolejnym wpisie — zobaczymy, czy uda się go dać dzisiaj — coś na ten temat się znajdzie, ale myślę, że to w ogóle jest nieco szerszy temat, z którym eksperymentuję od pewnego czasu. Tzw. podejście „agile” , które stosują informatycy i które dokumentnie wywraca stare założenia. Zajmę się tym na pewno, bo mam coraz więcej doświadczeń ze stosowania tego we własnej pracy i życiu. Pozdrawiam 🙂

  6. Ja w pewnym momencie zmienilem, a moze raczej rozszerzylem swoj punkt widzenia na te sprawy o to „z kim” chce robic, i to „co” chce robic nabralo nieco lzeszej wagi 🙂

    • To ciekawe Michale, o czymś podobnym piszą Collins i Porras w „Good to great”. Po przeanalizowaniu iluś tam firm doszli do wniosku, że dobre firmy to zazwyczaj takie, w których ludzie nie mieli na początku nawet pojęcia co robić, dobrze jednak wiedzieli z kim chcą to robić.

      Taką firmą jest np. Hewlett Packard. Ludzie sobie wyobrażają, że takie firmy tworzy się planując dwieście lat na przód. A Bill Packard mówi coś takiego:

      „Kiedy czasem wykładam w szkołach biznesu, profesorowie od zarządzania są zwykle załamani, kiedy mówię, że na początku nie mieliśmy żadnych planów, że po prosu staraliśmy się wykorzystać okazje. Podejmowaliśmy się wszystkiego, co mogło przynieść zarobek. Mieliśmy wskaźnik przekroczenia linii przy grze w kręgle, napęd zegarowy do teleskopu, urządzanie do automatycznego spłukiwania pisuaru i maszynę, która obniżała wagę ciała przy pomocy wstrząsów. Zaczynaliśmy z 500 dolarami kapitału próbując wszystkiego, co wydawało nam się możliwe do zrobienia”

  7. Witam,
    Z mojego doświadczenia wynika, że na brak działania nakłada się kilka spraw: zgoda na bylejakość, lęk przed porażką i (jednak) odpowiedzialność za bliskich (bo co jeśli zaryzykuję, a jednak nie wyjdzie, i stracę wtedy i to co mam).
    Zbyszku – czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg 🙂
    Pozdrawiam

    • Masz rację Arleto. Z mojego doświadczenia ten ostatni czynnik często przeradza się w duszącą panikę „o boże muszę coś jak najszybciej coś zrobić”. A wtedy jest dopiero ciężko.
      A co do dalszego ciągu – sam jestem go ciekaw 🙂

  8. Mam 38 lat. Miałem zawsze pomysły na życie. Na początku jako DG, potem kiedy zbyt za dużo wziąłem na siebie (wsparcie rodziny, firma, przebudowa domu w pojedynkę) zostałem pracownikiem. Zawsze zaangażowany i oddany. Jednak po kilku latach przyszedł roczny czas bezrobocia – był to czas nauki, próbowania różnych firm, dobrych szkoleń i czas pokory. Spróbowałem ponownie zostać pracownikiem. Po pół roku upewniłem się że wracam do wolności DG. Jednak wolność i lenistwo były czasem aby nie zaczynać szybko – doprecyzować CZEGO CHCE? to też czas pełen empatii – pomocy 'wszystkim we wszystkim’ na GL I F-KU, dał poczucie pewności, że jestem ze światem i staram się słuchać;) [najlepsza cecha sprzedawcy 'morda w kubeł’]. Teraz mam określone 3 pomysły papierowe, stoję pod ścianą i to jest ten moment aby zacząć;) Wiosna i zakochanie, których doznaję tylko pomagaja. Dziękuję Zbyszku za wsparcie myślami… to ważne aby działanie było zgodne z nami – wtedy wiesz że marzenia są realne;)

    • Dziękuję za ten komentarz. Trzymam kciuki. Wygląda na to, że na wiosnę wiele osób zdecydowało się zacząć. Wczoraj wynajmowaliśmy nowe biuro i na piętrze biurowca prawie wszyscy się rozpakowywali (szklane drzwi i wszystko widać). Aż ktoś powiedział: — Co jest, na wiosnę wszyscy startują z firmami? Miło patrzeć. Byle nas wszystkich nie zżarła panika, a na pewno się uda 🙂

  9. Witaj 🙂 cieszę się, że znowu działasz na blogu, Twoje posty zawsze skłaniały mnie do przemyśleń. Przyznam, że ostatnio zacząłem bardziej zwracać uwagę na to jak się komunikuję z innymi ludźmi i zwróciłem uwagę na coś o czym Ty również wspominasz. Zauważyłem, że gdy zacząłem się wstrzymywać ze zbyt wczesnymi opiniami, radami, zacząłem również dostrzegać wiele rzeczy, które wcześniej umykały mojej uwadze – istotne detale, które zmieniały wymowę sytuacji, oraz przede wszystkim lepiej rozpoznawać uczucia i emocje kryjące się za słowami. I co ciekawe takie podejście jest łatwiejsze i przyjemniejsze, bo i druga osoba czuje się rozumiana i nieosądzana, a i ja nie muszę się jakoś szczególnie wysilać, czy denerwować, że moje „cudowne” pomysły są odrzucane 😉
    pozdrawiam

    • A ja cieszę, że mam tak wiernych czytelników. Gratuluję zmiany. U mnie niestety od czasu do czasu następuje recesja. Nagle napada mnie „wszystkowiedza” i muszę swój cudowny pomysł sprzedać 🙂 Ale jak człowiek choć raz doświadczył innego podejścia jest znacznie lepiej. A co do szkoleń – same szkolenia były świetne, ale niestety dla mnie to 12 godzina na dobę przez prawie 30 dni w miesiącu. Za duże obciążenie. Na razie czuję jest to zbyt pracochłonne i czasochłonne. Może jak się rozwinę. Zamiast tego próbuję teraz zbudować wydawnictwo. Ten nieśmiały sklepik – to początek, jeden z pierwszych eksperymentów. Zobaczymy co z tego wyjdzie… 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *