Jak pokonać fale?
Wyobraź sobie niewielką, skalistą wysepkę, zagubioną gdzieś na oceanie. Wokół faluje granatowe morze. Białe grzywy fal rozbijają się o brzeg. Na wysepce nie rośnie wiele roślin i niewiele jest źródeł pitnej wody. Nic dziwnego, że jej mieszkańcy tęsknym wzrokiem patrzą na widoczny w dali brzeg sąsiedniej wyspy. Gdy uważnie się wpatrzeć, można na nim zobaczyć wspaniałe drzewa uginające się od owoców i spływający z góry strumień słodkiej wody.
Co prawda na skalistej wysepce nie ma żadnych materiałów z których można by było zbudować tratwę, jednak odległość nie jest tak duża by nie dało się jej pokonać wpław. Jest jednak jeden problem.
Wielkie oceaniczne fale, które pędzą wprost na brzegi skalistej wysepki, zawracając każdego śmiałka do punktu wyjścia.
Ludzie usiłujący dopłynąć do brzegów obfitej wyspy mają najróżniejsze strategie.
Są tacy, którzy się mocują. Gdy tylko zbliża się fala jeszcze mocniej i silniej wymachują rękami i nogami licząc, że wreszcie pokonają przeciwności. Niestety, mimo, że ich siła rośnie, ciągle są słabsi od oceanu.
Są tacy, którzy usiłują przeskoczyć fale jak latające ryby. Nie potrafią jednak utrzymać się zbyt długo w powietrzu by ta strategia przyniosła jakiś efekt.
Są tacy, którzy usiłują wymyślić jakiś podstęp. Gdy zbliża się fala ustawiają się bokiem, płyną wzdłuż i szukają jakiejś dogi między falami. Ich skomplikowane wysiłki jednak zawsze kończą się przy skalistym brzegu.
Są tacy, którzy chowają się przed falami. Tkwią latami za osłoną nie zwracając uwagi, że obfity brzeg jest tak sam daleko jak był.
To nie wszystkie metody. Na wyspie powstała szkoła, której celem jest pokonanie fal siłą umysłu. Jej adepci, gdy zbliża się fala zamykają oczy, odwracają się tyłem i wyobrażają sobie, że morze jest spokojne, jak górskie jezioro. Dzięki temu czują wewnętrzne wyciszenie i spokój. Problem jednak polega na tym, że fale nie bardzo zwracają na to uwagę. Główny mistrz tej szkoły, co prawda ciągle mieszka na skalistej wyspie, ale utrzymuje, że gdyby tylko chciał mógłby przejść po morzu jak po gładkiej amerykańskiej autostradzie.
Inna szkoła, to ci, którzy po serii niepowodzeń doszli do wniosku, że na drugiej wyspie tak naprawdę jest dokładnie tak samo i szkoda czasu na walkę.
Są jednak i ludzie, którzy potrafią pokonać fale i dopłynąć do brzegu drugiej wyspy. Nie stosują żadnego z tych sposobów. Nie mocują się z falami, nie próbują ich przechytrzyć, nie próbują ich wyciszać. Mimo, że pokonują odległość między wyspami wiele razy i to dzięki nim mieszkańcy skalistej wysepki mają co jeść, mało kto chce ich naśladować. Ich sposób – jedyny skuteczny sposób pokonywania wielkich, spychających z drogi fal – polega na czymś, wydawałoby się sprzecznym ze zdrowym rozsądkiem – na wpływaniu w głąb fali.
Oto fragment autentycznego poradnika omawiającego podstawowe umiejętności pływania na otwartym oceanie:
Nigdy nie zwalniaj przed napływającą falą. Zawsze płyń wprost w nią.
Zanurkuj w falę, w chwili, gdy ma cię uderzyć. Nurkowanie w falach jest bardzo proste, ale może być najtrudniejszą rzeczą na świecie, gdy boisz się wody. Ujmując to najprościej. Woda na szczycie fali zmierza w kierunku brzegu. Woda blisko dna zmierza w stronę oceanu. Próbując przepłynąć nad falą, będziesz spychany do brzegu. Gdy zanurkujesz w głąb, fala weźmie cię w kierunku, w jakim chcesz płynąć.
Obserwuj fale, gdy przebijasz się prze fale przybrzeżne. Gdy płyniesz patrz na tak często jak spoglądasz na boję. W ten sposób wiesz, kiedy wejść pod falę. (The Basics of Ocean Swimming, Erik Burgan)
Zamiast próbować unikać fal, zamiast mocować się z nimi, zamiast je wyciszać, nurkujesz wprost w nie.
To jedyny bezpieczny sposób. Gdy odwracasz się tyłem i udajesz, że pływasz w spokojnym jeziorze, fala może cię zalać, pozbawić oddechu i rzucić o dno. Mocując się z falą na powierzchni, stawiając jej opór wikłasz się w walkę, której nie sposób wygrać.
Takimi falami, które ciągle zawracają nas z drogi są nasze negatywne emocje i myśli.
Zanurkować w fale znaczy w pełni doświadczać myśli i emocji, równocześnie nie przerywając ruchu do przodu. Obraz pokonywania fal w taki sposób jest metaforą gotowości doświadczania.
Nurkowania w fale
Człowiek, który unika jakiegoś rodzaju doświadczeń, stara się je osłabić lub ominąć. Używając morskiej metafory, to ktoś, kto za wszelką cenę stara się utrzymać głowę na powierzchni.
Zanurzenie się w fali może być przerażające. Tego przecież chcemy uniknąć – zalania przez niekontrolowany żywioł. Jednak tak długo póki będziemy próbować wszystko kontrolować, póki będziemy starali się mieć głowę zawsze ponad wodą – dopóty nie będziemy w stanie płynąć do przodu.
Jeżeli chcesz dopłynąć do celu musisz zanurzyć głowę – tzn. stracić kontrolę ( w każdym razie częściowo). Tylko pełne, pozbawione osłon i otwarte doświadczanie negatywnych uczuć pozwala szybko i bez blokowania się przebić przez nie.
Karen Horney, opisując ten aspekt uwagi nazwała go nieograniczoną receptywnością. Według jej słów, jest to:
…zgoda na to, by wszystko, co odbieramy w danej chwili, wniknęło w nas bez żadnego oporu z naszej strony. Nieograniczona receptywność oznacza, że jesteśmy w danej sytuacji razem z wszystkimi naszymi emocjami (Horney, Wykłady ostatnie)
Taki typ uwagi jest czymś paradoksalnym. Ludzie nie dopuszczają do siebie pewnych doznań, by skuteczniej działać i lepiej się czuć. Nie chcą by coś im dokuczało, przeszkadzało czy rozpraszało. Ale im bardziej próbują manipulować sobą, tym gorzej się czują i tym mniej są produktywni. Próba okrajania swoich doświadczeń ma efekt dokładnie odwrotny do zamierzonego.
Pragnienie uniesienia się
Pisząc poprzednie słowa rzuciłem okiem na półkę z książkami. Jest na niej książka o grzbiecie w morskim kolorze. Jej tytuł brzmi „Umysł ponad nastrojem”. Tego pragniemy: uwolnić się, wznieść ponad negatywne nastroje i złe myśli. Osiągnąć upragniony spokój i ciszę. Przestać się czegokolwiek bać i czymkolwiek przejmować. Książki i psycholodzy mówią, że jest to możliwe. Bardziej wierzymy ich wiedzy niż latom swoich doświadczeń. Zapewne kiedyś mi się wreszcie uda. Wreszcie poznam sposób na to, by tak ustawić swój umysł, aby przestał doświadczać nieprzyjemnych emocji i nieprzydatnych myśli.
I na pewno kiedyś się to uda. Każdy z nas wzniesie się ponad wszystkie nastroje, myśli i emocje. Jednak póki żyjesz, póki masz ciało, póki masz mózg z zestawem pracujących w nim struktur, póki jedną z funkcji twojego umysłu jest doznawanie całego zakresu emocji – także tych, które nie są przyjemne – jesteś poddany falowaniu.
Życie, to pływanie w falującym morzu. Oczekiwanie by żyć i równocześnie „wznieść się ponad” jest tak samo nierealne, jak oczekiwanie by morze przestało falować, gdy do niego wchodzisz.
Czasem fale są wyższe, czasem niższe. Czasem uderzają raz po raz, jak podczas sztormu, a czasem są rzadkie i leniwe, jak wtedy, gdy wieje letnia bryza.
Fale przeszkadzają, ale równocześnie są informacją, że płyniesz do przodu. Nie doświadczają ich tylko ludzie, którzy taplają się przy brzegu w osłoniętych zatoczkach. Im większe masz cele, im wyraźniejsze są twoje wartości, im więcej dla nich robisz, tym większe fale.
Możesz się ich przeląc i wrócić do zacisznej zatoczki. Możesz jednak przestać szukać spokoju. Zaakceptować fale. Przestać za wszelką cenę wyciszać się, doprowadzać swój umysł do klarowności, przestać próbować kontrolować poruszające go fale. I zamiast tego skupić się na tym, gdzie chcesz dopłynąć. Stawić czoła falom i pokonywać je, pozwalając każdej na to by cię przykryła.
Nie jest to niestety coś, co można w sobie raz na zawsze wytrenować. Trening zawsze się przydaje, ale nikt nie może w trwały sposób stać się otwarty na wszystko, co go dotyka.
Otwarcie się na to, co nas w danej chwili dotyka jest bardziej aktem niż cechą. Nie ma ludzi, którzy są całkowicie wolni od ukrywania się przed doznaniami. Są tylko osoby, które raz po raz podejmują decyzję by otwarcie doświadczyć tego, co je w danej chwili spotyka.
Ruch do przodu
Gotowość nazywana jest także akceptacją i uważnością. To doskonałe określenia, czasem jednak, niektóre osoby rozumieją je na opak.
Słowo akceptacja, kojarzy się im z rezygnacją i poddaniem się. Jest to postawa kłapouchego: Tak to już w życiu jest i nic nie zostaje jak się z tym pogodzić…
Odmianą tej samej postawy może być czekanie aż problemy miną: no dobrze teraz jest ciężką, ale kiedyś jeszcze będzie przepięknie.
Prawdziwa akceptacja jest czymś innym. Zaakceptować swój niepokój nie oznacza poddać mu się, schować się pod pierzynę i nic nie robić, bo na zewnątrz jest strasznie i trzeba przeczekać.
Zaakceptować niepokój oznacza doświadczyć go bez żadnego znieczulenia, a następnie – mimo całego lęku zrobić krok w stronę tego, co jest ważne.
Równie dobrze taką akceptację można by nazwać zwycięstwem nad negatywnymi emocjami. Ale zwycięstwo kojarzy się ze zmaganiem, tłumieniem i unikaniem uczuć. Nie chodzi ani o to by wygrać, ani o to by przegrać. Chodzi o to by nauczyć się współżyć ze wszystkim, co w nas jest a nad czym nie mamy kontroli.
Lęk, jaki czuję nie jest przeze mnie zawiniony, nie jest efektem moich grzechów czy błędów, nie mogę – póki żyję się go pozbyć, wyrzucić czy przepracować. Jest czymś nieuniknionym. Akceptacja jest zatem bardziej sztuką koegzystencji – doświadczania nieprzyjemnych rzeczy, połączonych z robieniem swojego.
Także uważność jest czasem rozumiana opatrznie. Uważność (mindfulness) jest bardzo pojemnym terminem, który obejmuje zarówno akceptację, jak i świadomość obecnej chwili. Może być jednak rozumiana jako skupianie się nad sobą i swoimi doznaniami. Być uważnym to siedzieć w kucki z zamkniętymi oczyma i myśleć tylko o swoim oddechu. Nie o coś takiego chodzi.
Ostatnio wolę używać słowa gotowość (a dokładniej gotowość doświadczania), bo wiąże się ono z aktywnością.
Kluczowym elementem gotowości jest świadomość tego, po co chcesz przejść przez tą falę. Jeżeli twoim jedynym celem jest znoszenie nieprzyjemnych doznań jesteś masochistą. Jeżeli twoim celem jest budowanie własnej doskonałości, jesteś skupionym na sobie egotykiem.
O gotowości doświadczania możesz mówić dopiero wtedy, gdy wiesz, co jest twoją wartością i podjąłeś decyzję by iść do przodu.
Gotowość doświadczania jest najskuteczniejszą strategią ruchu do przodu. Gdy jej nie masz, zamiast iść do przodu możesz tracić czas na przepracowywanie swoich doznań, ukrywanie się przed nieprzyjemnymi odczuciami – ogólnie na tworzeniu tysięcy skrytek.
Gdy decydujesz się na gotowość, po prostu opuszczasz całą tą zabawę. Mówisz: nie chodzi o to, bym był cały czas zadowolony, bym był doskonały, bym pokonywał wszystkie trudności bez zmrużenia oka. Chodzi o to by robić, to, co trzeba. Płacąc za to tyle, ile trzeba.
Nurkujesz w falach nie po to by się tym rozkoszować (choć może to być przyjemne) ale dlatego, że jest to najkrótsza i najprostsza droga na drugą stronę. Jakikolwiek inny sposób – bokiem, podskokiem, tyłem czy zwodem grodzi utonięciem albo przynajmniej wplątaniem się w dłuższą i niebezpieczną szamotaninę. Najkrótsza drogą na druga stronę, to pełne stawienie czoła. Stawienie czoła bez żadnej nadziei na to, że od tego fale się zmniejszą, staną się łagodne czy otworzy się przed nami korytarz ze ścian z morza.
Bardzo pomógł mi ten tekst. Dla mnie jest świetny!! Każdy jego fragment był interesujący i ciekawy.
Bardzo się cieszę Kasiu i dziękuję za komentarz 🙂
Do-świadczać, to dawać świadectwo swojemu istnieniu…Hmmm… Potrafisz ująć w słowa sens… Cieszę się, że bywam na tej stronie już od jakiegoś czasu… Zatrzymuje się, uczę… A najważniejsze dla mnie jest, to, że nie wywierasz presji poprzez swoje słowa. Nie odbierasz czytelnikowi jego własnej wolności. Trudna sztuka, tak w ogóle… Ciepło pozdrawiam.
Trafna uwaga Alicjo. Ja również bardzo się cieszę, że tu bywasz. Dziękuję za miłe słowa. Pozdrawiam 🙂
naprawdę. nie chwalę się ale kiedyś takie olśnienie na mnie spłynęło,że najskuteczniejszym sposobem poradzenia sobie z falą niemiłych emocji będzie odrzucenie strachu przed nimi.
dopuściłam do siebie wszystkie myśli i emocje.byłam dokładnie w ich środku. potem odczułam ulge i znalazłam się w całkiem innym miejscu. spokojniejszym , lepszym
ps.ten patent działa przy wysokich falach
Cieszę się Ewo, że to Ci się udało i cieszę się, że o tym napisałaś. To wszystko są tak naprawdę rzeczy, które znamy, ale czasem zapominamy o nich przytłoczeni zachęami do ustawicznego mocowania się.
Bardzo cenna uwaga, że to działa przy wysokich falach. Często trzeba po prostu wziąć się na siebie. Akceptacja jest potrzebna tam, gdzie nam to nie wychodzi.
Szukałam ostatnio informacji na temat uważności i cieszę się, że moje poszukiwania tu mnie przywiodły. Dotychczas nie postrzegałam uważności jako gotowości doświadczania, a jako koncentrację na tym by być tu i teraz, czy wyćwiczenie zmysłu obserwacji, dostrzegania jak najwięcej szczegółów. Bardzo mi się podoba to co napisałeś – bardzo obrazowe i trafne spostrzeżenia. Życzę sobie i innym takiej gotowości zanurkowania w falach. Takie otwarcie na doświadczanie, pełne ufności, akceptacji i wyrozumiałości dla siebie to postawa, do której ostatnio dążę. Staram się przyjmować to co osiągam, czasem z radością, śmiechem, a czasem ze smutkiem, czy bólem :-). Doświadczyłam, że akceptacja wyzwala spokój. Dziękuję za inspirujące słowa.
Dziękuje Elu za komenatrz i cieszę się, że tu trafiłaś.
Czasem, gdy potrzebujemy akceptacji, ale ta nam nie wychodzi, warto zaakceptować także to, że nie potrafimy wszystkiego zaakceptować.
Ładny roztaczasz obraz, Zbyszku. Bardzo czytelny i wyrazisty. Podobają mi się Twoje porównania. Fale jako odzwierciedlenie emocji, które nami czasem targają.
Jestem przekonany, że właśnie tędy droga: zanurzyć się.
Ale jak odebrać strach, lęk, obawy przed zanurzeniem się? Jak samemu się go pozbyć?
Kluczowym pojęciem jest tu chyba zaufanie.
A paradoksalnie ufamy zazwyczaj innym bardziej, niż sobie samym.
Dlatego też najłatwiej nam jest nauczyć się czegoś poprzez obserwację, jak inni to robią.
I podobnie: najłatwiej kogoś czegoś nauczyć, pokazując, jak się to robi.
Dlatego podobał mi się w Twoim opowiadaniu fragment o mistrzu twierdzącym, że potrafi rzekomo przejść po falach. Nieważne, czy potrafi, czy też nie. Ważne, że zamiast przechodzić, opowiada. To nie mistrz. To etatowy nauczyciel. On nie jest zainteresowany ani przejściem, ani nauczeniem przejścia. Jego interesuje tylko by mieć zawsze dostateczną ilość uczniów.
Prawdziwymi nauczycielami w Twoim opowiadaniu są ci pływacy, którzy płyną tam i spowrotem… tam i spowrotem…
Piszesz, że “mało kto chce ich naśladować”. Ale nawet najszlachetniejszy zamiar, przeprowadzenia wszystkich, nie ma najmniejszego sensu. Ci, których Ty sam przeniesiesz na własnych rękach, na tej drugiej wyspie zaczną marudzić, że jest co prawda pięknie ale zabrałeś im cel i sens życia. Teraz już nie mają za czym tęsknić.
Dziękuję Waldku. Masz we wszystkim rację.
Choć z drugiej stronu takich rzeczy trudno nauczyć się przez obserwację. Ludzie wolą ukrywać przez co przechodzą a i my wolimy tego nie dostrzegać. Zostaje eksprymentowanie na własną rękę. Próbować tak, albo inaczej. Nauczyciel może jednynie mówić: ćwicz dalej.