Jeżeli się boisz, to znaczy, że jesteś…

… do niczego?

Człowiek stara się trzymać fason, pokonuje swoje wewnętrzne przeszkody i zmusza się do tego by nie wyjść na cykora. Ale, w którymś momencie myśli:

– A może jednak jestem do niczego? Może to mój charakter, mój układ nerwowy, brak wiedzy… a może brak umiejętności, może lenistwo… ? Może to ja jestem ofiarą losu, która nigdy nie poradzi sobie z życiem?

Tym łatwiej o taki wniosek, gdy człowiek słyszy ciągle zachęty do pozytywnego myślenia.

Myśl pozytywnie

Pozytywne podejście, to rzecz sama w sobie cenna i pomocna. Jednak głównym efektem większości z rad, jakie słyszymy – także od zawodowych pomagaczy – jest poczucie winy.

Skoro to takie łatwe przestawić swoje myślenie na pozytywne tory, dlaczego ja tego nie potrafię? Skoro to takie łatwe uwierzyć w siebie, dlaczego ciągle mam wątpliwości? Skoro uczestnicząc w seminarium, czytając książkę czy biorąc udział w sesji coachingowej, czułem taki zapał, dlaczego nie potrafiłem utrzymać tego stanu?!

Często i sami pomagacze (trenerzy, psycholodzy, doradcy) są w takiej samej pułapce. Znam jedną z takich osób. Robi wszystko by ludzie w kontakcie z nim poczuli entuzjazm i zapał. Całemu światu pokazuje roześmianą, entuzjastyczną postawę. Jest jak ciągle wybuchający fajerwerk. Mało kto jednak widzi, co dzieje się z im pomiędzy kolejnymi wybuchami. Skrzętnie to ukrywa. Alkohol jakoś sobie radzie z jego deprechą. Ale konstrukcja coraz bardziej się chwieje. Ciągle jednak mocno trzyma się swoich przekonań:

– Lęk to patologia. Wątpliwości to zaraza. Nie możesz sobie na nie pozwolić. Smutek to wyrok. Nie miałbym szacunku dla siebie, gdybym sobie na to wszystko pozwolił. Lepiej by było strzelić sobie w głowę…

Czy to rzeczywiście prawda? Czy rzeczywiście tak jest?

A jeżeli jest inaczej? Jeżeli strach, wątpliwości, smutki, to normalny proces?

Pułapka

Obwinianie siebie za negatywne emocje, traktowanie ich jako sygnału, że coś z nami nie w porządku jest ogromną pułapkę. Efektem takiej postawy jest walka z cieniem. Możemy machać rękoma ile nam się podoba, ale cień zawsze nam się wymknie.

Jeżeli chcesz wyjść z pułapki w jakiej się znajdujesz, jeżeli chcesz coś zrobić, jedną z rzeczy, od której trzeba zacząć jest zmiana postawy wobec negatywnych doznań. Mówiąc żargonem psychologiczny musisz nauczyć się reinterpretować to, co obecnie wzbudza twoją niechęć: lęk, niepokój, obawy, przytłaczające cię myśli czy nawet wątpliwości pod własnym adresem.

Jedna z moich znajomych, dziewczyna o ogromnym potencjale zagrzebanym w jakiejś durnej pracy w durnej firmie, marząca od zawsze o czymś innym, po wzięciu udziału w jakimś szkoleniu, powiedziała mi:

– Jaka ja byłam do tej pory głupia nie wierząc w siebie! O, teraz na pewno taka nie będę! Nie będę taka głupia, nie dopuszczę do siebie żadnych wątpliwości!

Gdy tylko to usłyszałem, pomyślałem:

–Jest ugotowana, do końca życia nie uda jej się zrobić nic z tego, na czym jej zależy.

Mam nadzieję, że nie miałem racji. Minęło jednak ponad osiem lat i nic nie wskazuje na to, by jej sytuacja się zmieniła.

Jak twierdził Karl Gustaw Jung: Nie możemy zmienić czegoś, czego nie akceptujemy. Coś, co uważasz w sobie za głupotę i rzecz nie mającą absolutnie żadnego uzasadnienia, nie jest możliwe do zmiany.

Wszystkie nasze negatywne doznania mają głęboki sens i głębokie pozytywne znaczenie. Prawdziwie pozytywne podejście do życia nie polega na powtarzaniu sobie w kółko: czuję się świetnie, jestem pełny zapału, radości i pozytywnej energii… Jeżeli wydaje ci się, że to jest pozytywne podejście, to bardzo się mylisz.

Naprawdę pozytywne podejście polega na umiejętności znalezienia pozytywnych wartości we wszystkim czego doświadczasz. Nie chodzi o wmawianie sobie czegoś. Chodzi o umiejętność popatrzenia z szerszej perspektyw.

Dwa bieguny

Wiesz co mogę ci powiedzieć, gdy skarżysz się, że się boisz, wahasz czy masz wątpliwości?

– To wspaniale. Masz w sobie wiele energii i wiele pragnień! Żyjesz!

Każde nasze pragnienie jest jak magnes – ma dwa odpychające się końce. Na jednym biegunie jest nadzieja na zmianę, na drugim obawa przed niepowodzeniem. Im większe pragnienie, tym większa zarówno nadzieja jak i niepokój. Jeżeli chcesz całkowicie pozbyć się lęków i obaw, pozbądź się pragnień. A jeszcze lepiej, pozbądź się życia. Tylko człowiek, który nie żyje, nie odczuwa żadnych lęków. Każde negatywne doznanie, jakie czujesz, gdy spojrzysz na jego drugi biegun jest pragnieniem życia. Każda wzbudzona w tobie nadzieja, po drugiej stronie jest obawą. Jeżeli „obetniesz” swoje wątpliwości, jedyne co osiągniesz to skrócenie magnesu. Stanie się słabszy – ale nie pozbawisz go biegunowości. Tak samo jak pole magnetyczne nie może mieć jednego bieguna, twoje pragnienie nie może być tylko nadzieją i radosnym oczekiwaniem na sukces.

Jeden z japońskich terapeutów, mieszkający w Kanadzie profesor psychologii i posiadacz 7 dana w Aikido, Ishu Ishiyama, ujął to w taki sposób:

Nasze pragnienie ma dwa skrzydła, jednym jest lęk, drugim nadzieja.

Myślisz, że to takie cenne urwać sobie jedno ze skrzydeł?

Nie jesteś głupcem, dlatego, że masz wątpliwości czy obawy. Wręcz przeciwnie, jesteś osobą, która ma w sobie mocne pragnienie życia. Twój lęk, obawy i wątpliwości są, jak pisze Ishiyama:

…odbiciem silnego i zdrowego pragnienia by żyć w pełni i w dobrym zdrowiu, oraz podążać za szczęściem, znaczeniem, sukcesem i osiągnięciami. Bez tych ludzkich pragnień, nie ma lęku.

Lęk i nadzieja są jak dwie strony tej samej monety. Jedno nie może istnieć bez drugiego. Za każdą obawą czy strachem jest pragnienie. Za lękiem przed śmiercią możemy znaleźć uporczywa pragnienie życia. Ponieważ pragniemy społecznej akceptacji i sukcesu, doświadczamy również obaw przed społecznym odrzuceniem oraz błędami. Zaprzeczanie lękowi, oznacza zaprzeczanie korespondującemu z nim pragnieniu.

Drugą stroną twoich lęków i obaw jest twoja chęć życia, sukcesów, wolności i radości. Dlaczego tak trudno zwalczyć twoje lęki, wątpliwości i obawy? Dlatego, że tak mocne są twoje pragnienia.

Jak silne jest twoje pragnienie pełni życia? Jak mocno chcesz osiągnąć sukces, szczęście, zadowolenie? Jak mocno chcesz iść do przodu? Najlepszą wskazówką jest siła twoich obaw. Jeżeli nie masz żadnych obaw, jeżeli nie nachodzą cię nigdy żadne wątpliwości, jeżeli zawsze jesteś spoko, luz i pełen relaks… nie masz w sobie silnego pragnienia życia. Niewiele osiągniesz.

Następnym razem, gdy poczujesz lęk i obawy, nie odwracaj od nich oczu. Powiedz sobie:

–  Zobaczmy, jak mocne jest moje pragnienie życia! Zobaczmy, jak wiele we mnie paliwa by iść do przodu…

Zaakceptuj lęk, ale nie zatrzymuj uwagi tylko na nim. Popatrz na to, czego pragniesz:

– Pragnę dobrze wypaść przed ludźmi.

– Zależy mi na tym, by zapewnić rodzinie dobre życie.

– Pragnę wolnego, aktywnego życia.

– Chcę przekonać ludzi do tego co uważam za słuszne.

Jeżeli twój lęk jest mocny, możesz się tylko cieszyć. Twoje pragnienie życia jest ponad-przeciętne. Jesteś cenną osobą, jedną z tych, które mogą zmieniać świat. Nie ma powodu byś się wstydził przed sobą swojego lęku. Nie ma powodów byś udawał, że go nie ma. Nie ma powodów byś z nim walczył.

Próba pozbycia się lęków i obaw to próba autokastracji. Gdy ci się to uda, będziesz miał spokojne życie. Spoko… Tylko, czy naprawdę o coś takiego ci chodzi? O bycie wysoko śpiewającym kastratem?

Wykorzystać do swoich celów

Brian Ogawa (również profesor psychologii pochodzący z Japonii), pisze:

Jako nauczyciel akademicki, słyszę od wielu studentów, na tydzień przed terminem egzaminów błagania o wyjawienie kilku z pytań testowych by ulżyć nacisk ich lęku. Mówię wówczas studentom by docenili swój lęk, ponieważ jest on sprzymierzeńcem w ich celu, jakim jest nauka. Powinni wykorzystać lęk do wzmocnienia koncentracji na nauce. Z drugiej strony są beztroscy studenci, którzy nie czują stresu, bo nie zależy im szczególnie na wyniku egzaminu. Ci studenci nie mają przewagi jaką daje lęk. Obawa daje impet by uniknąć niewidzialnych zagrożeń i większość z nas, nigdy nie zrobiłaby bez niej niczego.

Użyć jako kompasu

Czasem ludzie się skarżą, że brakuje im energii.

– Gdy startowaliśmy, to był power! Pracowaliśmy dniami i nocami, robota paliła nam się w dłoniach! A teraz, wszystko zrobiło się jakieś płaskie… Czy to starość?

Powód jest prosty. Dziś jesteście pewni swoich utartych sposobów działania i swojego miejsca na rynku. Nie macie się czego obawiać. Nie czujecie drodze żadnych oporów.  To co czujesz, to nie jest starość. By znowu stać się młodym, wystarczy znaleźć coś, czego się boisz. Jeżeli chcesz znowu poczuć energię, przestań robić tylko to, czego się nie obawiasz.

Strach, lub jak nazywa go pisarz Steven Pressfield w książce „The war of art”, Opór jest wskazówką tego, gdzie jest twoja energia. Pressfield pisze:

Każdy z nas ma dwa życia. To, którym żyjemy i nieprzeżywane życie wewnątrz nas. Pomiędzy nimi jest Opór.

Jak namagnetyzowana igła, unosząca się na powierzchni oleju, Opór niezawodnie wskazuje prawdziwą Północ – kierując się na to działanie, przed którym najbardziej chce nas powstrzymać.

Możemy go używać jako busoli. Możemy nawigować za pomocą Oporu, pozwalając by prowadził nas do tego powołania czy działania, za którym musimy pójść w pierwszej kolejności.

Praktyczna zasada: im ważniejsze w ocenie naszej duszy wyzwanie czy działanie, tym więcej oporu będziemy czuć podążając za nim.

Inaczej mówiąc: im bardziej nie chcesz czegoś zrobić, im większy masz wewnątrz opór i lęk, im więcej w tobie wymówek, chęci odpuszczenia sobie, tym większe prawdopodobieństwo, że stoisz właśnie przed tym, co powinieneś zrobić.

– Nie chce mi się jak cholera tego robić, boję się tego, mam tysiące wątpliwości i oporów: To znaczy, że stoję właśnie przed tym, co dla mnie ważne. Nie dawaj sobie spokoju.

Ale czy ja rzeczywiście się do tego nadaję? Czy sobie poradzę? Czy mogę coś zmienić?

Pressfield pisze:

Wątpliwości mogą być sprzymierzeńcem. To dlatego, że służą jako wskaźniki aspiracji. Odzwierciedlają miłość, miłość do robienia tego, o czym śnimy i pragnienie, pragnienie zrobienia tego. Jeżeli łapiesz się na zadawaniu sobie pytań (i swoim przyjaciołom) „Czy ja naprawdę jestem pisarzem? Czy ja naprawdę jestem artystą” są duże szanse, że nim jesteś. Fałszywy innowator jest wściekle pewny siebie. Prawdziwy jest śmiertelnie przerażony.

Twój strach jest sygnałem miłości. Twoje wątpliwości są sygnałem wielkości. Musisz iść dokładnie w tą stronę, z której wieje najmocniejszy wiatr.

Jeżeli się boisz, to znaczy, że jesteś prawdziwy.

23 komentarze

  1. Wile osób komentowało twoje artykuły Zbyszku, tekstem „artykuły są jak na zamówienie”, ja teraz z pełną śmiałością mogę powiedzieć że tym razem ja zamawiałem. Szczególnie co trafia w same centrum moich niejasności jest taka jedna ważna myśl, (która może się stać przekonaniem i chyba powinna): jeżeli ustaliłeś coś co powinno być zrobione/coś co jest ważne dla ciebie to pomimo oporu idź w tą stronę

    • Cieszę się Sebastianie i dziękuję.
      „jeżeli ustaliłeś coś co powinno być zrobione/coś co jest ważne dla ciebie to pomimo oporu idź w tą stronę”. Dokładnie o to chodzi 🙂

  2. To piękne, że to czego się najbardziej boje może być tym co powinnam zrobić, ale tak ciężko ten strach pokonać i działać mimo strachu…

    • Oj tak, nie ma drugiej takiej ciężkiej rzeczy… Sam o tym wiem. Ale w moim przypadku jakoś mi lżej, gdy wiem, że nie będzie łatwiej. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam 🙂

    • Jest taka zasada w duchowości Ignacjańskiej: agere contra [łac., ‘działać przeciw’], zasada ascetyczna sformułowana przez świętego Ignacego Loyolę, wg której przeszkody utrudniające realizację Ewangelii, należy usuwać podejmując przeciwstawną decyzję;
      Ale tak samo widzę, że to odnosi się do życia, strachu, lęku. Że właśnie tam gdzie największy trud i dyskomfort, tam gdzie za bardzo nie chcielibyśmy się 'zapuszczać’, tam często ukryty jest nas rozwój i jakiś przełom.

  3. Okrylam Pana bloga,tak calkiem przypadkowo.
    Siedzac w pracy,i myslac co by tu zrobic zeby nic nie zrobic.Jestem polska studentka,ktora studjuje w Niemczech.
    Siedze na tych praktykach i musze organizowac meetingi,pisac protokoly.Latwo nie jest,bo czasmi musze pytac,po dwa trzy razy,az wkoncu zrozumiem co oni odemnie chca.
    Przecztylam pana artykul o strachu. No dzisiaj postawilam mrowczy krok,poszlam znowu do pana inzyniera ktory mi poraz setny cos musial tlumaczyc,czulam lek przed tym,ale intuicyjnie wiedzialam ze,musze isc sie znowu spytac. Ze musze to zrobic,dlatego za kazdym razem wymyslam powody,zeby tego nie zrobic ( a to on teraz nie ma czasu,a to wszyscy beda slyszeli ze sie znowu pytam),ale wiedzialam ze jak sie nie zbiore i nie spytam,to bede tak tkwila w tym punkcie w ktorym jestem.
    Pana artykul pomogl.Dzsiaj poszlam i sie spytalam,zrozumialam powlowe,teraz sie czaje zeby sie spytac o druga polowe.Powoli,jak to sie mowi odrazu Rzymu nie zbudowano.
    Pozdrawiam Kasia

  4. Zbyszku,
    z calego serca dziekuje ze kolejny tekst, ktory (po raz kolejny) okazal sie bardzo adekwatny!
    Przy cytacie pana Pressfilda rozesmialam sie, bo… moi bliscy znajomi (plus mama) przchodza rownolegle ze mna przez litanie pytan: „czy jestem madra? a intelignentna? a to co pisze jest dobre? ale inteligentnie napisane?” itd.
    Pisanie doktoratu to duza odpowiedzialnsc, ale pisanie go na dodatek w jezyku obcym, to niekonczace sie pytania, przejmowanie i bezsenne nce watpliwosci. Ale i przy okazji frajda w komponowaniu zdan, wymyslaniu slow i koncepcji.
    Po calkiem sporym kryzsysie nie tylko tworczym i intelektualnym zaczelam pracowac nad soba i pisaniem (bo niewiedziec czemu idzie to w parze), zaczelam zastanawiac sie nad tym co realnie dzieje sie we mnie i z czego to wynika.
    Dziekuje Tobie za to, ze Twoje przemyslenia i uwagi towarzysza w moim stawaniu sie.
    Pozdrawiam wieczornie.

  5. Nie bardzo zgadzam się z tym tekstem. Wychodzi z niego, że im ktoś bardziej się boi, tym jest lepiej. A to nie tak, bo są również i neurotycy, którzy się permanentnie boją i raczej im to nie pomaga w życiu. No chyba, że mówimy o zdrowych ludziach, których lęk jest, że tak powiem „w granicach rozsądku”.

    • Owszem neurotycy tak mają, ale mają też tak ludzie twórczy, którzy robią rzeczy na którym ich zależy. Poza tym, konie z rzędem temu kto potrafi odróżnić neurotyka od twórcy.
      Jeżeli boisz się w „w granicach” rozsądku, to będziesz prowadzić życie „w granicach rozsądku”. To osobisty wybór każdego z nas. Ja zazwyczaj wybieram życie „poza granicami rozsądku”. Jest mi w nich zdecydowanie zbyt ciasno i duszno.
      Dziękuję Olu za komentarz i serdecznie pozdrawiam 🙂

    • No właśnie.. ten komentarz mnie zaintrygował.. co jeśli strach jest tak duży, że nie pozwala na realizację wyznaczonych zadań i celów.. Załóżmy ja i moja koleżanka występujemy na scenie. Ja robię to z panicznym strachem, który wręcz paraliżuje mnie od wewnątrz, wychodzę na scenę, ale czuję że nie jestem sobą. Przed wyjściem na scenę w mojej głowie kotłuje się milion myśli, ona jest spokojna. Odczuwa lekką tremę i strach, że coś się nie powiedzie, ale jest to strach mobilizujący, a nie paraliżujący cię od stóp do głów. Ona odbiera występ jako przyjemność, cieszy się z niego, jest szczęśliwa! a ja? ja modlę się tylko o to żeby koszmar się skończył, żebym mogla zamknąć się w czterech ścianach, wziąć gitarę i śpiewać do lustra, chociaż nie to jest szczytem moich marzeń. Chciałabym nauczyć się czerpać radość z tego co robię, a nie tylko paniczny strach, który o dziwo nie przechodzi z wiekiem…
      To tylko jeden z banalnych przykładów w moim życiu i moje pytanie, jak zatem mam kontrolować ten strach? jak mam znaleźć granicę pomiędzy tymi dwoma rodzajami strachu? Moim zdaniem człowiek, który się wiecznie boi, nigdy nie osiągnie sukcesu, a nawet jak go osiągnie nigdy nie będzie z niego zadowolony, w przeciwieństwie do osób, które mimo, że zostaną na pierwszym schodku kariery będą czerpały z tego niesamowitą radość…

  6. Niestety! zaprzestajemy jakichkolwiek działań w momencie, gdy na horyzoncie nie pojawi się pozytywny efekt, a gdy za wykonaną pracę nasza gratyfikacja miała by być przesunięta w czasie, to bardzo szybko rezygnujemy. W ogóle nie podejmujemy żadnego ryzyka, i nie pokusimy się podjąć żadnych wysiłków, by nie ponieść klęski i w oczach innych nie wyjść na głupka. Nie dawno słyszałem fajne powiedzenie doskonale pasujące do tego tematu, oto one > ,, Istnieje wiele sposobów, by nie ulec pokusie, lecz najpewniejszy to tchórzostwo”

  7. Bardzo interesujący punkt widzenia. Jak dotąd częściej spotykałam się z teorią, że człowiek wie i czuje „w kościach” co dla niego dobre. U mnie oznacza to zazwyczaj wybieranie tego co najwygodniejsze 🙂 Może więc jednak podejście „idź w stronę tego, co stawia Ci opór „(chociażby poprzez lęk), jest bardziej konstruktywne.

  8. Odkąd zaczęłam samodzielnie, świadomie myśleć, od tego czasu jestem jak sparaliżowana. Zbyszku zaczytuję się w Twoje teksty, niektóre dają mi niesamowicie do myślenia, ale marazm w jakim tkwię jest nieprawdopodobnie silny. Wiem, że jest pełno osób które tak myślą i czują.
    A..długo by. To kolejna rzecz, zanika mi potrzeba mówienia, dyskutowania wyrażania swojego zdania. Podświadomość przedziera mi się przez zwoje, krzyczy, że chce się wygadać, ale szybko to gaszę, „po co..”.
    I dalej tkwię w miejscu.
    Najgorsza jest ta niewiadoma w głowie, „jest mi tak straszliwie źle, dzień w dzień płaczę, wyję… dlaczego nie wiem z jakiego powodu?! Dlaczego tak bardzo nic z tym nie robię?!”. I tak, boję się jak cholera.
    Mam 26 lat, mieszkam sama w Warszawie, utrzymuję się sama, i jest mi najgorzej na świecie.

    I znowu myśli, po co ja to piszę, skoro to nic nie wnosi, to zaledwie 0,5% tego co chciałabym napisać.
    Bez sensu.

  9. Wstalam rano pewna obaw, strachu i wizji tego co moglo by sie pojsc nie Tak , cala pewnosc siebie odeszla i zadalam sobie pytanie co mam zrobic zeby zniszczyc ten starch ….w porze lunchu pomyslalam, Ze zle za zadaje to pytanie wiec zadalam kolejne … Jak Mam dodac sobie odwagi … Co zrobic zeby podskoczyc z radosci wieczorem do gory I uwierzyc Ze Moge , bez wzgledu na wiatr – to jednak Moge !!! I wpadl mi w rece Pana artykul !!! Dziekuje z calego serca !!! P.s podskoczylam 😆💃

  10. Zawsze marzyłam żeby zrobić sobie prawo jazdy na motocykl i poczuć ten wiatr we włosach nie tylko jako pasażer 😉 kiedy w końcu zaczęłam realizować moje marzenie mimo strachu zaznaczam, (bo ciągle bałam się jak sobie poradzę w ruchu ulicznym) zaczęłam kurs prawa jazdy. Mieszkam za granica, kurs robiłam w Pl i 2 dni przed egzaminem miałam wypadek podczas jazdy po mieście i naprawdę wielkie szczęście że chodzę, ze w ogóle żyje… Leżałam plackiem 2 mies z połamanym kręgosłupem, miednica, zebrami, straciłam śledzionę, i parę innych „usterek”,naprawdę lekarze powiedzieli mi, ze miałam szczęście 🙂 z moim pozytywnym nastawieniem do życia w tym czasie szybko doszłam do siebie fizycznie ale psychicznie wciąż mimo, że minęły prawie 3 lata mam do siebie pretensje ze to spaprałam, że się nie udało…i wciąż adrenalina i tęsknota we mnie się wytwarza gdy widzę przejeżdżający obok motocykl…achhh…:))) mój mąż, moja rodzina nawet nie chcą słyszeć, że chce spróbować raz jeszcze, to zrozumiałe boja się o mnie, przez to i ja mam obawy czy powrót do tego to słuszna droga czy raczej głupota? czasem myślę, OK odpuszczam po co mi to w sumie, mam małe dziecko etc… to byłoby nieodpowiedzialne i głupie z mojej strony ale zawsze serce wali jak szalone na warkot silnika dwuślada 😀 ktoś kiedyś powiedział mi „Bójmy się i róbmy” i takie motto zawsze mi towarzyszy ale czy tym razem powinnam znów zaryzykować czy potraktować to co się wydarzyło jako znak, ostrzeżenie? Czy naprawdę zawsze należy robić to czego się obawiamy? Piekny artykuł. pozdrawiam

Skomentuj SebastianAnuluj odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *