Ach, gdybym zaczął uczyć się programowania rok temu! Gdybym zaczął pisać wtedy, gdy miałem na to taką ochotę! Ach gdybym zaczął się solidnie przykładać do nawiązywania relacji z klientami… Byłbym dziś w zupełnie innym miejsu, dysponowałbym zupełnie innymi możliwościami, moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej!
Wersja audio tego tekstu: [audio: https://s3-eu-west-1.amazonaws.com/ewewgeneral/29sie2014.mp3]
To prawda. Gdybyś kiedyś zrobił coś dla swojego przyszłego ja, dziś byłbyś innym człowiekiem.
Jutro staje się dzisiaj znacznie szybciej niż byśmy chcieli. Wydaje nam się, że tyle zrobimy, tyle stworzymy, tyle zmian wprowadzimy, tyle możliwości zyskamy… A tu, ni stąd ni zowąd, czas mija a my jesteśmy w tym samych miejscu. W tym samych cholernym więzieniu.
Jeżeli jest cokolwiek, czego żałujesz, jeżeli kiedykolwiek miałeś ochotę powiedzieć sobie: gdybym wtedy… potraktuj to jak lekcję. Co było, to było, dziś jest nowy dzień. Nie jest za późno.
Zacznij to, co tak długo odkładałeś. Nawet, jeżeli będzie się to wiązało z kosztami, wyrzeczeniem czy pokonywaniem oporu. Pomyśl, że twoje przyszłe ja – to kim będziesz za te kilka miesięcy czy lat, zależy w największym stopniu od twoich dzisiejszych wyrzeczeń.
Nie oszukuj się. Nie mów Jeszcze mam czas, na pewno się tym zajmę. Nie mów sobie Dziś nie jest najlepsza chwila, zrobię to, jak poczuję się lepiej. Jeżeli dziś nie zaczniesz czegoś robić, za poł roku wcale nie będziesz miał więcej czasu, wcale nie będziesz silniejszy, bardziej sprawny, wcale nie będziesz mieć więcej szczęścia, wcale nie będzie ci się bardziej chciało niż teraz.
Jeżeli jednak dziś zaczniesz realizować swoje pomysły, na pewno znajdziesz się w innym miejscu.
Co zrobię z energią, jaką mam po wakacjach?
Kończą się wakacje, wielu z nas wraca do codzienności z nową porcją energii. Pytanie czy znowu ją uwięzimy w codziennym bieganiu w kółko i gaszeniu pożarów?
Czy znowu będę się łudzić, że lada dzień się za to zabiorę? Że tym razem na pewno coś zrobię? Czy znowu będę liczyć na to, że pewnego poniedziałkowego poranka obudzę się jakiś odmieniony? Z większą motywacją i energią? Z większą siłą, z większą ilością wolnego czasu?
To, w jakim miejscu będziesz przed następnymi wakacjami i jakimi będziesz dysponować możliwościami zależy od tego, co zrobisz dziś.
Jeżeli dziś będziesz czekać, bardzo prawdopodobne, że za rok, ciągle będziesz czekać. Będziesz tą samą osobą, którą jesteś dzisiaj, być może jednak w znacznie gorszej sytuacji, bo kto wie, czy to, co umiesz dziś wystarczy za rok? Wszystko tak szybko się zmienia – to truizm, ale ten truizm dotyczy także tego czego ludzie od ciebie potrzebują.
Jeżeli dziś zaczniesz działać, jeżeli przestaniesz odwlekać, do kolejnych wakacji masz dość czasy by zyskać możliwości, które wydają ci się dziś prawie niedostępne.
Nasza rzeczywistość jest straszna
Dzisiejsze życie potrafi dać w kość. Gdy parę dni temu na Facebooku dałem notatkę pt. Strach, jej popularność przebiła wszystkie inne notatki jakieś dwadzieścia razy. Kilkadziesiąt osób podawało ją dalej i udostępniało na swoich profilach.
Kto się dziś nie boi?
Kto się nie boi tego, że straci pracę, że nie da sobie rady, że okaże się nikomu niepotrzebny, że nie odnajdzie się w nowej rzeczywistości?
Żyjemy w czasach, gdy ktoś ustawicznie wyrywa nam dywan spod nóg. Może to i fajne, że mamy internet, smarfony i facebooka, ale wielu z nas oddałoby to wszystko bez wahania, byle tylko wrócić do starych, przewidywalnych (co z tego, że nieco nudnych) czasów.
Mój znajomy, którego nigdy bym nie posądzał o takie myśli, energiczny człowiek, mówi mi:
– Wiesz, parę razy już się zastanawiałem czy nie dać sobie z tym wszystkim spokoju.
– Z czym?
– Z życiem…
Przerażająca jest ilość samobójstw. Zajmująca się nimi profesor socjologii Maria Jarosz wyliczyła, że w ciągu ostatnich 60 lat liczba samobójstw wzrosła o 400%. I rośnie coraz szybciej. Z roku na rok o jakieś 30%.
To straszne, ale skuteczne samobójstwa to tylko czubek góry lodowej. Ile jest takich osób, jak mój znajomy, na pierwszy rzut oka pewnych siebie i optymistycznych, które żyją w cichej desperacji? Które walczą z pokusą by się poddać?
U innego znajomego (tu trochę bym przypuszczał z racji rozwodu i beznadziejnej pracy) zdiagnozowano depresję wiążącą się z myślami samobójczymi.
Rozmawiając o nim usłyszałem:
– Tłumaczyłem mu, że depresja to choroba, jak grypa.
Tak, depresja to choroba. Ale jak grypa?! Idę sobie ulicą, ktoś zakaszle i dwa dni później budzę się bez chęci do życia? Firmy farmaceutyczne mają perfekcyjny PR. Bo przecież wystarczy wziąć leki i sprawa załatwiona. No to może chodźmy od razu do apteki?
Socjolog, profesor Maria Jarosz mówi, że najwięcej samobójstw popełniają ludzie bezrobotni, z małych miast i miasteczek. Mówi:
Kiedy jedyny w mieście zakład pracy upada, ludzie nawet nie są w stanie sobie wyobrazić, co będzie. Nie widzą perspektyw. W dużym mieście w przypadku utraty pracy człowiek jednak zakłada, że jakoś sobie poradzi, że gdzieś tę pracę znajdzie.
To, czy chce ci się żyć, zależy od tego ile przed sobą widzisz możliwości. Zapewne nie tylko od tego, ale gdy nie widzisz dla siebie szans, gdy czujesz, że nie rozumiesz tego, co się wokół ciebie dzieje, gdy nie możesz znaleźć swojego miejsca, czujesz się, powiedzmy, nie za bardzo (bardzo nie za bardzo).
Profesor Jarosz, podpierając się wynikami badań socjologicznych, wyśmiewa brednie psychiatrów o jakieś „woli śmierci”. Jedyne co wyróżnia ludzi, którzy się poddają, jest poczucie, że życie ich przerosło i że nie mają szans sobie z nim poradzić.
Nie chciałbym być źle zrozumiany. Jeżeli ktoś czuje depresję, jeżeli nie może się podnieść rano z łóżka, powinien poszukać fachowej pomocy, być może, jeżeli specjalista zaleci, przyjmować leki.
Ale w przypadku większości z nas, dajmy sobie spokój z psychiatrami i dziwacznymi teoriami. Oprócz „woli śmierci” słyszałem jeszcze kilka innych, bzdur. W pewnej małej miejscowości usłyszałem, że to „z samolotów rozpylają zarazki i ludzie od nich mają depresję”. W Krakowie usłyszałem, że to wszystko przez to, że „do wody dodają trutki na szczury” (a wodociągi akurat zachęcają do picia wodę z kranu bez przegotowania). Od pewnej pani z Warszawy, specjalistki od rozwoju osobistego usłyszałem, że to „konserwanty i fast foody wywołują depresję” (zapewne gdyby nie McDonaldsy i batoniki nadziewane, wszyscy pełni radości).
Przyczyną dołów jest to o czym mówi wspomniana pani profesor: zaczynamy się gubić we współczesnym świecie, przestajemy go rozumieć, coraz częściej brakuje nam umiejętności by sobie z nim poradzić. Nie dotyczy to jedynie ludzi z małych miasteczek o wielkim bezrobociu (choć tam jest to szczególnie bolesne).
Każdy z nas żyje w tym samym, szybko zmieniającym się świecie. Gdybyśmy uważnie patrzyli, każdego ranka, po obudzeniu, dostrzeglibyśmy, że świat troszeczkę nam uciekł. Jeżeli pozostaniemy w bezruchu, to za kilka miesięcy czy lat znajdziemy się w próżni. Jeżeli tego nie chcemy, my również musimy się poruszać. Przynajmniej tak samo szybko jak świat (a najlepiej szybciej niż on, by móc na niego chwilę poczekać).
Ujmując to inaczej: szczepionką na doły jest rozwój (niech już będzie, że to coś w rodzaju grypy).
Nie ryzykuj…
…że któregoś dnia wstaniesz i nie będziesz mieć żadnych perspektyw. Nie ryzykuj, że któregoś dnia nagle okaże się, że twoje obecne możliwości to za mało. Nie ryzykuj, że to, co potrafisz stanie się nikomu niepotrzebne.
Gdy zaczniesz wpadać w doły będziesz mieć zbyt mało czasu na to by czegoś nowego się nauczyć i zmienić swoje możliwości.
To naprawdę najważniejsza rzecz, którą mogę dziś powiedzieć: [highlight]rozwijaj się ciągle, nawet wtedy, gdy masz doskonałą pracę i twoja sytuacja wydaje się super stabilna.[/highlight]Jeżeli zaniedbasz mycia zębów, najwyżej pójdziesz do dentysty, będzie boleć ale jakoś przeżyjesz. Jeżeli zaniedbasz poszerzanie swoich możliwości – może być naprawdę krucho.
Właśnie wtedy, gdy jest znośnie inwestuj w siebie i swoje projekty. Ucz się, próbuj, zakładaj na boku firmy, nawiązuj kontakty.
Nie wierz w bzdury (w które ja też kiedyś wierzyłem), że człowiek przyciśnięty do ściany potrafi wykrzesać z siebie nadludzką siłę. Może i niektórzy potrafią, ale większość z nas, przyciśnięta do ściany łapie tą cholerną „grypę”. Tyle tylko, że to nie jest żadna grypa. To efekt zbyt długiego dryfowania poprzez życie bez słuchania swoich potrzeb, bez robienia czegoś dla swojej przyszłości. Bez obserwowania tego, jak świat się zmienia i bez dostosowywania się do tych zmian.
Zacznij się rozwijać, póki możesz. Poszerzaj swoje możliwości, póki jest na to szansa.
Czy każdy może się rozwijać? Czy każdy ma w sobie dość rozumu by nauczyć się rzeczy potrzebnych w dzisiejszym świecie? Nie wiem.
Jestem jednak całkowicie pewny jednej sprawy: jeżeli czytasz te słowa, masz wszystkie możliwości jakie są potrzebne, by robić wszystko o czym tylko zamarzysz (no może oprócz uprawiania niektórych sportów i lotów w kosmos). Czy nie jestem za stary? Nie, nie jesteś. Nie jestem za młody? Nie. Czy nie mam zbyt niskiej inteligencji. Nie. Czy to nie problem, że mieszkam, tu gdzie mieszkam? Nie!
Przestań szukać wymówek. Zacznij się rozwijać!
Zrób coś dla swojego przyszłego ja!
Pozwól sobie być w przyszłości tą osobą, która właśnie, że ma perspektywy! Właśnie, że ma możliwości! Właśnie, że radzi sobie z dzisiejszymi czasami! Właśnie, że sobie radzi.
I nie dlatego, że złapała pracę w firmie, która nigdy nie upadnie, nigdy nie przeprowadzi redukcji i nigdy się nie znudzi starymi pracownikami, ale dlatego, że potrafi się rozwijać i dostosowywać.
Czym naprawdę jest rozwój?
Rozwój to nie jest jednak czytanie od czasu do czasu takich blogów jak ten czy słuchanie mądrali, którzy mówią o nadludzkim potencjale, kwarkach i usłużnych dżinach przyciągających marzenia. Cała branża „rozwoju osobistego” ma na sumieniu przynajmniej kilka poważnych depresji. Jej grzechem jest to, że daje złudne poczucie rozwoju, a tak naprawdę obdarza jedynie mijającymi jak letnie upały emocjami. Emocje pojawiają się i znikają, a człowiek zostaje w tym samym miejscu.
– Ale był czad na tym szkoleniu! Tak, a teraz wrócimy do domu i będziemy znowu robić to samo. Za rok znowu pojedziemy się rozerwać. Znowu będzie fajnie. Bycie konsumentem motywujących kawałków się nie liczy.
Nie liczy się:
- Czytanie motywujących książek
- Oglądanie motywujących filmów
- Czytanie mniej czy bardziej mądrych blogów (także tego)
- Rozmawianie z mądrymi ludźmi
- Słuchanie relaksującej muzyki
- Medytowanie
- Dbanie o dietę
- Energetyzowanie się za pomocą czakramów
- Ćwiczenie jogi
- Picie herbatek oczyszczających
- Masz coś jeszcze?…
Owszem, to wszystko może być pomocne. Ale to wszystko nie jest rozwojem.
Rozwój polega na poszerzaniu swoich możliwości. Rozwinąłeś się, jeżeli potrafisz dziś zrobić kilka rzeczy więcej niż byłeś w stanie zrobić wczoraj. Podręcznik JavaScript dla opornych ma więcej wspólnego z rozwojem osobistym niż Pełna moc w tobie. Oczywiście sam podręcznik nic nie zmienia. Zmieniasz ty, siedzący regularnie nad nim i próbujący zastosować nową wiedzę.
Rozwój to nie są fanfary i buzowanie się jakąś mocą, czy energią wewnętrzną, ani niczym w tym rodzaju. Rozwój to regularna, codzienna praca nad sobą – swoimi umiejętnościami i możliwościami. Ci, którzy takiej pracy się nie oddają, nie zdają sobie nawet sprawy, jak wiele można się nauczyć w ciągu roku regularnego, intensywnego i niekoniecznie długiego wysiłku.
Mały przykład. Jakieś trzy miesiące temu odkryłem, że mam nawyk, gdy się zmęczę, czytania wiadomości. Już nie mam siły pracować, no to chwila regeneracji, zapełnijmy umysł czymś innym. Najczęściej tym „czymś innym” okazywała się polityka. Nie chodziło o czas, chwila zmiany przedmiotu myślenia jest mi potrzebna, chodziło o to, że po takiej krótkiej sesji czułem się jakby mi ktoś wysypał mi na głowę kubeł śmieci. Postanowiłem coś zmienić. Dlaczego by nie uczyć się w tych przerwach programowania? W ciągu trzech miesięcy startując niemal od zera skończyłem kilka kursów (JavaScript, PHP, jQuery, HTML & CSS, w tym momencie zaczynam zgłębiać robienie pluginów do wodpressa). Ciągle jestem początkującym, bo nie poświęcam na to więcej niż kilkanaście minut dziennie, nie chodzi mi jednak o zmianę zawodu, ale o to by lepiej rozumieć świat. A języki programowania, to współczesna łacina, trudno coś zrozumieć bez podstawowej ich znajomości .
Kim chciałbyś być?
Na jednej ze stron, z których korzystam podczas nauki (codecademy.com) znalazłem naprawdę inspirującą historię. Liz Beigle-Bryant — 55 lat, brak studiów wyższych. W listopadzie 2012 została zwolniona ze stanowiska urzędniczki i poradzono jej by starała się o niskopłatną pracę recepcjonistki. Liz jednak postanowiła coś zmienić. Nie mając pieniędzy na drogie szkolenia zaczęła korzystać z bezpłatnych kursów na codecademy.com. Po kilku miesiącach solidnej nauki (mimo zdiagnozowanego wcześniej ADD i wieku), dzięki nowym umiejętnościom dostała nową pracę i zaczęła nową karierę.
Chciałbyś być informatykiem? Projektantem? Pisarzem? Biznesmenem? Kucharzem? Grafikiem…
Zacznij się uczyć.
Niektórzy będą cię zniechęcać mówiąc, że jesteś za stary. Nie wierz w to.
Niektórzy będą ci chcieli sprzedać kilka lat studiów i zestaw dyplomów. Nie trać na to czasu. Przejrzyj ogłoszenia. Wszyscy chcą zobaczyć porfolio, nieliczni dyplomy. Jeżeli jesteś w czymś dobry, nie potrzebujesz dyplomu. A studia jeżeli czegokolwiek uczą to w sposób tak nieefektywny, że mogą sobie na nie pozwolić tylko ludzie, bardzo młodzi, którzy absolutnie nie mają pomysłu co zrobić z czasem (żebym nie został źle zrozumiany: dla młodych ludzi studiowanie jest cenne, choćby ze względów towarzyskich, nigdzie indziej człowiek nie nawiązuje takich cennych relacji z ludźmi).
Jak się rozwijać? Moja propozycja
Początek jest najtrudniejszy.
Wiele zależy od pierwszych dni.
Jeżeli dobrze rozpoczniesz, reszta poleci rozpędem. Oczywiście, gdzieś tam po drodze przyjdzie kryzys (a nawet parę kryzysów) ale to nic w porównaniu z wiecznym odkładaniem.
Jeszcze gorzej jeżeli parę razu próbowałeś i ci się nie udało. Porażki zbudowały w tobie nawyk odpuszczania, poddawania się po kilku wysiłkach. Twój nieświadomy umysł, dobrze wie, że długo to nie potrwa. Tylko czeka na pretekst by sobie odpuścić.
Skoro początki są takie trudne, jak zacząć?
Dołączyć do mnie. 8 września 2014 rusza po raz kolejny program „Działaj Teraz” i tym razem będzie skoncentrowany na uczeniu się nowych rzeczy i poszerzaniu swoich możliwości.
Oczywiście, ciągle będziemy wspólnie realizować projekty. Nie ma nic gorszego jak nauka w próżni. Najszybciej rozwijają się ludzie, którzy potrzebują nowych umiejętności do konkretnych celów (sam nauczyłem się składania książek za pomocą InDesigna w ciągu trzech dni, bo bardzo chciałem sam złożyć książkę). Trik polega na tym by nowe umiejętności uczynić potrzebnymi, rozpoczynając odpowiedni projekt – pomogę ci zatem nie tylko zbudować nawyk rozwijania się, ale także zaplanować konkretne przedsięwzięcie.
Udział w tym programie będzie dla ciebie cenny także wtedy, gdy zupełnie nie masz pomysłu za co się zabrać. Potrzebujesz swojej szczepionki, czujesz że zbyt długo zaniedbywałeś siebie i swoje potrzeby, że nie chcesz obudzić się dokładnie w tym samym miejscu, nie masz jednak za bardzo pomysłu w jaką iść stronę.
Rozwiązanie jest proste: zaplanuj i przeprowadź eksperyment, dzięki któremu przekonasz się na własnej skórze jaki kierunek rozwoju jest dla ciebie najlepsze. Pomogę ci w tym.
Mam nadzieję, że zechcesz dołączyć do tego programu (po informacje zajrzyj proszę na tą stronę), a jeżeli nie, że mimo wszystko zaczniesz uczyć się we wrześniu czegoś nowego. Trzymam kciuki i zapraszam na stronę z ofertą. Jeżeli masz jakieś pytania, z chęcią na nie odpowiem.
[button color=”#00C900″ link=”http://www.energiawewnetrzna.pl/dzialaj-wrzesien-2014/”] Naciśnij by zobaczyć informację o szkoleniu[/button]
Hm, niby się z wszystkim zgadzam, ale… (ach, to święte ale!) Piszesz:
„Nie liczy się:
Czytanie motywujących książek
Oglądanie motywujących filmów
Czytanie mniej czy bardziej mądrych blogów (także tego)
Rozmawianie z mądrymi ludźmi
Słuchanie relaksującej muzyki
Medytowanie
Dbanie o dietę
Energetyzowanie się za pomocą czakramów
Ćwiczenie jogi
Picie herbatek oczyszczających
Masz coś jeszcze?…”
ale szczerze mówiąc, z perspektywy mocno osobistej, nie wierzę, po prostu nie wierzę, że ktoś, kto prawdziwie zastosował powyższe metody, lub jedną z nich, tak na serio, mógłby prześlizgnąć się i robić w kółko to samo. Może herbatki oczyszczające nie są jeszcze gwarancją zmiany, ale uważam, że wrzucanie powyższych sposobów do jednego worka, jest mocno na wyrost.
Jeśli dobrze rozumiem, chciałeś zilustrować bierność tych poczynań, pewną receptywność, o ile
w przypadku bezsmyślnego przyjmowania treści typu ksiązki czy czyjeś opinie mogę się zgodzić to nie generalizowałabym. Medytacja, czy to uważności czy energizowanie czakr, to według mnie praca mocno osobista i angażująca, przez co też mająca większy wpływ niż słuchanie czyichś mniej lub bardziej mądrych wywodów.
Może i racja. To mnie właśnie ostatnio prześladuje, że gdybym zajął się energizowaniem czakr, bardziej bym pomagał ludzkości i sobie, niż ciągle zachącając ludzi do aktywności.
Najtrudniej właśnie dostrzec, że dobrze jest działać, kiedy wszystko się układa pomyślnie. Dziękuję za ten tekst, jak dla mnie sto procent trafności 🙂
Cieszę się Beato! I trzymam kciuki za ciągły rozwój. Jak zwykle zafascynowany jestem Twoją sztuką.
Hej, inni czytelnicy – czy ktoś był na stronie Beaty (link pod jej imieniem)? Piękne, lekkie, dowcipne i w ogóle :-)Bardzo mi się podoba kot na wakacjach 🙂
„konserwanty i fast foody wywołują depresję” – wyrwane z kontekstu.
Jeżeli by rozumować w następujący sposób, że skoro ludzie kupują niezdrową żywność to chorują. Otyłość, choroby układu naczyniowego, serca, alergie to wszystko powszechny problem . A jak można być szczęśliwym skoro się choruje? Jednostki słabsze wpadają w depresje.
Nie bronię Pani „Ekspertki”, ale uważam, że niezdrowa żywność to poważny problem.
Fajny artykuł, fajny, fajny, ooo reklama. Popracuj nad sprzedażą.
Paweł, jasne że tak. Sam mam alergię na niektóre konserwanty i unikam ich jak ognia. Niezdrowa żywność to problem. Tyle, że znam kilka osób, które odżywiają się bardzo, bardzo zdrowo (powiedzmy nawet neurotycznie zdrowo) i niestety deprecha.
Zamieńmy konsumpcję konserwantów na konsumpcję zdrowej żywności i jesteśmy w takiej samej d..pie w jakiej byliśmy.
Paweł, jedna rzecz: artykuł to moja sprzedaż. Ja sam to moja reklama. W Zbigniewie Ryżaku nie ma działu sprzedaży i działy kreacji. Jest jeden i ten sam dział. I tak właśnie działa współczesny marketing.
Poza tym, kto powiedział, że tak bardzo zależy mi na tym, żeby to sprzedać? Może chcę coś ważnego sprawdzić? Według mnie 'reklama’ działa wtedy gdy przeprowadza selekcję i daje informację o prawdziwych potrzebach ludzi. To oczko wyżej niż reklama typu „rewolucyjny środek na porost włosów, tylko u mnie!!! ludzie kupujcie!!!”
W reklamie taż wszystko się szybko rusza i mam takie wrażenie, jakbyś miał jej wizję z nieco innych czasów. Ale, może to tylko wrażenie.
Tak to się mówi: O pieniądzach się nie rozmawia, pieniądze się ma. Tylko, że trzeba je zarobić.
Całkowicie rozumiem i jak najbardziej zachęcam do sprzedaży tego co mamy najlepsze. Tylko forma mi się nie podobała. Nie mów o swoim produkcie, ale o jego zaletach, które przyniosą korzyści przez współpracę z Tobą.
Wiem, że to wygląda na wytykanie błędu, ale de facto chodzi o to, by ciekawy artykuł nie jawił się jako poszukiwanie klienteli, a tak można pomyśleć.
Co do żywności to jak ze wszystkim, ludzie lubią z jednego przegięcia wpadać w drugie i myślę, że z tego powodu ludzie mają problemy. Bo ciężar nagłej zmiany stylu życia na zupełnie inny jest dramatyczny.
Dlatego jak chudłem i zmieniałem nawyki to było to w wersji „dla leniwych”. Zamiast Coli piłem soki. Zamiast czytać książkę w łóżku, szedłem na spacer z audiobookiem. I tak zmieniałem drobne nawyki, aż udało mi się osiągnąć cel. Wszystko się da, tylko trzeba chcieć, wierzyć, że się uda i kombinować. Gdy przestaniemy „się rozwijać” (zmieniać) to wtedy załamka.
Pozdrawiam i życzę sukcesów,
Paweł K.
Ach, teraz rozumiem Pawle. Zupełnie źle cię zrozumiałem za pierwszym razem. Masz rację, to nie jest takie eleganckie… Na pewno trzeba delikatnie i bardziej stopniowo. Nie traktuję twoich uwag, jako wytykania bardzo ci jestem za nie wdzięczny. Masz rację z korzyściami. Pewnie powinienem nad tym popracować.
Wychodzę jedna z prostego założenia. Doskonalić formę zawsze można, natomiast jeżeli masz coś, co chcą ludzie, to sprzedaż nawet w koślawej formie. Nie sprzedasz tak dużo jakbyś sprzedał z dobrym marketingiem, ale sprzedasz ułamek. Jak sprzedasz ten ułamek, to będzie czas na to by to doskonalić.
Dla mnie ta oferta jest sprawdzianem, czy ktoś na tyle mnie potrzebuje by mi zapłacić czy nie. Jeżeli nawet bardzo mało osób będzie tego potrzebowało, będę to dopracowywał. Jeżeli nikt, to nie ma sensu.
Myślę, że problem bierze się stąd, że za długo robiłem wrażenie świętego, który wszystko robi za darmo i żyje energią kosmiczną. Wiesz ile w tym blogu jest stron tekstu? Około 1400 stron maszynopisu. Obliczyłem, że praca nad blogiem (pisanie, zarządzania, odpowiadania na komentarze) zajęła mi jakiś rok pracy na pełnym etacie. To są poważne koszty. Czy człowiek, który szanuje swoją rodzinę i swój czas robi takie rzeczy? Nie. To tkwienie w fikcji. Moglibyśmy długo rozmawiać na temat pieniędzy i stosunku do nich. Osobiście nie czuję ani wstydu, ani niestosowności mówiąc: chcę ci coś sprzedać, chcę, żebyś mi dał twoje pieniądze. Po prostu pewnych rzeczy nie dopilnowałem.
Jak teraz mnie ktoś pyta o to jak prowadzić bloga mówię mu: sprzedawaj coś od dnia zera. Ustaw ofertę z ceną, zanim napiszesz pierwszy tekst. Wtedy nie ma takiego szoku: o starty, to ty chcesz za to pieniądze?
W każdy razie bardzo przepraszam za nieprzyjemne doznania związane z moją natarczywością. Ale przez najbliższe dni będę jeszcze ostrzejszy. Jest stara anegdota żydowska. Cadyk obserwuje karczmarza i mówi:
– Ale ten człowiek cudownie stara się wypełnić nakaz gościnności! Uczeń mu na to odpowiada: — Ależ nie, przecież on to robi tylko dla pieniędzy. Nie – odpowiada cadyk – on bierze pieniądze by móc spełniać nakaz gościnności. Chcę brać pieniądze by móc dalej prowadzić tego bloga. Wydaje mu się, że ten fakt nie kasuje idei pomagania ludziom.
Pozdrawiam serdecznie!
„konserwanty i fast foody wywołują depresję” – a konkretnie dieta uboga w minerały i witaminy. Wiele form depresji i chorób psychicznych można uleczyć zmianą diety, zmienia się biochemia mózgu.
Zbyszku, masz jakieś rady, jak zacząć likwidować wewnętrzne przekonanie o samym sobie? Myślę o sobie nadal jak o wręcz dziecku, osobie, która ciągle musi się podpierać innymi, bo inaczej nie poradzi sobie sama, czuję się niekompetentna, nie do końca bystra, niesamodzielna, przeraża mnie dorosłe życie.Będę studiować od października. Teraz się pewnie zdziwisz, ale nigdy nie pracowałam, nie licząc korekt tekstów w internecie. Teraz przez całe wakacje szukałam pracy, wysłałam mnóstwo CV i dostawałam oferty głównie od telemarketingu etc. A nie, przepraszam, raz dostałam ofertę pracy na ulotkach, ale byłam tak ciężko przerażona, że odwołałam rozmowę, i raz byłam na rozmowie, na której siedziałam przerażona i spocona jak mysz. Pracy nie dostałam. Ja się ciągle czuję dzieckiem, i to w dodatku głupim dzieckiem, nawet ludzie mnie trochę tak traktują, i rodzina (co jest właściwie dość zrozumiałe, bo jestem najmłodsza z trójki – mam dwóch starszych braci – co ciekawe, czytałam ostatnio o badaniach, gdzie wykazano, że najpóźniejsze dziecko wydaje się być rodzicom mniejsze niż jest w rzeczywistości – tak, dosłownie mniejsze). Chciałabym coś zmienić, zarobić np. na prawo jazdy (moje marzenie od kilku lat) i kilka innych rzeczy, może na jakieś kursy. Starałam się ignorować ten obraz w głowie, ale zawsze i tak zachowywałam się dziwnie.. Jakieś rady?
Pytasz o ważne rzeczy, ale na takie pytanie nie da się tak szybko odpowiedzieć. Mam całkiem sporo rad, ale naprawdę nie jestem w stanie ich przekazać za pomocą komentarza w ciągu dziesięciu minut. Jednym ze sposobów jest zapisanie się na najbliższe szkolenie – robię je dlatego by pomagać ludziom w takich własnie rzeczach (http://www.energiawewnetrzna.pl/dzialaj-wrzesien-2014/). Innym sposobem jest praca ze mną, jako coachem (można się skontaktować przez mail).
Widzisz, jeżeli to dla Ciebie ważny problem i chcesz go rozwiązać możesz albo szukać prostych, bezpłatnych rad w książkach i blogach, albo zainwestować — znaleźć kogoś, kto cię przekonuje (niekoniecznie mnie, jest wielu specjalistów i niespecjalistów, którzy się tym zajmują, zapłacić i pracować z wybraną osobą).
Przykro mi, że nie odpowiadam na twoje problemy. Trzymam kciuki za Twój rozwój 🙂
=======================================
Zmiana po namyśle: jednak się tym zajmę. Pojawi się tekst na ten temat. Mam nadzieję, że zechcesz skorzystać.
Bardzo dziękuję za twój komentarz, w końcu, po pokonaniu mojego oporu, pchnął mnie w nową stronę 🙂
Przykro mi, że nie odpowiadam na twoje problemy. Trzymam kciuki za Twój rozwój 🙂
Co do coachingu, to możliwe, że kiedyś z niego skorzystam – akurat jestem z Krakowa :).
Czytałam już trochę o wewnętrznym dziecku etc., nawet skorzystałam z paru rad – ale nadal jest przede mną sporo drogi. Przyda się każda pomoc – więc czekam na artykuł, dziękuję! ;).
Zbyszku, słuchałem tego postu jak słuchowiska radiowego – z zainteresowaniem, zahipnotyzowany głosem. Zdecydowanie jestem za wersjami audio, masz talent aktorski i warto go wykorzystać.
Chciałbym wspomnieć o ważnej sprawie. Gdy chcemy wprowadzić zmianę, to bardzo ważne jest sprawdzenie swoich mocnych stron i budowanie na nich swoich celów. Wielu ludzi błędnie wierzy, że wystarczy zakasać rękawy i możemy osiągnąć każdy cel. Powiem więcej, nie każdy cel o którym marzymy jest dla nas osiągalny! Bardzo często nierealistycznie oceniamy nasze możliwości i na tej podstawie tworzymy sobie nieosiągalne dla nas cele. Nierealistyczne cele są bardzo niebezpieczne, bo fundują nam niską samoocenę, a ona demotywuje nas do wyznaczania celów realistycznych (osiągalnych).
Na poparcie tego co piszę polecam lekturę wywiadu z prof. psychologii Grażyną Wieczorkowską-Wierzybińską pt.Treserzy i styliści w czerwcowym numerze Charakterów.
Dziękuję Maćku, pomyślę o tej formie. Dla mnie to dobra zabawa.
Co do celów – i tak i nie. Jak powiedział chyba Bill Gates: Ludzie przeceniają to, co są w stanie zrobić w ciągu jednego miesiąca i nie doceniają tego, co są w stanie zrobić w ciągu dziesięciu lat.
Wielu z psychologów zalecających realistyczne cele mówi po prostu o swoje strategii życiowej.
Dawno temu William James, uznawany przez wszystkich za autorytet, bez cytatu z którego nie ma poważnej rozprawy naukowej (taki Lenin psychologii, jak komuś to coś mówi 😉 napisał artykuł „The energies of man”. Z tego fascynującego artykułu (w którym James daje np. przykład polaka, Wincetego Lutosławskiego) wynika prosty wniosek: mamy więcej możliwości niż nam się wydaje. Znacznie więcej.
Nie znam pracy Grażyny Wieczorkowskiej, ale znam prace kilku innych profesorów: A. Anders (zajmujący się ludźmi, których niesłusznie nazywany geniuszami), Elen Langer (która zajmuje się m.in. tym jak ludzie ograniczają swoje możliwości przyjmując nieprawdziwe założenia) czy Carol Dweck (jak bardzo nas ogranicza wizja skończonych możliwości mózgu). I te wszystkie badania mówią coś innego: możemy więcej niż nam się wydaje. Oczywiście, wszystko zależy od tego jak się do tego zabieramy, ile dajemy sobie czasu, jak ustawiamy ćwiczenia, jak do wszystkiego podchodzimy… Akurat tym się zajmuję zawodowo: pomaganiem ludziom w osiąganiu celów, które są przez wszystkim (a szczególnie przez panią profesor z wysokich obcasów) uznawane za nierealne. O tym też będzie na szkoleniu – zapraszam: http://www.energiawewnetrzna.pl/dzialaj-wrzesien-2014/
Ludzie, którzy dążą do nierealnych rzeczy po prostu posuwają świat do przodu. Latanie było nierealistyczne, elektryczność była nierealistyczna, wszystko było kiedyś nierealistyczne… Oczywiście nierealistyczne cele bywają ucieczką przed życiem. Ale nie wrzucajmy wszystkich do jednego worka „neurotyków”, których bróń boże nie wolno zdemotywować 🙂
Odnoszę wrażenie, że piszesz o przypadku w którym mierzymy za nisko, bo nie wierzymy we własne możliwości. Nie o to mi chodzi. Pisząc o nierealistycznych celach mam na myśli takie cele, które nie są poparte naszymi mocnymi stronami. Np. Edison nim wynalazł działającą żarówkę odniósł tysiące porażek, ale jego cel był jak najbardziej oparty na jego talencie.
Podam przykład nierealistycznego celu: osoba, która nie ma talentu pisarskiego pragnie utrzymywać się z pisarstwa. Taka osoba, będzie odnosiła porażkę, za porażką i pewnie przypłaci swoją walkę o bycie pisarzem depresją.
Nierealistyczne cele biorą się z pragnień, a one często są fałszywe, wprowadzone do naszego umysłu przez innych.
Chodzi o to by rozwijać to w czym mamy uzdolnienia, naturalny talent. Oczywiście nie jest latwo odkryć wszystkie nasze talenty – najprościej po prostu próbować, testować i mieć odwagę odpowiedzieć sobie pytanie czy jest sens ciągnąć to dalej. Wspomniany Edison po stokroć udowodnił sobie, że ma talent wynalazczości i dlatego był sens walczyć o żarówkę.
Macieju, rozumiem Cię. Z pewnym aspektem się zgadzam – można np. nie dać sobie dość czasu. Nie zgadzam się z podstawowymi założeniami.
Po pierwsze nie ma czegoś takiego jak wrodzony talent. „Talent” to tylko nazwa na sprawność, jaką się osiąga w wyniku długotrwałych i celowych ćwiczeń. To długi temat i z chęcią o tym kiedyś w szczegółach opowiem (-> czytaj: na szkoleniu). Wrodzony talent to mit, a za każdym geniuszem, nawet Mozartem stoją tysiące godzin „deliberate practice”. Problem polega na tym, że polscy psycholodzy uparcie wierzą w mit o tym, że są dzieci wybitnie uzdolnione i zywykłe. Dlaczego w to wierzą? Bo łatwo dostać grant na projekt dla wybitnie uzdolnionych:-( . Tymczasem współczesne badania pokazują, że dzielenie dzieci na „uzdolnione” i „nieuzdolnione” to dyskryminacja. Jest coraz więcej książek w których o tym można przeczytać – np. Kod talentuDaniela Coyle’a czy Talent jest przeceniany Geoffa Colvina. Poza tym, ludziom wygodnie wierzyć w mit o talencie i o tym, że gdy odkryjesz to coś, to wszystko będzie prostsze.
Czy Edison miał talent do wynalazków? Śledziłem trochę jego biografię i uważam, że nie. Ludzie trzymają się kurczowo tej żarówki, ale Edison miał wiele innych rzeczy na koncie – bardzo niechlubny wynalazek jakim było krzesło elektryczne, który miał udowodnić, że zmienny prąd Tesli jest zabójczy. Krzesło elektryczne dla samego Edisona było gigantyczną porażką (ale łatwą do przewidzenia) – wywalono go z firmy, którą dziś znamy jako General Electric. Co to znaczy? Że prawdziwy Edison w wielu sytuacjach wykazywał się przerażającą tępotą i ograniczeniem. Gdy przestajemy mówić o mitycznych ludziach i zaczynamy przyglądać się tym prawdziwym, okazuje się, że z talentem nie jest tak różowo. Nikt nie rodzi się geniuszem. A co więcej, nawet w dorosłości, geniuszem się bywa od czasu do czasu (no chyba, że jest się takim bufonem jak Dali, ale to zupełnie inna sprawa ;-).
Druga sprawa. Piszesz „osoba, która nie ma talentu pisarskiego pragnie utrzymywać się z pisarstwa. Taka osoba, będzie odnosiła porażkę, za porażką i pewnie przypłaci swoją walkę o bycie pisarzem depresją.” Kto powiedział, że do tego by utrzymywać się z pisania trzeba mieć jakikolwiek talent (nie ważne czy go rozumiemy jako wrodzony czy wyuczony)? Nie chcę kogokolwiek urażać i podawać nazwisk osób, które utrzymują się z pisania i absolutnie nie mają za grosz żadnego talentu (czasem nawet podstawowych umiejętności). Ale sam przejrzyj listę bestelerów. Ilu tam jest wyrobników a ilu niezaprzeczalnych geniuszy? Ilu sprawnych sprzedawców a ilu mistrzów pióra? Czymś innym jest napisać genialne dzieło, a czymś innym jest się utrzymywać z pisania. Moim zdaniem nawet łatwiej się utrzymać z pisania, jeżeli nie za bardzo masz pojęcia co to prawdziwa twórczość i nie za bardzo rozróżniasz gniota od przełomowego dzieła.
Co tu daleko szukać. Ja na przykład, będąc w dzieciństwie całkowicie pozbawionym talentu do pisania („masz ciężkie pióro” stwierdziła moja polonistka,. czytając moje opowiadanie o ziemi, która na parę sekund utraciła grawitację na skutek kolizji z dziwnym meteorytem („pomysł może i był…” stwierdziła) utrzymuję się z pisania od kilkunastu lat (fakt, nie jest to 'pisarstwo’ a tylko 'pisanie’ – najwięcej zarabiam na materiałach szkoleniowych, nie mniej jednak, moim podstawowym zajęciem jest naciskanie klawiszy na klawiaturze i sama ta czynność daje mi sporo radości, nie mam depresji z powodu niestworzenia „epokowego dzieła”). To, czy ktoś utrzyma się z pisania, czy nie, to nie jest w ogóle sprawa talentu ale kilku innych rzeczy (np. kreatywnego szukania możliwości wykorzystania swojej pasji w nieoczekiwanych czasem miejscach).
To tak, w skrócie. Jak ktoś chce wiedzieć więcej, to wiadomo co… 😉
Mam dwie refleksje: jedną bardziej filozoficzną, drugą ciut bardziej psychologiczną, choć obie gówno warte, nie wnoszące nic konkretnego i oczywiście pisane w zastępstwie działania.
Do rzeczy.
Refleksja nr 1. Zgadzam się, że nie ma czegoś takiego jak wola śmierci u istoty biologicznej. Jest wola pozbycia się cierpienia. Chęć doznania ulgi – a tej nie odczujemy, nie istniejąc. Chyba mogą to potwierdzić przykłady wskazujące na „zmianę decyzji” tuż przed momentem śmierci u samobójców.
Refleksja nr 2. W całej tej dziedzinie życia pt. „samorozwój” (a może w życiu ogólnie?) widzę pewną nieszczerość wobec świata – by nie powiedzieć: przekręt. Otóż mam wrażenie, że u podstaw wszelkiego działania ukierunkowanego na niby konkretne cele wcale nie leży dawanie czegoś światu, ale tylko i wyłącznie SOBIE. Robić coś efektywnie, by móc powiedzieć: „to Mi się udało”, „to Ja popchnąłem to do przodu”, „to Moje pomysły to usprawniły” itp. itd… Egocentryczna, wręcz narcystyczna postawa mająca tyle wspólnego z „wychodzeniem na zewnątrz” co chrześcijaństwo z miłością (ups…). O to chodzi?
A, jeszcze coś napiszę. Nie rozumiem niestosowności w reklamie płatnego szkolenia bezpośrednio w artykule. Człowiek chce zarobić, uczciwie. Zbyszka blog, Zbyszka forma reklamy produktu przecież odnoszącego się wprost do treści artykułu (lub na odwrót). Jeden zadowoli się darmowym czytaniem bloga, ktoś inny będzie chciał wydać swoje pieniądze na coś, co niekoniecznie przyniesie efekt (oby przyniósł, oczywiście).
Nie wiem jak ty to robisz, Zbyszku, ale lektura twoich tekstów skutecznie oddala mnie od zmian i potęguje negatywne emocje, jest swego rodzaju masochizmem. Ciekawe czy na innych też podobnie działasz. Dostawałeś może takie sygnały?
Bartku. Refleksje cenne. Niepotrzebnie kokietujesz na wstępie. Wiem, że to przyjemne, jak ludzie mówią „nie, przecież.. .” tylko, że taka kokieteria osłabia wymowę.
Z tymi negatywnymi emocjami: rozumiem to. Znałem kiedyś człowieka, który miał pewien problem seksuologiczny. Otóż czuł się podniecony i gotowy do działania, gdy kobieta była poza jego zasięgiem. Sam był bardzo atrakcyjny i jak mówią „kobiety na niego leciały”. Gdy sytuacja było coraz bardziej intymna i gdy mógł już się wykazać, tracił całkowite zainteresowanie działaniem. Bliska możliwość działania miała na niego wpływ całkowicie demobilizujący.
Często tak jest. Nasze wewnętrzne schematy uruchamiają zestaw negatywnych emocji, traktując bliską możliwość działania jako sygnał alarmowy. Po porostu działanie wydaje nam się zbyt zagrażające dla naszego ja. Można sobie jednak z tym poradzić 🙂
Jak? To temat na nieco dłuższą rozmowę -> patrz szkolenie 😉
I znowu plus dla ciebie za rozgryzienie… To kolejny przykład, jak kiepsko zrobioną maszyną jest człowiek.
Szkolenie? Taa… Kiedyś może się zdecyduję… Pewnie jutro 😉
Dziękuję, Zbyszku, za wyjaśnienie skąd się bierze talent – teraz pod artykułem i wcześniej w formie całego odcinka poświęconego tej kwestii. W sumie to właśnie szukając informacji o talencie, trafiłam na ten blog. Jakiś czas temu znalazłam się właśnie w sytuacji, która budzi strach opisany w tym artykule – po latach pracy znienawidziłam swój zawód, który też się przeżył, a mój etat został zredukowany. Wtedy pojawiło się pytanie, czy się jeszcze do czegoś nadaję. Czy mam wystarczająco talentu, aby robić coś innego? Skąd mam wiedzieć, czy mam w ogóle jakiś talent? I chociaż chodził mi po głowie nowy pomysł na siebie, to wydawał mi się szaleńczy, bo moje uzdolnienia w tym kierunku były raczej skromne. Wtedy właśnie trafiłam na Twoje wyjaśnienia, szczególne wrażenie wywarł na mnie opis, jak powstał talent Mozarta – dzięki tysiącom godzin ciężkiej i regularnej pracy. Doszłam do wniosku, że zamiast czekać, aż mój talent się jakoś „objawi”, wezmę się za ćwiczenie potrzebnych umiejętności. Jestem teraz na etapie zmagania się z moją nieudolnością i brakiem kompetencji. To bywa bardzo frustrujące, ale gdy dopada mnie chandra, to myślę o Mozarcie, który wytrwale ćwiczył przez wiele godzin każdego dnia. Nie mam bynajmniej ambicji zostać geniuszem, ale chcę wierzyć, że uda mi się wypracować nowe umiejętności w takim stopniu, żebym mogła dzięki nim zapracować na swoje utrzymanie. A nawet jeśli mi się nie uda, to i tak myślę, że lepiej próbować niż poddać się i popaść całkiem w depresję. Dlatego raz jeszcze dziękuję, Zbyszku, za bezcenne informacje i za to, że dodajesz ducha i budzisz nadzieję.
BARDZO cenne są Twoje artykuły. Świetna forma audio – dobrze się słucha.
Ja już działam. I dziękuję, bo dużo się od Ciebie uczę. To, że Ty działasz (organizacja szkoleń, otwarte mówienie o roli sprzedaży – w innym poście) motywuje mnie do działania.
Życzę Ci wszystkiego dobrego !
Uwielbiam Pana. I czytać, i tak po prostu. Dziękuję.
ja tylko krótko napiszę, że bardzo się cieszę z możliwości posłuchania tego (ciekawego i przydatnego) artykułu. Gdybym miała czytać to pewnie by mi się nie chciało 😉