Nie myl ruchu z działaniem. Jak uniknąć pułapki biegania w kółko?

Jakiś czas temu pisałem o regularności. Zabierać się za prace w regularnych odstępach to rzeczywiście cenny nawyk. Jak się nie zabierzesz, nic nie zrobisz. Jak się zabierzesz tylko raz – również niewiele ci się uda. Im częściej się za coś zabierasz, tym większa szanse, że coś ci się uda.

Ale sama regularność to zdecydowanie za mało. Można siadywać za biurkiem co środa czy piątek i marnować czas. Rozsypywać go jak jakąś ofiarę zawistnym bóstwom, by się na nas nie wściekały: – No przecież coś robię, coś z siebie daję…

Niektórzy ludzie unikają życia nic nie robiąc, inni unikają go robiąc bardzo wiele.

Marlena Dietrich dostała kiedyś lukratywną propozycję występów w nocnym klubie w Miami. Nie mogąc podjąć decyzji, poradziła się Ernesta Hemingwaya. Ten powiedział:

Nie rób czegoś, czego szczerze nie chcesz robić. Nigdy nie myl ruchu z działaniem.

Robienie czegoś, nawet regularne, nawet gdy cię to wiele kosztuje nie zawsze jest działaniem.

Rzadko (lub prawie nigdy) jest tak jak na treningach siłowych: jeżeli wykonasz tyle i tyle ćwiczeń w takim, a takim odstępie, to wyniki masz gwarantowane.

W dziedzinach innych niż przyrost mięśni, możesz wykonać odpowiednią ilość ćwiczeń w odpowiednim czasie a i tak nic z tego nie wyniknie. Nie ma prostych recept, które można mechanicznie zastosować i mieć wszystko z głowy.

Pułapka bierności jest bardzo niebezpieczna, ale myślę że w naszych okolicach częściej mamy do czynienia z pułapką ruchu. Biegamy, troszczymy się, staramy, mamy wypełnione grafiki i kalendarze, a jednak wciąż jesteśmy w tym samym miejscu. Jak chomik biegający w swoim ruchomym kółku.

Jak uniknąć pułapki ruchu?

Zasada pierwsza: szczerze

Pierwszą część rady Hemingwaya można zrozumieć jako zachętę do zadawania sobie pytań w stylu „Czy ja naprawdę chcę to robić?”.

Nie cierpię takich pytań. Skąd mogę wiedzieć? Przecież dopiero zaczynam. Wszystko można zdyskredytować, gdy zadasz sobie takie pytanie. Czy ja naprawdę chcę pisać ten tekst? Czy ja naprawdę chcę opracować tą ofertę? Czy ja naprawdę chcę się tego nauczyć? Czy ja naprawdę chcę dostać tę pracę? Mogę nad tym dywagować do kolejnego Nowego Roku.

Nie chodzi o takie jałowe pytania. Chodzi o szczere zaangażowanie. Nie zabieraj się za coś, co miałbyś robić na pół gwizdka, na odczepnego. Bo inaczej, to nie będzie żadne działania ale bezcelowy ruch, kropla wódki wylana na ziemię by mieć z głowy zawistne bóstwa.

Jeżeli masz coś robić tylko po to, by odhaczyć, daruj sobie całą regularność. Przewidywalny rytm ma sens, gdy pracujesz szczerze. Gdy wchodzisz w swoje zajęcie z butami.

Właściwe pytanie nie brzmi:

Czy ja naprawdę chcę to robić?

Ale:

Czy jestem gotowy robić to szczerze, z pełnym zaangażowaniem?

To nie ma być decyzja: robić czy odpuścić ? To ma być decyzja: czy będę to robić szczerze ?

Gdy już się zdecydujesz, pamiętaj o jakości skupienia. Gdy robisz coś regularnie, łatwo zacząć robić to na odczepnego. Gdy złapiesz się na tym, że piszesz / uczysz się / tworzysz / na pół gwizdka, zatrzymaj się na chwilę, zbierz siły i wejdź w to intensywniej.

Bardzo pomocny może być w tym lęk.

Jedną z funkcji lęku jest budzenie w nas intensywności. Gdy czujemy się zbyt bezpieczni, tracimy ostrość. Jak w tej opowieści o człowieku, któremu się poszczęściło i odkrył, że ma mnóstwo zboża na polu. Stwierdził więc, że zbuduje sobie nowe spichlerze, napełni je i będzie mógł jeść, pić i używać. Nagle jednak słyszy głos Boga, który mu mówi: „Stary, na pewno? A jak jeszcze tej nocy zażądają od ciebie duszy?”.

To nie jest oczywiście opowieść o jakimś farmerze, to opowieść o tobie. W tej opowieści nie chodzi o to, że Bóg ma coś przeciw jedzeniu, piciu czy używaniu tego, co wypracowałeś swoją zapobiegliwością i pracą. To nie dlatego przypomina ci o twojej kruchości i wzbudza strach. Jemu zależy na twojej intensywności i jakości twojego działania. Ciągle widzi ciebie jako kogoś, kto  jest zdolny do wielkich rzeczy.

Gdy się przyzwyczajasz, gdy czujesz się bezpieczny, zaczynasz iść po najmniejszej linii oporu. Przestajesz działać, zaczynasz się tylko ruszać. Gubisz świeżość.

O artyście Alberto Giaccomettim, tak pisze jego przyjaciel:

Aby pracować, aby mieć nadzieję, aby wierzyć, że ma jakąś szansę stworzenia realnie tego, co sobie wyobraził, Giacommetti musi czuć się zobowiązany do rozpoczynania swojej drogi życiowej każdego dnia od nowa, zaczynania jakby od zera. Często ma wrażenie, że rzeźba czy obraz nad którym w danym momencie pracuje będzie tym, w którym po raz pierwszy uda mu się wyrazić to, czego doświadcza.

Lęk jest po to, byśmy nie wpadali w pokusę nieszczerej pracy. Lęk ułatwia zaczynanie od zera, z takim zaangażowaniem, jakby właśnie dziś, właśnie teraz miało nam się udać coś wielkiego.

Zasada druga: ograniczaj

Pewnego nauczyciela gry na skrzypcach zapytano jak długo trzeba codziennie ćwiczyć by osiągnąć dobre efekty:

– Dwanaście godzin jeżeli ćwiczy się wyłącznie rękoma, dwie godziny, jeżeli ćwiczysz całym sercem.

Dwie godziny nie tylko dlatego, że więcej nie trzeba. Także dlatego, że więcej niż dwie godziny się nie da. Oczywiście zdolność do intensywnej koncentracji uwagi jest zróżnicowana. Niektórym wychodzi dłużej, innym krócej. Jeżeli jednak pracujesz nad czymś bez przerw dłużej niż powiedzmy pięć godzin dziennie, prawdopodobnie większość tego czasu spędzasz na ruchach a nie na działaniu. A jeżeli mimo wszystko pracujesz całym sercem, to po paru dniach zapłacisz za to wysoką cenę.

Edward Bulwer Lytton, dziewiętnastowieczny, angielski powieściopisarz, dramaturg i polityk, pisał:

Człowiek, który chce dobrze pracować, nie powinien się przepracowywać. Jeżeli robi dziś za wiele, następuje znużenie i jutro robi już za mało. Odkąd zacząłem poważnie i gruntownie studiować, co nastąpiło dopiero z chwilą, gdy opuściłem szkoły, mogę powiedzieć, że czytałem tak dużo, jak niewielu ludzi. Podróżowałem i widziałem wiele rzeczy: zajmowałem się polityką i wieloma innymi sprawami, a pomimo to wydałem w różnych odstępach czasu około sześćdziesięciu tomów. Wiele z tych książek wymagało specjalnych studiów. A jak myślicie, ile czasu poświęcałem dziennie nauce, czytaniu i pisaniu? Nie więcej niż trzy godziny, a podczas posiedzeń parlamentu jeszcze mniej. Lecz przez te trzy godziny skupiałem całą swą uwagę na zajęciu, któremu byłem oddany.

Jeżeli chcesz działać, nie tylko wyznaczaj moment rozpoczęcia pracy, ale z góry określaj także moment jej zakończenia. Z czasem stanie się to twoim nawykiem.

Peter Drucker, guru zarządzania, wspomina:

Jednym z najlepiej zarządzających swoim czasem ludzi, jakich w życiu spotkałem, był prezes pewnego wielkiego banku, z którym dwa lata pracowałem nad strukturą zarządu. Widywaliśmy się raz w miesiącu. Nasze spotkania trwały zawsze półtorej godziny. Ów prezes był zawsze przygotowany do rozmowy – i ja szybko nauczyłem się odrabiać swoją „pracę domową”. Na porządku dziennym stał zawsze jeden tylko problem – po godzinie i dwudziestu minutach ów prezes nachylał się ku mnie i mówił: „Panie Drucker, dobrze byłoby, gdyby pan teraz podsumował i zarysował, co powinniśmy zrobić dalej”. Po półtorej godziny od chwili, gdy mnie wprowadzono do jego biura, żegnał mnie już w drzwiach. Tak zeszedł rok i w końcu zapytałem go: „Dlaczego zawsze półtorej godziny?”. Odpowiedział: „To proste, przekonałem się, że potrafię uważać około półtorej godziny. Jeżeli nad jakąś sprawą pracuję dłużej, zaczynam się powtarzać. Jednocześnie nauczyłem się, że z niczym ważnym prędzej nie można uporać się ani osiągnąć takiej pointy, przy której rozumie się, o czym mowa.

Zasada trzecia: niedopieczone

W wyzwaniu, jakie przed sobą postawiłem ponad miesiąc temu w ogóle nie chodziło o regularną pracę (mimo, że na regularności wszystko się opiera). Miesiąc temu postanowiłem regularnie publikować teksty. Czymś innym jest pisać co tydzień i potem zobaczyć czy się to komuś pokaże czy nie,  czymś innym jest bezwarunkowo pokazać innym, to co się za każdym razem napisało.

Jeżeli chcesz coś zmienić, nie postanawiaj będę się czymś regularnie zajmował. Zamiast tego postanów: będę regularnie wychodził do ludzi z tym, co uda mi się zrobić / z tym, co  będę miał.

Na przykład będę: regularnie publikował, wysyłał swoje cv, umawiał się na rozmowy rekrutacyjne, rozmawiał w języku obcym, przystępował do egzaminu…

Wychodzenie wymaga dużego hartu Często masz poczucie, że to, czym dysponujesz jest jeszcze niedopieczone.

Myślisz:

– Jeszcze jakieś pół godzinki w piekarniku to minimum!

Przyjmij zasadę podawania rzeczy niedopieczonych.

Nie czekaj aż wszystko będzie chrupkie i rumiane. To pułapka. Wśród ludzi, którzy zmarnowali życie znacznie więcej jest ludzi spalonych niż niedopieczonych. Ludzie, którzy zostawiają swój ślad na ziemi zawsze są niedopieczeni.

Wychodź tak często jak możesz. Minimum co tydzień. Miesiąc bez wystawienia się na osąd innych, ich krytykę i potencjalne odrzucenie – to zdecydowanie za długo.

Najlepszy czas na wyjście do ludzi jest wtedy, gdy jeszcze się boisz, gdy masz myśl: Ojej, teraz to mnie na pewno wyśmieją!

Wychodzenie jest ważne z kilku powodów. Po pierwsze twoje poczucie „dopieczenia” jest złudne. To, co dla ciebie jest w połowie niedopieczone, dla innych jest najczęściej w sam raz. Po drugie, samo wyjście do innych daje ci poczucie sukcesu. Po trzecie, dostajesz informację zwrotną, dzięki której może zrobić lepszą następną wersję. Po czwarte, oswajasz się z lękiem i uczysz się go pokonywać. Po piąte, świadomość tego, że ktoś to zobaczy, podnosi jakość twojej pracy.

Proponuję:

  • Nigdy nie pracuj w odcięciu dłużej niż dwa tygodnie. Po tym czasie pokaż komuś efekty, choćby był to mały fragment czy prototyp.
  • Wychodząc, nie nastawiaj się na pochwały (tych możesz ewentualnie oczekiwać za wersję finalną) ale szukaj informacji zwrotnych . Staraj się dowiedzieć co się podoba, ale także co się nie podoba. Dzięki temu wprowadzisz korekty. Nie czekaj na informacje biernie – zadawaj pytania.
  • Najlepiej wyjdź do swojej rzeczywistej publiczności (jeżeli np. robisz ilustracje dla dzieci, nie pokazuj ich krytykom, ale dzieciom). Jeżeli nie masz takiej możliwości, poszukaj kogoś, kto jest w miarę podobny do niej. Jeżeli nie masz kogoś takiego, poszukaj kogokolwiek (krewni, przyjaciele i znajomi, króliku) – byleś miał okazję pokazać komuś efekt swojego wysiłku z ostatnich dni.

 

Zasada czwarta: lekceważ

Nowy Rok to dobra okazja by zastanowić się na tym, co chcemy osiągnąć. Jestem przecież nieco inną osobą, niż ta, którą byłem rok temu i zupełnie inną osobą, niż sprzed dziesięciu lat. Dlatego warto zadać pytanie: czego chce ta osoba, którą jestem teraz – na początku stycznia 2015?

Wiele osób zadaje sobie takie pytanie. Efektem jest często długa lista celów i postanowień. Problem polega na tym, że często ograniczamy się do pytania „czego chcę” ale nie zadajemy sobie pytanie „czego już nie chcę”. W efekcie nasza przeładowana lista celów staje się jeszcze bardziej przeładowana (to nie musi być lista w sensie fizycznym, wystarczy, że coś nam chodzi po głowie).

Efektem jest szarpanie się i marnotrawienie energii. Próba złapania pięciu, uciekających każdy w inną stronę kruczaków jest dość zabawna, podobnie jak próba przeniesienia w jednym rzucie pięćdziesięciu niewygodnych do złapania paczek. Mniej zabawna jest próba realizacji w tej samej chwili kilku trudnych celów.

Gdyby jeszcze rzeczywiście zależało nam na wszystkich pozycjach z naszej listy. Najczęściej wiele z nich jest tam „tak na wszelki wypadek”. Lepiej spróbować to osiągnąć, bo potem mogę żałować. Lepiej się tego nauczyć, bo potem może mi się to przydać.

Nie rób czegoś na wszelki wypadek. Jeżeli zależy ci na tym by mieć energię i lepiej wykorzystać ten rok, wykreśl kilka rzeczy ze swojej listy. Powiedz sobie: w tym roku nie będę się tym zajmować.

Zacznij też lekceważyć rzeczy poboczne. Depresja bardzo często rodzi się tam, gdzie człowiekowi zależy by nie zawieść niczyich oczekiwań. Wyluzuj. Więcej pomożesz ludziom, gdy nauczysz się lekceważyć sporą część ich oczekiwań. Nie musisz być na każde zawołanie, nie musisz odpowiadać na każdego maila, nie musisz przejmować się każdą opinią, nie musisz każdego informować, nie musisz nawet odbierać wszystkich telefonów.

Nie próbuj jednak oszukiwać, nie mów ludziom: jak będę miał czas to odpiszę, za jakąś godzinę oddzwonię, postaram się… Po pierwsze będzie to cię męczyć, po drugie,  ludzie będą się na ciebie wściekać.  Anthony Bloom (prawosławny metropolita Wielkiej Brytanii) pisze:

…jeżeli jesteś rzeczywiście przekonany do tego co robisz, możesz zrobić tak, jak mój ojciec. Umieszczał karteczkę na drzwiach: «Nie trudź się pukaniem. Jestem w domu, ale nie otworzę». Jest to sposób bardziej zdecydowany, gdyż ludzie zrozumieją od razu, o co chodzi. Natomiast, kiedy powiesz: «Proszę uprzejmie poczekać pięć minut», uprzejmość przechodzi zwykle po dwóch minutach.

Podsumujmy pięć rad na ten rok

  • Zabieraj się regularnie za swoją pracę (tak, to ciągle jest ważne)
  • Pracuj szczerze, tak jakbyś każdego razu zaczynał od początku
  • Ograniczaj czas pracy, pozwól by twoje siły się zregenerowały
  • Nie siedź w piekarniku, wychodź z tym, co niedopieczone
  • Rezygnuj i lekceważ

<hr>

Zdjęcie w nagłówku: flik

10 komentarzy

  1. Już jakiś czas temu myślałem o tym, żeby napisać ten komentarz. Bardzo się cieszę, że blog wkroczył na regularne tory. W ciągu kilku lat przeszedłem sporą ewolucję jeżeli chodzi o czytanie materiałów z dziedziny psychologii i rozwoju osobistego. Zaczynałem od fascynacji różnymi cudakami jak np. Brian Tracy i wielu innych, przeglądałem wiele blogów polskich i nie tylko. Dziś jestem zdania, że ten blog jest najbardziej wartościowy spośród wszystkich jakie kiedykolwiek czytałem. Najważniejsze co wyróżnia Energię Wewnętrzną to moim zdaniem szczerość i osadzenie w rzeczywistości wszystkiego co jest tu napisane. Zbyszku (pozwolę się tak do Pana zwrócić), twoje teksty potrafią bardzo dużo wnieść do rozwoju człowieka. Wiele z nich czytałem kilkukrotnie, kilka zwrotów i sentencji weszło na stałe do mojego życia. Dziękuję za ten blog, bądź pewien, że jego istnienie ma bardzo dużą wartość dla mnie i wielu innych osób. Wszystkiego dobrego, jeszcze raz dzięki.

    PS. Miałem jeszcze coś dopisać i poprawić w tym co napisałem wyżej, ale zostawiam „niedopieczone” 😀

  2. Witaj Zbyszku, bardzo ciekawy tekst. Zastanawia mnie mianowicie jedna rzecz. Napewno musisz dużo czytać, w jaki sposób zapamiętujesz poszczególne historie, cytaty i w odpowiednim momencie wyciągasz je jak asa z rękawa? Pozdrawiam.

    • Dziękuję za miłe słowo.
      Nie mam zielonego pojęcia jak zapamiętuję – po prostu przypominają mi się (czasem nawet widzę stronę, na której to czytałem – choć ostatnio z tym gorzej, bo najczęściej czytam w formie elektronicznej). Myślę, że kluczem do zapamiętywania jest uważne czytanie – z podkreślaniem, czasem wielokrotne.

      Nie do końca jestem jednak fanem cytatów. Wydaje mi się, że częściej lepiej powiedzieć coś własnymi słowami. Cytaty oczywiście pełnią ważną funkcję (dodają smaku, wiarygodności, różnicują tekst itd) ale czasem ludzie (ja pewnie też) uciekają do cytatów, bo nie chce im się sformułować jakiej myśli po swojemu. Mówiąc dokładniej: nie chce im się szukać swojego języka (co podczas pisania bywa trudne).

      Jeżeli nie pamiętasz cytatów – nie przejmuj się tym i staraj się ich zapamiętywać. W pisaniu chodzi o to by mówić swoim językiem a nie wyręczać się innymi. Szukaj swojego głosu.

      Pamiętam, jak kiedyś ktoś rozpływał się w superlatywach na temat mojej książki, zapytałem co jej się tak podobało. Odpowiedziała: „cytat z Marlin Monroe, to zmieniło moje życie”. Pomyślałem: kurcze, trzeba było wydać zbiór cytatów 😉

  3. Bardzo fajny tekst, z bardzo wartościowymi radami:)
    Z ciekawości chciałabym się dowiedzieć, czy wiadomo dlaczego Edward Bulwer Lytton zaczął poważnie i gruntownie studiować dopiero z chwilą opuszczenia szkoły?

    • Dziękuję Małgorzato 🙂
      Edward Bulwer-Lytton na pewno szkołę miał doskonałą (Trinity College, Uniwersytet Cambridge). Myślę, że jednak nawet tak dobra szkoła zaburza proces uczenia się. Chodzi o to, że nie do końca bierzemy odpowiedzialność na siebie – uczymy się raczej do egzaminów i tego, czego od nas wymagają. Myślę, że chodzi głównie o to, że gdy uczymy się sami, możemy być (choć nie musimy) znacznie bardziej efektywni – możemy uczyć się szybciej, głębiej itp. Oczywiście wiele zależy od samodyscypliny. Mam wrażenie, że dla wielu studentów jedyną niemal korzyścią ze studiów jest dyscyplinowanie. Tak w ogóle, to dobry temat – jak się uczyć samemu, bez (lub wbrew) szkole 🙂

  4. Panie Zbyszku, jeśli mogę się tak do Pana zwrócić. Tylko jedna uwaga. Pisze Pan: „Gdy się przyzwyczajasz, gdy czujesz się bezpieczny, zaczynasz iść po najmniejszej linii oporu”. Tutaj moje spostrzeżenie, poprawna forma to: PO LINII NAJMNIEJSZEGO OPORU. Przepraszam, że poprawiam. Poza tym blog jest świetny, a powyższy tekst naprawdę niesamowity, chociaż dla mnie bolesny.

    Pozdrawiam – Ada

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *