Niezrealizowane marzenie copywritera

John Caples urodził się w 1900 roku na Manhattanie. Ukończył dobre studia, po których pracował jako inżynier elektryk. Jednak ta praca go nudziła. Jego pasją było pisanie. W szkole był redaktorem gazetki, jego wiersze publikowało lokalne czasopismo. Nie był jednak pewien własnych możliwości i wahał się co z sobą zrobić.

Wpadło mu w ręce ogłoszenie dr Katherine Blacfkord. Oferowała naukowe doradztwo w doborze kariery. Jej porady kosztowały 25$, w tamtych latach to była wielka suma. Ale chyba lepiej wiedzieć, do czego się nadaję, niż tracić na darmo energię. Tak pewnie rozumował Caples, bo zdecydował się na konsultacje. Badania jakie przeprowadziła pani doktor były bardzo obszerne. Nie tylko z nim rozmawiała, ale oglądała go i obfotografowała. Wymierzyła wymiary jego czaszki, przyglądała się kształtom dłoni, obserwowała sposób w jaki się porusza. Obiecała przesłać wyniki w postaci szczegółowego raportu. Caples niecierpliwie czekał. Wreszcie, po miesiącu przyszedł list. Wstrzymując oddech rozerwał kopertę. W środku było pięciostronicowe opracowanie. Zaczął łapczywie czytać. W końcu znalazł to, czego szukał. Zwięzłe zalecenie: nie zachęcałabym Pana do podążania za swoimi ambicjami i kształcenia się w zawodzie pisarza”.

Caples, postąpił zgodnie z jej radą. Zrezygnował z kariery pisarza i zajął się reklamą. Dziś jest znany głównie jako autor słynnej i często powielanej reklamy „Śmiali się, gdy usiadłem przy fortepianie. Ale kiedy zacząłem grać…!”. Jest też autorem podręcznika reklamy (a raczej współautorem, bo większy wpływ na kształt tej książki miał jej redaktor). Ponoć jego osoba wywarła duży wpływ na branżę reklamową. Nie wiem czy był zadowolony z tego, co po sobie zostawił. Jego reklamy zazwyczaj były opowiadaniami. Tak jakby w głębi ducha nigdy nie zrezygnował z marzeń o pisaniu. Być może to dużo – zostawić po sobie kilka słynnych reklam i zostać uhonorowanym przez światek reklamy. Ale być może, Caples mógł zostawić po sobie coś znacznie większego.

Dr Blackford, która odradziła mu zajmowanie się literaturą, była w tych czasach nie byle jaką osoba. Doradzała wielu firmom, pisała książki, udzielała porad, szkoliła. Oto kilka fragmentów z jej książek:

„Zawsze i wszędzie, normalna osoba jasnowłosa ma cechy pozytywne, jest osobą dynamiczną, agresywną, dominującą, niecierpliwą, czynną, szybką, pełną nadziei, zmienną, kochającą różnorodność. Normalny brunet jest osobą mającą cechy ujemne, jest osobą statyczną, konserwatywną, imitatorską, uległą, ostrożną, skrupulatną, ciężką, powolną, poważną, zamyśloną.

Zasadniczo inżynier powinien mieć średnie ubarwienie. Osoba skrajnie jasnowłosa jest zbyt zmienna i nie dość wrażliwa na szczegóły, by osiągnąć sukces w zawodzie, który wymaga tak wiele koncentracji i dokładności. Właściwie wszyscy odnoszący sukcesy inżynierowie mają praktyczny, naukowy typ czoła. Mamy przez to na myśli czoło, które jest uwydatnione przy brwiach i opadające za nimi… Właściwie wszyscy odnoszący sukcesy inżynierowie należą do typu z kościstego i mięśniowego albo jakiejś ich modyfikacji. Ten typ, w naturalny sposób interesuje się konstrukcją, mechaniką…

I jeszcze jeden fragment, który pokazuje „naukowość” dr Blackford. Ze specjalną dedykacją dla odchudzających się.

Kant, Schopenhauer, Hegel, Spencer, Emerson, i Bergson byli filozofami, i wszyscy byli ludźmi szczupłymi. Lord Kelvin, Lister, Darwin, Curie, Francis Bacon, Michelson, Loeb, Burbank, i większość z naszych naukowców jest również typu szczupłego. Szekspir, Longfellow, Holmes, Ruskin, Tindall, Huxley, i wielu innych pisarzy nigdy nie miało zbyt wiele ciała. James Watt, Robert Fulton, Elias Howe, Eli Whitney, Morse, Marconi, Alexander Graham Bell, bracia Wright, i niemal wszyscy z naszych wielkich wynalazców również byli ludźmi szczupłymi. Aleksander, Napoleon, Waszyngton, Grant, Kitchener, i większość z naszych wielkich żołnierzy, zdrowi i silni, nie należeli do grupy ludzi grubych. To samo odnosi się do naszych wielkich budowniczych kolei, odkrywców czy kierowców wyścigowych. Na próżno szukać okrągłej figury wśród lotników. Spędź tydzień w Nowym Jorku oglądając robotników metra, strażników, kierowników pociągu, motorniczych, stolarzy, murarzy, kierowców dokerów czy przewoźników. Wyjedź w kraj i przyjrzyj się robotnikom rolnym, ogrodnikom, drwalom, i w ogóle wszystkim którzy pracują w naturze, a zobaczysz, że nie ma wśród nich grubych ludzi. Grubi ludzie nie wykonują zatem żadnej rzeczywistej pracy – ani intelektualnej, ani fizycznej.

Dla załamanych grubasów. Nie jest tak źle dr Blackford daje wam inne zajęcie:

Grubi ludzie urodzili się by rządzić.

(Cytaty pochodzą z książki: „Analyzing Character. The new science of judging men; misfits in business, the home and social life” Katherine M. H. Blackford, M.D. i Arthur Newcomb, wydanej w 1922 roku).

Jak widać, cała myśl dr Blackford to stek bzdur. Nikt dziś nie traktuje poważnie frenologii (wnioskowania o charakterze człowieka na podstawie kształtu czaszki) czy fizjognomii (wnioskowania o cechach charakteru i predyspozycjach na podstawie wyglądu). Nikt nie zatrudnia ludzi do pracy na podstawie np. kształtu paznokci.

Ale wróćmy do biednego Caplesa, który poddał swoje marzenia naukowej ocenie i mając talent pisarski, przestał go kształcić. Zamiast książek i opowiadań zajął się pisaniem panegiryków na temat wątpliwej jakości preparatów na porost włosów, pasów odchudzających, kursów korespondencyjnych (dzięki którym możesz np. nauczyć się grać jak wirtuoz fortepianu w ciągu paru tygodni) czy cudownych seminariów dających magiczną osobowość.

Henry Ford powiedział: „nie ważne, czy uważasz że do czegoś się nie nadajesz czy też, że do czegoś się nadajesz – zazwyczaj masz rację”. Caples nie nadawał się na pisarza. Ale z zupełnie innego powodu niż myślała dr Blackford. Jedynym jego brakiem był brak wiary, że jest w stanie napisać dobrą książkę. Gdyby wierzył, prędzej czy później stworzyłby coś więcej niż bzdurną historyjkę o tym jak to się śmiali, a on wykupił kurs korespondencyjny i wszystkich zatkało.Caples nie przeszedł pierwszego, najłatwiejszego testu

Chciałbym kiedyś usłyszeć o jakimś pisarzu, który od początku miał czarno na białym, że nadaje się do tego zajęcia. Zawsze jest odwrotnie. Oto kilka z brzegu przykładów .

– Życzliwa rodzina poradziła Louizie May Alcott, autorce „Małych kobietek”, by postarała się o posadę służącej, gdyż każde inne zajęcie będzie dla niej zbyty trudne.
– Debiutancką książkę pewnej gospodyni domowej, mówiącą o przygodach młodego czarodzieja odrzuciło 12 wydawców. Ta, nie zrażona udała się do trzynastego. Dopiero ten zdecydował się wydać „Harrego Pottera i kamień filozoficzny”.
– Pierwszą książkę Edwarda E. Cummingsa odrzuciło 15 wydawców. W końcu wydała ją jego matka.
– Richard Hooker pracował nad swoją książką M*A*S*H siedem lat. Po czym odrzuciło ją 20 wydawców. Uległ 21.
– 22 wydawców odrzuciło „Dublińczyków” Jamesa Joyca. Dziś, ten zbiorek opowiadań uważa się za arcydzieło.
– 27 wydawców odrzuciło pierwszą książkę Dr. Seussa.
– Zanim Jack London sprzedał swoje pierwsze opowiadanie, otrzymał 600 listów odmownych.
– Angielski autor kryminałów John Creasey dostał 753 odmownych odpowiedzi. Potem wydał 564 książki.

Jedyna różnica, jaka jest pomiędzy tymi ludźmi a Caplesem, to wiara we własne możliwości. Nikt z nich nie czekał na potwierdzenie, że „ma w sobie to coś”. Pisali swoje książki w ciemno i nie poddawali się nawet wtedy, gdy ktoś im mówił, że nie mają talentu. Tak właśnie, od strony praktycznej działa poczucie własnej skuteczności, które jest ci potrzebne byś mógł zrealizować swoje marzenie.

Uwierz, że czegoś ci brakuje – a rzeczywiście nigdy swojego marzenia nie zrealizujesz. Uwierz, że dasz sobie radę – a uda ci się to osiągnąć. Gdyby ująć to w postaci prostego równania, można powiedzieć, że szansa na realizacją marzenia równa jest iloczynowi tego na ile jasno określisz cel i na ile mocno wierzysz w to, że potrafisz go do siebie przybliżyć.

Ten drugi składnik przydaje się szczególnie wtedy, gdy odnosisz porażki. Gdy masz niskie poczucie własnej skuteczności porażka jest dla ciebie wyrokiem. Myślisz „no szkoda, nie nadaję się do tego, chyba powinienem dać sobie spokój”. Dajesz sobie spokój i szukasz innych rzeczy. Gdy masz wysokie, mówisz: „trzeba po prostu spróbować jeszcze raz, podejść do tego inaczej, bardziej się postarać… a prędzej czy później wyjdzie”.

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *