Miasto, w którym znajdował się klasztor zen nawiedziło trzęsienie ziemi. Gdy ściany zaczęły się chwiać wszyscy biegali w panice i krzyczeli. Tylko mistrz siedział spokojnie. Gdy trzęsienie się skończyło mistrz zebrał uczniów i powiedział:
– Mieliście okazję zobaczyć jak postępuje człowiek zen. Czy zauważyliście, że gdy wy biegaliście jak szaleni, ja spokojnie, bez drżenia rąk popijałem wodę?
Jeden z uczniów zaczął się śmiać.
– Z czego się śmiejesz? – zapytał nauczyciel.
– Panie – odparł –to, co piłeś, to był sos sojowy!
Biedny mistrz, nie dostrzegł nawet różnicy. Nic dziwnego. W trakcie niebezpiecznych sytuacji mamy tendencję do tego by wpadać w hipnotyczny trans. Odcinamy się od bezpośrednich doznań i tego, co się dzieje wokół. Zamykamy się w swoim własnym świecie. Mówiąc żargonem – dysocjujemy się. To naturalny mechanizm. Dzięki temu, że wpadamy w trans, możemy w trudnej sytuacji stać się niepodatni na ból lub robić rzeczy, o których normalnie nawet byśmy nie pomyśleli. Dopiero potem, gdy napięcie opada mdlejemy.
Nawyk
Temu kiepskiemu nauczycielowi przydarzyło się to, gdy zobaczył jak wokół padają ściany. Duży stres sprawił, że wpadł w stupor jak przestraszony królik. Ale i tak nie był najgorszy. To, co w jego przypadku było efektem mocnego stresu dla wielu osób jest codziennym nawykiem. Budzimy się rano, patrzymy na zegarek, łapiemy się za głowę i wpadamy w trans na dalszą część dnia. Co prawda nie mylimy sosu sojowego z wodą, ale pijąc nie czujemy smaku, siedząc nie czujemy ani krzesła ani swojego ciała, idąc na spacer nie widzimy chmur ani drzew, spotykając się z ludźmi nie widzimy ich, rozmawiając z nimi nie słyszymy. Przechodzimy przez życie na autopilocie, zamknięci w myślach, wspomnieniach czy planach.
Spróbuj opisać dokładnie swój wczorajszy dzień. Zamknij oczy i przywołaj wszystkie szczegóły. Co widziałeś, słyszałeś czy czułeś, od chwili, gdy wstałeś rano? Jaką osobę zobaczyłeś jako pierwszą po wyjściu z domu? Jak ta osoba była ubrana? Jaką miała minę, gdzie patrzyła? Gdy wykonasz to ćwiczenie, możesz się zdziwić, jak niewiele rzeczy pamiętasz. Większość ludzi, gdy minie kilkanaście godzin od jakiegoś wydarzenia, pamięta tylko ogólne rzeczy. A nawet te ogólne są na bieżąco odgadywane – często nietrafnie.
Czy to kwestia pamięci?
Nie mam dobrej pamięci – możesz powiedzieć. Po prostu nie pamiętam, ale to nie znaczy, że jestem nieobecny.
Kiedyś narzekałem na swoją pamięć do imion. Gdy ktoś mi się przedstawił nie byłem w stanie zapamiętać jego imienia. Musiałem go kilka razy prosić o przypomnienie. To duża przypadłość, gdy się prowadzi szkolenia. Trudno zadać bezpośrednie pytanie, trudno odnieść się do czegoś, co uczestnik powiedział, trudno zbudować dobre relacje. Odkryłem jednak, że pamiętanie imion nie ma nic wspólnego z pamięcią. Wiąże się natomiast z uwagą, jaką poświęcasz ludziom. Jeżeli jesteś w pełni obecny i uważnie ich słuchasz, jesteś w stanie zapamiętać nie tylko imiona, ale wiele innych ważnych szczegółów. Gdy myślisz o tym, co za chwilę powiesz, lub wspominasz, co było przed chwilą, choćby i pięć razy ktoś powtarzał ci swoje imię, dalej będziesz miał problem z zapamiętaniem.
Dziś, gdy nauczyłem się uważnie słuchać tego, co ludzie mówią, jestem w stanie od razu zapamiętać i dwadzieścia imion. A gdy mi się to nie udaje, od razu wiem, że jestem rozproszony.
Podobnie jest z tym, co pamiętamy z naszej codzienności. Jeżeli ktoś jest w pełni obecny, bez wysiłku zapamiętuję wiele szczegółów. Jeżeli przechodzi przez życie na autopilocie, świat spływa po nim jak woda po kaczce, nie zostawiając wielu śladów.
Trans
Wiele osób interesuje się hipnozą i autohipnozą. Gdy idą do hipnoterapeuty czy na jakieś zajęcia, na których ma być stosowana hipnoza, są podekscytowani. Jak to jest być zahipnotyzowany? Większość czuje potem rozczarowanie. Pytają: to wszystko? Przecież to nic niezwykłego. Oczywiście nie mówię tu o głębszych stanach transowych. Ale jak zauważył Milton Ericson, każdy z nas, na co dzień niezliczoną ilość razy wchodzi w stan lekkiego transu. Wystarczy się rozejrzeć. Przyjrzyj się ludziom, których widzisz obok siebie. Kto z nich ma ograniczony kontakt z rzeczywistością? Kto jest częściowo nieobecny? Prawdopodobnie nie będziesz miał problemu ze znalezieniem ludzi w takim stanie.
Stan lekkiego transu jest naszym normalnym stanem. To nie wprowadzania w autohipnozę powinniśmy się uczyć, a rozpoznawania tego, że w niej jesteśmy i wychodzenia z niej. Trans jest potrzebny (w końcu sen też jest formą transu, a bez niego nie da się funkcjonować). Jednak przez większą część naszego czasu powinniśmy być w pełni świadomi i obecni.
Trening obecności
Bycie obecnym jest kwestią treningu. We wielu klasztorach zen, mistrz przechadza się z drewnianym kijem. Gdy tylko widzi, że ktoś traci kontakt z rzeczywistością, wchodzi jakieś oderwane od życia pętle, resetuje delikwenta tłukąc go kijem tak mocno jak tylko może. Parę dni temu przeczytałem gdzieś, że tą metodę stosowano także podczas szkolenia jednostek specnazu. Instruktor cały czas pilnował by uczeń był świadomy tego, co dzieje się wokół.
Czy to nie jest męczące być cały czas świadomym tego, co się wokół dzieje? Jest odwrotnie niż oczekujemy. Gdy jesteś w pełni obecny twoja uwaga jest skupiona i zharmonizowana. To z kolei sprawia, że czujesz przypływa energii.
Prawdziwy mistrz zen byłby w stanie, nawet największego zamętu dostrzec, że ma przed sobą sos sojowy a nie wodę. Prawdziwy mistrz zen jest w pełnie skupiony na tym, co się dzieje wokół. Jest opowieść dotyczące XIX wiecznego mistrza Nan-in i jego ucznia Tenno.
Po dziesięciu latach nauki Tenno osiągnął tytuł nauczyciela. Pewnego deszczowego dnia poszedł odwiedzić swojego mistrza Nan-in. Gdy wszedł, mistrz powitał go pytaniem:
– Czy zostawiłeś swoje sandały w przedsionku?
– Tak- odpowiedział Tenno.
A czy parasol jest po lewej czy prawej stronie sandałów?
Tenno zmieszał się, ponieważ nie potrafił natychmiast udzielić odpowiedzi. Uświadomił sobie, że nie był uważny przez każdą minutę. Dlatego też przez następne sześć lat kontynuował naukę u mistrza Nan-in.
Propozycja ćwiczenia
Uważność można ćwiczyć na różne sposoby. Oto jedna z propozycji:
Wybierz jakąś codzienną, zwykłą czynność, która trwa minimum dziesięć minut. To może być np. zamiatanie, odkurzanie, prasowanie, kąpiel, spacer, pranie, jedzenie.
Wykonaj ją przez cały czas skupiając się tylko na niej. Nie rób żadnych innych rzeczy. Nie słuchaj radia, nie rozmawiaj, nie obmyślaj – po prostu to rób, to co robisz. Wbrew pozorom to bardzo trudne zadanie. Zobaczysz, że umysł zacznie ci uciekać i przełączać się. Gdy tak się stanie, spokojnie wróć do swojego zadania. Skup się na doznaniach (zapachach, temperaturze, dźwiękach, ruchach, widokach) związanych z tym, co robisz.
Z czasem zobaczysz, że twoja uwaga stanie się coraz bardziej skupiona. Być może uda ci się także dostrzec, że po kilku razach, zyskają na tym ćwiczeniu także twoje „wielkie i poważne” zadania.
<div xmlns:cc=”http://creativecommons.org/ns#” about=”http://www.flickr.com/photos/h-k-d/3635825539/”><a rel=”cc:attributionURL” href=”http://www.flickr.com/photos/h-k-d/”>Photo by h.koppdelaney – http://www.flickr.com/photos/h-k-d/</a> / <a rel=”license” href=”http://creativecommons.org/licenses/by-nd/2.0/”>CC BY-ND 2.0</a></div>
Witam.
Mnie zastanawia, czy to wpadanie w lekki trans nie służy naszemu umysłowi. Pozwala się bronić przed napływem nadmiaru zbędnych informacji.
Jeśli tak trudno przez cały czas skupiać się wyłącznie na wykonywanym zadaniu, to może jest to naturalny i korzystny odruch dla naszego mózgu.
Pozdrawiam.
Zastanawiając się głębiej to mogę stwierdzić że często jestem w transie – w czasie jazdy pełnym autobusem, w drodze na przystanek, na spacerze – odpływam, bładzę gdzieś myślami.
Nie widzę wtedy znajomych, ani rodziny przechodzących obok mnie. Często mi to wyrzucają. Tylko że mi to odpowiada bo za dużo bodźców wokół mnie i takie wyłaczenie pomaga mi bezboleśnie przeżyć dzień….duzo tracę …pewnie tak.
Druga strona medalu to sytuacje gdy musimy być „tu i teraz” a ja sie przełączam automatycznie i mam problemy ze skupieniem i ogarnieciem wszystkiego.
Hm wszystko pięknie, ale mam taką obserwację z własnego życia, na własny temat, że stosunkowo łatwo (w każdym razie łatwiej) jest mi skupić się na bodźcach audio – potrafię przytaczać całe zdania wypowiedziane dawno temu przez różnych ludzi. Natomiast to, co widzę, ucieka mi natychmiast. Dziś z przerażeniem zdałam sobie sprawę, że nie pamiętam twarzy fachowca, który był u mnie w piątek, aby omówić szczegóły remontu. Pamiętam dokładnie co mówił, ale jak on na Boga wyglądał, jego twarz?… Potem sobie jakoś przypomniałam, ale to już było ćwiczenie. I oczywiście nie wiem, jak był ubrany itd. Więc byłam wtedy w transie, czy nie? Jestem ciekawa Twojej opinii. Pozdrawiam!
Witaj Zamyślony! Masz w dużej części rację. Wczoraj trafiłem do chirurga, który założył mi na rękę parę szwów. Gdybym nie potrafił w miarę dobrze wprowadzać się w trans, pewnie bym zemdlał albo spanikował. A ja spokojnie poszedłem do środka zdrowia, jedną ręką zapłaciłem za wizytę i spokojnie patrzyłem za okno, gdy byłem szyty. Prawie nie czułem nawet bólu. I pewnie bym się zgodził, że bycie w transie to bardzo przydatne, gdyby nie to, że godzinę wcześniej, sam sobie zrobiłem cięcie, które zszywał mi chirurg. Pielęgniarka, gdy jej powiedziałem jak to było, pokiwała głową i powiedziała: „Nożyczkami? ma pan talent”. „Nożyczki były najmniej ważne – powiedziałem – najgorszy był brak uwagi. Byłem nie skupiony na tym, co robię”. Trans jest całkiem przyjemny, ale jego efekty często są koszmarne. Dostałem mocną nauczkę mówiącą o tym, jak ważna jest uwaga.
Witaj Buszująca. Znam to. Wiem jak często jest czasem przestać obmyślać i zacząć zwracać uwagę na to, co się dzieje wokół. Ale w rzeczywistości bycie obecnym – skupienie się na tym, co wokół jest znacznie przyjemniejsze. Początkowo może wydawać się trudne. Ale gdy się tego nauczysz, czujesz się wtedy znacznie bardziej bezpiecznie. Gdy redukujesz swoją uwagę zachowuje się tak, jakbyś chowała się przed światem w krzakach. Niby fajnie, ale nigdy nie wiesz, co jeszcze w tych krzakach siedzi. Być może tuż obok siebie. W krzakach są tylko pozory bezpieczeństwa. Gdy zaczynasz się rozglądać, wychodzisz z krzaków na polanę. Większa perspektywa sprawia, że czujesz się pewniej. Co prawda, co pewien czas, gdy zobaczysz coś z daleka z krzykiem chowasz się w krzakach, ale z czasem czujesz, że chodzenie środkiem drogi nie jest taki straszne.
A tak bez metafor: proponuję zacząć od czegoś małego. Np. spaceru w parku. Cel: widzieć, słyszeć, wąchać, dotykać. Wystarczy pięć minut. Jak się rozproszysz, nie robisz tragedii, tylko wracasz (z czasem będzie lepiej). Zobacz czy to czasem nie jest bardziej przyjemne niż zredukowana obecność.
Witaj Olu. Właśnie zauważyłem, że odpowiedziałem na twój mail, wysyłając odpowiedź na swój adres. Ech…. jestem gorszy od tego mistrza z sosem sojowym 🙂
Po samej pamięci trudno powiedzieć, tym bardziej gdy kwestia dotyczy twarzy. Choć, jeżeli nie pamiętasz ubrania, to raczej byłaś nie w pełni obecna. Może to był tyci – tyci transik.
Myślę, że zwrócenie większej uwagi na to, co widzisz i czujesz przyniesie ci korzyści. Czasem ludzie mówią o sobie „jestem wzrokowcem, jestem słuchowcem, jestem kinestetykiem”. Ok. pewne kanały percepcji mogą być dominujące. Ale to nie zmienia faktu, że mamy pięć (czy sześć – różnie liczą) zmysłów i aby z nich w pełnie korzystać warto je świadomie ćwiczyć. Np. co pewien czas świadomie patrzeć.
ja widze ze czesto jestem w transie bo nie mam ochoty koncentrowac sie na tym co jest kolo mnie. Wrecz, jesli jestem gdzies gdzie sie zle czuje czy mi sie nie podoba, pytam sie siebie: co ja tu robie? Jak byc obencnym jesli czlowiek ma duza wyobraznie albo zmaga sie z problemami. albo, wlasnie, jedzie samochodem czy idzie, to po co koncetrowac sie na tym samym, czesc uwagi jest skupiona na czyms innym, jakims problemie ktorego nie uda sie rozwiazac bedac „tu i teraz”. Jak z tym walczyc? Dla mnie to jest trudne. Ok, rozejrze sie, poczuje i co dalej?
Marzeno, ja zadaję sobie wtedy pytanie: co jest dla mnie teraz ważne? Po czym zazwyczaj staram się zanurkować w to, co się dzieje wokół. Wiem, muszę wyjaśnić, co to znaczy „zanurkować” .. hm.. muszę przemyśleć. Pozdrawiam 🙂