Po kawałku, małymi kęsami

1.

Odkryłem dziś ważne prawo. W zasadzie znałem je od dawna, ale nigdy tak mocno nie uderzyła mnie jego słuszność.

A było tak. Miałem prosty konspekt nagrania. Kilkanaście punktów, które chciałem powiedzieć przed kamerą. Temat pasjonujący, samo nagrywanie przyjemne, nawet montaż wydawał się czymś przyjemnym.

Pod dziesięciu godzinach tych przyjemności, około dwudziestej pierwszej, miałem jakieś sto minut nagrań (wliczając wszystkie powtórki), rozbabrany montaż i poczucie, że to wszystko nie trzyma się kupy. Ostatnim porywem zdrowego rozsądku, wstałem od komputera i poszedłem do domu.

– Tragedia, nic mi dziś nie wyszło – powiedziałem żonie – czasem tak bywa, ale czuję się beznadziejnie.

Nie lubię słów „ta bywa”. Czasem rzeczywiście „tak bywa”. Czasem rzeczywiście trzeba się pogodzić z tym, że nie wiadomo dlaczego ugrzęźliśmy. Ale częściej można, przy pewnym wysiłku, odkryć powód. Akceptacja emocji nie oznacza, że nie mamy nie rozumieć przyczyn porażek. Zresztą, to czy rozumiesz powody dla których coś ci nie wyszło jest sprawdzianem tego, czy rzeczywiście akceptujesz swoje emocje, czy tylko to przed sobą odgrywasz. Człowiekowi, który akceptuje swoje emocje i porażki, łatwiej jest im się przyglądać. Łatwiej dostrzegać w nich wzorce.

Ale myślenie o porażkach rzadko kiedy jest łatwe. Świeżo po rozczarowaniu, masz tendencję do tego by mielić to wszystko w głowie, by wpadać w ruminację, by bezcelowo wałkować temat. Dlatego zazwyczaj trzeba dać sobie czas. Zająć się czymś innym. Choćby pójść spać, wykąpać się, pójść na spacer…Czasem warto zrobić dzień czy dwa przerwy.

W moim przypadku wystarczyła noc. Rano, pod prysznicem zacząłem myśleć o tym dlaczego mi wczoraj nie wyszło. Dlaczego jednego dnia bez problemów, w ciągu godziny nagrywam dość dobre wideo, a drugiego, przez cały dzień nie mogę wypuścić czegokolwiek?

Początkowo podejrzewałem siebie o lęk przed oceną. Nie wypuściłem żadnego wideo, bo obawiałem się, że nie jest dość dobre i że komuś się nie spodoba. To fakt, miewam takie obawy, ale to nie były one.

Potem pomyślałem, że to perfekcjonistyczna eskalacja standardów. Gdy tylko coś ci wyjdzie oczekujesz, że następnym razem zrobisz to dwa razy lepiej. Cokolwiek poniże „dwa razy lepiej” jest nie do zaakceptowania.

Cieplej. Kiedyś mnie to paraliżowało. Każda pochwała tekstu, każda dobra ocena szkolenia, to był wyrok na przyszłość. Jeżeli napisałem taki dobry tekst, to teraz muszę napisać jeszcze lepszy. Jeżeli zrobiłem takie dobre szkolenie, to teraz muszę zrobić naprawdę doskonałe. Do pewnego momentu wysokie oczekiwania są dobre.  Potem usztywniają i blokują.

Ale to również nie było to.

I nagle, w trakcie śniadania zrozumiałem. Dotarło do mnie uniwersalne prawo opisujące mechanizm mojej wczorajszej porażki.

Brzmi ono:

Jeżeli się krztusisz (szczególnie wtedy, gdy jesz coś, co ci smakuje), to znaczy, że próbujesz odgryźć zbyt duży kawałek naraz.

Wczoraj chciałem powiedzieć zbyt wiele, zbyt szybko, zbyt intensywnie. W efekcie zacząłem się dławić.

Usiadłem i rozłożyłem wszystko, co chciałem wczoraj powiedzieć na cztery punktu. Potem, gdy przyszedłem do biura, nawet wracałem do wczorajszych nagrań. Włączyłem kamerę i po godzinie nagranie było gotowe. Po dwóch kolejnych, następne.

Tak jak myślałem, to nie lęk przed oceną i nie eskalacja oczekiwań mnie zblokowały. To zbyt duże łakomstwo, niecierpliwość i zachłanność.

Oczywiście brak cierpliwości i łakomstwo, u swojej podstawy ma stary, dobry strach. Boisz się, że nie wystarczy ci czasu, słów, uwagi ze strony innych, boisz się, że zaraz ktoś przyjdzie i wszystko zabierze, boisz się, że to jedyna okazja…

I dlatego chcesz zrobić wszystko od razu. W jednej chwili. Rozdziawiasz szczękę, licząc na to, że uda ci się połknąć za jednym zamachem cały tort.

Że:

  • w jednym nagraniu zawrzesz wszystko co ważne;
  • w jednym tekście poruszysz każdą strunę i przedstawisz wszystkie techniki;
  • w trakcie jednego wieczoru nadrobisz braki w nauce z całego semestru;
  • w ciągu jednego weekendu wyprowadzisz na prostą zaniedbywaną od dwóch semestrów pracę magisterską;
  • w ciągu jednej godziny odpowiesz na wszystkie zaległe maile;
  • w ciągu jednego urlopu przeczytasz wszystkie zaległe lektury;
  • w ciągu jednego spotkania z rodzicami skrócisz kosmiczny dystans jaki między wami wyrósł;
  • w ciągu jednego romantycznego wypadu z żoną, zburzysz mur, jaki wznosiliście przez lata;
  • w ciągu jednego tygodnia uda ci się nadrobić wszystkie zaległości w pracy;
  • w ciągu jednego tygodnia wypracujesz zupełnie nowy pomysł na biznes;

2.

Czasem to nie jest kwestia łakomstwa. To, co usiłujemy ugryźć zdecydowania nam nie smakuje. Ale tak to sobie wykombinowaliśmy, że jeden wielki gryz i sprawa będzie załatwiona. Zjemy wszystko od razu i nie będziemy musieli codziennie znosić nielubianego smaku. Zamiast codziennej męki – sprint. Zamiast codziennego, umiarkowanego wysiłku, jeden duży – że użyję nazwy zespołu – zmasowany atak (massive attack). Ale nie zawsze się tak da.

3. Piasek w szklance

Przez ostatnie pół roku pracujemy z córką nad czytaniem. Nie chodzi jeszcze do szkoły, ale bardzo jej na tym zależy. Na początku roku poprosiłem by określiła jakie umiejętności chciałaby mieć. Spisaliśmy między innymi jazdę na rolkach, pływanie, grę na gitarze, jazdę konno, naukę chińskiego i wiele innych rzeczy. Potem poprosiłem by wybrała jedną rzecz, na której najbardziej jej zależy.

– Czytanie!

Czytamy prawie codziennie. Jakieś piętnaście minut. Na początku to była frajda. Teraz jest jeszcze większa. Ale po drodze była męka.

– Kiedy ja wreszcie będę umieć czytać tak jak ty? Czy już jutro?

– Nie, jutro jeszcze nie.

– Czy jak przeczytam dziesięć stron?

– Jeszcze nie

– Jak przeczytam cały ten elementarz?

– Będziesz lepiej wtedy czytała, ale jeszcze nie.

– To ja chyba nigdy nie będę dobrze czytać…

– Wiesz co Zuziu, wyobraź sobie, że masz szklankę.  I do tej szklanki, za każdym razem gdy przeczytasz słowo, wrzucasz małe ziarenko piasku. Pamiętasz jakie małe są ziarenka piasku? Przeczytasz pięć słów, to wrzucasz pięć maleńkich ziarenek. Piętnaście słów, to piętnaście ziarenek. Gdy szklanka będzie pełna, będziesz płynnie czytać. Nie można nauczyć się czytania za jednym zamachem, w ciągu jednego dnia czy nawet miesiąca.

Teraz co pewien czas słyszę:

– Tato a ile mam już tego piasku?

Pokazuję jej jakieś dwa centymetry i mówię:

– No to wrzucamy dalej? Dziś nie zobaczysz różnicy, ale to jedyny sposób by napełnić szklankę.

4.

Podobnie jest ze zmianami w naszym życiu. Czasem jedyny sposób by ich dokonać, to ziarenko po ziarenku.

Próba wypełnienia szklanki piaskiem za jednym zamachem, próba zmiany wszystkiego od razu, kończy się rozczarowaniem. Czasem załamaniem.

Napełniania szklanki piaskiem po ziarenku, zjadanie swojego tortu kawałek po kawałku, nie jest objawem słabości. Przeciwnie, jest objawem mądrości i hartu.

5.

Może nawet i dobrze, że nie umieściłem wczoraj nagrania. Jedno nagranie na dzień to chyba jednak zbyt duże tempo. Nawet, jeżeli jestem w stanie produkować coś codziennie – czy ktoś będzie w stanie codziennie to oglądać lub czytać?

Dlatego postanowiłem przerzucić się na rytm 2 – dniowy. Może to ciągle zbyt duże łakomstwo? Kolejne nagrania (lub teksty) będą się pojawiać co drugi dzień. No chyba, że sytuacja będzie awaryjna i będę miał takie ciśnienie, że nie będę mógł wytrzymać?

9 komentarzy

  1. Posługując się cytatem z pewnego autora książek motywacyjno-psychologicznych:

    „Obniż tę cholerną poprzeczkę!”.

    😉

    Jacek

  2. Po raz kolejny dziękuje za tekst Zbyszku 🙂

    Co do tempa – najlepiej utrzymywać napięcie – dozowac, aby czytelnik nie tylko zdążył przeczytać/ obejrzeć ale tez zastanowić sie i chociaż cześć wdrożyć w życie.

    Pozdrowienia 🙂

  3. Zbyszku, dziekuje za artykul, jak i za kilka poprzednich.
    W glowie rosnie mi obszerniejszy komentarz, do ktorego czasami cos dorzucam, ale dzisiaj na szbybko te dwa lowa: dziekuje Ci.

  4. .Dobrze że można stać się wierzbą stosując twoje techniki dziękuje, a teraz jedynie 😉 trzeba wdrożyć w życie. 🙂

  5. Genialne jest podejście „ziarenko piasku – szklanka”. Ja swoim dzieciom mówiłem o „Tabula rasa”. Czekam na wnuki, zastosuję oba powyższe. Teraz ja tez muszę zacząć stosować „ziarenko piasku – szklanka”.

  6. Ukłonik!

    Trochę byłam zawiedziona filmikiem. Początek bardzo mi się spodobał.
    Ale potem byłam niepocieszona, że jest tylko charakterystyka postaw a nie ma wskazówek jak pracować nad sobą, czy jak sobie pomóc, gdy dana postawa utrudnia
    życie. Po 13 minutach ulżyło mi 😉 i czekam na drugą część.

    A czy jest już gdzieś artykuł na temat jak wyzbyć się maruderstwa
    i chronicznego narzekania.
    Tak się już nasłuchałam, że Polacy to mają we krwi… ?
    U mnie w pracy to już niemal plaga. A wręcz niektóre z kobitek
    dochodzą do perfekcji. A ja Polka- raz, tam pracuje, więc zaliczam sie do tego towarzystwa – dwa, a pozatym chyba z domu wyniosłam pesymizm- trzy
    i żeby było juz na full to ciążą mi i lęki i depresja.Czy mogłabym zatem
    prosić w przyszłości o wskazówki jak widzieć w deszczu oznakę tęczy?
    Czy można się tego nauczyć? Czy można dać opór tej przypadłości?
    Mam nadzieję,że nie namieszałam za bardzo…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *