Źródło prawdziwej siły

Czy ty też jesteś mistrzem rozwoju osobistego?

Co pewien czas rzuca mnie po internecie. Trafiam na przeróżne strony. Ostatnio coraz częściej spotykam ludzi, którzy chcą uczyć innych jak stać się człowiekiem sukcesu. Interesuje mnie to, bo sam chciałbym kiedyś nim zostać. Parę dni temu oglądałem pewne nagranie video. Młody człowiek, góra dwadzieścia dwa, dwadzieścia trzy lata zachwalał swoje zaawansowane szkolenie z zakresu rozwoju osobistego. Oczywiście elitarne, pośpiesz się, bo zostało tylko kilka miejsc. Mówił patrząc wprost w kamerę, a jednak miałem wrażenie, że był rozkojarzony i nieobecny. Być może to ten wyższy poziom rozwoju osobistego. Ktoś, kto prowadzi elitarne, zaawansowane seminarium z rozwoju osobistego niewątpliwie wiele sam już osiągnął. Na pewno rozwinął swoją osobistość na wyższym, niedostępnym przeciętnemu człowiekowi poziomie.

Nie obejrzałem nagrania do końca. W internecie dużo jest ludzi, którzy osiągnęli podobny, wyższy poziom rozwoju osobowości. Pewnych siebie, zdecydowanych. Mających poczucie własnej wartości.

Ale wiesz co? Oni niewiele wiedzą na temat rozwoju. Wiesz, kto naprawdę się na tym zna?

Nie, nie, nie… nie ty. Nawet o tym nie myśl. Bo jeszcze zabierzesz mi klientów.

Oczywiście, chodzi o mnie. Wiedziałem, że się domyślisz.

Żartuję. Nie jestem Brucem Lee. Jeżeli nie znasz tego starego dowcipu, przypomnienie:

Do szpitala wariatów przyjeżdża wizytacja. Pytają pierwszego pacjenta:

– Jak się pan nazywa?

– Bruce Lee

Pochodzą do następnego.

– A pan, jak się nazywa?

– Bruce Lee

To samo powtarza się w kolejnych salach, z kolejnymi pacjentami.

W końcu trafiają do dyrektora.

– Panie dyrektorze, dlaczego wszyscy uważają się za Bruca Lee?

– To wariaci…. To ja jestem Bruce Lee!

Nie jestem Brucem Lee. Nie jestem też Napoleonem, Billem Gatesem, Osho, Lao Tsy, Joe Vitale, Bobem Kiyosaki, Napoleonem Hillem, …

Pokora i pycha

Przypominałem sobie dwa stare pojęcia. Używano je wieki temu. Dziś nie mają zastosowania. Choć być może coś pomagają zrozumieć. To pokora i pycha.

Pokora kojarzy nam się z byciem sierotą. Popychadłem, kimś, kto nic w życiu nie osiąga. Pokornie i z uniżeniem człowiek dorabia się garba i zostaje byle kim. Zdrowy człowiek, to taki, który jest asertywny, przebojowy i bezczelny. Potrafi się cenić i dopominać o swoje. Ciche myszki, które nie umieją się bezczelnie promować dostają po uszach i klepią biedę. Oczywiście, kiedyś tam dostaną nagrodę. Jak ktoś wierzy w życie pozagrobowe, może na coś liczyć. Jezus powiedział: Błogosławieni cisi, bo na własność posiądą ziemię. Wiadomo, kiedy to będzie – jak nas już na ziemi nie będzie, albo ziemi już nie będzie.

Takie jest powszechne wyobrażenie na temat pokory. Myślę, że błędne. Pokora to olbrzymia siła. Taka, która pozwala naprawdę, tu i teraz „mieć na własność ziemię”.

Siła

Czasem tę siłę trudno dostrzec. Możesz mieć wrażenie, że pokorny człowiek to słabeusz. Ktoś, kto niewiele może. Ktoś, kogo złamie byle podmuch. Gdy widzisz obok niego wielkoluda prężącego mięśnie, od razu wiesz, na kogo postawić.

Kiedyś był taki człowiek. Miał mizerną posturę i był potwornie wstydliwy. Bał się zabrać głos w większym gronie. Gdy brał udział w zebraniach i chciał coś powiedzieć, zanim zebrał się na odwagę, temat się już zmieniał. Z czasem nauczył się kontrolować swoją nieśmiałość, ale jak wspomina w autobiografii, nigdy całkowicie jej się nie pozbył. Nigdy nie był w stanie swobodnie zabierać głosu – nawet w grupie przyjaciół.

Gdy ktoś, kto go nie znał patrzył z boku, miał wrażenie dziwaka. Drobny, słaby, dziwnie ubrany. Ale jak wspominają ludzie, którzy go widzieli w działaniu:

Jego siła pozostawała ukryta, dopóki nie wymagała tego sytuacja, wtedy w ułamku sekundy podrywał się i rozpędzał do setki, siedząc za kierownicą, tak spokojny jak zwykle (Eknath Easwaran).

Ten mały, pokorny człowiek znany jest jako Mahatma Ghandi.

Może to jednak zbyt odległy przykład.

Operacja

Kilkanaście lat temu przygotowywałem się do operacji serca. Na mojej sali było dwóch ludzi. Wesoły, wygadany i pewny siebie taksówkarz z Tarnowa, oraz mały, chuderlawy rolnik z jakiś zapadłej wsi. Taksówkarz ciągle był dobrej myśli:

– Raz, dwa to zrobią i człowiek od razu zapomni. Nie ma się, czego bać. Ha, ha, ha…

Był pewny siebie i nic sobie nie robił z tego, co go czeka. Ciągle odwiedzali go znajomi. Roześmiani i pewni siebie jak on.

Rolnik był cichy i raczej smutny. Najczęściej spokojnie patrzył na drzewa za oknem. Nie mówił wiele, ale nie ukrywał, że się boi.

Obydwaj mieli być operowani tego samego dnia. Wieczorem odbywa się „przygotowanie do operacji”. Wygląda to jak jakiś plemienny, ludożerczy obrzęd przed wrzuceniem delikwenta do gara. Golą człowiekowi klatkę piersiową, robią lewatywę, ubierają w sztywną, szpitalną pidżamę i dają tabletkę na uspokojenie. Myślę, że robią to specjalnie, żeby pacjentowi nie była za lekko. Po tym obrzędzie człowiek – jeżeli miał jakieś wątpiwości – zaczyna czuć powagę chwili.

Coś wreszcie dotarło do taksówkarza. Zmienił się. Zaczęły mu się trząść ręce. Zamiast kpić i pocieszać innych, patrzył pustym wzrokiem w ścianę. Szybo dostał drugą porcję „głupiego jasia” i odpłynął.

Rolnik zachowywał się dokładnie tak samo jak do tej pory. Rano, następnego dnia, gdy stałem na korytarzu, akurat wieźli go do windy (wiozą człowieka w pozycji leżącej nawet, gdy może chodzić, może boją się, że im uciekanie tuż przed kotłem). Popatrzył mi w oczy i szeroko się uśmiechnął. Taki uśmiech zdarza się, gdy człowiek jest całkowicie autentyczny i spójny z tym, co czuje. Gdy czuje zgodę, na wszystko co się dzieje. Gdy akceptuje lęk (co nie znaczy, że mu się poddaje).

Tydzień później, Rolnik i ja, byliśmy w tym samym sanatorium. Rany goiły się szybko, chodziliśmy na spacery i coraz mniej sapaliśmy pokonując cztery schodki u wejścia. Taksówkarza nie było. Leżał pod respiratorem. Do sanatorium przywieźli go miesiąc później, gdy nas wypisywano. Z dawnej pewności siebie mało zostało.

Widziałem kilka takich przypadków. Ludzie, którzy nie mieli kontaktu ze swoimi emocjami, którzy udawali bohaterów, przechodzi przez operację znacznie gorzej niż ci, którzy nie bali się przyznać, że się boją.

Pycha

Czytałem ostatnio kilka wywiadów z Kingą Baranowską. To młoda, idąca jak burza alpinistka, która m.in. zdobyła szczyt Kanczendzondze (wcześniej zginęła tam Wanda Rutkiewicz). W jednym z wywiadów mówi że wielcy, napakowali goście z reguły nie dają sobie rady w wysokich górach. Ktoś, komu wydaje się, że pokona naturę, nie miał jeszcze okazji się zmierzyć z jej ogromem. Kinga mówi:

Trzeba umieć poddać się naturze, zaakceptować to, że na górze od człowieka już niewiele zależy, bo rządzą tam pierwotne prawa przyrody. Dopiero wówczas można coś zdziałać. Wykorzystać umiejętności, kiedy pozwoli na to natura. (Cały wywiad tutaj)

Myślę, że wszystkie ekstremalne wydarzenia, te niezaplanowane, jak choroby i operacje, jak i te zaplanowane jak wyjście na ośmiotysięcznik, uczą pokory. Zarówno wobec świata jak i siebie oraz swoich sił.

Pycha polega na tym, że człowiekowi wydaj się, że zawsze i ze wszystkim sobie poradzi. Że zawsze wszystko mu się uda i że zawsze będzie miał wiele sił. To złudzenia, dziecinada, przebieranki, strojenie się w teatralne kostiumy, ubieranie papierowych koron.

Pycha, czyli sztywne, wysokie mniemanie na temat siebie i własnych możliwości, zaburza ocenę sytuacji. Alpinista, który nie potrafi realnie ocenić własnych możliwości po prostu ginie. Nikt, nawet największy twardziel nie jest w stanie wisieć na jednym palcu, w mrozie i lodzie i bez jedzenia. Tak samo, jak nikt nie jest w stanie świadomie otrzeć się o śmierć i nie poczuć strachu.

Mając dwadzieścia lat łatwo z pewną siebie miną, ubrać szaty mistrza, zaawansowanego w rozwoju osobowym. Ale przed tobą człowieku jeszcze parę gór. Parę mroźnych zawieruch. Kilka gór, na których brak tlenu i człowiek cały czas czuje się słaby, zmęczony i obolały.

Prawdziwa siła nie jest efektem papierowej wiedzy. Nie jest efektem obtrzaskania się w kolejnych, mielących to samo poradnikach, filmach i ebookach.

Prawdziwa siła nie bierze się z powtarzania sobie, jaki jestem wielki, dumny i wspaniały. Nie jest efektem afirmacji, kotwiczenia, czy pracy z terapeutą.

Pokora

Pokora to nie jest umniejszanie się, pomniejszanie, stawianie w kącie czy uważanie się za kogoś najgorszego. Pokora to taki stan, w którym po prostu jesteś taki, jaki jesteś. W którym nie udajesz przed innymi, ani przed sobą, że jesteś „kimś”. W którym nie udajesz, że czujesz coś innego niż czujesz. W którym nie stroisz się w jakieś maski czy etykiety.

Łacińskie słowo oznaczające pokorę – humilitas, wzięte jest ze słowa oznaczającego ziemie (humus).

Być pokornym, to być jak ziemia. Być pokorny, to być z ziemi. Ani z marsa, ani z wenus. Z otwartej, dostępnej dla wszystkich, chłonnej ziemi. Nie jesteś pokorny wtedy, gdy nad sobą rozciągasz parasol, który nie pozwala padać kroplom. Pokorny człowiek, to człowiek odsłonięty, nagi. Taki jak ziemia. Jak pisze Anselm Grün:

…humilitas oznacza pogodzenie się z naszą ziemską istotą, z naszą przyziemnością, z naszym światem popędów, z naszym cieniem. Humilitas oznacza odwagę przyznania się do prawdy o sobie.

Niech cię nie zwiedzie nieco jęczący ton, który co pewien czas się pojawia na tym blogu. Cały czas staram się, także przez mój przykład, położyć cię na ziemi. Bo wiem, ze dzięki temu będziesz silniejsza / silniejszy, Chciałbym byś nauczył się swojej głupoty, ograniczeń i słabości. Byś nauczył się ją radośnie przyjmować. Nie dlatego by się tym chwalić, ani nad nią użalać, ani jej poddawać.

Być może trochę ciężko to wszystko przyjąć.

Jestem neurotykiem. Człowiekiem splątanym przez zbyt wiele ograniczeń i emocji. Tak samo jak ty. Tak samo, jak dziewięćdziesiąt parę procent ludzi żyjących we współczesnej zachodniej cywilizacji.

To trochę dziwne być słabym, niezdarnym, pokręconym, głupim świrem, w świecie, gdzie każdy musi być doskonały, silny, mądry i odnoszący sukcesy.

Dla niektórych bardzo dziwne. Ale może, przyznając się do tego jesteśmy w całkiem dobrym towarzystwie?

Abraham Maslow, znany ze swojej teorii motywacji, zrobił coś bardzo cennego. Przeprowadził badania nad ludźmi, będącymi prawdziwymi okazami zdrowia psychicznego. Nazwał ich ludźmi samorealizującymi się (były to zarówno osoby współczesne jak i historyczne – np. Einstein, Huxley, Schweitzer, Spinoza, Casalas, Whitman). Jedną z ich kluczowych cech okazała się akceptacja – siebie, innych i przyrody. Maslow pisze:

Są to ludzie zdolni ze stoicyzmem akceptować własną ludzką naturę z jej wszystkimi brakami, z tym wszystkim, co odbiega od obrazu idealnego, bez prawdziwego zakłopotania. Powiedzenie, że są to osoby zadowolone z siebie, sugerowałoby błędne wrażenie. Należy raczej powiedzieć, że są one zdolne przyjmować niedoskonałości i grzechy, słabości oraz zło ludzkiej natury, w tym samum, niekwestioniującym duchu, w jakim przyjmuje się właściwości przyrody.

Czasem świeci słońce i jestem pełny radości. Jestem skuteczny i pewny siebie. Czasem wieje wiatr i boję się wyjść z domu. Jestem słaby i ograniczony. To normalne. Gdy to zaakceptujesz, gdy przestaniesz oczekiwać czegoś sprzecznego z naturą, zaczniesz docierać do prawdziwej siły.

Nie trać czasu na próby „zaawansowanego rozwinięcia swojej osobowości”. Szkoda energii. Carlos Castaneda w jednej ze swoich książek o Don Juanie pisze:

Większość naszej energii pochłania podtrzymywanie wysokiego mniemania o sobie… Gdybyśmy potrafili utracić odrobinę swojej ważności, zaszłyby dwa niezwykłe zdarzenie. Po pierwsze uwolnilibyśmy energię wkładaną w utrzymanie złudnego wizerunku własnej wielkości i po drugie, dostarczylibyśmy sobie dość energii by na mgnienie dojrzeć rzeczywistą wielkość wszechświata.

Nie widzisz wspaniałości świata, gdy ciągle jesteś skupiony na sobie.

Nie szukaj pozorów. Nie daj się omotać zawodowym manipulatorom (czy motywatorom – podobne słowo).

Szukaj prawdziwej siły i wiedzy. Nie tej papierowej.

A ona zjawia się wtedy, gdy odważysz się przyjąć swoją własną naturę. Taką, jaką jest. Gdy przestaniesz traktować siebie samego, jakbyś był kartką papieru, na której można wypisywać największe bzdury.

Spotkasz w sobie część tej samej natury, którą podczas wspinaczki spotyka himalaistka. Należy jej się szacunek, a nie lekceważenie.

Photo:

26 komentarzy

  1. Bardzo dobry tekst. Zgadzam się z Tobą Zbyszku, że osoby które nie mają tzw. pokory tracą łączność z rzeczywistością, choć im wydaje się , że nad nia panują i czasami bardzo długo to trwa zanim się zorientują, że nie wszystko od nich zależy. Podoba mi się również Twoje porównanie „położenia na ziemi” aby poczuć właściwe proporcje w życiu. Akceptacja to droga do zrozumienia siebie, choć wielu z sobą walczy zamiast się z soba zaprzyjaźnić..

    • Świetny tekst i szczera prawda być pokornym do wszystkiego to nie znaczy być mało pewnym siebie…niektórzy o tym zapominają, mam nadzieję, że uda mi się być pokorną zawsze. Mama zawsze mi powtarzała:” Pokorne cielę dwie matki ssie”:)…sprawdza się

  2. Pokora to piękna umiejętność/cecha, kosztuje sporo jej nabycie w przesyconym ego-świecie, w którym żyjemy…uczę się akceptować swoje słabości, uczę się uznawać, że jeszcze wiele przede mną bez popadania w niskie poczucie własnej wartości. Chyba wiem czyje video oglądałeś 😉
    p.s. W innych artykułach tego nie zauważyłam, ale w tym jest parę wpadek stylistycznych…(m.in. siła – tę, nie tą). Ot tak, moje czułe oko zauważyło 🙂 pozdrawiam!

  3. Wysokie poczucie własnej wartości jest przereklamowanie 😉 Wolę poczucie bezwarunkowej akceptacji. Tak, jestem głupcem, jestem leniwcem, i czym tam się da jeszcze… Ale to nie znaczy, że nie kocham swojego życia.

    Dzięki za czułe oko! Niestety muszę chyba zatrudnić kogoś do korekty, albo zacząć ćwiczyć się w uważności.

  4. Bardzo przyjemny styl. Gleboka tresc. Duzo szczerosci oraz lekkosc czy jakis taki polot w mysleniu. Nie, moment, to nie lekkosc, to chyba wolnosc. Tez nie. Mam: odwaga! Tak, to ona. Zbyszku, obawiam sie, ze Ty sie po prostu nie boisz. To cenne.
    Dwa tysiace lat temu – rany jak ten czas leci – jeden z nauczycieli na Bliskim Wschodzie powtarzal do znudzenia: „nie lekajcie sie!”. On sie chyba tez nie bal…
    Nie… to nie odwaga, Zbyszku. To chyba jednak wolnosc…
    Ach, sam juz nie wiem…
    Pozostanie mi chyba po prostu cieszyc sie Twoim tekstem…

  5. Czym pycha (Pycha polega na tym, że człowiekowi wydaj się, że zawsze i ze wszystkim sobie poradzi. Że zawsze wszystko mu się uda i że zawsze będzie miał wiele sił. To złudzenia, dziecinada, przebieranki, strojenie się w teatralne kostiumy, ubieranie papierowych koron) rozni sie od wiary w siebie? od ambitnego dazenia do celu?

  6. – na plycie I Ching jest taka piekna piosenka
    „moze trzeba upasc na twarz
    swoje rzeczy ubogiemu dac i zaczac malowac bez farb ?”
    pewnie, ze mozna pod warunkiem, ze sie tego chce 🙂

    – tak sie sklada, ze przeczytalam pare tekstow na tym blogu i mam ogromne poczucie dysonasu, pomiedzy mysleniem autora a moim, ale to wlasnie jest fajne ?
    jesli jest inaczej poprosze o info zwrotne

    – otoz moim zdaniem znow opisany przypadek z zycia autora jest nieadekwatny do tezy
    od wiekow znany jest efekt placebo i jego dzialanie
    wiec pewnosc dobre zakonczenie w dobre zakonczenie nie jest brakiem pokory, a jedynie pozytywnym mysleniem, ktore absolutnie moze pomoc
    takze komplenie nie rozumiem idei przywolania tego przypadku
    ze niby pewnosc siebie nie rokuje dobrze wyniokom operacji ?

    moim zdaniem jest zupelnie odwrotnie

    – „Szukaj prawdziwej siły i wiedzy. Nie tej papierowej.”
    z calym szacunkiem dla metafor, nie widze roznocy miedzy wiedza a wiedza papierowa
    tzw doswiadczenie zyciowe oczywiscie rozni sie od doswiadczen przeczytanych czyli „papierowych”
    ale na Boga wlasnie po to pisze sie poradniki, publikuje wyniki prac naukowych itd, zeby inni z nich korzystali

    jakby wygladalo nasze zycie, gdyby kazdy z nas zamiast nauczyc sie praw Newtona, szukal ich na wlasna reke ?

    takze SZUKAJMY TEŻ wiedzy papierowej, ona w niczym nie przeszkodzi

    pokory dosc szybko naucza nas inni ludzie
    wierzmy w to, ze zawsze nam sie uda
    ze niepowodzenia sa konieczne do osiagniecia celu

    – „Nie widzisz wspaniałości świata, gdy ciągle jesteś skupiony na sobie.”

    a moze caly swiat jest we mnie ?

    świat tak szybko pedzi, powoduje, ze tak trudno skomunikowac sie ze soba i wlasnymi potrzebami myslami itd

    a ja mam biec za nim ?

    jak śpiewała Anna Maria Jopek

    .Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat, ja wysiadam
    Na pierwszej stacji, teraz, tu!
    Już nie chce z nikim ścigać się, z sił opadam
    Przez życie nie chce gnać bez tchu

    Będę tracić czas, szukać dobrych gwiazd
    Gapić się na dziury w niebie
    Jak najdłużej kochać ciebie
    Na to nie szkoda mi zmierzchów, poranków
    Ni nocy, dni…

    pozdrawiam
    🙂

    ps. te muzyczne cytaty to chyba sa z tego, ze wczoraj bylam na karaoke 🙂

  7. @Iwono, piszesz: „nie widze roznocy miedzy wiedza a wiedza papierowa”. Np. znać na pamięć przepis na ciasto i umieć go zrobić.

    Piszesz „jakby wygladalo nasze zycie, gdyby kazdy z nas zamiast nauczyc sie praw Newtona, szukal ich na wlasna reke”. Prawa Newtona dotyczą fizyką. Nie zajmuję się fizyką. Rozwój zawsze polega na samodzielnej pracy.

    „SZUKAJMY TEŻ wiedzy papierowej, ona w niczym nie przeszkodzi”. Czasem bardzo przeszkodzi. Tak jak przeszkadza dziecku, które wychodzi na dach i skacze, bo wyobraża sobie, że jest batmanem. Wiedza papierowa zaburza kontakt z rzeczywistością.

    „a moze caly swiat jest we mnie ?” Sprawdź i powiedz 🙂

  8. @Marzeno, pytasz „czym pycha różni się od wiary w siebie i ambitnego dążenia do celu”.
    Człowiek pyszny „ambitnie dąży do celu”, człowiek silny „dąży do ambitnego celu”. Mała, ale ważna różnica.
    Człowiek pyszny fałszuje rzeczywistość utożsamiając się tylko z pozytywnymi wyyobrażeniami na swój temat. W efekcie ogranicza swoje możliwości. Człowiek silny, wewnętrzną siła, dostrzega i akceptuje swoje słabe strony. Wie, że tak samo jak bywa skuteczny, skupiony i odważny, bywa też słaby i pogubiony. Ponieważ jest świadomy słabości, dysponuje znacznie większym zestawem możliwości.
    Dla człowieka pysznego, celem jest on sam w porównaniu z innymi. Ma problemy z relacjach, odczuwa stres i traci życie na udowadnianie sobie, że jest wielki. Tak człowiek prędzej czy później, albo musi zmienić się wewnętrznie, albo zostanie pokonany przez życie.

  9. No już myślalem że miejsca nie starczy…:)Iwono… Brawo! Zbyszku, dokładnie te same mam przemyślenia, zbytnia pewność siebie gubi, stwarza naszemu ego iluzoryczną rzeczywistość, opartą na wytycznych , ktoóe owo ego przefiltrowało.. na takich glinianych nogach nic trwałego powstać przecież nie może, dlatego coraz bardziej bierzemy się z życiem z barki, co przynosi (o dziwo!) inne efekty niż się spodziewaliśmy. Wtedy nasze nadmuchane ego znów stymuluje nas do wytężonej pracy… i tak w kółko. Jest takie ćwiczenie relaksacyje , ja wiem że niezbyt pochlebnie się o tym wyrażałeś, jednak działa… w tym ćwiczeniu wyobrażasz sobie że jesteś rzeką i poddajesz się nurtowi, i tu polegasz całkowicie na akceptacji siebie, sytuacji, emocji, zaczynasz te rzeczy dostrzegac , analizować i przyjmujesz kolejny punkt wyjścia do rozwiązywania swoich problemów. TAk zgadzam si również że mając 22 lat to moćna cytować tylko książki i strony www. Prawdziwa sila bierze się z własnych doświadczeń a podejrzewam że i ty Zbyszku , jak i ja co roku jesteś o niebo mądrzejszy, i każdy rok przynosi coraz to nowsze doświadczenia i przemyślenia… Zaimponował mi ten Castaneda..:) wiem że pisze prawdę, wbrew temu co mówią..

  10. Witam,

    To mój pierwszy komentarz tutaj, dlatego też najpierw chciałbym pogratulować Ci Zbyszku kapitalnego bloga. Uwielbiam czytać Twoje teksty, dlaczego? Bo potrafisz przyznać się, że jesteś niedoskonały, tak jak i my wszyscy.

    Mam pewien problem jak w praktyce zastosować to, co napisałeś o pysze i pokorze. Przy okazji hobby, które praktykuje często mam do czynienia z miksem, o którym wspominasz. Startuję w rajdach przygodowych – w skrócie to zawody sportowe, które polegają na pokonywaniu sporych dystansów biegiem/na rowerze/rolkach/kajaku itd. Nieodłącznym elementem w tej zabawie jest przekraczanie siebie, swoich własnych możliwości, ograniczeń, przekraczania kolejnych barier. Świadom jestem swojej słabości – każda kolejna porażka uczy mnie pokory, wiem ile jeszcze muszę zrobić, ile pracy jest przede mną.

    Jednocześnie stając na starcie rajdu muszę być pewny siebie – nie mogę zakładać, że mi się nie powiedzie, każda wątpliwość wyjdzie prędzej czy później w trudnym momencie. Tak samo muszę mieć wewnętrzną pewność, że to, co robię na co dzień, te wszystkie treningi przbliżają mnie do moich ostatecznych celów na tym polu. Napisałeś: „Pycha polega na tym, że człowiekowi wydaj się, że zawsze i ze wszystkim sobie poradzi. Że zawsze wszystko mu się uda i że zawsze będzie miał wiele sił. To złudzenia, dziecinada, przebieranki, strojenie się w teatralne kostiumy, ubieranie papierowych koron.”

    Co złego jest w pielęgnacji w sobie uczucia pewności, że ostatecznie wszystko będzie tak jak sobie to wymarzyłem? Że ostatecznie uda mi się zrealizować moje marzenia. Zdaje sobie sprawę ze swych słabości, ale wierzę jednocześnie, że uda mi się je kiedyś poprawić. Jak „zmiksować” świadomość własnych ułomności i tym, że nie zawsze jest fajnie z takim zdrowym optymizmem, przekonaniem, że kiedyś tam uda nam się to, co sobie zamierzyliśmy? To pycha czy po porstu optymizm?

    Zgodzę się, że papierowa wiedza a wiedza praktyczna to 2 zupełnie różne sprawy. Znów odwołam się do mojego hobby – jestem zwolennikiem maksymy „nie poddawaj się nigdy”. Nawet napisałem na własne potrzeby rajdowy dekalog, ta pozycja była na pierwszym miejscu, i co? Od tamtego czasu minęło już nieco czasu, a mi przydarzyło się kilka wstydliwych „wycofów” – to jest to o czym pisał Zbyszek, siedząc w domu w wygodnym fotelu (na moim blogu takie podejście nazywamy „perspektywą kanapową” 🙂 ) możemy pewni siebie głosić takie hasła, wszystko jednak wychodzi w praktyce, w tych najtrudniejszych momentach, gdy człowiek zaczyna pytać „po co?”, „dlaczego?”.

  11. Witaj Zbyszku

    Prosząc kogoś o „chlebek” nie oznacza, że gdy usłyszę, że nie wypada tak prosić, to jestem niepokorny. Może to oznaczać, że osoba która tak powiedziała sama nie zna definicji pokory, myśli że jest nią „nieproszenie”. Potem taki chłopak, którego właśnie nauczono błędnej definicji pokory, błędnie odbiera życie. Gdyby nie czytać papierowych poradników, to ludzie nie byliby świadomi, obrośnięci byliby nadal zabobonami, religiami i ślepymi wierzeniami, bo każdy bałby się myśleć i dzielić swoimi przemyśleniami. Rynek to potężny mechanizm i sam zweryfikuje, nauczycieli sukcesu prawdziwych i nieprawdziwych. Są dwudziestolatkowi, którzy odnieśli większy sukces niż Ty i ja, np Kamil Cebulski, właśnie dlatego, że byli niepokorni i samodzielnie myślący, nie zgadzali się na to co im się proponowało i sami chcieli odkryć klucz do sukcesu. W oczach wielu byli niepokorni i „chleba by od nich nie otrzymali”. Wystarczy z góry założyć, że wiele osób będzie przeciw i się tym nie przejmować i nie marnować energii na takich. Inny dwudziestolatek np taki o którym pisałeś, że jest pewny siebie i uczy sukcesu, może to z powodzeniem robić dlatego, że dla niego definicja sukcesu jest czymś innym niż dla Ciebie i wielu ludzi jest zainteresowanych jego definicją sukcesu. Prowadząc szkolenia stale się rozwija, a tym samym zbliża do sukcesu, więc postanowił się dzielić z innym swoją wiedzą w trakcie dochodzenia do sukcesu. Ty Zbyszku widocznie preferujesz naukę od ludzi sukcesu, którzy już coś osiągnęli, po co żeby iść po ich śladach…? Jeśli miałbyś iść po śniegu, po moich śladach przez odległość np kilometra, stopa w stopę, to i tak by Ci się nie udało i straciłbyś równowagę, a co dopiero mówić o sukcesie życiowym, wzorowanym na kimś. Może na takich szkoleniach nie uczy się jak osiągnąć sukces, tylko na co warto zwrócić uwagę, chcąc osiągnąć sukces. Nie da się. Ilu polskich krezusów, napisało książkę jako dość do wielkich pieniędzy? A ilu dwudziestolatków napisało poradniki jak dojść do pieniędzy i to najczęściej ich przemyślenia otwierają Ci umysł. Odnośnie wzorowani się na kimś jak osiągnąć sukces to (wszelkie poradniki wkrótce umrą śmierci naturalną, bo ludzie zaczynają rozumieć, że mówić o seksie to nie to samo co go uprawiać i automatycznie będą wybierać praktyków, ale myślę, że wiek nie jest istotny. Jeśli nauczyciel sukcesu jest młodszy, to jest mniej pokrzywiony przez życie, ominął go stan wojenny i nie nauczy się kombinowania, ale ma przez to inne spojrzenie na świat. Każdy wie, że reklama ma na celu skłonić do zakupu i tak samo jest ze szkoleniami, szkolący też wie, że musi krótko i treściwie przekonać do udziału w szkoleniu, więc użyje do tego marketingowych technik. A jeśliby jakość kursu okazała się do bani, to uczestnicy zanieśli by tę wiadomość do każdego umysłu, poprzez internet. Może nagranie, które oglądałeś, było nagrane w innym celu niż myślisz i tego nie zrozumiałeś. Opisałeś przypadek osoby, która była pewna siebie i po operacji była w cięższym stanie. Nic nam to nie mówi, nie wiemy ile razy ta jej pewność siebie tak naprawdę jej pomagała wychodzić z opresji i unikać destrukcyjnych myśli. Nie wiadomo, czy obydwaj pacjenci chorowali na to samo?, a jeśli nawet tak to mogli mieć różną odporność organizmu spowodowaną dotychczasowym życiem. Niby coś tam zauważyłeś, ale wiedzy na temat pokory i pychy bym na tym doświadczeniu nie budował, bo to aż groźne. M.in. z tego powodu, że gdy ukarzą się komentarze czytelników bloga, to jako „autorytet” musisz konsekwentnie bronić swojego punktu widzenia, a to już można podciągnąć pod pychę. Ludzie podejmują decyzje, w różny sposób, są tacy co mają już wypróbowane sposoby i stosują określone metody, np rozpisują sobie na papierze, w wielu przypadkach im się to sprawdza dlatego to stosują, ale nic nie ma na 100%, więc pewnego razu ich decyzja może się okazać błędna, a prawidłowa kogoś kto podjął decyzję bez namysłu widział to taki obserwator jak powiedzmy TY (piszący bloga) i pomyślał, że napisze o tym bloga jak to spontaniczne decyzje są skuteczniejsze od przemyślanych. Nie można tak generalizować Uważam, że każda metoda działa i każdy ma rację, tylko nie w każdych warunkach.

    Pozdrawiam

    Heniuś

  12. Witaj Heniuś. Dziekuję, za obszerny komentarz. Ja też kocham się uczyć od młodszych od siebie! Cieszę się, że gdy ludzie uczą się czegoś cennego, nie ważne od kogo Choć ja raczej wolę wybierać tych, którzy potrafią udowodnić, że osiągnęli już to, co dla mnie jest cenne. Gdy ktoś się dopiero chce uczyć (ucząc mnie) to wolę układ, w którym to on mi płaci, a nie ja jemu. O doborze ekspertów pisał mądrze ostatnio Alex Barszczewski. Polecam. Pozdrawiam. Zbyszek

  13. Zbyszku !!!
    świetny start, świetny tekst, ale jakoś wewnętrzenie czuję, iż piszesz o samym szczycie, aby tam się dostać, jest potrzebny sprzęt, i tu mnie zastanawia skąd bierzesz siłę do napędzania takiego myślenia?
    Bardzo mi się podoba Twoje otwarcie i prostota ujęcia tematu. Genialne !!! Dzięki temu co przeczytałem jeszcze raz mam szansę zobaczyć i docenić zdanie PROSTE JEST PIĘKNE :).
    Zdaję sobie sprawę z tego, aby pisać tak prosto, wiele trzeba było przejść.
    Będę wdzięczny za odpowiedź na moje pytanie.

  14. „Czasem świeci słońce i jestem pełny radości. Jestem skuteczny i pewny siebie. Czasem wieje wiatr i boję się wyjść z domu. Jestem słaby i ograniczony. To normalne. Gdy to zaakceptujesz, gdy przestaniesz oczekiwać czegoś sprzecznego z naturą, zaczniesz docierać do prawdziwej siły.”
    „Szukaj prawdziwej siły i wiedzy. Nie tej papierowej.
    A ona zjawia się wtedy, gdy odważysz się przyjąć swoją własną naturę. Taką, jaką jest. Gdy przestaniesz traktować siebie samego, jakbyś był kartką papieru, na której można wypisywać największe bzdury.”
    To są jedne z najmądrzejszych słów, jakie kiedykolwiek przeczytałam. DZIĘKUJĘ za nie!

  15. To moim zdaniem najlepszy tekst na tej stronie 🙂 Nie trzeba się zmieniać na siłę, udowadniać innym że jest się lepszym. Akceptacja to jak się okazuje jedno z najważniejszych słów w życiu.

    P.S. Bardzo mi się podoba Twoja strona Zbyszku, bo nie namawiasz do zmian. Zachęcasz do obserwacji siebie, doceniania teraźniejszości, akceptacji swoich myśli i emocji. Bardzo dziękuję, bo dzięki Tobie zaczynam patrzeć inaczej na wszystko wokół i na siebie 🙂

  16. W zupełności zgadzam się z kwestią akceptacji, natomiast czasem człowiek jest zmuszony do walki ze sobą i swoją naturą. Ja mam okropne cechy charakteru, (oprócz tych dobrych 🙂 ). Przez swoje złe cechy sprawiam nieświadomie przykrość moim najbliższym. Zaakceptowanie tych złych cech oznaczałoby postawę roszczeniową i brnięcie w złym kierunku, pogrążyłbym się całkowicie. Teraz mam przynajmniej satysfakcję z tego, że staram się walczyć dalej i nie pozwalam, aby moje ciemne cechy wpływały na złe samopoczucie i uczucia moich bliskich. Dziękuję

  17. „- Jej nie ma. – Jego głos brzmiał chrapliwie i wreszcie pasował do gabarytów. Dopiero teraz dostrzec można było głęboką wiedzę, jaką posiadać mógł Cierń, odwagę, dumę i honor. Czy to była siła, o którą pytała?
    – Nie ma. – Pochylając się do poziomu młodej, spojrzał jej w oczy. – Jest ból, który kształtuje charakter. Stos zasad, którymi się kierujesz. Wiara, która tak często zawodzi. Wspomnienia. Bliscy, o których możesz walczyć. Setki błahych zdarzeń, które napędzają do życia. Ale nie ma czegoś takiego, jak siła.
    Zacisnął zęby. To, co mówił, płynęło prosto z serca. Prosto z duszy spętanej setkami więzów, których nie dane mu będzie zerwać. Nigdy.
    Rozbawiony śmiech rozbrzmiał wśród jego myśli. Skrzywił się, nie oderwał jednak wzroku od Arisy.
    – Nikt z nas nie rodzi się silny i nikt silnym się nie staje. Wszyscy jesteśmy słabi. Słabi jak pień suchego drzewa – czasem wystarczy uderzyć lekko, czasem mocniej, ale zawsze się rozsypie. To, ile wytrzyma… – wzruszył ramionami – …zależy od wielu czynników. Od tego, ile się już przeszło. ”

    Fragment tekstu z forum (PBF, wirtualna rozgrywka, ale jakie życiowe!), który mi się przypomniał. Cierń, dzięki za tę trochę fabuły! ;3
    Tak mi się jakoś skojarzyło z tą siłą i pokorą.
    Zwykli ludzie w zwykły sposób potrafią napędzać naprawdę ciekawe myśli.

Skomentuj Zbyszek RyżakAnuluj odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *