Antoine de Saint-Exupéry pisze w „Ziemi, Planecie Ludzi”:
Istnieje cecha ludzka, dla której nie ma nazwy. Może jest to „powaga”, ale nie jest to właściwe słowo. Cecha ta bowiem może się łączyć z najradośniejszą wesołością. Jest to cecha właściwa cieśli, który – jak równy z równym – obcuje z klocem drewna, dotyka go, mierzy i nie traktując z góry, skupia na nim całą swoją sztukę.
Zafrapowała mnie ta cecha i postanowiłem sprawdzić jak brzmi w oryginale słowo, którego użył Exupéry. To gravité – jak wyczytałem w słowniku (nie znam niestety francuskiego) – słowo o dość szerokim zakresie znaczeniowym: owszem powaga, ale też dostojeństwo, ważność, namaszczenie.
Gdy stajemy przed jakimiś przerażającymi nas trudnościami mamy do wyboru w zasadzie trzy postawy.
Możemy uciec. W taki, lub inny sposób podwinąć ogon i udać, że przecież nie było szans, że i tak walka by była bez sensu, że lepiej spróbować czegoś innego i że w ogóle tak bardzo to nam nie zależy.
Czasem to dobre rozwiązanie. Może naprawdę aż tak bardzo mi nie zależy? Może naprawdę lepiej odpuścić? Nie ma sensu podejmować wszystkich wyzwań, które stoją na poboczu naszej drogi. Czasem trzeba machnąć ręką.
Załóżmy jednak, że tym razem to nie wchodzi w grę. Chcę walczyć z trudnościami. Nie zamierzam się poddawać. Nie tym razem. Nie w tej sprawie.
Jeżeli tak, zostają jeszcze dwie postawy.
Możemy próbować dodawać sobie animuszu, pomniejszając trudności. Nie ma co się bać, strach ma wielkie oczy, to przecież nic strasznego.
Jest wiele osób, które nam z chęcią (a czasem za niewielką opłatą) w tym pomogą. Będą powtarzać:
– Człowieku, nie przejmuj się. To pestka. Pikuś! Z twoimi umiejętnościami, z twoimi zdolnościami, to śmieszne!
Niektórzy mają całkiem sprytne sposoby dodawania animuszu. Na przykład złam deseczkę na szkoleniu. Udało się? Widzisz, poradzisz sobie z brakiem pracy! Albo przebiegnij po rozżarzonych węglach – od razu zrozumiesz, że problemy rodzinne to detal.
Mniej czy bardziej sprytne sposoby dodawania sobie animuszu nie zmieniają jednak tego, że stosując je jesteśmy jak chuderlak, który wypina klatkę piersiową i pręży muskuły, wierząc, że jego przeciwnik przestraszy się i ucieknie.
Czasem pomaga. Co prawda nasz pokaz siły rzadko sprawia, że trudności uciekają, ale przynajmniej z rozpędu coś robimy.
Jednak częściej ceną jest uwikłanie w wewnętrzne zmagania. Potrzebujemy kolejnych i kolejnych zapewnień, że „nie ma się czego bać”. Uzależniamy się od tego, co nam daje poczucie „Na pewno dam sobie radę”. Zamiast robić to, co potrzebne, próbujemy ciągle na nowo wzbudzać w sobie animusz.
Poza tym, nasze działanie nie jest tak intensywne jak trzeba.
Wydaje mi się, że ludzie, którzy zbyt lekko podchodzą do wyzwań, mają mniej siły, nawet na płaszczyźnie fizycznej. Ta myśl pojawiła się w konkretnej sytuacji. Wiele lat temu przygotowywałem się z kilkoma innymi osobami do operacji serca. Bałem się. Nie wiedziałem czy się uda, nie wiedziałem czy się wybudzę itp. Byłem przerażony, ale na dnie miałem myśl: Muszę się z tym zmierzyć i niech będzie co ma być. Ponieważ sytuacja jest dramatyczna, muszę przygotować się na dramatycznie wiele.
Obserwowałem innych. Większość była taka jak ja, ale byli też i tacy, którzy nic sobie z tego nie robili. „Nie ma co się przejmować. Oczywiście, że wszystko będzie dobrze. To nic strasznego”. Pamiętam jednego takiego gościa. Taksówkarza, zdaje się z Tarnowa. Nic sobie z tego wszystkiego nie robił. Był jak człowiek, który staje na środku pola w tracie nawałnicy z piorunami i mówi: „Boicie się tego deszczyku?!”.
Po operacji miał potworne problemy. Ledwo go wyciągnęli spod respiratora. Oczywiście to mogły być inne czynniki. Wydaje mi się jednak, że jego organizm nie zmobilizował odpowiedniej ilości sił, jakie były potrzebne. Uwierzył psychice, wmawiającej, że to tylko kapuśniaczek. A to naprawdę był huragan, z którym należało walczyć o życie.
Boisz się czegoś? Nie wmawiaj sobie, że nie ma powodów do lęku (no chyba, że rzeczywiście nie ma – zapytaj kogoś, komu ufasz). Nie wmawiaj sobie, że to kapuśniaczek. Twój strach jest właśnie po to, by zmobilizować twoją energię.
Stań przed trudnościami i im większy strach wzbudzają, tym uważniej im się przyjrzyj. Nie pomniejszaj ich, nie tłumacz sobie, że na pewno wszystko się ułoży.
Być może to tylko przejściowe kłopoty. Być może ciemne niebo zaraz się rozjaśni i nie będzie żadnego huraganu. A co, jeżeli nie? A co jeżeli sytuacja jest poważna?
Czy nie szkoda czasu na ćwiczenia wyobraźni? Na mocowanie na nosie, ciągle spadających, szkieł pomniejszających problemy?
Jeżeli to burza, nazywanie jej kapuśniaczkiem nie sprawi, że przejdzie bokiem.
Do wyzwań trzeba podchodzić z powagą, z tym gravité – dostojeństwem, namaszczeniem, ciężarem.
Jeżeli mam wygrać, muszę stanąć naprzeciw trudności i użyć wszystkich dostępnych mi sił, zdolności i energii.
Dlaczego nie walczysz ze wszystkich sił? Czy nie dlatego, że lekceważysz trudności przed jakimi stoisz? Czy nie dlatego, że boisz się im spojrzeć prosto w twarz? Czy nie dlatego, że próbujesz uwierzyć, że wszystko się jakoś ułoży?
Strach paraliżuje dopóki próbujemy udawać, że go nie czujemy. Dodaje energii, gdy podchodzimy do tego, co go wywołuje, z powagą.
Jeżeli się czegoś boisz, to znaczy, że coś jest dla ciebie ważne.
Boisz się, że ci nie wyjdzie, bo ważne jest by wnosić istotny wkład. Boisz się, że cię wyśmieją, bo ważne jest by mieć z ludźmi relacje oparte na szacunku. Boisz się, że nie będziesz mieć za co żyć, bo ważne jest dla ciebie godziwe życie.
Sam sobie powiedz czego się boisz i dokończ zdanie: boję się…. bo ważne jest dla mnie… .
Gdy będziesz wiedzieć co jest ważne, z powagą potraktuj swoje potrzeby i trudności. Miej odwagę dostrzec zarówno to, czego pragniesz, jak i to, czego się boisz.
To powaga, a nie sztubackie lekceważenie, daje nam siłę i konsekwencję.
Exupéry pisze:
Nie odczuwasz potrzeby ośmieszania przeciwników, zanim się z nimi zmierzysz. W obliczu groźnej burzy mówisz: „To groźna burza”. Godzisz się na walkę i obliczasz siły przeciwnika […] W sercu wydarzeń ludzkich strach umiera. Tylko nieznane przeraża człowieka. Ale dla tego, kto stawia mu czoło, ono już nie jest nieznane. Szczególnie jeśli się je obserwuje z tą powagą (gravité) nie podległą złudzeniu.
Czytając Pana tekst zobaczyłam w myślach moją 4,5-letnią córkę, która staje przed jakimś problemem czy wyzwaniem.
Widzę, że boi się porażki (czasem sama to mówi), że waha się, na moment nawet rozkleja, ale już po chwili wycisza i zamiera, jakby nieobecna – mierzy się z wyzwaniem. Czasem odpuszcza. Ale jeśli już przystępuje do pracy to w ogromnym skupieniu, z namaszczeniem, kierując niemal całą swą uwagę na to, co robi. Chyba nic nie jest w stanie jej przeszkodzić czy wyrwać z tego stanu. A kiedy już skończy, jej radość, zachwyt i dumę można jeść łyżkami i pojawiają się one bez względu na rzeczywisty efekt. Zapytana kiedyś przez dziadka czego się tak cieszy, skoro nie jest IDEALNIE, powiedziała „Niewazne dziadek, wazne ze wiem ze mogę”.
Uczę się od niej.
Pozdrawiam i dziękuję.
Bardzo dziękuję za ten komentarz. Piękna ilustracja 🙂 Tak, do dzieci (szczególnie takich) naprawdę warto się uczyć. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Ważne, że wiem, że mogę…. z tym będę chodził w tym tygodniu!!!! Mega… Pzdr 😉 🙂
Cudowne ujęcie tematu, nasunęło mi się takie pytanie.
Czy nie jest to związane ze stanem flow, jakie opisał w swojej pracy Mihaly Csikszentmihalyi?
Stan absolutnej koncentracji na zadaniu, a nie na efekcie? Zespojenie się z przedmiotem działania itd? Zapominam o swoim JA, doświadczam teraźniejszości i na nią adekwatnie reaguję, a nie uciekam w bezpieczny świat przeszłości, albo odurzam się przyszłością?
Jednym z moich ulubionych powiedzeń jest to, że wynik jest zawsze pochodną gry. Jeśli dobrze grasz (często mierzysz się z własnymi standardami a nie przeciwnikiem) to wygrasz, ale wynik nie będzie dla Ciebie najważniejszy. Niemniej taka postawa wymaga ogromnej samoświadomości. To coś o czym kiedyś Pan napisał cytując swoją znajomą. „Jeśli coś zauważyłaś to nie udawaj, że jest inaczej.”
Fascynuje mnie opisywana przez Pana uważność życia i trwanie w prawdzie, jakakolwiek by ona nie była.
Dziękuje i pozdrawiam!
Bardzo dziękuję za ten post. Przetrwałam z nim sesję, jak na razie wszystko zdałam- tym razem jednak inaczej- bez ogromnego stresu, który mnie niszczył, strachu, panikowania, bardziej na luzie, ale z powagą. 😉 Coraz bardziej zaczyna mi się ten stan podobać. 😉