Przerażająca podróż w nieznane (o czym jest ten blog)

Każdy z nas odbywa podróż do miejsca, w którym jest w pełni sobą (mimo, że nie zajmuje się tam przesadnie sobą, ani nie kręci się wokół swojego ogona). W tym miejscu, do którego zmierzamy, robimy to, po co pojawiliśmy się na tej ziemi. Wnosimy swój istotny wkład, pomagamy ziemi obracać się we w właściwą stronę. W tym miejscu mamy poczucie, że jesteśmy kimś ważnym, wyjątkowym i unikalnym. I nie jest to tylko poczucie.

Dla każdego z nas to miejsce jest inne. Tak samo jak każdy z nas ma różne odciski palców, zupełnie inne są miejsca, do których zmierzamy.

Jeżeli nie jesteś zadowolony z tego, co robisz, jeżeli czujesz się jak pomyłka, jak nieistotny dla nikogo dodatek – to znak, że jeszcze nie dotarłeś do tego miejsca.

Nie ma powodów, dla których miałbyś spędzić resztę swojego życia byle gdzie.

Nie ważne, co było do tej pory. Nie ważne jak wiele błędów popełniłeś. Nie ważne w ile ślepych uliczek zabrnąłeś. Nie ważne jak skomplikowana jest twoja sytuacja.

Nie ma powodów byś tkwił nie tam, gdzie powinieneś być.

Nigdy nie jest za późno – to nie dotyczy tylko trzydziestolatków (którzy od pięciu lat pracują w korporacji na stanowisku starszy zombie). To dotyczy także czterdziestolatków, którzy mają bliżej niż dalej (albo odwrotnie), pięćdziesięciolatków (którzy już „nie za bardzo mogą”), sześdziesięcio, osiemdziesięcio, dziewiędzisięcio, itd–latków (ale ci tego na pewno nie czytają).

To jednak nie znaczy, że twoje życie i miejsce, w którym jesteś można zmienić ot tak, jak pstryknięcie palcami. – Wiesz, przylepisz sobie na lodówce zdjęcia ferrari, powtarzasz, że świat jest wspaniały i załatwione!

Nie mam magicznej fasoli, która posadzona w doniczce wyrasta wprost do nieba i po której, następnego dnia rano, możesz bez problemów wspiąć się tam, gdzie wszystko jest cudowne i dokładnie takie jak powinno.

Chciałbym mieć taką magiczną fasolę. Jej sprzedawcy (choć może należałoby ich raczej nazywać dilerami) zarabiają krocie. W ludziach jest tak potężna potrzeba posiadania magicznych fasolek, że można im wcisnąć każdy kit –książki, wierszyki, kubki, notatniki… wszystko łącznie z kolekcjami kamyków i tamponów higienicznych, byle tylko mieli poczucie, że są nieco bliżej magii).

Ja jednak nie mam magicznej fasoli. Sorry.

Znam jednak inny sposób by dotrzeć tam, gdzie chcesz. Nazywa się: podróż.

Do tego miejsca można dotrzeć wtedy, gdy wyruszysz w drogę.

Nie możemy odkryć ani siebie, ani swojego miejsca poprzez introspekcję, medytację czy jakikolwiek sposób dumania o sobie samym.

Refleksja na swój temat jest potrzebna, ale jeżeli nie towarzyszy jej działanie, jeżeli tylko siedzisz i dumasz (jak baca, który ma czas) – do niczego sensownego nie dojdziesz (już lepiej byś tylko siedział, jak baca, który nie ma czasu).

Jeżeli chcesz wyśnić swoje miejsce na ziemi – twoje sny będą tylko rojeniami.

Nie ma też żadnych, absolutnie żadnych narzędzi psychologicznych, dzięki którym mógłbyś znaleźć odpowiedź do czego się nadajesz a do czego nie. Wszystkie te kolory, parasole, IFTP, ETC, ITD. – to zabawki, które nie pozwalają dowiedzieć się niczego naprawdę istotnego.

Jedynym sposobem by odkryć twoje miejsce na ziemi jest działanie.

Wystawiasz nogę za próg, stawiasz ją, opierasz na niej ciężar ciała, rozglądasz się, podnosisz drugą nogę… jeden konkretny  krok naprzód jest lepszy niż wszystkie zaawansowania narzędzia „samopoznania”.

Czy jesteś w stanie z całą pewnością powiedzieć, że coś ci smakuje, zanim tego nie spróbujesz? Musimy spróbować przynajmniej raz (częściej parę razy), by móc powiedzieć sobie: tak, to mi smakuje lub nie to, nie dla mnie. Nie oczekuj, że dowiesz się, co powinieneś robić, póki nie spróbujesz.

Odkrywanie siebie i swojego miejsca na świecie zawsze jest podróżą. Wymaga działania. Refleksji oczywiście też, ale w dzisiejszych czasach, zdecydowana większość z nas zbyt wiele myśli i zbyt mało robi.

Ale zanim ruszysz w tą podróż musisz wiedzieć o jeszcze jednej rzeczy. Ta podróż nie przypomina szkolnej wycieczki na Wawel. To nie jest podróż z biurem podróży, z nawigacją satelitarną czy choćby mapą w ręce. To podróż w nieznane. Bardziej przypomina podróż Krzysztofa Kolumba: wsiadasz na lichy okręt mając ogólne wyobrażenie kierunku, ale nie masz pojęcia, kiedy dopłyniesz do celu, co spotkasz po drodze, a nawet czy na pewno uda ci się przeżyć.

Podróż w nieznane jest pasjonująca, pełna przygód i absorbująca. Ale także przerażająca.

Każda podróż w nieznane jest przerażająca. Jest pełna niebezpieczeństw, pułapek, nieoczekiwanych przeciwności, ślepych zaułków.

Czy będziesz miał odwagę ruszyć w tę podróż?

Czy będziesz miał odwagę narazić się na niebezpieczeństwa, pułapki, ślepe uliczki?

Czy będziesz mieć odwagę nie poprzestawać na małej, wygodnej, ciepłej i zatęchłej stabilności?

Czy będziesz umiał puścić się tego kawałka deski, na której jakoś da się dryfować, ale która, wiesz to w środku, zawsze była czymś tymczasowym?

Czy będziesz mieć odwagę by puścić się swoich wyobrażeń na temat tego jak świat powinien działać i odkryć to, jak w rzeczywistości działa?

Puścić się wyobrażeń na temat tego, kim jesteś, co umiesz i czego ludzie od ciebie potrzebują i odkryć coś zupełnie innego?

Boisz się? To dobrze. Jesteś zdrowy. Nie boją się głupcy.

Jesteś zmieszany i nie masz klarowności? Lepiej być zagubionym niż kurczowo trzymać się błędnej drogi.

Jeżeli jesteś zagubiony i nie wiesz, o co ci chodzi, to znak, że twoja podróż się zaczęła. Istotą podróży, o której tu mowa jest niepewność i pomieszanie.

Pomiędzy starym a nowym, zawsze jest smuga wahania, układania czy wylęgania. Czasem – ale rzadko – tą smugę można przekroczyć jednym, wielkim susem.

Ale częściej jest na to zbyt duża. Musisz się w nią zanurzyć i przedzierać, mając jak Krzysztof Kolumb nadzieję, że jednak dotrzesz do tych cholernych Indii a nie spadniesz z krawędzi świata w paszczę wielkiego żółwia podtrzymującego ziemię, albo nie zginiesz z głodu gdzieś pośród pustego oceanu.

Nie wiesz, o co ci tak naprawdę chodzi i gdzie chcesz dotrzeć?

Nie musisz. Wystarczy ogólne wyobrażenie. Miejsce, do którego naprawdę chcesz dotrzeć to najczęściej nie to miejsce, które sobie wyobrażasz, jako swój cel.

Kolumb miał bardzo dokładne wyobrażenie, gdzie chce dotrzeć. Nigdy nie dotarł do Indii. Odkrył nieznaną nikomu Amerykę.

Prawdziwa podróż zawsze jest podróżą w nieznane. A to, co nieznane, zawsze nas przeraża.

*

Ten blog jest o poszukiwaniu tego, do czego jesteśmy stworzeni.

To nie jest blog o strachu, negatywnych emocjach, depresji, prokrastynacji, pewności siebie, odwadze, produktywności, zarządzaniu czasem, psychologii sukcesu itp. Może to i ciekawe tematy, ale to tylko dodatki.

[highlight]To jest blog o tym, jak być bliżej tego, co kochasz[/highlight]. Jak znaleźć się w obszarze tego, co w twoim życiu najbardziej istotne. Jak przestać być dodatkiem a stać się kimś wnoszącym cenny wkład w działanie świata.

55 komentarzy

  1. Zbyszku świetny wpis. Pasuje idealnie do miejsca w życiu w którym jestem.
    Mateusz źle, ten blog to nie początek w zbyszkowym blogowaniu. To kolejny etap.
    Zbyszku jesteś dobry, można powiedzieć ,że jesteś cholernie dobry. Chciałbym aby twój przekaz dotarł do większej ilości ludzi. Chciałbym abyś efektywniej pomagał ludziom i jednocześnie zarabiał dzięki swojej pomocy. Martwiło mnie to ,że ostatnio na blogu u ciebie nic się nie działo. Zbyszku jesteś unikalny , prawdziwy, odrobiłeś życiowe lekcje i myślę ,że wiele osób potrzebuje drogowskazu od Ciebie. Nie zniechęcaj się ,że coś z blogiem nie szło. Może warto podjąc inne formy interakcji i pomocy dla ludzi. Może jakiś indywiduala terapia, coaching czy poprostu sprawdzanie postępów „twoich ludzi” przez Ciebie za jakaś opłatą. Dajesz świetne wpisy i wiedzę za free. Dla części ludzi to wystarczy, a część będzie chciała czegoś więcej. Jakiejś większej interakcji z tobą np już odpłatnie. Czasami wiesz w czym rzecz, a bez impulsu z zewnątrz ciężko pójść dalej.
    Przydałyby się też jakieś wywiady z tobą , może jakieś radio, youtube lub u jakiegoś blogera z duża liczbą czytelników. Fajnie by było jakbyś trochę wypłynął medialnie.

    • Dziękuję Radku 🙂 Bardzo miło czytać, to co napisałeś.
      Z tym blogiem i całą moją obecnością w internecie jest tak, jak napisałem w tym tekście – to jest podróż i naprawdę ciągle nie wiadomo gdzie dotrę. Już tyle razy byłem w ślepych uliczkach, że pewnie powinienem dać sobie spokój. Ale z drugiej strony to jest fajne, że ciągle nie wiadomo, gdzie dojdę.
      Na pewno najcenniejszy jest dla mnie kontakt z osobami, które mnie czytają – to mnie naprawdę wiele uczy.
      Masz rację, muszę się trochę bardziej uaktywnić promocyjne. Choć chodzą za mną słowa Setha Godina „Podjąłem decyzję by pisać dla moich czytelników a nie by próbować znaleźć więcej czytelników, tego co piszę”.

  2. Zbyszku,
    cieszę się, że wróciłeś! Jesteś dobry i mądry, chcesz i potrafisz. Pomnażaj swoje talenty i dziel się nimi hojnie.
    Idziemy dalej!

  3. Wpis jak zawsze bardzo ciekawy. Cieszę się, że powróciłeś. Czekałem na to. Strona ładnie odświeżona, ale trochę jej układ mi nie pasuje, gorzej się czyta, chyba przez za dużą czcionkę. Pozdrawiam

    • Dziękuję i cieszę, że tyle czekałeś. Nad układem jeszcze pracuję. Nie jestem do końca zadowolony, ale gdybym czekał na pewne zadowolenie to pewnie by minęły wieki. Tak czy inaczej, spróbuję to zbliżyć do mojej wizji.

  4. Dziękuję, że wróciłeś. Tego było trzeba. Twoja jakość pisania przemawia do mnie w całości i jest mi niezmiernie bliskia. Zawsze, absolutnie zawsze powtarzam komu tylko mogę, działanie działanie, działanie. I ma to swoją cenę również, bo prowadzi do mojej irytacji i frustracji, jak ktoś tylko szuka wymówek, by jednak nie działać, by nie zrobić tego jednego, choćby małego kroku. Można porównać to do ćwiczeń fizycznych. Tak trudno czasami się zmobilizować do kilku minut ćwiczeń dziennie. Odkłada się ten początek, za chwilkę zacznę, już, już prawie, a może jednak jutro. I tak mija dzień za dniem. W końcu jednak jak się zacznie i zrobi ten pierwszy krok, to pierwsze ćwiczenie, okazuje się, że jest tak miło, przyjemnie, że zaczyna się człowiek zastanawiać jak można było tak długo zwlekać. Wszystko sprowadza się do działania i zrobienia tego pierwszego kroku, kroku który czyni różnicę i stanowi granicę, magiczną linię między niedziałaniem a działaniem.

    • Bardzo dziękuję – i za komentarz i za czekanie. Pięknie napisane „Wszystko sprowadza się do działania i zrobienia tego pierwszego kroku, kroku który czyni różnicę i stanowi granicę, magiczną linię między niedziałaniem a działaniem.” Tak jest 🙂

  5. Witam,
    mam za sobą kilka takich podróży ale niestety żadna nie zakończyła się sukcesem. I tak mi to życie upłynęło – na podróżach. Teraz nie mam już siły na nic i
    rzeczywiście jestem tylko dodatkiem do mojego dorastającego dziecka.
    Jestem przerażona, że nie dałam rady, że porzuciłam marzenia, zdradziłam siebie i muszę żyć tak jak wszyscy. Sama sobie zrobiłam kuku, nie mam ani wolności ani pieniędzy,
    mam tylko obowiązki ale… cholera jasna, nie żałuję. Cena jaką ja zapłaciłam za moją podróż jest dla mnie straszna, najgorsze jest to, że zwyczajnie fizycznie nie mam już siły aby iść dalej a bardzo chcę.
    Dziękuję za ten tekst.

    • @urszula
      Jak odpuścisz jest szansa, że siły się znajdą. Nigdy nie jest za późno na marzenia i ich spełnianie. Charakteru, natury człowieka się nie oszuka i coraz bardziej się przekonuje, że wiele zachowań, pragnień, można przysypać, uśpić, lecz one kiedyś się obudzą. Człowiek w niewielkim stopniu jest w stanie się zmienić, a jeśli zmienia się znacznie, to jest to sztuczne, nienaturalne. Podporządkowując się innym, to prędzej czy później prowadzi to do zatracenia siebie i prędzej czy później to wybuchnie, dojdzie się do ściany i wtedy wszystko wychodzi ze zdwojoną siłą. To oczywiście moje jak najbardziej subiektywne zdanie, a najważniejsze jest działanie. Ważne, by żyć tu i teraz bo to się właśnie dzieje. Przeszłości się nie zmieni w żaden sposób, przyszłości nie znamy i raczej małe szanse by ją poznać. Działać tu i teraz. Być obecnym, uważnym tu i teraz. Teoretycznie proste to jest bardzo, ale praktycznie wcielać to w życie to już dużo, dużo trudniejsze, ale warto bardzo.

    • Urszulo, dziękuję że to napisałaś. To mnie motywuje, by wypracować i przedstawić narzędzia / techniki / cokolwiek, co mogłoby Ci pomóc.
      Dobrze cię rozumiem, kolejne, sto pięćdziesiąte dziewiąte próby są szczególnie trudne, ale to nie znaczy, że są skazane na niepowodzenie.
      Brak sił to może być utrudnienia. Ale może to znaczy tylko tyle, że teraz warto spróbować inaczej — mniej siłowo?
      A może siły się pojawią, gdy choćby coś małego się uda? Będę jeszcze nie raz wracał do tego tematu. Pozdrawiam i dziękuję 🙂

  6. pare tygodni temu pomyslalam : ” coraz mniej obchodzi mnie co inni o mnie mysla, a nawet to co ja sama o sobie mysle, a coraz wazniejsza staje sie odpowiedz : kim jestem ? i jej poszukiwanie”…
    i teraz po przeczytaniu twojego tekstu przypomnialam sobie o tym,
    dziekuje za zaproszenie
    dalej w droge !
    Aldona

  7. Brzmi obiecująco. To chyba już moja ostatnia nadzieja. Obecnie nawet nie wiem, czy w ogóle jest coś co jeszcze kocham robić. Szukam, ale ostatecznie nic mi się nie chce. Ciągle staram się rozwijać. Nie czekam aż „coś samo mi się zadzieje”. Bez skutku, pustka.

    • Dziękuję za komentarz. Wiem jakie to trudne, gdy człowiek ciągle „nie wie”. Ale naprawdę jesteś na drodze. Ta podróż jest trudna i czasem prowadzi przez pustki. Będę wracał do tematu. Może coś z kolejnych tekstów będzie pomocne. Pozdrawiam 🙂

  8. Bardzo się cieszę znowego tekstu. Mam nadzieję, że to zapowiedź, że nowe wpisy będą się pojawiać częściej. Pozdrawiam 🙂

  9. Ahoj, Kapitanie! Bardzo serdecznie dziękuję za to, że znowu jesteś. Twoje trzeźwe patrzenie na proces jakim jest życie zawsze stawiało mnie do pionu.
    Jestem kobietą już po pięćdziesiątce co nie znaczy, że dotarłam tam, gdzie wszystko jest oswojone i satysfakcjonujące (po jakimś czasie życie w tym miejscu chyba było by nie do zniesienia). Jak wiele osób w moim wieku mam tzw. życiowe doświadczenie i traktuję je jak moje własne „bogactwo naturalne”. Najcenniejsze są te doświadczenia, które przyszły gdy życie bolało, przywalało swoim ciężarem, gdy walczyłam aż do krwi, nie mając w ludziach oparcia.
    Pewnie jeszcze nie raz tak będzie. Ale dziś wiem na pewno, że nigdzie nie zatrzymam się na zawsze. Życie to proces, bieg, podróż czyli ciągłe zmiany.
    Jednak nie zamierzam rezygnować z dalszej podróży.
    Jeszcze raz dziękuję, że znowu jesteś. Twoje spojrzenie na człowieka i jego dążenia poszerza i wzbogaca moje widzenie. Moje „bogactwa naturalne” rosną.
    Stopy wody pod kilem!

  10. Przez długi czas myślałem, że zrezygnowałeś z bloga. Że zarzuciłeś ten projekt… na rzecz innych projektów. Zawsze jest wiele innych projektów.
    Ciężko wybrać, życie jest zbyt krótkie na chłonięcie tego całego świata. Uszanowałbym Twoją decyzję, kibicowałbym Ci w dalszych poczynaniach, cieszyłbym się z Twoich sukcesów, cieszyłbym się z Twoich smutków, lecz przede wszystkim cieszyłbym się z Twojej podróży.

    Wiele dzięki Tobie uzyskałem. I dlatego cieszę się niemożliwie, że wróciłeś. Że wznowiłeś swoją blogową podróż. Bo wiesz…? Nie Ty jeden podróżujesz tym blogiem, nie mówiąc już o życiach (bo jedno życie na człowieka, w jego świadomości to stanowczo za mało). Nie wiem czy piszę w imieniu innych, wzbraniałbym się przed tym. Moja myśl jest taka, że my wszyscy – czytelnicy bloga – podróżujemy wraz z Tobą. Nie jesteś sam. Masz swoją małą dużą wspólnotę.
    Dziękuję.

    • Pieknie napisane. Lepiej bym tego nie ujela, bo ta mala wspolnota bedzie sie z pewnoscia rozrastac dzieki takim tekstom.. wielkie dzieki! Bede tu czestym gosciem 🙂 (przepraszam ze bez pl znakow ale pisze z telefonu..) pozdrawiam I czekam na wiecej! 🙂

    • Byłem blisko zrezygnowania i rzeczywiście robiłem inne projekty. Ale po kilku miesiącach okazało się, że nie jestem osobą, która potrafi skupić się na robieniu pieniędzy i zajmować się tematami, które są co prawda dobrze płatne, ale nic w sobie dla mnie nie mają. Finansowo w miarę się udało (i dlatego mogę teraz pisać te słowa) ale tylko od tej strony.
      I nawet nie chodziło o to, że źle czy niekomfortowo się z tym czułem. Po prostu, w którymś momencie całkowicie utknąłem i nie miałem wyboru, jak wrócić i spróbować, po pewnej modyfikacji zrobić na nowo, coś o co mi chodziło ( i ciągle chodzi).
      „Masz swoją wspólnotę” – to z jednej strony radość, z drugiej, czasem, ciężar poczucia odpowiedzialności. Ale myślę, że to też droga każdego z nas — każdy musi w jakimś kontekście, w mniejszym czy większym gronie podjąć się roli lidera – kogoś, kto jest o kroczek do przodu.

      Dziękuję Eryku, że podróżujesz ze mną 🙂

  11. Jak stać się kimś wnoszącym cenny wkład w działanie świata? No właśnie Zbyszku, jak? Trzymam kciuki za Twoją podróż. Mam nadzieję, że odważę się na swoją własną do tych cholernych Indii 🙂

  12. Witaj po przerwie, Zbyszku,
    miło Cię czytać znów. Ale zaraz pomyślałam, że w sumie masz rację, czas mi upływa na ciągłym teoretycznym „samoulepszaniu”, czytaniu bloga Zbyszka Ryżaka :-), czytaniu wszystkiego, co może mnie wzbogacić, warsztatach, spotkaniach z „ciekawymi ludźmi” , oglądaniu ważnych dla naszej kultury filmów, doświadczaniu sztuki i rozmyślaniu. Już, już, za chwilę coś się wykluje, jakiś pomysł, może chociaż tzw. projekt, może zmienię zawód kiedy będę wiedziała na jaki – myślę sobie, niemożliwe żebym była taka mierna, powinnam coś za chwilę wymyślić..i nic. Zrobiłam studia podyplomowe z HR-u, no i je mam, i wiesz co myślę, tak tak …za chwilę to wykorzystam, za moment..bo wiem, że tak naprawdę wciąż nie mam na siebie pomysłu, a zarządzanie ludźmi prowadzi mnie znowu do korporacji, gdzie mam oczywiście naturalny opór przed karierą, bo to nie dla mnie.
    Oprócz tego WCIĄŻ „ryję” jak zombi w korporacji, ale WCIĄŻ mam nadzieję (ze strachem obserwuję, że z wiekiem ta nadzieja jest coraz bledsza i bardziej wysuszona) że to tylko tymczasowe, a mam już 40-tkę na karku.
    Prawdą jest, że rozpoczęłam serię różnych działań „przygotowawczych” do wielkiego skoku, ale nie mam nawet mglistego pojęcia gdzie chcę skoczyć, ani jak radzisz, w którym kieunku zrobić pierwszy krok.
    Pamiętasz Zbyszku ten mój pomysł na sklep z sukienkami? Czasem myślę, że dobrze że się wycofałam, chociaż nie mogę tego wiedzieć na pewno. Bo nie zrobiłam tego decydującego kroku.
    W ramach „pozorowanego” działania i dla uspokojenia sumienia rozsyłam cv i chodzę czasem na spotkania do dużych korporacji, żeby znaleźć tzw. „lepszą pracę”, ale w środku świetnie wiem, że nie mam na to prawdziwej ożywczej energii i ani krzty pasji. Że jestem jak ledowe oświetlenie w lodówce, a nie jak ciepłe, bezpieczne i radosne ognisko w zimową noc.
    Dziękuję Ci za ten wpis, bo znowu sobie to uświadomiłam. Witaj znów wśród nas.

    • Romana, zupełnie podobnie, bym nawet powiedział tak samo mam z „korpą”, pomysłami, kierunkiem życia. Tak naprawdę chyba czekam cały czas, aż coś lub ktoś wskaże mi drogę, kierunek. Z drugiej strony działam dużo, ale to często jak trafianie kulą w płot. Para jest, tylko idzie w gwizdek. Idealnie to ujęłaś brak prawdziwej ożywczej energii i krzty pasji. Ucieczki w dodatkowe zajęcia, sport, alkohol tylko odwracają uwagę od tego, że nie mam pomysłu, odwagi na inne życie. To trochę jak w tym dowcipie, kiedy robotnik lata z pustą taczką w tą i z powrotem. Na pytanie czemu lata z pustą taczką, odpowiada, że tak musi zapierniczać, że nie ma czasu załadować. Oczywiście, są pewne uwarunkowanie, które determinują pewne moje działania, ale dalej nie wiem, dokąd zmierzam, kim chcę być i co robić.

    • Witaj Romano,
      Dobrze pamiętam sklep z sukienkami. Ja też mam wiele projektów, na której się nie odważyłem. Może to lepiej, może gorzej. Nie mamy wyjścia jak zrobić z tego „lepiej”.

      Ale oprócz tego, mimo wszystko myślę, że dobrze. Mam coraz większy dystans wobec wielkich, radykalnych przedsięwzięć. Sklep to jest na tyle duże przedsięwzięcie, że większość ludzi czuje się sparaliżowana i w efekcie nie uczy się nowych rzeczy. Coś idzie źle, a oni zamiast zmieniać coś, uczyć się i kombinować, robią „zdechłego psa” albo rozpaczają. Łatwo się mądrzyć, ale jak człowiek zainwestuje wszystko, strach upośledza.

      Dlatego lepiej zaczął od małej skali — tak by najpierw nauczyć się elastycznego reagowania.
      Dam przykład. Ostatnio mój przyjaciel skontaktował się ze mną z propozycją by wydać jego książkę (zupełnie, zupełnie inna tematyka). Ja i on łatwo się zapalamy (czy napalamy) na takie projekty. Ale parę lat nauczyło mnie innego podejścia. Zamiast zastanawiać się nad ofesetem i dużym nakładem, powiedziałem mu – super pomysł, ale zrobimy 20 egzemplarzy za 200 zł. Jak się sprzeda, zrobimy dwa raz tyle. W efekcie, niewielkim kosztem można się wiele nauczyć.

      Stąd moje pytanie: czy próbowałaś coś mniejszego? Zamiast wystawnego sklepu z sukienkami, sklep interenetowy z jedną sukienką? Coś na boku, po godzinach, na małą skalę, bez topienia wielkiej kasy i bez zwalniania się z pracy?

      Czasem w ten sposób możemy wiele zmienić.

      Bardzo się cieszę, że ciągle tu zaglądasz. Będę się starał, żebyś nie utknęła w „samorozwoju” 🙂

  13. Tutilaksonie, nie wiem dlaczego pod Twoim komentarzem nie pojawia się pole „odpowiedź”.
    Myślę, że takich ludzi jak my jest niestety bardzo dużo, dzięki czemu korporacje nie mają problemu ze znalezieniem „żołnierzy”. Jako społeczeństwo myślę, że jesteśmy wciąż pozbawieni inicjatywy i kreatywności, odpowiedzialności. Może to lata totalitaryzmu na tych ziemiach wpłynęły tak na masy, pauperyzacja tych ziem i wieki subordynacji, przełamywanej pojedynczymi i karkołomnymi w skutkach zrywami? Nie szukam wytłumaczenia dla swojej bezsilności w historycznym tle, bynajmniej, ale szukam przyczyny deficytu w tej materii u mnie?
    Serdecznie Cię pozdrawiam, nic tak ludzi nie łączy jak wspólne niedole 😉

    • Moja wina, poprawiłem. Teraz „odpowiedź” pojawia się do 3 poziomu. Przepraszam przy okazji za wszystkie niedociągnięcia – stopniowo wprowadzam zmiany.
      Mimo wszystko uważam, że w korporacjach jest dużo ludzi z inicjatywą i kreatywnością. Tyle, że często zapominają o tym co mają. Ale jak to się w nich obudzi… eeechhh…. wymiatają 🙂

  14. Witaj Zbyszku, będę kibicował.
    Podziwiam cię za odwagę próbowania i wychodzenia do ludzi. Wyraźnie widzę jak w tej odwadze wiele mi brakuje.
    Jeżeli mogę coś zasugerować to warto porzucić cele odległe, a skupić się na procesie. Podam przykład. Półtora roku temu ustaliłem z moimi synami (7 i 12 lat), że przed włączeniem komputera każdego dnia, muszą 15 min uczyć się słówek z angielskiego. Nie ustaliliśmy, żadnego celu, nie mówiłem o nauczeniu się języka czy poznaniu określonej liczby słówek, po prostu ustaliliśmy taką zasadę i tyle. Po półtora roku stosowania takiej zasady poznali prawie trzy tysiące słówek (w mowie i piśmie), a rodzice ich kolegów wypytują nas co synowie robią, że tak świetnie radzą sobie w angielskim. Najśmieszniejsze, że kiedy zapytałem synów co się stało, że rozumieją anglojęzyczne filmiki na youtube, to wzruszyli ramionami i powiedzieli, że jakoś tak wyszło. Oni przenieśli górę, nie wiedząc kiedy i jak to zrobili. Myślę, że warto ustalić wartościowy proces i zrezygnować z oczekiwania niesamowitych rezultatów. Po prostu robić swoje.

    • Dziękuję Macieju i gratuluję sukcesu synów. Świetny sposób.
      Proces jest rzeczywiście niezwykle ważny i masz rację, gdy piszesz, że trzeba zrezygnować z oczekiwania na niesamowite rezultaty.
      Bez takiej podstawowej dyscypliny typu: codziennie pracują nad czymś przez jakiś czas, bez filozofowania i fantazjowania to podstawa. Dałeś synom naprawdę bardzo, bardzo ważną umiejętność.

      Ale oprócz tej podstawy trzeba częste jeszcze czegoś — musimy pamiętać także o końcowym rezultacie.
      Weźmy pisanie książki – żeby ją napisać muszę codziennie, regularnie pracować. Ale jeżeli zatrzymam się tylko na tym (a przez jakiś czas już tak zrobiłem) to będę miał 800 stron niezbornego tekstu. Dlatego ciągle muszę pamiętać o tym, co ta książka ma robić, dla kogo i po co. Bez tego łatwo się zgubić. I nie chodzi o fantazjowanie o nagrodach (ile egzemplarzy się sprzeda i jaki będę bogaty). Chodzi o to, by cały czas pamiętać o tym, co takiego ma się wydarzyć w czytelniku. Gdy o tym zapominam i skupiam się tylko na pisaniu (co zdarza się niestety dość często) powstają przegadane gnioty, w których sam się gubię.

      Bez wizji końcowego rezultatu bardzo trudno jest dokonać selekcji materiały i poprawek. Wiele siły też marnujemy na rzeczy nikomu niepotrzebne.

      Ta zasada obowiązuje nawet w przypadku uczenia się słówek. Gdy już masz podstawy, musisz podjąć decyzję o tym jaki zestaw słówek wybrać. A to najlepiej zrobić zastanawiając się po co ci te słówka – inny zestaw jest ci potrzebny gdy masz zamiar czytać Dickensa, inny; gdy chcesz pojechać na wakacje do anglojęzycznego kraju; inny gdy chcesz pracować w fabryce a inny, gdy chcesz czytać książki przyrodnicze.

      To oczywiście nie podważa tego, co napisałeś: trzeba robić swoje i skupić się przede wszystkim na procesie.

      Dziękuję za bardzo ciekawy komentarz 🙂

      • Dzięki Zbyszku za odpowiedź. Rzeczywiście jest tak, że sam proces nie wystarczy. Co jakiś czas przyglądam się sytuacji i modyfikuję proces. Z pewnością jest też tak, że taka procesowa metoda nie jest skuteczna w każdym projekcie.
        Myślę, też że takie procesowe myślenie stosuje wielu ludzi. Pamiętam, kiedyś pewien architekt w trakcie wywiadu opowiadał jak wygląda jego dzień pracy i powiedział, że na działania marketingowe poświęca 1h dziennie. Uderzyło mnie, że on też patrzył na to jak na ciągły proces, jak na codzienne mycie zębów – po prostu to trzeba zrobić.

  15. Witaj Zbyszku. Cieszę się ogromnie że wróciłeś. Wciąż zaglądałam na bloga z nadzieją na nowy wpis i wreszcie się doczekałam. Dziękuję za inspiracje jakie czerpię z lektury Twoich tekstów. Stawiasz mnie do pionu (przestałam się nad sobą użalać) i uczysz nadziei, że dopóki idę ciągle mam szanse osiągnąć mój mały ziemski raj. Najfajniejsze jest to, że pomogłeś mi nauczyć się radości z bycia w drodze. Chcę żebyś wiedział, że jestem bardzo wdzięczna za wszystko czego się od Ciebie nauczyłam. Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę powodzenia w nowym otwarciu.

    • Witaj Barbaro. Dziękuję bardzo, że zaglądałaś. Ciągle pamiętałem, że ktoś tam zagląda i nie mogłem spokojnie spać 😉 Tak poważnie – bardzo się cieszę. To, co napisałaś dużo dla mnie znaczy.
      Pozdrawiam serdecznie, mam nadzieję, że tym razem nie zniknę tak szybko 🙂

  16. Witaj Zbyszku.
    Dziękuję za powrót do działań,w sieci.Cieszę się z dużej czcionki.Dziś mogłam swobodnie czytać w fotelu ,metr od ekranu,a myszka na szerokim oparciu fotela.Sama radość.
    Przeczytałam komentarze osób ,które przeczytały Twój wpis,po przerwie.Krzepi fakt że tak wiele mogę odczytać ,również z tych wypowiedzi.
    Ja mam dystans do napięć związanych z osiągami.Codzienność ,już dzisiaj ma być ładna,ciekawa,bez względu na to czy jestem w fazie początkowej nowego wyzwania ,czy też końcowej.Staram się nie ,,żyć”tylko sprawami związanymi z działalnością zawodową.Jednakowo ważne są dla mnie relacje z bliskimi,dalszymi,odpoczynek,poznawanie czegoś nowego,i szukanie kolejnych obszarów gdzie będę czuła ożywcze energie,i inspiracje.
    Kiedy tego pilnuję ,porażka na jakimkolwiek polu,nie jest dramatem,bo mam inne bezpieczne ,,karmiące”obszary.
    Zbyszku,życzę Ci powodzenia w znalezieniu,,złotego środka”.Takich satysfakcji na których Tobie zależy.Pozdrawiam ciepło.

    • Witaj Anulko!
      Cieszę się, że komuś się podoba duża czcionka, najchętniej dałbym jeszcze większą 🙂
      Właśnie przed chwilą słuchałem w tle piosenki Morcheeba „Enjoy the ride” (np. tu: http://www.youtube.com/watch?v=pgaGCJfCHjU). To, co napisałaś zgrało mi się ze słowami tej piosenki: „…Poczuj radość z tego, że żyjesz / dzień w którym przestajesz biec, jest dniem, w którym przybywasz… /przestać ścigać cienie, po prostu ciesz się życiem”
      Zgadzam się, że to dobre podejście. Myślę tylko, że w życiu każdego takie okresy muszą się przeplatać z okresami biegu. Czasem musimy ścigać, czasem możemy cieszyć się tego, że żyjemy.Myślę, że i drugiem we właściwym czasie i we właściwych proporcjach jest potrzebne.

  17. Z przyjemnością czytałam komentarze.Ja już miałam kiedyś dwadzieścia kilka lat,trzydzieści,czterdzieści kilka.Miałam podobne dylematy.Zakładałam firmę,zamykałam,odtwarzałam,wypalałam się zawodowo,próbowałam nowego wracałam do starych działań …..ale już inaczej.Pewnie będę jeszcze stawała do wyzwań,bo to część życia.
    Kiedy patrzę wstecz ,żałuję że spalałam się ,odstawiając na bok, to co także było wówczas ważne.Nie było warto.
    Spokój jaki się pojawia,po zrozumieniu całego tego zamieszania życiowego,daje możliwość dystansu do spraw.Nadal można się angażować,ale w sprawy tego warte,nie gubiąc siebie.W taki sposób by widzieć całą życia głębię.

  18. Dziękuję za ten artykuł jest świetny. Ja jeszcze wciąż czekam na ziarenko fasali albo na cud który mną poruszy. 🙂

  19. Dobry wieczór 🙂
    Trafiłam na Twojego bloga zupełnie przypadkiem, przez Facebooka, ale cieszę się, że tu zajrzałam. Jestem już po pięćdziesiątce , a moje życie to podróż po wybojach. Nie było prostych dróg ( być może sama je komplikowałam). Robiłam różne rzeczy w życiu i podejmowałam nowe wyzwania 🙂 Moją ostatnią pracę opuściłam ze świadomością, że muszę to zrobić bo sama siebie wyniszczam wewnętrznie. Zawsze sobie przyżekałam, że przez pracę nie będę płakać, ale to statnie miejsce całkowicie mnie rozbiło. Stosunki międzyludzkie jakie tam panowały, „wyścig szczurów”, przepracowanie (praca przynoszona na soboty i niedziele do domu) i tragiczne podejście „odczłowieczonego Prezesa” sprawiły, że moja decyzja odejścia była ostateczną. Chciałam tylko spokoju. Potem nastąpiła pustka i szukanie punktu zaczepienia. Kilka pobytów w Niemczech i dorywcza praca za marne pieniądze. I nagle pomyślałam, może mogłabym zacząć uczyć się j.niemieckiego. Tak też zrobiłam. Najpierw przez skype , potem kurs. Teraz piszę z Niemiec , opiekuję się starszą Panią. Mam spokój , ale ciągle myślę, że to nie to. Marzy mi się rękodzieło użytkowo – artystyczne. Nawet mam pomysły w głowie, tylko nie zrobiłam jeszcze tego pierwszego kroku. A może zrobiłam taki tip-top? Znalazłam w necie firmę , która produkuje surowiec do moich pomysłów. Znalazłam wytwórcę krosen, ateraz kiedy to piszę i musiałam zajrzeć do słownika czy pisze się krosn czy krosen znalazłam przez przypadek gospodarstwo agroturystyczne i ekologiczne, które prowadzi warsztaty z tkactwa na krosnach 😀 Jak się cieszę. Chyba jednak nie ma przypadków w życiu. Gdybym tu do Ciebie nie zajrzała, nie przypomniał by mi się pomysł na moje rękodzieło i nie znalazłabym tej strony. Wybiorę się na te warsztaty latem, taki mam pomysł 😀 Może z tego wyrośnie coś większego ? Dziękuję Ci, że jesteś i że stworzyłeś ten blog. Z dobrym nastrojem i z marzeniami idę spać. Buziaki, słodziaki. Zainspirowana Josia 🙂

  20. Witaj Zbyszku, bardzo się cieszę, że się tu znalazłam. Szukam w Twoim tekście słów „Pokażę Tobie (zawsze to niegramatyczne, wkurzające „Tobie” nie na początku zdania, zamiast „Ci”), jak zmienić swoje życie dzięki zastosowaniu prostych technik”…. I co? i nie ma!!! hura! Piszesz to, co się kołatało od dawna po mojej głowie. Dziękuję Ci (vs. dziękuje Tobie….).

Skomentuj MichałAnuluj odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *