Dziewczyna w maseczce, na oko uczennica liceum przechodzi obok świeżo rozwieszonych karteczek z informacją o demonstracji antykowidowców (”Walczmy o wolność” czy jakoś tak, w każdym razie, covid nie istnieje). Zarywa kilka z nich, zgniata i wrzuca do kosza. Podchodzi do niej facet, jakieś 40 lat, osiłek.
– Te, głupia, włącz myślenie!
– Jakie myślenie, imbecylu?! – mamrocze pod nosem dziewczyna i odchodzi przestraszona. Osiłek idzie dalej dumnym krokiem. Znów ktoś się przestraszył głębi jego intelektu.
Druga historyjka pozornie nie ma nic wspólnego z pierwszą
Budzę się rano i czuję, że mój żołądek wciąż jest ciężki. Wczoraj nieco za dużo zjadłem na kolację. Byłem zmęczony całym dniem, spięty, na stole były smakołyki. Wchodzę do łazienki. Codziennie rano staję na wadze. Taki zwyczaj, który pozwala zbudować w sobie poczucie odpowiedzialności za to, co kładę na talerzu. Teraz myślę, że to chyba nie jest najlepszy pomysł, by tak codziennie się ważyć. Przecież waga człowieka nie zmienia się w ciągu jednego dnia. Po co mam to robić codziennie? A tak w ogóle dziś się śpieszę i nie chce mi się wyciągać wagi. Bez ważenia się wchodzę pod prysznic.
Co łączy te dwie historyjki?
Ukrywanie się przed rzeczywistością za pomocą mniej lub bardziej rozbudowanych racjonalizacji.
Uczucia czy myślenie?
Nasz mózg dzieli się na wiele części, jednak dwie najbardziej wyraźne to część emocjonalna i racjonalna. Serce i rozsądek to para, która niemal zawsze pozostaje w napięciu albo nawet sporze. Większość z nas kibicuje tej części, która wydaje się słabsza -sercu. Och biedne to serce i prześladowane. Takie słabe, takie sponiewierane przez rozum oraz jego szkiełko i oko.
Takie romantyczne podejście jest jednak bardzo daleko od rzeczywistości psychologicznej. W starciu emocji i rozsądku niemal zawsze wygrywają emocje. Robią to jednak w bardzo sprytny sposób. Część emocjonalna rzadko walczy w otwarty sposób z częścią myślącą.
Filip II Macedoński, cynik do szpiku kości, powiedział kiedyś, że żadne miasto nie jest trudne do zdobycia, jeżeli tylko w jego murach jest furtka, przez którą może się przecisnąć osioł obładowany złotem. Filip regularnie stosował ten sposób do radzenia sobie z przeciwnikami. Nasze emocje to taki Filip Macedoński. Po co walczyć z przeciwnikiem w otwartym polu, skoro można go przekupić i mieć na swoje usługi?
Ten osiłek ze złotem to poczucie wiedzy, klarowności, wyższości, poczucie bycia jedynym myślącym w okolicy, bycia bardziej przenikliwym. Człowiek, którego umysł uległ emocjom, wierzy w to, że myśli bardziej logicznie i jest mądrzejszy . Wierzy, że to właśnie on „włączył myślenie”, a wszyscy inni żyją w ciemności.
Racjonalizacja
W psychologii słowo racjonalizacja nie oznacza ulepszenia (jak w ekonomii) ani czegokolwiek pozytywnego. Racjonalizacja to mechanizm uzasadniania za pomocą pseudoracjonalnych argumentacji swoich potrzeb, emocji czy pragnień. Racjonalizacja to paplanie naszego rozsądku, przekupionego przez emocje.
Gdy ktoś mnie częstuje kawałkiem tortu, a ja właśnie obiecałem sobie nie jeść słodyczy, racjonalizacją będą myśli:
– Sytuacja jest wyjątkowa, przecież dziś taka okazja, nie mogę odmówić, bo się obrażą; nic się nie stanie, gdy spróbuję; jedno ciastko, przecież nic nie zmieni; nie mogę być sztywniakiem; od jutra wszystko nadrobię.
Wszystkie te tłumaczenia są pozornie logiczne i pozornie mają związek z rzeczywistością, ale tak naprawdę, nie wypływają z naszego rozeznania sytuacji i myślenia, ale z emocji i potrzeb. Tak bardzo kusi mnie to słodkie ciastko, że jestem w stanie wymyślić i uwierzyć we wszystko.
Ludzie i zwierzęta
W jednym z eksperymentów, przeprowadzonym w laboratorium badań nad naczelnymi, konkurowały ze sobą szympansy oraz studenci. Konkurencja dotyczyła samodyscypliny.
Można było wybrać mały poczęstunek do skonsumowania od razu (w przypadku studentów np. dwa ulubione ciasteczka czy cukierki, w przypadku małp pół winogrona), albo duży poczęstunek za dwie minuty (cztery ciasteczka, albo kilka winogron).
Gdy nie trzeba było czekać, zarówno szympansy, jak i studenci wybierali większy smakołyk. Gdy jednak na duży poczęstunek trzeba było zapracować czekaniem, więcej samodyscypliny miały szympansy. Raz za razem wybierały tackę, na której miał się pojawić większy smakołyk, zamiast tej, na której leżał gotowy do wzięcia, ale malutki przysmak. Studenci radzili sobie z tym zadaniem znacznie gorzej.
Pierwszy rzut oka na wyniki tych badań rodzi zdziwienie. Jak to, ludzie dysponujący tak wspaniale rozbudowaną korą mózgową, radzą sobie gorzej w takiej arcyludzkiej konkurencji niż zwierzęta?
Właśnie dlatego, że nasza kora mózgowa jest tak rozbudowana, właśnie dlatego, że tak sprawnie myślimy, jesteśmy tak bezradni wobec pokus. Żeby się od czegoś powstrzymać, nie tylko musimy poradzić sobie z pokusą, ale także z przekupnym myśleniem (racjonalizacją).
Szympans, widząc małą przekąskę nie myśli „E co mi tam, następnym razem poczekam. Przecież jeszcze będzie tyle okazji. Przecież, gdybym tylko chciał, to bym mógł itp.”. Szympans nie ma na usługach całego zestawu pokrętnych tłumaczeń.
Co by było, gdybyśmy nie mieli takiego talentu do oszukiwania się? Wyobraź sobie, że tak jak ja nie tolerujesz czekolady. Po niewielkiej nawet dawce kakao boli cię głowa. Ktoś częstuje cię tortem czekoladowym. Czy masz problem z odmówieniem? Żadnego. W twojej głowie nie pojawia się żadna racjonalizacja. Nie ma: „Jeden kęs nie zaszkodzi; a tam, jutro od jutra dam czadu…”. W takiej sytuacji poradzić sobie z pokusą jest najłatwiejszą rzeczą na świecie.
Alternatywny świat
Nasza zdolność do abstrakcyjnego myślenia jest wspaniałym wynalazkiem. Bez niej nie byłoby katedr, książek, rakiet kosmicznych, komputerów ani badań naukowych. Problem polega na tym, że ta zdolność może, jeżeli nie umiemy jej kontrolować, odciąć nas od rzeczywistości.
Możemy zacząć żyć w jakimś alternatywnym świecie stworzonym całkowicie przez nasze emocje, złudzenia i potrzeby.
W przypadku anty-covidowców uważających, że nie ma żadnego wirusa i że noszenie maski to zbrodnia na ich wolności, taką emocją, która kieruje ich patrzeniem na świat zazwyczaj, jest lęk.
Bardzo się boję, że mogę się zarazić, całe to napięcie związane z pandemią jest tak niepokojące, tak trudno mi to wszystko znieść, że lepiej wymyślę sobie świat, w którym nie ma żadnego wirusa. Czy tak trudno wymyślić sobie alternatywny świat? Nawet nie trzeba wymyślać, bo wokół jest tyle gotowych opowieści. Wystarczy wejść na media społecznościowe, by usłyszeć „najprawdziwszą prawdę, o której nikt nie chce ci powiedzieć” (sam ze zdziwieniem odkryłem, że wśród znajomych miałem człowieka, który o takich rzeczach opowiadał).
Oczywiście w przypadku covida dochodzi jeszcze kilka innych rzeczy: manipulacja, potrzeba stada, potrzeba odróżniania się, bunt, ukryta agresja itd.
Być może także nasza narodowa tendencja do romantyzmu. Co najmniej od czasów Adasia Mickiewicza mamy w sobie jakiś dziwny wstręt do nauki. Jak pisał w swoim manifeście „Dziewczyna czuje, a gawiedź wierzy głęboko: Czucie i wiara silniej mówi do mnie, niż mędrca szkiełko i oko”. Co mi tam nauka! Ja czuję, że nie ma wirusa, to go nie ma! Hasło Mickiewicza, którym kończy swój wiersz „Miej serce i patrzaj w serce” nie znaczy wcale „bądź łagodny, życzliwy, rozumiejący”. Jeżeli przeczytamy je w kontekście, oznacza: „kieruj się emocjami, nie przejmuj się obiektywną wiedzą, bo najważniejsze jest to, co czujesz i w co wierzysz”. Genialny program na to, by stworzyć naród idiotów, negujących rzeczywistość i pławiących się w fantazjach na swój temat.
Wiem, że nie jesteś oszołomem, który neguje rzeczywistość, tylko dlatego, że czegoś nie widać bez mikroskopu. Ale czy jesteś wolny od romantyczności z całym jej tworzeniem alternatywnych światów? Z całą jej wiarą w to, co wygodnie uwierzyć? Ja na pewno nie jestem. Wciąż zmagam się z moim wewnętrznym Adasiem.
Życie byłoby takie wspaniałe, gdyby nie…
Dlatego, że się zmagam, zacząłem od dwóch historyjek. W tej drugiej nie stanąłem na wagę, bo to było niewygodne. Bałem się tego, co zobaczę i wybrałem dobre samopoczucie, kosztem rzeczywistości.
To malutka sprawa i następnym razem poradziłem sobie z nią. Gdy znowu miałem ochotę zamknąć oczy, powiedziałem do siebie „Nie kombinuj, właśnie dlatego, że nie masz ochoty, stawaj na tę cholerną wagę”. Po kilku powtórzeniach stało się to nawykiem. Podobną strategię stosuję w kilku innych sprawach: „Jeżeli masz ochotę nie patrzeć, to patrz, bo tego właśnie potrzebujesz”.
Są jednak obszary, w których nie radzę sobie tak dobrze. Są obszary, gdzie raz za razem wybieram pokrętne tłumaczenia, dziwaczne teorie i myślenie życzeniowe, byle tylko nie musieć skonfrontować się z rzeczywistością.
Karen Horney, jedna z moich ulubionych terapeutek i autorek zacytowała kiedyś wypowiedź pacjenta, zaawansowanego neurotyka:
– Jakie życie byłoby wspaniałe, gdyby nie rzeczywistość!
Niestety, dość często przyłączam się do tego westchnienia. Przyłączam się, jak ten neurotyk, aktywnie tworząc swój własny świat; produkując pokrętne wyjaśnienia; unikając obszarów, które wzbudzają mój lęk; zagadując to, co nie po mojej myśli; robiąc sobie obietnice, z których nie jestem w stanie się wywiązać; znajdując czasochłonne zajęcia, byle tylko nie mieć czasu na to, co ważne.
Taka alternatywna rzeczywistość to wspaniała rzecz. Daje ulgę, wytchnienie, namiastkę odwagi, namiastkę robienia czegoś, namiastkę aktywności. Wszystko byłoby takie wspaniałe, gdyby nie ta cholerna rzeczywistość.
Rzeczywistości nie interesuje, czy w nią wierzysz
Philip K. Dick, powiedział kiedyś, że rzeczywistość jest tym czymś, co nie znika, gdy przestajesz w to wierzyć. Możesz w coś nie wierzyć, ale jeżeli to jest rzeczywiste, niestety w końcu cię dopadnie.
Jeżeli twoją strategią życiową jest ciągłe samooszukiwanie się, prędzej czy później wpadniesz w złą passę. Ciągle coś będzie ci się psuć, a ty będziesz się miotać od jednego złudzenia do drugiego. Będziesz udawać, że wszystko jest w porządku, będziesz się łudzić, że wszystko jest pod kontrolą. Będziesz jednak bezradny, jak biedny antykowidowiec jest bezradny wobec wirusa. Imprezka będzie trwać do momentu, aż do twoich drzwi zapuka rzeczywistość. I całkowicie bez znaczenia będzie dla niej to, czy w nią wierzysz, czy nie.
Tak. Smutne to. Nie miałem zamiaru pisać aż o tak poważnych sprawach. Piszę przecież teksty o rozwijaniu się, takie tam ple, ple. A teraz myślę o tych biednych ludziach, którzy wmawiają sobie, że to, co pod ich nogami to nie pole minowe, tylko bezpieczna łąka.
No ale dobra. Wdech. Wydech. Wdeeech. Wydeeech. Wróćmy do rozwijania siebie. Niby dlaczego nie mielibyśmy się nauczyć czegoś pożytecznego, patrząc na świat wokół nas, nawet gdy jest tak pokręcony?
Odwaga widzenia
Pierwszym kamieniem węgielnym pozwalającym przerwać złą passę, jak pisze ekonomistka R. Moss-Kanter w książce „Wiara w siebie. Jak zaczynają się i kończą dobre i złe passy”, jest wyjście poza swoje racjonalizacje i nawiązanie kontaktu z rzeczywistością.
Książka Moss-Kanter dotyczy zespołów i instytucji, nie wszystko, co w niej jest, da się przełożyć na perspektywę indywidualną, ale ten punkt wychodzenia ze złej passy jest tak samo istotny dla jednostek. Kanter pisze:
Potrzeba odwagi, aby stawić czoło faktom, które od dawna były ukrywane, wypowiedzieć prawdy, o których się milczało. Potrzeba odwagi, aby stanąć przed ludźmi, którzy przyzwyczaili się do pewnych oczekiwań, oraz powiedzieć im, że gra się zmieniła. Udawanie, że wszystko jest w porządku, gdy jest wręcz przeciwnie, to recepta na ogólną utratę wiary w siebie. Trzeba się zakotwiczyć w realiach.
Potrzebuję odwagi, by przed samym sobą wypowiedzieć prawdy, o których milczałem. Odwagi, by otworzyć oczy i rozejrzeć się wokół siebie.
Odwaga jest potrzebna, bo czasem zobaczyć rzeczywistość to rzecz bardziej przerażająca niż zobaczyć ducha.
A jak tego nie zniosę?
Czy ja nie wiem, że sam siebie oszukuję? Wciąż jednak ciężko mi przejrzeć przez zasłonę dymną, którą rozsnuwa mój lęk, inercja i wygodnictwo.
Gdy tylko się zbliżam do rzeczywistości, wszystkie moje oszustwa mówią mi, że gdyby nie one, zapadłbym się i zginął od razu. „Nie próbuj nas rozwiewać, bo nie wytrzymasz tego, co zobaczysz. To będzie dla ciebie za trudne! Nie zniesiesz tego! Już lepiej włącz kolejny odcinek serialu, jakoś to będzie”.
To kolejna sztuczka naszego cynicznego satrapy – emocji.
Gdy przestaje działać oszustwo mówiące, że nie ma problemu, że wszystko pod kontrolą, włączaj się kolejne mówiące, że nie dasz rady nic zrobić. Jesteś bezradnym, potrzebujesz pomocy, nic nie znaczysz.
Spokojnie. Nie jest ani tak dobrze, jak mówią ci emocje, ani tak źle.
Nie musisz tłumić emocji. Nie musisz ich zmieniać w beztroskę. Pozwól im być w tobie takimi, jakie są. W końcu jest z nich wiele korzyści. Strach sprawia, że jesteśmy bardziej ostrożni. Poczucie, że jestem w pułapce, sprawia, że mam więcej energii, by się z niej wyrwać. Żal sprawia, że mam potrzebę, by naprawić, to co się popsuło.
Pogódź się z emocjami, ale im się nie poddawaj. Nie przyjmuj tego wyładowanego złotem osiołka. Jesteś większy niż emocje (a nawet niż myślenie). Gdy to zrozumiesz, gdy nauczysz się takiego spojrzenia, łatwiej ci będzie zorientować się, gdzie naprawdę jesteś i jakie są twoje prawdziwe możliwości.
Przestaniesz oszukiwać się kolejnymi wielkimi celami i postanowieniami. Przestaniesz udawać, że nie ma problemu. I dzięki temu znajdziesz jakiś sposób, który pozwoli ci zmienić rzeczywistość. Bo nawet niewielka zmiana w rzeczywistości jest lepsza niż wielka zmiana w fantazji.
Dziękuję…
Jak również dziękuję Basiu 🙂
Wspaniałą pochwała mądrej odwagi i kolejny pokaż jak przydatna jest autoanaliza.
Bingo.