Siła i szacunek dla przeciwnika

Mam dowody na prawo przyciągania...

Nic mi nie stanie na przeszkodzie?

Gdyby nasze przedsięwzięcia przebiegały tak, jak sobie tego życzymy, żylibyśmy w bajkowym świecie. Każdy miałby to, o czym by tylko zamarzył. Zarabialibyśmy tyle ile nam tylko potrzeba (a nawet ile nam nie potrzeba), podróżowaliśmy tam, gdzie tylko byśmy chcieli. Nasze obrazy, książki, zdjęcia czy muzyka docierałby do ludzi na całym świecie i wzbudzały powszechny podziw. Mielibyśmy wokół siebie samych kochających i rozumiejących bliźnich. Żylibyśmy jak we śnie. Nie spotkałem ludzi, którzy nie chcieliby lepszego życia, którzy nie nosiliby gdzieś w środku planów, że kiedyś to zmienią, że coś zrobią, że się za to wezmą. Jeżeli myślisz, że twoje wielkie marzenia, plany czy aspiracje wyróżniają cię spośród innych ludzi, masz chyba zbyt negatywną koncepcję człowieka. Nie różnią cię. Każdy chce żyć lepiej. Każdy przynajmniej raz próbuje. Gdyby tylko wszystko było tak, jak to sobie wyobrażamy …

Niedawno dostałem list od oburzonego czytelnika Efektu jojo, któremu bardzo nie podobało się, że naśmiewam się z tzw. prawa przyciągania (tzn. z twierdzenie, że nasze wyobrażenia i przekonania mają moc sprawczą). Jak to – napisał – przecież ja mam dowody, że to działa! Wyobraziłem sobie, że będę mieć same piątki na świadectwie i miałem pod koniec roku same piątki!

Byłem w kropce, gdy to przeczytałem. Chciałem mu odpisać:

Chłopcze, to miłe, że masz piątki na świadectwie. Ja rzadko miałem takie dobre świadectwo. Gdy przypominam sobie czasy, gdy jeszcze ktoś mi wystawiał oceny, nigdy posiadanie piątek nie było najważniejszą rzeczą. Owszem, to było miłe. Ale ten cel nie mieścił się nawet w pierwszej dziesiątce moich marzeń. Pamiętam, że najważniejsze było np. zostać aktorem i wystawić wspólnie z kolegą sztukę Becketa (ćwiczyliśmy do upadłego jedną ze sztuk ledwie rozumiejąc, o co chodzi); zdobyć dziewczynę, która mi się podoba (średnio wyszło, bo mojemu przyjacielowi również się podobała, w końcu obydwaj, po wielu dramatycznych zwrotach akcji daliśmy sobie z nią spokój); zagrać na gitarze kilka standardów jazzowych (bolały paluszki, oj bolały…); napisać powieść (coś tam napisałem, ale całe szczęście zgubiłem zeszyt); a nawet – to marzenie trwało bardzo długo – uciec z kolegą przez zieloną granicę i zacząć podróż wokół świata (niestety nie udało się, choć przygotowania były zaawansowane).

Zgodzisz się chyba, że oceny na świadectwie to pierdoła w porównaniu z rzeczami, które są naprawdę ważne. Spróbuj osiągnąć coś naprawdę ważnego i wtedy będziemy rozmawiać. Nie piszę książek dla ludzi, którzy mają tak głupie cele jak piątki na świadectwie czy znalezienie piórka na ulicy (to jeden z przykładów z książki o prawie przyciągania). Piszę dla ludzi, którzy mają jaja, by chcieć czegoś, co naprawdę się liczy, by chcieć czegoś, co wprowadza w życie istotną różnicę. Gdy odważysz się na to i naprawdę postanowisz po to sięgnąć, gdy przestaniesz próbować czy działa czy nie działa, być może zobaczysz coś dziwnego. Problem z twoim prawem przyciągania jest taki, że gdy go stosujesz na próbę – często ci się „sprawdza”. Wszystko się zmienia, gdy chcesz czegoś naprawdę istotnego.

Nie napisałem mu tego jednak. Dawno temu przyjąłem zasadę by nie mówić ludziom rzeczy, na które absolutnie nie są gotowi. Po co sprawiać przykrość? Niech będzie, że jestem, jak napisał, typowo polskim autorem, który tylko narzeka. Wiem, że któregoś dnia – mam nadzieję, niedługo – ten człowiek postawi przed sobą cel, który jest naprawdę warty zachodu. I nagle okaże się, że samo życzenie to zbyt mało. Okaże się, że Norman Vincet Peale i Napoleon Hill, ojcowie pozytywnego myślenia, którzy od kilkudziesięciu lat ciągle przekonują, że wystarczy mocno chcieć, nie mają racji. Nie wystarczy chcieć. Nie wystarczy pragnąć. Nie wystarczy marzyć.

Regułą jest to, że nic nie przebiega tak, jak to sobie wymarzymy czy wyobrazimy. Czasem zdarzają się wyjątki i zbiegi okoliczności. Ale tylko głupiec liczy na przepadek. Czy ten człowiek będzie miał odwagę przyznać, że się mylił? Tego nie wiem. Teraz, póki nie odniósł porażki nie da się przekonać. Zafundowałem mu małą porażkę – skasowałem jego maila bez odpowiedzi. Pewnie wyobrażał sobie, że odpiszę. Boję się jednak, że to zbyt mało by się obudził i zaczął walczyć o coś ważnego.
Zupełnie inne prawo

Zupełnie inne prawo

Sukces nie jest kwestią tego, czy dobrze sobie coś wyobrażę czy nie. Nie jest kwestią tego czy obraz jest dość żywy i zmysłowy, czy też, jak mocno w niego wierzę. To nie jest kwestia tego czy opowiem o tym komuś innemu czy nie. Oczywiście życzenie, pragnienie, wizualizacja to cenne rzeczy . Ale dopiero wtedy, gdy pogodzimy się z tym, że nie istnieje żadna droga na skróty. Że nasze wyobrażenia nie przyciągają żadnych metafizycznych, kwantowych czy jakichkolwiek innych sił, które mają za zadanie nam służyć. Wiara w sprawczą moc wyobrażeń jest cechą psychicznych słabeuszy. Jest efektem z jednej strony bezmyślności, bezwładności myślowej, dziecięcego myślenie magicznego i tendencji do podążania za stadem. Z drugiej natomiast strony, efektem cwaniactwa i sprawności marketingowej ludzi, którzy „przyciągają” bogactwo każąc sobie słono płacić za książki i występy.

Nie ma żadnych magicznych praw. Jeżeli jednak bardzo potrzebujesz jakiegoś prawa, mam coś dla ciebie. Aby brzmiało dość poważnie i naukowo sięgnę do fizyki. To prawo, sformułował najpierw Galileusz a później Newton. Brzmi ono (dla tych, którzy lubią zadać nieco szyku cytuję w oryginalne):

Corpus omne perseverare in statu suo… nisi quatenus illud a viribus impressis cogitur statum suum mutare.

To pierwsza zasada dynamiki, która mówi, że ciało pozostaje w swoim stanie dopóki przyłożone siły nie zmuszą go do zmiany. Jeżeli na podłodze mojego pokoju stoi paczka z książkami, nie przesunie się sama w róg pokoju. Będzie trwała w swoim stanie, póki się nie schylę i nie przyłożę do niej siły większej od jej oporu (bezwładności i tarcia). Bez siły nie ma zmiany. Bez siły corpus omne perseverare in statu suo – każde ciało pozostaje w swoim stanie. Pierwsza zasada dynamiki Newtona jest zasadą oporu i siły. Nie wiemy dlaczego obowiązuje, ale wiemy, że z dziwnych powodów jakakolwiek zmiana wymaga pokonania oporu. Tym, co pokonuje opór jest siła.

To prawo obowiązuje na wszystkich możliwych płaszczyznach. Jeżeli nie użyjesz siły, wszystko zostanie tak jak zwykle. Skąd bierze się siła? Z naszej energii wewnętrznej. Sama nazwa tego bloga jest obietnicą pojawienie się oporu. Po co by ci była energia, gdybyś nie musiał napotykać na opór? Im więcej chcesz osiągnąć, tym większy opór. Oporu nie pokonasz przez marzenie. Opór pokonuje siła. Aby coś zmienić, musisz działać totis viribus – ze wszystkich sił (zwróć uwagę, że słówko viribus – siły, to zarówno nasze siły, jak i siły fizyczne).

 

Marzenie nadaje kierunek i nic poza tym nie załatwia

Tak, marzenie też się liczy

To, że tylko przyłożona siła może pokonać tarcie i bezwładność, nie znaczy, że cel czy marzenie zupełnie się nie liczy. Trzeba wiedzieć, czego się chce, trzeba znać swoje potrzeby. Trzeba umieć zajrzeć do swojego środka. Często takie spojrzenie wymaga wiele wysiłku. Trzeba się przebić przez grube pokłady złudzeń i samooszukiwań.

Osobą, która jako jedna z pierwszych zaczęła o tym mówić był Freud. Kład ludzi na kozetce i ułatwiał im dotarcie do własnych potrzeb ukrytych pod wierzchnimi warstwami psychiki. Ponieważ najczęściej były to potrzeby seksualne, Freud doszedł do wniosku, że źródłem naszej energii jest pociąg płciowy, a źródłem problemów jest sposób, w jaki tłumimy w sobie tą energię.

Miał rację w tym, że chodzi o energię. Nie miał racji, że chodzi tylko o seks. Takie były czasy i z tym ludzie (albo przynajmniej ci, którzy przychodzili do Pana Zygmunta) mieli problemy. Dziś wiemy, że nasza wewnętrzna energia znacznie wykracza poza libido (pociąg płciowy).

Jest jednak jeszcze jedna kluczowa różnica. Freud i pierwsi psychoanalitycy pracowali w totalnie innych warunkach, nie tylko ze wzglądu na rodzaj ukrytych wewnątrz nas potrzeb.
To naprawdę było nieco inne czasy

Grzejniki w środku Afryki

Ludzie epoki wiktoriańskiej rzadko mieli kontakt ze swoim wnętrzem. Nie wiedzieli czego naprawdę pragną. Trudno im było przebić się przez własne skorupy ochronne. Gdy jednak udawało im się to wreszcie zrobić, gdy (jak mówią w żargonie psychoanalitycznym) osiągali wgląd, wiele w ich życiu się zmieniało (przynajmniej w przypadku niektórych z nich, bo od początku terapia Freuda nie była zbyt skuteczna). Obserwując ich z boku moglibyśmy pomyśleć, że przyczyną zmiany był właśnie wgląd – tzn. wyciągniecie na wierzch i wyklarowanie ukrytych wewnątrz pragnień. Miej odwagę pragnąć, a będziesz zdrowy – tak moglibyśmy to skwitować.

Trzeba jednak pamiętać o jednym. To byli zupełnie inni ludzie. Epoka wiktoriańska była epoką silnej woli – ustawicznego treningu, samodyscypliny i samokontroli. Oczywiście ten nacisk na samokontrolę prowadził często do parodii – schorzeń psychicznych, braku naturalności czy fałszu – tego wszystkiego za co nie lubimy czasów królowej Wiktorii. Nie mniej jednak, ci ludzie dysponowali na skutek wychowania w określonych warunkach innymi możliwościami niż my.

Niektórzy psychoanalitycy zaczęli sobie to uświadamiać już w latach pięćdziesiątych. Roy Baumester, w nowiutkiej książce Willpower: Rediscovering the Greatest Human Strength, tak relacjonuje poglądy jednego z nich:

Allen Wheelis i jego koledzy odkryli, że ludzie osiągali wglądy szybciej niż w czasach Freuda. Potem jednak terapia grzęzła i kończyła się porażką. Bez twardego charakteru z epoki wiktoriańskiej, ludzie nie mieli siły by wykorzystać wgląd i zmienić swoje życie.

Cały kierunek zwany pozytywnym myśleniem jest niczym innym niż formą psychoanalizy. Jest to jednak technika totalnie nietrafiona do naszych potrzeb. To tak, jakby ktoś chciał montować grzejniki w Afryce. Owszem grzejniki to ważna rzecz, przydają się gdy jest chłodno. Ale po co montować kaloryfery, gdy temperatura nigdy nie spada poniżej dwudziestu pięciu stopni?

Dziś po serii kolejnych generacji skupionych tylko na swoich potrzebach i na robieniu sobie dobrze, po wielkim, marketingowym praniu mózgu, mówiącym, że życie musi być lekkie, łatwe i przyjemne, to stare podejście staje się jeszcze bardziej nieaktualne.

Owszem, wiemy czego pragniemy. Łatwo nam odkryć czego nam w życiu potrzeba. To dobrze. Ale twój problem polega na tym, że nie masz siły by wdrożyć to w życie. Jesteś bezradny. Osiągnąłeś wgląd i czekasz by wszystko się zmieniło. Tymczasem świat stawia opór. Taka jest jego natura.

Znasz siebie znacznie lepiej niż twoi pradziadkowie i prababki. Znasz tysiąc razy więcej przyjemności niż oni. Wiesz, co ci w duszy gra. Ale co z tego, skoro nie znasz swoje siły? Co z tego, skoro nie umiesz jej użyć?. Zamiast się jej uczyć ćwiczysz się w czymś, w czym i tak jesteś aż zanadto dobry: w fantazjowaniu i rozbudzaniu pragnień.

Nie mówię, że ślepa, wiktoriańska siła była czymś mądrym. Była tak samo głupia (a może nawet bardziej) jak dzisiejsze dogadzanie sobie bez opamiętania.

Mądrość polega na po łączeniu tych dwóch rzeczy: odwagi do tego by mieć pragnienia i siły do tego by je realizować.

Gdyby nasze przedsięwzięcia przebiegały tak, jak sobie planujemy, żylibyśmy w bajkowym świecie. A ponieważ zawsze napotykamy opór, tylko ci żyją jak w bajce, którzy mają dość siły bo go pokonać.

Sorry, to nic osobistego, ale mam zamiar obić ci gębę... nazywam się Opór. Twój Opór..

Doceń przeciwnika

Opór to poważny przeciwnik. Jeżeli chcesz go pokonać, zacznij od tego by nabrać przed nim respektu. Nie ma lepszego prezentu dla przeciwnika niż jego niedocenianie.

– E… taki przeciwnik… jednym palcem go pokonam, nie ma co się przejmować – mówi do siebie piłkarz albo bokser i zbiera cięgi. Przeciwnik nie został doceniony. Okazał się silniejszy. To najgłupszy rodzaj przegranej. Taki rodzaj klęski, który nie wzbudza współczucia. Jeżeli aż tak jesteś pyszny, jeżeli aż tak wierzysz w swoją wielkość i szczęśliwą gwiazdę – należy ci się przegrana. Ci, którzy odnoszą sukcesy nigdy nie pozwalają sobie na to by nie doceniać przeciwnika. Są na to zbyt mądrzy.

A co powiedzieć o kimś, kto jest przekonany, że w ogóle nie ma żadnego przeciwnika? Mam swoje marzenie i ono jakoś się zrealizuje. Nic nie stanie na przeszkodzie. Po prostu będzie tak jak chcę, wystarczy, że uwierzę.

To bardzo, bardzo na rękę dla Oporu. Pan Opór się cieszy. Im łatwiejszych sukcesów oczekujesz, tym łatwiej pokonają cię choćby niewielkie trudności. Im mniejszej ilości problemów się spodziewasz, tym mniejszy problem cię wytrąci z równowagi.

Lepiej przyjmij z góry, że po drodze spotkają cię trudności. Że wiele razy okaże się, że wszystko i wszyscy są przeciw tobie. Że nie będziesz mieć siły. Że będziesz mieć ochotę się wycofać. Że będziesz mieć ochotę machnąć na to wszystko ręką. Że zaczną ci wpadać do głowy inne pomysły na to czym by się zająć. Że raz po raz będziesz kuszony, często ponad swoje siły.

Zamiast fantazjować o świecie pozbawionym oporu, w którym marzenia realizują się tylko dzięki temu, że mocno chcesz, załóż z góry, że będziesz musiał się zmierzyć z bardzo mocnym przeciwnikiem. Owszem, ciesz się początkową energią, motywacją i radością. Jeżeli je czujesz, nie psuj ich, ale pamiętaj, że ścieżka nie zawsze będzie wiodła w słońcu.

Przygotuj się na to, bo najgorszym sposobem korzystania z siły jest dziwienie się, że nie jest tak jak chciałeś. Zamiast użyć swojej siły do tego by przebić się na drugą strony, marnujemy ją na trwanie w szoku, że przeszkody są tak wielkie.

– O nie, jak tak można, to niesprawiedliwe, dlaczego mi się to przydarza, dlaczego jestem tak poszkodowany, dlaczego inni maja łatwiej – nawet nie zdajesz sobie sprawy jak wiele energii ulatnia się podczas narzekania na coś, co jest oczywiste i naturalne. Człowieku, wyobrażasz sobie, że mistrzem świata zostaje się wychodząc na pusty ring? Bądź pewny, że gdy wyjdziesz na ten ring, znajdzie się tam ktoś, kto obije ci twarz. Jeżeli uważasz, że to niesprawiedliwe, może lepiej nie wychodź na środek.

Samo zdziwienie przeciwnościami i protesty można by było jeszcze jakoś znieść. Najbardziej energochłonne jest udawanie, że nic się nie dzieje. Leją cię po gębie, a ty uśmiechasz się i mówisz: hm.. jaki miły wiatr… to chwilowe problemy, nic wielkiego, będzie lepiej…

Tak, tak, oczywiście, że chwilowe. Zaraz padniesz na deski i tyle z ciebie zostanie. Znam człowieka, który miał salon kosmetyczny. W biznesplanie wszystko było super. Człowiek był optymistą. Niestety klienci widocznie nie czytali biznesplanu, bo się nie zastosowali. Optymista był ciągle dobrej myśli. Będzie lepiej! To tylko lekki przeciwny wiaterek. Bach, bach, bach… nokaut. Nawet nie trzeba było liczyć.

Czy wiesz jak mocnym przeciwnikiem jest opór, z którym przyjdzie ci się zmierzyć? Tak mocnym, że nie raz będzie ci się wydawało, że nie dasz rady. Nawet, gdy będziesz walczył z pełnym zaangażowaniem, co rusz znajdziesz się na deskach. Pozbawiony sił, pełny smutku, poczucia samotności, oszołomiony, czujący się jak w więzieniu…

Ale gdy znajdziesz się w takim momencie pamiętaj proszę o czymś, co napisał Steven Pressfield w książce o oporze (The War Of Art: Winning the Inner Creative Battle) :

Pokonywanie oporu jest jak rodzenie. Wydaje się absolutnie niemożliwe, dopóki nie przypomnisz sobie, że kobiety robią to z pomocą lub bez od pięćdziesięciu milionów lat.

Tak, opór jest możliwy do pokonania. I tobie też to się uda. Nie trać czasu na rozpaczanie, zaprzeczanie czy fantazjowanie. Użyj wszystkich swoich sił, by przebić się wprost na drugą stroną. Totis viribus.

39 komentarzy

  1. To nie jest ten tekst, który miał być i który przygotowywałem. Ten się rozepchał i wyskoczył do przodu. Ale nich mu będzie. Ten co miał być i tak się pojawi. Ten tutaj, to coś w rodzaju manifestu. Może wreszcie wszyscy młodzi fani Joe Vitale obrażą się na mnie i może wreszcie przestanę dostawać oferty reklamowania szkoleń o tym, jak łatwo i szybko, dzięki sile wyobraźni stać się bogatym.

  2. Fajny tekst! Dzięki! Nie wiem, czasami wydaje mi się, że w czasach wiktoriańskich na ołtarzu stał rodzic, tak teraz na ołtarzu stoi dziecko. Dla mnie jest to tekst o dorastaniu.

    • Masz rację Olu. Dawniej dzieci dorastała w wielu kilku, kilkunastu lat. Potem dzieciństwo zaczęło się wydłużać. Granicą było 18 lat. Ciekaw jestem gdzie dziś jest granica dzieciństwa. Może powinni wydawać dowody w wieku 40 lat. A może dalej? Ale ta granica dorosłości ucieka 🙂 Dziękuję za komentarz.

  3. Witaj Zbyszku, jak dobrze, że wróciłeś 🙂
    Może i bezpośrednio nie odpisałeś temu chłopakowi, który wierzył, że piątki robią się z tego, że sobie to wyobraził.
    Prawo przyciągania… To ciekawa sprawa. Moja była już menedżerka próbowała nawrócić cały nasz zespół na wszystkie te filozofie prawo przyciągania, nie chowanie uraz, oczyszczanie aury itd. W zasadzie, patrząc na nią można było uwierzyć, że to działa. Do czasu… Zmieniły się zasady w naszym oddziale i zaczęła się walka o stołek. Pani wielce oświecona menadżer okazała się osobą małostkową i złośliwą. Przykro jest obserwować taki upadek. Zwłaszcza kogoś, kto był autorytetem.
    Rzeczy nie dzieją się same z siebie. Wymagają ciężkiej pracy i nie poddawania się przy pierwszej okazji. Wyobrażenie sobie sukcesu pomaga, ale nie jest środkiem realizacji celu.
    PS. Co z recenzjami książki? Co z książką?

    • Witaj Agnieszko 🙂 Dziękuję za ten przykład. To się po angielsku nazywa „singing kumbaya” siedzimy za ogniskiem, trzymamy się za rączki i śpiewamy piosenki. A płacą i awansują lęśne ludki. Też takie rzeczy widziałem.
      Co z książką? Ciągle na tapecie. Ale na pewno wyjdzie przed grudniem.

  4. Opór kolejny raz został pokonany – i to w jakim stylu. Przywołana w sukurs fizyka, uczyniła ten tekst kompletnym, czuć materię i życie. Ten tekst jest prawdziwym „wybudzaczem” i „motywatorem”.
    Zmagania trwają !

  5. Hej, inspirujący post i zachęcający do przemyśleń. Zmieniłeś nieco formę wyrazu, wcześniej nie używałeś zwrotów do czytelnika w stylu „Leją cię po gębie, a ty uśmiechasz się i mówisz: hm.. jaki miły wiatr… to chwilowe problemy, nic wielkiego, będzie lepiej… „. Co na tę zmianę wpłynęło?

    • Witaj Mariuszu 🙂 Hm.. nawet nie zauważyłem zmiany stylu. Pewnie stałem się bardziej agresywny. Taki momenty w życiu. Ale jeszcze nikogo nie zacząłem „lać po gębie” . Jak zacznę to napisze o tym 😉

  6. Tego mi było trzeba. Potwierdzenia, że po każdym potknięciu, ustawić się do pionu i do przodu. Zaakceptować to, że nie będzie lekko i robić swoje. Może czasem Pan Opór będzie się cieszył, a co tam, niech ma swoje pięć minut. Ważne, by nie oddać walki.

  7. Od pewnego momentu zaprzątam sobie głowę jednym pytaniem.
    Czym się różni zdrowy optymizm od optymizmu podszytego prawem przyciągania i podobnymi?
    Czy może po prostu lepiej być realistą?
    Jeśli tak, to wtedy z kolej pojawia się pytanie, kto to jest realista?
    Kto wyznacza te realia, tę rzeczywistość?
    Większość ludzi? A kto powiedział, że większość musi mieć rację?

    • Łukaszu. jeżeli pytasz o to, po czym poznać czy czyjeś cele są efektem braku kontaktu z rzeczywistością (niezdrowego optymizmu) czy też śmiałości, to odpowiedź nie leży w samych celach. Są oczywiście cele odleciane, przy których wiadomo od razu, czy ktoś jest realistą czy nie (np. żyć wiecznie, albo być niewidzialnym).

      Ale we większości przypadków po samym celu nie możesz stwierdzić czy ktoś jest realistą czy fantastą. Powiedzmy ktoś marzy o tym by stworzyć wielką firmą, zostać multimilionerem czy wynaleźć lek na raka. To mogę być cele fantasty, ale mogą być też ambitne cele realisty. Nie liczy się wielkość celu a sposób w jaki do niego podchodzisz. Fantasta to ktoś, kto myśli, że wszystko przyjdzie samo, że to mu się należy, że będzie łatwo lekko i przyjemnie i że na pewno musi mu wyjść. Realista to ktoś, kto jest świadomy ile przyjdzie mu zapłacić i gotowy by tą cenę zapłacić. To ktoś, kto nie oczekuje, ze to przyjdzie samo. To ktoś, kto jest też świadomy, że czasem za swoje wielkie cele trzeba zapłacić naprawdę wysoką cenę.

  8. Fajny tekst!
    Co do pozytywnego przyciągania itp., to sądzę że trochę tą stronę Pan zaniedbał. Owszem zgadzam się z tym co Pan powiedział dlaczego to nie działa, ale w całym tym mówieniu o optymiźmie chyba chodzi tez o:
    – inni ludzi lubią ludzi wesołych i pogodnych (po prostu tak działają) i to jest pewnego rodzaju przyciąganie – jesteś bardziej lubiany -> oprór staje się mniejszy
    – będąc pesymistą możemy wysyłać nieświadomie sygnały (np. niewerbalne) które nam szkodzą np. przecząc naszym słowom
    – zdrowy optymizm wspiera dostrzeganie możliwości, zbytnie nastawienie na spotkanie oporu może zamknąć naszą percepcję na „quick wins” które też czasem się pojawiają

    • Z dwoma pierwszymi punktami zgadzam się zdecydowanie, jeżeli tak by rozumieć „prawo przyciągania” jestem za. Tyle, że to nie jest „prawo przyciągania” ale normalna zasada samospełniającej się przepowiedni.

      Co do trzeciego punktu. Owszem problem może polegać na szukaniu oporu tam gdzie go nie ma i w efekcie niepotrzebnym go wywoływaniu. Są ludzie, którzy ciągle spodziewają się oporu. I takim ludziom bym radził więcej luzu i więcej pozytywnego myślenia. Chodzi o równowagę.

      Ale mam wrażenie, że 95% z nas, to ludzie, którzy jedyne co akceptują to „quick wins”. A ponieważ „quick win” to rzadkość, ci ludzie nie mają żądnych „wins”. Problem polega na tym, że 95% z nas to ludzie, którzy myślą pozytywnie. Bardziej nie trzeba. Jest ok. Teraz trzeba przestać bać się oporu.

  9. Miałam kiedyś bardzo fajne ćwiczenia polegające na wpisywaniu w tabelkę myśli i emocji, które pojawiają sie w konkretnych sytuacjach i dokonanie przewartościowania tych myśli, co w pewnym sensie działało. Np. „Nie dostalam tej pracy. Jestem beznadziejna” a przewartościowaniem było „Zrobiłam wszystko co mogłam, aby dostać ta prace, a jeśli nie to widocznie musze podniesc swoje kwalifikacje, szukać innej pracy”.
    Podobno takie ćwiczenia podlegają pod terapie behawioralno-poznawczą. I w sumie tak sobie myślę, że nie są to ćwiczenia, które polegaja na wykonywaniu działania, a raczej na tak zwanym magicznym myśleniu (?). Dawało mi to w pewnym sensie powera i spokój umysłu.

    • Z takim ćwiczeniami jest pewien problem. Są potrzebne, ale łatwo można je źle wykorzystać. Myślenie „jestem beznadziejna” na pewno nie pomaga. To, coś w rodzaju „game over” – już nic nie dasz rady zrobić. A to przecież nieprawda. Życie się nie kończy. I w tym sensie ćwiczenie jest dobre.

      Ale rzeczywiście, taki sposób myślenie tylko utwierdza nas w magicznym myśleniu. I wydaje mi się, że wcale nie pomaga w rozwoju.

      – Nie dostałem pracy, jestem beznadziejny
      – A kto powiedział, że zawsze ma być tak, jak chcę? Kto powiedział, że zawsze muszę dostać pracę? Kto, powiedział, że to czy dostanę pracę określa moją wartość?

      Poczucie porażki w takiej sytuacji wynika właśnie z chorych oczekiwań: musi być tak, jak ja chcę. Gdy sobie to uświadomisz, gdy zobaczysz, że oczekujesz tego by świat zawsze spełniał twoje oczekiwania i by wszystko przebiegało bez żadnych oporów, łatwiej ci będzie zrozumieć powody dlaczego odniosłaś porażkę i czegoś się na tej podstawie nauczyć. Głupotą jest wmawianie sobie z góry tego co było powodem. A może:
      – nie zrobiłem wszystkiego co mogłem?
      – może mogłem zrobić kilka innych rzeczy
      – może rzeczywiście nie miałem kwalifikacji
      – może byli lepsi
      – może byłem za dobry
      – może to nie dla mnie
      -……

    • Panie Zbyszku to ciekawe co Pan pisze, ale czy nie jest tak, że te powody, które Pan napisał na końcu „nie zrobiłem wszystkiego co moglem”, „moze rzeczywiście nie mailem kwalifikacji” itd. są potrzebne, żeby wyciągać jakieś wnioski i właśnie sie czegoś nauczyć?
      W sumie to nie wiem, czy dobrze zrozumiałam Pana wypowiedź. Musze to jeszcze przemyśleć.

    • Blublu, będę się cieszyłbym się gdybyś mówił mi po prostu Zbyszku. Ale rób jak Ci wygodniej 🙂

      Pewnie zbyt szybko to napisałem i nie dość jasno, bo chciałem powiedzieć dokładnie to, co napisałaś. Każdy z tych powodów może być prawdziwy.

      Chodziło mi tylko o to, by nie „trenować z góry” odpowiedzi. Chciałem po prostu napisać, że na hasła typu „jestem beznadziejny” najlepszą odpowiedzią jest „a kto powiedział, że zawsze i od razu muszę być doskonały?. Kto powiedział, że musi mi wszystko wychodzić i że muszę czuć się dobrze? Póki zmagasz się z tym, że nie wyszło, że jesteś nie do końca taka jak powinnaś być trudno ci zrozumieć powód porażki.

      Ja też przemyślę, jak to jeszcze lepiej ująć 🙂 Pozdrawiam serdecznie.

  10. Kochany Zbyszku Ryżaku ,że tak napisze, jest to genialne bo jak zwykle proste. Z Twego tekstu wynika zasada RÓBMY SWOJE – po prostu jak rodzące kobiety :)) Sama rodziłam i wiem że jest to jedyne wyjście jeżeli się jest w ciąży. Skoro jesteśmy na tym świecie to ŻYJMY, cokolwiek to znaczy dla każdego z NAS. Potem będzie koniec i gapowe……Kochany Zbyszku pozdrawiam ,
    WIELKI SZACUN za prostotę w pojmowaniu życia :)) aha są tacy co lewitują,więc z tą fizyka bywa różnie.

    • Dziękuję Mario 🙂
      Wiem, ja też czasem lewituję 🙂
      A tak poważnie, owszem ponoć nie zawsze dynamika Newtona ma zastosowanie. Ale nikt jeszcze nie nauczył się w naszej skali regularnie i systematycznie obchodzić jej praw. Raz na jakiś czas być może warto użyć magii. Ale lepiej się zbytnio nie przyzwyczajać 🙂

    • Lubię twoje poczucie humoru Adamie 🙂 Ale gdyby ktoś nie rozumiał, muszę wyjaśnić. Adam się tak tylko droczy ze mną. Wie dobrze, że najbardziej lubię, gdy ktoś mi mówi: „wiesz, co to i to mi się nie podoba, w tym co robisz i mógłbyś zmienić to i to”. Mówienie sobie, czy komuś „jesteś wielki” to podcinanie skrzydeł. Nie jestem wielki. Chcę tylko robić największe rzeczy na jakie mnie stać. Taka mała różnica. Dziękuję i pozdrawiam 🙂

  11. Po przeczytaniu tego tekstu jestem pod takim wrażeniem, że po raz pierwszy napisze komentarz:)
    Artykuł jest naprawde świetny, porównania do rzeczy prostych, codzinnych, takich które spotykamy na co dzień, ułatwiają zrozumienie tematu na tyle, że ciężko go niezrozumieć:P Zbyszku przekazałeś swoje myśli tak jakbyś siedział przed każdym czytelnikiem i mu wyjaśniał pewne kwestie:) Zwróciłeś moją uwage na fakt, z którego nie do końca zdawałam sobie sprawę-ze opór odczuwa każdy, nie wiem dlaczego, ale poczułam ulgę:P
    Cytat z tego artykułu, który pozostanie w pamięci:
    „Im więcej chcesz osiągnąć, tym większy opór. Oporu nie pokonasz przez marzenie. Opór pokonuje siła. Aby coś zmienić, musisz działać totis viribus – ze wszystkich sił.”

    Pozdrawiam Ciebie i wszystkich czytelników:)

  12. Czytając komentarz Małgorzaty, chciałam dodać, że ja również pierwszy raz skomentowałam po wznowieniu bloga. Jestem wierną czytelniczką, jednak nigdy nie dodawałam nic od siebie, widząc tak trafne i ciekawe spostrzeżenia innych. Pod wieloma z nich mogłabym się podpisać i cieszę się, że znalazłam się w tak doborowym towarzystwie. Może też, popełniłam pierwszy komentarz z obawy, że nie będę miała już okazji nic dodać od siebie. Mam nadzieję, że Autor bloga, widząc jak jest potrzebny i ceniony, jak ważne jest dla nas jego prowadzenie, nie zaniecha kolejnych wpisów. Jakąż przyjemność sprawia po ciężkim dniu, zajrzeć tu i znaleźć nowy post.

    • Mirko, bardzo dziękuję 🙂 To naprawdę cenne mieć takich czytelników a jeszcze cenniejsze, znać ich opinie. Też mam nadzieję, że kolejne wpisy będę się regularnie pojawiać. Raczej nie codziennie (nie dałbym rady) ale co tydzień – jak najbardziej.

      Pisanie i umieszczanie tekstów jest dla mnie dużą przyjemnością i daje mi poczucie robienia czegoś sensownego.

      Choć jak zwykle to w życiu bywa – jeżeli chcesz poruszać się lekko, sprężyście i naturalnie, wcześniej musisz się solidnie nagimnastykować. Jeżeli chcesz robić coś, co jest sensowne i naturalne wcześniej musisz zadbać o wiele innych rzeczy. Mam wrażenie, że jestem w fazie ostrej gimnastyki. Ale powoli widać jej efekty. Sąd mój optymizm, że przynajmniej przynajmniej 50 kolejnych artykułów pojawi się na czas.

  13. potwierdzam słowa Zbyszka 😉 to taka nasza specyficzna forma komunikacji 😉

    Ale, jako BYŁY wyznawca „szkoły Vitale’izmu i Byrne’izmu”, mam poważniejsze merytorycznie pytanie:
    Czy, jeśli wykluczymy „magię” naszego umysłu i siłę jej oddziaływania na „Kosmiczną Energię” (jak zwał tak zwał..)” to czy automatycznie nie zanegujemy „pierwiastka boskiego” w życiu człowieka? Jeśli sprowadzić oba powyższe do wspólnego mianownika to moim zdaniem mówimy o tym samym..
    Pomijam „typowo amerykańskie” pogaduchy z aniołami i przekonanie o własnym ego-heliocentryzmie (nazywam to duchowym odpowiednikiem „filozofii Apple”), mówie o bardziej złożonym problemie.
    Jeśli nie istnieje Inteligentna Energia to można założyć ze nie istnieje tez istota boska. Jak to rozumieć?
    Jak

  14. Zbyszku, co do oporu, zgadzam się z treścią tekstu w 100%. Tylko ten list. Jeśli to faktyczna sytuacja, to mój komentarz brzmi: o rety! Przecież to jakiś kilkunastoletni chłopak, jeszcze naiwny. Może te oceny były dla niego bardzo ważne? Może warto mu było pokazać, że taki sposób interpretacji przyczyny i skutku może mu w przyszłości narobić problemów? On miał tylko swoje odmienne zdanie. Aż mnie korci, żeby zapytać: Co Cię aż tak „dźgnęło”? 🙂

    • Witaj Marzeno, zupełnie nic mnie nie dźgnęło. Po prostu jego przypadek dodał dynamiki temu, o czym chciałem napisać. Oceny były dla niego aż tak ważne? Tym gorzej. Jak jest się automatem w wieku kilkunastu lat, to kim się będzie w wieku 30-40? Szkoła to czas na bunt (taki lub inny) a nie na konformizm.

  15. Dziękuję za cenne teksty dot. silnej/słabej psychiki (w tym za przypomnienie I zasady dynamiki, zyskała nową wartość 🙂 zastanawiam się, czy i jak można ponownie uruchomić kreatywność wypalającą się w trakcie podejmowania kolejnych działań mających na celu przełamanie złej passy? Pozdrawiam:)

    • Sylwio, to jest problem na który sam chciałbym znać odpowiedź. Jak obudzić kreatywność, gdy człowiek po raz 599 zderza się ze ściana. Moja odpowiedź na dziś, to będzie wziąć 2 dni wolnego. Ale to za mało. Pomyślę na problemem. Pozdrawiam 🙂

  16. Tekst jak najbardziej prawdziwy.. I pobudza do refleksji, że nic nigdy nie przychodzi łatwo i trzeba przejść krętą drogę żeby coś osiągnąć.

  17. Witam,
    po raz kolejny przegapiłam świetny tekst, ale już nadrabiam zaległości;) Myślę, że masz Zbyszku jak zwykle rację, mamy coraz mniej siły żeby się mierzyć z rzeczywistością. Bardzo podobało mi się wykorzystanie praw fizyki, trudno z nimi polemizować;) Zbieram się w sobie, może wreszcie zacznę działać. Dziękuję za to kolejne, trochę brutalne, spojrzenie na rzeczywistość.
    Pozdrawiam serdecznie
    Ania

  18. Tego czego nauczyłem się m.in. z książki Donalda Trumpa „Myśl śmiało i pokaż no co Cię stać”

    cytuje:

    „Gdy ktoś Cię atakuje i szuka zaczepki, staraj się wyrównywać rachunki. To moja rada – nietypowa, ale bardzo życiowa. Jeśli godzisz się mieć z kimś na pieńku, jesteś głupcem! Gdy ktoś Cię skrzywdzi, nie odpuszczaj mu. Szukanie rewanżu to miłe uczucie, a poza tym inni zobaczą, że nie odpuszczasz wyrządzonych sobie krzywd. Uwielbiam być kwita. Zawsze rozliczam się z ludźmi – i wiesz co? Ludzie mnie nie oszukują tak bardzo jak innych. Wiedzą, że jeśli spróbują, wytoczę im wojnę. Przyłóż tym, którzy tobie przyłożyli. Nie pozwól, by inni tobą dyrygowali. Zawsze broń się i wyrównuj rachunki (…) Jeśli będziesz się bał konfrontacji, ludzie pomyślą, że jesteś tchórzem! Będą wiedzieli, że mogą Cię obrażać, znieważać i wykorzystywać. Nie pozwól, by tak się stało. Zawsze walcz i wyrównuj rachunki. Ludzie będą Cię za to szanować”

    Później pisze o prowadzeniu listy osób, którzy w jakikolwiek sposób Cię skrzywdzili i poczekaniu na odpowiedni moment nawet przez wiele lat, i przyłożenie im w momencie jak się tego najmniej spodziewają

    Według Trumpa Zemsta to bardzo przyjemne uczucie. I nie ma co być hipokrytą głoszącym, że to nie etyczne itd…Według mnie mówią tak osoby słabe, które boją się swojej tzw. ciemnej strony, w której może kryć się bezwględność.

    A na przejmowanie się opinią innych ma doskonałą radę:

    cytuje:
    „Nie martw się tym, co myślą inni. Pamiętaj – ludzie nie są tacy bystrzy jak się tobie i im wydaje”

    Stosuje te rady w swoim życiu od jakiegoś czasu i powiem, że rzeczywiście działają. Tak traktuje ten opór, o którym mowa w artykule.

    Bo tak naprawdę to nie rzeczywistość stawia nam opór w dążeniu do naszych celów. No może tych celów, które nie są do końca zależne od nas. Ten opór stawiają inni ludzie.

    Pozdrawiam serdecznie
    Marcin

  19. Prawo Przyciągania i te inne kwantowo-magiczne duperele działają. Jednak prawidłowo używa się ich tak, że gdy przychodzi odpowiedni moment to należy to całe pozytywne myślenie uziemić po prostu takim zwykłym fizycznym działaniem. W sposób w jaki opisuje Pan Autor artykułu. Na początku więcej się robi i mniej zbiera plonu, ale w końcu nie trzeba wiele robić, a wystarczą same myśli do manifestacji różnych rzeczy. Inna sprawa, że w tych pozytywnych nurtach brakuje mi takiej szczerości z samym sobą, że ma się po prostu jakkolwiek pojętego diabła za skórą czyli zawaloną podświadomość różnymi programami które nieuświadomione działają i przyciągają nam wszystko dookoła. Syf trzeba posprzątać patrząc mu w oczy. Klucz do rzeczywistości jaką się chce zawsze jest bardzo prosty. Wymyśleć coś>Wybrać to>poczuć to (to typowe pozytywne afirmowanie etc)>wykonać konkretne działanie jeśli jest taka potrzeba… a, że jest zawsze no to po prostu wykonać. Jeśli coś w tym prostym kluczu trze, czyli nie moge czegoś zrobić no to zidentyfikować co to, znaleźć metodę (np medytacja) i puszczać, puszczać, puszczać… następnie robić, robić, robić, gdy wychodzi opór to puszczać, puszczać, puszczać… i rzeczywistość zaczyna nam sie układać jednak to zawsze musi współgrać z duchem i działaniem czyli pozytywne myslenie (czy jakkolwiek pojęta duchowa afirmująca technika z wyobrażaniem sobie) i taka zwykła codzienna praca ze sobą. Pozdrawiam.
    PS Porażki są fajne.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *