Słomiany ogień: jak nie porzucać dobrych przedsięwzięć?

Gdy miałem kilka lat, jedną z rzeczy, której zazdrościłem kolegom, były ich samoloty. Patrzyłem z zazdrością na bombowce i myśliwce podrywające się do lotu z ich półek i biurek. Oni mieli eskadry sklejonych przez siebie modeli, ja miałem eskadry pudełek, w których były zaczęte, ale nigdy do końca nie sklejone modele.

Wiele razy miałem przed sobą pudełko z nowym modelem do sklejenia. Wiele razy takie pudełka otwierałem i wykonywałem pierwsze kroki instrukcji. Nigdy nie zdarzyło mi się doprowadzić samolotu do momentu, w którym można by było go pomalować (nie mówiąc nawet o postawieniu na półce). Albo zapominałem o moim modelu, a gdy sobie przypominałem, już mi się nie chciało; albo coś mi nie wychodziło, a ja czułem, że nie dam rady; albo ktoś dawał mi nowy model, a ja nie mogłem się powstrzymać przed tym, by go rozpocząć, mimo, że ze starym nie doszedłem nawet do połowy.

Problem: wypłynąłem, ale przyszła flauta

Większość z nas, co jakiś czas wpada na pomysły dobrych przedsięwzięć. Czasem mamy problem z zabraniem się za działanie – nie możemy się zdecydować, nie możemy się zmobilizować, odkładamy wszystko na później itp. Czasem jednak zabrać się za coś jest łatwo. Wpadasz na pomysł i z entuzjazmem zaczynasz działać. Czujesz wiatr w żaglach: To jest właśnie to, co powinienem robić! O to chodzi. Jeszcze chwila a mi się uda. Będzie wspaniale!

I wszystko idzie wspaniale, ale do pewnego momentu. Nagle wiatr słabnie. Zapał jest coraz mniejszy i mniejszy, aż przychodzi flauta. Nie tylko nie czujesz zapału, ale czasem nie możesz nawet zrozumieć skąd w ogóle wpadłeś na pomysł, by się za to zabrać. Czasem flauta nie przychodzi stopniowo, właśnie siedziałeś nad nowym, obiecującym projektem, a tu ciach, sflaczałe żagle, najmniejszego podmuchu, jacht stoi w miejscu.

Różnie się to zjawisko nazywa. Jednym z popularnych określeń jest słomiany ogień. Słoma zapala się błyskawicznie, pali mocno i jasno, ale gaśnie szybko. Na słomie nie ugotujesz zupy ani nie zrobisz herbaty. Słomiany ogień, oprócz tych nielicznych sytuacji, gdy wystarczy intensywny krótkotrwały wysiłek, nie zmieni twojego życie i nie da ci tego, co naprawdę cenne.

Słomiany ogień ma różne przyczyny

Jedną z nich jest temperament. Niektórzy mają taki układ nerwowy, że słomiany zapał im nie grozi. Pobudzenie utrzymuje się w nich na tyle długo, że są w stanie dokończyć to, za co się zabrali, nawet jeżeli potrzeba na to wielu miesięcy. Inni mają bardziej niestabilny układ nerwowy. Taki układ reaguje intensywnie, ale nie potrafi utrzymać pobudzenia przez dłuższy czas. To różnice fizjologiczne, tak samo, jak różne mamy kolory oczu, włosów i długości kończyn, różne mamy także układy nerwowe.

Jeżeli masz problem ze słomianym ogniem, być może należysz do osób o wrażliwym układzie nerwowym. Gdy znajdziesz się w  nowej sytuacji, widzisz więcej, czujesz więcej emocji, odbierasz więcej wrażeń zmysłowych. Dzięki temu łatwiej niż inni zapalasz się do przeróżnych pomysłów i łatwiej ci je zacząć. Ponieważ tak łatwo ci o pobudzenie, łatwo ci także zakochać się w zupełnie nowym pomyśle a tym samy stracić zainteresowanie starym.

Zalety

Tego rodzaju układ nerwowy nie jest bez zalet.

Pamiętam, jak kiedyś napaliłem się, by zostać maklerem. Gdyby nie to, że zapał szybko mi wywietrzał, zmarnowałbym parę lat życia na zajmowanie się czymś, co zdecydowanie nie było dla mnie. Pozytywną stroną „słomianego” układu nerwowego jest szybkie trzeźwienie. Coś może ci na jakiś czas zamącić w głowie, ale szybko udaje ci się stanąć z boku i popatrzeć na to chłodnym okiem. Nie jesteś jak ci, którzy, gdy już wpadną na jakiś pomysł, będą się z nim męczyć przez całe życie, choćby okazało się to zupełnie bez sensu. Nie mogą odpuścić, bo przecież już zaczęli. Tobie jest znacznie łatwiej odpuścić. Czasem bardzo się to przydaje.

Straty

Nie mniej jednak ta pozytywna strona tendencji do słomianego ognia nie rekompensuje strat. Być może nie zmarnujesz życia na coś, co tak naprawdę nie jest dla ciebie, ale także nie zrobisz niczego, co ma wartość.

Spotkałem kiedyś kogoś, kto, mimo że cierpiał na koszmarny słomiany zapał, wciąż utrzymywał, że jest osobą bardzo konsekwentną, tyle że wciąż poszukującą tej jednej, właściwej rzeczy, której warto być wiernym do końca życia. Zawsze, gdy pytałem, jak tam z pomysłem, o którym rozmawialiśmy ostatnio, mówił:

– Wiesz, dałem sobie z tym spokój, bo to jednak nie było to. Ale wpadłem na coś lepszego…

Gdy mówiłem mu:

– Ale ty mi to powtarzasz przy każdej rzeczy – odpowiadał:

– Bo to ciągle nie jest to. Zobaczysz, jak wreszcie znajdę to, o co chodzi, nie odpuszczę!

Ja rozumiem, czasem rzeczywiście odpuszczasz, bo to nie jest jeszcze to.

Nie skleiłem żadnego samolotu, bo być może modelarstwo nie było dla mnie. Gdy kiedyś, w grupie modelarzy powiedziałem, naciągając prawdę, że ja też się tym interesuję, od razy usłyszałem:

– Ty?! Nie wierzę. W ogóle nie jesteś typem modelarza.

Musiałem ze skruchą zapytać:

– Aż tak to widać?

Być może modelarstwo nie było w moim typie, a błąd polegał na tym, że miałem kolegów, którzy sklejali samoloty. Być może.

Nie mniej jednak oczekiwanie, że słomiany ogień zawsze ma w sobie jakąś wewnętrzną mądrość, to oczekiwanie magiczne. Słomiany ogień nie opiera się na wewnętrznej mądrości. Tak samo łatwo wypala się przy przedsięwzięciach, które nie są dla ciebie, jak i przy projektach, które są twoim powołaniem. To nie jest żadna wewnętrzna mądrość, ale nawykowy, utarty, typowy styl działania. Gdy któregoś dnia trafisz  na to, co zdecydowanie jest dla ciebie, twój ogień wygaśnie tak samo, jak przy każdym innym projekcie.

Jeżeli ciągle porzucasz swoje przedsięwzięcia, będziesz robić w życiu tylko to, czego nie możesz porzucić – bo blokują cię inni, bo konsekwencje porzucenia byłyby poważne, bo warunki zmuszają cię do wytrwania. Będziesz na przykład pracować w pracy, której nie cierpisz, tylko dlatego, że nikt ci nie zaproponuje innej. Nie masz do niej ani grama zapału, od dawna wiesz, że to nie to, ale przecież nie masz nic innego.

Dlaczego nie masz nic innego? Bo musiałbyś być konsekwentny w realizacji swojego własnego przedsięwzięcia. Sam z siebie musiałbyś coś robić przez długi czas: na przykład uczyć się języka obcego, programowania, pisania scenariuszy, sam musiałbyś konsekwentnie rozwijać i promować swoją firmę, sam musiałbyś  przecierać ścieżki do innego zajęcia. Ale nie jesteś w stanie tego zrobić, bo twój zapał tak samo, jak szybko rośnie, szybko gaśnie.

Popiół w środku

Kolejne wybuchy słomianego ognia sprawiają, że masz w swoim wnętrzu coraz więcej popiołu. Z czasem jest go tak dużo, że stajesz się wewnętrznie wypalony, przestajesz wierzyć, że cokolwiek ma sens, przestajesz wierzyć w samego siebie. Coraz gorzej o sobie myślisz, coraz słabiej wierzysz w to, że uda ci się cokolwiek zmienić.

Zaczynasz wspominać wszystkie rozpoczęte i porzucone przedsięwzięcia i widzisz, że gdybyś dotrwał, gdybyś się tak szybko nie poddał, byłbyś w innym miejscu, byłbyś innym człowiekiem. I żal ci tego.

Słowem, słomiany ogień nie jest tylko nieszkodliwym nawykiem, nie jest tylko osobliwością, jest walcem, który niszczy całą psychikę. Jeżeli nie chcesz zmarnować swojego zapału, jeżeli nie chcesz zmarnować swoich pomysłów, twórczości, talentów, swojego życia – potrzebujesz coś z nim zrobić. Ale czy się da?

Nie tylko układ nerwowy

Przyczyną słomianego ognia nie jest wyłącznie konstrukcja układu nerwowego. Nerwy to najwyżej trzydzieści procent problemu. Można mieć bardzo niestabilny układ, a mimo to być osobą, która potrafi doprowadzać do końca wszystkie przedsięwzięcia (i na odwrót, można mieć stabilny temperament, ale nie doprowadzać niczego do końca). Siedemdziesiąt procent, decydujących o tym, czy doprowadzisz do końca swoje przedsięwzięcia, to wiedza i umiejętności.  Jeżeli rozumiesz, co się dzieje i znasz odpowiednie techniki, jesteś w stanie domknąć wszystko, za co się zabierzesz.

Co trzeba umieć?

W kolejnych tekstach przedstawię kilka rad, które, mam taką nadzieję, pomogą ci rozwinąć umiejętność konsekwentnego doprowadzania do końca ważnych przedsięwzięć.

To będą rady zarówno dla kogoś, kto przeskakuje od wybuchu do wybuchu, jak i kogoś, kto nie jest aż tak bardzo niekonsekwentny, potrzebuje jednak nieco się rozwinąć w tym zakresie.

Pewnie nie uda mi się wyczerpać tematu, pewnie nie zajmę się wszystkimi ważnymi sprawami. To nie będą jednak pouczenia mistrza, który opanował wszystkie arkana życia. Będzie to raczej sprawozdanie z podróży, w jakiej sam się znajduję. To będą punkty, które pozwoliły osobie nie umiejącej skleić plastikowego samolotu, napisać kilka książek, ukończyć, mimo życiowych przeszkód, studia czy założyć i przez wiele lat z powodzeniem prowadzić firmę szkoleniową.

Nie jestem na końcu drogi. Wciąż zbyt wiele przedsięwzięć porzucam (nie mam na myśli tych, które odpuszczam w sposób kontrolowany). Dlatego piszę ten cykl także dla siebie. Mam nadzieję, że po jego zakończeniu, ja sam również będę więcej umieć.

Rady w pigułce (planowane teksty)

O czym będą kolejne teksty? Być może po drodze pojawi się kilka zmian, dziś jednak, na samym początku w planach mam jedenaście tematów. Oto ich główne myśli:

(1) Gdy dziś zaczniesz nad czymś pracować, o ile nie będzie to bardzo proste przedsięwzięcie, nie uda ci się, choćbyś pracował nawet do późnej nocy, zrobić wszystkiego, co powinno zostać zrobione. W którymś momencie będziesz musiał zrobić przerwę: na posiłek, na rozmowę, na załatwienie innych spraw, na sen itp. Pierwszym powodem, dla którego dobre przedsięwzięcia zdychają, jest to, że do nich nie wracamy. Wczoraj coś zacząłem, musiałem zrobić przerwę, ale dziś nie czuję już takiego zapału. Biadolę zatem nad stanem swojej motywacji i próbuję ją reaktywować. Jak sobie z tym poradzić? Nauczyć się uruchamiać swój silnik na korbę – wracać do pracy, bez czekania na zapał.

(2) Kolejny tekst będzie mówił o motywacji – czymś, co zdecydowanie różni się od zapału. By nie zamienić się w popiół, musisz się nauczyć ograniczać ilość rozpalanych ognisk. Zanim za coś się zabierzesz, sprawdź, czy masz motywację — nie zapał, nie egzaltację, ale właśnie motywację. Jeżeli u podstawy pomysłu nie ma prawdziwej, głębokiej motywacji, odpuść sobie, schłodź ekscytację i nie daj się ponieść potrzebie bycia w ruchu.

(3) Jedną z najczęstszych przyczyn porzucania przedsięwzięć jest rozczarowanie. — Cholerka, dlaczego tak wolno to idzie; dlaczego ludzie nie mdleją na widok moich dzieł, dlaczego wciąż nie mogę się czegoś nauczyć … Rozczarowania biorą się najczęściej ze zbyt wysokich oczekiwań. Jeżeli chcesz być bardziej konsekwentny, potrzebujesz nauczyć się urealniać oczekiwania. Nie zawsze oznacza to obniżenie celów, czasem wystarczy podzielić końcowe cele na serię mniejszych i łatwiejszych do osiągnięcia.

(4) Następna przyczyna tego, że nie doprowadzasz do końca tego, za co się zabrałeś, jest rozproszenie. Potrzebujesz nauczyć się skupiać. Pierwszym krokiem jest niezajmowanie się niczym innym, kolejnym — pełne zaangażowanie w to, co robisz.

(5) Dość długo wyobrażałem sobie osoby, które potrafią doprowadzić do końca swoje przedsięwzięcia, jako kogoś w rodzaju herosów. Taki heros bierze swoją muskularną ręką siebie samego za pysk, wywiera na siebie nieludzki nacisk i wymusza wszystko, co potrzebne. W rzeczywistości osoby, które doprowadzają coś do końca, to nie herosi o nieludzkiej sile woli. To ludzie, którzy potrafią szybko i skutecznie budować nawyki, dzięki którym nie ma potrzeby heroicznego zmagania się z samym sobą. Jeżeli chcesz podnieść swoją konsekwencję, naucz się, od samego początku budować nawyki. 

(6) Techniką, która wiąże się z nawykami, a która pomaga utrzymać rytm działania, jest monitorowanie swoich zachowań. To może być proste stawianie „ptaszków” ile razy przez godzinę będę pracować nad swoim projektem, to może być także notowanie ile słów każdego dnia napisałem, ile telefonów wykonałem, ile kroków przeszedłem czy ile zadań zrobiłem. Monitorowanie jest cenne, bo pozwala na zmianę perspektywy, z „raz się nie liczy” na „wszystko się wlicza” oraz na włączenie perspektywy gry i zabawy, dzięki czemu działanie zgodne z naszym celami, staje się bardziej atrakcyjne.

(7) Czasem odpuszczamy sobie wspinaczkę na szczyt, bo coś nam przeszkadza w marszu. To nie musi być coś wielkiego. Wystarczy, żeby w bucie był kamyk. Wielu z nas człapie z tym uwierającym kamieniem i dziwi się, że tak trudno jest się poruszać. Kamień jest mały, ale na tyle skutecznie pozbawia nas przyjemności wędrówki, że w końcu się zatrzymujemy. Moment, zatrzymaj się na chwilę, ściągnij buta i wyrzuć kamyk. Rozwiąż problemy, które cię spowalniają i blokują. Nie wszystkie możliwe problemy, nie wszystkie problemy na świecie — wystarczy jeden, taki, którego rozwiązanie jest w twoim zasięgu i który w największym stopniu cię spowalnia. Bądź przy tym twórczy — zmieniaj sposoby, punkty widzenia, podejście. Często jedynym sposobem, by nie zrezygnować ze swoich celów, jest zrezygnować ze sposobów działania, do których jesteśmy przyzwyczajeni.

(8) Kolejny powód, dla którego odpuszczamy sobie przedsięwzięcia to upadki. Idę sobie ścieżką i nagle łup! Leżę jak długi z nosem przy ziemi. Wszystko przez to, że się potknąłem, tak dobrze mi przecież szło! Nie, to nie upadki są przyczyną tego, że nasze zamiary pozostają niezrealizowane. Przyczyną jest to, że nie umiemy podnieść się z upadku. Do tego, aby się podnieść z upadku i pójść dalej, przydatna jest umiejętność współczucia sobie samemu (self – compassion).

(9) Łatwiej jest być konsekwentnym, gdy oczekują tego od nas inni, ciężej, jeżeli wszystko zależy tylko od nas. Możemy jednak kształtować sytuacje, w których kontekst społeczny pomaga nam w utrzymaniu się na ścieżce.

(10) Kolejnym powodem, dla którego nie dochodzimy na szczyt, jest zbytnia eksploatacja siebie samego. Biegnąc w maratonie, bez problemu można na pierwszych kilometrach wszystkich wyprzedzić. Tyle tylko, że w ten sposób spalisz całą swoją energię i braknie ci siły na kolejne kilometry. Nie ma sensu pracować jak szaleniec przez pięć z rzędu, tylko po to, by nie móc ruszyć palcem przez dziesięć następnych. Znacznie lepiej jest wpleść w swoje działanie rzeczy, które pozwalają nam regenerować energię i pozostawać świeżym przez cały czas.

(11) Układ tych punktów nie odzwierciedla ani wagi, ani kolejności. Ostatni punkt być może jest pierwszy, jeżeli chodzi o wagę. Jest on jednak zdecydowanie najtrudniejszy. Konsekwencja jest bardzo mocno powiązana z zaufaniem do siebie samego. Wycofujemy się, bo przestajemy ufać we własne siły, ale działa to także w drugą stronę. To błędna pętla, rodzaj paragrafu dwudziestego drugiego: by doprowadzić do końca swojego przedsięwzięcia, potrzebujesz wiary we własne siły, ale aby podnieść wiarę we własne siły, potrzebujesz doprowadzić do końca ważne dla siebie projekty. Możesz sobie wmawiać, że dasz radę, ale naprawdę poczujesz się kimś, gdy wbrew przeszkodom osiągniesz swoje cele. Mimo tego możemy zrobić kilka rzeczy, które pomogą nam, choć nieco bardziej zaufać sobie samemu, zanim osiągniemy nasz cel.

A może twój projekt?

Taki jest z grubsza plan najbliższych tekstów. Mam nadzieję, że będziemy po nich, choć nieco bliżej umiejętności pracy ze stabilnym, niewyczerpującym się w połowie drogi zapałem. Ja sam, jeżeli uda mi się to wszystko napisać, na pewno będę tego bliżej. Każdy, doprowadzony do końca zamiar buduje w człowieku konsekwencję. Być może dobrym pomysłem jest to, byś podjęła się / podjął swojego projektu, który chcesz doprowadzić do końca. Czasem świadomość, że ktoś inny zmaga się z podobnymi problemami, bardzo ułatwia naszą własną pracę.

13 komentarzy

  1. ŚWIETNY TEKST ! Dziękuję 🙂
    Sam zabieram się za realizację pewnego projektu życiowego i ten tekst pomógł mi uświadomić sobie pewne rzeczy.

  2. Witam. Dziękuję za ten wpis. Czuję, że to tekst o mnie. Często miewam słomiany zapał do działań który później szybko gaśnie. Kiedyś powodowało to wyrzuty sumienia, bo miałem wrażenie że czegoś mi brakuje. Teraz jednak bardziej obserwuję siebie i to co robię i jak na to reaguję. Ciągle szukam i sprawdzam co jest dla mnie. Zwykle te sprawy idą gładko a pozostałe jakby pod górkę. Kiedy zadania które wykonuję dają mi paliwo do pracy (satysfakcja, pieniądze) to motywuje.

    W pracy wykonuję projekty. To dosyć powtarzalne, teraz już proste i po każdym ukończonym mam małą satysfakcję. Zauważyłem, że przykładowo jednego dnia pracując dużo ponad normę, kolejnego jestem wypalony i mam poczucie przepracowania pomimo, że zrobiłem dużo więcej to satysfakcja z pracy nie była większa.

    Kolejne przemyślenie to kiedy mam wiele zadań do wykonania i wypiszę długą listę to mnie to przytłacza i najchętniej idę na kawę. U mnie najlepiej działa kiedy intuicyjnie wybieram najpilniejsze i od tego zaczynam. Dalej już idzie z górki i mogę zrobić wiele zadań.

    Skoro o zapale, jak będzie rozwinięcie wpisu lub wpisów to bardzo dobrze 🙂

    • Arturze, dziękuję za cenne obserwacje.
      Myślę, że wiążą się z ważnymi pytaniami:
      – jak dostarczać sobie codziennego paliwa,
      – jak ustawić sobie normy pracy by mieć siłę przez następne dni
      – i jak wybierać to, od czego najbardziej warto zacząć (intuicyjnie, czy postawie jakiegoś sytemu) .
      Te wszystkie kwestie mogą mieć wpływ na to, czy porzucę moje działania czy nie. Po drodze, w kolejnych tekstach, zajmiemy się nimi. O tych dwóch pierwszych myślałem, o ostatnim (przytłoczenie przez ilość zadań) chyba mnie, ale to też ważna sprawa.

  3. Coś w sam raz dla mnie! 😄 nie ze względu na słomiany zapał, to nie mój problem, ale całość zapowiada się bardzo ciekawie. A ja właśnie 1 lipca uruchamiam życiowy projekt, więc Twoje teksty będą mi towarzyszyły na bieżąco. Od razu mi raźniej! 😊

  4. Trzymam kciuki, czekam na teksty, rownież cierpię na dolegliwości słomianego zapału. Mam wiele pomysłów, zaczynam kolejne projekty. Po pierwszych niepowodzeniach porzucam rozpoczęte zadania dla nowych rzeczy. Kiedy planujesz publikacje kolejnych tekstów?

  5. Codziennie zaglądałam na Pana stronę, aby zobaczyć czy ukazał się nowy tekst. No i wreszcie jest! ☺ czytanie tych artykułów jest uzależniające 😆

Skomentuj Zbyszek RyżakAnuluj odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *