Co zrobić, gdy rzeczywistość jest zupełnie inna, niż powinna? Co zrobić, gdy ludzie, z którymi wiązaliśmy nadzieję nie sprawdzają się? Co zrobić, gdy miejsca i instytucje, na które liczyliśmy daleko odstają od tego, jak powinny działać?
Rozczarowanie innymi ludźmi. Dużo rozczarowań. Ludzie są niestaranni, skupieni na własnym, krótkoterminowym interesie, rozbabrani, bezczelni, nieuprzejmi, nie dość troskliwi, leniwi, pozbawieni odwagi… Jak tu z nimi pracować? Jak z nimi żyć? Jak coś z nimi budować?
Rozczarowanie organizacjami i instytucjami. Zamiast przywódców, snujący się z kąta w kąt kunktatorzy. Zamiast poczucia misji, promocja siebie, unikanie ryzyka, ochrona własnego tyłka…
Rozczarowanie sobą. Zamiast wytrwałości, poddawanie się. Zamiast uporu, szukanie łatwiejszej drogi. Zamiast odwagi, zwlekanie. Zamiast łagodności, napady wściekłości. Zamiast optymizmu, deprecha.
Co z tym wszystkim zrobić?
1.
Pamiętam jedno z pierwszych, prowadzonych przeze mnie szkoleń. W fundacji, dla której wtedy pracowałem, mało kto robił materiały szkoleniowe. Większość prowadzących zadawalała się odbitką z jednej czy dwóch stron książki, albo nawet odbitką z odbitki, która została zrobiona z odbitki, która została zrobiona z jakiejś bliżej nie określonej książki.
Ja jednak byłem ambitny i postanowiłem opracować własne materiały. Pisanie materiałów trwa niestety dłużej niż robienie ksero. Nie wystarczyło czasu by mi ktoś zrobił korektę (albo o tym zapomniałem).
Gdy podczas szkolenia rozdałem materiały, jeden z uczestników od razu zaczął je przeglądać. Po chwili zrobił surową minę i wycedził:
– O, tu jest literówka… o tu też…jeszcze tu… ale tu jest literówek! Potem odchylił się na swoim krześle i przybrał minę: I czego ty możesz mnie nauczyć cieniasie?
W trakcie pierwszej przerwy podszedłem do niego i powiedziałem:
– Bardzo mi przykro, że w materiałach są literówki, nie powinno ich być. Bardzo ci dziękuję, że je dostrzegłeś. Gdybyś mi jeszcze pokazał gdzie są, łatwiej by mi było poprawić je przed następnym szkoleniem.
Nie żeby mi strasznie zależało na tych literówkach. W rzeczywistości uważałem, że materiały (nieważne czy z literówkami czy bez) to tylko dodatek do szkolenia. Jeżeli materiały są kiepskie, to wyrzuć je do kosza i skup się na tym, co się dzieje na szkoleniu. A działo się dużo: dyskusje, dzielenie się doświadczeniami, gry, analizy przypadków itp.
Pomyślałem jednak, że skoro dla kogoś to takie ważne, trzeba mu dać szansę wniesienia wkładu. To typowa strategia stosowana przez trenerów: gdy masz uczestnika, który ci bruździ, zamiast z nim walczyć i udowadniać mu, jaki jest głupi, doceniasz jego perspektywę, dziękujesz mu za wkład i pomagasz mu stać się (z jego negatywnymi opiniami) częścią grupy.
Zazwyczaj ludzie chętnie korzystają z tej możliwości. Gdy widzą, że ktoś docenia ich mądrość, spostrzegawczość czy krytycyzm, przestają skupiać się na fragmencie, który im się nie podoba i starają się ulepszyć całość. Podejście „ty produkujesz szkolenie, ja konsumuję” zmienia się w „robimy to razem”. Często z takich brużdżących uczestników robią się bardzo cenni członkowie grupy.
Ten człowiek wybrał jednak coś innego. Popatrzył na mnie srogo i powiedział:
– To nie jest moja praca. Ty tu jesteś od tego.
Do końca szkolenia był naburmuszony i nie brał aktywnego udziału.
W zasadzie miał rację. Przyjechał na szkolenie i należała mu się pełna, profesjonalna obsługa. Nie ważne, że szkolenie było za darmo i że materiały był ponadplanowym dodatkiem.
To była dla mnie lekcja: lepiej nie mieć materiałów niż dać takie, których nikt nie „sczytał”. Gdy jakiś czas potem założyliśmy swoją firmę, pamiętając o tamtym przeżyciu wprowadziłem zasadę, że każdy wypuszczany na zewnątrz tekst musi być przeczytany przynajmniej przez jedną osobę, która nie brała udziału w pracy nad nim.
W tej historii jest jednak jeszcze jedna lekcja. Lekcja, którą przerabiam dopiero teraz. Dopiero teraz dociera do mnie, jak bardzo moje reakcja bywają podobne do reakcji tego człowieka.
Wciąż zdarza mi się odrzucać to wszystko, co daje mi świat, ludzie i co sam potrafię z powodu jakiejś mniej czy bardziej istotnej literówki.
Załóżmy nawet, że literówki są sprawą życia i śmierci. Załóżmy, że pozostawienie ich w jakimś tekście doprowadza, co bardziej wrażliwych czytelników do rozstroju żołądka. Nawet gdyby tak było – czy literówka sprawia, że nie da się skorzystać z treści tekstu?
Czy uczestnik mojego szkolenia nic z niego nie skorzystał, dlatego, że w materiałach było parę literówek, czy dlatego, że przesadnie na nie zareagował?
Wokół każdego z nas jest mnóstwo rzeczy podobnych do tych nieszczęsnych literówek – rzeczy, które nas wkurzają i denerwują, rzeczy, które bez wątpienia powinny wyglądać inaczej.
Może jednak to nie one są problemem, ale nasze reakcje na nie?
Może świat wokół nas wcale nie jest taki koszmarny, wcale nie jest taki beznadziejny, może – wbrew temu, co czujemy – jest pełen piękna, mądrości, nadziei i możliwości zmian, tyle tylko, że to wszystko ukryte jest za literówkami, na których się skupiliśmy?
Możesz odrzucić to wszystko, co cię otacza, bo należy ci się coś lepszego, bo to wszystko powinno inaczej wyglądać. Ale możesz także nauczyć się patrzeć głębiej i dalej. Nauczyć się dostrzegać to, co jest ukryte pod błędami, wadami i niedopatrzeniami.
Oczywiście lepiej by było, gdyby wszyscy korzystali z dobrych korektorów. Lepiej by było, gdyby świat był pozbawiony wszystkich wad, niedociągnięć, głupot i pomyłek. Ale czy warto z tego powodu odrzucać wszystko? Czy warto mówić: Wymagam i żądam! Póki moje warunki nie zostaną spełnione, nie wchodzę w to!
Popatrz głębiej. Może w tym tekście upstrzonym literówkami jest coś, co będzie dla ciebie pomocne? (Może ta osoba, której maniery tak cię drażnią, wnosi wiele cennego w twoje życie? Może ludzie w tej instytucji, którzy tak nieudolnie wykonują swoją pracę, jednak robią wiele dobrego? Może ty sam, mimo tych wszystkich porażek i słabości masz w sobie coś drogocennego?)
2.
Nie musisz tych literówek ignorować. Jeżeli są dla ciebie ważne, możesz pomóc je usuwać. To jednak wymaga zmiany postawy.
Od pewnego czasu chodzą za mną proste słowa, jakie gdzieś wyczytałem: „Angażowanie się jest skuteczniejsze od stawiania żądań” (to słowa Jana Pawła II). Z jednej strony stawianie żądań z drugiej angażowanie się.
3.
Stawianie żądań. Tak, należy ci się, masz prawo, zapłaciłeś, powinieneś dostać coś lepszego…
Inni ludzie: powiedz im, że dalej tak być nie może. Weź tych, którzy się opieprzają i powiedz, czego od nich żądasz. Wyłuszcz im, że takiej bylejakości nie będziesz tolerował. Daj ultimatum, postaw warunki. Potem bądź konsekwentny – wywal i spokój.
Organizacje: złóż skargę. Powiedz jak się zawiodłeś. Niech zrozumieją, że jest tu jeszcze ktoś, kto nie ma zamiaru przymykać oczu. Jeżeli nie posłuchają, zrób aferę, napuść dziennikarzy, zorganizuj protest.
Ty sam: weź się za mordę. Przestań się z sobą cackać. Nie pozwalaj sobie na słabość, wycofywanie, złość czy smęcenie.
To pierwsza droga. Ale stawianie żądań jest nieskuteczne. Nie tylko nigdzie nie prowadzi, ale wikła cię w walkę bez wygranych. Z czasem stajesz się zgorzkniały, agresywnym, cyniczny. Czepiasz się kurczowo perspektywy: To wszystko jest do niczego. Tu nie ma warunków do życia.
4.
Jest jeszcze drugie podejście: angażowanie się. To znacznie trudniejsza droga.
Po pierwsze musisz patrzeć głębiej.
Może to, co ci tak bardzo podcina skrzydła to tylko literówki? Może pod spodem jest coś, z czego nie umiesz korzystać bo za bardzo się przejmujesz tym, co widać na pierwszy rzut oka?
Inni ludzie — porozmawiaj z tymi, którzy nie dają z siebie tego, czego od nich wymagasz. Użyj empatii i na chwilę wejdź w ich świat. Popatrz na rzeczywistość ich oczyma. Zobacz, czego się boją, czego potrzebują, zobacz jakich umiejętności nie mają. Zastanów się, jak mógłbyś im pomóc. Potem powiedz, co ci się nie podoba i zaproponuj swoją pomoc. Jeżeli odrzucą – idź dalej, nie masz obowiązku być dla kogokolwiek niańką. Nie masz obowiązku przekonywać kogokolwiek, że twoje podejście do życia i pracy jest lepsze. Próbowałeś pomóc, sprawa załatwiona. Jeżeli jednak chcą, musisz być gotowy zaangażować się w ich wysiłki pokonywania demonów, jakie utrudniają życie (ich oraz twoje).
Organizacja? Usiądź i spisz, co powinno działać inaczej. Prawdopodobnie będziesz musiał oddzielić ziarno od plew – twój zły humor i krytykanctwo od prawdziwych potrzeb. Gdy uda ci się określić jak to powinno wyglądać, umów się na spotkanie z szefem i zaproponuj zmiany. Opowiedz o konkretnych pomysłach, powiedz, co mógłbyś ty sam, pokaż jakie będą pozytywne efekty zmian.
Ja. Tu najtrudniej wyjść poza skupienie na źle napisanych literkach. Tak łatwo się złapać na odrzucaniu siebie tylko dlatego, że:
— Zbyt łatwo się poddaję
— Znowu nie wykorzystałem okazji
— Za łatwo wpadam w zły nastrój
— Za dużo czasu mi to wszystko zajmuje
— Nie potrafię robić tylu potrzebnych rzeczy
— Za bardzo się czerwienię, gdy wychodzę na środek
— Za łatwo gubię wątek.
— …
Jesteśmy ludźmi pełnymi literówek. Czasem głupich, czasem drażniących, czasem smutnych, czasem zabawnych. Nikt z nas nie ostanie się przed okiem uważnego korektora. Każdego z nas można skwitować: Z czym do ludzi?! Gdzie z tą żenadą?! Każdego z nas można odrzucić i wyśmiać.
To, że inni pełnią rolę korektora — trudno. Często jednak to my sami przyjmujemy taką rolę wobec siebie. Stajemy się dla samych siebie najbardziej wrednym korektorem, jakiego znała ziemia.
W efekcie poddajemy się, mówiąc sobie: Nie nadaję się do niczego, nigdy sobie nie poradzę. To wszystko nie ma najmniejszego sensu albo zmieniamy swoje życie w wieczne zmaganie: Muszę się natychmiast wziąć w garść! Muszę to wszystko natychmiast zmienić! Muszę natychmiast nad sobą zapanować! Stajemy się względem siebie jak upierdliwy klient powtarzający w kółko: Płacę i wymagam!
Po pierwsze dostrzeż to, co masz oprócz wad i niedoskonałości.
Tak, zbyt łatwo się poddaję, tak nie wykorzystuję okazji, tak jestem zbyt ślamazarny i brakuje mi wielu umiejętności.
Ale czy to wszystko? Czy niczego więcej we mnie nie ma? A może bardziej liczy się to, że np.:
— Mam odwagę próbować wciąż na nowo
— Kieruję się sercem
— Dzielę się z ludźmi tym, co we mnie autentyczne
— …
Jeżeli to dostrzeżesz, łatwiej ci będzie zaangażować się w zmianę tego, co słabe. Będziesz to jednak robił przy okazji zajmowania się czymś ważnym, a nie po to, by mieć prawo do życia.
Nie wiem, czy każda nasza wada to literówka we wspaniałym tekście. Pewnie nie. Są wady, którymi trzeba się zająć w pierwszej kolejności. Wiem jednak, że wiele z naszych wad ginie, gdy zaczynamy angażować się w coś większego niż one.
„Jesteśmy ludźmi pełnymi literówek” – fantastyczna metafora.
Fantastycznie , autentycznie ,z serca ,z dobrej woli.I co najfajniejsze w tekstach, proste a jakże cenne.
Dziękuję Aniu 🙂
Dzięki Arku 🙂
Bardzo sensowny artykuł! Sama się często łapię na tym, że się frustruję, bo inni nie spełniają moich oczekiwań. Prawda jest taka, że to strata czasu, świata i innych się nie zmieni, lepiej zmieniać siebie. Niestety zdarzały mi się też takie sytuacje jak opisałeś: staram się, ale okazuje się, że moje starania obracają się przeciwko mnie….gdybyś nie robił materiałów, nikt nie miałby do Ciebie pretensji. A tylko ten, kto nic nie robi, się nie myli.
Dziękuję 🙂 Nawet jak narzekają, materiały zostały. W wersji dziesiątej były niemal idealne i stały się ważnym elementem szkolenia. Gdy popatrzymy z dłużej perspektywy, wychodzi, że zawsze warto, nawet, gdy skrytykują. Pozdrawiam i dziękuję za komentarz 🙂
„Wiem jednak, że wiele z naszych wad ginie, gdy zaczynamy angażować się w coś większego niż one.”
O tak ! 🙂
Dzięki wielkie Zbyszku. Ubierasz w słowa to co czuję.
„Może jednak to nie one są problemem, ale nasze reakcje na nie?”
Dokładnie tak, nasza postawa wobec życia i tego co się zdarza jest najważniejsza.
Pozdrawiam ciepło z coraz bardziej wiosennego Białegostoku 🙂
Ja również dziękuję Katarzyno. Pozdrowienia z również wiosennego Krakowa 🙂
Jestem osobą pełną literówek, brak we mnie odwagi, nie mam wielu umiejętności praktycznych,potrzebnych do życia, mam dopiero 20 lat a już zostałam matką, żoną i gospodynią. Wielu rzeczy muszę się jeszcze nauczyć. Życie czasem jest dla mnie przytłaczające ale wiem, iż muszę wypić to piwo, które wlałam do tej litrowej butelki. Jednak nie wypiję jej całej na raz, będę pić je łyczkami aż całkowicie pozbędę się strachu przed krytyką, przejmowaniem się i nabiorę wprawy by stąpać po tym cudownym świecie….pana wpisy nadają sens mojemu życiu, dodają mi otuchy. Dzięki panu każdego dnia wstaję z innym spojrzeniem na świat. Dziękuję. Paulina.
Paulino, bardzo ci dziękuję za komentarz. To, co napisałaś jest z kolei dla mnie inspiracją 🙂 Bardzo Ci dziękuję i trzymam kciuki za naukę 🙂
Chętnie przeczytałabym wpis o tematyce relacji międzyludzkich – na przykład, w jaki sposób zmieniać negatywne, lękliwe spojrzenie na ludzi (a właściwie na ich opinię o nas – fobia społeczna albo coś o jej cechach – nie lubię szufladkowania się, acz chciałam dać jakiś pełniejszy obraz.), co też w mniejszym bądź większym stopniu wpływa na realizację naszego 'JA’ (np; nie jestem w stanie pójść na zajęcia z jogi, bo będą tam ludzie, na których nie zrobię dobrego wrażenia, będą mnie negatywnie oceniać). Bywały już próby i za każdym razem zamykałam się w sobie i ciągła analiza wszystkiego dookoła powoli mnie wykańczała; to, co miało być przyjemnością i miało pomóc w rozwijaniu siebie, schodziło na dalszy plan i skupiałam się na ludziach i ich stosunku do mnie; a moje obserwacje były istną sinusoidą, czasem zbyt entuzjastycznie reagowałam (w środku siebie) na sympatię, innym razem nadinterpretowałam neutralne zachowania, słowa, gesty, sądząc, że oto nadszedł moment negatywnego nastawienia do mojej osoby. Nawet mimo woli, logicznie zdaję sobie sprawę z wielu rzeczy, ale nie zawsze przedkłada się to na emocje.
Ah – na owe zajęcia chodziłam z dość pozytywnym nastawieniem oraz unikałam nadmiernego myślenia o tym wszystkim – niestety już na miejscu nerwy były górą (np. na 3 dniowych warsztatach teatralnych.. stres-killer, nie spodziewałam się, iż będzie tak źle). Na ogół nawet chodzenie po ulicy to dla mnie przebieżka. Znów się przez to zamknęłam w domu, zawaliłam studia przez ZJD oraz przez uboki po antydepresantach..Ale nie po to jestem, żeby nie próbować iść dalej!
Uwielbiam sposób w jaki opisuje Pan pewne mechanizmy: tak całościowo, problemowo; przez porównanie.
Zawsze byłam bardzo krytyczna wobec innych, wobec świata. Moje postawa, pełna roszczeń i wysokich oczekiwań, których w zasadzie nikt i nic nie było w stanie sprostać, pozostawiała mnie z głębokim poczuciem rozczarowania. Nakazywała mi nieustannie szukać, patrzeć na ludzi i otoczenie bardzo interesowanie, a następnie wycofywać się i palić mosty.
Po jakimś czasie zauważyłam, że literówki przypisuję najczęściej tym, którzy nie okazują mi 120% uwagi i szacunku (mi należnego!), nie reagują super entuzjastycznie na moje propozycje, co ja natychmiast odbieram za krytykę mojej osoby i przechodzę do fazy nadawania negatywnych etykietek.
Sytuacja zmienia się nadzwyczajnie, kiedy bez żadnych gwarancji na korzyść, na powodzenie angażuję się wobec osób, których nie znam, w spotkania, we wspólne rozwiązania, w pracę. Odrazu zmieniam perspektywę, wkładam bardziej neutralne okulary, natychmiast większość z literówek przestaje mi dokuczać… co pokazuje, że to tylko narzędzia, po które sięgamy broniąc się przed nasza niepewnością, niską samooceną, bezradnością.
Co mnie bardzo zaciekawiło, to odkrycie, że ta roszczeniowość/niezgoda na rzeczywistość w zależności od potrzeby, może uderzać we mnie (Ty słaba, inni o niebo lepsi) ale równie dobrze w innych (inni słabi, Ty o niebo lepsza) i nie ma tu żadnej logiki, a tylko skrajność, radykalizm. Poczucie wyższości i niższości w zależności od sytuacji. Rdzeń ten sam. I błędnie nazywałam go idealizmem przez wiele lat..
Ja tu traiłam pierwszy raz w tym roku, stojąc akurat na podłym rozdrożu, zupełnie nie wiedziałam kim jestem, kim byłam przestało się liczyć, zdawało mi się, że zbyt wiele furtek sobie zamknęłam, żeby już kimkolwiek się stać… ale nade wszystko nie miałam pojęcia, kim chcę być.
Trafiłam tu, nie wiem, czego szukałam, pewnie zadawałam googlom pytania o sens życia, o ironio, większej głupoty chyba nie wymyślono. Tak czy inaczej, w końcu odpowiedziały mi Pańskim blogiem. Nie wiem, na ile mi to pomogło, ale z pewnością dołożył Pan istotną cegiełkę do tej mojej nowozyskanej Rónowagi… Dziękuję.
A, pamiętam. Pamiętam, że te słowa: 'wystarczy atrapa’, wydały mi się najświeższym spostrzeżeniem roku, wciąż trzymam je w głowie wśród mądrych myśli na sytuacje awaryjne i czasem biją mi dzwonem, gdy mam ochotę brać nogi za pas od życia.
Nie wiem, czy to dobrze powiedzieć takiemu Nieznajomemu z Internetu, ale bardzo Pana polubiłam. Miłego dnia. 🙂
Dziękuję Leno i bardzo się cieszę, że mogłem dołożyć swoją cegiełkę 🙂 Dziękuję za sympatię. To bardzo miło, nawet jeżeli dzieję się przez internet. Ja również życzę miłego, spokojnego dnia 🙂