Ten rok będzie dobry
Nowy Rok co prawda zaczął się jakiś czas temu, ale ciągle jesteśmy na początku. Ciągle jeszcze czuć świeżość. Ciągle jeszcze łatwo zacząć wszystko od nowa. Łatwo jeszcze patrzeć na te trzysta sześćdziesiąt parę dni z optymizmem.
Tak, tak, tak, ten rok będzie lepszy, bardziej udany, pełniejszy.
Co wcale nie znaczy, że będzie łatwiejszy i że będziemy mieć więcej szczęścia (w obstawianiu numerów totka, kartach czy ruletce). Przeciwnie: myślę (albo przynajmniej mam taką nadzieję) że będziemy popełniać więcej błędów, częściej przegrywać i robić więcej (z perspektywy czasu) głupot.
Najlepsza formuła na sukces
Ci, którzy nie robią błędów, nie robią tego, co istotne. Bez pomyłek i głupich posunięć nie jesteś w stanie osiągnąć sukcesu. Legendarny prezes IBM, Thomas J. Watson mówił:
Chcesz bym ci podał formułę na sukces? Jest bardzo prosta. Podwój ilość swoich niepowodzeń. Myślisz o niepowodzeniach, jak o wrogach sukcesu. Ale to całkowita nieprawda. Możesz zniechęcić się porażką, albo możesz dzięki niej czegoś się nauczyć. A więc idź i rób błędy. Rób wszystkie, jakie możesz, ponieważ, w taki właśnie sposób odniesiesz sukces.
A może na cudzych?
Kilka dni temu dostałem reklamę z zachętą: Ucz się na błędach innych! Firma, która mi to przysłała robi beznadziejne szkolenia i wydaje kiepskie książki. Od kilku lat tracą pieniądze wysyłając do mnie oferty, które od razu wyrzucam do kosza i wydzwaniając (za każdym razem mówię, że nie jestem i nie będę zaineresowany). Mniej więcej do tego prowadzi „sprytna” strategia uczenia się na cudzych błędach.
Pomyliła im się formuła. Ta poprawna, która prowadzi do sukcesu brzmi:
Ucz się na sukcesach innych i własnych błędach.
Słuchaj tych, którym się udaje i popełniaj swoje własne błędy.
Gdy będziesz robił to, co ci ktoś radzi, najczęściej doznasz porażki
Gdy będziesz próbował naśladować tych, którym się udało, najczęściej okaże się, że się nie uda. Człowiek, który cię inspiruje osiągnął sukces. Zrobił coś, o czym ty marzysz. Słuchasz jego rad i próbujesz powtarzać. Niestety… efekty są zupełnie inne.
Myślisz:
– Może zostałem oszukany? Może to wcale nie jest dobry sposób?
albo:
– Wszystko dlatego, że on miał zupełnie inne warunki!
albo:
– Pewnie coś zrobiłem nie tak jak trzeba…
Każda z tych odpowiedzi może być słuszna. Ale nie to jest głównym powodem. Po prostu działanie zazwyczaj prowadzi do porażek. Nawet, gdy słuchasz naprawdę słusznych rad i wskazówek. Żaden zestaw rad, kroków, procedur czy technik nie obroni cię przed porażkami.
Czy w takim razie straciłeś czas? Nic podobnego. Każde niepowodzenie może być osiągnięciem. Możesz dzięki niemu nauczyć się czegoś naprawdę istotnego.
Co robisz, gdy odnosisz niepowodzenie?
Co robisz, gdy ci nie wychodzi? Chowasz się, przykrywasz głowę pierzyną i udajesz, że nikogo nie ma w domu.
Czy w ten sposób można się czegoś nauczyć?
Możesz mieć i najwspanialszego nauczyciela, ale ile zrozumiesz z jego lekcji, jeżeli przez cały czas będziesz siedział pod ławką z palcami w uszach?
Albo jeszcze gorzej, gdy uciekniesz z klasy i powiesz : Nigdy tu nie wracam! Jak mi nie wychodzi za pierwszym razem, to nie ma głupich!
Nastawienie
Problem zaczyna się od naszego nastawienia względem porażek:
– Nie wyszyło… och, to okropne.
Nie trzeba zresztą czekać na porażkę. Gdy jej obraz tylko zamajaczy na horyzoncie, przez nasze ciało przetacza się reakcja wzdrygnięcia. W ciągu sekundy tracimy skupienie i stajemy się nieobecni.
Trudno się nauczyć innej reakcji ale to możliwe: gdy przyjdzie porażka, patrz jej prosto w oczy. Patrz bez mrugania na to wszystko, co czujesz:
– zażenowanie
– rozczarowanie sobą
– zwątpienie
– zdołowanie…
Nie uciekaj.
Winston Churchill mówił:
Nie powinno się odwracać plecami i próbować uciekać przed grożącym niebezpieczeństwem. Jeśli to zrobisz, podwoisz jego siłę. Jeśli natomiast wyjdziesz do niego szybko i bez wzdrygnięcia, zmniejszysz jego natężenie o połowę. Nigdy przed niczym nie uciekaj. Nigdy!
Te słowa dotyczą też porażek i tego wszystkiego w ich trakcie czujemy.
Stań przed nimi bez wzdrygania się. Nie chowaj się, nie szukaj obrony i tłumaczeń. Patrz im prosto w oczy.
Czy to łatwe?
Tak samo łatwe, jak wejść pod prysznic, odkręcić lodowatą wodę i bez wzdrygnięcia przyjąć na siebie jej strumień.
To cholernie trudne. Naturalną reakcją jest uniknąć strumienia, wyskoczyć tam, gdzie ciepło, albo przynajmniej skulić się gdzieś w kącie. Ale gdy podejmiesz decyzję by nie unikać i gdy uważnie obserwujesz to, co się w tobie dzieje, to możliwe.
Co więcej, za każdym następnym razem łatwiejsze.
Poza tym, niepowodzenie rzadko jest tak bolesne jak strumień lodowatej wody. Najczęściej to zaledwie letnia woda – nie trzeba wiele hartu by ją przez chwilę znieść.
Po co wytrzymywać?
Gdy uda ci się wytrzymać, gdy będziesz patrzył w twarz porażce, zaczniesz się uczyć. Bo nie o to przecież chodzi by wytrzymywać. Chodzi o to, by znaleźć się we właściwej pozycji do tego by zadać sobie pytania:
– Jak mogę to wykorzystać?
– Co mogę z tym zrobić?
– Co jest w tym cennego?
– Co mogę zmienić?
Chodzi o to, by po wyciągnięciu wniosków, na nowo, z całych sił spróbować. I znowu odnieść porażkę. A potem znowu spróbować i znowu (czy to zaskoczenie?) przegrać. I tak w kółko…
Sukces wynika ze statystyki
Jeżeli tylko:
– będziesz gotowy na odnoszenie porażek;
– nie będziesz pod wpływem niepowodzeń chować się do mysiej dziury, oskarżać świat o to, że jest okropnym miejscem a bliźnich, że są potworami;
– będziesz wyciągać wnioski na temat tego, co można zmienić
– będziesz za każdym razem próbować z całej siły…
…to sukcesy same przyjdą.
Nie mają innego wyjścia. Prawa statystki. Na każde dziesięć wyrzuconych reszek przypada pięć orłów.
Dlatego życzę ci…
…dwa razy więcej porażek (sobie, ponieważ jestem egoistą, życzę czegoś innego: pięć razy więcej porażek).
Wybacz, że nie życzę ci na ten rok szczęścia, pieniędzy czy ustawicznej radości. Wybacz, że nie życzę ci wygranej w totka, łatwego sukcesu we wszystkim, za co się zabierzesz czy powodzenia w każdym przedsięwzięciu. Równie dobrze mógłbym ci życzyć byś zaczął chodzić po wodzie, unosić się w powietrzu i zmieniać dotykiem metal w złoto. Może to i sympatyczne, ale jakoś wolę życzyć ludziom prawdziwych rzeczy.
Życzę ci tego byś w tym roku zrobił coś wielkiego dla siebie i swoich bliskich: byś miał odwagę dać sobie szansę na odnoszenie porażek. Byś umiał te porażki wytrzymać bez wzdrygania i chowania się. Byś umiał po każdej z nich powiedzieć sobie: jak mogę wykorzystać tą okazję, która jest zawarta w porażce? A potem, byś umiał z jeszcze większą energią pobiec do przodu.
[hr]
Zdjęcia: Botogol; Éole; Lapidim; H.Koppdelaney
świetny tekst…
Ten wpis jest małą, cenną cegiełką w ciągłym budowaniu siebie. Dziękuję. 🙂
ja zwykle kopalnia superowych pomyslow!!!! i pozdrowionka Zbyszku
Dziękuję za te opinie 🙂
Przypomniałem sobie o pewnej książeczce, która jakiś czas temu zrobiła na mnie wrażenie. To książka
Juliena Smitha „The Flinch” (czyli właśnie „wzdrygnięcie”). Tą książkę można ściągnąć za darmo (!) z amazona: http://www.amazon.com/The-Flinch-ebook/dp/B0062Q7S3S. Warto przeczytać.
Witam!
interesujący artykuł – na pewno wymusza spojrzenie na temat z nieco innej perspektywy. Ja jednak nie jestem przekonany, że taki sposób myślenia byłby dla mnie korzystny.
W przypadku moich przedsięwzięć wcale nie jest tak dużo takich, które jednoznacznie nazwałbym porażką. Najczęstszy scenariusz to uzyskanie rezultatów innych od spodziewanych. Czasem lepszych, czasem gorszych, czasem „dobrych ale spodziewałem się więcej”, często najzwyczajniej innych (o zupełnie innym rozkładzie wad i zalet).
pozdrawiam,
Mariusz P.
Dzięki Mariuszu za komentarz.
Tak, porażka to może za duże słowo, „częściowe niepowodzenie” a może nawet „czasowe / chwilowe niepowodzenie” jest chyba lepsze. Ale jak zwał, tak zwał. Sama nazwa nie zmienia emocji. (albo nie zawsze)
Ponoć Edison, zanim znalazł sposób produkcji żarówek przeprowadził jakieś 1000 nieudanych prób. Jak masz końcową wizję (działającą żarówkę) i rezultat próby (niedziałającą żarówkę) to możesz to nazwać niepowodzeniem / porażką / negatywnym wynikiem / chwilowym brakiem rezultatów – nie ważne jak nazwiesz, ale mam wrażenie, że zawsze jest tam jakiś „czynnik łeeee…..” i jakaś (u wielu osób) pokusa by się tego odczucia pozbyć w łatwy sposób — np. zapomnieć po co to wszystko, albo powiedzieć sobie, że przecież mimo wszystko coś tam się udało (np. powiedzieć, że żarówka spalająca się po 5 minutach to znaczy postęp). By coś osiągnąć, ważne jest by dobrze pamiętać co jest twoją „działającą żarówką” i czy obecny wynik to jest to, czy nie to . W moim przypadku najbardziej ryzykowne jest „słodzenie cytryny” (udawanie, że przecież i tak wiele się udało). Lubię też dochodzić do wniosku, że może ten ogólny cel nie jest taki ważny itp…. rozumiesz, takie rozmywanie końcowego celu albo rzetelnej oceny rzeczywistości.
Wiem, że jeżeli chcę coś osiągnąć muszę mieć odwagę pamiętania o tym, co jest moim cele i muszę mieć odwagę rzetelnej oceny sytuacji. Inaczej będę się będę się błąkał w kółko (jak to robiłem przez parę lat) albo udawał, że osiągnąłem nie wiadomo co. Gdy mówisz sobie: „tak, mam prawo, a nawet obowiązek osiągać niepowodzenia” łatwiej jest uniknąć tych niebezpieczeństw . Tak to rozumiem. Ale oczywiście nie każdy ma takie problemy jak ja. Dla mnie priorytetem w tym roku jest: pamiętać o celach i nie tracić kontaktu z rzeczywistością.
Pozdrawiam 🙂
Dziękuję za odpowiedź 😉
Przypomina mi się bardzo fajna scena z filmu Madagaskar, kiedy to pingwiny brawurowo osiągają swój cel i odnoszą sukces – docierają na biegun – po czym stoją jak kołki na lodowym pustkowiu, aż któryś z nich kwituje „tu jest do d*py” i wracają do ciepłych krajów.
Mieli końcową wizję – dotrzeć na biegun – i rezultat próby – dotarli. Zmierzam do tego, że nie zawsze oczekiwany rezultat jest tym co nam potrzeba, ze względu na nasze niedoskonałe wyobrażenie własnych potrzeb oraz tego jak niektóre rzeczy wyglądają w praktyce. Ma to drugą stronę medalu, bo nieosiągnięcie oczekiwanego rezultatu – założyłem firmę i zamiast zarabiać X pieniędzy zarabiam X-Y, to jest to sukces ze względu na inne niedoceniane wcześniej czynniki.
Różnicę pomiędzy sukcesem i porażką inaczej. Nie jako występowanie bądź nie negatywnych emocji, bo po pierwsze nie ma doskonałych rozwiązań i zawsze jakiś „czynnik łeee” da się znaleźć jeśli się chce, po drugie ogromny sukces u wielu ludzi też potrafi wzbudzić negatywne emocje (np strach, że następnym razem nie wyjdzie). Ani jako zgodność rezultatów faktycznych z oczekiwanymi (z powodów które opisałem wyżej). Rozumiem to w ten sposób: sukces -> kontynuuje przedsięwzięcie, ulepszam je, porażka -> wycofuje się i ograniczam poniesione straty
Dzien dobry Zbyszku,
to niesamowite doznanie uslyszec od kogos, ze mamy prawo do porazki, co wiecej, ze 'odniesienie porazki’ to wrecz nasz obowiazek! 😉 To naprawde niebywala ulga przyznac sbie prawo do bycia czlowiekiem, a zatem omylna istota, a nie perfekcyjnym 'cyborgiem’, ktory nie ma prawa do pomylki. Cenie prawde (glaboka prawde) w Twoich artykulach i zakorzenienie w rzeczywistosci. Co, samo w sobie jest nie az tak nazbyt czesto spotykane. Bo po 1° to trzeba do tego dorosnac, a po 2°, jak pisal pan de Mello, ludzie oczekuja 'ulgi a nie uzdrowienia’, co oznacza, ze wolimy kultywowac psychologiczno-emocjnalna iluzje niz konfrontacje z tym co w nas niedomaga, nie dziala jak trzeba, itd.
Przed swietami mialam okazje zmierzyc sie z seria niemal spektakularnych porazek… nie bylo ani latwo, ani milo (ah, jakze nie bylo milo!!!), ale dzieki temu wiem wiecej, zrozumialam na czym polegal blad (w zalozeniu), z czego wynikalo moje myslenie, a przede wszystkim dowiedzialam sie jak nalezy podejsc do zagadnienia.
Teraz czeka mnie 'tylko’ napisanie nowego projektu i przedlozenie go mojemy promotorowi.
I… przekonanie sie ile jeszcze porazek mnie czeka. 🙂
Pozdrawiam promiennie 🙂
Magdalena
Dziękuję za ten teks, w roku 2012 odniosłam naprawdę wielką porażkę. Byłam załamana, nie potrafiłam sobie wytłumaczyć jak do tego mogło dojść, byłam na siebie wściekła…. A tu takie życzenia… dziękuję i rónież życzę porażek…
Witam!
Porażka – to właśnie moje drugie imię, bo prześladuje mnie już od kilku miesięcy a to za sprawą firmy do jakiej od nie dawna przystąpiłem. Nie jest to oczywiście z winy firmy, lecz wyłącznie mojej, ponieważ w żaden sposób nie mogę i nie potrafię, przekonać ludzi do współpracy (MLM). Ja naprawdę chcę tym wszystkim ludziom pomóc. Przecież są to takie proste, przejrzyste zasady i możliwości.
Właśnie dzięki Twoim artykułom postanowiłem przyjąć zasadę ,,co mnie nie zabije to mnie wzmocni” Cała naprzód!
Serdeczne dzięki
Zenek
Zbyszku, to będzie dobry rok. I na pewno bardzo interesujący 🙂 Pozdrawiam!