Zaczynam od nowa

Lubię nowe początki. Lubię wracać, do rzeczy, które kiedyś robiłem. Wracać do utartych ścieżek, ale z dystansem i większą świadomością siebie. Z jaśniejszym obrazem tego, co chcę zrobić. Z wiedzą, jakie pułapki na mnie czekają.

Powrót

Kilka osób mówiło mi, że nie potrafi wrócić do czegoś, co kiedyś przestały robić. Nie umieją się przełamać, nie lubią tego, nie akceptują. Zbyt są zajęte marszem do przodu.

Ja to potrafię. Nie wiem czy to zaleta czy wada. Kilka razy śniło mi się, że mam wynajęte mieszkanie, o którym całkiem zapomniałem. Nagle sobie o nim przypominam i wracam z poczuciem winy. Życie w kilku mieszkaniach może być męczące. Zdrowiej jest mieszkać w jednym miejscu i nie obawiać się, że w starym czeka jakaś niezałatwiona sprawa. Dlatego tendencja do powrotów może być wadą. Gdy człowiek ciągle o czymś pamięta, może zacząć kręcić się w kółko i nieptorzebnie tracić energię. Bluma Zeigarnik już dawno to ustaliła: niedokończone sprawy są jak jak nielegalnie podpięci odbiorcy energii. Niby ich nie ma, a rachunki rosną. 

Ale czasem to może być zaleta.

Na czwartym roku studiów wziąłem dziekankę. Zacząłem pracować na drugim końcu Polski. Dobrze mi się pracowało i nikt nie wymagał ode mnie skończenia studiów. Ja sam też się tym nie przejmowałem. W tamtych czasach ludzie powszechnie twierdzili, że studia nic nie dają. Najlepsi studenci już na trzecim – czwartym roku zaczynali pracę na pełny etat i nie zawracali sobie głowy czymś tak przyziemnym jak dyplom. Było potworne branie na w miarę inteligentnych ludzi. Wystarczyło znać angielski, wiedzieć jak wygląda cv, mieć podstawowe pojęcie o zarządzaniu, sprzedaży, czy reklamie, by szybko znaleźć doskonale płatną pracę. Nie dość, że mianowali cię kierownikiem (lub nawet dyrektorem) to jeszcze wszystkiego uczyli.

Ja akurat nie trafiłem do koncernu, ale też miałem dobrze. Pracowałem w NGO-sie zajmującym się szkoleniami. Byłem w świecie konkretów. W świecie szkoleń a nie nudnych seminariów i wykładów. Studia wydawały mi się czymś mało twórczym.

Gdy tak sobie pracowałem, znalazłem ogłoszenie w gazecie. Była mowa o nowej instytucji, ważnym stanowisku i półrocznym szkoleniu w Stanach. Zgłosiłem się. Zostałem zaproszony do udziału w assessment center. Pojechałem na dwa dni nad Zalew Zegrzyński. Było świetnie. Nawet dziś rzadko można spotkać tak profesjonalnie przeprowadzone selekcje. Kilka dni potem dostałem telefon, że jestem wybrany (jako jedna z czterech czy pięciu osób). Pierwsza reakcja – szczęście. Jadę do Stanów, będę pracował ze świetnymi ludźmi, później mam zagwarantowaną pracę. Super. Ale zaraz potem dotarło do mnie, że być może nie uda mi się skończyć studiów. Moja przerwa trwała już prawie dwa lata. Umiem wracać, ale bez przesady. Im dalej czegoś jesteś, tym bardziej ci się nie chce. 

Nie umiałem się przyznać, że startowałem do selekcji bez poważnego zastanowienia się nad tym, co chcę robić w życiu. Zacząłem ich zwodzić. Przed selekcją nie do końca określono wysokość zarobków po szkoleniu w Stanach. Przycisnąłem ich, a gdy się określili, ściemniłem, że to za mało. Całe szczęście, że nie mogli dać więcej. W rzeczywistości to nie było ważne. Jeden z wygranych pojechał, wrócił i po kilku miesiącach zmienił pracę – na bodajże McKinseya. Wzięli go na pniu. Wiedziałem, że mogę tak zrobić. Ale czułem, że nie mogę wyjechać, a potem wpaść w wir pracy. To było zbyt ryzykowne. Zbyt dobrze pamiętałem, jak kilka lat wcześniej marzyłem o tych studiach.  

Dotarło do mnie, że muszę wrócić na studia. Była wiosna, do października zostało trochę czasu. Postanowiłem zrobić to, co się da, czyli napisać pracę magisterską. Usiadłem za komputerem. Pierwsze godziny były koszmarne. Byłem rozkojarzony, pogubiony i bez energii. Praca była taka atrakcyjna, a magisterka taka nudna. Nie potrafiłem nic napisać. Oczywiście szybko dałem sobie spokój i znalazłem się w biurze. Nie było szans bym coś zrobił. Uparłem się jednak. Wymyśliłem, że muszę pracować nad magisterką gdzie indziej. Mogłem w domu. Problem polegał na tym, że praca była w Szczecinie a dom w Przemyślu. Mimo to zdecydowałem się na dojazdy do pracy. Dwa tygodnie spędzałem w Szczecinie w pracy, a przez dwa tygodnie pisałem w Przemyślu.

Stopniowo się wdrożyłem. Coraz lepiej mi się pisało i coraz bardziej się wysypiałem w pociągu (który  jedzie 14 godzin). W październiku wróciłem na studia. Okazało się, że z racji zmian zasad organizacji studiów wcięło mi jakieś dwalata. Gdy brałem dziekankę miałem zrobione cztery lata, gdy wróciłem zostało tego niewiele ponad dwa. Ale wszystko nadrobiłem. Dziś na dyplomie mam: „ukończył studia z wynikiem bardzo dobrym”. Nie żałuję, że nie wykorzystałem okazji zrobienia kariery. Nie dlatego by dyplom był mi niezbędny. Żaden pracodawca, ani zleceniodawca nigdy nie chciał go oglądać. W zasadzie mógłbym się obyć bez niego. Ale gdybym nie wrócił na studia, nie byłbym spokojny. Miałbym za dużo wyrzutów sumienia i żalu do siebie. Ale nie tylko to. To po prostu było coś ważnego, coś co należało zrobić. Powiedzmy – figura do domknięcia.

Czasem człowiek czuje, że musi do czegoś wrócić. Że musi załatwić pewne sprawy. Że będzie mu czegoś brakowało jak tego nie zrobi. Wie o tym, ale nie może się zdobyć, by zrobić pierwszy krok.

Pierwszy krok

Selekcja, w której wziąłem udział pozwoliła mi podjąć decyzję. Czasem wystarczy przypadek by jeszcze raz otworzyła się furtka do czegoś, co zostawiłeś. Trzeba ją tylko umieć dostrzec i uchwycić.

Miałem dziesięć lat. Pani kioskarka poprosiła mnie bym po drodze do domu podrzucił gazety na plebanię. Zadzwoniłem do drzwi. Wyszedł proboszcz. Znał mnie, bo przez jakiś czas byłem ministrantem. Wziął gazety, rzucił na nie okiem i jedną z nich wyciągnął w moją stronę:

– Co tu jest napisane?

Na ostatnie stronie gazety, dużymi literami był tytuł jakiegoś artykułu:

– Ciągle zaczynać od nowa.

Gdy przeczytałem, proboszcz powiedział:

– No właśnie. Możesz wrócić do bycia ministrantem.

Czasem, żeby do czegoś wrócić warto wykorzystać byle pretekst. Możesz wrócić. 

Nie musisz. Ale może warto spróbować jeszcze raz? Teraz jesteś mądrzejszy, bardziej doświadczony, masz do siebie więcej dystansu. Może teraz się uda, to, co nie wychodziło wcześniej?

Przepraszam, że tak długo nie pisałem. Dziękuję za wszystkie odwiedziny, gdy mnie tu nie było. Dziękuję za zachęty. Jestem z powrotem.

9 komentarzy

  1. Witam, niedawno odkryłam tę stronę internetową; zastanawiałam się czy autor wznowi pisanie. Cieszę się, że tak się stało :). Dodam, że nie oceniam tekstów, więc gwiazdki nie pochodzą ode mnie.

  2. Dziękuję Catta. A z gwiazdkami to rzeczywiście trochę bez sensu. Niby to jeszcze jedna możliwość informacji zwrotnej, ale niepotrzebnie wznoszą perspektywę oceny. A blog to ma być raczej rozmowa. Zdejmuję je, choć jeszcze gdzieś pewnie się pojawią.

  3. Oceny, które dostajemy w internecie są bardzo mało wiarygodne, przypadkowe. A poza tym przy tego typu tekstach jak Twoje do pewnych rzeczy trzeba dojrzeć, wracać do nich, przemyśleć. Ja nawet bardzo mądre książki zaczynałam doceniać i rozumieć ich siłę i znaczenie po latach, po pewnych doświadczeniach życiowych, po przemyśleniach, gdy moja samoświadomość wzrosła.
    Jeśli chodzi o powroty, moje doświadczenie ze studiami było zgoła inne – po przerwaniu studiów (2 lata) wróciłam na nie już jako osoba 31- letnia, jeszcze raz musiałam zdać b. trudny egzamin wstępny i zacząć od początku. Po 5 latach porzuciłam studia w głębokiej depresji. Został mi tylko rok, ale nie dokończyłam. Teraz wiem, że wybierając te studia dokonałam niewłaściwego wyboru. Dorastałam do tej wiedzy do czterdziestego roku życia. Jestem teraz szczęśliwa, że miałam dość siły, by nie brnąć dalej niewłaściwą drogą „bo już tak blisko”, bo tyle mnie to kosztowało. Zeszłam poprostu z drabiny, która była przystawiona do niewłaściwej ściany. Nie żałuję doświadczeń życiowych, bo one sprawiły, że jestem tą osobą, którą jestem teraz. Wciąż w drodze, ale cieszącą się tym co tu i teraz.

  4. Catta masz całkowitą rację z tymi powrotami. Bardzo mi się podobają słowa: „drabina przystawiona do niewłaściwej ściany”. Rzeczywiście najpierw warto sprawdzić czy to jest właściwa ściana 🙂

  5. Bardzo się cieszę, że wróciłeś. Bardzo lubię Twoje teksty, bo nie są kalką amerykańskiego popularnego stylu „rozwoju osobistego”, a widać, że masz mnóstwo doświadczenia i jeszcze potrafisz się nim dzielić. Niewiele znanych mi osób w ten sposób pisze w naszej „blogosferze”. Więc przy okazji dziękuję 🙂

  6. Choć dopiero w lipcu, ale również dziękuję 🙂 Jestem w cudownym miejscu i czasie mojego życia, gdy świadomie dokonuję wyborów, czuję całą sobą jak mi z tym dobrze, choć nie zawsze gładko.
    pozdrawiam serdecznie, dziękuję

Skomentuj Zbigniew RyzakAnuluj odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *