Czasem człowiek trafia na ślepą uliczkę. Było dobrze, wszystko szło do przodu, wiatr we włosach, przestrzeń wokół, aż tu nagle ściana. Wielka, smętna ściana, która nie pozwala jechać dalej. Może nie zwróciłeś uwagi na znak ostrzegawczy, może tego znaku nie było, nieważne, dlaczego tutaj trafiłeś. Impas, blokada, brak możliwości, dołek.
Czasami można sobie łatwo poradzić: wycofujesz się, odwracasz i zapominasz. Zdarza się jednak, że jest jak w kiepskim śnie: odwracasz się, by odkryć, że za sobą masz labirynt. Każda droga, którą wybierasz, okazuje się ślepą uliczką.
Czasem tak długo tkwisz w impasie, że zapominasz, jak wygląda prosta, otwarta na przestrzał droga. Zapominasz jakie to uczucie, gdy:
Pieszo i z sercem lekkim wyruszam na otwarty szlak, Wolny, ze zdrowia rad, przede mną świat, Przede mną długa, brunatna ścieżka, co wiedzie, gdzie tylko wybiorę.
Walt Whitman, Song of the Open Road
Zapominasz, jakie to uczucie iść do przodu, tworzyć ważne rzeczy, znajdować oddźwięk, zmieniać świat, czuć, że twój wysiłek coś znaczy.
Niektórzy przywykają: — Panie kochany, tak jest, tak było i tak będzie, życie jest jak papier toaletowy, szare i wiesz pan do czego; bez fanaberii, czego się tutaj spodziewać, trzeba się pogodzić, obniżyć oczekiwania, a nie szukać jakichś cudów…
Jestem fanem obniżania oczekiwań. Często za dużo się spodziewamy (od siebie, swoich bliskich, ludzi, z którymi dzielimy ten uroczy kawałek planety). Gdybyśmy tak wiele nie oczekiwali, łatwiej by nam było śmiać się z szaleństw, które nas otaczają (a śmiech bywa jedyną obroną w takich czasach jak te).
Jednak obniżać oczekiwania warto pod jednym warunkiem: że to nie dotyczy istoty twojego życia, że nie godzisz się na to by poczucie świeżości, nowości i ożywienia całkowicie zniknęło, że obniżając oczekiwania, wciąż czujesz (przynajmniej od czasu do czasu), że masz udział w cudzie codziennego istnienia.
Trudne czasy
Tak, czasy są trudne. Wielu z nas ma poczucie zagubienia w systemie ślepych uliczek.
Cóż tu wybrać: rezygnację, czekanie, skarżenie się, czy może niekończące szarpanie z przeciwnościami? A może heroiczny, czołowy atak na ścianę, licząc, że głowa jest mocniejsza niż cegły i kamienie?
Chcę dziś powiedzieć, do siebie i do ciebie, tylko jedno.
Droga wciąż jest przed nami otwarta. Wciąż czeka, aż postawimy na niej stopy (wyobraźmy sobie tę drogę w zieleniach i brązach, biegnącą przez pełny światła las, pachnącą igliwiem, sprężystą, z zachwycającymi widokami na poboczach).
Ruszajmy przed siebie. Jak pisze Whitman: Allons! Możemy dodać: ¡Vamos! Los geht’s! Chodźmy wreszcie!
Wyjdźmy z impasu, bo nie ma żadnego impasu.
Wyjdźmy ze ślepej uliczki, w którą nas wcisnął ponoć los, bo nie ma żadnej ślepej uliczki.
Tak, jest ciężko, może nawet mrocznie, może zimno i zawodząco w duszy.
Nikt nie mówi, że tego wszystkiego nie ma. Emocje są rzeczywiste, strach jest prawdziwy, smutek jest realny, ale nie wnioski, które z nich wyciągamy. Odczucia są realne, ale nie świat, który nam malują.
Masz w sobie pokłady energii gotowej do użycia, pokłady sprężystości, świeżości i determinacji, na przekór szarówce jękom i mglistomrocznym klimatom. Gdzie one są? Jak się do nich dokopać?
Zacznij robić i wysyłać w świat nowe, cenne rzeczy.
Już wystarczy zastanawiania się nad tym, jak poprawić swój los, jak poczuć się lepiej, jak znaleźć w sobie więcej energii do życia, jak działać sprawniej. Owszem, to ważne sprawy, Teraz jednak pora zadać sobie inne pytanie:
Co chcę stworzyć? (albo nawet: Co domaga się bycia stworzonym przeze mnie?)
W życiu nie chodzi o to, by czuć się dobrze, ale o to, by tworzyć.
To jest nasza prawdziwa potrzeba i wyjście ze ślepej uliczki. Tworzyć dzieła, które choć trochę sięgają poza nas. Czymkolwiek te dzieła będą – tekstami, programami komputerowymi, filmami, przedsiębiorstwami, produktami, usługami, szkoleniami, piosenkami, sesjami z klientem… Robić je z pasją, ze środka z zaangażowaniem i wiarą w swoje moce twórcze.
By tworzyć nie potrzebujesz pędzla
Tworzenie nie ogranicza się do uprawiania tzw. sztuk pięknych (malowania, śpiewania, pisania, rzeźbienia itp.)
Gdyby tak było, sąsiadka emerytka, która po ugotowaniu obiadu maluje obrazki aniołków stróżów, wciskając je wszystkim wokół i nie dostrzegając popłochu w oczach obdarowanych, byłaby twórcą. A nie jest — coś robi (czasem nawet sympatycznego), ale nie tworzy.
Szczerze mówiąc, dzisiejsi artyści niekoniecznie są ikonami twórczości. Wiele współczesnych obrazów, utworów muzycznych, wierszy czy instalacji to rzeczy jałowe. Co blokuje artystów? Być może ich wizja Sztuki (przez duże S)? Być może za bardzo przeceniają kwestie techniczne (sprawną grę na instrumencie, czy operowanie pędzlem)? Nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że więcej kreatywności można znaleźć wśród informatyków, przedsiębiorców, youtuberów czy twórców sklepów internetowych niż np. wśród malarzy lub muzyków. Mogę się mylić, bo aż tak wielu artystów nie znam, jestem natomiast pewny, że znam przynajmniej kilka osób, które tworzą, choć nie malują, nie piszą, nie śpiewają, nie rzeźbią, nie dziergają ani nic z tych rzeczy.
Co w takim razie znaczy tworzyć (jeżeli nie ma to związku ze sprawnością w zakresie działania którejkolwiek z Muz)?
Po pierwsze tworzyć nie oznacza coś tam sobie dłubać i upychać na dnie szuflady. Tworzenie zawsze jest interakcją, wymianą, oddziaływaniem, tak jak rozmowa, miłość czy wojna. Twórca to nie jest ktoś, kto upiecze babeczkę, a potem sam (najwyżej z rodziną) ją schrupie, twórca to ten, kto wyjdzie z babeczką z mieszkania i poczęstuje nią kogoś (ewentualnie uprzednio ją sprzedawszy).
Po drugie tworzyć to robić coś ze swojego wnętrza. Nie jest tworzeniem robienie czegoś, co ktoś ci kazał, a czego wolałbyś nie robić. Muzyk, który gra na weselu zamawiane przez gości przeboje, a wolałby grać jazz lub rock, nie tworzy. Nie jest tworzeniem powielanie, dosłowne kopiowanie, korzystanie z gotowych przepisów. Nie jest tworzeniem jałowe robienie czegoś, co się sprawdza u innych. Ważne by robić coś ze środka (w sposób, jak pisze Fromm „niewyalienowany”). Konsekwencja są takie, że gdy tak działasz i robisz to z pełnym zaangażowaniem, to co zrobisz, zawsze jest autentyczne i oryginalne (nawet gdy „nihil novi sub sole”).
Po trzecie tworzenie nie jest tylko robieniem czegoś nowego (oryginalnego). Mogę nalać mleka do baku. Oryginalne? Pewnie. Twórcze? Nie, bo nikt na tym nie skorzysta (chyba że mój mechanik). Mogę wymyślić urządzenie, którego nikt jeszcze nie wymyślił (np. sprzęt do odśnieżania kaczych nóżek), jeżeli jednak nikomu w niczym to nie pomoże, mój pomysł nie będzie twórczy. Mogę napisać tekst, w taki sposób, w jaki nikt jeszcze nie napisał, jeżeli jednak nikt go nie zrozumie, to nie jest twórczość. Twórcze jest to, co cenne dla innych, nie tylko dla mnie.
Uwaga: nie musi być cenne dla wszystkich, wystarczy dla jakiejś grupy. Często nie doceniamy, jak wiele rzeczy może mieć w sobie coś cennego, przynajmniej dla niektórych (na przykład ASMR, micro cooking, siedzenie i uśmiechanie się, czy różne wersje językowe tego samego fragmentu Gwiezdnych Wojen). Nie doceniamy czasem także znaczenia małych rzeczy — to, co cenne nie musi od razu zbawiać, wystarczy, że wywoła uśmiech.
Tworzenie jest jedną z podstawowych ludzkich potrzeb, bez której nie mamy szansy być w pełni zdrowi
Jeżeli wiemy, czym jest tworzenie, pytanie brzmi: po co?
Po pierwsze, dlatego, że to nam potrzebne. Gdyby zapytać jakie potrzeby ma człowiek, wiele osób wymieniłoby piramidę Maslowa — potrzebujemy jeść, spać, kochać się, czuć się bezpiecznie, należeć do jakiejś wspólnoty, doznawać szacunku. Być może niektórzy wymieniliby także i tworzenie (jak część potrzeby samorealizacji), ale zgodnie z układem piramidy, uznaliby ją za potrzebę, która pojawia się w nas, dopiero wtedy, gdy zaspokoimy potrzeby niższego rzędu (fizjologiczne, bezpieczeństwa, przynależności czy szacunku). Jednak ponieważ te „niższe” potrzeby rzadko są w pełni zaspokojone, potrzebą tworzenia nie ma co sobie zawracać głowy. No może dzieci potrzebuję kredek i zabaw z użyciem w fantazji, ale przeciętny, dorosły człowiek?
To, co nazywa się „piramidą potrzeb Maslowa” to bzdura niemająca z tym doskonałym psychologiem nic wspólnego. Nie ma żadnej piramidy, w której wyższe potrzeby czekają na zaspokojenie niższych .
Znacznie mniej znana, ale bardziej przekonywająca jest koncepcja fundamentalnych ludzkich potrzeb Manfreda Max-Neefa, zgodnie z którą istnieje 9 podstawowych potrzeb ludzkich, które działają niezależnie od siebie. Jedną z nich jest potrzeba tworzenia. Ludziom, którzy nie zaspokajają tej potrzeby, brakuje ważnego dla ich zdrowia składnika.
Poczucie impasu, bycia w ślepej uliczce, często jest rodzajem głodu, który można zaspokoić jedynie przez uruchomienie procesu twórczego.
Joseph Zinker, terapeuta Gestalt (przypadkiem przypomniała mi się jego książka „Proces twórczy w terapii Gestalt”) pisze:
Zapominamy, że potrzeba tworzenia jest tak podstawowa, jak oddychanie czy kochanie się.
Joseph Zinker, „Proces twórczy w terapii Gestalt”
Potrzebuję tworzyć, bo bez tego życie traci smak i lekkość. Bo bez tego nie jestem w stanie wyjść z tych wszystkich ślepych uliczek, w jakie zostałem schwytany. Bo bez tego brakuje mi energii.
Ekonomia twórców: tworzyć, by wciąż żyć w wolnym świecie
Drugi powód jest taki, że tworzenie jest jednym z lepszych sposobów odnalezienia się w dzisiejszych czasach.
Żyjemy coraz bardziej w „ekonomii twórców” (creators economy).
Przez setki lat ludzkość żyła w „ekonomii wyrobników”. Chcesz mieć co jeść, to wykonuj polecenia — uprawiaj ziemię, pracuj w fabryce, stań w szeregu i rób co inni. Zaplanować życie było wtedy łatwo: wystarczyło pójść do odpowiedniej szkoły, wyuczyć się zawodu, a potem wykonywać to samo do emerytury.
Potem pojawiła się „ekonomia wiedzy” (dziś ma się jeszcze całkiem, całkiem). Jej częścią są „knowlege workers” — niby „umysłowi”, ale tacy sami wyrobnicy jak ci pracujący kilofem, motyką czy kluczem francuskim, tyle że zamiast pracy fizycznej, odbierający telefony, piszący maile czy robiący zestawienia w Excelu. Korpoludki pewnie jeszcze długo będę potrzebne, jednak moment, w którym ich zadania przejmie sztuczna inteligencja jest coraz bliższy.
Co się stanie z tymi tysiącami miejsc biurowych, jakie mijam każdego dnia, czasem widząc wystające znad biurek czubki głów?
Ktoś twórczy coś wymyśli. Może zamienią się we wielkie serwerownie, może w kolejne centra handlowe albo parki rozrywki, a może ktoś założy w nich pola hydroponiczne, by uprawiać ekologiczną żywność? Jest wiele możliwości, jest jednak mało prawdopodobne, by za dziesięć, piętnaście lat, wciąż pracowały tam tłumy wyrobników, których jedyną poważną umiejętnością jest znajomość języka obcego, na tyle dobra, by odebrać telefon z innego krańca globu i napisać maila ponaglającego.
Świat dość szybko zmierza do prostego podziału: ci, którzy tworzą vs ci, którzy odtwarzają; ci, którzy potrafią wymyślać vs ci, którzy potrafią tylko konsumować; twórcy i pasywne masy. Nie ma wątpliwości, że w tym nowym świecie ludźmi wolnymi będą twórcy; ci, którzy będę umieli jedynie podążać i konsumować, staną się czymś w rodzaju chłopów pańszczyźnianych — masą pozbawioną świadomości, sterowaną przez innych.
Niektórzy uważają, że linie podziału są już geograficznie określone. Z jednej strony Ameryka i świat zachodni (bez Polski, bo przecież oprócz przechwałek rządowych, twórczych działań jak na lekarstwo), z drugiej reszta świata. Ameryka wymyśla, projektuje, reszta świata, póki roboty nie osiągnęły pełni inteligencji, wytwarza, naśladuje, kupuje i konsumuje.
Nie byłbym taki pewien, że tak będzie wyglądał ten podział. Mam wrażenie, że Ameryka, wraz z tym wszystkim, co traci w ostatnich latach, traci także swój potencjał kreatywny. Mniejsza jednak o kwestie polityczne, gospodarcze czy geograficzne.
Tworzenie jest jedyną pracą, której nie mogą wykonywać maszyny, jedyną pracą, która będzie zawsze potrzebna i pracą, jeżeli dobrze wykonywana, coraz bardziej opłacalną.
Jesteśmy na początku „creator economy”, ale już dziś co najmniej 50 milionów ludzi zarabia na tworzeniu, a ponad 2 miliony utrzymuje się tylko z tego. To nieśmiałe szacunki, bo nie biorą pod uwagę np. twórców rękodzieła, albo osób, które świadczą niezależne usługi kreatywne dla firm.
Czy odnajdziesz się po kryzysie?
Mamy do czynienia z ogromnym kryzysem. Ludzie tracą pracę, nie mogą znaleźć nowej, gubią się, nie wiedzą, co mają robić, by przetrwać.
Niektórzy mówią, że to pandemia jest przyczyną. — Gdy tylko się skończy, będziemy mogli wrócić do naszego szczęśliwego życia, będziemy mogli znów radośnie podrygiwać przy dobrze znanej wszystkim muzyczce (jak na Krupówkach w walentynki).
Obawiam się, że nie. Pandemia jest jak wiatr, który odsłania to, co było przykryte piaskiem, czego nie widzieliśmy do końca wyraźnie, a na co i tak prędzej czy później byśmy wpadli. Gdy skończy się pandemia (i jeżeli nie wybuchnie coś nowego) niekoniecznie powrócimy do radosnych, bezmyślnych podrygów.
Gdy skończy się pandemia, może się okazać, że ci, którzy umieją pracować twórczo (bo np. tego się w jej trakcie nauczyli), będą mieć jeszcze większe możliwości niż przed jej wybuchem. Ci natomiast, którzy czekali na powrót starego, dobrego świata, w którym wystarczy robić to, co każą, będą mieli ich jeszcze mniej, niż mieli w trakcie jej trwania.
Umiejętność i hart tworzenia
Tworzenie jest potrzebą każdego człowieka, ale jest też umiejętnością. I nie chodzi tylko o umiejętności techniczne (stosunkowo łatwo można się nauczyć pisać, programować, malować czy zakładać startupy).
Tym, co naprawdę trudne są umiejętności emocjonalne. Trzeba nauczyć się empatii, akceptacji, szacunku, a przede wszystkim odwagi.
Joseph Zinker pisze:
Twórczość jest przekroczeniem ograniczeń, jest aktem odwagi. Stwierdzasz: jestem gotów zaryzykować niepowodzenie i narazić się na to, że będę uznany za śmiesznego, ale będę mógł przeżyć ten dzień w poczuciu świeżości i nowości. Osoba, która ma odwagę tworzyć, zniweczyć ograniczenia, nie tylko uczestniczy w cudzie, ale również dochodzi do wniosku, iż w swoim procesie istnienia sama jest cudem.
Joseph Zinker, „Proces twórczy w terapii Gestalt”
Odwagi nie można się szybko nauczyć. To jest jak hartowanie — stopniowo przyzwyczajasz się do niskiej temperatury, uczysz swój organizm reagować na nią. Od czego zacząć to „hartowanie”?
Pierwszą sprawą jest wybór i podjęcie ryzyka.
Dzieci malują bez skrępowania wszystko, o czym pomyślą. Nie zastanawiają się, czy coś maluje się tak, czy inaczej. Przystawiają kredkę do kartki i w pełni angażują się w to, co robią. Każde z nich jest twórcą, jak twierdził Picasso. Potem jednak przestajemy pozwalać sobie na to, by stanowić jedność z tym, co robimy, przestajemy sobie pozwalać na działanie ze środka. To przecież zbyt niebezpieczne, zbyt ryzykowne zbyt niepewne. Wolimy poszukać sprawdzonych sposobów — tego, co się robi, jak się to robi, co się opłaca, co się sprawdziło u innych. Wolimy być przezorni i nie ryzykować przegranej.
Wybieramy odtwórczość i w efekcie, choć robimy wiele, mało wypływa z naszego wnętrza.
Na przykład, zamiast pisać o tym, co dla nas ważne, zaczynamy szukać słów kluczowych, analizować teksty konkurencji i słuchać porad, tych, którym się udało… O tym jednak za tydzień, w kolejnym tekście, w którym wyjaśni się przy okazji, skąd się wzięła tak długa przerwa w publikowaniu moich tekstów.
Nie wiem, jak to się dzieje, ale Ty, Zbyszku, w 98% procentach postów wstrzelasz się w moja sytuacje i przemyslenia. Dlatego zawsze tu czekam, niewazne jak dlugie sa przerwy pomiedzy tekstami. Dziekuje za Twoja tworczosc! Pozdrawiam! 😊
Zgadzam się, zawsze w punkt! Tekst o tym, czego dusza akurat potrzebuje. Też zawsze czekam 🙂
Dziękuję Jagodo 🙂 Cieszę się i drżę, że kiedyś to się skończy, bo też nie wiem jak to się dzieje. Myślę jednak, że to jest właśnie ta magia: rób coś ze środka, a będzie dobrze 🙂
To dodaje skrzydeł, gdy człowiek po takim czasie znajduje ludzi, którzy wciąż chcą go czytać 🙂
Chcą 🙂
Również czekałam z utęsknieniem na
kolejny tekstt! Nigdy się nie zawodzę na tym, co publikujesz. Dziękuję i gorąco kibicuję Twojej twórczości, Zbyszku 🙂
Dziękuję Zbyszku za kolejny znakomity tekst – jak zawsze w punkt.
Kibicuję Ci w Twej twórczej drodze.
A ja się nie zgadzam, że sąsiadka-emertyka malująca obrazki aniołków nie jest twórcą. Może i jej wytwory nie podobają się innym, ale tworzy je sama, z własnego serca, tak jak czuje. Nie można ograniczać definicji twórczości do tego, co przynosi innym ludziom, bo wielu artystów w swoich czasach było kompletnie nierozumianych, zostali odkryci wiele lat później, często długo po śmierci. Twórcą jest ten, kto tworzy coś nowego i robi to dla innych. Niezależnie od tego, czy innym się to podoba albo czy przynosi im pożytek. Oczywiście niekoniecznie jest to dobry twórca. Ale twórca. I tworzenie.