Pablo Casalas, wirtuoz wiolonczeli, kompozytor i dyrygent. W wieku czterech lat potrafił grać na skrzypcach i fortepianie, a mając 14 lat dał pierwszy solowy występ wiolonczelowy. W ciągu swojego życia osiągnął wszelkie możliwe zaszczyty, jakich tylko może dostąpić osoba grająca na wiolonczeli.
Gdy po raz pierwszy zobaczyłem film z Casalasem grającym Bacha, zatkało mnie. Łysawy pan o aparycji księgowego upadającej fabryki, bez skrupułów wydobywa z wiolonczeli muzykę absolutną jak pierwszy błysk słońca nad białymi polami Arktyki po miesiącach ciemności. Palce jego lewej ręki poruszają się po strunach, jakby były oddzielnym organizmem. Kosmita, ewentualnie nadczłowiek albo przynajmniej człowiek obdarzony przez naturę absolutnym i wyjątkowym talentem. Ktoś, do kogo nikt nie może się porównywać.
A jednak w wieku 95 lat, ta wyrocznia wiolonczeli, każdego dnia ćwiczyła przez sześć godzin dziennie. Każdego dnia, gamy, pasaże i suity. Jak sam mówi, każdego, każdego dnia tak samo jak wtedy gdy miał 13 lat. Szybko obliczyłem. 82 lata ćwiczeń. To daje jakieś 30 000 dni. Około 180 000 godzin ćwiczeń. Gdyby grał bez przerwy jego ćwiczenia trwałby 20 lat.
Po co to robił? Reporter zapytał go:
– Panie Casalas, ma pan 95 lat i jest pan największym wiolonczelistą, jaki kiedykolwiek żył, dlaczego pan ciągle ćwiczy sześć godzin dziennie?
– Ponieważ myślę, że ciągle robię postępy.
Ten człowiek, po tych wszystkich latach i po tych wszystkich osiągnięciach miał poczucie, że ciągle jest coś, czego warto się jeszcze nauczyć.
Gdyby przejął się etykietami, jakie przyklejali mu inni, zapewne przestałby ćwiczyć. Po co, ktoś kto jest genialny, ma tracić czas na wprawki? Jednak Casalas ani przez chwilę nie traktował się jak rzeczownik. W rozmowie podczas rzeźbienia (film wyżej) pada pytanie o to, dlaczego wybrał wiolonczelę. Casalas opowiada:
– Wcześniej byłem pianistą i skrzypkiem. Kiedyś usłyszałem wiolonczelę, spodobała mi się i powiedziałem ojcu „chcę grać na tym instrumencie”. Powiedział „jak chcesz grać na tym instrumencie, musisz zrezygnować z innych”. Powiedziałem „bardzo dobrze” Byłem dobrym pianistą i dobrym skrzypkiem, a teraz jestem złym pianistą, oczywiście potrafię grać na skrzypcach…ale rzeczywiście, w moim wieku umiem grać na wiolonczeli.
Ze szczerym uśmiechem mówi: „w moim wieku umiem grać na wiolonczeli”. To wszystko co ma do powiedzenia o swojej wirtuozerii. Ten człowiek kochał się uczyć.
krotkie, tresciwe i fajne :). pozdrawiam.
W kontekście tego wpisu dołożyłbym taką myśl, z którą bardzo sam się identyfikuję: dopóki się uczysz czegoś nowego, czujesz się młody.
Doświadczam tego sam porywając się na trenowanie tańca towarzyskiego w wieku 42 lat 🙂 Kiedy jednak po wylaniu litrów potu uda mi się po raz kolejny zapanować nad niesfornym ciałem – radość jest ogromna!
Pozdrawiam
Rysiek
Dziękuję za komentarze. O to chodzi! Warto się uczyć.