To nie jest nic odkrywczego, pewnie wiele razy już to słyszałeś. Może nawet tak wiele razy, że ta rada stała się to pustym, nic nie znaczących hasłem. Ale właśnie dlatego warto ją powtórzyć jeszcze raz. Właśnie jeszcze raz poszukać w niej czegoś nowego.
Jesteś cenny, ważny, istotny. Masz wszelkie powody by wierzyć w siebie samego. Brak wiary w siebie, krytykowanie siebie, pozwalanie na to, by jakaś część ciebie wciąż i wciąż cię krytykowała, zrzędziła, podważała twoje znacznie — to wszystko jest ślepotą.
Ludzie często są ślepi. Szukają wszędzie okularów, wywracają cały dom, zaczynają oskarżać innych o to, że „na pewno gdzieś mi je położyli i dlatego nie mogę znaleźć” albo nawet o to, że ktoś je sobie przywłaszczył, podczas gdy leżą tuż przed nimi. Na komodzie, na półce, albo nawet, jak u pana Hilarego, na nosie.
Patrzeć i nie widzieć jest łatwo. Ale jeszcze łatwiej jest patrzeć i nie rozumieć. Masz w głowie zestaw założeń, teorii, ulubionych sposobów łączenie wydarzeń w całość i za wszelką cenę starasz się znaleźć ich potwierdzenia.
Spróbuj porozmawiać ze zwolennikiem jakieś spiskowej teorii. Możesz mu przytaczać argument za argumentem, ale on, przekonany, że poznał najprawdziwszą prawdę, gdy zabraknie mu już argumentów, powie ci, że masz zaczadzony umysł, że nic nie rozumiesz i że taki człowiek jak ty nigdy tego nie zrozumie.
Jesteśmy ślepi i głupi i dlatego tak często nie dostrzegamy naszej własnej wartości — wartości tego, co wnosimy w świat, tego co dajemy ludziom oraz wartości i cudu samego naszego istnienia.
Być może za bardzo przyzwyczaiłeś się do siebie. Za bardzo spowszedniało ci to, co sobą wnosisz, żeby cieszyć się sobą i tym, co wnosisz.
Jesteś cenny — to jest pewne. Jesteś człowiekiem, który się liczy. Jeżeli nie czujesz tego, spróbuj popatrzyć na siebie jeszcze raz.
W jaki sposób? Jest wiele technik i zaleceń dotyczących tego, jak radzić sobie z wątpliwościami pod własnym adresem.
Nie dam ci instrukcji. Mogę jedynie powiedzieć: znajdź jakiś sposób. Jakikolwiek. Szukaj gdzie tylko się da, nie poddawać się, nie odpuszczaj — to jest tak ważna sprawa, że warto próbować.
Żeby jednak nie pozostawiać cię dzisiaj bez niczego, cztery proste wskazówki, które być może pomogą znaleźć odpowiedni kierunek
Nie przeceniaj wagi własnych problemów
Nie wyszło ci wiele rzeczy. Wiele razy zawiodłeś. Masz mnóstwo problemów.
No dobrze. Ale czy ty nie przeceniasz czasem znaczenia tego wszystkiego? Czy nie nadajesz temu wszystkiego zbyt wielkiej wagi? Naprawdę twoje problemy są tak ogromne, że nie ma nadziei? Nie ma nikogo, kto ma większe?
Naprawdę, tarapaty w jakich się znalazłeś są tak przerażające, nie można znaleźć nikogo, kto by miał większe?
Nie chcę ci opisywać jak wielkie ludzie miewają problemy, a mimo to radzą sobie z nimi. Nie lubię pocieszania w rodzaju: masz, ręce, masz nogi —to czym się przejmujesz. Ale rozejrzyj się wokół i wzbudź w sobie nieco współczucia dla innych.
Nawet, jeżeli masz mnóstwo problemów, pomyśl: Czy zamartwianie się pomoże ci poradzić sobie z problemami?
Nawet, jeżeli problemy są poważne, czy mówienie sobie „Nie dam rady, nie mam szans, dałem ciała” pomoże ci?
Nie bój się, że doceniać siebie to coś złego
Chodzi wciąż za nami obawa przed pychą. Tak, pycha to coś złego. Ale pycha wiąże się z porównywaniem się i ustawianiem się wyżej od innych. Jeżeli cieszysz się sobą, jeżeli doceniasz dar jakim jesteś, a równocześnie nie odbierasz innym prawa do istnienia, jeżeli nie mówisz: Wszyscy to cieniarze, tylko ja jestem wielki — nie masz do czynienia z pychą.
Cieszenie się, że jest się lepszym, to najczęściej kamuflaż braku akceptacji siebie. Tak bardzo czujesz się mały i niegodny, że aby istnieć musisz wszystkich innych sprowadzić do parteru.
Nie sprowadzaj nikogo do parteru. Ludzie są wspaniali. Ty też.
Spędzaj ze sobą miłe chwile
Jesteś darem dla innych ludzie, ale jesteś też darem dla samego siebie. Nie ma nic złego w tym, że raz na jakiś czas poczujesz się ze sobą dobrze. Zrób coś dla siebie – posłuchaj muzyki, wyjdź na spacer, bez poczucia winy przeczytaj jakąś książkę, zjedź coś dobrego… Naucz się smakować życia. Owszem, można się zagubić w dogadzaniu sobie, ale ciągła dyscyplina i harówka, jest jeszcze gorszym ryzykiem.
Zaplanuj dziś 15 minut dla samego siebie. Niech to będziesz czas, w którym wolno ci cieszyć się tym, co lubisz robić, czas z którego nie musisz się rozliczać, czas w którym nie musisz starać się być produktywnym, przydatnym czy wybitnym.
Oswój wewnętrznego krytyka
Problem nie polega na tym, że sami siebie krytykujemy. Problem polega na tym, że tak bardzo głosem krytyka się przejmujemy, że jego treść traktujemy bezdyskusyjnie jako objawioną prawdę.
Na pewno mi się nie uda; Na pewno nic z tego nie będzie; To wszystko jest bez sensu; Za mało umiem itp. – to naturalne, że takie myśli przychodzą ci do głowy, gdy starasz się zrobić coś trudnego. Takie myśli przychodzą do głowy wszystkim, nie tylko tym, którym nic się nie udaje.
Wewnętrzna krytyka jest naturalnym zjawiskiem. Co znaczą tego rodzaju myśli? Najczęściej tyle, że staramy się sami siebie ochraniać. To nie jest tak, że źródłem wewnętrznej krytyki jest jakaś wyrodna część nas, jakiś gremlin, którego trzeba się jak najszybciej pozbyć. Zamiast pozbywania się, lepiej go oswoić: popatrzeć mu w oczy, tzn. uświadomić sobie co się z tobą dzieje.
Lęki, obawy i krytyka są tylko lękami, obawami i krytyką — nie są faktami ani nie tworzą nowej rzeczywistości, chyba, że w taki sposób je traktujesz. Zaakceptuj ich istnienie i potraktuj jako myśli.
Myśl Jestem do niczego — niczego nie zmienia w twoje wartości. Twoja wartość nie spada z jej powodu. Wciąż jesteś wiele warty.
Witaj Zbyszku.
Od dawna czekałem aż coś napiszesz. Czasem myślę że piszesz dla mnie i tylko dla mnie. Dokładnie tyle mam problemów, hamulców, wątpliwości… Również mam problem z samooceną i ciężko mi zaakceptować to jakim jestem bo często chciałbym być kimś innym… Zastanawiam się dlaczego wszyscy wokół mają tyle pewności siebie a ja jej nie mam.
Mam natomiast inne pytanie do Ciebie Zbyszku. Jak uważasz czy w chwili kiedy mam dołek (ale jeszcze nie depresje, chociaż ciężko mi to samemu ocenić) to czy warto taki okres przeczekać, czy dać z siebie tyle ile dawałbym gdybym nie miał dołka?? Co jest lepsze??
Witaj Janku,
Fajnie, że ktoś jeszcze nie zapomniał 🙂 Strasznie dawano nie pisałem. Miło mi, że to co piszę czasem się przydaje.
Pewność siebie jest ważna, ale myślę, że to nie jest tak, że wszyscy wokół są pewni siebie. Wiele osób ma sporo wątpliwości, ale w jakiś sposób nie pozwala im się zdominować. To naprawdę nic złego mieć wątpliwości, problem zaczyna się wtedy gdy zaczynasz wokół nich krążyć i mówić sobie: za nic się nie zabiorą, póki nie będę się czuć całkiem pewny siebie.
Jeżeli chodzi o dołek. Pierwsze pytanie, co to za dołek. Czasem dołek może być sygnałem do tego by odpocząć, zadbać o swoje zdrowie albo zająć się na jakiś czas czymś innym. Czasem jest sygnałem by coś przewartościować i popatrzeć na to, co robisz z innej perspektywy. W takiej sytuacji warto coś zrobić dla siebie – odpocząć, pogadać z kimś, zregenerować siły, poradzić się kogoś itp. Nie przeczekiwać – przeczekiwanie nie ma sensu, tylko pogarsza dołek, ale coś zrobić. Najczęściej jednak dołek nie jest żadnym sygnałem, ale efektem przyzwyczajeń, utartego sposobu myślenie itp. W takiej sytuacji trzeba dać z siebie, na ile tylko cię stać. Czy będzie to tyle samo gdybyś nie miał dołka, niej czy też więcej — nie ma znaczenia. Jeżeli dasz tyle ile jesteś w stanie, prawdopodobnie się rozruszasz.
Dzięki że odpowiedziałeś. Wiesz chyba masz rację. Czuje się przemęczony. Trochę stresu w pracy i wysiłek jaki wkładam w nią. Muszę odpocząć. Biorę urlop. Fajnie że potrafisz doradzić.
Też miewam dołki. Mniejsze czy większe, zawsze odczuwam jako niechęć do tego, co aktualnie jest konieczne do zrobienia. Poprostu mega mi się nie chce. W takich sytuacjach zaczynam robić coś zupełnie innego,coś co sprawia mi więcej zadowolenia. Odskakuję. Zauważyłam, że wtedy nabieram dystansu do sprawy , często też, tak jakby znikąd pojawia się pomysł na to, w jaki sposób rozprawić się z tym, co było zostawione. Te moje dołki ,to po prostu strach , że nie podołam. Boję się i zamiast stawić dzielnie czoła najchętniej poszła bym spać. Lepiej wtedy pójść na spacer,basen zrobić cokolwiek innego. A potem, przyparta do muru, doznaję olśnienia i idę jak burza. Poczucie ulgi i zadowolenia z siebie, czasem duma, że dałam radę ,jest tak wielka, że czuję, że mogę wszystko.
Panie Zbyszku,
Miło znów Pana widzieć. Proszę się nie krępować i postarać się docenić siebie jeszcze bardziej. Docenić bardziej za to, jaki ma Pan pozytywny wpływ na innych, jak bardzo te teksty pomagają innym lepiej żyć. Proszę się również nie krępować i nie będzie w tym żadnej pychy, gdyby Pan zaczął znowu pisać dla nas częściej 🙂 Dziękuję i pozdrawiam
Dziękuję. Postaram się 🙂
Ostatnio usłyszałam tezę z książki „Ekonomia miłości”, że w człowieku jest silny strach przed stratą (materialną, psychiczną, przed przegraną itp.). Lekiem na to ma być ćwiczenie dostrzegania straty jako zysku. Tego właśnie uczy Autor tego bloga, pokazując drogę do spokoju wewnętrznego i szczęścia. Strasznie trudne ćwiczenie w świecie kultu wartości materialnych. Zaś o tym, że pieniądze szczęścia nie dają, mówił już ś.p. Profesor Leszek Kołakowski w wywiadzie z Jackiem Żakowskim o tym, co jest w życiu ważne. Pozwolę sobie zacytować najważniejsze tezy Profesora.
Przykazania Leszka Kołakowskiego:
Po pierwsze przyjaciele.
A poza tym:
Chcieć niezbyt wiele.
Wyzwolić się z kultu młodości.
Cieszyć się pięknem.
Nie dbać o sławę.
Wyzbyć się pożądliwości.
Nie mieć pretensji do świata.
Mierzyć siebie swoją własną miarą.
Zrozumieć swój świat.
Nie pouczać.
Iść na kompromisy ze sobą i światem.
Godzić się na miernotę życia.
Nie szukać szczęścia [tu dodam cytat z wywiadu: „Nikt nigdy nie zdobędzie szczęścia, które byłoby znane jako takie”]
Nie wierzyć w sprawiedliwość świata.
Z zasady ufać ludziom.
Nie skarżyć się na życie.
Unikać rygoryzmu i fundamentalizmu.
Na koniec dopiszę, że odkąd czytam tego bloga, to właśnie te „przykazania”
Dziękuję Agato, Piękne słowa 🙂
Droga Agato. Dziękuję, za przytoczenie słów profesora. Są jak dekalog. Gdyby udało się, stosować choćby połowę z nich, nasz świat byłby lepszy. Wydrukuję, oprawię w ramki i powieszę w widocznym miejscu.
Jak dobrze że już wróciłeś. Dziękuję za kolejną dawkę otuchy. Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję Piotrku. Również pozdrawiam 🙂
Z mojego doświadczenia: w chwilach ataku wewnętrznego krytyka dobrze jest popatrzeć na życie z dystansu. Rodzimy się, szarpiemy się i po kilkudziesięciu latach każdy z nas umiera. Jak to mówią, całe to nasze szarpanie się z życiem będzie przedstawione na nagrobku w postaci myślnika pomiędzy datą narodzin i śmierci. Nie traktujmy tego myślnika tak śmiertelnie (hehe) poważnie.
Zgadzam się, trzeba z dystansem. Ale nie lubię myśleć o swoim życiu z perspektywy tego myślnika – łatwo wpaść w postawę „nic nie ma sensu, dam sobie zatem spokój”. To za łatwa ucieczka od wątpliwości. Sztuka polega na tym, by mieć dystans a równocześnie wierzyć, że od tego myślnika zależy spory kawałek świata 🙂