Gdy pracowałem w banku, moje biurko stało po drodze do działu księgowości. Gdy się tam wchodziło, widać było wielkie jasne okno, a na jego tle sylwetki ludzie przygarbionych nad arkuszami, zestawieniami i dokumentami.
Któregoś dnia właścicielka jednej z tych sylwetek, pani Ala, przechodząc obok mojego biurka, przystanęła i zapytała:
— A czym się pan tak świetnie bawi?
Sprawdzałem właśnie jakiś obwód elektroniczny za pomocą oscyloskopu, na którego ekranie pojawiały się wykresy.
— Nie bawię się pani Alu — odpowiedziałem urażony — to przecież moja praca!
No tak, jak człowiek nie ma papierów na biurku, pomyślałem, to nie pracuje, tylko się bawi?! Na jakiś czas obraziłem się na nią.
Teraz jednak myślę, że to był komplement. Umiejętność zabawy tam, gdzie inni widzą pracę, jest cenną sztuką. Tak, ja rzeczywiście się wtedy bawiłem, choć równocześnie zajmowałem się tym, za co mi płacili.
Większość ludzi, szybko traci naturalną zdolność do zabawy. Zaczynamy podchodzić poważnie nie tylko do tego, za co nam płacą, ale także do naszych prywatnych przedsięwzięć, a nawet do tego, co teoretycznie jest odpoczynkiem. Pani Ala robiła wrażenie kogoś, kto nawet na wakacyjne wycieczki wybierał się z arkuszem kalkulacyjnym i planem. Pełen profesjonalizm. Przyjemność? Nie ma takiej pozycji w arkuszu!
Każdą zabawę można zmienić w pracę. Lubisz rozwiązywać łamigłówki? Wyobraź sobie, że ktoś mierzy ci czas, dokładność, wystawia oceny, porównuje z innymi. Duże prawdopodobieństwo, że zabawa stanie się żmudnym odrabianiem zadań z matematyki. Lubisz gotować? Rysować? Śpiewać? Pisać? Rozmawiać z ludźmi? Ze wszystkiego można zrobić roboczy znój.
Zabawa to coś, co nam sprawia przyjemność i pozwala się zregenerować. W trakcie zabawy jesteśmy twórczy i energiczni. Łatwiej wpadamy na pomysły, łatwiej podejmujemy decyzje, łatwiej się uczymy.
Rozwiązaniem wielu naszych problemów życiowych (nie tylko zawodowych) jest rada: „Więcej zabawy! Pobaw się trochę”.
*
Owszem kontekst, w jakim wykonujemy jakąś czynność, ma duże znaczenie. Gdy ci za to płacą; gdy nazywają to „poważnym zajęciem”; gdy wszyscy podchodzą do tego z przygarbieniem (profesjonalnie) — trudno wykrzesać z siebie nastawienie na zabawę.
Jednak kluczowe znaczenie ma twoje podejście. Co zrobić, by coś na powrót stało się zabawą (może nie szampańską, ale przynajmniej czymś lżejszym niż codzienna harówka)?
- Zachowuj się tak, jakby to była zabawa. Uśmiechaj się. Rozluźnij mięśnie. Przestań ściągać brwi.
- Zlekceważ efekty. Przestań się nimi tak przejmować. Najwyżej nie dotrzesz na szczyt. Najwyżej tego nie skończysz. Trudno, niech przynajmniej po drodze będzie fajnie.
- Przenieś uwagę na samo zajęcie. Zaangażuj się w samo działanie — w to, co się dzieje po drodze, a nie w to, co chcesz dostać w nagrodę.
- Otwórz się na przyjemność. Co w tym lubisz? Zwolnij i poczuj smak. Podelektuj się.
- Nie oceniaj i nie przejmuj się ocenami. Oceny zniekształcają rzeczywistość. To nie szkoła.
- Przyglądaj się, dostrzegaj, zauważaj to co nowe, inne, niespodziewane. Bądź wrażliwy na kolory, odcienie, smaki, rytm.
- Zmieniaj. Zrób to inaczej niż zazwyczaj. Zmień drogę, miejsce, tempo (zrób to wolniej, albo szybciej).