To, co myślisz o sobie, jest jednym z możliwych poglądów

Ludzie mają różne poglądy. Jedni święcie wierzą w partię X, drudzy w partię Y. Jedni mają poglądy liberalne, inni konserwatywne Są też tacy, którzy mają pogląd, że smugi kondensacyjne zostawiana na niebie przez samoloty to zrzut chemikaliów, są tacy, którzy wierzą, że świat jest płaski i został stworzony cztery tysiące lat temu. Są tacy, którzy wierzą w istnienie jednorożców albo rządy kosmitów.

Ludzie miewają tak dziwaczne poglądy, że czasem nie zostaje nic jak tylko złapać się za głowę. Oni jednak są święcie przekonani, że to prawda. To właśnie przekonania: zestaw twierdzeń, w które święcie wierzymy, niezależnie od tego, czy mamy na ich potwierdzenie jakiś dowód oprócz tego, że tak jest, bo ja w to wierzę (albo wierzę w to, bo tak jest).

Jednak to, że ludzie wierzą w absurdy, w które ja sam nigdy bym nie uwierzył, wcale nie wzbudza we mnie poczucia wyższości. Wcale nie czuję, że ja jeden (i ewentualnie ludzie, którzy, myślą tak samo) jestem wolny od jakichkolwiek złudzeń czy urojeń.

To, że ludzie wierzą w bzdury, mówi coś o naturze ludzkiej. A tak się składa, że ja też mam takową. I może jestem w stanie, dzięki swojej wiedzy czy wykształceniu,  lepiej poradzić sobie z pewnymi bzdurami, ale to nie oznacza, że w jakimś obszarze mojego życia nie ma czegoś w rodzaju wiary w reptilian, chemtrailsów, zabójczość szczepionek czy odwiedzających nas kosmitów.

Cały rój czajniczków Russela

Brytyjski filozof Bertrand Russell w jednym ze swoich esejów użył takiego obrazu:

Gdybym zasugerował, że między Ziemią a Marsem znajduje się porcelanowy imbryczek krążący wokół Słońca po eliptycznej orbicie, nikt nie byłby w stanie zaprzeczyć mojemu twierdzeniu, pod warunkiem, że przezornie bym dodał, że imbryk jest za mały, aby go dostrzec przez najpotężniejszy nawet teleskop. Gdybym miał dalej powiedzieć, że skoro moje twierdzenie nie może zostać obalone, to niedopuszczalne jest w nie wątpić, słusznie można by uznać, że plotę bzdury.

Jeżeli w coś wierzysz, mówi Russel, musisz mieć na to jakieś dowody, inne niż twoje przekonania. Musisz umieć udowodnić, że jest, jak mówisz, bo inaczej wszystko będzie nonsensem.

Fajnie, jest tylko mały kłopot. Większość z tego, co wiemy o świecie to wiedza o czajniczkach krążących po orbicie między Ziemią i Marsem, na których istnienie nie mamy żadnych dowodów. Co gorsza, nie da się bez tych czajniczków żyć.

Oglądałem przed chwilę nagranie z powierzchni Marsa. Piękne góry. Ale skąd pewność, że to nagranie z Marsa, a nie z jakichś Kordylierów albo Pirenejów? Niech mi to udowodnią, czekam na swoje miejsce w rakiecie! Mówią, że materia składa się z atomów, a nawet kwantów. Sory, nie widziałem jeszcze żadnego atomu na własne oczy. Ktoś mi to pokaże? Ale nie na monitorze, musi być naocznie. Mówią, że panuje pandemia, ale jaki jest na to dowód, oprócz tego, że wszyscy o tym trąbią? Mogli się przecież zmówić.

Nie da się żyć, nie wierząc w rzeczy, których nie jesteśmy w stanie dotknąć. W końcu czy nie o to chodzi płaskoziemcom albo kreacjonistom? Czy w ich oczach to nie my jesteśmy tymi, co wierzą w latające czajniczki?

Każdy w coś wierzy i bez tego się nie da. Przekonania, czy wiara (w szerokim sensie) to jeden z istotnych i cennych elementów ludzkiej psychiki. Nie chodzi o to, by się tego pozbywać.

Kluczowa jest umiejętność  oddzielania przekonań od rzeczywistości. To bardzo pomaga przynajmniej w rozmowach.

Jak rozmawiać z kimś, kto ma inne przekonania?

Lubię Elżbietę, lubię jej błysk w oczach, jej poczucie humoru i ciepło. Jest tylko jeden problem. Ma skrajnie odmienne poglądy na świat, na politykę, na odżywianie się, na metody leczenia… w zasadzie na połowę rzeczywistości.

Są tacy, którzy mówią:

– Człowieku, masz poglądy z kosmosu, widzisz wszystko inaczej, jesteś dla mnie głupi i dlatego zrywam z tobą! Nie będę z tobą więcej rozmawiać!

Fajnie, są jednak i tacy, dla których taka postawa oznaczałaby zerwanie z ważnymi dla nich ludźmi: rodzicami, przyjaciółmi, rodzeństwem, a może nawet z połową świata.

Russel w swoim eseju o czajniczku pisał:

Nie wiem, drogi czytelniku, jakie są twoje przekonania, ale jakiekolwiek by nie były, musisz przyznać, że dziewięć dziesiątych przekonań, dziewięciu dziesiątych ludzkości jest całkowicie irracjonalnych. Są to oczywiście te przekonania, których nie wyznajesz.

Nawet moja żona, z którą bardzo się zgadzam, w pewnych tematach ma inne przekonania.

Pierwszym krokiem, by rozmawiać z kimkolwiek (a szczególnie z ludźmi o skrajnie odmiennych poglądach) jest umiejętność odróżnienia rzeczywistości od przekonania na jej temat. To, co na zewnątrz nas – ściana, stół, krzesło, to rzeczywistość. To, co o tym myślę, to przekonanie.

Przekonanie zawsze wydaje się prawdziwe, ale nigdy nie jest  rzeczywistością. Pamiętasz opowieść o ślepcach dotykających słonia? Słoń jest jak wąż – powiedział ten, który dotykał ogona. Nie, jest gładki i ostry – stwierdził ten, który dotykał kłów. Nie macie racji, jest jak pień drzewa – nie zgodził się stojący przy nogach. Jest różnica między słoniem a opowieścią o słoniu.

Jestem w stanie rozmawiać z moją znajomą o innych poglądach, tylko wtedy, gdy pamiętam o tym, że przekonania to przekonania, a nie rzeczywistość. Gdy czasem włącza nam się rozmowa o „prawdach objawionych”, kończymy skłóceni.

Jak to mówi Dezyderata: „Wypowiadaj swoją prawdę jasno i spokojnie, słuchaj tego, co mówią inni: nawet głupcy i ignoranci. Oni również mają swoją opowieść”.

Cenię swoją opowieść, wierzę w nią i jestem do niej przekonany. To moja prawda. Dlaczego jednak mam oceniać twoją opowieść? Czy ja jestem bogiem, który jako jedyny widzi pełną naturę rzeczy?  

Gdy ktoś mówi, że absolutnie ma rację i jest dokładnie, tak jak on uważa i że nie ma żadnych absolutnie wątpliwości na temat swojego czajniczka, najczęściej mamy do czynienia z paranoikiem, albo głupcem.

Tym masz swój czajniczek, ja mam swój czajniczek, czy to nie piękne, że na świecie jest tylko różnych opowieści?

Czy to znaczy, że każde przekonanie jest tak samo dobre?

Oczywiście, że nie. Nie jestem relatywistą. Każda opowieść pociąga za sobą inne konsekwencje.

Jeżeli twoja opowieść mówi np. o tym, że Żydzi, albo LGTB to podludzie, których trzeba wyeliminować, bo świat bez nich będzie piękniejszy, jej konsekwencje będą inne niż opowieści o tym, że wszyscy są równi i mają prawo do szczęścia.

Nie chcę się jednak teraz zajmować takimi poważnymi i społecznymi konsekwencjami. To ważna rzecz. Ale najważniejsze jest teraz dla mnie to, jak nasze przekonania wpływają na nas samych.

Jak nazwać picie?

Przeglądałem ostatnio „Psychologię” Wiliama Jamesa (z 1892 roku) i wpadł mi w oczy świetny fragment. James pisze tak:

Znany przykład przedstawia nałogowy pijak. Postanowił się poprawić, lecz kusi go widok butelki. Jego tryumf lub upadek zależy od znalezienia nazwy dla okoliczności. Jest stracony, jeżeli powie np. że chodzi o to, by nalany trunek się nie zmarnował; albo o to, by nie być nudnym i sztywnym w towarzystwie kolegów; albo żeby spróbować nowego gatunku alkoholu, którego się jeszcze nie zna; albo o to by zasnąć; albo że należy uczcić uroczystość; albo że jest to środek, który pomoże mu podjąć bardziej zdecydowane niż wszystkie dotychczasowe postanowienie o abstynencji; albo, że to tylko jeden raz, a jeden raz się nie liczy itp., itp., ad libitum.  

Jeśli jednak pomimo wszystkich określeń, jakie mu dostarcza spragniona wyobraźnia, będzie myśleć „Jestem pijakiem, jestem pijakiem, jestem pijakiem”, zrobi pierwszy krok na drodze do zbawienia. Jeśli raz zdoła wybrać ten sposób myślenia spośród wszystkich innych możliwych sposobów myślenia, jeżeli będzie się go trzymał, uznając, że jest pijakiem, prawdopodobnie nie pozostanie nim długo.

Chodzi o to, by znaleźć w danej chwili odpowiednie pojęcie lub wyobrażenie. To poszukiwania odpowiedniego pojęcia czy sposobu patrzenia może trwać dni i tygodnie.

Zmiana nazwy jest często bolesnym procesem. Kosztuje – jak w przypadku tego pijaka – sporo wysiłku, a czasem zabiera sporo czasu, aż nauczymy się patrzeć na swoje doświadczenia w inny sposób.

Czy jesteś w stanie zmienić swoją opowieść?

Ale czy nie jesteśmy, mimo że ten proces bywa bolesny, czasem długotrwały, czasem pełen porażek, dokonać tego? Czy nie jesteśmy w stanie nadać sobie i swoim problemem innej nazwy? Czy nie jesteśmy w stanie nauczyć się nowego sposobu interpretowania siebie i świata?

Na rysunku poniżej widać kaczkę albo królika. Jeżeli jesteś w stanie  zobaczyć jedno i drugie, jesteś w stanie zobaczyć na różne sposoby, także i samego siebie.

W ciągu naszego życia wiele razu zdarza nam się zmieniać poglądy. Czasem nagle się „nawracamy”, coś się wydarza, coś do nas dociera i nagle nie ma kaczki, a jest zając (a w dodatku cały w buraczkach, jak zauważył Jan Brzechwa).  

Pogląd na swój temat

To, co myślisz o sobie, jest poglądem. Bardzo ważnym. Tak naprawdę mało istotne jest to, co myślisz o polityce czy religii. Najważniejsze jest to, co myślisz o sobie.

Nie chcę cię teraz zachęcać, do tego byś wybierał taką, a nie inną nazwę dla twojego życiowego doświadczenia. To wymaga czasu, nie warto się spieszyć.

Chciałbym tylko, byś dostrzegł, że to, co myślisz o sobie, to sposób myślenia, nazwa, interpretacja, opowieść, pogląd. Warto sobie to uświadomić szczególnie wtedy, gdy myślisz o sobie negatywnie.

Jeżeli myślisz, że jesteś nic niewartą osobą, której się nigdy nic nie udało, że wszyscy inni są lepsi, że nigdy nic się nie zmieni i będzie tylko gorzej – to masz do czynienia z jednym z możliwych poglądów, a nie z rzeczywistością.

Pytanie: Czy dopuszczasz, że to, jak siebie widzisz, jest sposobem myślenia, a nie rzeczywistością?

Czy dopuszczasz, że to, co o sobie myślisz, jest jedną z interpretacji? Że to tylko jeden z możliwych sposobów pojmowania siebie? Jednym ze sposobów rozumienia własnych doświadczeń?

Trudno się zmienić, gdy nie odpowiesz na to pytanie twierdząco. 

Efekty sposobów myślenia bywają bolesne, męczące, stresujące, ograniczające. Ból, który wywołują, jest prawdziwy. Same jednak prawdziwe nie są. To tylko jeden ze sposobów na połączenie tego zestawu kropek, jakim jest twoje życie w całość.

Ale to naprawdę prawda?

Często, gdy jesteśmy zdołowani to, co czujemy, traktujemy jak prawdę. Większą prawdę niż to czuliśmy, gdy byliśmy pełni energii.

– Myślałem, że jestem w tym dobry, ale odkryłem, że jestem do niczego!

– Myślałem, że jestem sympatyczny, ale odkryłem, że jestem nudziarzem.

– Myślałem, że jestem w stanie sobie poradzić, ale odkryłem, że nieudacznik ze mnie.

Mocne negatywne emocje, jakie czujemy w takiej sytuacji, tworzą pozory prawdziwości: Teraz wiem, jak jest naprawdę!

Uważasz, że to prawda, dlatego, że to wszystko jest tak przesycone emocjami. Tylko dlatego. Bo czy naprawdę dostałeś aż taki wiele nowych dowodów?

Tak, to ja jestem reptalianem!

Jeżeli już dojdziesz do tego, że to, co o sobie myślisz, jest poglądem, jedną z możliwych nazw, wiele się zmienia. Bo przecież, jeżeli mój obraz siebie jest jednym z możliwych obrazów, jeżeli nie jest to bezpośrednia rzeczywistość, to może się mylę?

A może nawet mój obecny obraz siebie jest tak samo absurdalny, jak wizja reptalian rządzących światem, albo nawet tak samo głupi, jak pomysł, że to ja sam jestem reptalianem (bo przecież w rzeczywistości jestem kosmitą).  

Jeżeli nasze pomysły na nas samych są jednymi z możliwych pomysłów, czy nie warto poszukać innej nazwy? Takiej, która pozwoli nam, jak pijakowi opisanemu przez Jamesa, lepiej żyć? 

Gdy znajdziesz się w trudnej sytuacji, w której przychodzą ci do głowy tylko negatywne myśli, gdy narzuca ci się „prawda”, że jest kiepsko, że będzie kiepsko, że jesteś do niczego, spróbuj zadać sobie pytania:

– Czy są jakieś dowody na słuszność takiego sposobu myślenia?

– Czy są jakieś dowody na to, że jest inaczej? Czego nie wziąłem pod uwagę, dochodząc do mojego obecnego przekonania?

– A może dałoby się popatrzeć na siebie inaczej?

– A może dałoby się opowiedzieć na swój temat inną historię?

– Co by o mnie powiedział przyjaciel albo ktoś, kogo cenię i kto jest mi życzliwy? – Co bym mógł pomyśleć o sobie za jakieś dziesięć lat, gdy sytuacja zmieni się na lepszą?

7 komentarzy

  1. Jeszcze nie mialem doczynienia z nieciekawym artykulem/materialem napisanym przez Pana. Zawsze czytam…… Pomagaja mi. Dziekuje

  2. Dziękuję Panu za ten wpis. Jest w nim wiele wartoścowych treści. Podoba mi ten przykład z pijakiem tylko skończenie z piciem a osiągnięcie sukcesu zawodowego wymaga innych umiejętności. W dzisiejszych czasach liczy się jak szybko i wydajnie jesteś w stanie pracować. Jak wiele zadań jestes w stanie wykonać w jednym czasie tak aby zwiększyć swoją wydajność, doprowadzić do finału jak największą liczbę projektów, które Twój manager Tobie deleguje. Pewnie osoba która jest nałogowym pijakiem nie ma świadomość jak praca może wpływać na nasze życie i jego jakość jeśli na tle innych osób będziemy wypadać słabo. Wczoraj miałem rozmowę z moim managerem. W skali od 1-10 w różnych aspektach mojej pracy ocenił mnie srednio na poziome 4 czyli według tej skali to poziom satysfakcjonujący. Pracowałem ciężko żeby pokazać się z jak najlepszej strony. Według mnie zasługuje przynajmniej na ocenę 6-7. Moje przekonania to jedno a rzeczywistość to drugie. Chciałbym kiedyś wrócić to tego wpisu i moc stwierdzić że miał Pan rację pisząc że to co o sobie myślę jest jedną z interpretacji a nie rzeczywistości, której nie można w żaden sposób zmienić…Jeszcze raz dziękuję – bardzo pomocne wskazówki jak nie dołować się jeszcze ce bardziej i nie oceniać siebie tylko w surowy i negatywny sposób.

  3. Ileż w tym wpisie relatywizmu ;).
    Swoją drogą, to bardzo ciekawe, że są ludzie, którzy POMIMO faktów (gdy dokonują niegodnych czynów, notorycznie kłamią, poniżają, zawalają terminy itp), zachowują pozytywny obraz siebie, zwalając winę na otoczenie, trudne dzieciństwo, słaby komputer albo niekorzystny układ planet. Zawsze mnie ten dysonans poznawczy zaskakiwał. Zwłaszcza, gdy jest to najbliższa osoba, która nie widzi w swoim zachowaniu nic złego, albo przełożony, współpracownik (ktoś, z kim mam niejako wymuszoną relację).

  4. „Jestem w stanie rozmawiać z moją znajomą o innych poglądach, tylko wtedy, gdy pamiętam o tym, że przekonania to przekonania, a nie rzeczywistość.”

    Uśmiechnąłem się czytając to zdanie, bo mam tak samo. Kilka miesięcy temu jak ja to mówię Bóg mnie opuścił i pożarłem się z członkiem rodziny na jakiś temat. To była kłótnia na całego, która skończyła się opuszczeniem imprezy. Następnego dnia nie mogłem uwierzyć, że tak zareagowałem. Gdzie była wtedy cała moja wiedza o przekonaniach, o prawie każdego człowieka do posiadania własnego zdania? Do dziś na myśl o tej imprezie parskam śmiechem, nie mogąc uwierzyć jak bardzo okopałem się wtedy w swoich przekonaniach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *