Piękna, wzruszająca opowieść o dawaniu. O ojcu i synu. O pokonywaniu ograniczeń. O miłości.
Obejrzyj koniecznie
httpv://www.youtube.com/watch?v=f4B-r8KJhlE
Chcesz wiedzieć, jak z każdym tygodniem stać się bardziej odpornym na stres, skutecznym i kreatywnym?
Cotygodniowe Wiadomości Rozwojowe to coś więcej niż newsletter. To Twoja cotygodniowa dawka praktycznych narzędzi do pracy nad sobą, dostarczana prosto do Twojej skrzynki. Aby dołączyć, wystarczy wprowadzić swój e-mail w polu poniżej i kliknąć „Dołącz”. Wszystko jest całkowicie bezpłatne.
Dziękuję!
Sprawdź, proszę swoją skrzynkę pocztową, by potwierdzić adres e-mail. Jeżeli nie znajdziesz maila, być może zatrzymał go jakiś filtr. Sprawdź proszę w folderze "Spam" i dodaj mój adres do listy bezpiecznych adresów (tutaj można znaleźć szczegółowe instrukcje).
Zdecydowanie o miłości, o ojcu i synu, o dawaniu, ale dla mnie o przerażającej bezsilności. Ograniczenia nie zostały pokonane, nie da się tu nic oszukać mimo nadludzkiego wysiłku. Skąd w tych naszych czasach taki pęd do udowadniania, że coś jest inne niż w rzeczywistości. Rozumiem malowanie ustami, czy nogami ale nijak nie godze sie z bieganiem bez nóg (olimpiada już ma zapędy do dopuszczania niepełnosprawnych) czy pływaniem bez rąk. Dzięki Bogu nie musze tego rozumieć. Dodatkowo pocieszający jest fakt, ze mamy najsprawniejszych niepełnosprawnych (poprzednie paraolimpiady) na świecie.
Dziękuję za komentarz!
Dlaczego uważam tą historię za inspirującą? Każdy z nas dąży do szczęścia i poczucia sensu życia. Wartością jaką osiągnął ten ojciec jest uśmiech syna. Myślę, że obydwaj, pod koniec wyścigu byli naprawdę szczęśliwi. Nie liczyła się sprawność i niepełnosprawność. Mogę sobie wyobrazić co czuli.
Tu chyba nie chodziło o pokonywanie ograniczeń fizycznych, ale o ten właśnie stan. Poczucie spełnienia. Psycholog M. Csikshentmihaly nazywa ten stan „przepływem” (flow)
Ilu z nas – zupełnie zdrowych, mających nieporównanie więcej możliwości – potrafi to osiągnąć? Być może to wygląda nieestetycznie jak ojciec targa sparaliżowanego syna jak kłodę. Może mogli znaleźć inny sposób by nadać sens swojemu życiu. Ale dla nich akurat to było ważne. Technika jest mnie ważna, liczy się efekt.
Sam do jakiegoś 20 roku życia byłem nie do końca sprawny. Miałem wadę serca i wielu rzeczy nie mogłem robić. Nie chciałem czuć się gorszy. Pamiętam, że jako dziecko doszedłem do wniosku, że jestem całkowicie zdrowy, tyle, że jestem specjalnym rodzajem człowieka – homo sapiens z dziurą w sercu. Przecież zdrowy człowiek, bez dziury w sercu, też wszystkiego nie może: nie może oddychać pod wodą, polecieć na wycieczkę na księży czy podróżować w czasie. Każdy ma jakieś bariery, które go ograniczają. Jeden codzienne, inny niecodzienne.
Nie ważne jakie to bariery, ważne czy umiemy je wykorzystywać. My „normalni” zbyt często wszystkie bariery traktujemy jako coś oczywistego. „Tak to już jest, trzeba się pogodzić”. To przecież oczywiste, że nie mogę studiować na Harvardzie, przejść pieszo Saharę, wybudować domu nad Oceanem, itp. A szkoda, bo bariery to coś dobrego. Nasz wielkość zaczyna się dopiero wtedy, gdy potrafimy je pokonywać. Bariery są dobre, bez nich nie da się żyć z energią.
Nikt nie wybiera swoich barier. Dlatego dla mnie to, czy ktoś jest para – czy czystym olimpijczykiem to sprawa drugorzędna. Dla mnie liczy się to, jak podchodzimy do swoich ograniczeń. Oczywiście jest jeszcze kwestia estetyki (np. ten dopuszczony do olimpiady biegacz z protezami). Ale to już zupełnie inna kwestia.