Czy zupełnie nie warto liczyć na szczęśliwy traf?
Czy nie warto liczyć na to, że ktoś mnie odnajdzie, że wygram los na loterii, że uśmiechnie się do mnie fortuna, że ktoś niespodziewanie mi pomoże?
Czy nie jest rzeczą okrutną i niepotrzebną, wciąż sobie mówić, że wszystko zależy wyłącznie od mojego wysiłku i żaden uśmiech losu nie jest dla mnie przewidziany?
Przecież szczęście uśmiecha się co jakiś czas do ludzi. I nie chodzi tylko o to, że co tydzień ktoś wygrywa w totolotka. W moim życiu również było kilka szczęśliwych trafów. Gdy ktoś oczekuje, że wszystko załatwi szczęśliwy traf, ma zaburzoną wizję rzeczywistości, ale czy nie mamy do czynienia z tym samym, gdy odrzucamy możliwość jakichkolwiek szczęśliwych zbiegów okoliczności?
Szczęśliwe zbiegi okoliczności są mniej i bardziej prawdopodobne. Oczekiwać, że gdy będę publikował regularnie, ludzie jakimś trafem znajdą mój blog i stanę się z czasem popularny, to oczywiście liczenie na szczęśliwy traf. Jest to jednak coś innego, niż oczekiwanie, że obstawiając co tydzień totka, stanę się bogaty.
Ocena prawdopodobieństwa jest jednak trudną rzeczą. Zbyt łatwo ulegamy szeregom błędów psychologicznych (np. im bardziej żywy obraz wygranej, tym bardziej prawdopodobna się wydaje). Poza tym, jaki poziom prawdopodobieństwa przyjąć za odpowiedni?
Myślę, że to nie stopień prawdopodobieństwa jest kluczem do tego, czy warto liczyć na łut szczęścia. Kluczem jest rodzaj oczekiwań. Możemy je podzielić na dwa typy: fantazje (zachcianki, marzenia) oraz potrzeby. Różnica jest zasadnicza i ma przełożenie na to, czy warto liczyć na szczęście, czy tylko na siebie.
Jeżeli coś jest fantazją, czekaj, aż los się uśmiechnie. Fantazją są na przykład wizje: własnego domku na plaży, własnego odrzutowca, podróży jachtem wokół świata, czerwonego Ferrari, stu tysięcy sprzedanych książek czy stanowiska w Radzie Nadzorczej wielkiej firmy. Fajnie by było. Kto by nie chciał?
Nie ma nic złego w snuciu marzeń. To zdrowa, normalna rzecz. Tym przyjemniejsza, że bez poczucia winy, ich realizację można zostawić szczęśliwym zbiegom okoliczności i magii.
Warto snuć marzenia także dlatego, że czasem ukrywa się w nich coś jeszcze. Czasem kryją się w nich potrzeby (choć zdarza się, że nic w nich nie ma, a potrzeby ukryte są zupełnie gdzie indziej).
Fantazja to przyjemne wyobrażenie, coś, co mi przyszło do głowy, gdy rozglądałem się po świecie, lub błądziłem po zakamarkach umysłu. To coś, co wywołałoby we mnie (gdyby się wydarzyło) wow, zachwyt, wniebowzięcie, ja nie mogę. Jest to jednak coś, co nie jest niezbędne do tego, by być zadowolonym z życia.
Potrzeba to coś, bez czego mój poziom zadowolenia z życia i siebie samego, będzie mniejszy lub całkiem go nie będzie.
Marzenie to coś fajnego, potrzeba to coś ważnego. Spełnienie marzenia wywołuje euforię, dobry nastrój, błogi spokój albo podjaranie. Spełnienie potrzeby daje poczucie zadowolenia, sensu, wykorzystania swoich talentów, realizacji potencjału.
Kilka tygodni temu moją fantazją był wyjazd z rodziną na Wyspy Kanaryjskie. Męczyłem się wizją spacerów po Lanzarotte czy Fuertaventurze. Gdy przemyślałem sprawę, doszedłem do wniosku, że to jednak tylko marzenie. Obraz, który fajnie byłoby zrealizować, ale bez którego wciąż będę zadowolony. Naprawdę musimy wydać górę kasy i lecieć przez pół kuli ziemskiej, by poleżeć trochę na plaży i powłóczyć się po skałach? Czy bez tych dwóch tygodniu jakość naszego życie będzie gorsza?
Jednak w tej fantazji była ukryta prawdziwa potrzeba. Tak, potrzebuję wspólnego wyjazdu. Rodzina, bycie razem, to jedna z moich podstawowych wartości. Gdy spędzimy całe wakacje w domu, nie będziemy zadowoleni z życia. Potrzebą okazał się wyjazd nad morze i mimo że wciąż kosztował nieco więcej, niż było nas na to stać, bez zmrużenia oka zapłaciliśmy.
W tym przypadku koszty potrzeby okazały się dwa razy tańsze niż koszty fantazji. Różnica jednak nie dotyczy wielkości oczekiwania, ale jego relacji z wartościami. Nie zawsze marzenia są wielkie a potrzeby małe. Czasem to potrzeba kosztuje dużo a fantazja mało. Fantazją może być np. kupienie nowego samochodu a potrzebą przeprowadzka do własnego domu. Fantazją może być sukienka za pięćset złotych, potrzebą aparat fotograficzny za pięć tysięcy.
Potrzeba to coś, co wiąże się w bezpośredni sposób z ważną dla mnie wartością. Aparat będzie potrzebą, gdy bezpośrednio wiąże się z kluczowymi wartościami, np. potrzebą tworzenia czy autoekspresji. Jeżeli mam poczucie, że moim powołaniem jest robienie zdjęć, jeżeli czuję, że w ten sposób mogę się realizować, jeżeli poświęciłem na naukę fotografowania wiele czasu i wiem, że dzięki nowemu sprzętowi rozwinę się i wskoczę na poziom wyżej, aparat nie jest fantazją a potrzebą.
Słowo potrzeba kojarzy się rzeczami podstawowymi: mieć co jeść, mieć gdzie mieszkać, móc się załatwić (potrzeba fizjologiczna), mieć do kogo otworzyć usta. Abraham Maslow, autor tzw. piramidy potrzeb się mylił. Potrzeby nie tworzą piramidy, nie jest tak, że potrzeba samorealizacji pojawia się dopiero wtedy, gdy się najesz i poczujesz bezpiecznie. Człowiek głodny ma również potrzebę szacunku, uznania czy bycia w pełni sobą. Tzw. potrzeby wyższego rzędu są tak samo ważne, jak potrzeby niższego rzędu. Tworzenie, wyrażanie siebie, wnoszenie wkładu, robieni czegoś z sensem są często ważniejsze niż jakiekolwiek inne potrzeby.
Nie zawsze łatwo odkryć swoje potrzeby. Gdy ci się to jednak uda, nigdy nie zostawiaj ich szczęśliwemu trafowi.
Marzenia i fantazje możesz zostawić uśmiechowi losu i magii. Nie ma co być pesymistą, niektóre się spełnią. W końcu nie jesteś aż tak wielkim pechowcem.
Nie licz jednak na to, że twoje potrzeby spełnią się dzięki magii czy szczęściu. Możesz je zaspokoić tylko dzięki wysiłkowi.
Nie chodzi tylko o to, że szczęśliwy traf czy magia słabo działa. Nawet gdyby magia działała, to nie byłoby to samo. Prawdziwe potrzeby są zaspokajane tylko poprzez własny wysiłek.
Przy zaspokajaniu potrzeb droga jest tak samo ważna, jak punkt docelowy. Znałem kiedyś człowieka, który miał potrzebę stworzenia firmy. Zabrał się za to z energią. Tak się złożyło, że miał w rodzinie wielkiego przedsiębiorcę. Gdy ten się dowiedział o jego projekcie, dał mu jedną ze swoich firm. Szczęśliwy traf. Początkowo człowiek był wniebowzięty. Czy nie o to mu chodziło? Z czasem okazało się, że nie. Powiedział:
– Chciałem to zrobić sam.
Mimo tego, że było tak, jak sobie wymarzył, miał poczucie, że marnuje życie. Jak czułby się malarz, gdyby ktoś za niego namalował obraz? Jak czułby się pisarz, gdyby ktoś za niego napisał powieść? Czy miałby poczucie, że zrealizował swój potencjał, a jego życie ma sens?
Zbyt wiele szczęśliwego trafu sprawia, że osiągamy cele, ale nie zaspokajamy potrzeby.
Znajdź swoją potrzebę i wysil się, by ją osiągnąć. Ciesz się, gdy nikt i nic ci w tym nie pomaga.