Największa pułapka na drodze rozwoju osobistego – narcyzm

Tajemnicza umiejętność, którą psycholodzy nie chcą się dzielić

Musiałem kiedyś pokonać samochodem około tysiąca kilometrów. Jechaliśmy z koleżanką, zmieniając się, co pewien czas za kierownicą. Podróż zajęła nam kilkanaście godzin. Postanowiłem zrobić eksperyment. Polegał na tym, że nie mówiłem nic na swój temat, tak długo, póki o to nie zostałem zapytany. Zamiast tego skupiałem się na drugiej osobie i zadawałem pytania na jej temat.

Zadanie było trudne. Musiałem kilka razy gryźć się w język. Dałem sobie jednak jakoś radę. Mimo, że z natury jestem skupiony na sobie, szkolenia psychologiczne pozwoliły mi nauczyć się pewnej dyscypliny.

Efekt był doskonały. Rozmawiało nam się wspaniale. Później uświadomiłem sobie, że przez kilkanaście godzin ani przez chwilę nie rozmawialiśmy o mnie. Nie usłyszałem ani jednego pytania na swój temat.

Gdy byłem na pierwszym roku psychologii, ustawicznie powtarzano nam, że studiowanie psychologii nie pomaga w rozwiązywaniu swoich problemów i że osoby, których główną motywacją jest rozwiązanie swoich problemów powinny dać sobie spokój.

Zgadzam się, że coś takiego należy mówić kandydatom na psychologów. Ale to nieprawda. Istotą kształcenia terapeuty jest to, że uczy się go skupiać uwagę na drugiej osobie (kliencie), aktywnie go słuchać i brać pod uwagę jego interes.

Właśnie taka postawa, w której jestem zainteresowany drugą osobą a nie sobą, jest warunkiem zdrowia.

Niestety, wygląda to tak, jakby psycholodzy byli zazdrośni o tą umiejętność. Pacjentów za żadną cenę się w nią nie wtajemnicza. Przeciwnie, uczy się ich skupiania uwagi na sobie. Narzekania, kręcenia się wokół swoich doznań, analizowania siebie – swoich marzeń, pragnień i przeżyć.… Słowem blokuje się ich rozwój.

Po czym odróżnić wariata od psychiatry?

Zajmuję się psychologią już ponad dwadzieścia lat. Spotkałem się z kilkunastoma systemami terapii i doskonalenia ludzi. Ktoś wyliczył, że na świcie funkcjonuje ponad 450 różnych systemów i szkół terapeutycznych. Ich ilość ciągle rośnie. Każda szkoła stara się czymś wyróżniać.

I na pierwszy rzut oka, rzeczywiście można zobaczyć różnice. Tutaj pacjent leży na kozetce, a tutaj biega wokół. Tutaj najważniejsze są słowa, a tutaj ruchy. Tutaj analizuje dzieciństwo a tutaj planuje przyszłość…

Jednak, gdy w gabinecie zobaczysz dwie osoby, to zazwyczaj bez problemu poznasz, kto jest chory, a kto zdrowy. Chory, to ten, kto ciągle mówi i myśli o sobie. Zdrowy, to ten, kto skupia się na drugiej osobie.

Wiele badań wykazało, że chroniczne skupienie uwagi na sobie idzie w parze z częstością i głębokością zaburzeń psychicznych.

Na dwóch nogach

Warto rozumieć swój świat wewnętrzny. Nikt nie mówi, że nie.

Umiejętność rozumienia świata wewnętrznegoumiejętność rozumienia świata zewnętrznego uzupełniają się. Są jak dwie nogi. Obydwie w takim samym stopniu są potrzebne do sprawnego poruszania się. Gdy jedna szwankuje, trzeba ją wyleczyć.

Problem z większością psychologów polega na tym, że zajmują się nie tą nogą, co trzeba.

Klienci, którzy do nich przychodzą często dobrze wiedzą, co w sobie mają. Całe dotychczasowe życie stracili na myślenie o sobie – o tym, czego się boją, co ich ogranicza, co ich interesuje, co chcą zrobić… itp. Bez przerwy mielą, wałkują i odmieniają słowa ja, mnie, moje.

Zazwyczaj jednak nie mają zielonego pojęcia na temat tego, jakie potrzeby ma świat wokół nich. Psycholog zamiast uczyć klienta przekierowania uwagi na świat zewnętrzny i potrzeby innych ludzi, uczy jeszcze większego skupiania się na sobie.

Jaki jest efekt takich terapii? Doskonały, póki pacjent rozmawia z psychologiem. Coraz sprawniej analizuje swoje potrzeby i pragnienia. Terapeuta jest coraz bardziej zadowolony ze sprawności podopiecznego.

Problem jednak zaczyna się wtedy, gdy spotyka się dwóch pacjentów. Niedawno słyszałem rozmowę pomiędzy ludźmi, w swoim mniemaniu bardzo rozwiniętymi psychicznie:

On: W ogóle nie rozumiesz moich potrzeb. Nie ma w tobie żadnej empatii!

Ona: A ty w ogóle nie dajesz mi żadnego wsparcia!

On: Nie, to ty nie doceniasz! Nie zauważasz, że jestem w stresie.

Ona: To ja jestem w większym stresie. Spróbowałbyś być przez dzień poczuć to, co ja…

…i tak dalej. Posługując się sprawnie różnymi pojęciami psychologicznymi licytują się, kto ma gorzej i żadno z nich nie ma najmniejszej ochoty by, choć na chwilę przerwać swoje skupienie na sobie.

Faza rozwoju

Egocentryzm jest naturalną fazą rozwoju człowieka. Dla niemowlęcia świat zewnętrzny nie istnieje. Jedyną rzeczywistością jest ono samo – jego doznania zimna, ciepła, głodu, sytości czy kontaktu fizycznego. Z czasem jednak, w miarę rozwoju zdolności umysłowych, niemowlę zaczyna odkrywać świat zewnętrzny. Robi to stopniowo. Jako małe dziecko dokładnie wszystko sprowadza do siebie. Potem zaczyna się domyślać, że za obrazami, jakie widzi jest coś więcej.

Pierwszym sygnałem jest pojawienie się tzw. stałości przedmiotu. Gdy niemowlęciu schować coś za zasłoną, nie będzie szukać. To, co znika z oczu, przestaje istnieć. Nieco większe dziecko nie poddaje się tak łatwo. Gdy schowasz mu zabawkę pod chusteczką, zacznie pod nią szukać, oczekując, że zabawka tam jest, mimo, że jej nie widać. To jedno z pierwszych osiągnięć poznawczych, przybliżających nas do odkrycia, że na zewnątrz nas jest niezależny od nas świat.

Niektórzy jednak dosyć szybko porzucają ten kierunek rozwoju.

Narcyzm

Wielu osobom nigdy nie udaje się wyjść za swojej skorupy pierwotnego narcyzmu. Albo wychodzą, ale natychmiast do mniej wracają. W skrajnym przypadku wpadają w urojenia, w łagodniejszym w ukrywany narcyzm.

Na pewnym przyjęciu, dystyngowany pan, po dłuższym monologu orientuje się, że całkowicie zmonopolizował rozmowę. Z uśmiechem mówi do swojej rozmówczyni:

– No dobrze, wystarczy już o mnie. Pomówmy może trochę o tobie. Co ty o mnie myślisz?

Narcyz, to ktoś, komu brakuje zainteresowania światem. To, co na zewnątrz jest dla niego w największym razie pretekstem do zajmowania się sobą – swoimi problemami, sukcesami i marzeniami.

Nic podobnego, ja kocham ludzi! – mówi narcyz. Zapomina powiedzieć, że tylko wtedy, gdy rozmawiają o nim. Kocham świat, mówi. Ale tylko wtedy, gdy ten świat pozwala mu się w nim przejrzeć. Świat jest bezużyteczny, gdy nie da się w nim zobaczyć własnego o obrazu.

Kto nie zna takich osób? Narcystycznych, niezdolnych do słuchania innych ludzi, nudziarzy raczących świat swoimi rzekomo odkrywczymi, a w rzeczywistości banalnymi opowieściami?

No dobrze, musze zadać to pytanie: kto nie ma w sobie narcyza? Choćby małej cząstki? Ja niestety mam.

Stan samorealizacji

Dla wielu samorealizacja, to stan, w którym spełnione będą ich wszystkie potrzeby i w którym, ludzie będą traktować ich tak, jak na to zasługują.

Nic podobnego.

Prawdziwa samorealizacja zaczyna się wtedy, gdy wychodzisz ze swojego urojonego świata i umiesz zapomnieć o swoim odbiciu.

Wspólną cechą ludzi, którzy osiągnęli wysoki poziom rozwoju nie jest to, że ustawicznie zajmują się sobą, ale to, że potrafią skupić swoją niepodzielną uwagę na drugiej osobie i świecie.

Obudź się. Świat to nie jest twój sen. Twoje potrzeby, odczucia i wrażenia są tylko jednymi z wielu.

Zamiast uczyć się jeszcze bardziej wikłać w siebie, wpadać w swoje własne sidła, naucz się patrzeć na świat.

Nie chodzi o to byś całkiem zapomniał o swoich potrzebach. Chodzi o to byś zobaczył wreszcie, jakie potrzeby mają inni ludzie.

Kochaj bliźniego jak siebie samego. To znaczy dostrzegaj potrzeby bliźniego, tak jak dostrzegasz swoje. Jedno i drugie jest ważne. Nie koncentruj uwagi tylko na swoich potrzebach. Co najmniej tyle samo uwagi poświęć temu, czego potrzebują inni.

Naucz się, przynajmniej na chwilę wyciszyć siebie i otwartym umysłem, przyjrzeć się drugiej osobie. Zobaczyć jak wygląda bez koloryzowania przez twoje potrzeby.

Propozycja ćwiczenia

Wybierz kilka osób ze swojego otoczenia i napisz (lub opowiedz) dla każdej z nich charakterystykę, tak jakbyś odpowiadała na pytania popularnego magazynu:

  • Co ta osoba lubi?
  • Czego ta osoba nie lubi?
  • Czego ta osoba potrzebuje?
  • Jakie są najważniejsze problemy tej osoby?
  • Jakie są jej najmilsze wspomnienia?
  • Czego obecnie potrzebuje?
  • Co ją ucieszyło w ostatnim czasie? Co jest jej źródłem radości?
  • Jakich emocji ma najwięcej?

Czy jesteś w stanie odpowiedzieć na każde z pytań w odniesieniu do wszystkich osób, które, na co dzień spotykasz? Narcyz by nie potrafił.

39 komentarzy

  1. Witaj Zbyszku,

    To chyba trudne znaleźć ten środek? Czasem napiszesz jakiś artykuł, który działa jak zimny prysznic;-) Po kilku tekstach o akceptacji, przyzwoleniu na emocje, wymagających uważności i skupienia się na sobie, bach! tekst o dystansie i skupieniu się na Innych. Czy jest w tym jakieś pedagogiczne zamierzenie (np. wyrwać słuchacza z ciepełka, bo trochę już przysypiał i obudzić w nim uwagę) czy to przypadek, wprowadzać taki a-rytm do całości. Mnie się podoba, nawet jak było „niezamierzone”.

    • Witaj Romano,
      Bardzo dziekuję za doskonały komenatarz. Tak, trudno znaleźć środek.Ale rozwój jest czymś trudnym. Nie zawsze, ale przynajmniej czasem.

      Jak ktoś napisał (chyba Fromm) nie można kochać innych, gdy nie kocha się siebie. Ale też: nie można kochać i rozumieć siebie, gdy się nie kocha i nie rozumie siebie. Narcyzm jest pułapką- także z punktu widzenia własnego rozwoju. Świetnie to ujmował Martin Buber: „Masz zacząć od siebie, ale nie wolno ci na sobie skończyć”. Nie możesz być jedynym celem dla siebie. Sam straciłem zbyt wiele czasu w życiu na zajmowanie się sobą. Czasem wystarczy po prostu rozejrzeć się, poszukać kogoś kto ma problemy i pomóc mu, a człowiek od razu staje się okazem zdrowia.

      Czy celowo tak „schładzam”? Raczej tak.Nie chcę by ludzie słuchali mnie bezkrytycznie. Gdy mówi się tylko miłe, łagodne rzeczy, po pewnym czasie ludzie wpadają w trans. Trans jest może przyjemny, ale człowiek się w nim nie uczy i nie rozwija. Ci, którzy mnie dobrze znają, wiedzą, że „wbijanie szpili” stosuję tylko wobec ludzi na których mi zależy. Jak ktoś mi jest obojętny, to mówię mu tylko miłe, płaskie rzeczy.

      Choć z drugiej storny zastanawiam się czy to kwestia tematu czy stylu w jakim to napisałem. Może powienienem łagodniej o tym napisać… Pewnie spróbuję. Może tekst o współczuciu, albo buddyjskiej „miłującej życzliwości”?

  2. Bardzo mocny i konkretny tekst, co bardzo cieszy. Psycholog potrząsający rozczulającymi się nad sobą istotkami,….mnie się podoba:) Wyjść poza siebie i zobaczyć, że jest coś więcej, a może ktoś czekający na moje zainteresowanie. Test wyszedł mi nienajlepiej i ten tekst tym bardziej był mi potrzebny, by się ocknąć i z dystansem do siebie zacząć działać.

  3. Znam co najmniej jedno małżeństwo, które prawie rozpadło się w trakcie psychoanalizy skupiającej się na problemach każdego z nich z osobna, a potem też razem. Zdecydowali się na terapię z powodu ciągłych konfliktów. Terapeuta miał być specjalistą od ratowania małżeństw z kłopotów. Pierwsza ocknęła się Ona, zauważywszy, że Mąż przestaje dbać o ich wspólne dobro (utrzymanie małżeństwa), bo skupia się tylko i wyłącznie na swoich „krzywdach” od niej doznanych, które psychoanalityk powolutku i skrupulatnie wyciągał i przerabiał z Nim. Ona o krzywdach rozmawiać nie chciała, potrzebowała pokazania wyjścia z impasu, wskazania na przyszłość, a nie na przeszłość. On uwielbiał pławić się w swoim poczuciu krzywdy, pielęgnować smutek i żal, mścić się na Niej za jakieś drobiazgi. A mścić potrafił się dotkliwie. Uwagi z Jej strony zgłaszane terapeucie przechodziły bez echa, więc Ona zrezygnowała. Mąż przez chwilę chodził jeszcze, ale potem przestał z braku czasu i po pół roku od zaprzestania wielomiesięcznej terapii, w ich małżeństwie powolutku zaczęło się polepszać. Nie wierzę, że poprawa nastąpiła z powodu przepracowania win.
    Dziękuję Autorowi za artykuł. Podeślę go tym znajomym, zwłaszcza Jej (co robię od jakiegoś czasu), żeby poczuła pokrzepienie, że nie tylko ona dostrzega w narcyzmie grzech naszych czasów.

    • Dziękuję Agato, za tą historię. Cieszę, że tym ludziom jednak udało się zostać ze sobą. Ja znam ludzi, którzy w trakcie terapii skutecznie się rozeszli i mimo tego nic a nic im się nie poprawiło. Kolejne związki miały być już w pełni świadome, pozbawione obciążenia, a okazały się dokładną kopią.

  4. mnie się podobało, nie było ostro, ani groźnie. czasami tak na chwilkę udaje mi się zapomnieć o sobie. (sytuacja „weźmie” mnie z zaskoczenia np ktoś zapyta mnie o drogę a ja tłumaczę i nie zastanawiam się nad tym jak wypadnę, tylko czy ON trafi) to są cudowne chwile. w rozmowie z przyjaciólmi bywa różnie, bo choć słucham uważnie to nie zawsze mam głowę wolną od myśli co też ja bym mądrzejszego i lepszego zrobiła w tej sytuacji. (taka sobie ego-mądrala ze mnie).

    • Właśnie tak. Pełne skupienie uwagi na zewnątrz jest warunkiem przepływu. Gdy nam się to uda zrobić, czujemy się wspaniale.
      Dziękuję Kasiu za komentarz.

  5. Ten tekst był dla mnie jakby deszcz, który przemył szyby na sporadycznie otwieranym oknie. Zdałam sobie sprawę jak czesto skupiam się wyłacznie na swoim wnętrzu i swoim rozwoju przy tym szczelnie zamykając okno przed światem zewnętrznym. Uzmysłowiłeś mi, że warto dojrzeć to co mnie dopełnia i ćwiczyć uwagę na drugiej osobie i świecie zewnętrznym. Myślę, żeby wyważyć i też nie przesadzić w tym, by zwracając się na to co na zewnątrz nie stracić z oczu siebie. Dziękuję.

    • Pięknie to napisałaś Elu. Ja również dziękuję za podzielenie się swoimi przeżyciami. To dla mnie ważne, bo dzięki temu mogę bardziej skupiać się na czytelnikach niż na tekstach 🙂 (choć oczywiście o nich również muszę myśleć).

  6. Przekazuję wyrazy wdzięczności od osoby, której przesłałam artykuł! 🙂 „Genialne!” – napisała. A druga poczuła się winna, że w kontaktach ze mną opowiada tylko o sobie, zmuszając mnie do słuchania (tak naprawdę nie zmusza, słucham z przyjemnością o jej świecie, bo to mądra dziewczyna, tylko mocno doświadczana przez życie i najbliższych). Ucieszyłam się, że choć obie nie potrzebują pouczeń o równowadze w dawaniu i braniu, taki mały prztyczek w kierunku brania na pewno dobrze im zrobi. Jak każdemu z nas – Czytelników, którzy zaglądamy tu w poszukiwaniu cennych myśli do pracy nad sobą i obdarowywaniem świata.

  7. Zbyszku, tekst doskonały. Również uważam, że nie jest zbyt mocny. Zastrzegłeś, że w każdym trochę z narcyza, w Tobie również, i to powinno wystarczyć by załagodzić szok.

    Zapewne masz rację wskazując, że większość terapii wzmacnia lub wręcz potęguje problem zapatrzenia się i koncentracji na sobie samym. Tkwisz w „scenie“ tak więc masz rozeznanie.
    Jednak to utknięcie na etapie „ja/mnie/moje“ jest pułapką, której trzeba się ustrzec poprzez przjście tego etapu i pozostawienie go za sobą. Ten odcinek drogi trzeba jednak przejść. A jeżeli ktoś utkwił w pułapce to trzeba się wygrzebać i dalej w drogę. Bo ten odcinek jest zbyt ważny, by można sobie pozwolić na podarowanie go. Ot omijamy i skracamy drogę. Zrezygnuję z siebie i przejdę od razu do bliźniego. W tym skrócie tkwi także pułapka.

    Będziemy w błędzie jeżeli założymy, że mamy dojście do świata zewnętrznego, które byłoby niezależne od nas samych. Takiego dojścia nie ma. Zawsze będziemy filtrować. Wszystko co i jak do nas dochodzi, dochodzi do nas zawsze przez pryzmat nas samych. Nie oglądamy ani osób ani wydarzeń ale oglądamy zawsze odbicia osób oraz odbicia wydarzeń. Powierzchnią projektującą jesteśmy my sami. Czy nam się to podoba, czy też nie.

    Lecz nie ma żadnej potrzeby, by na tym etapie się zatrzymywać. A na tym właśnie polega pułapka – tutaj zatrzymuję się. Po stwierdzeniu tego faktu pora na następny krok: to, że nie widzę świata, jakim jest lecz tylko jego odbicie, nie jest żadnym problemem i nie ma co się tym faktem przejmować – nic w tym złego.

    Jedyne wyjście poza sferę moich doznań, odczuć i wrażeń polega na uzmysłowieniu ich sobie. Muszę sobie uświadomić, że to nie żona mnie męczy lecz to tylko wrażenie, które to ja odnoszę. A żonę wplątuję w tę grę tylko dlatego, by mieć uzasadnienie dla tego wrażenia i móc zwalić na żonę winę za nie. Gdyby to żona była faktycznym powodem męczenia, męczyłaby wszystkich bez wyjątku. A z reguły sytuacja jest taka, że męczy tylko niektórych, a może wręcz tylko mnie. Są ludzie łatwiejsi we współżyciu i trudniejsi ale fakt, że się męczę, zależy w większym stopniu ode mnie niż od nich. Po zmianie żony zmienia się forma męczenia (zwykle nawet ona nie), a męczenie jak było tak jest.

    Dlatego skupienie się na drugiej osobie jest dobre i uzdrawiające, lecz nie polega ono na tym, że rezygnuję z moich wrażeń, odczuć i doznań – z nich zrezygnować się nie da. Skupienie się na drugiej osobie polega na uzmysłowieniu sobie, że wszystko co odczuwam to TYLKO moje odczucia i wrażenia i nie są one ani absolutne ani obiektywne ani nie są ważniejsze od odczuć tej drugiej osoby. I z tej perspektywy, nie przedkładając moich odczuć ponad odczucia innych, jestem w stanie poświęcić im także uwagę i skoncentrować się na nich.

    I faktycznie istnieje fenomen polegający na „sprzężeniu“, które działa obustronnie: poświęcając innym energię i pomagając im – pomagamy sobie samym. Uczestniczymy w ich uzdrowieniu sami dochodząc do zdrowia. Uczestniczymy w ich odkryciach sami odkrywając coś, czego bez nich nie bylibyśmy w stanie odkryć.

    Na tym fenomenie bazują również Twoje artykuły. Gdy zaczynasz z nami dzielić się sobą, szybko zauważysz, że wcale Cię przez to nie ubywa. Rośniesz. I to w bardzo piękny sposób.

    • Wladku, piszesz: ” skupienie się na drugiej osobie nie polega na tym, że rezygnuję z moich wrażeń, odczuć i doznań”
      Tak, to jest dosyć trudna sprawa. Czy świadomość siebie jest równoznaczna z samoskupieniu?
      Zgadzam się, że nie. Nie chodzi o to by przestać byś świadomym swoich uczuć. Mogę być w pełeni skupiony na drugiej osobie a równocześnie w pełeni świadomy swoich doznań. Kluczowa jest podstawowa intencja, czy kierunek uwagi. Czy świadomosc siebie wykorzystujesz by zrozumiec innych i innym i im pomóc czy po to, by kręcić się wokół swojego ogona.
      Jak zwykle dziękuję za świetny komentarz.

  8. Jak we wszystkim, potrzebna jest równowaga. Bardzo wiele osób potrzebuje w końcu skupić się na sobie, w końcu spotkać się ze swoimi emocjami, zamiast uciekać w świat zewnętrzny. Ale oczywiście to wszystko zależy od indywidualnych historii, kto z jakiego miejsca startuje.
    Jasne, obdarzenie drugiej osoby niepodzielną uwagą jest bardzo wymagające, tylko że to chyba nigdy nie jest albo/albo. Część uwagi wręcz powinna zostać przy mnie, jeśli słucham drugiej osoby, bo wtedy mogę korzystać z moich reakcji i mogę wnieść siebie do relacji, do interakcji. Wtedy możemy się spotkać.

    • Asiu, masz rację, całkowita koncentracja na drugiej osobie, nie przekreśla braku kontaktu ze sobą. Karen Horney mówił do swich studentów: „zapomnij o sobie, a równocześnie bądź obecny w danej sytuacji razem ze wszystkimi swoimi emocjami”. Warunek jest taki, by patrzeć na siebie, tak jak na świat, bez przywiązywania się.

  9. Mnie się bardzo podoba artykuł. Potwierdza moje wnioski i obserwacje – głównie samej siebie. Niestety ja też należę do osób nazbyt skupiającej się na sobie, choć dopiero niedawno to odkryłam, wcześniej myślałam, że moja troska o innych świadczy o moim dobrym, alturistycznym nastawieniu do innych ludzi. A to tylko kamuflaż – pomagam innym, by oni mnie lubili lub dali mi to samo co ja im daję – czas, uwagę, radę, itd. Pracuję nad sobą i wiem, że to była niedojrzałość. Szukam w necie różnych ciekawych artykułów i natrafiłam na ten – od razu dałam go do „ulubionych” bo, jak to zwykle bywa w moim przypadku, muszę analizować wszystko dogłębnie, aż coś zaskoczy, coś do mnie dotrze 🙂
    Pozdrawiam autora i proszę o więcej takich skłaniających do myślenia tekstów.

    • Dziękuję Krysiu za wizytę i komentarz. Mam nadzieję, że nie skupię są na tym jakim do zdolnym jestem autorem 😉 i uda mi się myśląc o innych napisać coś ciekawego 🙂 Serdecznie pozdrawiam.

  10. „Jednak, gdy w gabinecie zobaczysz dwie osoby, to zazwyczaj bez problemu poznasz, kto jest chory, a kto zdrowy. Chory, to ten, kto ciągle mówi i myśli o sobie. Zdrowy, to ten, kto skupia się na drugiej osobie”.
    Uśmiechnęłam się – prosta do zrozumienia scena:))
    pozdrawiam, Beata

  11. Artykuł godny uwagi, aktualny i rzeczywiście chyba niszowy, jeśli coś by mi się nie podobało, to krytyka i wrzucanie wszystkich psychologów do jednego worka. Po pierwsze dlatego, że Pan sam wywodzi się z tego środowiska, więc szkoda, że publicznie przedstawia ich Pan w niezbyt dobrym świetle ;-(
    Bo czy zawsze jest tak jak w tym artykule? Moje doświadczenia są wprost przeciwne, jeśli chodzi o „pracę” nad sobą, nad związkiem itd, zawsze była to konkretna „robota” bez żadnego tam użalania się nad sobą, bez obwiniania innych, bez tego wszystkiego. Ale może najnowsze pokolenie psychologów faktycznie tak pracuje… hmmm

    • Dziękuję za komentarz. Zgadam się, że nie wszyscy psycholodzy tacy są. Tak naprawdę bardziej chodzi o naszą tendencję do psychologizowania i poszukiwania zbawienia w psychologii (ktoś napisał nawet książkę „Uwiedzeni przez psychologię”). Osobiście nie mam nic do osób pracujących jako psycholodzy. Niektórych z nich bardzo, bardzo lubię, z niektórymi na co dzień od wielu lat pracuję. Chodzi mi raczej o rolę społeczną „psychologa” i model „terapii” w którym wewnętrzne wyciszanie jest ważniejsze niż obiektywne działanie.
      Pozdrawiam serdecznie.

  12. Wydaje mi się, że etap skupiania się na sobie jest potrzebny po to, żeby być świadomym siebie. Człowiek nie egzystuje w oderwaniu od świata zewnętrznego – nawet to „ja, mnie, mi” ma sens głównie w relacji ze światem.

    „Czasem wystarczy po prostu rozejrzeć się, poszukać kogoś kto ma problemy i pomóc mu, a człowiek od razu staje się okazem zdrowia. ” – ja niestety znałam kogoś takiego, kto pomagał wszystkim, po czym niespodziewanie popełnił samobójstwo.

    Każdy kij ma dwa końce…

    • Święta racja: zajmowanie się tylko innymi i unikanie zajmowania się sobą to tragedia. Zgadzam się w 100%.

      Tam wyżej napisałem:

      „Umiejętność rozumienia świata wewnętrznego i umiejętność rozumienia świata zewnętrznego uzupełniają się. Są jak dwie nogi – obydwie w takim samym stopniu są potrzebne do sprawnego poruszania się. ”

      To czy brakuje ci lewej czy prawej nogi nie ma większego znaczenia. Osoba, o której piszesz była „jednonożna”. Każdy sam musi odpowiedzieć sobie czego bardziej mu brakuje. Niestety często ludzie mają 120% lewej nogi (świat wewnętrzny) i 80% prawej (świat zewnętrzny). Wkurzeni kuśtykaniem próbują rozwiązać problem wydłużając swoją długą nogę i skracając krótką.

      „Człowiek nie egzystuje w oderwaniu od świata zewnętrznego – nawet to „ja, mnie, mi” ma sens głównie w relacji ze światem.” No i to jest problem. Bo to istotna różnica czy świat jest obecny w tobie tylko jako twoje odbicie – czy ustawicznie szukasz w ludziach siebie (sawoje wielkości, małości czy czego tam chesz) czy też w sobie szukasz innych (empatii, radości, miłości). Ta druga perspektywa jest trudniejsza i znacznie zdrowsza.

      Mówiąc jeszcze inaczej: można patrzeć na innych ludzi jak na własne fantazje / koszmary / marzenia senne (tak patrzą niektórzy rodzice na dzieci czy partnerzy życiowi na partnerów). Można też patrzeć na swoje emocje tak, jak patrzymy na przechodzących za oknem ludzi. To pierwsze jest chore. Drugie, zazwuczaj, zdrowe.

      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz.

  13. trafiłam na ta strone całkiem niedawno przeczytałam wiekszosc tekstów jednym tchem .wiele rzeczy do mnie dotarło, wiele miałam w sobie lecz nie umiałam ich wydobyc,wydawało mi sie ze zmarnowałam swoje szanse na szczescie,nigdy nie jest za pozno by cos zmienic na lepsze ,wskazałes mi droge ,dziekuje ze piszesz.

  14. trafiłam na ta strone całkiem niedawno przeczytałam wiekszosctwoich tekstów jednym tchem .wiele rzeczy do mnie dotarło, wiele miałam w sobie lecz nie umiałam ich wydobyc,wydawało mi sie ze zmarnowałam swoje szanse na szczescie,nigdy nie jest za pozno by cos zmienic na lepsze ,wskazałes mi droge ,dziekuje ze piszesz.

  15. Witam wszystkich serdecznie. Czesc cech narcyza niestety moge przypasowac do siebie. Wydaje mi sie tez ze moj zwiazek wisi na wlosku. A glowna przyczyna jest to jaki jestem (narcyz). Moja partnerka czesto mi zarzuca ze jestem narcyzem a ja zawsze myslalem ze robi to mi na zlosc gdyz bardzo tego nie lubie. Teraz jednak wiem ze widzi Ona rzeczy na ktore ja jestem slepy. Czy sa rzeczy ktore moglbym zrobic azeby pokonac ta w moim mniemaniu zla ceche charakteru. Jakies cwiczenia. ? Prosze o pomoc. Sylwestet

  16. Bardzo rzeczowy tekst, za który dziękuję. Tego było mi dziś trzeba! Jestem niestety narcyzem i to nie małym, chcę się z tego wyleczyć, tylko jakoś ciężko mi to idzie. Jestem mamą trójki dzieci, które kocham nad życie i są moim największym skarbem. Jestem tak bardzo skupiona na sobie, bo wszystkie moje potrzeby zeszły na dalszy plan…dużo dalszy. Nawet chciałabym jakoś bardziej zadbać o siebie, swoje zdrowie psychiczne i fizyczne, ale jak? Jak jedno dziecko płacze bo ząbkuje, drugie, bo chore, a trzecie zazwyczaj grzeczne, ale też trzeba się nim zając. A ja nie wiem, które przytulić, czy w ogóle przytulić, czy może jednak wziąć się za gotowanie zupy…..Wiem, ze jestem przemęczona……a jeszcze ostatnio mama koleżanki powiedziała mi, ze źle wychowuję dzieci, bardzo mnie to zabolało. Nie mogę przestać o tym myśleć. Wiem, ze ta Pani będzie opowiadać o mnie źle innym ( wiem to, bo kilkakrotnie mówiła mi o innych ludziach źle, że ich dzieci źle się zachowują )a mieszkamy w małej miejscowości. Paraliżuje mnie to strasznie. I nie chcę, aby tak było….nie chcę się na tym/na sobie skupiać……

  17. Czytając ten artykuł uświadomił mi pan mój wielki problem. Jestem aż za bardzo skupiona na sobie i to mnie unieszczęśliwia, bywały dni, że rozczulałam się nad sobą do tego stopnia że popadałam w hipochondrię, bywałam u psychologa ale nie uświadomił mi tego! Dopiero książka „Jak przestać się martwić i zacząć żyć” sprawiła, że zaczęłam co nieco zauważać, ale pana słowa najbardziej mną wstrząsnęły! pozytywnie! To ćwiczenie na końcu otworzyło mi oczy, że prawie nic nie wiem o swoich przyjaciołach, o moim bracie itd. Dziękuję z całego serca!!

  18. Zaciekawił mnie tekst. Interesujący. Nie byłabym jednak taka krytyczna wobec psychologów którzy pozwalają skupiać się swym klientom na sobie. Uważam że najpierw trzeba nad sobą popracować i pewne rzeczy przepracować by wejść w kokejny etap rozwoju tj . otworzyć się w pełni na drugą osobę a ostatecznie stanąć na dwóch nogach 😉
    Bez tego pierwszego ani rusz. Oczywiscie nie wolno się tylko na tym etapie zatrzymywać.
    Wydaje mi się że od narcyza w końcu wszyscy uciekają i ten moment krytyczny moze stać się początkiem zmiany, wyjscia poza siebie 🙂
    Gdy to nie nastąpi pewnie narcyzm przerodzi się w jakas chorobę, by w ten sposób – pidswiadomie – znów skupiać na sobie uwagę 🙂
    Co do czasu jaki jest potrzebny by poznać siebie to jest on różny i nie ma co denerwować się że trwa długo. Odkrycie swoich potrzeb i zaspokajanie ich w sposób nie raniąc innych zbliża nas do innych ludzi bo nie jesteśmy dla nich bluszczem 🙂
    Jestem przekonana że zacząć trzeba najpierw od siebie! 🙂
    Dziękuję za inspirujący tekst, zmuszsjacy do autorefleksji 🙂

  19. bardzo dobry artykul! w dzisiejszym swiecie wlasnie fiksacja na sobie samym jest udreka tego swiata, malo tego, to wszelkiej masci terapie i rozwoje osobowosci promuja taki styl zycia, a takze pseudoduchowe trendy np. new age: ttutaj mozemy uslyszec absurdalne stwierdzenia, ze czlowiek ma sie zajac tylko soba i funkcjonowac w relacji: „ja, ja i tylko ja”, konsekwencja takiej postawy jest zobojetnienie na drugiego czlowieka o czym jest mowa w artykule…. a przeciez swiat to glownie relacja: 'ja i inni”, pozdrawiam autora 🙂

  20. To prawda, trzeba myśleć o innych, ale nie do przesady. Ja zawsze myślałam, zajmowałam się młodszym rodzeństwem, przez 10 lat byłam wolontariuszem (pomagałam niepełnosprawnym). Teraz też to robię, ale w inny sposób. Wrażliwość na innych mam taką, że jak mi ktoś z rodziny opowiedział o swoich problemach, to spędziłam bezsenną noc. Teraz mam nerwice natręctw, zawsze ją miałam, ale zajmowałam się głównie innymi. Ponieważ nerwica się nasiliła tak, że ledwo byłam w stanie pracować, poszłam na psychoterapię. Terapeuta z kolei mnie atakował, że to robię źle, tamto zrobiłam źle, że skupiam się na sobie. Czyli nawet na terapii lepiej nie mówić o sobie. Nerwicę natręctw się dostaje, gdy kumuluje się w sobie złe emocje, nie wypowiada się ich. Jak więc się pozbyć tych emocji ? Za co bierze pieniądze psychoterapeuta? Czy klient ma mu zapewnić miłą atmosferę? Nie narzekać, mówić same dobre rzeczy, ciekawostki, a może rozmawiać o nim?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *