Obmyślanie planów i obmyślanie siebie

Mam tendencję do tego, żeby obmyślać plany. Co trzeba teraz zrobić? W jakiej kolejności? W jakim terminie? Jak wszystko ustawić?

Zbliża się koniec wakacji, a ja siadam i obmyślam plany. Z planami jest bezpieczniej. Człowiek na czymś stoi. Może jakoś tak spokojniej patrzeć w przyszłość.

Fajnie. Tyle tylko, że z planów, które przywoziłem z kilku ostatnich wakacji, nic nie zadziałało. Albo klienci nie dali się przekonać, albo produkt wymagał znacznie więcej pracy, niż zakładałem, albo nagle czegoś zabrakło, albo pojawiły się nowe, niespodziewane projekty. Cokolwiek. Plany, które dawały mi poczucie spokoju i pewności (wiem, na czym stoję) okazywały się fikcją.

– No to lepiej planuj!

– Z chęcią, jeżeli dasz mi szklaną kulę, w której zobaczę przyszłość i znajdę odpowiedzi na pytania, na które tylko ona może odpowiedzieć.

Plany to założenia oparte na zgadywaniu, częściej się nie sprawdzają, niż sprawdzają. Jak mówią: życie zaczyna się tam, gdzie kończą się plany.

Czy nie lepiej, w takim razie, całkiem dać sobie spokój z planami? Nie do końca. Plany są może bez znaczenia, ale przydatny jest sam akt planowania. Nie wchodząc w szczegóły, planowanie jest formą ćwiczenia siebie. Nawet jeżeli plan nie zadziała, jesteś lepiej przygotowany, gdy podjąłeś wysiłek myślenia o przyszłości.

Problem pojawia się wtedy, gdy planujesz (tak jak ja kilka dni temu) po to, by poczuć się pewniej i poradzić sobie z obawą przed przyszłością.  Problem jest wtedy, gdy myślisz: Mam plan i dlatego mi się uda!

Takie podejście do planów sprawia, że stają się one czymś w rodzaju konia trojańskiego. Na pierwszy rzut oka: super, mam plan, idę do przodu. Ale w środku banda morderców. Wracasz sobie z wakacji, zadowolony kładziesz plany na biurku, idziesz spać, a w nocy z ich brzucha wyskakują uzbrojeni brutale, podrzynający gardła nadziejom i poczuciu, że idziesz do przodu.

W tym roku najeźdźcy wyskoczyli niemal od razu. W dzień, siedząc na ganku, pod szumiącymi sosnami, obmyślaliśmy plany. Ulga. Fajnie, że wiemy, na czym stoimy. Wieczorem, gdy trzeba było się pakować niepokój. No i co z tego, że mam plan? Przecież to się nigdy nie sprawdza.

Czasem usiłujemy zaplanować przyszłość, podczas gdy jedyne, co jesteśmy w stanie zaplanować to my sami. Zamiast poświęcać tyle czasu na obmyślanie przyszłości, warto poświęcić trochę czasu na to, by obmyślić siebie.

To ważne szczególnie wtedy, gdy czujesz, lęk przed przyszłością. Plany? Przydają się. Ale nie sprawdzają się jako sposób na to, by zbudować wiarę w siebie.

Co to znaczy obmyślać siebie?

To znaczy zadawać sobie pytanie o to, jaki chcę być, jakiego stylu działania potrzebuję.

Nie chodzi o to, by wymyślać jakąś bohaterską postać, a następnie udawać, że nią się jest. Chodzi raczej o odsłonięcie tego, co masz głęboko w sobie (choć czasem w stanie szczątkowym), poddanie tego refleksji i wzmocnienie.

Takiego rodzaju „obmyślanie siebie”  pozwala znacznie lepiej zbudować wiarę w siebie niż planowanie.

Czym jest wiara w siebie? Znowu pomagam sobie moją wakacyjną książką Rewolucja Nadziei Ericha Fromma.

Jest to wiara…

…w nasze podstawowe nastawienie do życia, w matrycę struktury naszego charakteru. Taka wiara jest uwarunkowana przez doświadczenie samego siebie, przez naszą zdolność do samopoznania, przez poczucie własnej tożsamości.

Wierzyć w siebie, to mieć przekonanie, że jest się osobą, która ma jakieś podejście do życia, jakąś strukturę psychiki. Na przykład wiem, że w trudnej sytuacji się nie poddam, że nie spanikuję, że będę próbował. Albo wiem, że w sytuacji dwuznacznej nie wykorzystam kogoś, nie ukradnę, nie okłamię, nie zrobię świństwa. Albo wiem, że gdy zacznę pracować nad jakimś tematem, to stopniowo będzie mi się rozjaśniać w głowie. I tak dalej. Moja psychika ma jakąś strukturę, mogę się więc spodziewać, że zachowam się w określony sposób.

To oczywiście jedno z wielu podejść do wiary w siebie. Nie wiem, czy najlepsze. Patrząc jednak na wiarę w siebie w ten sposób, widać jak ważne jest poznawanie siebie i budowanie własnej tożsamości.

Małe zabawne ćwiczenie, będące przy okazji sposobem na wyprodukowanie fajnych pamiątek z wakacji.

Poszukaj pięciu kamieni. Idealne są te z morskiego brzegu, ale równie cenne są znalezione ma górskich ścieżkach czy wiejskich drogach. W ostateczności można coś znaleźć obok miejskich deptaków. Weź pisak i na każdym z nich napisz jakąś cnotę, która jest dla ciebie ważna. Na przykład: Odwaga, Hart ducha, Nadzieja, Życzliwość, Pewność siebie.

To nie muszą być twoje cechy. To musi być jednak coś, co jest dla ciebie ważne i co chciałbyś w sobie rozwinąć. Weź po kolei każdy z kamieni i zastanów się, co każde słowo dla ciebie znaczy.  Na przykład:

Odwaga to otwarte oczy, które widzą także to, co przeraża.

Nadzieja to wychylenie w stronę tego, co dobre, nawet gdy na horyzoncie pełno burzowych chmur.

Hart ducha to wytrwałość; oparcie się pokusie, by odpuścić, poddać się, pójść na skróty.

Życzliwość to wysiłek dostrzeżenia w każdej spotkanej osobie czegoś dobrego.

Pewność siebie to łagodność i akceptacja całego siebie, to dawanie sobie wsparcia, nawet gdy nikt ci go nie daje.

Postaw kamienie gdzieś w widocznym miejscu i co jakiś czas do nich wracaj. Czy był dziś jakiś moment, w którym byłem bliżej któregoś z kamieni?

Nie chcę wracać z wakacji tylko z planami. Potrzebuję raczej wiary w siebie niż planów. Potrzebuję wiary w to, że gdy będzie trzeba, pojawi się we mnie odwaga, nadzieja, hart ducha…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *