1.
Naturą naszych emocji jest ich czasowość: pojawiają się a następnie rozpraszają. Są jak dźwięk dzwonu. Gdy dzwon zostaje uderzony, początkowo jego dźwięk jest głośny, ale potem wybrzmiewa. By odezwał się jeszcze raz, musimy w niego znowu uderzyć.
Emocja nie może trwać niezmiennie. Byłoby to bardzo niebezpieczne dla organizmu. Każda emocji pełni ważną rolę w przetrwaniu. Np. strach stymuluje do ucieczki przez zagrożeniem a złość do ataku na przeszkodę. Emocje są sygnałem, który zmusza do odpowiedniej i szybkiej reakcji na zmieniające się warunki. Gdyby emocje trwały zbyt długo bylibyśmy niewrażliwi na kolejne zmiany.
Taką czasowość emocji wyraźnie widać w świecie zwierząt. Gdy na stado rzuca się drapieżnik, antylopy ruszają do ucieczki z energią, jaka jest im nie dostępna, gdy są spokojne. W końcu drapieżnik dopada jedną z nich. Antylopy jak gdyby nigdy nic, natychmiast wracają do skubania trawy. Gdyby było inaczej, gdyby musiały dochodzić do siebie czy się uspokajać, ich przetrwanie byłby zagrożone. Po pierwsze by przeżyć trzeba jeść i jak najszybciej zregenerować siły po wysiłku. Po drugie, kolejny drapieżnik miałby ułatwione działanie. Dochodzące do siebie antylopy byłby łatwym łupem.
Ze względów ewolucyjnych emocje trwają krótko. Czasem wybrzmiewają znacznie szybciej niż uderzenie dzwonu.
Dotyczy to także lęku, że sobie nie poradzę, smutku, że coś mi się nie udało czy poczucia, że jestem do niczego. Co prawda nie jesteśmy antylopami i nasz mózg jest zbudowany inaczej, jednak w swojej istocie nasz układ emocjonalny jest lepszą wersją tego, czym dysponują zwierzęta. Został zaprojektowany tak by intensywnie wybuchał i szybko się rozładowywał.
Najłatwiej zaobserwować czasowość emocji w odniesieniu do tych przyjemnych. Gdy wsiadasz do pachnącego świeżością samochodu możesz doświadczać euforii, ale po krótkim czasie, zanim jeszcze zapach świeżości zwietrzeje, przyzwyczajasz się do niego. Możesz być nieziemsko szczęśliwy, gdy urodzi ci się dziecko, ale zanim się spostrzeżesz zaczynasz się czuć znużony wszystkimi wiążącymi się z nim obowiązkami. Możesz by szczęśliwym, gdy dostaniesz się na wymarzone studia, ale zanim się spostrzeżesz, traktujesz je jak coś normalnego i zwykłego.
Nie ma dwóch układów emocji: pozytywnego i negatywnego. Wszystkie emocje korzystają z tych samych struktur. Negatywne emocje mijają tak samo jak pozytywne.
2.
Jak to się jednak dzieje, że tyle osób ma przeciwne wrażenie? W ich odczuciu emocje są trwałe, stabilne i niezmienne niczym skała. Szczególnie te negatywne i szczególnie te dotyczące ich samych.
Dlaczego tyle osób czuje smutek, przygnębienie i lęk całymi dniami, tygodniami, miesiącami czy nawet latami? Dlaczego tyle osób ciągle, niezależnie od sytuacji, czuje przygnębienie sobą i swoimi porażkami? Dlaczego ich stany emocjonalne nie wybrzmiewają? Czyżby miały jakieś wadliwe neurony? A może ich ewolucja poszła dalej i nie mają już nic wspólnego z antylopą uciekającą przed lampartem?
Nie. Odpowiedź jest inna. Mamy w sobie mechanizm, którego pozbawione są zwierzęta, który nie tylko nie pozwala emocjom wybrzmieć, ale także ustawicznie je podsyca. Tak, jakbyśmy mieli w sobie ludzika, który gdy tylko usłyszy dźwięk dzwonu, szybko przybiega i bez końca wali w niego z coraz większą siłą. Tym złośliwym ludzikiem jest tryb działania naszego myślącego umysłu, który bywa nazywany: ruminacją, roztrząsaniem, trybem rozwiązywania problemów czy trybem naprawiania.
3.
Słowo ruminacja zostało pożyczone przez psychologów (zresztą jak większość używanych przez nich pojęć) z innej dziedziny. Tym razem z biologii. W tej czynności specjalizuje się rząd ssaków noszących nazwę Ruminantia lub Przeżuwacze. Ich przedstawicielem, oprócz antylopy biegającej po tym tekście jest krowa, renifer czy żyrafa. Te ssaki robią coś, czego nie potrafi robić człowiek (to, co robimy, gdy kanapka jest twarda, to tylko żucie). Przeżuwanie to genialny, choć nieco obleśny z naszej perspektywy sposób jedzenia. Antylopa pasąc się jest jak kosiarka. Napełnia zbiornik, byle szybciej. Nie ma czasu drapieżnik może pojawić się lada chwila. Pokarm szybko trafia do jednej z czterech komór żołądka. Tam zmienia się w tzw. miazgę pokarmową (po angielsku nazywa się to cud) i dopiero wtedy, gdy są warunki, np. wieczorom, zawartość żołądka wraca z powrotem do paszczy i jest przeżuwana.
Ludzie ruminują tylko w przenośni – na poziomie umysłowym. Jak wygląda ta psychiczna ruminacja?
4.
Wracasz z pracy. Wokół wiosna, kwitną kwiaty, śpiewają ptaki, wieje lekki wiatr. Nie zauważasz jednak niczego. Myślisz:
Dlaczego ciągle nie mogę się przebić? Dlaczego ciągle mi nic nie wychodzi? Co jest ze mną nie tak? Muszę coś zrobić! Muszę to rozpracować. Muszę z tym dojść do porządku. Dlaczego jestem taki nieszczęśliwy? Jak mam to wszystko zmienić? Dlaczego szef ciągle mnie nie zauważa? Muszę jakoś zrobić na nim wrażenie. Bla, bla, bla…
Masa informacyjna, którą już raz zdawało się połknęliśmy, wraca i zapełnia nasz umysł. Analizujemy, roztrząsamy, filozofujemy, porównujemy, szukamy rozwiązań, które pozwolą nam wreszcie wszystko zrozumieć i naprawić.
Mamy wrażenie, że jeszcze chwila, a uda nam się znaleźć rozwiązanie i wszystko będzie dobrze. Mijają godziny, ale nic takiego się nie dzieje. Zapadamy się coraz bardziej. Im więcej myślimy tym więcej mamy problemów.
5.
Doskonały obraz wyjaśniający istotę ruminacji można znaleźć w książce Świadomą drogą przez depresję (tytuł nieco mylący, bo z książki wiele można wynieść nie cierpiąc na depresję, znacznie trafniejszy jest podtytuł Freeing yourself from chronic unhappiness – Uwalnianie się od chronicznej zgryzoty).
Otóż ruminacja jest jak próba czyszczenia rozlanego mleka, poprzez polewanie go wodą. Wyobraź sobie, że parobkowi pomagającemu przy krowach, rozlała się bańka mleka. Szybko bierze szlauch i próbuje spłukać mleko z posadzki. Niestety spłukiwanie zmienia kałużę mleka w białe jezioro. Im bardziej parobek się stara, tym więcej białego płynu jest na posadzce. Problem polega na tym, że woda zmieszana z mlekiem wygląda tak samo jak mleko. Im gorliwiej stara się spłukać mleko, tym więcej wokół bieli. Sztuczka polega na tym, jak dowiaduje się parobek od gospodarza, by najpierw pozwolić mleku spłynąć, potem wytrzeć resztki i dopiero wtedy zacząć spłukiwać posadzkę.
Podobnie jest z naszymi próbami posprzątania siebie. Jeżeli jesteś niecierpliwy i starasz się wszystko natychmiast usunąć, tyko pogarszasz sprawę. Twoje wytężone wysiłki zaprowadzenia w sobie porządku sprawiają, że to, co było małą kałużą staje się wielkim jeziorem. Gdybyś nie był tak porządny i tak przekonany, że zawsze masz być pełen pozytywnych emocji, zwarty, gotowy i uporządkowany, po godzinie mógłbyś już dawno zapomnieć o rozlanym mleku. Zamiast tego heroicznie walczysz na swoim białym, szalejącym jeziorze.
I to jest właśnie ruminacja. Jak piszą autorzy tej książki, jest ona „heroicznym usiłowaniem rozwiązania problemu, którego nie da się rozwiązać w ten sposób”.
6.
Gdy już wpadniemy w ruminację, trudno się z niej uwolnić. To trochę jak drapanie swędzącego miejsca. W chwili, gdy się drapiesz czujesz ulgę, ale gdy tylko przerwiesz, swędzenie staje się jeszcze bardziej nie do zniesienia.
Gdy ruminujemy mamy poczucie, że zbliżamy się do rozwiązania. Przecież jeszcze chwila i mi się uda! Jeszcze chwila a doznam olśnienia! To jak udział w teleturnieju o wysokich nagrodach. Jeszcze tylko jedno pytanie a nagroda będzie moja! Nie mogę tego tak zostawić! Niestety, okazuje się, że mijają kolejne chwile a my wcale nie jesteśmy bliżej wygranej.
Rozwiązywanie problemów jest niesamowicie cenną umiejętnością, póki zajmujemy się światem zewnętrznym. Jeżeli chcemy rozwiązać problem, jakim my sami jesteśmy, nigdy nam się to nie uda.
William, Teasdae i Segal (autorzy Świadomą drogą …..) piszą:
Ruminujemy, gdy czujemy się źle, ponieważ wierzymy, że objawi nam to sposób rozwiązania naszych problemów. Badania jednak pokazują, że ruminacja daje dokładnie przeciwny skutek: nasza zdolność rozwiązywania problemów wyraźnie słabnie. Wszelkie dane zdają się wskazywać na okrutną prawdę, że ruminacja jest częścią problemu, a nie rozwiązania.
Nie trzeba skomplikowanych badań by odkryć, że nasze przemyśliwania prowadzą donikąd. Można mieć nadzieję, że dojdę do jakiegoś rozwiązania, gdy myślę przez dziesięć minut czy nawet godzinę. Ale przez całą noc? Przez cały tydzień? Przez cały dzień? Pracowicie wracając do swojego jałowego filozofowania, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja?
Zdarzają się sytuacje, gdy warto usiąść i poważnie zastanowić się nad swoimi problemami. Poszukać przyczyn, znaleźć rozwiązanie, podjąć decyzje itp.
Dalai Lama w jednej z książek pisze:
Jeśli boisz się jakiegoś cierpienia, powinieneś sprawdzić czy jest coś, co możesz z tym zrobić. Jeśli możesz, nie ma potrzeby się o to martwić, jeśli nie możesz nic zrobić, również nie ma potrzeby by się martwić.
Czy możesz coś zrobić z problemem zatytułowanym Dlaczego nie radzę sobie z życiem? Zapewniam cię, że nie. To nie jest problem, który można rozwiązać, tak jak się rozwiązuje krzyżówkę.
7.
Ruminacja bardzo mocno wiąże się z notorycznym poczuciem braku własnej wartości i wątpliwościami na swój temat. Osoby, które doświadczają tego rodzaju doznań, bardzo często wskakują w tryb ruminacji. Pisałem w jednym z poprzednich tekstów o tym, jak łatwo wpaść w piekło samopotępienia. Wystarczy uchybienie, częściowa porażka, przelotna fala smutku czy nawet zmęczenie, a już czujemy się nic nie warci i bezradni.
Takie odczucie jeszcze byłoby do zniesienia. To naprawdę nic strasznego poczuć się raz na jakiś czas małym, bezradnym, zagubionym we wszechświecie człowiekiem. Tego rodzaju doznanie jest nawet potrzebne dla naszego rozwoju psychicznego.
Problem jednak zaczyna się wtedy, gdy usiłujemy jak najszybciej posprzątać. O Boże, to przerażające, nie mogę się tak czuć! To straszne! Mam przecież tyle do osiągnięcia! Przecież muszę być człowiekiem sukcesu! Bla, bla, bla…
I karuzela rusza. Naprawa siebie staje się najważniejszą rzeczą na świecie. To sprawa numer jeden. Ważniejsza od wszystkich innych zajęć. Trzeba, czym prędzej wszystko zostawić i rozwiązać problem. W takiej sytuacji…:
…jak w ogóle moglibyśmy rozważać odwrócenie naszej uwagi od tych palących problemów i zajęcie się czymś innym, nawet gdyby miało to nam ulżyć? Dojście z sobą do ładu i przeforsowanie jakiegoś rozwiązania zawsze wydaje się najważniejszą sprawą na świecie – trzeba jak najszybciej dość, co tego, co jest z nami jest nie tak, wyszukać to, co musimy zrobić by zminimalizować spustoszenie, jakie w naszym życiu sieje nasze zmartwienie
(Świadomą drogą przez depresję).
To ruminacja jest przyczyną trwałego zablokowania naszego poczucia wartości w dolnych rejonach. To z jej powodu ludzie potrafią całymi latami czuć się zupełnie do niczego.
8.
Naucz się rozpoznawać swoją ruminację. Świadomość tego, że „właśnie teraz się to dzieje” stanowi ważny krok do tego by pozbyć się niepotrzebnego podtrzymywania negatywnego nastroju.
W moim przypadku ruminacja przydarza mi się, gdy zmęczony wracam do domu. Idę i myślę o tym, czego nie zrobiłem, co powinienem jeszcze zrobić. Moje myśli szybko zaczynają przesuwać się w stronę znalezienie genialnego rozwiązania czy genialnej filozofii działania. Automatycznie pogarsza mi się nastrój (mimo, że zazwyczaj spacery działają na mnie regenerująco).
Ruminacji czasem towarzyszą tzw. myśli automatyczne. U mnie jest to często niewinne pytanie „O co w tym chodzi?”. Gdy je słyszę w środku głowy od razu zwracam uwagę na to, czy czasem nie jestem „w ciągu”. To mogą być zupełnie inne myśli. Często spotykane są takie jak:
Jestem do niczego.
Zawiodłem.
Jestem rozczarowany.
Nie zniosę tego dłużej.
Co jest ze mną nie tak.
Jestem przegrany.
Dlaczego nie jestem gdzie indziej.
Muszę się stąd wyrwać.
Moje życie to porażka.
Jestem nieudacznikiem.
Nigdy nic mi się nie uda.
Coś się musi zmienić.
Nie warto.
Moja przyszłość jest ponura.
Dlaczego jestem taką ofermą.
(To niektóre pozycja z „Kwestionariusza myśli automatycznych” Kendalla i Hollona)
9.
Co zrobić, gdy odkryjesz, że zaczynasz zanurzać się w jałowe naprawianie siebie samego?
Najprostszego rozwiązania nauczyła mnie moja mama. Gdy po jakiejś szkolnej porażce wracałem przybity do domu, pełny myśli, że nigdy nie uda mi się być takim mądrym jak moi koledzy, mówiła: to nie koniec świata, nic się nie stało. Nie musisz mieć samych piątek. Nie to się najbardziej liczy. Trudno to oddać, bo to nie było w słowach. I to coś, chyba najpełniej jest obecne w postawie matki wobec swojego dziecka. To pozwolenie na to, by sobie nieco odpuścić.
Istotą ruminacji jest kurczowe trzymanie się intencji naprawy siebie i pozbycia się cierpienia. Rozwiązaniem jest porzucenie tej intencji. Zgoda na – jak nazwa to Jon Kabat Zin – pełną katastrofę.
Tak, moja życie to katastrofa. Nieustanna katastrofa. Jedno wielkie pasmo pomyłek. Nie ma żadnej złotej kuli, która by zabiła nieudacznika we mnie, zostawiając przy życiu człowieka sukcesu. Nie ma zaklęcia, które by zmieniło mnie natychmiast w księcia czy księżniczkę. Nie uda mi się wygrać zapasów z samym sobą. Nie uda mi się natychmiast pozbyć cierpienia.
Jeżeli będę kurczowo trzymał się intencji naprawiania siebie, tym szczelniej moje życie napełni się poczuciem wiecznego niezadowolenia.
Nawet, jeżeli twój ból jest bardzo dokuczliwy, nawet jeżeli jest nim głębokie poczucie tego, że jesteś nic nie wartą pomyłką, tak długo, póki nie zaakceptujesz tego doznania nic się nie zmieni. By coś zmienić, najpierw musisz to przyjąć – takie, jakie jest, bez żadnego naprawiania, łagodzenia czy upiększania.
Jedyne, co mogę rozsądnego zrobić to zejść sobie z drogi. Tak, jestem katastrofą. Koniec poszukiwań „złotej kuli” – koniec ruminacji.
Skończ ruminować, zacznij żyć. Jak mówi Pema Cziedryn: zacznij tu gdzie jesteś. Jestem nie dość dobry? Cóż, jestem nie dość dobry. Zatem jako „nie dość dobry człowiek” zrobię wszystko, co tylko mogę zrobić.
Sprawdź, co się z tobą dzieje, gdy porzucasz swoje próby naprawiania siebie. Czy masz wtedy więcej siły by zrobić krok naprzód? By zrobić to, co masz do zrobienia?
Takie porzucenie intencji, mimo, że bardzo skuteczne nie zawsze jest łatwe. Dlatego warto poznać jeszcze jeden sposób odpuszczania sobie ruminacji.
10.
Ruminacji towarzyszy odcięcie od danych zmysłowych. Osoba poddająca się ruminacji jest pochłonięta przez własne myśli, tak, że nie zauważa tego, co się dzieje wokół niej.
To bardzo ważne cecha. Stan analitycznego naprawiania siebie samego, dochodzenia ze sobą do porządku jest nie do pogodzenia ze stanem doświadczania.
Łatwiej jest puścić kurczowego trzymania się intencji naprawiania siebie, gdy nawiązujemy kontakt z danymi, jakie płyną z naszych zmysłów.
Istnieje wiele różnych sposobów na to by nawiązać pełniejszy kontakt z danymi zmysłowymi. Gdy przyjrzysz się swojemu codziennemu życiu znajdziesz, co najmniej kilka rzeczy, przy których nie zdarza ci się ruminować. Jedną z takich rzeczy w moim przypadku jest ruch. Gdy jestem zadyszany nie ruminuję. Podobnie nie zdarza mi się ruminować, gdy jadę samochodem. Gdy zbytnio kombinuję, mogę po prostu wsiąść do samochodu lub trochę pobiegać.
Nie są to jednak uniwersalne rozwiązanie. Wiem, że są ludzie, którzy szczególnie mocno przeżuwają w trakcie ćwiczeń fizycznych. Nigdzie tak łatwo nie wpadają w trans jak na siłowni czy podczas biegania. Są także ludzie, którzy zaczynają przemyśliwać swoje życie ile razy wsiądą za kierownicę.
Poszukaj swoich czynności, takich, przy których twoja uwaga najlepiej kontaktuje się ze zmysłami.
Możesz także opracować samodzielnie jakąś technikę wychodzenia z ruminacji. Niżej dwie podpowiedzi.
Technika pierwsza – najprostsza
- Zwróć uwagę na pięć rzeczy, jakie możesz wokół siebie zobaczyć.
- Następnie znajdź pięć różnych dźwięków.
- Zwróć uwagę na pięć doznań płynących z twojego ciała.
- Zwróć uwagę na zapach, temperaturę i fakturę.
Druga technika – prosta
1. Zorientuj się w czasie i miejscu. Która jest godzina? Jaki dziś jest dzień? Gdzie jesteś? Co tu robisz? Jak się tu znalazłeś?
2. Świadomie zobacz, usłysz, posmakuj, dotknij lub powąchaj. Użyj w świadomy sposób, co najmniej jednego ze zmysłów. Uświadom sobie, co widzisz, co słyszysz czy też, co czujesz.
3. Aktywnie działaj. Zacznij coś robić w świadomy sposób. Wstań, przeciągnij się, idź na spacer włącz muzykę czy porozmawiaj z kimś.
4. Nie kontynuuj myśli o tym, co nie dociera do twoich zmysłów. Jeżeli czegoś nie widzisz, nie słyszysz, nie dotykasz czy nie czujesz – w tym momencie to nie istnieje. Skup uwagę na tym, co dzieje się przed tobą. Tym, czego doświadczasz obecnie. Jeżeli myśli uporczywie powracają, nie walcz z nimi, ale też nie wdawaj się w nie.
Zdjęcia: Andy Smith, Viton i Daniil Kalinin
To jest to…gratuluję tekstu…szczególnie za techniki wychodzenia…
“Nie kontynuuj myśli o tym, co nie dociera do twoich zmysłów. Jeżeli czegoś nie widzisz, nie słyszysz, nie dotykasz czy nie czujesz – w tym momencie to nie istnieje.”
To jest super metoda! Ileż to razy nasz mózg przeżuwa coś co nie istnieje nie tylko w tym momencie, ale poprostu nie istniało nigdy i nie zaistnieje!
Zbyszku, dziękuję za ten tekst. Szczególnie, że właśnie dziś miałam dzień “antylopy na wypasie” 🙂
Piękny tekst Zbyszku.
Było mi to bardzo potrzebne!
Dziękuję, zapamiętam, spróbuję zastosować;)
Bardzo ciekawy tekst. Niestety ja również nałogowo poszukiwałam “idealnych” rozwiązań swoich wewnętrznych dylematów. Często miałam wrażenie, że odpowiedź jest już bardzo blisko i, że jest tą jedynie słuszną i prawdziwą(szkoda, że jeszcze wtedy nie wiedziałam, że to halucynacja, której ulegają wszyscy “przeżuwacze” – dziękuję Panu za tę informację:)Dopiero niedawno pozwoliłam sobie na większą akceptację swojej natury i słabości. Oczywiście nadal miewam wiele mechanicznych myśli, ale coraz częściej umiem je zauważać. Co do bycia bardziej świadomym, to jest to naprawdę pomocne i ma wpływ na efektywność działań. U mnie zaczęło się od odmierzania sobie czasu na konkretne czynności podczas sprzątania mieszkania, czyli narzucenia sobie pewnego rytmu (słowo klucz). Zauważyłam wtedy jak często uciekam myślami od samej siebie, tego gdzie rzeczywiście jestem i co robię. Mam nadzieję, że uda mi się rzadziej “odpływać”i częściej żyć w swoim prawdziwym rytmie. Pozdrawiam
Dziękuję bardzo Panie Zbyszku!
Czytając ten tekst czułem się, jakby napisał go Pan dla mnie na zamówienie. Po przeczytaniu czuję się zdecydowanie bardziej świadomym człowiekiem;) to bardzo pomocne. Dziękuję . Pozdrawiam.
Tekst bardzo na czasie. Najgorsze w tych wszystkich sytuacjach jest to, że duża część ludzi nie chce dostrzec tego problemu i cierpią.
Dziękuję Zbyszku
Nie zawsze nie chcą dostrzec problemu, bardzo często nie potrafią zmienić swojego nawykowego postępowania. Jak się latami wiodło życie przeżuwacza to nie jest tak prosto zerwać z tym z dnia na dzień, nawet jak się rozumie istotę problemu.
Tak, to jest nawyk i jego zmiana wymaga rzeczywiście wiele pracy. Wiedzieć, to za mało.
bardzo pomocny tekst, dzięki;)
Dobrym sposobem na “przeżuwanie” problemów i wszystkich naszych “niedoskonałości” może być zapisywanie natrętnych myśli na kartce. To daje nam poczucie pewnego spokoju. Zapisane na kratce = nie ma już w mojej głowie.
No chyba, że ktoś zanim się spostrzeże zapełnia zeszyt (jak mi się czasem zdarzał) 🙂 Ale jak niem, to rzeczywiście, cenna podpowiedź.
Zbyszku,
samo brzmienie słowa “ru-mi-na-cja” powoduje, że odechciewa mi się nawykowego ruminowania! Dałabym Ci Nobla za tę genialną nazwę!
Niestety chyba musiałbym oddać nagrodę tym, którzy naprawdę tą nazwę wymyślili. No i podzielić się z biologami :-). Rzeczywiści, sam nazwa zniechęca.
Dziękuję wszystkim 🙂 Cieszę, się, że się przydało.
Bardzo mądry tekst.
Bardzo podobają mi się cytaty, które przytaczasz autora Pema Cziedryn. Z jakiej książki pochodzi cytat w tym tekście: “zacznij tu gdzie jesteś. Jestem nie dość dobry? Cóż, jestem nie dość dobry. Zatem jako „nie dość dobry człowiek” zrobię wszystko, co tylko mogę zrobić.”? Jakie książki tego autora byś polecił Zbyszku?
Pozdrawiam serdecznie
Dziękuję bardzo. To jest dokładnie to co przeżywam w coraz większym stopniu od 3 lat. Tak się miotam a świat gdzieś obok swoim własnym tempem podąża.
Człowiek nie jest odpowiedzialny za swoje życie, czuje się jakby był sterowany, myśli się zapętlają aż w końcu nie możesz normalnie rozmawiać, odczuwać, spać jesć… stajesz się automatem. Różnych rzeczy próbowałem, najgorsza była walka ze sobą i z całym światem, bezustanne kontrolowanie myśli, siebie, pozorne “staranie sie byciem lepszym” w zw. z czym dni uciekały a ty nie mogłeś nawet na chwilę odetchnąć widząc tylko swoje błędy i ułomności. A inni, nawet najbliźli nie pomagali, wręcz odwrotnie.
To śmieszne jak człowiek może się całkowicie zmienić.
Kiedyś byłem bardzo zdystansowany do siebie do wszystkiego, bardzo pogodny, błyskotliwy, energiczny, pewny siebie, pomysłowy, twórczy i empatyczny. Bardzo lubiłem siebie 🙂
I chodź przez cały ten okres nie czułem się sobą a im bardziej czegoś chciałem tym bardziej to uciekało, to nie potrafiłem się zatrzymać i odpuścić.
W końcu zaczynam widzieć jaśniej, a Pana blog mi w tym pomaga choć ciężko będzie wrócić na właściwe tory i zacząć funkcjonować w teraźniejszości 🙂
Przepraszam za długi wywód 🙂
bardzo mądry tekst, mnie właściwie od wielu lat dotyka problem ruminacji – przeżuwania swoich porażek. Na własnym doświadczeniu wiem że nie da się znaleźć odpowiedzi w trakcie takiego myślenia i im więcej myślę, to chociaż pojawia się niby olśnienie, po chwili okazuje się że jednak wciąż mnie to trapi.Ten tekst trafił w samo sedno. Najbardziej podoba mi się ten fragment o zaakceptowaniu siebie po prostu takim jakim się jest. Trudno – odniosłam wiele porażek, popełniłam wiele błędów, straciłam wiele szans na własne życzenie – trudno, ale trzeba polubić siebie słabego. I choć to takie trudne czasem mi się to udaje. Wtedy czuję spokój i potrafię się cieszyć tym co tu i teraz. Taki jest świat – że wymaga się od nas byśmy byli wciąż lepsi i doskonalsi. A prawda jest taka że człowiek jest pełen słabości.
super napisane, wreszcie wiem co mi jest… całe życie tak mam, cieszę się, że nie jestem sama, nienormalna, odludek…. jak już wiem co to jest, jak się nazywa, mogę zacząć z tym walczyć, tzn próbować coś z tym zrobić… rozpoznanie wroga to najlepsza strategia ataku i wygranej 🙂
Bardzo mi pomogły Twe słowa.Szukałam tego,czego nie mogłam od dawna.
Dziękuje.
Borykam się z tym problemem od dzieciństwa, jeśli to mi pomoże, to znajdę Pana Zbyszka, żeby przybic mu piątkę.
Przez wiele lat uważałam, że życie nie ma sensu. Cokolwiek robiłam, ta myśl była tą przysłowiową łyżką dziegciu w garnku miodu.
Przez przypadek (a może nie?) przeczytałam książkę “Cud uważności”. Tchich Nhat Hanh’a, a potem inne jego książki. Dzięki nim odzyskałam radość życia. Znalazłam w nich techniki pracy nad sobą (między innymi i te, o których pisze autor artykułu o przeżuwaniu) i czuję, że to jest dobry kierunek.
Pozwoliłam sobie zalinkować do siebie jako wyjaśnienie definicji, piszę o własnych doświadczeniach i jak sobie z nimi radzę/radzić. Pozdrawiam, https://jaksietrzymac.blogspot.com/2018/05/sentymentalna-bestia.html
Bardzo dziękuję za ten tekst, świetna analiza ruminacji. Udostępniłam z odniesieniem do strony na Facebooku 🙂