Nie ma chyba rzeczy, których bardziej nie lubię jak przeprowadzki i remonty. Trzeba zwinąć całe codzienne życie równo poustawiane na półkach i poupychane w kątach. Zapakować je w pudła i wynieść na zewnątrz. A potem, wstawić je z powrotem i od nowa poustawiać.
Przez ostatnich kilka tygodni zajmowałem się zarówno remontem, jak i przeprowadzką. Pamiętam, że kilka lat temu, kupując moje obecne mieszkanie, myślałem głównie o tym, by mieć swoją pracownię. Gdy się wprowadziliśmy, w jednym z pokoi, do całej, prawie siedmiometrowej ściany przykręciłem półki. Od sufitu do podłogi. Cieszyłem, się, ze wreszcie nie będę musiał upychać książek, ani trzymać ich w pudłach. Że będę mógł w nich swobodnie grzebać. Że nie będę mógł je przynosić nie mając poczucia winy, że nie ma ich gdzie położyć. W sumie było to czterdzieści kilka metrów półek. Na początku, rzeczywiście było dużo luzu. Jednak po pięciu latach, by cokolwiek nowego zmieścić, musiałem mocno się napocić. Wiele książek nawet nie mieściło się na półkach – leżały poukładane w stosach na podłodze i stole. Ale i tak było dobrze. Jakoś z tą ciasnotą bym sobie poradził ( w końcu miałem jeszcze kilka wolnych ścian). Jednak kilka rzeczy zmusiło mnie do zmian.
Jedną z nich jest to, że w domu nie jest łatwo pracować. Szczególnie wtedy, gdy co pewien czas przychodzi mała osóbka i pyta:
– Tatusiu, mogę tutaj popracować?
Postanowiłem dać temu małemu pracownikowi mój dotychczasowy pokój a samemu wynieść się poza dom. Wynająłem biuro i zacząłem pakować wszystko do pudeł. To męcząca praca. Zapakować, okleić, wpakować na wózek, wywieźć na korytarz – a to dopiero początek drogi. Im bardziej byłem zmęczony, tym krytyczniej patrzyłem na książki.
– Czy ta książka jest mi naprawdę potrzebna? Zgoda, zacytowałem ją w pracy magisterskiej. Dokładnie mówiąc jedno zdanie. A teraz wozi się ze mną z jednego miejsca na drugie. Trzeba ją wyrzucić. A ta książka – podręcznik do programu komputerowego, którego już nikt nie używa – czy jest sens by zajmowała miejsce? Albo ta powieść, która się tu zabłąkała – co o na w ogóle robiła wśród książek o zarządzaniu? Poza tym, nie mam zamiaru jej czytać.
Szybko dotarło do mnie, że jestem typem kolekcjonera. Gromadzę, zbieram i upycham. Trudno mi coś wyrzucić. Aby dobrze funkcjonować moja powierzchnia magazynowa powinna się stale powiększać. Przypomniałem sobie, co Ryszard Kapuściński pisał o koczownikach: że są to ludzie, którzy idąc przed siebie porzucają wszystko. Ja jestem człowiekiem, który idzie przed siebie gromadząc wszystko. Moje “ja” rozciąga się na coraz większą liczbę rzeczy. Moje ja, tyje i pęcznieje, coraz bardziej utrudniając mi ruch.
Ale mimo tego odłożyłem na bok stos książek. Było ich ponad sto. Zapakowałem je do starej, popsutej walizki (pakując myślałem, po cholerę tyle lat trzymałem w piwnicy starą, popsutą walizkę) i postawiłem na korytarzu. Chyba przez tydzień chodziłem wokół niej, tłumacząc sobie: nie dziś, może jutro, może jeszcze rzucę okiem, czy nie ma tam czegoś potrzebnego. Miarka się przebrała przy okazji.
W kącie stał czerwony kij do szczotki. Sama szczotka gdzieś się zapodziała. Już chciałem wziąć kij i zanieść do piwnicy. Nagle dotarł do mnie absurdalność sytuacji. Mam bardzo małą piwnicę, a niedaleko jest duży sklep w mają cały dział ze szczotkami. Są tam wszelkie możliwe kije do szczotek, we wszelkich rozmiarach i kolorach. Dodatkowo z pasującymi do nich szczotkami.
Pomyślałem:
– No tak, gdy następnym razem będę potrzebował szczotki na kiju, pójdę do piwnicy, wyciągnę zakurzony czerwony kij, następnie pójdę do sklepu i będę szukał odpowiadające mu szczotki, dopiero gdy mi się uda dokręcę nową szczotkę. Czy to musi być takie skomplikowane? Dużo bym dał by tego uniknąć.
– Tak? – coś we mnie zapytało – a ile byś dał?
– Powiedzmy pięć dych. To mi zajmie z godzinę a do tego nie lubię starych szczotek.
– Dobrze się składa – coś odpowiedziało – nowa szczotka kosztuje pewnie z dwadzieścia złotych. Wyrzuć to i trzy dychy do przodu.
Zrozumiałem, że trzymając stare rzeczy zmuszam się tracenie na nie czasu. Zagracam swój świat i ograniczam swobodę ruchów. Wyrzuciłem kij do szczotki. I tak mnie to rozkręciło, że przy okazji pozbyłem się walizki z książkami.
Zadałem sobie też ćwiczenie. Codziennie mam za zadanie coś wyrzucić. Początkowo mogą to być rzeczy bezużyteczne, ale gdy ich zabraknie, będę to tzw. rzeczy potrzebne. Minęło już kilka dni. Ćwiczenie zaczyna mi coraz lepiej wychodzić.
Myślę, że nie tylko ja mam problem z gromadzeniem. Nasza kultura opiera się na gromadzeniu. Nikt z nas nie jest koczownikiem. Nasze szafy, regały, komody, strychy i piwnice pełną są rzeczy, których nigdy nie będziemy używać.
Gdy szkoliłem kiedyś likwidatorów szkód komunikacyjnych, uczestnicy opowiadali mi, o jednym z typów trudnych klientów. To ludzie, uczuciowo powiązania ze swoimi samochodami.
Likwidator mówi:
– Proszę pana, koszty naprawy tego samochodu kilkakrotnie przekracza jego wartość, nie opłaca się go naprawiać.
– Ale ja chcę go naprawić!
– Damy panu takie odszkodowanie, ze stać będzie pana na nowy, wygodniejszy samochód.
– Tu nie chodzi o pieniądze, jestem związany z tym samochodem, kochałem się w nim z żoną, woziłem nim swoje małe dzieci, byłem na wakacjach w Bułgarii.… wie pani ile wspomnień?
I człowiek dopłaca i jeździ starym, zdezelowanym samochodem. Świat czeka z nową ofertą: weź nowy, wygodny, taki, który się nie psuje, w którym twojej rodzinie będzie wygodniej. A on: nie, ten samochód jest dla mnie jak dziecko.
Wydaje się nam , że możemy mieć coraz to nowe rzeczy, z niczego nie rezygując. Niczego nie zmieniając i nie zostawiając za sobą. Marzymy o wielkim świecie o nowych wspaniałych domach samochodach, nie rozumiejąc, że witając się z nową rzeczą musimy pożegnać się ze starą.
Jeżeli chcesz zacząć wreszcie realizować swoje marzenia naucz się czegoś od koczownika. Naucz się wyrzucać stare rzeczy. Cały świat należy do ciebie. Nie trzymaj się kurczowe tego małego fragmentu, który masz pod ręką. Gdy otworzysz się na obfitość i bogactwo świata, nie będziesz musiał gromadzić starych rzeczy. Gdy otworzysz się na przyszłość nie będziesz musiał żyć w przeszłości. Samochód tego człowieka był świadkiem wielu wspaniałych chwil. Ale ten nowy przecież też może być. Nie musisz wozić ze sobą przeszłości. Czy myślisz, ze w twoim życiu nie będzie już żadnych szczęśliwych chwil?
Paradoks gromadzenia polega na tym, że im bardziej kurczowo trzymasz coś w dłoni, tym, więcej rzeczy jest poza twoją dłonią. Jeżeli chcesz być naprawdę bogaty i mieć wiele, to nie możesz wszystkiego kurczowo się trzymać. Choćbyś nawet miał przeogromną piwnicę.
Często ludzie nie realizują swoich marzeń, dlatego, że nie potrafią się pożegnać się z tym, do czego przywykli. Ktoś np. buduje firmę, a gdy ta się rozrasta nie potrafi zrobić kroku naprzód, bo zbytnio jest przyzwyczajony do starych ścian i starych metod działania. Zatrzymuje się i nie pozwala sobie na rozwój. Albo pragnie zostać szefem, ale nie potrafi pożegnać się ze starymi relacjami z dotychczasowymi kolegami z pracy. Albo pragnie zostać sławny i nie potrafi się pożegnać z dotychczasową anonimowością. Albo pragnie zamieszkać w nowym domu z ogrodem, ale nie potrafi wyobrazić sobie przeprowadzki ze swojego mieszkania.
Nie chodzi tylko o rzeczy. Jeszcze ważniejsze są nasze obrazy, jakie w sobie nosimy. Gromadzimy je i trzymamy się ich kurczowo. Niektóre leżą na dnie naszej wyboraźni od czasów dzieciństwa (np. Bóg z siwą brodą). Innych nauczyliśmy się później (np. meble z Ikei jako obraz wygody czy samochód Audi jako szczyt lukusu). Są takie, które dotyczą otoczenia i innych, ale te najważniejsze dotyczą nas samych. Dziewczyna, która była w szkole brzydka, uważa się za brzydulę. Chłopak, który musiał radzić sobie z brakiem pieniędzy i dziś uważa, że od ich zależy jego zycie. Ktoś, kto uważał się na “umysł ścisły” do dziś nie czyta prozy. Itd.
Umiesz wyrzucać starocie?
Ach, te książki…doskonale rozumiem. Poznałam już, że wyrzucanie może być frajdą uwalniającą energię:) zainspirowałeś mnie do napisania czegoś u mnie – stay tuned 🙂
Bardzo ciekawy wpis. Ja ucze sie wyrzucac niepotrzebne rzeczy juz od 2 lat – od czasu kiedy zobaczylem ze mam sytuacje patowa i stoje w bezruchu. Chcialem isc do przodu ale bez pozbycia sie emocjonalnego bagazu przeszlosci (w postaci rzeczy).
Warto poruszac takie tematy.
dla mnie najważniejszy był ostatni akapit
dotarło do mnie dzięki niemu coś ważnego
Ach gdyby to było takie proste jak pan to opisał. Ale od początku.
Ostatni akapit jest fascynujący. I inspirujący zarazem. Co do reszty to mam wątpliwości. Nie dlatego, żebym uważał “obrastanie” rzeczami za ważne, wygodne lub godne kultywowania. Po prostu dlatego że nie uważam tego co w niemieckim obszarze językowym zwykło się pogardliwie nazywać “Wegwerfgesellschaft” za model godny propagowania.
Doskonałym sposobem na “nieobrastanie” w dobra materialne jest regularny remanent naszych potrzeb. Rezygnacja ze zdobywania tego co nie jest nam niezbędne do codziennej egzystencji. Niekupowanie na zapas. Dlaczego nabył Pan książkę z której potrzebne było Panu jedno zdanie?
Dlaczego nie potrafi Pan się zastanowić nad innym zastosowaniem dla kija od szczotki? W afryce widziałem biedne społeczności nie produkujące odpadów. Doprowadziły one sztukę recyclingu do mistrzostwa. Wyrzucając stary kij od szczotki wyrzucamy być może również refleksję nad jednym z tysiąca możliwych zastosowań, postępując jak dumni konsumenci których stać na wyrzucanie i kupowanie rzeczy które można w każdej chwili wyrzucić. Aby zrobić miejsca na nowe rzeczy do wyrzucenia.
Mając 18 lat wyprowadziłam się z moją rodziną do większego miasta. Mieszkanie jednak nadal należało do nas. Zostało w nim mnóstwo rzeczy… nikomu nie potrzebnych. Jeździłam tam i wiele razy chciałam zrobić porządek.
Nie zdążyłam, któregoś dnia w mieszkaniu doszło do zwarcia. Spaliło się, na szczęście strażacy zdołali ugasić ogień zanim zajął się cały budynek. Kiedy zobaczyłam co zostało… nie do opisania… Wszystko walało się po mieszkaniu, spalone, przesiąknięte dymem. Stare zabawki z dzieciństwa, stare książki, dawno zapomniane ubrania, bielizna, stary sprzęt sportowy, stare pamiętniki … bardzo bolesne przeżycie.
Tego dnia postanowiłam, że nigdy już nie będę przywiązywała się do rzeczy.
Naprawdę, nie warto.
Poza tym …. oszczędźmy bólu bliskim, którym po naszej śmierci bardzo trudno będzie cokolwiek wyrzucić …
Zamiast wyrzucać można komuś podarować… Gdy nie ma w pobliżu chętnych można np. udostępnić na aukcji internetowej zestaw tematyczny książek za złotówkę, żeby ktoś zainteresowany skorzystał… Z gratami gorzej, można postawić obok śmietnika – może ktoś się skusi…
Na ubranka dla dzieci, książki, kosmetyki, czasami stare meble i niezniszczone ubrania można znaleźć chętnych… Wyrzucanie do śmieci w pozostałych przypadkach jest uzasadnione :).
2 razy w roku robię przegląd w mieszkaniu. Rzeczy/książki/ubrania, których nie używałem od 3 lat zanoszę do Caritasu, przekazuję do Domu Dziecka lub wystawiam przy śmietniku.