Szukanie dziury w całym

Znajoma kupiła sobie jakiś czas temu nowy samochód. Śliwkowy lakier, w środku jasna skóra. Samochód prezentował się wspaniale i przez jakiś czas wspaniale się sprawował. Jednak w którymś momencie zaczęły pojawiać się usterki. Niby nic poważnego, ale trzeba było co pewien czas jeździć do warsztatu. Moja znajoma powiedziała mi, że dopiero podczas jednej z takich wizyt, gdy przyglądała się przez szybę pracy mechaników, dotarło do niej, czym jest samochód. Że to nie jest tylko kształt i kolor karoserii oraz rodzaj tapicerki i wyposażenia, ale niesamowicie skomplikowana maszyna, która kręci się, wiruje i jakimś cudem trzyma się w całości. Jej zdziwienie byłoby jeszcze większe gdyby zobaczyła, jak w warsztacie, który jest niedaleko mojego biura, mechanicy rozbierają silnik na części. Zawsze ich podejrzewam, że po zakończonej pracy zamiatają wszystko do kosza, a do samochodu wstawiają nowy silnik, kupiony w sklepie. Nie bardzo chce mu się wierzyć, że ktoś potrafi to złożyć w całość. Gdy człowiek zaglądnie pod maskę i przyjrzy się przez chwilę temu, na co do tej pory nie zwracał uwagi, dociera do niego jak precyzyjnie muszą ze sobą współpracować tysiące części i układów byśmy mogli po prostu wsiąść i pojechać do sklepu na zakupy.

Jeżdżę znacznie starszym, brzydszym i bardziej wyeksploatowanym samochodem niż moja znajoma. Jednak oprócz kilku przeglądów okresowych nigdy nie byłem z nim w warsztacie. Moja granatowa Toyota, mimo, że zrobiła już prawie sto dwadzieścia tysięcy kilometrów, ani razu się nie popsuła. Na co dzień traktuję to jak coś zupełnie normalnego. Ale gdy uświadomię sobie te wszystkie współpracujące ze sobą części i układy, wydaje mi się to niemal cudem. Kto zrobił taką maszynę? Komu udało się złożyć w całość te kilkaset kilogramów metalu, gumy i tworzyw sztucznych, bym bez żadnej awarii mógł pokonać odległość trzykrotnie dłuższą od obwodu ziemi?

Gdyby szukać jednej osoby, trzeba by było wskazać na Taiichi Ohno. To inżynier, który w czasach gdy Toyota (podobnie jak inne japońskie produkty) była synonimem tandety, wpadł na dziwny pomysł.

Ohno wzdłuż taśmy montażowej, przy każdym stanowisku pracy umieścił żółty sznurek. Wystarczyło za niego pociągnąć, by zatrzymać całą taśmę. Pracownicy mieli za zadanie używać tego sznurka, ile razy znajdą jakąkolwiek usterkę czy wadę. Pozostali producenci samochodów uznali ten pomysł za bzdurny. Zatrzymywać całą taśmę produkcyjną, tylko z powodu jakiejś małej usterki? To nieporozumienie. Przecież wystarczy kontrola jakości na końcu taśmy.

Takim pomysłem byliby oburzeni też specjaliści od rozwoju osobistego. Od razu można by było od nich usłyszeć: w życiu trzeba się skupiać na pozytywnych stornach. Na tym, co ci wychodzi, a nie na błędach. Idź do przodu i nie przejmuj się małymi błędami. Ludzie, którzy nazywają siebie „specjalistami od prawa przyciągania” (bynajmniej nie chodzi o naukowców zajmujących się grawitacją) powiedzieliby: skupianie uwagi na usterkach prowadzi do przyciągnięcia jeszcze większej ilości usterek. Specjaliści od pop-psychologii wyjaśniliby: nie wolno dawać swojemu wewnętrznemu krytykowi takiej władzy. Zgodnie z zaleceniami tych wszystkich ekspertów, Toyota powinna być najbardziej usterkowym samochodem we wszechświecie, a dodatkowo najbardziej kosztownym i najbardziej pracochłonnym.

Ile razy przekręcam kluczyk w mojej starej, wysłużonej Toyocie, wszystkie teorie na temat patrzenia tylko na pozytywne strony biorą w łeb. Krytyczne myślenie nie jest szkodliwym nawykiem. Jest niesamowicie skutecznym narzędziem.

Rady, by patrzeć na świat tylko przez różowe okulary dają najczęściej ludzie, którzy w życiu nic nie osiągnęli oprócz napisania paru książek. Gdy jedyne, co w życiu robisz to pisanie książek motywacyjnych i wygłaszanie mniej lub bardziej podobnych wykładów o tym, jak „nic nie zmieniając wszystko zmienić”, możesz być przekonany, że da się żyć, patrząc tylko na to, co dobre. Wystarczy jednak zabrać się za jakiekolwiek zadanie: utrzymanie domu, wychowanie dzieci czy wyprodukowanie samochodu.

W normalnym życiu, jeżeli nie potrafisz patrzeć krytycznie – jeżeli nie potrafisz dostrzegać braków, usterek i błędów – nie uda ci się wiele osiągnąć. Umiejętność wynajdywania dziur i tego, co jest nie tak nie jest powodem do zmartwień. Jest talentem.

Oczywiście można tą umiejętność źle wykorzystać. Zamiast zmienić to, co jest nie tak zacząć się nad tym rozczulać. Ale o tym ryzyku nieco później.

Dziś pytanie: Co w ogóle myślisz o swoich umiejętnościach krytycznego (skupionego na brakach) myślenia? Czy pomagają ci, czy utrudniają życie? Czy pamiętasz jakąś sytuację, w której twoje wyczucie na braki i problemy pomogło Ci? Czy pamiętasz jakąś sytuację, w której Ci utrudniło życie?

5 komentarzy

  1. jeśli nie dostrzegam braków, to ze strachu – może okaże się że znowu coś nie wyszło. że do czegoś się nie nadaję, itp. Czasem wolę oszukiwać się że „tak musi być”, „inni przecież mają gorzej”. Albo boję sie że zostanę uznana za zrzędę. „wiecznie niezadowoloną”.
    Ale swoją drogą czy tak właśnie nie jest? Mam wrażenie, że w naszej kulturze ludzie kótrzy są chopdzącym pozytywnym myśleniem 🙂 dostają łatkę tych, „którzy zawsze się czepiają”? Dam przykład, mój bliski znajomy prowadzi sklep w niedużym, mieście. Biznes wyraźnie nie idzie. Gdyby miał umiejętność, o kórej piszesz Zbyszku, zadałby sobie pytanie „co mogę zmienić?” lub wręcz „czy to ma sens, może zmienić wszystko?” Jaka jest jego reakcja – „no coż, to handel, a w handlu tak już jest”

  2. Świetny komentarz Bea! „Tak już jest” i „Na pewno się ułoży” to dwaj koledzy, którzy psują życie wielu ludzi. Przy okazji „tak już jest” to chyba hasło Kłapouchego.

    Doskonały przykład znajomego. Nie rozwiązywane problemy nie znikają, ale przesuwają się na jutro. Ja sam – wstyd się przyznać – czasem tak działam. Aby uniknąć chwilowego dyskomfortu związanego z działaniem, wolę skazywać się na duży dyskomfort tyle że jutro. Nauczyłem się dobrze sobie radzić w sytuacjach awaryjnych (adrenalina, koncentracja), ale ciągnie nie nauczyłem się działać gdy nic nie jest jeszcze na ostrzu noża. Ciągle się staram tego uczyć. patrzeć, co z tego co robię nie ma sensu, co jest stratą mojego czasu, albo moich możliwości działania. Na początku to wydaje się nieco straszne. Ale z czasem staje się normalne. Te wszystkie moje głupoty przestają być „negatywnymi” rzeczami ale stają się po prostu „tym, co jest do zrobienia”.
    Ideałem jest to to, pisał Lao Tsy:

    Weź ciężar na swoje barki,
    kiedy jest łatwy do udźwignięcia,
    I sprawy wielkiej wagi podejmij,
    Kiedy wydają się jeszcze drobnostkami
    Wszystkie kłopoty tego świata są możliwe do rozwiązania,
    Dopóki nie przekroczą zwykłych ludzkich możliwości.

    Lekceważenie często bywa przyczyną nieszczęścia”

    Tao Te King,przekład Michał Frostowicz – Zahorski

    Amen!

  3. Sama radzę sobie z moimi błędami i problemami dostatecznie, ale zdarza mi się ranić bliskich „szukaniem dziury w całym”, bo nie każdy ma silną wolę tak jak ja i potrafi coś zmienić własnym działaniem. Tu zaczyna się pod górę – ciężko komuś wytłumaczyć jak wiele od niego samego zależy, a jak nie zechce to ja na siłę mu życia nie zmienię i w efekcie wychodzi „wszystko źle”, bo człowiek czuje się skrytykowany, a ja sama tracę siłę, zostaje poczucie porażki i osamotnienia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *