Pod wpływem snu zacząłem myśleć o swoim pierwszym domu. Nie było łatwo przypomnieć sobie jaki naprawdę był. Wokół rosły wierzby, grusze i wiśnie. Można było wyciągnąć koc i w bujnej trawie czytać książki z miejscowej biblioteki. Można było wspinać się na drzewa i na najwyższej gałęzi udawać, że to bocianie gniazdo, z którego wypatrujesz nieznanych lądów. Przedzierać się przez wysoką trawę, uważnie stawiając stopy, tak by cię nie odkryło wrogie plemię. Zbierać polne kamienie, lśniące od deszczu i zakopywać jako skarby. Patrzeć na odległy horyzont i planować, że któregoś dnia sprawdzi się co za nim jest. I tak dalej… pewnie każdy ma w sobie takie cudowne miejsca. Człowiek się rodzi, rozgląda wokół i odkrywa, że żyje we wspaniałym zakątku świata. To w końcu jedyne miejsce które zna, a do tego by czuć się z sobą dobrze nie trzeba mu aż tak wiele.
Ale później, kto wie kiedy, uczymy się patrzeć inaczej.
Dowiadujesz się, że twój dom, który tak lubiłeś to stara, rozpadająca się rudera. Że to wstyd tu mieszkać i wstyd kogoś zaprosić. Że te meble, za którymi tak dobrze było się chować to odrapane graty. Od rówieśników dowiadujesz się, że twoje zabawy są głupie, że znacznie fajniej jest rozbić komuś nos (najlepiej tobie) i z tego rechotać.
Zaczynasz się starać. Ukrywasz to, co wzbudza lekceważenie. Nie chwalisz się i nie zapraszasz. Gdy trzeba zaciskasz pięści.
Gdybyś po kilku, kilkunastu latach spojrzał w tył, zobaczyłbyś, że ci wszyscy, którzy cię zawstydzali, wcale nie byli tacy eleganccy, silni czy elokwentni jak im się wydawało. Ale nie patrzysz, bo jesteś już zajęty pokazywaniem się od dobrej strony innym. Jak mam się ubrać? Jak mam umeblować swój pokój? Jaką mam mieć fryzurę? Jak mam wyglądać? Przecież nie chcesz się siebie wstydzić. A potem poważne problemy młodego człowieka, poważne problemy dorosłego… i ta dalej.
W śnie wróciłem do domu. Było w nim pełno gości. Wszystkich poznałem wiele lat po tym, gdy już się z niego wyprowadziłem. Weszli do środka, a ja czułem potworny wstyd. Wstydziłem się tego domu. Widziałem go jako rozpadającą się ruderę, pełną odrapanych, brudnych gratów. Wstydziłem się, że widzą skąd jestem.
Wstyd. Dołącza do nas w którymś momencie życia i wlecze się za nami krok w krok.
Umiemy sobie z nimi jako tako radzić. Wystarczy przecież tylko trochę się postarać. Wystarczy nikogo nie wpuszczać do starego domu. Unikać miejsc, które mogą wzbudzić wydęcie ust i zmarszczenie nosa.
Ogólnie wstyd nie jest taki zły. Strach pomyśleć, co by było, gdyby nikt niczego się nie wstydził. Bardzo dobrze, że wstydzimy się dłubać w nosie, paradować po mieście w pidżamie, mieć na głowie zmierzwiony kołtun czy zaprosić kogoś do mieszkania, w którym leży sterta niepozmywanych talerzy.
Problem zaczyna się wtedy, gdy zaczynamy się wstydzić czegoś, co tak naprawdę jest dla nas cenne i ważne, co jest gdzieś u naszej podstawy. Problem jest wtedy, gdy wstydzimy się siebie samych, albo jakieś istotnej części siebie.
Gdy się obudziłem, ucieszyłem się z tego snu. Nie dlatego, by wstyd był czymś przyjemnym. Dlatego, że mogłem go poczuć w otwarty sposób.
Zazwyczaj nawet nie uświadamiamy sobie swojego wstydu. Zanim go poczujemy robimy coś, co pozwala go uniknąć (tydzień temu, takie zachowania nazwałem odstraszaniem słoni) .
Unikamy wstydu – świetnie, mniej bólu, ale nasze życie staje się uboższe. Nie nawiązujemy nowych kontaktów (wstydzę się zacząć rozmowę), nie mówimy tego, co chcielibyśmy powiedzieć (wyśmieją mnie), nie robimy tego, na co mielibyśmy ochotę (co sobie ludzie pomyślą, wykpią mnie).
Lepiej się nie wychylać, lepiej się nie zdradzać, lepiej się nie narażać na kpinę.
Nie ma wstydu, ale nie ma też życia.
Dlatego takie cenne jest uświadomić sobie swój wstyd. Gdy ci się to uda, zatrzymaj się na chwilę. Przyjrzyj mu się. To nic złego czuć wstyd. On tylko stara się, na swój sposób ochronić cię przed niebezpieczeństwem. Chce dobrze.
Ale zanim mu się poddasz i zrobisz to, co ci podpowiada, zastanów się czy naprawdę, tym razem jest powód do tego by się chować?
Może ten twój „stary dom” nie był aż taki beznadziejny, może śmiało można było tam zaprosić gości i nikt nawet by nie zwrócił uwagi na to, że coś z nim nie tak. Spróbuj popatrzeć oczyma dziecka, które jeszcze za bardzo nie jest świadome ocen, krytyki i spojrzeń innych.
Czy to, czego się teraz wstydzisz, przeszkadzałoby ci, gdybyś był na bezludnej wyspie, albo wśród ludzi, którzy dobrze ci życzą i których dobrze znasz? Gdybyś nigdy w życiu nie słyszał jak ktoś to krytykuje, czy dziś byś się wstydził>
Nie zachęcam cię do tego by łamać każdy przypadek wstydu. – Nigdy się nie wstydź, idź do przodu! – to nie jest aż tak dobry pomysł. To nic złego, gdy człowiek jest wrażliwy na innych. Chodzi o to, by nie poddawać się wstydowi automatycznie.
Co zrobić, gdy dojdziesz do wniosku, że po pierwsze się wstydzisz, po drugie wstydzisz się jakieś istotnej części siebie? Wytrzymaj swój wstyd a potem zrób coś trochę wstydliwego. To nie musi być coś niezwykle odważnego. Wystarczy choć troszkę wystawić się na kpinę. Np. jeżeli wstydzisz się coś napisać (bo ludzie cię wyśmieją), napisz coś nieprzemyślanego; gdy wstydzisz się wyglądać nieporządnie, ubierz jedną rzecz, która nie pasuje do reszty.
Zrób jakąś małą, wstydliwą rzecz, a potem przyjrzyj się jak reagują ludzie. Śmieją się? Kpią z ciebie? Odwracają się z niesmakiem?
Ale pamiętaj: Patrz na nich! Nie domyślaj się, nie czytaj w głowie. Nie zgaduj jak się czują. Uważnie obserwuj. Jeżeli myślisz sobie: – Na pewno uważają, że to żałosne, od razu zadaj sobie pytanie:
– Skąd to wiem? Jakie mam na to dowody?
– Bo mi się tak wydaje, bo na pewno tak jest – to nie jest odpowiedź , czy ktoś coś powiedział? Czy ktoś się odwrócił? Czy przynajmniej zmarszczył nos?
Zobaczysz, że często nic takiego się nie dzieje. Że kpiny, przed którymi uciekasz są tworem twojej wyobraźni. To twój wewnętrzny, grecki chór złożony z duchów przeszłości (głosy krytycznych rodziców, bliskich, sąsiadów, kolegów i koleżanek, sympatii itd.). Być może ktoś kiedyś śmiał się z ciebie, ale dziś to ty tylko wspomnienie. Przestań je podgrzewać a zblaknie.
Podsumowując:
- Uświadom sobie swój wstyd. Nie uciekaj przed nim. Poczuj go.
- Popatrz na to, czego się wstydzisz z innej strony. Czy dla ciebie to coś cennego? Czy naprawdę masz powód by to ukrywać?
- Zrób coś, co łączy się ze wstydem. Nie musisz wybierać rzeczy, której bardzo, bardzo się wstydzisz. Na początek coś małego.
- Obserwuj uważnie reakcję ludzi. Nie czytaj w ich umysłach ale szukaj dowodów. Czy ktoś cię krytykuje albo wyśmiewa.
5. Oceń swój wstyd teraz. Czy twój wstyd się zmniejszył czy zwiększył?
Drogi Zbyszku,
Jak zwykle od Ciebie, świetny tekst. Ważny i do zatrzymania, do poczucia tego wstydu. Pięknie różnicujesz, ten który oddziela nas od samych siebie, od tego, który mamy „dzięki” innym. Dzisiaj zapytam się siebie przed snem, czego się wstydzę.
Dziękuję i pozdrawiam serdecznie
Liliana
Chyba czytałem kiedyś podobny artykuł dotyczący strachu.
Tutaj jest o wstydzie w znaczeniu „boję się/obawiam się czegoś”, bo jest jeszcze wstyd w znaczeniu „żałuję, cze coś zrobiłem/nie zrobiłem” czy tak?
Jak najbardziej chodzi Zbyszkowi o wstyd odnoszący się do przyszłości (czyli do czegoś czego nie ma – taki lekki paradoks ;-)).
Ja na przykład chciałbym czasem porozmawiać z tzw. dzieckiem. Ale się wstydzę. Mam wrażenie, że ludzie myślą penisami (czasem w ogóle ich nawet nie mając!) i stwierdzają, iż dorosły normalny facet nie powinien ot tak sobie rozmawiać z 10-latkiem niebędącym jego synem / kolegą syna / krewnym / synem kolegi itd; na pewno chodzi mu o seks. Póki co wychodzi mi jedynie rozmowa po pijaku. Pamiętam tego typu rozmowę na starówce pewnego miasta. Zagadałem, bo byłem ponadprzeciętnie śmiały dzięki procentom… Chłopiec miał 11-12 lat. Staliśmy przy zaparkowanym rowerze i rozmawialiśmy o… rowerach (w tym o pedałach, hehe). Jedna z najfajnieszych rozmów z człowiekiem w ogóle, abstrahując od wieku.
Albo niedawno byłem nad morzem, po raz pierwszy w życiu zimą. Widziałem chłopaka wracającego ze szkoły i miałem ochotę zagadać o jego tambylcze życie, o to czy często bywa na plaży, czym jest dla niego, urodzonego tam, morze. Ale się wstydziłem. Nie wyartykułowałem sobie tej myśli, ale podświadomie poczułem, że jeszcze ktoś by to zauważył i mnie podkablował. Ktoś, kto stanowczo zbyt często czyta Fakt i/lub ogląda Polsat News. No bo jak to, dorosły „zaczepiejący” dziecko. Jakiś zboczeniec na pewno.
To oczywiście tylko przykład mojego wstydu. Przede wszystkim wstydzę się pójść do psychoterapeuty (a chyba już znalazłem „tego jedynego”) i powiedzieć mu o czymś dla mnie wstydliwym, mianowicie o tym, iż poza pracą nie robię nic konstruktywnego, dającego satysfakcję nieco inną niż tylko estetyczną, po obcowaniu ze sztuką czy przyrodą.
Bartek, może lepiej pielęgnuj w sobie wstyd do zaczepiania dzieci. Jak to czytam, to mam uczucie, że coś tu jest nie tak. Normalny zdrowy dorosły człowiek nie odczuwa potrzeby zaczepiania dziesięciolatków.
„Normalny”, „zdrowy”, „zaczepianie”… Z takimi epitetami nijak nie da się dyskutować. Dlaczego? Bo odnoszą się do norm obyczajowych. A norma jest jaka jest – i kropka. Z normą się nie polemizuje. Gdyby społeczeństwo zabraniało nosić niebieskie majtki w dni parzyste, to trzeba by to przyjąć za dobrą monetę. Bo tak. Bo taka jest wola Wielce Szanownego Społeczeństwa. Co ciekawe każdy człowiek chciałby być prawdziwie wolny i np. móc bez skrępowania rozmawiać z ludźmi w każdym wieku, w tym z tzw. dziećmi (sic!) – ale czuje jarzmo Norm. Boi się Tego Drugiego, który jest tak samo zniewolony i lękliwy, tylko niekoniecznie w tych samych obszarach. Jakby Wielki Brat patrzył – tylko nikt jeszcze nigdy go nie widział, jak to Wielkiego Brata.
Wiesz, co najbardziej mnie ujęło w tamtej rozmowie z chłopakiem przy rowerze? Chłopakiem, nawiasem mówiąc, z tego co pamiętam bynajmniej nie typu „łobuza spod trzepaka”. Fakt, iż to on ją zakończył i sposób dokonania tego (cytując z pamięci): „Przepraszam pana, ale muszę już kończyć, bo rodzice zaczną się niepokoić. Dziękuję za rozmowę i do widzenia”. Norma została złamana i świat się nie zawalił. Nieznana wcześniej sobie para ludzi (tak, ludzi…) porozmawiała kilka minut ku frajdzie obu stron. Można? Można. Można też, zgodnie z Normą, zabraniać dzieciom jakichkolwiek rozmów z tzw. dorosłymi, zaszczepiając w nich lęk i poczucie, że świat to niebezpieczne, a przynajmniej nieprzyjazne, miejsce. Wybór należy do rodziców…
Kontakty z dziećmi to tylko przykład, rodzaj pewnej intelektualnej prowokacji. Jeśli chodzi o mnie, warunkiem mojego szczęścia one nie są. Jest nim natomiast poczucie, że niewolę Norm i związanego z nimi wstydu ograniczam do niezbędnego minimum, wynikającego z drastycznych różnic w poziomie intelektualnym członków społeczeństwa.
O to właśnie jest jeszcze gorsze, rozpamietywanie, cofanie się, ocenianie decyzji, żalowanie ich :/ (dlatego tekst o podejmowaniu decyzji czytam.. Ciągle i ciagle)
Ciesze się że piszesz znowu Zbyszku. (3 wartościowe artykuły w takim tempie tematycznie zbliżone do siebie, wow 🙂 ) Ten jednak mnie najbardziej poruszył, od zawsze byłem wrażliwym człowiekiem (z całej 4 rodzeństwa byłem ten najwrażliwszy – przynajmniej tak twierdzi moja mama) Byłem spokojny, gdzieś tam zawsze odlatywałem myślami – marzyciel. W szkole nauczono mnie że bycie spokojnym to nic wartościowego, trzeba być pełen wigoru nie przejmować się opiniami rodziców/nauczycieli i tak jak piszesz dać komuś po pysku – to dopiero coś. Gotuje się we mnie złość, na to że cenione było (i nadal jest) takie puste podejście do życia. Wzbiera się we mnie chęć zemsty i jednocześnie niepokój. Tylko że myślę że to jest jakaś pętla. Nie chce mieć nic wspólnego z byłymi znajomymi , ale gdzieś to nadal we mnie siedzi , mam ochotę się na nich zemścić za wszystko – za to jak mnie traktowali , jak niszczyli moje poczucie wartości i wykorzystywali bo myślę że w ten sposób udowodnię swoją siłę. Oni wtedy będą cieniasmi – kuszące podejście. Jednak spróbuje inaczej, postaram się wybaczyć i to jest trudniejsze ale wiele bardziej wartościowe, przyniesie ulgę pewnie. Jeszcze raz dziękuje Tobie Zbyszku za wszystkie wspaniałe teksty, dzięki nim zawsze coś sobie układam. Dzięki
Czasami czuję, że mój wstyd zależy tylko od towarzystwa w jakim się znajduję. Mimo iż zrobiłem kilka głupot wykraczających poza normalne ludzkie zachowanie to bardziej przejmowałem się tym co powiedzą inni. Myślę że to co proponujesz Zbyszku może zadziałać. Bo jak inaczej osiągnąć to czego się pragnie pozostając w cieniu swojego wstydu przed innymi.
Tak przy okazji chciałem zapytać czy planujesz uruchomić ponownie projekt działaj teraz??
Dziękuje za kolejny tekst i pozdrawiam.
Janek zazwyczaj przecieniamy stopień surowości ocen jaki formułują inni na nasz temat w przypadku popełnienia przez nas głupstwa. Sam to sprawdziłem 🙂 i specjalnie powiedziałem coś głupiego w towarzystwie znajomych, ja miałem negatywne myśli i czułem wstyd a oni nawet tego nie zauważyli.
Zbyszek również jestem zainteresowany, projektem w rodzaju działaj teraz albo nawet bardziej długoterminowym. Proszę daj znać, czy nadal planujesz uruchomić taki projekt.
Pozdrawiam serdecznie.
Czekam już prawie trzy tygodnie na opublikowanie mojej riposty na odpowiedź Andrzeja. Publikację dla mnie ważną, gdyż jego wypowiedź ociera się o szkalowanie. Sebastian z kolei czeka ponad trzy tygodnie na odpowiedź (w tę lub „we w tę”) odnośnie szkolenia (o ile nie machnął jeszcze ręką).
Tak w praktyce wygląda, Zbyszku, twoja polityka „niebycia tak perfekcyjnym, tak wymagającym wobec siebie”, „dawania sobie czasu” czy „traktowania EW jako poboczny projekt”.
Prowadzenie bloga tak wyraźnie odnoszącego się do emocji to odpowiedzialność – nie tylko za swoje refleksje, ale przede wszystkim za odczucia czytelników, w tym tych, dla których nie jest to kwestia poboczna, a przynajmniej nie w takiej mierze jak dla ciebie.
Tak więc, Zbyszku, do dzieła – działaj teraz!
Bartku, dobra, zatwierdzam, ale szczerze mówiąc nie ogarniam tej dyskusji. I tak, ja też boję, że w twoich wypowiedziach i odczuciach jest coś czego.. ja wiem, po prostu nie ogarniam . Takie dyskusją są w ogóle dla mnie sygnałem porażki. Wiele lat temu podjąłem decyzję, że tym na czym mi najbardziej zależy jest pomaganie tym, którzy już sobie radzą. Serce mi się kraje, gdy widzę ludzie ściśniętych lękiem, depresją i wieloma innymi problemami. Ale wiem, że nie umiem im pomóc. Mogłem być terapeutą, ale z tego zrezygnowałem. Dobrze zrobiłem bo się nie nadaję do tego. Są znacznie, znacznie lepsi i lepiej wyposażeni. Zawsze pisałem dla ludzi, którzy dobrze sobie w życiu radzą i chcą radzić sobie jeszcze lepiej. Tymczasem właśnie ci ludzie coraz częściej mi mówi: to jest za bardzo głębokie / odleciane / skomplikowane / pokręcone / przefilozofowane.. my potrzebujemy prostych i skutecznych technik. Wiem dlaczego tak się stało – sam znalazłem się w ciemnej dolinie. Znalazłem się, ale nie zamierza w niej zostać. Nie znam się na głębokich kwestiach (nawet jeżeli takie robię czasem wrażenie). Nie wiem jak sobie radzić z poważnymi problemami. Nie kumam i nie chcę kumać tak skomplikowanych rzeczy. Wiem, że dla ciebie to są ważne rzeczy – pytanie dlaczego nie miałbyś założyć swojego bloga i pisać o nich? To nie jest trudne, a samo pisanie porządkuje w głowie. Jeżeli chodzi o EW – przez jakiś czas nie będę na niej działał ani teraz, ani jutro. Jest to na mojej liście pt. „Jak tylko będę mógł to z dużą przyjemnością” ale na razie nie mogę. Ale wiem też, gdy zacznę działać, ten tekst po prostu wyleci. EW stanie się znacznie, znacznie bardziej prosta i konkretna. Tyle na dziś, bo muszę skończyć klientowi stronę 🙂 Pozdrawiam.
OK, Zbyszku, twoja decyzja. Będę mimo wszystko czekał na kolejne artykuły, bo ostatnio nawet ich lektura przestała mnie dołować (w sensie: „czytam to i czuję się jak z innej planety”), mimo że na żadne działanie i tak ona się nie przekładała. Były one (są) dla mnie po prostu fajną intelektualną miniprzygodą. A już to jest bardzo cenne.
Życzę zatem skutecznego wydostawania się z ciemnej doliny i pozdrawiam serdecznie.
Bartek zobacz stronę http://www.started.pl, Ja się nie czuje zawiedziony Zbyszkiem, chociaż przyznam że przechodziły przeze mnie różne negatywne emocje gdy zobaczyłem nowy projekt. Ostatecznie doszedłem do pozytywnych wniosków, ale naprawde szkoda mi energiiwewnetrznej, wiem że nie będzie tu już tak wielu tekstów tak jak kiedyś ale wiem że trzeba za coś żyć. Pozdrawiam wszystkich