1. We wszystkim, za co się weźmiesz możesz osiągnąć sukces, chyba, że…
We wszystkim, za co się weźmiesz możesz osiągnąć sukces…. To prawda. Gdy człowiek to słyszy ma ochotę ruszyć w drogę. Ale poczekaj. Jest jeszcze kilka zastrzeżeń. Kilka dopisków drobnym drukiem. Kilka rzeczy, o których się nie myśli na początku ale od których zależy, czy uda ci się dojść tam gdzie zmierzasz.
We wszystkim, za co się weźmiesz możesz osiągnąć sukces, …
…jeżeli w tym, co będziesz pracował jak artysta a nie wyrobnik. Wyrobnik to odtwórca. Nie robi więcej niż konieczne, trzyma się starych sprawdzonych sposobów, robi to, co inni, nie szuka nowych sposobów, zadawala się jakotakością.
… jeżeli poradzisz sobie z oporem, który co rusz będziesz spotykał. Opór to druga strona życia pasją. Tak jak pasja, jest częścią ciebie. Nie można z pełnym zaangażowaniem robić czegoś, na czym ci zależy i nie doświadczać oporu. Co gorsza, oporu nie można do szczętu wyeliminować. Przeciwieństwem człowieka spętanego przez opór nie jest człowiek wyluzowany. Wyluzować się możesz, gdy przestaje ci na czymkolwiek zależeć, gdy chcesz jedynie spokojnie oddychać, jeść i spać. Przeciwieństwem jest człowiek, który żyje z oporem i wykorzystuje go jako pomoc w swoim twórczym działaniu.
…jeżeli będziesz zaradny i będziesz umiał rozsądnie zadbać o swoje interesy – inaczej mówiąc, gdy będziesz umiał chodzić po ziemi. Oczywiście, że to wszystko, co wokół nas to w istocie energia i duch. Ale chwilowo ta energia przybrała postać materii. Jeżeli widzisz przed sobą pole to potrzebujesz łopaty i motyki. Możesz być samym Buddą, ale jeżeli będziesz tylko medytował, warzywa nie wyrosną. Teilhard de Chardin napisał piękny Hymn do materii („Bądź błogosławiona, szorstka Materio, jałowa glebo, twarda skało, ty, która ustępujesz tylko przemocy i zmuszasz nas, byśmy pracowali, skoro chcemy jeść”). Materii owszem należy się szacunek i podziw, ale jeszcze bardziej – odpowiednie narzędzia. Umiejętność zatroszczenia się o swoje materialne potrzeby nie jest objawem przyziemności czy braku duchowości. Wręcz przeciwnie. Jest objawem dojrzałości. Osiągniesz sukces, gdy będziesz umiał rozsądnie (ani zbyt przesadnie, ani zbyt niemrawo) zajmować się potrzebami materialnymi (swoimi i bliskich).
2. Chodzenie po ziemi nie zaszkodzi twojej pasji (punkt trzeci)
Te trzy punkty to mniej więcej spis treści tego cyklu. Gdy zabierałem się do tematu tydzień temu, myślałem, że skupię się głównie na trzecim: jak działać na wolnym rynku i troszczyć się o swoje interesy.
Mało kto lubi się tym zajmować. Gdy robisz coś, co cię pasjonuje, najczęściej drażnią cię wszystkie tego typu sprawy. Najchętniej całkiem byś się ich pozbył i oddał je jakiemuś agentowi, menedżerowi czy coachowi.
Marzenie o agencie
Sam dosyć długo czegoś takiego pragnąłem. Marzyło mi się by znaleźć agenta, który by zajął się moją karierą. Kogoś, kto by szukał wydawnictw, wysyłał im propozycje, negocjował umowy, nadzorował marketing, kontaktował się z czytelnikami, zbierał materiały itp. Ja bym robił tylko to, co najbardziej lubię i umiem: siedział i pisał.
Dziś, mimo, że ciągle niektóre z tych zadań z chęcią bym delegował, wiem, że takie marzenie jest rodzajem ucieczki od rzeczywistości. Jest oznaką odmowy wzięcia pełnej odpowiedzialności za siebie i swoje działanie.
Możesz znaleźć kogoś, kto z chęcią pokieruje twoją karierą i interesami. Włosy na głowie stają człowiekowi, gdy się zobaczy ilu w Polsce jest coachów, doradców i mentorów. Gdybym dał ogłoszenie, że szukam agenta, dostał bym pewnie kilkaset zgłoszeń. Groucho Marx mawiał: nie chcę należeć do klubu, który by mnie zaakceptował jako członka. Ja w życiu bym nie chciał pracować z agentem, który by chciał pracować ze mną. Jak ktoś musi współpracować z początkującym, ciągle słabym warsztatowo pisarzem, chyba nie jest jeszcze naprawdę dobrym agentem.
Jest jeszcze drugi, ważniejszy powód, dla którego szukanie agentów wydaje się złym pomysłem. Wbrew pozorom zajmowanie się tylko tym, co się lubi (tylko: pisanie, szycie, gotowanie, serwowanie kawy i ciastek czy nagrywanie piosenek ) to wcale nie jest recepta na sukces. Szczególnie na początku, jest to droga prowadząca do porażki. Robienie tych wszystkich przyziemnych i nudnych rzeczy: utrzymywanie kontaktu z klientami, ustalanie cen, promowanie, szukanie własnych modeli biznesowych itp., bardzo dobrze wpływa także na nasze zasadnicze umiejętności.
Nie wiem jakby wyglądały moje szkolenia, gdybym nie musiał zajmować się ich dochodowością. Dzięki temu, że zajmowałem się nie tylko ich przygotowywaniem, ale także marketingiem i sprzedażą, mogłem dowiedzieć się, co jest potrzebne ludziom. Wiem jak wyglądało moje pisanie do czasu, gdy w ogóle nie zajmowałem się tym, czy znajdą się na nie jacyś klienci czy nie. Było ciężkie, nudne i nie na temat. Jednak od momentu, gdy zacząłem myśleć także o tym, jak dotrzeć do czytelników, zacząłem dowiadywać się czego ludzie potrzebują, jakie tematy są im potrzebne i jaki styl pisania jest dla nich najlepszy. Agent tylko blokowałby przepływ informacji zwrotnej między mną a odbiorcami.
Mam twórczy pomysł, czy mogę nad nim pracować?
Zdarzyło się kilka razy w mojej firmie szkoleniowej, że ktoś przychodził i mówił:
– Mam świetny pomysł na szkolenie, czy mogę nad nim pracować?
Mówiłem zazwyczaj (oprócz sytuacji, gdy pomysł był ewidentni głupi):
– Świetnie, pracuj na tym, zapłacę za literaturę i twój czas pracy, ale jesteś odpowiedzialna też za sprzedaż szkolenia.
– Ale nie, ja chcę się skupić na pisaniu, czytaniu i opracowywaniu ćwiczeń. Niech sprzedażą zajmie się jakiś koordynator czy specjalista od marketingu.
– Owszem, ale najpierw sprzedaj szkolenie, choć raz. Jeżeli ty – twórca, go nie sprzedasz, nikt go nie sprzeda. Poza tym sprzedając, dowiesz się czego ludzie potrzebują.
Pamiętam, jak Maciej Maleńczuk grywał na ulicy. Wiele razy zatrzymywałem się i go słuchałem (niestety z rzucaniem do kapelusza było gorzej, bo byłem studentem). Podejrzewam, że była to dla niego lepsza lekcja muzyki niż to, co mógłby dostać w jakiejkolwiek szkole muzycznej.
Jeżeli chcesz zrobić coś istotnego, sam wyjdź do ludzi. Sam stań za ladą, sam podawaj kawę w swojej kawiarni, sam szukaj klientów, sam z nimi negocjuj itp.
Nie szukaj ułatwień
Recepta, przynajmniej na początek jest taka: nie szukaj kogoś, kto by ci ułatwił prowadzenie biznesu. Nie szukaj agentów, doświadczonych wspólników, zarządców, menedżerów mających dwieście lat doświadczenia w branży, funduszy venture capital, inkubatorów przedsiębiorczości itp. Bądź swoim własnym agentem – przynajmniej tak długo, aż zaczniesz sobie dobrze radzić. Wbrew temu, co być może podpowiada ci twój wewnętrzny opór (przecież nie będziesz miał czasu na nic innego) takie podejście nauczy cię wielu cennych rzeczy. To nie znaczy, że nie powinieneś korzystać z pomocy i porad innych. Korzystaj, ale sam weź odpowiedzialność za efekty działania.
3. Myślałem, że ten punkt wystarczy, ale zrozumiałem, że bez umiejętności pokonywania oporu nic ci się nie uda (punkt drugi)
Im więcej o tym wszystkim myślałem tym bardziej docierało do mnie, że nie wystarczy się czymś zająć. Owszem, wielu pasjonatów nie radzi sobie właśnie z tym punktem. Ale dotarło do mnie, że z tych wszystkich narzędzi nie można skorzystać, tak długo póki człowiek nie potrafi poradzić sobie z oporem.
Paraliżujący opór
Znam ludzi, którzy doskonale wiedzą jak zadbać o swoje interesy – jak się promować, jak znajdować klientów czy jak zapewniać stały dopływ dochodów. A jednak nic nie robią. Siedzą sparaliżowani lękiem, albo dywagują, co zrobią któregoś pięknego dnia. Stąd pojawił się temat oporu. Gdybym musiał wybrać tylko jedną z tych dwóch rzeczy: umiejętność rodzenia sobie z oporem albo umiejętność radzenia sobie z rzeczywistością materialną, wybrałbym tą pierwszą. Bez tej niej nie ma żadnego konsekwentnego działania.
Przeciwieństwem człowieka spętanego przez opór jest człowiek, który działa mimo oporu. Który mimo tego, że jest pełny wątpliwości, obaw i wahań (a czasem także depresji i nerwic) wstaje rano i siada za biurkiem, otwiera lokal i zapala gaz w kuchni czy wychodzi na środek sali szkoleniowej.
Opór mówi: zastanów się czy warto, nie porywaj się na zbyt wiele, nie wychylaj się. Mój opór mówi: człowieku, kim ty jesteś by radzić ludziom jak mają pracować; nie umieszczaj tego tekstu na blogu, popracuj jeszcze nad nim; musisz się upewnić, że nikt niczego ci nie zarzuci. Opór mówi mi jeszcze tysiące innych rzeczy. Czasem go słucham i wtedy na blogu jest pusto, nie publikuję, nie robię szkoleń, nie dzielę się, unikam ludzi. Siedzę w swojej dusznej jamie, schowany przed światem.
Ogień
Jakieś półtorej miliona lat temu, podczas burzy od błyskawicy zapaliło się drzewo. Burza minęła, ale ogień płonął. Wszystkie zwierzęta od niego uciekły. Ich umysł nastawiony na przeżycie mówił im, że ogień jest niebezpieczny, że trzeba być jak najdalej. Nie uciekł tylko jeden dziwny stwór. Pozbawiony pazurów, kłów i twardej skóry, brzydal chodzący na dwóch nogach. Jego niższe struktury mózgowe (tzw. mózg gadzi i limbiczny) chciały go zmusić do ucieczki. Ale miał coś, czego nie miało żadne ze zwierząt, rozbudowaną korę mózgową, która pozwalała mu przełamać opór zwierzęcego umysłu. Nie wiadomo kiedy, ale musiał być taki moment, gdy po raz pierwszy nasz przodek zaczął zbliżać się w stronę płomieni, gdy zaczął iść w zupełnie odwrotną stronę niż uciekające w popłochu zwierzęta, gdy po raz pierwszy pokonał w sobie zwierzę, które rwało się do ucieczki. Potem nic już nie było takie samo. Odkrył, że płomień parzy, ale można nieść zapaloną gałąź, że trzeba dokładać drew by ogień nie zgasł, że z jednego ogniska można rozpalić wiele innych, że drapieżne zwierzęta nie atakują, gdy ogień pali się przez całą noc, że koniec patyka opalony w ogniu robi się twardszy i nadaje się na polowanie, że ogniem można zapędzić dzikie zwierzęta nad urwisko i w ten sposób zdobyć zapasy mięsa, że na ogniu można piec mięso, że można grzać się przy nim w zimne noce. Aż wreszcie, grubo, grubo później, po 700 000 lat noszenia ognia ze sobą i podtrzymywania go jako największego skarbu, odkrył jak samemu zapalić ogień. Ale na samym początku było to niepewne skradanie się wbrew wewnętrznemu oporowi.
Podobna historia powtarza się w życiu każdego z nas. Nasz jaszczurzo – limbiczny umysł skupiony na przetrwaniu, protestuje ile razy chcemy zrobić coś nowego.
Ulegniesz oporowi?
Podejdziesz do ognia czy nie? To zależy tylko od ciebie. Twój jaszczurzy umysł będzie generował przerażenie, złość czy smutek. Ulegnij mu: do końca życia chodź do nielubianej pracy; nigdy nie spróbuj nawet nauczyć się grać na instrumencie, którego brzmienie przyprawia cię o ciarki; nigdy nie zacznij pisać swojej książki; nigdy nie odważ się założyć firmy.
Ulegnij mu: zacznij tracić czas i pieniądze na to by jakiś terapeuta słuchał twoich płaczów i jęków; zacznij zwalać wszystko na depresję, pogodę i sytuacje gospodarczą na świecie; zacznij się upijać; zacznij oskarżać i atakować tych, którym się powiodło; zacznij brać prochy; zacznij angażować się w bezsensowne romanse; zacznij oglądać pornosy… Twój gadzi umysł wie, co mu sprawia przyjemność i wie czym zastąpić pełne napięcia podchodzenie do ognia.
Gadzi umysł jest ci potrzebny, ale nie możesz mu pozwolić przejąć mu kontroli nad swoim działaniem. Nie możesz mu pozwolić by cię zatrzymał w miejscu.
Wcale nie masz ciężej
Myślisz, że ta brzydka prawie – małpa setki tysięcy lat temu miała łatwiej? Że łatwiej było jej pokonać zwierzęce przerażenie i podejść do ognia, niż tobie poradzić sobie z depresją czy wątpliwościami?
Skąd w nas tyle przekonania, że dziś to mamy najtrudniej? Że przeludnienie, upadek autorytetów, chaos, konserwanty w żywności, depresje i choroby psychiczne, sprawiły, że cierpimy najbardziej od początków świata. Że nikt od początku świata nie miał gorzej.
Zmieniają się tylko dekoracje. Ale efekty działania jaszczurzego umysłu są takie same: strach, lęk, wahanie, opór przed zmianą, chęć zachowania status quo, chęć powielania starych rozwiązań, chęć zamknięcia się w ciasnej dusznej norze – byle tylko nie czuć strachu, lęku czy smutku.
Czy z tej nory da się wyjść? Czy można pokonać przerażone zwierzę?
Widzisz przed sobą ekran komputera? Siedzisz na krześle? Masz na sobie ubranie? Jest ci ciepło mimo, że za oknem chłód? Możesz każdej chwili porozmawiać z ludźmi, których kochasz, nawet, gdy są daleko? Słyszysz dźwięk samolotu? Jadłeś smaczny obiad?
Każda z tych rzeczy jest dowodem, że ludzie ciągle pokonują opór. Każde nowe odkrycie wiąże się z wyjściem ze swojej nory i zapuszczeniem się tam, gdzie przestrzeń jest nieznana i niepewna.
Dlaczego miałby się okazać gorszy od tego brzydala sprzed miliona lat?
4. Czy jesteś artystą? (punkt pierwszy)
Radzenie sobie z oporem jest czymś kluczowym, ale to nie wszystko.
Nie chodzi o to by mieć przyjemną pracę
Jest wtorek, dziewiąta rano. Siedzę za komputerem od trzech godzin. Dla mnie to prawie środek dnia. Jakieś dziesięć minut temu usłyszałem jak na podwórze wjechał samochód. Wysiadł z niego właściciel warsztatu samochodowego z parteru. Teraz z kimś rozmawia. Śmieją się, żartują. Otwarta maska samochodu, ale nikt nawet tam nie patrzy. Praca nie zając. Klientowi przecież zawsze można powiedzieć, że ma się wszystkie terminy zajęte. Gdy będę wychodził z biura – gdzieś koła czwartej, praca na warsztacie będzie się kończyć.
Przez pewien czas sam byłem technikiem. Umiem (albo umiałem, bo wiele lat tego nie robiłem) obsługiwać tokarkę, naprawić telewizor albo pralkę, poradziłbym sobie ze zrobieniem regału czy prostej szafy. Od dzieciństwa wychowałem się w kulcie pracy na warsztacie. Gdy tato mówił, że idzie na warsztat wiedziałem, że idzie robić coś ważnego. Znam kilku rzemieślników – geniuszy (na przekład mojego tatę), którzy najprostsze rzeczy robią z takim przejęciem i zaangażowaniem, że banalne przezwajanie silnika urasta do rangi sztuki. Znając ich, wiem że tacy ludzie nie zaczynają pracy o dziewiątej i nie kończą o czwartej, nie odprawiają klientów z kwitkiem i nie gadają o byle czym, gdy przed nimi leży praca do zrobienia.
Moi mechanicy za oknem, na pewno lubią samochody. Gdyby ich zapytać co najlepsze w życiu, nie mam wątpliwości jaka by była ich odpowiedź: samochody, piwo, kobiety (możliwe przetasowanie na drugim i trzecim miejscu) Ale to za mało. Ci ludzie nie są artystami. Nie chodzi tylko o godziny pracy. Chodzi o to jak się ruszają, jak dotykają, jak patrzą i jak myślą.
Artysta
Nie wszyscy. Jest tu taki jeden gość. Obserwowałem kiedyś, jak w słoneczną sobotę (byliśmy jedynymi, którzy pracowali) czyścił silnik. Wyniósł go na podwórze, na słońce. Coś w nim rozkręcał, coś przemywał, coś szlifował. Jego ruchy były płynne i zdecydowane. W całym ciele było widać energię. Nie zauważył nawet jak przeszedłem mu za plecami. Istniał tylko silnik. Mechanik rozmył się w swojej pracy. Ten człowiek był artystą, mimo, że nie potrafił ani malować ani śpiewać ani pisać. O czymś takim myślę, gdy mówię, że działając z pasją musisz wygrać.
Jeżeli myślisz, że należy ci się sukces tylko, dlatego, że odważyłeś się zabrać za coś, co lubisz robić – to się grubo mylisz.
Nie myl pasji z drobną przedsiębiorczością. Jeżeli tylko lubisz coś robić, skończysz, jako element drobnej działalności gospodarczej. Będziesz mieć ten swój warsztacik – taki sam jak tysiące innych warsztacików w okolicy; tą swoją małą firmę szkoleniową o wielkiej nazwie i przemądrej stronie, oferującą takie same szkolenia jak setki innych firm w okolicy; taką samą restaurację jak dziesiątki innych w twoim mieście, z takim samym wystrojem i takimi samymi potrawami…
Będziesz jednym z wielu. Myślisz, że zwrócisz czyjąkolwiek uwagę tylko dlatego, że lubisz to, co robisz (a częściej lubiłeś, gdy startowałeś)?
5. Pytania
Trzy pytania:
Czy jesteś artystą w tym, co robisz?
Czy umiesz radzić sobie z oporem?
Czy umiesz zaradnie działać?
Tylko trzeciej z tych umiejętności można się nauczyć. Bycia artystą nie można się nauczyć. Można się nim tylko zarazić. Drugi punkt – odwagę radzenia sobie z oporem – można tylko w sobie odnaleźć.
Nie zawsze to, co pisze jest praktyczne. Pewne rzeczy po prostu muszą zostać manifestem. Ile z tego manifestu możesz wziąć dla siebie?
Moim na razie największym problem jest opór. Całe życie szłam za radą „gadziego umysłu” i udawało mi się nie robić niczego, co mogłoby mnie bardziej zestresować.Teraz skończyłam z tą nadopiekuńczością, ale „opór” z jakim się borykam każdego dnia, jest straszny.
W każdym razie, dziękuję za ten tekst, jak zwykle zjawił się dla mnie w odpowiednim momencie. Nie mogę się już doczekać na następny wtorek!
Dziękuję Czara za komentarze. Tak, bez umiejętności pokonywania oporu jest ciężko. Nie ma szansy rozwinąć się ani „artysta”, ani „biznesmen”.
Dziś rano zerknąłem do książki leżącej na parapecie i przeczytałem
Mówiąc inaczej, jeżeli każdego dnia czujesz straszny opór, to znak, że jesteś na dobrej drodze i robisz to, co powinnaś.
Dobrze znam ten opór. Ostatnio, gdy mam ataki „gadziego umysłu” zadaję sobie proste pytanie „Do jakiego stopnia jestem w stanie zaakceptować to, że jestem człowiekiem? (czyli istotą, która nie ma wielkiej kontroli nad światem, która skazana jest na wiele niepowodzeń, która zanim czegokolwiek się nauczy musi tysiąc razy zrobić błąd itd.). Zazwyczaj okazuje się, że jestem w stanie zaakceptować człowieka w sobie, we większym stopniu niż mi się wydawało. Coraz częściej mam wrażenie, że Zbyszek Ryżak – bóg zawsze nieomylny, wszechmocny i skuteczny, wreszcie gdzieś się zawieruszył. Przyjemniej być człowiekiem, nawet, gdy ceną jest skrzek tego głupiego gada w środku 🙂
Jako dodatek – fajne wideo nt. „gadziego umysłu”, promujące książkę Setha Godina „Linchpin„. Polecam video (jest po angielsku). Książkę raczej też, jest tam wiele doskonałych rzeczy, ale mnie trochę wymęczyła.
What is the Lizard Brain? – wideo na youtube
„gadzi umysł”. Tu tkwi key factor… Świetny tekst
To ja spróbuję pokonać dziś wrodzony opór przed komentowaniem 😉 i napiszę, że czytam z uwagą wszystkie artykuły i z każdego skorzystam – coś tam dla siebie wyciągnę. Dziękuję za wszystkie. 🙂
Bardzo się cieszę. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam 🙂
Dzięki za warunki sukcesu. Jak napisała Czara jakimś cudem i ten artykuł dotarł do mnie w momencie, gdy zastanawiałam się nad prowadzeniem firmy i uderzył w sedno moich problemów. Bardzo dziękuję. Panie Zbyszku Pan nawet nie wie, jak potrzebne są innym Pana przemyślenia.
Już teraz wiem, że nie jestem ciapą bo przede mną piętrzą się problemy. To jest opór, który muszę pokonać i to da się zrobić. Muszę to jednak zrobić ja! Jeszcze raz dziękuję
Dziękuję Bożeno. Po takich wspaniałych komentarzach, aż mnie skręca by usiąść i napisać od razu więcej. Ale niestety zaraz wskakuję w garnitur i jadę na spotkanie. Pocieszające, że być może w tej firmie przyda mi się kilka zdań, które znam po japońsku 🙂 Ale jak tylko wrócę – siadam i piszę 🙂 Dziękuję i pozdrawiam.
UWIELBIAM Pana teksty. Czekam na powiadomienie w mojej skrzynce e-mail o nowym tekście na tej stronie z niecierpliwością! Świetne jest to, że można zastosować te rady na wielu płaszczyznach życia, nie tylko w biznesie (choć o tym zdaje się mówić tekst). I lubię ten dystans Autora do siebie. 🙂 Pozdrawiam Autora!
Dziękuję Agato. Cieszę, że udaje ci się znaleźć coś dla siebie. Kontekst biznesowy rzeczywiście nie jest tu czymś najważniejszy. Pozdrawiam 🙂
Dziękuję Zbyszku – znalazłam odpowiedź na pytanie skąd we mnie tyle oporu. Im bardziej zbliżam się do tego co chciałabym osiągnąć tym bardziej sie on uaktywnia. Ostatnio wzięłam ten opór ze sobą, zapakowałam do bagażnika i choć jest ze mną w czasie gdy mknę po ulicach swoim samochodem, to nie panuje już nade mną. Teraz inne wyzwania, a opór ten sam, jak nie większy. Po przeczytaniu tego tekstu pomyślalam, że pozostaje mi powielać te kroki, które pozwoliły mi wcześniej oswoić opór i iść -z nim, pomimo niego- do przodu, już teraz, bez zwłoki, wbrew strachom, wymówkom, czy krytycznej i szczegółowej analizie. Pozdrawiam z wdzięcznością.
Ja również dziękuję Elu. Tak, opór lubi się uaktywniać, gdy jesteśmy blisko. Też to znam. Gratulacje, że ci się udaje! Trzymaj się tej strategii. Pozdrawiam 🙂
Zbyszku, po przeczytaniu tego tekstu uświadomiłam sobie, gdzie leży główny błąd mojej porażki. Zamiast zająć się tym, w czym mogłabym pracować jak artysta, stworzyłam zwykły rzemieślniczy warsztat.Teraz wszystko zrobiłabym inaczej. Postanowiłam zakończyć od października działanie mojej aktualnej firmy. W tym momencie kolejne ruszenie z działalnością nie jest możliwe, ale na 100% ten nowy pomysł zrealizuję za jakiś czas, mam już plan 🙂 Dziękuję Zbyszku za kolejną pomoc w podjęciu decyzji 🙂
A dziś w nocy napisałam wiersz o mojej porażce. Postanowiłam przełamać mój wielki opór i podzielić się nim tu:
Odniosłam porażkę
Upadłam
Poobijałam się
Bolały mocno
siniaki złości, smutku i wstydu
Granatowiały, zieleniały, żółkły
W końcu zbladły
Cykl uzdrawiania zrobił koło
Dobiegł końca
Czas świętować
Piękny i mądry wiersz Marzeno, dziękuję za podzielenie się nim. Będę do niego wracał. Dziękuję. Gratuluję odwagi decyzji. Wiem, że takie decyzje są bardzo trudne. Ale to rzeczywiście wspaniałe, że siniaki same bledną! Naprawdę masz powód do świętowania. Świętuję razem z Tobą 🙂
Zbyszku, dziękuję za recenzję 🙂 Świętowanie będzie jak trzeba – przyjaciele już zaproszeni, chcę im podziękować, że są ze mną i w porażkach. Czekam na Twoje kolejne teksty, ale z dalszymi decyzjami to może się tymczasem wstrzymam 😉
to okropnie smutny wierszyk…:) – proponuję lekturę książeczki „Whatever you think think the opposite” (P.Arden) – jedna z sentencji jest mniej więcej taka, że każdy „oblany” egzamin to faktyczny sukces… – jestem przekonana, że to jest właściwy klucz (+ „odrobienie lekcji”)
pozdrawiam
Kasiu,
dla mnie sukces to sukces, a porażka to porażka. Mam wrażenie, że w ogólnie panującej teraz presji na odnoszenie sukcesów, porażka stała się niemile widziana. Faktem jest, że jest ona nieprzyjemna. Jednak warto dać sobie do takiego odczucia prawo. Im większy i ważniejszy był dla nas cel, w którym ponieśliśmy porażkę, tym większa poniesiona strata – dążeń, nadziei, sensu itp. Nasze ciało i psychika po stracie potrzebują czasu, by uporać się z tym. Im większa strata, tym większa „żałoba” do przeżycia.
Sukcesem może być nasza postawa wobec porażki – mam do wyboru, czy przeżyję, co do przeżycia, wyciągnę wnioski i z nimi pójdę dalej, czy obrażę się na świat i utknę w roli ofiary albo będę udawać przed sobą i innymi, że „nic się nie stało”.
To moja opinia oparta na własnym doświadczeniu. Masz, oczywiście, prawo do swojej 🙂 Pozdrawiam 🙂
Cóż za cudowny tekst -oczywiście „przypadek” przeznaczenie chciało bym go przeczytała… Czytając go przecierałam oczy czy ja to czytam czy to wszystko przekazuje mi moja podświadomość…Oczywiście to przekaz płynący dzięki Pańskiemu natchnieniu czystej żywej energii…dziękuje i pozdrawiam Kari
Cóż za cudowny tekst…”przypadek” to znaczy przeznaczenie chciało bym go przeczytała.. Czytając przecieram oczy czy ja ten tekst widzę czy przekazuje mi to moja podświadomość…Przekazuje, ale przez Pana czystą energie… posyłam świetlisty brokat
– ( dłonie ) Kari pozdrawiam
Bardzo ciekawy artykuł i w pewnym sensie mnie także dotyczy.Wciąż napotykam opór ze swojej strony.Nie potrafię akceptować rzeczywistości takiej jaka jest,ale po tym artykule zaraz biorę się w garść i pracuję solidnie nad pokonywaniem go.