Jakiś czas temu mieszkałem w otoczeniu drzew owocowych. Pamiętam dwa z nich. Pierwsze to bujna, rozłożysta jabłoń. Piękne liście, po jednej stronie błyszczące i ciemnozielone, po drugiej blade, pokryte lekkim meszkiem. Można by było w jej cieniu wyciągnąć koc i przeczytać książkę. W jej szumie można by było się zdrzemnąć. Można by było toczyć z kimś długie dysputy, flirtować, sprzeczać się, opowiadać dowcipy. Nie można było zrobić tylko jednego: znaleźć na niej smacznego owocu.
Druga jabłoń: poskręcany, pochylony pień. Marne liście, nierówna korona. Na flirtowanie czy toczenie uczonych dysput, nikomu by pod nią nie przyszła ochota. Jabłka jednak były wspaniałe. Nie takie jak te, które teraz można kupić w sklepach. Prawdziwe jabłka z zapachem, smakiem i kolorem, od zjedzenia których człowiekowi robiło się lżej.
Pierwsze z tych drzew zostało wycięte. Zabierało za wiele światła. Książki czytało się lepiej pod innymi drzewami, pod którymi trawa były bujniejsza i które były bliżej domu. O wycięciu drugiego, mimo pokracznego kształtu, nikt nie myślał.
Jest dziś tyle osób o wspaniałym ulistwieniu i rozłożystych koronach. Szumią jak mogą najgłośniej – na facebookach, blogach, forach, gazetach, w telewizji.
Problem polega jednak na tym, że ich gałęzie są puste, a oni dobrze o tym wiedzą. Czują pustkę i tęsknią za zmianą. Jakoś próbują sobie poradzić – modnie przycinają korony, modulują szmer liści – ale to niewiele zmienia.
W środku człowiek nie tęskni za tym, by mieć smukły, prosty pień, rozłożystą koronę czy połyskujące liście. Tak naprawdę tęskni za jednym: za owocami na swoich gałęziach.
*
Wiem, nie jesteś osobą, która bryluje i rozpycha się w mediach. Wiele osób, czytających ten blog, czyje się w środku zawiedziona sobą i swoim życiem. Mówią:
– Nie jestem taki, jak chciałbym być…
– Nie robię, tego co powinienem…
– Nie czuję takiej motywacji jaką powienienem czuć…
– Nie jestem tak rzutki, przedsiębiorczy, zaradny…
– Co mam zrobić – pytają – może zacząć medytować?
– Może pojechać na warsztaty, podczas których przepracuję wszystkie problemy?
– Może poszukać jakiegoś dobrego psychologa?
– Może zacząć biegać albo całkowicie zmienić dietę?
Każda z tych rzeczy jest cenna. Nie będę się z nikim spierał o zalety medytacji czy psychoterapii. Ale to wszystko nie zmienia zasadniczego problemu: masz liście, nie masz owoców. Zabierasz światło, nie dajesz w zamian pożywienia.
Co z tego, że masz skręconą psychikę? Co z tego, że nie jesteś najmodniejszy? Co z tego, że nie znasz najnowszych trendów? Co z tego, że nie czujesz aż tak mocnej motywacji? Co z tego, że nie czujesz się dość dynamiczny i na czasie?
Brzydkie, poskręcane jabłonie, wciąż mogą dawać owoce i to owoce bez porównania lepsze niż te rozpychające się na cały sad.
*
O co chodzi z tymi owocami? O prostą zmianę perspektywy.
Przestań, choć na jakiś czas, przejmować się swoim rozwojem, swoją doskonałością, swoimi błędami i tym jak bardzo sam siebie zawodzisz. Przestań tak bardzo starać się o to, by być sprawniejszym, lepszym i bardziej wydajnym. Zamiast tego zainteresuj się tym, czego potrzebują ludzie wokół i daj im coś z siebie.
Troska o siebie samego jest dobrą rzeczą, ale często najlepszą rzeczą jaką możemy sobie samemu ofiarować, jest przeniesienie uwagi na innych.
Martin Buber cytuje słowa cadyka Eliezera, któremu jeden z chasydów z Nowego Sącza, skarżył się z rozpaczą, że ciągle jeszcze nie może osiągnąć prawdziwej zmiany, mimo, że przybywa mu siwych włosów.
– Przyjacielu – odparł rabbi Eliezer – myślisz tylko o sobie. A gdybyś tak zapomniał o sobie i pomyślał o świecie?
Buber pisze dalej:
Człowiek, który nieustannie trapi się pokutą i zamęcza myślami, że jego uczynki są niewystarczające, pozbawia dzieło naprawy siebie najlepszej cząstki swojej energii.
Nie sądzę by wielu z nas trapiło się pokutą, ale czy nie trapimy się wciąż, tym, że ciągle robimy za mało i ciągle nie jesteśmy skutecznie naprawieni?
Czy nie trapią nas myśli w rodzaju:
– Muszę bardziej się starać!
– Muszę coś zmienić by być bardziej efektywnym!
– Muszę pozbyć się wreszcie wad!
– Muszę wreszcie zacząć robić z sobą coś sensownego!
– Muszę wreszcie znaleźć jakiś sposób na siebie i swoje problemy!
Przyjacielu, a gdybyś tak pomyślał o świecie?
Masz rację, nie jesteś doskonały. Tak wiele ci jeszcze brakuje. Tak, co rusz zdarzają ci się błędy. Tak, nie wszystko masz w głowie dobrze ułożone. Owszem, wiele pracy nad sobą potrzebujesz.
Ale może byś, na jakiś czas przynajmniej, zaczął poświęcać temu co wokół ciebie, przynajmniej tak samo wiele uwagi, jak poświęcasz samemu sobie?
Nie chodzi o dramatyczne zmiany. Wystarczą proste rzeczy. Kilka z tych, które mi przychodzą do głowy:
- Uśmiechnij się do kogoś, okaż mu swoją życzliwość, niech poczuje się lepiej.
- Wysłuchaj kogoś, wyraź współczucie i zrozumienie. Nie dawaj rad, (chyba, że o nie prosi) po prostu uważnie z nim pobądź.
- Pomóż komuś. Zrób coś, czego sam nie potrafi zrobić, a co dla ciebie jest łatwe.
- Zadzwoń lub napisz do kogoś, z kim dawno nie rozmawiałeś, a kto ucieszy się z tego.
- Zrób komuś mały prezent, może być bez okazji.
- Bądź uprzejmy wobec ludzi, nawet, gdy oni nie są uprzejmi. Daj im swoją łagodność. Nie domagaj się by wszyscy traktowali cię jak „najważniejszego klienta na świecie”. Ludzie, którzy cię obsługują, też są ludźmi a ich życie jest pełne zmartwień.
- Rozejrzyj się wokół siebie i poszukaj kogoś, kto robi coś cennego w twoich oczach. Powiedz mu, że ci się to podoba. Podziękuj.
- Nie wymądrzaj się. Nie wypowiadaj swojego zdania, jakby to była prawda objawiona. Zamiast tego pozwól ludziom powiedzieć, co mają do powiedzenia. Uwierz, nie musisz być aż tak mądry / wspaniały / rezolutny / inteligentny / wyrafinowany jak ci się wydaje (i uwierz, że nigdy aż takim nie uda ci się stać).
- Bądź cierpliwy. Nie popędzaj, nie pouczaj, nie domagaj się by ludzie robili wszystko tak, jak tego oczekujesz.
- Gdy widzisz, że ktoś nie radzi sobie z czymś na czym się znasz, podpowiedz mu. Nie rób tego za niego, ale cierpliwie pomóż mu się tego nauczyć.
- Bądź otwarty na małe okazje. Może komuś trzeba przytrzymać drzwi, może potrzebna jest pomoc przy wniesieniu wózka do autobusu, może ktoś chce przejść przez przejście dla pieszych, może jakiś śmieć leży obok kosza…
To wszystko małe rzeczy. Jednak dzięki temu, że są skierowane na innych, pomagają wyrwać się zaklętego kręgu samodoskonalenia się za każdą cenę. Otwierają nas na świat, bez którego całe nasze samodoskonalenie jest pomyłką. To drobne kwiaty na gałęziach. Dają nadzieję, że pojawią się na nich także owoce.
*
Nie zatrzymuj się jednak na przypadkowych aktach dobroci (random acts of kindness). Nie chodzi tylko o to, co robisz wolnym czasie.
Pamiętaj o innych także wtedy, gdy zabierasz się za większe rzeczy, za swoją Pracę (nie tylko w tym sensie, że ci za to płacą, ale w tym, że chcesz to robić najbardziej poważnie jak tylko można).
Gdy stajesz przed swoją Pracą, często włącza ci się zła perspektywa.
– To jest ważne – myślisz – muszę to zrobić najlepiej!
I zaczynasz. Nad każdym drobiazgiem siedzisz godzinami, każdy szczegół doprowadza cię do agonii (bo przecież można to zrobić lepiej i przecież tak bardzo mi na tym zależy). Praca, zamiast cieszyć i dawać energię, odbiera ją. Jak to się stało, że cała energia skisła i zmieniła w udrękę?
Zapomniałeś o świecie.
Praca (ta z dużej litery) to coś co trzeba robić tak dobrze, jak tylko się da.
Ale dla kogo?
Dla swoich wyobrażeń? Dla jakiegoś unoszącego się w próżni ideału?
Rób to dobrze dla innych. Jak to ktoś powiedział: nie bądź najlepszy na świecie, bądź najlepszy dla świata. Nie dla całego świata, dla twojego kawałka świata. Dla tych ludzi, z którymi rozmawiasz, z którymi spotykasz, pracujesz, robisz interesy.
Gdy popatrzysz na swoją pracę z ich perspektywy, od razu przychodzi otrzeźwienie. Czy dla innych to takie ważne, by każde moje słowo było dopracowane, przemyślane i lekkie? Czy jeżeli to nie będzie idealne, nikt z tego nie skorzysta?
Przestań się tak bardzo interesować doskonałością i zacznij dostrzegać to, co ludziom jest potrzebne.
*
Dawać owoce, to dawać innym coś z siebie.
Zacznij dawać owoce i nie przejmuj się tym czy masz smukły pień i zdrowe liście. Nie przejmuj się nawet wielkością owoców, przecież ważniejszy jest smak. Jeżeli zrobisz coś szczerze, z prawdziwą troską i zainteresowaniem innymi, twoje owoce nigdy nie będą kwaśne.
I jeszcze jedno: gdy interesujesz się potrzebami innych, gdy dajesz im coś z siebie, nie myśl, że robisz im jakąś łaskę. Niech ci się nie wydaje, że jesteś jakimś szlachetnym altruistą. Nic podobnego. Zwracając się w stronę innych, w pierwszym rzędzie pomagasz sobie.
Marniejemy nie dlatego, że brakuje nam ruchu, diety i warunków życiowych, marnujemy swoje życie i w padamy w depresję nie dlatego, że nikt nam nie pomógł i ludzie nie byli dość mili, ale dlatego, że nie znaleźliśmy sposobu na to by dzielić się sobą z innymi.
Tak, uważam, że ludzie cierpią na depresję nie dlatego, że są za mało kochani, albo za dużo w życiu przeszli. Ludzie cierpią na depresje (i dziesiątki innych, mniej modnych chorób) bo nie umieją dawać innym siebie. Nie umieją, bo pozwolili sobie wmówić, że są sami na świecie i że najważniejszą rzeczą jest zrobić porządek z sobą. Póki jest dobrze myślą: najpierw moje osiągnięcia, mój rozwój, moja praca, moje przyjemności. Potem zostaje: moje cierpienie, mój ból, mój smutek, moje problemy.
Całe szczęście droga do tego by wszystko zmienić nie jest taka trudna. Wystarczy przestać tak kurczowo trzymać się tego „moje”.
W świetnej książka dr Deana Ornisha „Miłość i przetrwanie” jest rozmowa z pewną panią profesor medycyny, która mówi:
Cierpimy nie dlatego, że doznajemy bólu. Prawdziwym cierpieniem jest poczucie, że jesteśmy w bólu sami. To właśnie czyni nasza kultura. Oddziela nas od siebie, tak iż ludzie sądzą, że są samotni. Wielu ludzi mówi mi: „Wiesz przydarzyło mi się…”. I gdy opowiadają o tym, co im się przydarzyło, wydaje się jakby myśleli, że tylko oni sami czują coś takiego. Nie widzimy tego, że nie jesteśmy w tym osamotnieni.
Co się dzieje, gdy dostrzeżesz, że inni również cierpią, również są zagubieni, również im się nie układa, również mają problemy? Zaczynasz im współczuć. Współczucie, to kolejny kwiat na gałęzi. Jeżeli go nie zagłuszysz, coś z niego wyrośnie. A nawet, gdy niewiele wyrośnie: gdy współczujesz innym, możesz ciągle być smutnym, ale nie możesz już być w depresji.
Twoje współczucie i troska o innych leczy przede wszystkim ciebie. Jak pisze dr Ornish:
Wszystko, co otwiera cię na świat, sprzyja zdrowieniu – można to bardzo gruntownie zmierzyć – niezależnie od innych znanych czynników, takich jak dieta i ruch.
Chcesz być zdrowym? Dobrze się odżywiaj. Dużo się ruszaj. Codziennie rób coś dla innych. Bądź życzliwy, współczuj, pomagaj, poświęcaj uwagę, pracę
Co możesz dziś zrobić dla innych? Komu możesz pomóc? Komu możesz poświęcić z uwagą i skupieniem kilka minut?
Zbyszku jakbyś pisał o mnie, zabieram dobrą radę:
„Nie wymądrzaj się. Nie wypowiadaj swojego zdania, jakby to była prawda objawiona. Zamiast tego pozwól ludziom powiedzieć, co mają do powiedzenia. Uwierz, nie musisz być aż tak mądry / wspaniały / rezolutny / inteligentny / wyrafinowany jak ci się wydaje (i uwierz, że nigdy aż takim nie uda ci się stać).”
Mocny tekst, dzięki, zatrzymał mnie i przypomniał mi co jest ważne w życiu
Cieszę się Maćku i dziękuję za komentarz. Dla mnie samego stosowanie się do tej rady jest ciężkie 🙂
Zbyszku, dziękuje.
Leon, ja też dziękuję za to, że mam dla kogo pisać 🙂
Ja nadal „walcze” ze swoim egocentryzmem. Nawet znowu napisałem ja… i znowu mówie o sobie… widzisz jakie to trudne. Ale stram się. Dzięki za ten artykuł.
Zgrabnie i mądrze napisane, bardzo dziękuję i dzielę się z innymi 🙂
Dziękuję Macieju 🙂
Egocentryzmu nie przeskoczymy, ale możemy go minimalizować. Grunt to mieć jego świadomość, Sebastianie 🙂
Zjawisko to tak powszechne, że aż niestety ludziom powszednieje, zarówno w kontekście bierności wobec egocentryzmu innych jak i niedostrzegania go u siebie. Przykre jest, przykładowo, przysłuchiwać się „rozmowie” dwóch osób: najpierw 5 minut jedna trajkocze co „u niej”, później „dosyć o mnie” i jakże zaangażowane „a co tam u ciebie?”; ta vis a vis nawija teraz o sobie, podczas gdy pierwsza „podtrzymuje temat” rzucając wstawkami „to całkiem jak u mnie”, „miałam podobnie” itp… Żenada. Rzetelnego, uważnego, empatycznego słuchania – za grosz.
Kiedyś byłem świadkiem rozmowy artysty (grafika), który zapytany o to, co robi, opowiadał przez pół godziny o sobie i swoich problemach. Po jakimś czasie, nagle się zorientował, że to nie jest wywiad z nim, tylko normalna rozmowa w trakcie imprezy, mówi:
– O kurcze, zdaje się, że cię zagadałem i nie możesz dojść do głosu. Mogę ci zadać pytanie? Co ty myślisz o mnie i mojej pracy?
🙂
Sebastianie, Bartek ma rację – każdy jest egocentryczny i nie da się tego przeskoczyć. Sztuka polega na tym by znaleźć sposób w którym inni też coś dostają. Weźmy moje pisanie. Jestem pierwszą osobą, która korzysta z tego bloga. To dosyć egocentryczne zajęcie pisanie takiego bloga. Szczególnie wtedy, gdy inni piszą, że im to jakoś pomaga. Pomaganie innym – to jest dopiero szczyt egocentryzmu 🙂
Zgadzam się z Bartkiem. Zbyszku czyli we wlasnym egocentryzmie można znaleźć miejsce na egocentryzm innych … 😉
Witam. Bardzo podobają mi się Twoje teksty. Zwykle nie mogę doczekać się kolejnego.
Dziękuję za nie.
Pozdrawiam serdecznie.
Wiola
Dziękuję Wiolu za te słowa. Zrobiło mi się cieplej na sercu. Pozdrawiam 🙂
Gdy czyta się to co piszesz Zbyszku można wyczuć, że rozmijasz się z tym co propagują wszyscy mentalni przywódcy z kategorii „leć naprzód, bądź wielki” . Ciesze się że kogoś takiego jak Ty znam, przynajmniej wirtualnie. Myślę że znów jesteś bliżej sedna prawdy niż ktokolwiek bo wychodzisz poza popularną logikę.
Jednak pod pewnymi względami czuje że Twoja wizja jest trochę utopijna. Próbowałem wiele razy być uczynny, otwarty, starający się mówić całą prawdę i zawsze wyciągać dłoń dla tych którzy wołają o pomoc… Nie nie byłem chodzącą cnotą dobra czy też miłosiernym samarytaninem. Po prostu kiedyś miałem pokojowy stosunek do ludzi. Kiedyś… teraz już coraz mniej wszystkiego po trochu. Nie prowadzę statystyk, ale myślę że 80% miało mnie za frajera (przepraszam za slang) i czekała na takiego jak ja aby tylko wyrolować albo użyć choćby w niewielkim stopniu. Nie sądziłem że nawet bliscy mogą działać na niekorzyść. Może to takie środowisko. Nie wiem i nie chce wrzucać wszystkich do jednego worka ale czy ten świat nie jest bardziej bezwzględny niż chcielibyśmy to ukryć??
Janku, wielkie dzięki za ten komentarz i zwrócenie na to uwagi. To, o czym napisałeś, jest bardzo ważne i mam wrażenie, że to jedna z największych przeszkód do tego by dawać ludziom siebie i być z tego powodu po prostu szczęśliwym.
Ja też miałem takim moment, w którym zacząłem się wściekać na ludzi i chować przed nimi bo czułem się wykorzystywany. Co więcej, ja naprawdę byłem wykorzystywany (tak w każdym razie mi się wydaje). Może nie na zasadzie „kolejny frajer do oskubania” ale raczej przyzwyczajenia (jest sobie Ryżak, który zawsze wszystko poprawi, będzie siedział po nocach, będzie kombinował i starał się wszystko zrobić). Wszystko fajnie, nawet bym to zniósł, ale gdy nagle okazało się, że to ja potrzebuje pomocy, usłyszałem: „co mnie obchodzą twoje problemy, radź sobie sam” albo nawet gorzej: pretensje, że ciągle nie wypruwam sobie żył. Długo by opowiadać (może kiedyś opowiem jako historię bardzo edukacyjną). W każdym razie na rok czy dwa zgorzkniałem. Ale w końcu wróciłem do równowagi i zacząłem się uczyć prostej zasady: dawaj i bierz. Moim problemem nie było to, że dawałem. Problem polegał na tym, że oprócz dawania, nie umiałem brać. Te rzeczy się nie wykluczają a uzupełniają.
W zasadzie to są trzy umiejętności, które muszą ze sobą współpracować: bezinteresownego dawania, bezstresowego mówienia „nie” (gdy widzisz, że to nie ma sensu czy po prostu nie masz ochoty) oraz brania bez poczucia winy i skrępowania.
To jest bardzo ważny temat i chyba napiszę o tym szerzej w przyszłym tygodniu. Dziękuję Janku, że zmusiłeś mnie do przyjrzenia się temu uważniej.
Dobrze wiedzieć że i TY znasz tą sprawę (przynajmniej wiem że nie jestem sam) i może wymyślisz coś w tym temacie.
Zbyszku, czytając powyższą odpowiedź miałem wrażenie czytania własnych słów, podobna kolejność zdarzeń oraz sposobów w jakie zostałeś wykorzystany przypomniały mi się z własnych przeżyć (mimo tego, że jest to jedynie zarys sytuacji). Obecnie zgorzkniałem. Szukam i sprawdzam różne sposoby by wrócić do równowagi lecz pojawiają się myśli i stwierdzenia, że tak naprawdę tej równowagi nigdy we mnie nie było. Dotychczas wychodziłem z założenia „jak mogę to pomogę” i bardzo często równało się to ze słowem „zawsze”. Zatracałem w sobie umiejętność bezinteresownego mówienia „nie”, gdy sytuacja była dla mnie pozbawiona sensu oraz zupełnie zapomniałem o umiejętności brania. Zbyszku, dziękuję za chęci tworzenia tego bloga, upublicznianie swojego naturalnego dobra, które jest w każdym z Nas lecz przez wielu zapomniane.
po prostu jak na „F”: lubię to
🙂 Tak przy okazji, muszę reaktywować profil EW na F 🙂
Dziekuję. Piękne i chyba dotyczy wielu z nas. Ten lęk o byt i brak poczucia własnej wartości powoduje,że kręcimy się wkółko. Ciężko z tego kółka się wydostać. Sama próbuję i próbuję. Na chwilę wydaje mi sie ,że już załapałam i….znów jestem w tym samym miejscu. Choć czasem wydaje mi się , że odrobinkę inaczej.
Ładnie powiedziane Kasiu. Kręcimy się kółko, bo boimy się to, co możemy dać jest nic nie warte. Zaczynamy i… znowu: to jest bez sensu, to nie dość dobre, to się nie spodoba. I masz rację, za każdym razem łatwiej nam z tego wyjść.
Dziękuję za podzielenie się swoimi wrażeniami 🙂
Jak zawsze niestandardowe spojrzenie na problem – fascynuje mnie to w Twoim pisaniu. Zmienia percepcje i nigdy nie wiadomo gdzie i kiedy uderzy. A to bardzo rozwija, poszerza horyzonty, otwiera i pozwala chłonąć. Więc dziękuję.
Przede wszystkim, świetny artykuł. To prawda, że to, co czyni nasze życie sensownym, jest dawanie siebie innym. Życzliwość, empatia, uważność i gotowość wyjścia naprzeciw drugiemu człowiekowi to cechy i zachowania, które niezwykle rzadko widzi się na ulicach Polski. Dziś rano jechałam tramwajem do pracy, jak co dzień. Często rozglądam się dookoła i obserwuję ludzi. Każdy siedzi lub stoi zamyślony, nieobecny, z niewidzącymi oczami. Czasem tylko zdarza się, że napotkam czyjś wzrok. Podobno jest to znamienne w naszym kraju. Zastanawiałam się dlaczego. Być może to efekt naszej historii. Najpierw wojna, zabory, dużo strachu, ludzie musieli nauczyć się żyć w tych warunkach, pod jarzmem oprawcy wycofali się wgłąb siebie. Potem czasy komunizmu, też nie sprzyjały, by być otwartym i współczującym. Później natomiast przyszedł czas kapitalizmu i konsumpcjonizmu. W teorii wyzwolenie. W praktyce każdy skupił się na sobie, swoim sukcesie, swoim rozwoju, generalnie na sobie. Zachłysnęliśmy się trochę możliwościami, ale zapomnieliśmy o efekcie synergii i o tym, że nie jesteśmy na świecie sami. Teraz wydaje mi się, że powoli uczymy się, że więcej zdziałamy współpracując i będąc dla siebie pomocnym. Bardzo podoba mi się nowo rozwijający się na zachodzie trend – tzw. gospodarka dzielenia się, która propaguje podejście społeczne. Myślę, że to krok w dobrą stronę.
Ale to, o czym chciałam napisać, to aby pamiętać, żeby nie popadać ze skrajności w skrajność. Dawanie uszlachetnia, jest godne pochwały i wzbogaca nas samych, ale i całe społeczeństwo. Jednak nie powinniśmy zapominać w tym wszystkim o sobie. Bardzo łatwo jest z nakierowania wyłącznie na siebie przełączyć się na myślenie wyłącznie o innych i zapomnienie o sobie, co może doprowadzić w końcu do wypalenia. Myślę, że ważnym jest, aby znaleźć złoty środek. Aby w pomaganiu, byciu miłym, życzliwym, nie zapomnieć o sobie i życzliwości i pomocy sobie samym. Może gdybyśmy traktowali innych, jak siebie, a siebie wówczas jak innych, żyłoby się nam odrobinę łatwiej.
Pozdrawiam!
WIELKIE DZIĘKI BODHISATTWO 🙂
Wielkie dzięki za ten tekst. Jako kura domowa z dwójką małych dzieci, często oddaję się takim właśnie rozmyślaniom – „czy się rozwijam”, „czy podejmuję słuszne decyzje”, „czy jestem wartościowa” itd itd Generalnie „ja” i „o mnie”. Ileż można:D
Dzięki za zwrócenie uwagi, zakończenie zajmowania się tylko sobą może przynieść naprawdę dużą ulgę i radość
[…] koniec tak trochę przekornie, ale jakże prawdziwie. Jeśli szukasz szczęścia, spokoju i siły, […]
Nie mogę uwierzyć w to, że już drugi raz Pana post jest tak mocno trafny i tak dobrze opisuje mnie samą…Pracuję nad sobą ale jest to dla mnie wyjątkowo trudne żeby kierować całą uwagę na kogoś innego ale gdy to robię czuje się znacznie lepiej i szczęśliwsza! Nie wiem skąd wcześniej wzięło się we mnie takie przekonanie, że jak komuś coś od siebie dam, poświęcę mu czas to że zostanie mi coś odebrane, że coś stracę..to głupie bo jest dokładnie odwrotnie!
A ja tak trochę z innej strony. Właśnie chodzi o to by zajmować się sobą, swoimi problemami, myślami. Aby prawdziwie pokochać innych, trzeba najpierw pokochać siebie. Pomaganie innym bardzo wspomaga proces zaprzyjaźniania się z samym sobą – daje nam poczucie sensu – jesteśmy tu BO możemy komuś pomóc, coś dać – a kiedy uda się coś zrobić dla kogoś i widzimy tego pozytywne efekty, odczuwamy satysfakcję. Ważne jest jednak by żyć dla siebie i pomagać innym… też dla siebie. Wtedy oddajemy coś świadomie i mamy nad tym kontrolę. Są przypadki gdy ludzie żyją dla innych – oddają całych siebie bo nie potrafią być asertywni, bo robią to nie do końca świadomie – wtedy zatracają samych siebie i stoją w miejscu, bo tak dużo energii oddają otoczeniu, że nie zostaje nic dla nich.
Taki przykład: matka, która całkowicie poświęca się swojemu dziecku. Rezygnuje ze swoich marzeń, rezygnuje z kariery i przez 7 lat zajmuje się wyłącznie wychowaniem potomka. Daje mu całą swoją miłość i uwagę – ale przez to zaniedbuje samą siebie. Całkowite skupienie na dziecku sprawiło, że straciła wiele swoich kontaktów towarzyskich. Mało odpoczynku nie służy jej urodzie. Patrzy w lustro i widzi matkę, a podświadomie tęskni za kobietą, którą kiedyś tam widziała. I choć robi wszystko dla dziecka, dziecko to ma niskie poczucie własnej wartości. Dlaczego? Bo nie nauczyło się od mamy, jak kochać siebie. Jak być szczęśliwym człowiekiem.
Są osoby dla których macierzyństwo jest najważniejsze i o tym marzą, a nie np. o karierze i sukcesie społecznym. Ale nawet takie osoby mają inne swoje pragnienia (jak podróże), pasje, zainteresowania a osiąganie i rozwijanie ich daje tylko dobry przykład dziecku.
Nie zapominajmy o innych, ale także nie zapominajmy o sobie. Całkowite poświęcenie się nie jest dobre. Żadna skrajność nie jest dobra 😉