Gilbert Kaplan miał 24 lata i był jednym z wielu dobrze zapowiadających się ekonomistów pracujących na nowojorskiej giełdzie.
Jeden z jego kolegów, pewnego dnia zaproponował:
– Może byś się wybrał ze mną na koncert do Carnegie Hall? W składzie orkiestry będzie nauczyciel mojego dziecka.
Gilbert z chęcią się zgodził. Lubił muzykę poważną. Jako dziecko uczył się nawet gry na fortepianie. W Carnegie Hall mieli grać II Symfonię Mahlera „Zmartwychwstanie”. Wolałby coś, co znał – Beethovena, Mozarta czy Bacha. Wszedł do sali koncertowej obojętny, bez żadnych specjalnych oczekiwań.
Wyszedł oszołomiony. Muzyka poruszyła go do szpiku kości. Nie mógł przestać o niej myśleć. Wspomina:
Poczułem się jakby przebiegła przeze mnie błyskawica. Muzyka objęła mnie wokół swoimi ramionami i nigdy mnie nie puściła.
Zamarzył by znaleźć się w środku. Wywoływać ją ruchami dłoni. Pozwolić jej przepływać przez siebie. Słowem, poprowadzić orkiestrę.
Marzenie dosyć powszechne. Nie ma chyba melomana, który by nie dyrygował swojemu odtwarzaczowi gdy nikt nie widzi. W rzeczywistości jednak wymachiwanie rękoma i podrygiwanie w rytm nagrania, nie ma wiele wspólnego z dyrygowaniem. Gdy przyjrzysz się temu co robi dyrygent, zauważysz, że jego ręce często wyprzedzają muzykę. Gdy np. pokazuje mocne uderzenie w kotły, przez chwilę nic nie słychać. Muzyk, nawet gdy ma pałki w pogotowiu, musi je jeszcze opuścić. Uderzenie słuchać zatem po chwili. Pokazując co będzie za chwilę, maestro równocześnie słucha uważnie tego, co się dzieje teraz. Gdy trzeba spowalnia albo przyśpiesza, gdy trzeba wycisza lub podgłaśnia. Musi także pamiętać o tym, co będzie za jakiś czas i z góry dać sygnał odpowiednim muzykom. Do tego dochodzi ciężka praca przed koncertem. Trzeba dać szczegółowe wskazówki i opanować muzyków (najczęściej zakompleksionych, złośliwych, przemądrzałych i niesamowicie biegłych). Prowadzenie orkiestry symfonicznej to naprawdę trudna sztuka. A prowadzenie orkiestry grającej II Symfonię Mahlera to cztery razy trudniejsza sztuka. Ponad stu muzyków, do tego prawie dwustuosobowy chór. Dwóch solistów. Prawie dziewięćdziesiąt minut muzyki.
Ponieważ sprawa była niemożliwa do zrealizowania, Kaplan zajął się ekonomią. Założył miesięcznik poświęcony inwestowaniu i osiągnął ogromny sukces. W ciągu następnych kilkunastu lat został milionerem oraz osobą o dużej reputacji w swojej branży.
Jednak jego miłość do symfonii Mahlera tak łatwo się nie poddała. Powoli przeradzała się w obsesję. Słuchał nagrań, jeździł na koncerty, zbierał pamiątki po Mahlerze, czytał co mógł. Ale to wszystko było za mało.
Po piętnastu latach, do czterdziestoletniego przedsiębiorcy dotarło że ma dwie możliwości. Może spróbować coś zrobić, albo może tylko mieć marzenie.
Pierwsza możliwość była bardzo ryzykowna. Łatwo zrobić z siebie głupca. Poważny inwestor i przedsiębiorca zabiera się za dyrygowanie. Bez żadnego wykształcenia muzycznego, bez doświadczenia, porywa się na Mahlera. Kolejny bogacz, któremu pieniądze przewróciły w głowie. Kolejny niedojrzały facet, który zamiast robić swoje, jak mały chłopczyk żyje dziecięcymi marzeniami. To nie byłby najlepszy zabieg z punktu widzenia PR-u.
A co będzie, jak nie wyjdzie? Co będzie jak muzycy nie będą słuchali? Jak każdy zacznie grać swoje i zamiast symfonii rozlegnie się chaos?
Czy nie lepiej zostać przy machaniu rękami przed drogim sprzętem hi-fi? Dźwięk jest przecież jeszcze lepszy niż w filharmonii. Po co ryzykować reputację?
Ale druga możliwość też wiązała się z ryzykiem. Kaplan mówi:
W życiu zawsze jest ryzyko, które podejmujesz lub nie. W moim przypadku były tylko dwa rodzaje ryzyka. Pierwsze, że zrobię z siebie głupca. Drugie, dla mnie znacznie większe, że przez całe życie będę zastanawiać się co by było, gdyby spróbował. Nie mogłem zdobyć się przez lata. Byłem zbyt przerażony by się odważyć. Ale w końcu…
…w końcu zdecydował się spróbować. Zbliżała się rocznica założenia jego czasopisma. Postanowił choć raz poprowadzić orkiestrę. Plan był prosty. Wynająć orkiestrę, zaprosić znajomych i wykonać ukochaną symfonię.
Wystarczy się przygotować. Po pierwsze partytura. Bagatela, dwieście dziewięć stron zapełnionych nutami. Wspomina:
Gdy zacząłem się uczyć, czułem, że nie robię żadnych postępów. Ucząc się przez dwa tygodnie, po dziewięć godzin dziennie, opanowałem zaledwie czternaście stron. To było zniechęcające. Ale wtedy uświadomiłem sobie, że przecież uczę się jednej strony dziennie. Nauka zajmie mi dwieście dziewięć dni. Kawałek po kawałku, ale robiłem postępy. To dało mi poczucie pewności.
Nie wystarczała znajomość nut. Kaplan, na prywatnych lekcjach uczył się także dyrygentury. Przygotowanie zajęło mu dziewięć miesięcy codziennej pracy po pięć – dziewięć godzin. Później mówił:
Gdybym wiedział, jakie to trudne, nigdy bym się na to nie odważył. Coś ci mówi idź do przodu podczas gdy logika mówi: nie rób tego. To tak jak z trzmielem. Od strony aerodynamicznej trzmiel nie jest zdolny do tego by latać. Jego waga, rozpiętość skrzydeł, to wszystko sprawia, że nie powinien nawet próbować. Ale o tym nie wie. I jakoś lata.
Lepiej podjąć ryzyko niż żyć z wyrzutami. Zawsze możesz zrobić więcej niż ci się wydaje. Największym problemem jest po prostu zacząć. Po prostu spróbuj. Zawsze możesz zrezygnować. To niesamowite jak niewiele osób próbuje cokolwiek zrobić, bo boją się uczynić pierwszy krok.
Pierwsze wykonanie II Symfonii pod batutą Kaplana było sukcesem. Do dziś Kaplan pracował z ponad trzydziestoma orkiestrami. Zaproszono go nawet na prestiżowy festiwal w Salzburgu, gdzie prowadził Londyńską Orkiestrę Symfoniczną. Od publiczności otrzymał niespotykaną, dziesięciominutową owację na stojąco. Płyty z jego wykonaniem symfonii, stały się bestsellerami.
Trzmiel, mimo, że nie powinien, poleciał. Niektórzy muzycy narzekają, że wykonania Kaplana nie są tak wielkie jak uważa publiczność i krytycy. Że sprawa jest rozreklamowania. Być może mają rację. Trzmiel nie jest owadem, który lata najpiękniej. Ale w odróżnieniu od narzekających, lata.
Czasem marzenie jest czymś, o czym staramy się zapomnieć. Czymś, co odsuwamy od siebie, tak długo, jak tylko się da. Wizja wydaje się zbyt nierealna. Logicznie rzecz biorąc nie powinniśmy mieć szansy na to, by ją zrealizować. Jak tam u ciebie? Czy jeszcze masz takie marzenie? Marzenie, którego nieco boisz się mieć? Coś, co jest zbyt nierealne by próbować? Dziś, zbyt nierealne, ale jutro… wszystko zależy od tego co dziś zrobisz.
Źródła cytatów:
[ratings]
Offtopic
Chciałem zgłosić, że na Pana stronie nie działa poprawnie formularz kontaktowy via mail. Próbowałem wysłać wiadomość za pośrednictwem przeglądarek Safari oraz Firefox pod systemem MacOS.
Piękna i bardzo inspirująca historia. Porzebujemy odwagi, by realizować swoje, nawet najbardziej szalone marzenia. Historia wydaje sie nieprawdopodobna, ale wlasnie dzieki temu mozna poczuc, ze niemozliwe moze byc mozliwe. trzeba chciec. tak malo i tak wiele.
Wojtku, dziękuję za informacje i przepraszam za kłopoty, zmieniłem własnie serwer i jeszcze ustawiam wordpressa. Zaraz naprawię.
Asiu, masz rację. Dla mnie jeszcze jeden wniosek: nie bać się zrobić z siebie głupca. Najwyżej będą się śmiali. Zbyt szybko i zbyt trwale budujemy wokół siebie granice bezpieczeństwa, bojąc się zaryzykować coś zupełnie nowego . Ponoć Krzysztof Kolumb powiedział:„Nigdy nie uda ci się przepłynąć oceanu, gdy nie odważysz się stracić z oczu brzegu.” Jeżeli chcesz iść do przodu, najpierw musisz odważyć się stracić z oczu to, co dobrze znasz. To bywa bolesne.
Zdaje sie, że największy kłopot mamy z ustaleniem tego czego naprawde chcemy….
A uzależnianie swoich działań od opinii innych ludzi zawsze jest błedem – pewnien amerykanski psychiatra napisał o tym książkę.
O której książce myślisz Iwono?
to banalne
mialam dla mysli faceta o nazwisku Wayne W. Dyer
: )
„Uzaleznianie swoich dzialan od opinii innych ludzi zawsze jest bledem” – nie zgadzam sie z ta opinia. Ja czesto miałam problemy z wyborami, waznymi, nawet bardzo waznymi, i zawsze odczuwalam jakis blok przed wazna decyzja. Czuje tez ze nie mam intuicji. Podobno wszyscy ją maja, ale ja jej nie mam. Bledem bylo to ze pytalam o zdanie ludzi, ktorzy byli egoistami czy tez narcyzami i tak naprawde przez chwile nawet nie zastanawiali sie nad tym, co moze byc dla mnie dobre.
Co do blędów i nauki na nich: zalezy o jakie błędy chodzi (kupie wino, ktore mi nie smakuje i voila nauczylam sie czegos). Jesli chodzi o znaczace, powazne decyzje to zycie jest za krotkie zeby powazne bledy popelniac i nalezy zrobic wszystko zeby bledow nie popelniac.
Sadze, ze kazdy ma w sobie potencjal do harmonii i dobrych decyzji ale nie zawsze latwo do niego dotrzec. Drugi czlowiek moze pomoc w tym pod warunkiem, ze nie jest narcyzem i powierzchownym egoistą.
Tak… fajnie że wreszcie Ktoś:) zainicjował, szczególnie w tym zakompleksiałym kraju, rozmowę na temat marzeń, że warto je nie tylko mieć ale i je realizować… Niechętnie używam słowa spróbować bo to jak lizanie torta, trzeba to zrobić, a czy wyjdzie czy nie czas pokaże, z reguły wychodzi bo do marzeń jak do niczego innego jesteśmy najbardziej zdeterminowani. Co do błędów , oczywiście zgadzam się w 100%, bo hasło „tylko głupcy popełniają błędy” jest pisane przez tych mało aktywnych, etatowcow, bez marzeń…
Gratuluję bloga, trochę odbijałem się między dwoma poglądami na temat pozytywnego myślenia i „zakorzenienia” w realnym świecie , ale wyjaśniłeś to Wojtku w swoi blogu bardzo trafnie. Gratuluję i szczerze życzę wytrwalości choć pewien jestem że akurat tego nie zabraknie w myśl moich powyższych słów…
tak to już jest jak się czyta kilka rzeczy jednocześnie… oczywiście nie Wojtku tylko Zbyszku. Przepraszam najmocniej i pozdrawiam serdecznie wszystkich… i Wojtków i Zbyszków…