Gdy nie masz siły spróbować jeszcze raz

Często perspektywa zrobienia czegoś nowego jest dla nas jak skok w przepaść.

Co będzie, jak zrobię to źle? Czy sobie poradzę? Czy nie dam plamy? Czy nie zawiodę? Czy będę miał dość siły?… Dlaczego życie nie może być spokojne, pozbawione napięć, dlaczego nie mogę po prostu robić swojego?

Czasem nasz strach przed roztrzaskaniem się jest jawny: wiem, że się boję, nie mogę nocami spać, nie mogę spokojnie myśleć o tym, co mnie czeka.

Czasem – i to jest gorsze – ukryty jest pod różnymi przebraniami: To nie jest właściwa pora. Muszę się jeszcze lepiej przygotować. Nie wolno tak na wariata. Jestem zbyt poważnym człowiekiem na szaleństwo. Przecież nie jest tak źle. Nie będzie mi tutaj ktoś mieszał w głowie…

Sprytnym przebraniem jest przekonanie, że: …nie mam siły już próbować; i tak nic z tego nie będzie; …już za dużo razy próbowałem by kolejna próba miała sens; …się do tego zupełnie nie nadaję; …moja siła i wola walki się całkowicie wyczerpały.

Viktor E. Frankl (jeden z największych terapeutów, więzień obozów koncentracyjnych), w swoje książce „Człowiek w poszukiwaniu sensu” opisał sposób w jaki możne pobudzić się do właściwego działania. Rada ta zawiera się w maksymie:

Żyj tak, jakbyś żył po raz drugi, i tak jakbyś za pierwszym razem postąpił równie niewłaściwie, jak zamierzasz postąpić teraz!

Długo te słowa nie docierały do mnie.

Któregoś dnia, gdy kilka przedsięwzięć na które liczyłem skończyło się klapą, gdy nie udało mi się doprowadzić do końca tego, na czym mi zależało, gdy z jednej strony zawiedli mnie ludzie a z drugiej zawiodłem siebie sam (a to było bez porównania boleśniejsze), siedziałem zgarbiony na pomarańczowym, wytartym fotelu w swoim biurze.

Za oknem późny piątek. Trzeba było wstać i wrócić do pustego domu. Żona i córki wyjechały do dziadków. Wracając zastanawiałem się czy nie machnąć ręką na wszystko, nie kupić jakiejś butelki wina i nie przesiedzieć do rana gapiąc się w telewizor.

Nie kupiłem bo nie chciało mi się iść do sklepu. Nie włączyłem telewizora bo bez wina mnie nudzi. Położyłem się do łóżka i gapiąc się w smugi światła na suficie, oddałem się rozgoryczeniu i żałości nad swoim ciężkim życiem.

Czy nie ma czegoś przyjemnego w takim rozczulaniu się nad sobą? Och, co za pytanie. Rozkoszowałem się zatem tym wszystkim, aż coś we mnie zaczęło mi psuć nastrój.

– No i co z tego wyniknie?

– A co mnie to obchodzi… przecież widzisz, że nic mi się nie udaje…

– Widzę, że masz ochotę się poddać

– Tak, mam ochotę i tak zrobię. Już daj mi spokój z tym swoim pouczaniem, podpowiadaniem i popychaniem. Jestem biedny, nieszczęśliwy i życie w ogóle jest niesprawiedliwe…

– Tylko…

– Weź się wreszcie zamknij! Pozwól mi porozpaczać.

– Nie ma sprawy. To nawet dobry pomysł. Posłuchaj tylko, przypomniałem sobie, to co kiedyś czytałeś: Żyj tak, jakbyś żył po raz drugi, i tak jakbyś za pierwszym razem postąpił równie niewłaściwie, jak zamierzasz postąpić teraz. Wyobraźmy sobie, że się poddałeś. Co najgorszego mógłbyś zrobić?

– Czy ja wiem? Mógłbym zacząć wariować.

– Tylko tyle? Założę się, że byłoby cię stać na wiele równie koszmarnych rzeczy.

– Mógłbym zacząć pić, rozwalać rodzinę, kraść, ćpać, mógłbym.. wiesz, w końcu strzelić sobie w łeb…

Coś we mnie na boku: – Naprawdę?! Jak zwykle przesadza. Skąd niby by wziął ten rewolwer? Głośno:

– Dobra. Wyobraź sobie, że tak właśnie zrobiłeś. Rozwiązałeś swoje problemy, zrobiłeś to wszystko złe, co teraz ci przychodzi do głowy. Było jak było, zrobiłeś cokolwiek złego zamierzasz. Czas biegnie do przodu, twoje życie mija. Jesteś zgnuśniałym starcem, który przeżył życie rozczulając się nad swoim losem i trzymając się z daleka od działania, stertą bielejących kośćmi albo szarym prochem… Masz to?

– Tak jakby.

– A teraz pomyśl, że ktoś cofnął czas. Wróciłeś do tego momentu. Żyjesz po raz drugi i wszystko pamiętasz.

Nie wiem co sobie odpowiedziałem. Musiałem usnąć.

Rano obudziłem się ze słowami… jakbyś żył po raz drugi, a za pierwszym razem zrobił to, co złego teraz zamierzasz.

Skoro żyję po raz drugi, przecież nie będę robił tej samej głupoty! Wstałem, ubrałem się i ruszyłem z powrotem do biura. Czułem ochotę by spróbować jeszcze raz. Choćby miał to być skok ze skały.

Docierało do mnie, że nie udało mi się poprzednim razem bo starałem się być zbyt przygotowanym. Zamiast skoczyć próbowałem wybudować wygodny most przez przepaść. Starałem się zbyt dokładnie zabezpieczyć przed możliwą porażką. Nad zbyt wieloma sprawami chciałem mieć pełną kontrolę. W efekcie okazja minęła, a ja zostałem z niepotrzebnymi do niczego linami asekuracyjnymi, podestami i rusztowaniami .

Skoro i tak, to co najgorsze już za mną (ciągle pozwalałem bawić się swojej wyobraźni w zabawę Frankla) co takiego strasznego w tym, że ktoś mnie wyśmieje, że nikomu się nie spodobają moje pomysły, że wszystko zakończy się klapą…Mogę sobie na to pozwolić. A może lot w dół uruchomi we mnie instynkty i nagle okaże się, że mam w zanadrzu dość materiału i umiejętności by po drodze zbudować skrzydła?

Szedłem coraz energiczniej, ale nagle dotarło do mnie, że coś jest nie tak. Wszędzie było pełno ludzi. W sobotę o siódmej rano jest prawie pusto. Co im się stało? Ludzie się gdzieś śpieszyli, tramwaje jeździły pełne. Energia kipiała.

– Kurcze, czy oni też postanowili zacząć od nowa nie czekając na poniedziałek?

Popatrzyłem na godzinę. Nie chce być inaczej. Szósta czterdzieści pięć.

Popatrzyłem jeszcze raz. Tym razem na datownik. Piątek, nie sobota.

A jednak cofnąłem się  w czasie!

Choć niewykluczone, że pomyliłem się poprzedniego dnia. To czasem mi się zdarza, szczególnie na wakacjach i szczególnie wtedy, gdy nikogo nie ma w domu a ja jestem pochłonięty pracą. Ale kto wie…?

[hr]

Zdjęcie: Rberteig

10 komentarzy

  1. Mocne. Druga część brzmi jak list z osobistej linii frontu.
    Piszesz, że kilka przesięwzięć nie wypaliło. U mnie już same pomysły jeden po drugim umierają mi na rękach. Ostatnio zauważam, że jeszcze kilka lat temu miałem ich pełno, a teraz te same wydają się być coraz mniej wykonalne, słabe. W ogóle nowych pomysłów coraz mniej. Kiedyś problemem było wytrwanie w walce o osiągnięcie celu, a teraz szukam czegoś o co warto walczyć. No to sobie ponarzekałem 🙂

    • Dzięki za komentarz Macieju. To opowieść sprzed jakiegoś czasu. Przypomniałem sobie o niej, bo ostatnio komuś chciałem wytłumaczyć kilka rzeczy. Pomyślałem, że komuś jeszcze może się to przydać.
      Myślę, że odrobiłem swoje zadanie i nauczyłem się „skakać w dół i budować skrzydła po drodze”. Przedsięwzięcia ciągle nie wychodzą, ale staram się nie tracić czasu na przygotowania. Po prostu skaczę i martwię się później. Właśnie jestem w trakcie takiego bardzo udanego przedsięwzięcia, które wziąłem z rozbiegu (pewnie napiszę kiedyś o nim . Do kolejnego projektu już wziąłem rozbieg. Jeżeli chodzi o pomysły – to najmniejszy problem. Najważniejsze to znaleźć ludzi, dla których chce się coś robić. Pomysły przychodzą same, gdy ich słuchasz. Jeżeli nie zwlekasz i masz odwagę szybko działać, dopracowujesz je w logiem. Pomysły wymagają ruchu (w każdym razie u mnie).

      • Czy ty Zbyszku naprawdę uważasz, że wobec, przykładowo, zestrzelenia samolotu nad Ukrainą jakiekolwiek twoje marzenia i projekty (i każdego innego projektanta) są cokolwiek warte? Nie widzicie, jak zło jest lekko traktowane przez świat? Zabicie człowieka to niesłychanie wielka zbrodnia – większa niż się wydaje przeciętnemu osobnikowi „układającemu sobie życie”. Większa niż wasze potwierdzenia moich słów. Ja np. brzydziłbym się robić coś dla tego świata, który w swojej ignorancji tego nie rozumie. Zresztą, wokół i tak sam debilizm nie patrzący dalej niż czubek własnego nosa, niezależenie od tzw. środowiska.

  2. Tak Bartku, uważam.

    Mogę tylko napisać, że współczuję ci stanu w którym się znalazłeś. To musi być bardzo ciężkie widzieć wokół siebie samo zło i debilizm. Szkoda mi ciebie, bo na pewno możesz wiele dać ludziom – tym bliższym i dalszym.

    Jest taka trochę ckliwa opowieść o kobiecie, która zbiera rozgwiazdy, które morze wyrzuciło na plażę. Zbiera je i wrzuca z powrotem do wody. Podchodzi do niej ktoś i mówi: – Ale przecież i tak pani niczego nie zmieni, niech pani patrzy, jak dużo ich jest, to bez różnicy czy pani wrzuci kilka … – Może i bez różnicy z perspektywy świata – mówi – ale to duża różnica z perspektywy tej jednej którą wrzucę.

    To, że zło dzieje się w świecie powszechnie i że wielu rzeczy nie zmienisz, nie jest żadnym wytłumaczeniem. Twoim zadaniem jest dawać dobro w takiej skali jak możesz. Dawać dobro swoim bliskim, ludziom w twoim zasięgu i sobie samemu. Twoim pieprzonym obowiązkiem jest żyć pełnią życia, właśnie dlatego, że za dużo jest na świecie zła. Moje życiowe motto to słowa świętego Ireneusza: Gloria Dei vivens homo (Chwałą Boga jest człowiek w pełni żyjący). Walczymy ze złem żyjąc w pełni. Przeraża cię zło – zacznij od siebie. Zacznij żyć, przestań do cholery gadać głodne kawałki i mówić o debilizmie wokół.

    Co ty zrobiłeś dziś dobrego by rozliczać świat i innych ze zła? Kto ci dał prawo oceniać ludzkie pragnienia „układania sobie życia”? Obudź się człowieku. Rozejrzyj się wokół. Ściąg swoje koślawe, czarne okulary. Przestań marudzić. Przestań szukać tandetnych wymówek i usprawiedliwień dla własnej bezczynności.

    Piszę takie teksty jak ten, by dać ludziom odwagę do tego by się podnieść. Ale twój komentarz mnie dobił. To nie jest kwestia odwagi, to kwestia decyzji. Niektórzy ludzie po prostu chcą tkwić w użalaniu się nad sobą, wyszukiwaniu powodów dla których i tak nic nie warto zrobić, pocieszaniu się, że inni są debilami i bezczynności… To kwestia wolnego wyboru a nie braku sposobu. Właśnie skończyłem pisanie takich tekstów. To był ostatni tekst dla tych, którzy nie mogą się zdecydowć czy iść dalej czy tkwić na poboczu. Żebym stanął na głowie to i tak cię nie przekonam. Twój wybór. Moim wyborem jest pomagać tym, którzy już działają i którzy podjęli decyzję by iść do przodu.

    • Nie było moją intencją prowadzenie dywersji tutaj ani tym bardziej „dobijanie” ciebie czy kogokolwiek. Przepraszam, że mój wpis wywołał takie negatywne emocje. Przepraszam też za posyłane tu i ówdzie przytyki względem ludzi aktywnych. Wiadomo, tak naprawdę wam zazdroszczę.
      A propos ostatnich wpisów, to też mój ostatni. Nic dobrego z mojego komentowania nie wynika, jak widać. A ciebie Zbyszku zachęcam mimo wszystko (nie chciałbym sobie schlebiać i wierzę, że to nie moje wpisy są głównym powodem twojej decyzji o końcu; aczkolwiek obiecuję ci moje milczenie) do dalszego publikowania. Wszystkie twoje teksty mieszczą się w jednym ogólnym temacie, ale każdy dotyka innego aspektu, odcienia sprawy.
      Pozdrawiam.

  3. Panie Zbyszku, a jeśli ktoś czuje się w rozsypce i próbuje, ale te próby to jak w przedszkolu „10 miny zabawy zabawka i frustracja ze nie wiemy jak się nią bawić, lub odrzucenie jeśli nam coś nie wychodzi”
    Powiem to głośno – „brakuje mi siły i mam już dosyć”. Stres jest mega duży, mam wrażenie, że na niego więcej poświęcam czasu i siły niż na zadanie. Stresuje się i jednocześnie wykonuje zadanie. Nie chce mieć poczucia, że nic nie robię. Czasem wychodzi , że działam, czasem mój umysł nie mam już sił. Obserwacja z 3 ostatnich miesięcy – Zadania słabo mi wychodzą- nie tak jak zawsze – nie poświęcam się im w pełni, nie pracuje w skupieniu, nie widzę rezultatów. Staram się, próbuje jeszcze raz. Ale każda próba jest taka niepełna, nieudolna. I nie wiem co ja robię źle, z czego to wynika.

    • Migotko, powody mogą być różne. Czasem ten brak siły to lata nawyków i zaniedbań. Czasem ludzie przez pół życia odchodzą wokół, to co niewygodne, a potem chcą w ciągu dnia czy dwóch całkiem się przestawić. To tak, jakby ktoś chciał przebiec maraton tydzień od momentu, w którym zaczął biegać. Nasze „wewnętrzne mięśnie” wymagają długotrwałych żmudnych ćwiczeń. Nie ma dróg na skróty. To normalne, że nienawykli do działania szybko się nużymy, rozpraszamy i poddajemy. Z czasem będzie lepiej. By przebiec maraton najpierw trzeba przebiec kilometr. 10 minut skupionej pracy to dużo. Jeżeli się nie poddasz to za jakiś czas zrobi się z tego 12 minut, potem 20 itd. Często poddajemy się, bo mamy w głowie wygórowane oczekiwania na swój temat. Dawniej takie wyobrażenia na swój temat nazywano po prostu pychą. To pycha oczekiwać, że będę zawsze skuteczny i efektywny. Skuteczna praca polega na tym, że się robi to, co trzeba zrobić, a nie na tym, że się dobrze czuje. Nie skupiaj się tak bardzo na sobie. Skup się na tym: co robisz, dla kogo to robisz, po co to robisz.
      Inny powód nieumiejętności skutecznego działania: robisz nie to, co powinnaś. Zrezygnuj z tego i zajmij się czymś innym.
      Trzeci powód: nie umiesz odpoczywać i regenerować sił.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam 🙂

  4. ” Czasem ten brak siły to lata nawyków i zaniedbań. Czasem ludzie przez pół życia odchodzą wokół, to co niewygodne, a potem chcą w ciągu dnia czy dwóch całkiem się przestawić. To tak, jakby ktoś chciał przebiec maraton tydzień od momentu, w którym zaczął biegać. Nasze „wewnętrzne mięśnie” wymagają długotrwałych żmudnych ćwiczeń”
    Genialne! Dla mnie dla osoby lubiącej aktywność fizyczną, takie obrazowe przedstawienie jest niezwykle wymowne. I właśnie znalazłam odpowiedz na pytanie które chciałam zadać: co robić kiedy nam coś nie wychodzi, albo czujemy, że wysiłek jaki wkładamy w daną czynność jest ogromny a progres nie chce przyjść?…….ćwiczyć nasze wewnętrzne mięśnie.
    Ale zadam inne pytanie. Jak zwalczyć swój wewnętrzny głos który nam szepcze: od lat próbujesz się nauczyć obcego języka, od lat próbujesz nauczyć się „zaległej matematyki”, od lat próbujesz……. jesteś na to za stara, przecież większość z nas zdaje sobie sprawę, że z wiekiem trudniej nam jest przyswajać nową wiedzę, może nie masz do tego talentu, może jesteś za mało inteligentna, może to jest za trudne dla Ciebie skoro inni już tę wiedzę nabyli a często zaczynali później niż Ty i mniej się angażowali?

  5. Dziwny przypadek (a mozenie ma przypadkow lub wszystko jest przypadkiem) sprowadzil mnie w to miejsce, ale juz wiem po przeczytaniu twoich (przepraszam, ze od razu tak bezposrednio, ale to ulatwia proces komunikacji) refleksji wiem, ze warto bylo. Zreszta juz jestem po lekturze samodyscypliny i zastosowalem wariant ze sorytna wola i od deoch godzin mam komfort bo nie musze sie sorawdzac i silowac.
    Dziekuje i pozdrawiam
    Robert

  6. Dzięki Zbyszku, świetny tekst, a co ważniejsze ważna treść. Właśnie kończyłem lekturę Frankla i nie mogłem zrozumieć tej metafory. Twoja interpretacja bardzo mi się podoba i biorę ją dla siebie.`

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *